Cała drżałam, a popoliczkach spływały mi strumienie łez. Ledwo widziałam kolejne literki, które ztrudem stawiałam na białej kartce. To była chyba najgorsza rzecz w moim życiu,jaką było dane mi zrobić… Nigdy, w najgorszych snach nie myślałam, że będę musiała,żegnać się z najbliższą mi osobą poprzez żałosny list. A ta bezduszna istota,której nie potrafię nawet nazwać człowiekiem, siedziała przede mną i patrzyłasię na to z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. Cieszyło ją moje cierpienie,miała z tego tak wielką satysfakcję…
-Kończjuż.- Poleciła swoim obojętnym, pozbawionym wszelkich uczuć głosem. Podpisałamsię jeszcze i odłożyłam kartkę. Nie miałam nawet pewności, że Tom otrzyma tenlist…- Teraz czas na zabawę.- Uśmiechnęła się szyderczo i pchnęła mnie do tyłuprzez co wylądowałam plecami na twardej podłodze. Nie miałam sił się bronić,byłam już wycieńczona. Straciłam już nawet poczucie czasu, nie mam pojęcia jakdługo tu mnie przetrzymuje…- Zawsze chciałam być lekarzem, wiesz?- Spojrzała namnie, a w jej dłoni spostrzegłam ten sam skalpel, którym groziła mi nalotnisku.- Lubisz horrory? Bo zamierzam ci jeden zafundować. Będzie to hmm… Masakraskalpelem? Trochę tandetny tytuł, ale to nieistotne… Ważne, że będzie bolało ibędzie dużo krwi. A twoje piękne ciałko przestanie być piękne…
-Przestań.Jesteś chora… Jak możesz to wszystko robić z taką zimną krwią? Przestań.- Niewierzyłam, że do niej dotrę, ale jedyne co mogłam to mówić. To była moja jedynaobrona…
-Oh,masz rację… Wybacz.- Zakpiła patrząc mi prosto w oczy.- Nie traćmy czasu, muszęsię stąd zaraz zmywać. Także sorry, ale nie pogadamy sobie.
-Nierób tego.
-Tak,mów do mnie jeszcze. Nakręcasz mnie.- Stwierdziła z zadowoleniem po czymrozerwała moją bluzkę. Byłam zszokowana. Nie miałam pojęcia, co zamierza ze mnązrobić. Wyglądała jak jakiś potwór z najgorszych horrorów. Psychopata zprawdziwego zdarzenia, przerażała mnie samym wyrazem twarzy… Była taka pełnanienawiści… Nie dało się jej określić. Ja tylko czułam bicie mojego serca i mójprzyspieszony oddech. Nie wiedziałam, że można, aż tak się czegoś bać. Nigdywcześniej nie doświadczyłam tak potężnego uczucia. Miałam wrażenie, że mój mózgprzestaje pracować. Byłam ogarnięta jedynie przez strach…
Niebyłam w stanie już nic więcej z siebie wydusić, to nawet nie miałoby sensu. Onanic sobie z tego nie robiła. Doskonale miała wszystko zaplanowane i w żadensposób nie można było do niej przemówić. Wiedziałam, że to już koniec…Zacisnęłam mocno dłonie w pięści, zamknęłam oczy i mocno ścisnęłam zęby. Toniewiele pomogło, nie minęła chwila jak poczułam niepohamowany ból rozcinającejsię skóry na moim brzuchu. Miałam ochotę jedynie wrzeszczeć, ale po moichpoliczkach spływały tylko łzy… A sama marzyłam teraz o śmierci… Więc miałamnadzieję, że nadejdzie ona jak najszybciej. Że ta psychopatka przestanie sięnade mną pastwić i po prostu to zrobi… Przed oczami miałam tylko Toma, naszychsynów. Moich najbliższych. Najpiękniejsze wspomnienia z mojego życia…
Czułam,że tracę przytomność z bólu. Uchyliłam jeszcze powieki, niemal nie widziałamnic… Ale doznałam nieodpartego wrażenia, że ktoś tu jeszcze jest. Toidiotyczne, ale wydawało mi się, jakby ponad ziemią unosiła się jakaś postać. Wdodatku bardzo mi znajoma. Zbliżała się do mnie i po chwili była tuż obok,czułam jej rękę na swoim ramieniu… Wtedy też dostrzegłam kolejną postać, równieznajomą… I nagle ból, który czułam znacznie zelżał. Usłyszałam huk, jakby cośspadło na ziemię… I zaraz wszystko zniknęło.
