sobota, 28 lutego 2009

41. 'W jaki sposób byś go "rozgryzła", co?'

 

Niesamowicie się cieszę z kolacji, którą przygotowała Melanie. Nie dość, że w końcu poznałam jej wspaniałego Kevina wraz z jego równie boskim bratem- Alexem, to mogę być już w stu procentach pewna, że mój chłopak traktuje mnie całkowicie poważnie. Nie ma lepszej sytuacji, niż zobaczyć w jego ślicznych oczkach iskierki złości, które pojawiały się za każdym razem, gdy brat Kevina posłał mi czarujący uśmiech bądź też powiedział coś bardzo miłego, co wskazywało na to, iż przypadłam mu do gustu, a on chce się przypodobać. Nie, że ja się cieszę ze złości Toma, ale jeszcze nigdy nie widziałam go w takiej sytuacji. Może nawet powinnam nazwać, to zazdrością, więc chyba jesteśmy kwita. Z tym, że ja nie flirtuje z pierwszym lepszym blondynem, którego spotkałam przypadkowo na imprezie. Alex, jest przystojnym, kulturalnym i czarującym młodzieńcem, który potrafi wzbudzić zaufanie u ludzi już przy pierwszym spotkaniu. Bynajmniej u mnie. Być może wynika to z mojej naiwności, ale polubiłam go.

Pewnie moje nastawienie, co do niego spowodowane jest też tym, że jest to brat chłopaka mojej siostry, czyli w jakimś sensie zaufana osoba.

I muszę przyznać, że moja siostra nauczyła się dobrze gotować. W prawdzie nie wiem, co jadłam, ale ważne, że mi smakowało. Trzeba dodać, że poza moją siostrą, otaczali mnie sami przystojniacy. No żyć, nie umierać!

Skoda tylko, że Bill się nie skusił. Dzwoniłam, prosiłam, groziłam nawet, że się obrażę, ale to nic nie dało. Wmówił mi, że się potwornie źle czuje. Nie wiem, czemu nie chciałam mu wierzyć... brzmiał tak smutno, aż mi się przykro zrobiło. On był zawsze taki radosny i pogodny, a teraz jak usłyszałam jego głos... przeszły mnie jakieś nieprzyjemne dreszcze. Mam jednak nadzieję, że to było tylko złudzenie i wszystko jest w porządku. Naprawdę chciałabym, żeby tylko źle się czuł, nic więcej. Zresztą, jakby coś było nie tak, Tom by mi powiedział... chyba.


Ponieważ moja siostra gotowała, ja sprzątam. No cóż, muszą być jakieś zasady. Ja i tak wolę zmywać niżeli bawić się w przyrządzanie potraw, to jest dla mnie zbyt skomplikowane i sądzę, że bym nie podołała. A jeszcze bym kogoś otruła... wolę nie ryzykować.

Więc zostawiłam wszystkich w salonie, Toma również, co mu się wyraźnie nie spodobało i poszłam posprzątać w kuchni. Humor mi bardzo dopisywał.

Właściwie wszystko się dobrze układa i nie ma powodów do zmartwień. Mogę znowu być szczęśliwa... jakie to proste!

-Melanie prosiła, żebyś przyniosła wino...- Odwróciłam się gwałtownie wystraszona czyjąś obecnością. Znowu się zamyśliłam, jestem po prostu niepoważna. Kiedy ja zejdę na ziemię? No, ale w tej mojej wyobraźni jest mi tak dobrze...

Alex stał przy stole i przyglądał mi się z uśmiechem. Musiałam kilkakrotnie zanalizować jego słowa zanim zrozumiałam i skinęłam głową w odpowiedzi.-Widziałem cię w domu kultury, świetna jesteś.- Odezwał się po chwili, czym mnie zaskoczył, gdyż ja go nigdy wcześniej nie widziałam.

-Kiedy? Ostatnio tam nie bywam, a ciebie chyba bym zauważyła.- Zmrużyłam oczy oczekując odpowiedzi. O, na pewno bym go zauważyła. Chłopak rzuca się w oczy...

-Nie pamiętam dokładnie, ale może jakiś tydzień, czy dwa temu... sam zaczynałem wtedy naukę i przykułaś moją uwagę. Mogłaś mnie nie zauważyć, bo byłaś zupełnie pochłonięta tańcem.

-Uczysz się tańczyć?- Zainteresowałam się, a on przytaknął kiwając twierdząco głową.- Dobry wybór.- Pokiwałam z uznaniem głową. Nie mógł sobie znaleźć lepszej pasji. Taniec jest dobry na wszystko...dosłownie...

-Wiem, tylko mam strasznie słabą pamięć i nie radzę sobie z niektórymi krokami, a co dopiero z układami...- Skrzywił się niezadowolony. Nawet w tej sytuacji wyglądał idealnie. Jak on to robi? W ogóle oni obydwaj są jacyś dziwni... albo to ja się czepiam...?

-Początki zawsze są trudne. Jak będziesz wytrwały, w końcu zostaniesz mistrzem.

-Ty już jesteś mistrzynią.

-Bez przesady, jeszcze długa droga przede mną.- Zaśmiałam się. Czułam się trochę dziwnie, gdy tak mnie zachwalał. Ja mam nieco gorsze zdanie na swój temat. Ale to nawet miłe... zwykle słyszę krytykę, która mnie mobilizuje do poprawy. Przyzwyczaiłam się, że zawsze jest źle i bardzo dużo brakuje mi do doskonałości.

-Długa droga, to przede mną. Ty już jesteś najlepsza.

-Weź przestań, takie słodzenie to raczej nie w twoim stylu.- Stwierdziłam zakładając ręce na piersi. Wyglądało mi to dość podejrzanie. Czyżby się podlizywał?

-Nie w moim stylu? Hm... więc już mnie rozgryzłaś?- Zmarszczył brwi i zrobił dwa kroki do przodu tym samym stając naprzeciwko mnie. Mogłam mu się bliżej przyjrzeć i wcale nie przesadziłam twierdząc, że jest idealny. Dokładnie, jak jego brat. Ich rodzice muszą być niezwykle pięknymi osobami...

