niedziela, 27 czerwca 2010

127.'Musicie udawać bardzo zakochanych, to musi być realne!'

Blondynka leżała na kanapie z głową na kolanach swojego chłopaka. Jeszcze niedawno ich związek wisiał na włosku, a teraz los chce doświadczyć ich poważną odpowiedzialnością. Na szczęście wszystko między nimi się ułożyło i udało im się odbudować swoje uczucie, jednak czy to wystarczy? Będąc ze sobą nie planowali wspólnej przyszłości. Żyli raczej spontanicznie. W prawdzie chcieli razem zamieszkać, lecz to jeszcze nic takiego nie znaczy. Ostatnio spędzili ze sobą dużo, cudownych i beztroskich chwil, które zdecydowanie wzmocniły ich więzi i pozwoliły się przekonać o sile uczucia, które ich łączy. Wokalista nawet nie chce myśleć, co by było, gdyby nie dał sobie drugiej szansy. Straciłby ją. Sam odebrałby sobie szczęście. A teraz... teraz stoi przed nim kolejne wyzwanie. Niedługo może odmienić się ich całe życie. A to wszystko przez jeden nieprzemyślany czyn... nie wiedział, czy powinien żałować. Miał mieszane uczucia. Jednak najważniejsze było to, że kochał.

-Boisz się?- Dziewczyna uniosła na niego swoje zaniepokojone spojrzenie. Z łatwością mógł wyczuć jej strach. Przeżywała to zdecydowanie bardziej od niego.

-Nie wiem...

-Ja chyba nie jestem jeszcze gotowa, Bill.- Szepnęła czując pod powiekami łzy. Nie czuła się jeszcze odpowiednio dojrzała, aby wkraczać w kolejny etap życia.

-Skarbie, poradzimy sobie. Wiem, że jesteśmy młodzi, ale co z tego? Nie planowaliśmy tego. Wielu ludziom, to się zdarza i świetnie sobie radzą. Młodsze kobiety od ciebie, rodzą dzieci i są szczęśliwe.- Przejechał czule dłonią po jej policzku. Nie chciał, aby się zamartwiała. Pragnął zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa, żeby nie musiała niczego się obawiać.- A my się kochamy i miłość nam wystarczy, żeby przetrwać każdą niespodziankę losu.

-Ale ty masz zespół... ja miałam iść na studia. Co teraz będzie?- Podniosła się spoglądając na niego zaszklonymi oczyma. Wiedziała, że nie zostawi jej samej. Że z nią będzie. Ale i tak ciągle czuła ten paraliżujący strach.

-Jakoś to pogodzimy, nie martw się.- Ucałował ją w czoło przytulając do siebie.- Ale najpierw, zrób test. Same objawy nam nie wystarczą, trzeba mieć jakieś potwierdzenie.

-Wiem... ale tak się boję.- Jęknęła odsuwając się od niego i wlepiła wzrok w pudełko leżące na stole.- Jak za to płaciłam, ręce mi się trzęsły... Może jutro go zrobię?

-Sara... wiesz, że zwlekanie nic nie da. Jeżeli jesteś w ciąży, to kiedy zrobisz test, nie będzie miało żadnego wpływu na wynik, a lepiej jest wiedzieć od razu na czym się stoi.- Objął ją troskliwie.- Będę cały czas z tobą.

-Jak możesz być taki spokojny, Bill? My możemy mieć dziecko!

-Wiem. Ale co mi da, że będę się denerwował? Jeżeli jesteś w ciąży, nie cofniemy tego i trzeba się z tym pogodzić. Jesteśmy dorosłymi, odpowiedzialnymi ludźmi, Sara.- Rzekł po czym ostatni raz muskając jej czoło podniósł się z miejsca biorąc do ręki test ciążowy, a drugą wyciągnął w stronę dziewczyny.- No chodź, Słonko.- Blondynka westchnęła cicho i po chwili wahania złapała jego dłoń pozwalając, żeby poprowadził ich do łazienki.


#


Chyba jako jedyni z całego zespołu nie mieliśmy zbyt wiele wolnego czasu przed trasą. David, załatwił nam wywiady i sesje zdjęciowe, więc w sumie każdego dnia, musieliśmy gdzieś wyjść, a wracaliśmy dopiero wieczorem. Było to dosyć męczące, tym bardziej, że zdążyliśmy się już odzwyczaić od jakiejkolwiek pracy. Jednak nie narzekaliśmy. Mimo wszystko wytrwale spełnialiśmy swoje obowiązki.

-Musicie udawać bardzo zakochanych, to musi być realne!- Rzekł głośno fotograf, a mi aż odjęło mowę ze zdumienia. Że przepraszam, co mam udawać? Jeszcze czegoś takiego nie słyszałam. Czy on sugeruje, że ja nie kocham swojego męża? Albo, że mój mąż nie kocha mnie? Chyba zaraz się zdenerwuję, a wtedy nie ręczę za siebie.