#
-Tom, co ci przyszło do głowy?-Wokalista spojrzał na brata, który jakimś cudem był przytomny. Wyglądałokropnie, był blady i w ogóle nie przypominał prawdziwego Toma Kaulitza.Patrzenie na niego w takim stanie było przygnębiające. O ile można było czućsię jeszcze przygnębionym zważając na wszystkie wydarzenia, które miały miejsceostatnimi czasy.
-Zrobiłbyś to samo na moimmiejscu, jesteś jeszcze słabszy niż ja.- Odparł dosyć cicho. W jego głosie niebyło słychać energii, ani jakichkolwiek chęci do życia. To było przerażające.On cały był przerażający.
-Nie prawda. Ja nigdy bym się niepoddał.- Rzekł surowo.
-Tak naprawdę nie masz pojęcia coto znaczy!
-Ja? Ja nie mam pojęcia?Zapomniałeś już, że Sara nie żyje? Mimo wszystko była dla mnie kimś ważnym iteż trudno było mi się z tym pogodzić. A Carmen przecież… nawet nie znaleźlijej! Więc skąd masz pewność, że nie żyje? I co by było, jakby udało ci się zabić,a ona znalazłaby się cała i zdrowa? Co wtedy, Tom? Naprawdę popełniłeśgłupstwo!
-Dobra Bill, wiem o tym. Chybapowinieneś już iść, jestem zmęczony…- Mruknął przymykając powieki. Nie miałochoty słuchać dłużej jakichkolwiek kazań ze strony kogokolwiek. Miał dosyćtych wszystkich rad. Każdy mówił mu, co powinien robić… A to było znacznietrudniejsze. Przecież sam doskonale wiedział, co powinien, lecz co z tego? Niemiał w sobie tyle siły, ani chęci.
-Martwię się o ciebie. Wszyscysię martwią… Tak samo, jak o Carmen. Ale musimy wierzyć, że nic jej nie jestTom… Bo tylko to nam zostało. Melanie… gdy jej o tym powiedziałem, nazwała mniekretynem, że w ogóle przyszło mi do głowy, że jej siostra mogłaby nie żyć.Wiem, że była w szoku… Zareagowała właściwie lepiej niż się spodziewałem… Alemusisz wiedzieć Tom, że każdy z nas to przeżywa w głębi siebie… Jednak każdy znas też musi dalej żyć, wytrwać i ty też.- Mówił nie zważając na to, że jegobliźniak nie ma ochoty go słuchać. Musiał zrobić cokolwiek byle się niewycofywać.- Nie możemy stracić jeszcze ciebie…
-Najpierw mówisz, że trzebawierzyć, a potem jakby ona naprawdę nie żyła. Zdecyduj się, Bill. I proszę idźjuż, chcę spać.- Powiedział dosyć chłodno zupełnie, jakby nie obchodziły gosłowa brata. Czarnowłosy nie zamierzał dłużej go męczyć i posłusznie wstał zmiejsca kierując się do wyjścia. W końcu zależało mu także na jego zdrowiu.
-Wpadnę jutro, trzymaj się Tom.
