Stałam jak ten słupsoli za kulisami, nie mogłam się ruszyć. Po prostu zamarłam. Tamjest mnóstwo ludzi! Boże, kilka tysięcy fanek Tokio Hotel...a ja zaraz mam tam wyjść i grać! A jeżeli się pomylę? Ja niemogę tam wyjść, ja nie umiem grać! Ja zemdleje... umrę nascenie! Po prostu się ośmieszę i tyle. Przecież trema mnie zeżre,nigdy jeszcze nie występowałam przed taką publicznością...
-Carmen, wchodzisz zapięć minut, jako pierwsza!- usłyszałam koło siebie jakiś głos,nawet nie wiedziałam kto to jest. Byłam taka zdezorientowana, żenie wiedziałam co się dzieje... wszędzie kręcili się jacyśludzie, słyszałam tylko hałas... zamrugałam oczami, w końcudoszły do mnie te słowa...
Wychodzę PIERWSZA!?
-ej, spokojnie...przecież wszystko umiesz, będzie dobrze.- poczułam na ramieniupocieszająca dłoń Billa, uśmiechnęłam się do niegoniewyraźnie. Żeby wiedział, jak ja się czuję... jeszcze chwilai na prawdę mi się coś stanie... albo ucieknę!
-Bill, ja tam niewyjdę...- wydukałam ledwo łapiąc oddech, chłopak zmarszczyłbrwi uważnie mi się przyglądając...
-wyjdziesz.
-ale... ale.. jak im sięnie spodobam? Ja... ja... może, nie będę grała tej solówkitakiej długiej...na początku?
-ale Carmen, to musi być,inaczej nie da się zacząć.- stwierdził cały czas sięuśmiechając- nie denerwuj się tak. Grasz świetnie, nie masz sięczym martwić. Nasze fanki nie są złe, na pewno cię polubią...
-dwie minuty!- znowu tengłos... aż mi się zrobiło gorąco i to wcale nie byłoprzyjemne... ja zaraz muszę wyjść i tam zagrać... jeszcze nigdytak bardzo się nie bałam... to jest coś strasznego... tak, jaodważna Carmen boje się.. no mówiłam, że mi się cośpoprzestawiało... jak to w ogóle możliwe, że ja tak bardzoto przeżywam?! Spokojnie... trzeba głęboko oddychać... pokażęwszystkim, że potrafię... pokaże, to mojej siostrze... mojejprzyjaciółce... a nawet moim rodzicom, dla których nicnie znaczę, którzy zawsze uważali mnie za wielkie zero... ipokażę też tym głupim dziewczyną, które mnie dzisiaj ranowkurzyły, a przede wszystkim pokażę samej sobie... że potrafięrobić coś w życiu, że jestem wielka... i wcale nie jestem nikim.
-wchodzisz!- to byłostatni wyraz, który usłyszałam... zostałam wręcz wypchanana tą ogromną scenę... myślałam, że stanę tam jak wryta, alenie... nie mogę się zbłaźnić... tu są kamery, a te dziewczynyczekają na koncert, żeby zobaczyć swój ukochany zespół...
Stanęłam na swoimmiejscu, ogarnęłam wzrokiem całą halę, co raczej nie byłodobrym pomysłem, bo aż mi się nogi ugięły... Gustav jużsiedział przy perkusji...
Odetchnęłam głębokokilka razy i jak przystało na Carmen, Alyson May, wzięłam się wgarść... nie minęła chwila jak moje palce same zaczęły grać...przymknęłam oczy i po prostu grałam... po całej hali roznosiłasię melodia, nawet nie zauważyłam jak dołączył do mnie Tom...to było cudowne uczucie, stać tak i grać, wiedząc że słucha ciętyle ludzi... robisz coś co sprawia im taką radość, może akuratja nie byłam dla nich tak ważna jak któryś z chłopaków,ale też grałam... gdyby nie ja koncert zostałby odwołany...
Cały świat przestałistnieć, nie słyszałam nic oprócz muzyki... wkładałam wto całe serce i duszę... chciałam, żeby wyszło mi jaknajlepiej...
#
-aa!! Dziewczyno, ty wogóle wiesz co się stało? Hallooo Carmen!- stałam jakzahipnotyzowana, a Bill wymachiwał mi rękami przed oczyma iszczerzył się od ucha do ucha jak głupi.- byłaś świetna! Onejuż cie pokochały! Ten koncert był fenomenalny!- nagle poczułam,że się unoszę do góry i kręcę wkoło... i skąd on wziąłtyle siły, żeby mnie unieść??