-Jeszcze nie, ale to kwestia czasu.- Uśmiechnęłam się. Nie mam pojęcia, co on takiego w sobie ma. Jestem pewna, że to tylko czar i nic poza tym. Urok osobisty. A to, że jest sympatyczny... każdy może być. Zupełnie nie wiem, dlaczego wzbudza takie emocje w człowieku. To jest chyba nienormalne?

-Mam nadzieję, że nasza znajomość nie skończy się na tym wieczorze i jak już mnie rozgryziesz...

-Ekhm, wybaczcie, że przeszkadzam, ale Melanie pyta co z winem.?- W kuchni pojawił się Tom, od razu wróciłam na ziemię. Jego spojrzenie przyprawiało mnie o dreszcze. Tym razem te nieprzyjemne...

-Już biorę... idę..- Wyprostowałam się i natychmiast wyjęłam z szafki butelkę z czerwonym winem, a następnie ruszyłam do salonu zaraz za Tomem nie zważając na to iż przerwałam rozmowę z blondynem.

Już mi się przestała podobać jego mina... zdecydowanie wolę jak się uśmiecha. W dodatku robi to lepiej niż Alex...tak, zdecydowanie lepiej!

-Proszę wino.- Postawiłam butelkę na stole, lecz nie miałam zamiaru z nimi siedzieć. Miałam już dość towarzystwa idealnych braci. Może to tylko mój wymysł, ale w ich towarzystwie czuję się ograniczana. Jakby ktoś mnie omotał i mną dyrygował.- A my idziemy do mnie.- Złapałam znienacka Toma za rękę i pociągnęłam w stronę schodów nie czekając na żadne reakcje. Miło było, ale wolę jednak spędzić czas z nim. Naprawdę nie wiem, co mi się stało. Nie potrzebnie wdawałam się w te gadki z Alexem...wspólna pasja to nie powód, żeby zaraz tyle gadać i zapominać o całym świecie.

Weszliśmy do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami spoglądając na chłopaka. Jednak on nadal wyglądał, jakby miał zamiar kogoś zabić. Mam tylko nadzieję, że nie mnie...

-Jesteś z siebie zadowolona?

-Co?- Zamrugałam powiekami nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Co ja znowu zrobiłam? Ale zaraz, jakie znowu. Przecież nic nie zrobiłam.

-No przecież ci się udało, musiałaś wykorzystać okazję i się na mnie odegrać za tamtą dziewczynę?

-Tom, o czym ty mówisz! Nie odgrywałam się na tobie!

-Wcale. Całą kolację świergotałaś z tym modelem, a potem jeszcze siedziałaś z nim w kuchni, ciekawe, co by było gdybym wam nie przerwał... w jaki sposób byś go „rozgryzła”, co?- W jego głośnie wyraźnie można było odczuć nie tylko złość, ale ironię i to taką, której nienawidzę.

-Nie robiłam tego specjalnie, byłam tylko uprzejma.- Odparłam zachowując całkowity spokój.

-Jasne, ta twoja uprzejmość polegała na tym, aby odpowiadać na jego zaloty, super.

-Tom, proszę cię, przestań. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo cie to drażni. Zresztą, skoro tak ci to przeszkadzało, mogłeś się włączyć do dyskusji i zaznaczyć, że ci się to nie podoba.- Stwierdziłam, naprawdę nie chciałam się z nim kłócić. Może i jest w tym moja wina, ale nie robiłam niczego celowo... samo wyszło...

-Jakoś trudno było przerwać te urocze teksty twojego adoratora.- Prychnął odwracając wzrok. Normalnie nie mogłam patrzeć jak się złości. I to na mnie!

-Daj już spokój, przecież on przy tobie nie ma szans. Powinieneś już to wiedzieć.- Podeszłam do niego.- Nie ufasz mi?

-Ufam...

-To o co chodzi?- Przysunęłam się bliżej niego i spojrzałam mu w oczy. Nie wyobrażam sobie na jego miejscu żadnego modela. Nikt nie może zastąpić mi mojego Toma...

-Chyba mam ten sam powód, co ty.

-I zupełnie niepotrzebnie. Jesteś tylko ty i nikogo więcej nie ma...- Zapewniłam go.

Gdyby tylko wiedział, co tak naprawdę do niego czuję... Wtedy nie miałby żadnych wątpliwości?

-Następnym razem mu to powiem. Nie będzie cie podrywał.- Oznajmił stanowczo po czym mnie objął przyciągając do siebie tak, że właściwie przylegałam do niego. Bliżej się już nie dało.. Mnie to bardzo odpowiadało...- Kurcze, przecież ja jestem lepszy od niego, o co ja się w ogóle martwię?- Uśmiechnął się wesoło, aż mi ulżyło. On jest niemożliwy...- No, ale muszę już chyba się zbierać...ostatnio często u ciebie przesiaduję, zapomniałem już, że mam dom i brata...-Westchnął. Ej, a pocałunek? Ja się obrażę.

-Właśnie, a z Billem wszystko w porządku?- Odsunęłam się trochę od niego, aby móc lepiej oddychać. Poza tym on wcale nie miał zamiaru mnie całować.

-Nie wiem, dlatego muszę iść i to sprawdzić. Może uda mi się z nim porozmawiać...

-Dobry pomysł... i możecie przyjść jutro na obiad.- Zaproponowałam wyprowadzając go z pokoju. Wolałabym, żeby został, ale nie mogę być tak samolubna. Inni też są w potrzebie. A Billowi trzeba pomóc, jeżeli tej pomocy potrzebuje. W końcu to też mój przyjaciel, o czym chyba zapomniałam... Zaniedbałam go... a to przecież on zawsze mnie najlepiej rozumiał...wspierał... Powinnam w końcu otrzeźwieć.


Bez zwracania na siebie większej uwagi przeszliśmy przez salon docierając do przedpokoju.

-Tylko ty mi tu nie szalej z tym blondynkiem, jak wyjdę.- Pogroził mi palcem, a ja cmoknęłam go w usta...

-Nie będę... idę zaraz spać.- Zakomunikowałam uśmiechając się słodko.

-I będziesz śniła o mnie.

-Oczywiście.- Potwierdziłam z entuzjazmem. Kocham to jego samouwielbienie.- Tylko przyjdź jutro razem z Billem... Melanie ugotuje coś dobrego, przekonaj go jakoś.