#
-Gdzieja jestem?- Upłynęło sporo czasu zanim zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestemzdezorientowana w swojej sytuacji. W międzyczasie zdążyłam zemdleć… Ledwo udałomi się zatamować krwawienie, to było właściwie jedyne, czego byłam pewna, żemuszę zrobić. I wiedziałam jak. Cała reszta była dla mnie niewyjaśnionązagadką… Wszystko mnie bolało, a najbardziej brzuch. Ten paraliżujący ból niepozwalał mi na racjonalne myślenie, z każdą chwilą było coraz trudniej wpaść nacoś sensownego. Chciałam się jedynie wydostać z tego dziwnego domu… Problem wtym, że nie wiedziałam, co dalej? Dokąd mam iść? Nie mam pojęcia, gdzie jestem.Czy w ogóle w Niemczech? A jeśli coś mi się stanie po drodze? Teraz, kiedyudało mi się wyjść niemal cało z opresji niczego tak nie pragnę, jak dalej żyć!Boję się, że nie dotrwam. Że zanim uda mi się wrócić do domu umrę zwycieńczenia, albo dostanę jakiegoś zakażenia… Gdybym chociaż miała tu telefoni mogła do kogoś zadzwonić! Mogłam jednak liczyć tylko na siebie… Liczył sięczas, więc w końcu musiałam ruszyć do przodu. Wyszłam z tego okropnego budynkui pierwsze, co to ucieszyłam się z dostępu do świeżego powierza, ale na tym sięskończyła moja radość. Dookoła bowiem znajdowały się same drzewa i do tego byłodosyć ciemno… Przerażała mnie myśl, że mam sama wejść w głąb ciemnego lasu…Lecz z drugiej strony co mi pozostało? Albo zginę w tym miejscu, bo sięwykrwawię, albo z innej przyczyny lub w tym lesie zaatakowana przez jakiegośpsychopatę, albo dzikie zwierzę. Co za różnica? Idąc tam chociaż spróbuję jakośsię wyratować… Bo przecież mam dla kogo.
Niewielemyśląc ruszyłam przed siebie starając się nie myśleć o strachu, który ciągletkwił we mnie ogarniając moje wszystkie myśli. Starałam się go z siebie wygonićpoprzez miłe wspomnienia… Chciałam bardzo myśleć o czym pozytywnym, czymkolwiekbyle tylko nie o tym przerażającym otoczeniu i fakcie, że jestem zupełnie sama.Czułam się, jak w jakimś horrorze. Za każdym razem gdy usłyszałam jakiśszelest, czy nadepnęłam na jakąś gałąź… Najmniejszy hałas, czy inny dźwiękprzyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Wytężałam wzrok chcąc być jaknajbardziej czujna… I nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Może to tylkozły sen? A za chwilę Tom mnie obudzi i będę mogła się do niego mocno przytulićpo czym już wszystko, zawsze będzie dobrze…
#
Po raz kolejny został zbudzonyprzez sen. Każdy, który przyśnił mu się tej nocy, był o niej… To byłoniesamowite uczucie móc znowu ją widzieć, słyszeć, a nawet złudnie czuć. Bochoć to było coś nierzeczywistego wydawało mu się tak bardzo realne. Zupełnie,jakby działo się naprawdę. Budził się z uśmiechem na twarzy pomimo tegowszystkiego, co ostatnio przeszedł. I z nową nadzieją… Przez resztę czasu,kiedy nie mógł już zasnąć doszukiwał się jakiegoś drugiego dna w tych snach.Pragnął wierzyć, że coś znaczą i że odmienią jego życie. Przecież nie razzdarzało mu się, że miał jakieś przeczucie… I często słusznie. Więc może i tymrazem? Cieszył się, że Claudia znalazła go w porę i nie pozwoliła mu umrzeć.Teraz mógł czekać na powrót Carmen z nowymi nadziejami.