-ekhm, może jużwystarczy, co? Postaw ją Bill. Należałoby rozdać autografy.- całązabawę przerwał nam Tom, który miał dość srogi głos.Jego brat postawił mnie z powrotem na ziemię, jednak uśmiech wcalenie schodził z jego twarzy. Nie mogę uwierzyć, że to sięudało... zrobiłam to! I na końcu te brawa i piski, to byłocudowne... jeszcze nie mogę się z tego otrząsnąć, a jakusłyszałam moje imię wykrzykiwane przez fanki... poczułam takąradość, coś tak niezwykłego... poczułam, że nie jestem sama...że kogoś interesuje to co robię... zupełnie niepotrzebnie sięobawiałam, że coś nie wyjdzie, albo, że im się nie spodobam...jeszcze nigdy nie przeżyłam czegoś bardziej fascynującego...inawet polubiłam swoje imię...
-no chodź Carmen, tyteż.- Bill pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia, byłamtym zaskoczona... ale nawet nie miałam kiedy się sprzeciwić, czychoćby odezwać...
Nie minęła chwila jakznaleźliśmy się na zewnątrz, spanikowałam trochę gdy nie czułamobok siebie obecności czarnego, ani żadnego z chłopaków,gdyż ci już przechodzili obok barierek i rozdawali autografy...zalała mnie fala gorąca, gdy jeden z ochroniarzy wcisnął mi wrękę czarny marker i wskazał mi głową na jakieś dziewczyny,które wystawiały w moją stronę swoje dłonie z kartkami...To był dla mnie totalny szok, ale starałam się tego po sobie niepokazywać... chyba nie powinny widzieć, że się boję... w końcu,nie ma czego... nie?
-Carmen! Jesteśsuper...- podpisywałam się drżącą ręką, na twarzy cały czasmiałam wielki uśmiech, który posyłałam każdej osobiestojącej za barierką... o dziwo... dostrzegłam też jakiegośchłopaka, no zdziwiło mnie to, bo sądziłam że Tokio Hotel majątylko fanki... przynajmniej ja nie słyszałam o żadnym fanie...
Trwało to bardzo długo,zanim dotarliśmy do samochodu... ręka mi chyba zdrętwiała od tegopisania... ale byłam cholernie szczęśliwa....
Nareszcie usiadłamwygodnie, od razu mi ulżyło. To był piekielnie męczący dzień...pełno prób, wywiad, na końcu koncert... nie wspominając jużo tych dziewczynach z hotelu, na szczęście nie wszystkie fanki sątakie. Przynajmniej te z koncertu mnie lubią, a ich jest znaczniewięcej...
-i jak ci się podobało?-Gustav siedzący z przodu obrócił się w moją stronę,posyłając mi wesoły uśmiech...
-było super... niewiedziałam, że potrafię tak grać...- stwierdziłam odwzajemniającjego gest...
-tak, jestem z was dumny.Mimo wszystko, daliście czadu.- odezwał się Jost, był na prawdębardzo zadowolony. Cieszę się, że nic nie zawaliłam...- terazjedziemy do hotelu, będziecie mogli wypocząć, po jutrze kolejnykoncert, a jutro tylko wywiad.
-yhym...- mruknęliśmywszyscy naraz i już nikt się nie odzywał. Byliśmy wykończeni...
#
Siedziałam w hotelowymbarze i leniwie mieszałam plastikową rurką w szklance z sokiem.Byłam potwornie zmęczona, ale mimo to wytrwale czekałam na telefonod siostry. Jak dzwoniłam, nie mogła rozmawiać, obiecała, żeoddzwoni jeszcze dzisiaj... a ona słowa zawsze dotrzymuje... brakujemi jej...
-przepraszam, mogę cipostawić drinka?- nagle obok mnie pojawił się jakiś chłopak zwielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zlustrowałam go obojętniewzrokiem, może i był przystojny, ale mnie nie interesował.
-jak chcesz, to twojakasa.- stwierdziłam odwracając od niego wzrok. Dostrzegłam gdzieśw oddali Toma, który też ledwo co miał oczy otwarte, alesiedział twardo i gapił się w blat stolika. Tylko po co? Czy nielepiej, żeby poszedł spać? No chyba, że na kogoś czeka... nie,nie czeka... on się z nikim nie umawiał, nawet nie miał kiedy...
-to za twoje zdrowie-znowu usłyszałam głos nieznajomego, który przypomniał mi osobie. Przede mną już stał jakiś alkohol, uśmiechnęłam sięsztucznie i wzięłam szklankę do ręki, aby następnie jąopróżnić, jednak robiłam to bardzo wolno i niepewnie...chwila... przecież nie widziałam jak barman przynosi to „coś”,więc jaką mam pewność, że on mi czegoś nie dosypał? Przecieżpatrzyłam na Toma...
-do dna, moja miła.- tesłowa tylko upewniły mnie w moich domysłach i jednocześniewyprowadziły z równowagi... nie lubię, gdy chłopak wyobrażai pozwala sobie na za dużo. No, może za wyjątkiem Toma, któryrobi to notorycznie, ale mi się to podoba, więc nie ma problemu.