-Jak będzie trzeba to go na siłę przyprowadzę, nie martw się.

-Na siłę lepiej nie... bądź delikatny, może on ma jakiś poważny problem....

-No dobrze, już się tak tym nie zadręczaj. Pogadam z nim i będę baaardzo ostrożny, a jutro przyjdziemy na obiad.- Wyrecytował i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić wpił się w moje usta przez co prawie straciłam równowagę, ale trzymał mnie mocno, więc nie było możliwości, aby coś mi się stało...cudnie...na to czekałam cały wieczór...- Dobranoc.- Oderwał się ode mnie, a ja jeszcze czułam smak jego ust. Wcale nie chciałam wracać z tej boskiej krainy... było mi tak dobrze... szkoda, że to tak krótko trwało...

-Dobranoc...- Szepnęłam już właściwie sama do siebie, gdyż chłopak zniknął za drzwiami... rozpływam się...


#


-Bill, weź w końcu wyrzuć to z siebie!- Walną pięścią w drzwi od pokoju brata, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Znowu cisza. Okrutna cisza, której nienawidził. Bo najgorsza jest ta niewiedza. Ten niepokojący spokój.- Proszę cię, porozmawiaj ze mną. Przynajmniej otwórz!- Oparł zrezygnowany czoło o drzwi nie wiedząc już, jakich ma użyć argumentów.- Nie będę gadał do ściany! Wyłaź!- Po raz kolejny uderzył.- Bo zaraz...- Nie dokończył, gdy poczuł, że już nic przed nim nie ma za wyjątkiem Billa na którego poleciał przez co obydwaj wylądowali na podłodze.

-Oszalałeś?!- Syknął czarny spychając z siebie brata, który go przygniatał swoim ciałem.

-Trzeba było uprzedzić, że otwierasz...- Burknął podnosząc się i pocierając obolałe kolano.

-Ty jesteś chory. Czego chcesz?- Wstał stając naprzeciwko niego mierząc go wściekłym spojrzeniem.

-Chcę porozmawiać.

-To mów.

-Chcę, żebyś ty mówił.

-Ty zawsze czegoś chcesz, a nie obchodzi cie, czego chcą inni!- Fuknął odwracając się od niego, zacisnął dłonie w pięści czując napływający gniew.

-To powiedz, czego chcesz. Zacznij w końcu gadać!- Szarpnął go za ramię odwracając w swoją stronę.- No mów do cholery!

-Spieprzaj. Wynoś się stąd. To mój pokój.- Wysyczał przez zaciśnięte zęby.

-Nie.- Mruknął zakładając ręce na piersi.- Nie wyjdę. I mam dosyć twojego zachowania. Masz mi w tej chwili powiedzieć, co się stało, bo zadzwonię do mamy.- Zagroził nie chcąc słyszeć sprzeciwu. Był przekonany, że to zadziała. Jego brat zdecydowanie woli rozmawiać z nim, niż z matką. A mamy nie da się oszukać. Ona zawsze wszystko wie.

-Nie powiem ci...- Spuścił głowę patrząc w podłogę.

-Dlaczego?- Jęknął zrezygnowany. Brakowało już mu sił na dalszą walkę. Zupełnie nie rozumiał o co mu chodzi. Przecież zawsze ze sobą gadali i było wszystko w porządku. A teraz, co? Blokada?

-Bo się wstydzę!

 

###

 

sobota, 21 lutego 2009

40. 'Nic się nie stało.'

 

Odkryłam niedawno, że miłość jest bezsensu. Po, co to komu? Człowiek się zakochuje i wariuje. Kiedyś to wszystko spłynęłoby po mnie, jak po kaczce. Ale już nie ma, kiedyś. Denerwuje mnie, to że się tak zmieniłam. Zamiast się cieszyć życiem, leżę jak skończona kretynka na podłodze i patrzę w drzwi. I jeszcze do tego mam wyrzuty sumienia, jakbym to ja zrobiła coś złego. A przecież tak nie jest. Jestem niewinna!

Mam ochotę iść do niego i go przeprosić. Albo po prostu porozmawiać... Nie żałuję, ale tęsknię. Dziwnie się czuję z tą świadomością, że to, co jest między nami może się skończyć.

Jest mi głupio, bo powiedziałam trochę więcej niż powinnam, a nawet niż chciałam. Działałam pod wpływem emocji.

Może poczuł się, tak jak ja, gdy go zobaczyłam w towarzystwie tej dziewczyny? Nieważny. Nic nieznaczący.

Przecież ja dałam mu szansę, nie zabroniłam mówić. Oczywiście, że gdyby tylko chciał teraz siedzielibyśmy razem! A ja nie katowałabym się myślami.

Jednak cały czas mam nadzieję, że zaraz przyjdzie i powie, że nie chce tego kończyć. Tak, ja wiem, że nadzieja jest matką głupich, ale po pierwsze... ja jestem głupia, a po drugie nadzieję trzeba zawsze mieć! A, co jeżeli jemu wcale nie zależy i nie będzie już chciał ze mną być?

Po, co mu taka głupia i zazdrosna dziewczyna. Na pewno daleko zajdę, gdy będę się obrzucała błotem. Czy ja zawsze muszę myśleć tak pesymistycznie? Co się ze mną do cholery dzieje?!

-Dobra koniec. Nie będę znowu się użalała nad sobą.- Powiedziałam sobie stanowczo w myślach jednocześnie się mobilizując.


Z trudem wstałam. Mój zapał trwał dobre pięć sekund, to i tak nieźle.

Rozejrzałam się od niechcenia po pokoju, chciałabym robić cokolwiek, aby tylko nie myśleć, ale nie dość, że nie mam co robić, to nawet nic mi się nie chce. I o co mi chodzi?

Uśmiechnęłam się sama do siebie przypominając sobie chwile z Tomem. Chwile, których wcale nie chciałam przywoływać.

Nie chcę, żeby moje życie tak wyglądało. Nie chcę żyć wspomnieniami. Siedzieć bezczynnie i myśleć o tym co było, co się stało, a co mogło by być.