-Witaj, Tom.- Z samego rana w jego sali zjawiła się osoba,której najmniej się spodziewał. Można nawet rzec, że zapomniał o jej istnieniu,choć była jego rodzoną matką. Był zaskoczony jej widokiem.- Naprawdę nierozumiem, jak mogliście nic mi nie powiedzieć! Jestem waszą matką. Mimowszystko chyba…- Rzekła z wyrzutem w głosie podchodząc do jego łóżka.- Co ciprzyszło do głowy dziecko?
-To chwilowy kryzys.- Mruknął niebardzo wiedząc, co miałby jej odpowiedzieć. W ogóle czuł się nieco dziwnierozmawiając z nią po tak długim czasie. Sądził raczej, że nie zobaczą sięprędko.
-Na szczęście nie pozwolili cidokonać tego głupstwa. Ale jestem wściekła w ogóle, że o wszystkim dowiadujęsię z mediów! Jak można nie poinformować własnej matki? Może i nie układa sięnam… Ale przecież jesteście moimi dziećmi.
-Wiem, wybacz. Nikt nie miał dotego głowy…
-Zdaję sobie z tego sprawę, aletakie rzeczy powinno robić się automatycznie wręcz.
-No, a co mieliśmy ci właściwiepowiedzieć? To nie są zbyt radosne nowiny.
-Wiem, przykro mi… Nigdy nielubiłam Carmen, ale mimo wszystko nie zasłużyła na taki los…
-Nie mów, jakby umarła.- Skarciłją wyraźnie niezadowolony. Miał wrażenie, jakby jego matka odgrywała właśniejakąś żałosną scenę. A przez chwilę wydawało mu się, że może jednak coś do niejdotarło.- Carmen wróci, jestem pewien, że nic jej nie jest. Jest nam potrzebna…
-Miejmy nadzieję. Naprawdę nieżyczę jej źle. Nawet najgorszym wrogom nie wolno tak życzyć! Nie jestem, aż takpodła.
-Szczerze mówiąc nie wiem, czymogę ci jeszcze ufać, mamo. Nie raz zraniłaś moją żonę i mnie. Nie mówiąc już oBillu… To trudne wybierać między miłością do kobiety, a matką.
-Ja zawsze chciałam dla was jaknajlepiej i to było po prostu moje zdanie… Jesteście jeszcze młodzi, zbytmłodzi.
-Jesteśmy wystarczająco dojrzali.
-Właśnie to udowodniłeś lądując wszpitalu.- Zironizowała.- Prawie straciłeś życie i to już nie pierwszy raz. Tojest dojrzałość według ciebie?
-Akurat wcześniej nie miałem nato wpływu! A teraz tylko się pogubiłem… I przestań ciągle mnie krytykować. Mojażona gdzieś zniknęła, a ty nadal prawisz te swoje kazania. Zrozum wreszcie, żesam będę decydował o swoim życiu.
-W takim razie nie będę się już wogóle odzywać. Tylko nie wiem, jak się to dla was skończy… na razie niewychodzicie najlepiej na tych swoich „dojrzałych decyzjach”.
-Jasne… Może już lepiej idź,denerwujesz mnie tylko, a chyba mi nie wolno.
-Oczywiście. Spotkam się zBillem.
-No tak, musisz przecież jeszczejemu dowalić…
-Tom, daruj sobie proszę.Wypoczywaj i dochodź do siebie. Spotkamy się, jak już wyjdziesz… Może wtedybędzie lepiej.- Podsumowała zmierzając do wyjścia.- Trzymaj się synu, dozobaczenia.- Kolejne spięcie z matką na pewno nie sprawiało, że czuł sięlepiej. Chyba nie potrafił już wierzyć w jej dobre intencje. Wyrządziła mu tylekrzywdy, choć powinna być ostatnią osobą przez, którą mógłby kiedykolwiekcierpieć… Ale nie chciał się tym zadręczać. Nie teraz… Teraz miał znaczniewiększe problemy, z którymi musiał się uporać. Największym był on sam i jegobrak sił…
###