Jednym ruchem wylałamcałą zawartość naczynia na zadowolonego gościa, któremumina natychmiast zrzedła. Nie dziwię się.
Nie zastanawiając siędłużej wstałam z miejsca i odeszłam od baru, kierując się wstronę Toma. Skoro on siedzi sam i ja siedzę sama, to możemy sobierazem posiedzieć... chyba, że nie będzie chciał....
-co tak sam siedzisz?Czekasz na kogoś?- zagadałam do niego stając obok stolika.
-tak. Na ciebie.- uniósłna mnie swój zmęczony wzrok. Mimowolnie uśmiechnęłam siępod nosem, jakbym oczekiwała takiej odpowiedzi... miłe...
-i tak siedzisz tutajgodzinę, zamiast mi powiedzieć, że na mnie czekasz?- usiadłamnaprzeciwko, uważnie na niego patrząc.
-nie chciałem ciprzeszkadzać.
-w czym?
-nie wiem. Myślałem, żechcesz pobyć sama. A potem z kimś rozmawiałaś...- wyjaśniłciężko wzdychając. Boże, czasami go nie rozumiem... chyba zacznęlubić go jako zmęczonego Toma, jest wtedy taki spokojny i fajny...
-a dlaczego na mnieczekałeś?- zadałam kolejne pytanie. Bardzo mnie to ciekawiło, bochyba musi mieć jakiś powód...
-nie wiem... chciałemzobaczyć o której wrócisz do pokoju...
-czemu?
-no właśnie nie wiem,czemu. Czułem taką potrzebę. Musisz zadawać tyle pytań?
-jakbyś powiedziałwszystko od razu, to bym nie pytała.- stwierdziłam nie do końcawiedząc co mówię, gdyż mój mózg pracuje corazwolniej... marzę o śnie... Jak Melanie zadzwoni to ją zabiję,zabije ją przez telefon. Za to, że kazała mi tyle czekać... o.
-nie jesteś zmęczona?
-jestem.- przyznałamprzymykając oczy. Nie wiem jakim cudem, ale z zamkniętymi oczamiwidziałam jak on się uśmiecha... Boże, uwielbiam jego uśmiech...
-to czemu tu siedzisz?
-czekam na telefon odsiostry.- odpowiedziałam cały czas nic nie widząc... czułam żezaraz zasnę na siedząco, ale było mi tak dobrze...
-a właśnie.. dzwoniłGeorg, mówił, że byłaś świetna...- teraz to otworzyłamślepia, no jak Georg tak powiedział...chyba naprawdę byłamdobra...- i w ogóle, jestem z ciebie dumny, wiesz?- cośczuję, że zaraz odechce mi się spać. Ale za to on chybalunatykuje, bo jakoś nie mogę uwierzyć, że to powiedział... amoże? Przecież już nie raz mnie zaskoczył...- tylko nie pytajdlaczego!- uprzedził moje pytanie... oj, a ja tak bardzo chciałam oto zapytać...
-dobra, nie będępytać... ale miło mi to od ciebie słyszeć...- uśmiechnęłam sięresztkami sił. Czego to się nie robi dla Kaulitza? Mogę uśmiechaćsię do niego, nawet przez sen...
-kiedy ta twoja siostrazadzwoni?- zmienił temat. Widziałam, że ma ochotę iść do pokojui zakopać się w pościeli...
-nie wiem. Ale chyba jużnie będę czekała... idziemy?- spojrzałam na niego pytająco, naco on skinął ochoczo głową i już po chwili podążaliśmy dowindy. Jakoś wyjątkowo drogę na nasze piętro odbyliśmy wmilczeniu, zmęczenie dawało o sobie wyraźnie znać... oczy mi sięzamykały, a obraz zamazywał... czułam się jak naćpana...chociażnie wiem jak to jest, bo nigdy nie brałam... ale widziałam nafilmach...
Gdyby nie Tom, ominęłabymswoje piętro. Uśmiechnęłam się do niego w ramach podziękowań ioby dwoje udaliśmy się do drzwi od naszych pokoi, były oboksiebie, więc nie mieliśmy problemu, żeby trafić.
Wyjęłam z kieszeniklucze i zaczęłam wciskać je w dziurkę, nie mogłam trafić...jakie to było żmudne... miałam ochotę rzucić je gdzieś w kąt isama położyć się na podłodze...
-cholera... nie mamkluczy...- zrezygnowany głos Toma przywrócił mnie dorzeczywistości, zamrugałam oczami i spojrzałam w jego stronę.-zostawiłem chyba na dole...- oparł się plecami o drzwi i zjechałna podłogę...
-jak trafisz kluczem wdziurkę, to możesz spać u mnie...
....