Tylko, co zrobić, aby było dobrze? Gdybym nie była taka honorowa zadzwoniłabym do niego, ale coś usilnie mnie przed tym powstrzymuje. Bo może nie powinnam. To on musi chcieć, a nie ja.

Zamyśliłam się wlepiając wzrok w podłogę, trwałam tak długą chwilę i pewnie ta chwila byłaby dłuższa, gdyby ktoś nie zapukał do drzwi. Ocknęłam się spoglądając na wejście. Nie miałam ochoty na rozmowy z siostrą, nie potrzebuję pocieszenia. Już jej to mówiłam, nie rozumiem po co przychodzi. Ale zawsze tak jest. Ona nigdy nie chce mnie słuchać. Zresztą, ja jej chyba też nie słucham. To rodzinne.

-Melanie, mówiłam, że nie chce gadać. Daj mi spokój.- Rzuciłam głośno w stronę drzwi i z rezygnacją usiadłam na łóżku. Wiem, że nie odpuści.

-A ze mną chcesz gadać?- Serce podeszło mi do gardła, gdy usłyszałam tak dobrze znany mi głos, a przestało chyba bić, gdy ujrzałam jego postać. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, jakby spadł z księżyca.- Możemy porozmawiać?- Wszedł w głąb mojego pokoju, znowu mogłam poczuć jego zapach. Uzależnienie.

Pokiwałam głową na znak, że wyrażam zgodę. Jakoś nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Będę milczeć, aż nie uznam, iż nadszedł czas, aby się odezwać. To chyba dobre rozwiązanie.

Zmrużył oczy przyglądając mi się badawczo i podszedł do mnie. Jak on się pojawia, to mój mózg przestaje pracować...- Chciałem ci tylko powiedzieć, że wcale się dobrze nie bawiłem bez ciebie...tamta dziewczyna...ona nawet w najmniejszym stopniu ci nie dorównuje. Jak wyszłaś z Sarą, to wypiłem jeszcze może z dwa drinki... pomieszało mi się wszystko... i zapomniałem.- Mówił powoli ze spuszczoną głową. Ciepło ogarnęło moje serce, znowu poczułam się szczęśliwa. Tak bardzo mi ulżyło. Jakby mój świat znowu wypełnił się barwami. Znowu zniknęła monotonność dnia i te paskudne myśli nie dające spokoju.- Przepraszam, ja naprawdę nie chciałem. Wybaczysz mi?

-A gdzie masz kwiaty?- Uniosłam brwi i podniosłam się z miejsca, aby móc swobodnie patrzeć na jego twarz. I znowu widzieć jego oczka. Kocham go całego, bez względu na wszystko!

Chłopak uśmiechnął się pod nosem.

-Musiałem przekupić jakoś twoją siostrę...- Wytłumaczył z żalem w głosie. Teraz to ja obdarzyłam go uśmiechem, ale zaraz spoważniałam wracając do tematu...

-Dlaczego mi tego nie powiedziałeś wczoraj?

-Wystraszyłem się...

-Boże, Tom... a ja myślałam, że wcale nie masz zamiaru nic robić. Nawet nie wiesz jakie miałam wyrzuty sumienia. To jest mój pierwszy związek, nie mam doświadczenia i jestem strasznie przewrażliwiona na punkcie każdego, kto się koło ciebie kręci... Gdybyś był dziewczyną, też byłbyś zazdrosny o takiego chłopaka, jak ty.- Wyrzuciłam z siebie spoglądając na niego smutno. Mało mnie obchodziło, jaki sens miały moje słowa.

-Przecież nie mógłbym tak tego zostawić, zbyt wiele nas łączy. Potrzebuję cię, naprawdę.- Złapał mnie za ręce, aż przeszły mnie dreszcze. Uwielbiam te chwile. Tylko on potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu.

-Tęskniłam...- Przytuliłam się do niego nie mogąc już wytrzymać. Nie widziałam go może z jeden dzień, nie słyszałam, nie mogłam dotykać, czuć jego obecności. To było, jak koszmarny sen.- Nie chcę już nigdy więcej tego powtarzać, Tom...

-Nie dopuszczę do tego, możesz być pewna.- Pocałował mnie w czoło. Miałam ogromną ochotę powiedzieć mu, że go kocham. Ale nie potrafiłam. Bałam się, że wszystko zepsuję. Że go zwyczajnie wystraszę...

Bo może dla niego, jest to za wiele? Nie wyznam mu tego, bo nie chcę go stracić. Po prostu.

-Ale i tak licz się z tym, że nie będę tolerowała takiego zachowania.- Odsunęłam się od niego ze srogą miną. I tak jestem dla niego za łagodna. Zwyczajnie nie potrafię się na niego złościć dłużej niż kilka godzin.

-Oczywiście, już nigdy więcej nie będę tańczył z żadną inną dziewczyną, tylko tobą.

-I mam nadzieję, że nie tylko tańczył...


Wspominałam, że miłość jest bezsensu? Zmieniłam zdanie. Miłość jednak ma pewien sens... trzeba tylko umieć go odnaleźć...


#


Blondynka ze znudzoną miną podążała za swoją kuzynką, która zwiedzała już chyba setny sklep z ciuchami. Niestety była skazana na to, aby jej towarzyszyć, co wcale nie należało do przyjemnych zadań. Jej kuzynka należała do grupy „księżniczek” i miała spore wymagania, którym nie łatwo było sprostać, a Sara nawet nie miała zamiaru próbować jej w czymkolwiek dogadzać. Ona jej nie zapraszała i bardzo by się ucieszyła, gdyby dziewczyna wróciła do siebie.

-To jest idealne.- Brunetka pokazała jej jakiś różowy top z cekinami- Idę przymierzyć. Zaczekaj.-Dodała z szerokim uśmiechem i zniknęła za zasłoną. Sara przewróciła oczami nie mogąc pojąć jak ludzie mogą być tak głupi. Oparła się o ścianę czekając, aż dziewczyna wyjdzie.

Jęknęła w duchu zauważając zbliżającego się do niej chłopaka. Pragnęła teraz zniknąć. Nigdy by nie pomyślała, że właśnie to jego nie chciałaby już nigdy więcej zobaczyć.

Już miała się gdzieś schować, lecz nie zdążyła. Czarnowłosy był szybszy, stanął przed nią uniemożliwiając jej zrobienie jakiegokolwiek ruchu.

-Mogę się wytłumaczyć...?- Zapytał niepewnie zatrzymując wzrok na jej twarzy.

-Nie. Nie chce cie więcej widzieć!- Oznajmiła głosem pełnym goryczy. Są sytuacje i wydarzenia, których zwyczajnie nie można wybaczyć. A wczoraj wydarzyło się coś, co odmieniło wszystko. Przynajmniej w jej życiu.

-Sara, proszę... ja naprawdę..

-Nie chce z tobą rozmawiać. Nie sądziłam, że mógłbyś być, aż tak podły i...Boże! Ja nie mogę uwierzyć, że ty chciałeś...nawet sobie nie wyobrażasz, co czuje. Nie pokazuj mi się więcej na oczy.-Zakończyła drżącym głosem wymijając go. Słowa ledwie wydobywały się z jej gardła, gdy przypomniała sobie wczorajsze wydarzenia.

Wcale nie poruszała ją, jego skruszona mina i przepraszające spojrzenie. Co z tego, że żałował. Co z tego, że był pijany. Co z tego, że on wcale tego nie chciał. Co z tego, że nic się nie stało. Ale mogło...jej wystarczy świadomość, że mogło. A, to „mogło” spowodowałby jej przyjaciel.

-I jak?!- Nagle z przymierzalni wyskoczyła brunetka okazując się swojej kuzynce.- Co, źle leży?-Zapytała widząc dziwną minę Sary, ta zaprzeczyła energicznie kręcąc głową. Trudno jej było udawać, że wszystko jest w porządku, tym bardziej, że cały czas czuła na sobie wzrok chłopaka.

-Doskonale leży. Ros, proszę zapłać za tą bluzkę i chodźmy już.- Mruknęła spoglądając na Billa stojącego, za dziewczyną. Nie wyglądał, żeby miał zamiar się gdziekolwiek ruszyć.

-To jest top!- Poprawiła ją i ponownie zniknęła w przymierzalni. Sara westchnęła cicho odwracając się w drugą stronę, żeby nie widzieć wokalisty. Wystarczyło, że on ją widział.

-Przepraszam...naprawdę nie byłem świadomy tego co robię...- Usłyszała obok siebie jego szept, po czym ujrzała już tylko oddalającą się sylwetkę czarnowłosego. Coś w środku chciało, żeby go zatrzymała, ale nie zrobiła tego. Czuła, że tak będzie lepiej. Naprawdę te wszystkie argumenty do niej nie przemawiały. Lepiej nie brnąć w to dalej, dobrze, że się skończyło zanim się zaczęło.

-Idziemy już. Co ty masz taką minę? Stało się coś?- Rose zmierzyła ją wzrokiem, choć i tak wiedziała, że niczego się nie dowie.

-Nie, głowa mnie boli.- Zaprzeczyła rzucając prostą wymówkę.

-Hm... rzeczywiście, jakbym ja gadała z takim chłopakiem, też by mnie głowa bolała...- Skwitowała marszcząc brwi, po czym udała się do kasy.

Blondynka potrząsnęła głową i ruszyła za nią ze zrezygnowaną miną. Jak dobrze, że te zakupy dobiegły już końca. Tylko dlaczego musiała spotkać tu Billa, tak chciała chociaż dzisiaj o nim nie myśleć. Choć na moment zapomnieć, że w ogóle kiedykolwiek miała przyjaciela, który nazywał się Bill Kaulitz i był najcudowniejszym chłopakiem na ziemi, jakiego kiedykolwiek poznała...


#


Powstałam z miejsca i posyłając Tomowi uśmiech udałam się do przedpokoju, aby otworzyć drzwi. Ja w tym domu robię chyba za służącą. Moja siostra ostatnio strasznie się rozleniwiła, nawet jej się z miejsca nie chce ruszać. Zakładam, że to ten chłopak ją tak rozpieścił. Tej, to dobrze...

Pociągnęłam za klamkę, a moim oczom ukazały się dwie postaci. Jedną znałam doskonale, gdyż była to moja przyjaciółka, a drugą osobą natomiast był wysoki chłopak o niebieskich oczach, krótkich blond włosach i delikatnych rysach twarzy. Normalnie, jakiś ideał faceta. Skąd on się wziął? I przyszedł z Sarą?

-Witam, a pan to kto?- Zmarszczyłam brwi po raz setny lustrując jego świetną sylwetkę.

-Ja jestem Kevin i przyszedłem do Melanie.- Oświadczył przyglądając mi się uważnie, a ja aż roztwarłam usta ze zdziwienia. Boże, to on! Chłopak mojej siostry we własnej osobie! Ona to zawsze ma szczęście. Gdzie go znalazła?? Trudno było mi się opanować, normalnie miałam ochotę pisnąć...

-Ah... więc proszę...wejść...- Wydukałam nie mogąc wyjść z podziwu. Odsunęłam się wpuszczając go do środka. Normalnie, gdybym nie kochała Toma i gdyby to nie był chłopak mojej siostry... to wiadomo co by było.

Odprowadziłam go wzrokiem, o dziwo doskonale sobie poradził, jakby już wcześniej tu był. Możliwe.

Rusza się jak jakiś zawodowy model...

-Haloo! Ja też tutaj jestem!- Usłyszałam oburzony głos blondynki, odwróciłam się w jej stronę z przepraszającym uśmiechem.- Masz zamiar odbić chłopaka siostrze, czy jak?

-No, co ty! Przecież Tom jest w kuchni.- Przewróciłam z rozbawieniem oczami.- Chodź...

-A nie... jak jest Tom, to ja nie wchodzę.- Stwierdziła, a ja odniosłam wrażenie, że cały zapał jaki przed chwilą w sobie miała, gdzieś się ulotnił.- Właściwie, to ja wpadłam tylko na chwilę... i w ogóle już nieważne. Zadzwonię...

-Sara, nie wygłupiaj się!- Złapałam ją za rękę i na siłę wciągnęłam do domu. Nie rozumiem o co jej chodzi.

-Ale ja naprawdę...

-Naprawdę, to coś kręcisz. Chciałaś porozmawiać, więc porozmawiamy. Wbrew pozorom mam dla ciebie czas.- Zakomunikowałam i zamknęłam drzwi. Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem. Ja na jej miejscu też bym się poddała.

-To i tak nic ważnego... a nawet zapomniałam, po co przyszłam...

-Nie szkodzi, zostaniesz na kolacji.- Uśmiechnęłam się do niej wesoło i popchnęłam ją w stronę salonu, a następnie wskazałam kuchnię, w której przebywała cała reszta. W pomieszczeniu panowała dziwnie spięta atmosfera. Melanie robiła coś przy szafkach, a Tom i Kevin siedzieli przy stole , obydwaj wyprostowani i z pewnym siebie wyrazem twarzy.- Mamy jeszcze jednego gościa.- Zwróciłam na siebie uwagę siostry.

-To super, bo właśnie nauczyłam się robić nową potrawę... a właśnie! Kevin, to jest moja siostra Carmen.

-My już się poznaliśmy...- Uśmiechnęłam się spoglądając na chłopaka. Wyglądał jak z obrazka. Aż trudno było mi uwierzyć, że w ogóle ktoś taki może chodzić po ziemi.

-Aha, to dobrze. Kolacja będzie za pół godziny. Możecie zadzwonić jeszcze po Billa! Będzie fajnie...- Zaproponowała radośnie moja siostra, nie umknęło mojej uwadze dziwne zachowanie Sary, która jakby drgnęła wystraszona czymś.- Kevin, a twój brat będzie?- Zwróciła się do swojego chłopaka. To on ma brata?! Ojej...

-Mówił, że przyjdzie. Ale on jest taki nieodpowiedzialny, że różnie może być.

-Ja niestety nie mogę zostać. Muszę wracać do domu, mam kuzynkę na głowie.- Rzekła Sara, Melanie już miała otwierać usta i zapewne chciała zaproponować, aby zaprosiła kuzynkę, lecz blondynka to przewidziała...- Mamy jakiś głupi zjazd rodzinny, więc może innym razem skosztuję potrawy. A teraz wybaczcie, muszę wracać.

-No jasne, rozumiem. Jeszcze nie raz coś ugotuję, więc się nie martw.- Siostra wyszczerzyła się do niej i zaraz powróciła do swojego zajęcia. Natomiast ja odprowadziłam przyjaciółkę do drzwi. Nie podoba mi się jej dziwne zachowanie. Coś się stało, a ona nie ma najmniejszego zamiaru mi o tym powiedzieć.

-Zadzwonię...

-No ja myślę, masz mi chyba dużo do wyjaśnienia.- Stwierdziłam przyglądając jej się badawczo.

-Cześć, Carmen.- Pożegnała się, po czym opuściła dom. I jak ja mam teraz normalnie funkcjonować, skoro wiem, że wcale nie ma żadnego zjazdu rodzinnego, ale poważny problem?

 

###

 

A dzisiaj nic nie powiem...

 

poniedziałek, 9 lutego 2009

39. 'Nie jesteś sam.'

 

Wczorajszej nocy niezwykle szybko zasnęłam pomimo tego, że w głowie cały czas wyobrażałam sobie różne scenariusze na temat Toma. W końcu wyszłam z tego klubu pozwalając mu bawić się w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Tak, wiem. Powinnam była zostać, a nawet nie tyle, że zostać, ale jeszcze do tego przypomnieć mu o sobie. Jednak tego nie zrobiłam. Przecież nie będę walczyła o jakiegoś Kaulitza! Co z tego, że go kocham? To nie znaczy, że mam latać za nim jak jakaś napalona idiotka i odganiać od niego każdą inną dziewczynę. On nie jest małym chłopcem, którego trzeba prowadzić za rączkę. Jest na tyle dojrzały, że chyba wie co robi i jak powinien się w danej sytuacji zachować. Bo właśnie o to chodzi, żeby on sam wiedział na jak dużo może sobie pozwolić. Tak naprawdę, nie wiem czy myśli o mnie poważnie i czy, aby na pewno to, co do mnie czuje jest czymś ważnym. Bo może, to tylko przywiązanie.

Oh, przecież nie spodziewałam się Bóg wie czego! Chciałam tylko choć przez chwilę zapomnieć się w jego ramionach i tak było. W sumie to nawet nie wiem, czy tworzymy jakiś związek. Brakuje mi tej głupiej formalności, tego potwierdzenia, że jestem jego dziewczyną.


Podniosłam się do pozycji siedzącej obrzucając pokój zaspanym spojrzeniem. Chyba, aż za bardzo się wyspałam. Dziwna ta noc była... nikt się nie wiercił... w ogóle nikogo obok nie było. Ja nie powinnam tak szybko się przyzwyczajać. Źle na tym wyjdę. Rozciągnęłam się i zrzuciłam z siebie kołdrę z zamiarem opuszczenia łóżka, jednak coś mnie powstrzymało od tego kroku. Albo raczej ktoś. Zdałam sobie sprawę, że wcale nie jestem sama. Przetarłam oczy, żeby upewnić się, iż to nie jest wytwór mojej chorej wyobraźni. I nie był.

Mianowicie, sam pan Kaulitz, siedział na podłodze pod ścianą koło drzwi z przymkniętymi powiekami, więc nie miał pojęcia, że się już obudziłam, a zapewne właśnie na to czekał. W ogóle kto go tu wpuścił?! Chyba muszę poważne porozmawiać z moją siostrą, czy ona sobie nie pozwala na zbyt dużo? To ja powinnam decydować, kto może przebywać w moim pokoju, a kto nie. I nie wyraziłam zgody, aby ten osobnik bezkarnie siedział sobie na moim dywanie i patrzył, jak śpię. W ogóle miałam w planach zrobić sobie dzień wolnego od jego osoby. Przydałoby mi się. Zresztą jemu pewnie też.

Zarzuciłam z powrotem kołdrę na swoje ciało, a następnie chrząknęłam głośno, chcąc uświadomić go, że już nie śpię. Tak, jak przewidziałam, otworzył ślepia. Od razu rzuciłam mu pytające spojrzenie żądając wyjaśnień. Podniósł się ledwo unikając potknięcia o własne nogi, to mogłoby być zabawne, gdybym nie miała takiego humoru, jaki mam. W tej sytuacji wcale mnie to nie bawi. Niestety nawet się nie ucieszyłam na jego widok, co zwykle mi się zdarza. Jak na niego patrzę czuję niechęć.

-Dlaczego masz wyłączony telefon?- Podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka. On sądzi, że to jest odpowiednie pytanie na początek? Bo ja nie.

-Zmieniłam numer i zapomniałam ci go podać.- Odparłam chłodno.- Co tutaj robisz?- Mój wzrok raczej nie był zbyt przyjemny. Nawet na mnie nie patrzył. Czyżby przerażała go moja mina? I bardzo dobrze. Chyba nie spodziewał się uśmiechów i słodkich słów.

-Carmen, przepraszam za wczoraj... ja nie myślałem, że będziesz zazdrosna...- Widziałam z jakim trudem wypowiada te słowa, jeszcze bardziej mnie tym denerwując. Boże, co on sobie wyobraża!?

-Ty wcale nie myślisz. I powiedz, kim ja jestem?!- Fuknęłam próbując choć trochę hamować złość. Wcale nie oczekiwałam odpowiedzi, nawet nie pozwoliłam mu otworzyć ust. - Myślisz, że mi nie zależy?! Jasne! Bo ja jestem Carmen, która wszystko ma w dupie! I wcale mi nie przeszkadza, że jakaś obca dziewczyna się do ciebie klei! Co z tego.!- Kontynuowałam gestykulując przy tym rękoma. Potrzebowałam tego. Musiałam z siebie to wszystko wyrzucić.- I oczywiście, że nie jestem zazdrosna, ponieważ nie ma o kogo.- Wypowiadając ostatnie słowa czułam jakbym miała jakiś cierń w gardle. Mimo tego, że było to dla mnie trudne, ulżyło mi. I to bardzo.

-Przecież ja nic nie zrobiłem...

-Ty nigdy nic nie robisz, Kaulitz.- Stwierdziłam ze złością i wstałam z zamiarem skierowania się do łazienki. Szczerze, to spodziewałam się czegoś innego. W mojej głowie powstał zupełnie inny scenariusz. On, miał powiedzieć coś innego. Ale jak zwykle nic z tego nie wyszło. Zapomniałam, że to nie jest żywy ideał z mojej wyobraźni. Za dużo oczekuję? Nie w tym przypadku.- I lepiej już idź.- Dodałam jeszcze łapiąc za klamkę. Serce zaczęło mi łomotać, wydawało mi się, że je słyszę. Jednak, to tylko mój umysł... Otworzyłam drzwi i zaczekałam chwilę na niego, aż wstanie. Przez moment miałam nadzieję, że tego nie zrobi i w końcu powie coś sensownego. Jestem głupsza niż sądziłam. Wstał.

Ruszył w moją stronę, jego twarz wcale się nie zmieniła. Cały czas była bez wyrazu. Stanął przy mnie i milczał przez chwilę wpatrując się w podłogę.

-Cześć.- Nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam się, jakby wbił mi nóż w serce. Tak po prostu sobie poszedł. I czy to w ogóle ma jakikolwiek sens? Zacisnęłam usta, to mnie przerasta. Wiedziałam, że ja nie nadaję się do żadnych związków. Więc po cholerę się w to wszystko wpakowałam!? Myślałam, że w końcu będę szczęśliwa, bo się zakochałam. Bo będę miała przy sobie wspaniałego faceta. Bzdura! Nadal jestem nieszczęśliwa. I już mam dosyć. Jak zawsze, wszystko idzie nie tak jakbym chciała. A przecież ja nie chcę wiele...


#


Otarła łzy mokrą już chusteczką i niechętnie wstała z miejsca kierując się do drzwi. Nie miała najmniejszej ochoty na wizyty, a nikogo nie zapraszała. Gdyby nie możliwość, że przed domem stoi jej kuzynka, wcale by nie otwierała, ale jeżeli jednak ona tam jest, nie może jej nie wpuścić.

Jednak ku jej niezadowoleniu otwierając drzwi zamiast brunetki ujrzała Carmen.

-Cześć... mogę?- Zapytała ponuro, na co Sara skinęła głową. Przecież jej nie wygoni, mówiąc, że nie ma ochoty na towarzystwo, bo od razu zauważy, że coś jest nie tak. Zresztą i tak zauważy. Przecież nie może tego ukrywać. A może we dwie będzie im lepiej. Z tego, co zauważyła ona również nie ma humoru.

Mozolnym krokiem udały się do salonu i zajęły miejsce na kanapie. Przez dłuższą chwilę obie milczały zajmując się wyłącznie swoimi myślami. Ta cisza im odpowiadała, chociaż zarówno Carmen, jak i Sara czuły potrzebę wyżalenia się sobie. Tylko, jakoś trudno było zacząć.

-Co byś zrobiła, gdyby Bill zrobił coś, co ci się nie podoba i wcale nie starał się tego naprawić?- Odezwała się w końcu nie bardzo wiedząc, jak ma przekazać, to co ma na myśli. I nie miała też pojęcia, że trafiła w czuły punkt tego dnia. Oczy Sary momentalnie zaszły łzami, ledwie udało jej się powtórnie nie rozpłakać.

-Zależy, co by zrobił... jakie miałoby to znaczenie i wpływ na nasze relacje..- Powiedziała drżącym głosem, starając się za wszelką cenę, aby brzmiał zupełnie naturalnie.

-Czy ja przesadzam? Jestem wściekła na Toma, za to, że wczoraj bawił się w towarzystwie jakiejś dziewczyny, a sam mówił, że wyjdziemy wcześniej, żeby pobyć razem...Wiem, że to głupie, bo w sumie nic nie zrobił, ale... zresztą! Przecież nie wiem, czy coś zrobił, nie było mnie tam. Zrobiło mi się przykro, gdy ich zobaczyłam... a dzisiaj, jak do mnie przyszedł... byłam na niego zła...tylko, że cały czas miałam nadzieję... myślałam, że zwyczajnie zacznie się tłumaczyć, nawet jeżeli nie ma z czego.- Mówiła ze spuszczoną głową, co jakiś czas robiąc przerwy, aby dobrać słowa, które i tak z trudem wydobywały się z jej gardła. Przyjaciółka słuchała jej uważnie nie spuszczając z niej wzroku. Problem Carmen w stosunku do jej, to po prostu... nic.- Gdy powiedział, że nie myślał, że mogłabym być zazdrosna... poczułam się, jakbym była po prostu... nikim. Bezuczuciowym głazem. Jakby było mi wszystko jedno, czy jestem z kimś kto mnie zdradza, czy nie.

-Przecież wiesz, jaki on jest. Może nie przesadziłaś, ale za bardzo się tym przejmujesz. Nie warto, naprawdę. Bardzo dobrze postąpiłaś.- Skwitowała blondynka, chociaż sama nie była do końca pewna tego, co mówi. Kiedyś powiedziałaby coś innego...

-Tak myślisz? Jak powiedziałam, żeby lepiej już poszedł... wiesz, co zrobił?

-Wstał i wyszedł.- Zgadła uśmiechając się przy tym blado. To akurat było łatwe do przewidzenia.

-I dlaczego ja go kocham? Za, co? Powinnam go nienawidzić, tak jak kiedyś. Wszystko byłoby wtedy prostsze. Moje problemy zaczęły się dokładnie wtedy, kiedy zaczęłam się z nim częściej widywać.- Wyburczała z niezadowoloną miną zakładając ręce na piersi i oparła się wygodnie.

-A on cię kocha?- To pytanie sprawiło, że cała ziemia zadrżała. Na proste pytania, jest najtrudniej odpowiedzieć.

-Gdyby mnie kochał, wyszedłby?- Odpowiedziała pytaniem wcale nie chcąc słyszeć odpowiedzi. Znała ją doskonale. Przecież od początku wiedziała na, co się pisze. Tylko... tak trudno jest sobie to uświadamiać.

-Więc, dlaczego z nim jesteś? Zawsze mówiłaś, że nie interesują cię takie związki, w których nie ma miłości. Mówiłaś, że to dla gówniarzy, którzy nie mają, co robić.

-Bo, jak powiedział mi... jak przyszedł do mnie wtedy w nocy, myślałam, że jestem dla niego ważna... że może jednak czuje coś więcej...a z czasem odwzajemni moje uczucia...- Wyznała zagryzając wargę. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tak oczywistych rzeczy. To tylko rzeczywistość.- Zresztą... ja go pokochałam. A gdy się kogoś naprawdę kocha... nie umiem bez niego żyć. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. To choroba?- Spojrzała na nią z zapytaniem, na co ta zaśmiała się kiwając twierdząco głową.

-To choroba, Carmen..


#


-Bill? Bill, jesteś tu?- Blondyn wszedł do pokoju brata, w którym panowała ciemność. Zupełnie nic nie widział. Słyszał tylko niespokojny oddech brata. Po omacku wyszukał włącznik, którym zaświecił światło. Zmrużył oczy czekając, aż jego wzrok przyzwyczai się do jasności. Następnie rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu czarnowłosego.- Co ty? Płaczesz?- Podszedł do niego zaskoczony. Myślał, że to on przyjdzie do niego się wygadać, a tymczasem jego brat jest w znacznie gorszym stanie.

-Co chcesz?- Wychrypiał nawet na niego nie spoglądając. Siedział na łóżku z nogami podkulonymi pod brodą i wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie.

-Chciałem porozmawiać, ale widzę, że chyba ty potrzebujesz...

-Niczego nie potrzebuję!- Uniósł się obrzucając go wściekłym spojrzeniem.- Jeżeli to już wszystko, wyjdź. Chcę być sam.

-Chyba nie sądzisz, że mnie spławisz? Mów, co się stało.

-Nic.- Mruknął odwracając się od niego. Miał cichą nadzieję, że chłopak da mu spokój. Ale zapomniał, że to jego brat, który raczej nie odpuszcza.- Zrobiłem coś głupiego... ale ja nie chciałem, Tom...- Wyrzucił z siebie zanim Dredziarz zdążył się wypowiedzieć.

-Nie jesteś sam. Powiedz, co się stało... może ja pomogę tobie, a ty pomożesz mi?

-Mnie nie można pomóc.- Odparł łamliwym głosem.- Już wszystko zepsułem.

-Co, ty gadasz, Bill? Ty nie mogłeś nic zepsuć, a na pewno nie wszystkiego!

-Jak tak ma wyglądać twoja pomoc, to ja dziękuję.- Burknął czując, że zaraz jeszcze bardziej się załamie. Tom mu wcale nie pomaga.

-No, to powiedz mi o co chodzi! Jak mam ci pomóc, skoro nic nie wiem.- Oburzył się zakładając ręce na piersi.

-Lepiej będzie, jak sam sobie z tym poradzę.- Stwierdził czarny nie mając już ochoty na zwierzenia. Wiedział, że to i tak mu nie pomoże.- Jak chcesz mi powiedzieć, co cie trapi to wal, a jak nie to tam są drzwi.- Wskazał mu wyjście.

-Jesteś okropny. Nie chcesz mówić, to nie. Ale ja ci powiem.- Oznajmił intensywnie myśląc, jak odpowiednio ułożyć zdania.

-No, to mów! Długo jeszcze będziesz tak dumał?

-To nie jest takie proste. Chodzi o Carmen.- Zaczął niepewnie i nawet nie zdążył dokończyć.

-Kretyn! Idiota! Imbecyl! Dupek! Tyle mam ci do powiedzenia na ten temat.- Podniósł się z miejsca i ruszył do drzwi zostawiając brata w osłupieniu.

-Ale nawet nie wiesz... co się stało...

-Nie muszę wiedzieć. Znam cię. Znowu coś zepsułeś. Jak się nie nadajesz do związków, to sobie daruj. Szkoda dziewczyny.- Wyrecytował na koniec, po czym wyszedł.

 

###

 

Notka adekwatna do mojego nastroju. A miało być inaczej...

No, ale gdybym tego nie napisała, to nie byłoby wcale xD

Mam nadzieję, że błędów nie ma ^^

[tak wgl. to jest strasznie nudne ;>]

pozdrawiam ;*