-Jak według ciebie mamy to zrobić?- Tom skrzyżował ręce na piersi spoglądając na niego z bojowym nastawieniem.

-No, normalnie. Tak jak zwykle...- Wzruszył ramionami, jakby było to coś oczywistego. Czy to jest ten moment, kiedy powinnam policzyć w myślach do dziesięciu?

-Sugerujesz, że coś udajemy?- Drążył nie spuszczając z niego swojego wzroku.

-No macie udawać przecież mówię wyraźnie.

-Jak można udawać zakochanych będąc zakochanymi!?

-No.. no normalnie.. no.

-Można zmienić fotografa?- Mruknęłam poirytowana. Wcale nie jestem rozkapryszoną gwiazdką... Ten facet po prostu przegina. Nie mam pojęcia skąd się urwał, ale lepiej niech tam wraca, bo jeszcze kilka sekund i nie będzie miał żadnych zdjęć.

-A przepraszam, pani coś do mnie ma?- Oburzył się mężczyzna.

-Brak panu kompetencji!- Fuknęłam z mordem w oczach.- Jak pan śmie w ogóle sugerować, że w naszym małżeństwie nie ma miłości!?- Kontynuowałam z każdym kolejnym słowem podnosząc głos coraz bardziej.- Może jeszcze pan powie, że ożeniliśmy się ze względu na reputację?! Albo, żeby zrobić z tego wielkie show?! Za kogo pan się w ogóle uważa!- Nie wiem skąd się we mnie wzięło tyle złości, ale przestałam już nad sobą panować. Mogłabym się teraz na niego rzucić, gdyby nie Tom, który w odpowiedniej chwili chwycił mnie za ramiona nie pozwalając zrobić, ani kroku więcej. Cała prawie drżałam z emocji, a serce waliło mi jak opętane. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. W sumie ten fotograf nie powiedział jeszcze nic, aż tak strasznego. Jednak jego chore sugestie wystarczyły, aby poruszyć moją wyobraźnię i wyprowadzić mnie z równowagi. Tym bardziej, że zważywszy na zmęczenie jestem bardzo rozdrażniona...

-Skarbie... spokojnie, przecież nic się nie dzieje.- Usłyszałam głos Toma, który starał się mnie uspokoić. Za to fotograf stał z rozdziawioną buzią i patrzył na mnie, jak na ufo. Tak... zrobiłam swoje show.

-Chcę stąd wyjść.- Powiedziałam drżącym głosem. Naprawdę nie wiem czemu targały mną tak potężne emocje. Miałam ochotę się rozpłakać. Jakby na to nie patrzeć, nie miałam żadnego poważnego powodu. Ale to jednak boli, gdy ktoś z zewnątrz uważa, że ja coś udaje. Co z tego, że nie mówi tego bezpośrednio. Nie jestem taka głupia... przecież wiem, o co mu cały czas chodziło. Ani trochę nie wierzy w nasze uczucie. Jest przekonany, że to wszystko jest zwykłym przedstawieniem. Boże, jeszcze tyle przede mną, a ja już pękam. Nie dam rady przeżyć w tym świecie.

-Tak, chyba przyda się wam przerwa.- Wypaliła jedna z kobiet, która zajmowała się oświetleniem i była świadkiem tego wszystkiego. Tom bez słowa wyprowadził mnie ze studia zabierając po drodze mój płaszcz, który narzucił mi na ramiona. Przyznam, że gdy uderzyło we mnie zimne październikowe powietrze sama byłam w szoku swojego zachowania. Co ja w ogóle wyprawiam?

-Już dobrze? Co się dzieje, Kotku?- Chłopak objął mnie czule ramieniem całując w skroń. I co ja miałam mu odpowiedzieć? „Nic, Kochanie. Tylko mi odbiło...”?

-Nie wiem... zdenerwował mnie. Wiem, że przesadziłam. Przepraszam, ale naprawdę się wkurzyłam.

-Właśnie widzę, uniosłaś się bardziej ode mnie.- Zaśmiał się przytulając mnie do siebie.- Powinnaś odpocząć.

-Tak. Przyda mi się gorąca kąpiel...- Stwierdziłam rozmarzona.- Z gorącym mężczyzną.- Dodałam spoglądając na niego z figlarnym uśmieszkiem.

-Ehm... to jedziemy do domu.- Rzekł z poważną miną i zanim się obejrzałam unosiłam się nad ziemią, a mianowicie mój mąż wziął mnie na ręce niemalże biegnąc do samochodu, w którym zaraz obydwoje wygodnie siedzieliśmy jadąc do domu.


#


Brunet cały w skowronkach wyciągnął z samochodu nosidełko, w którym smacznie spało niemowlę. Był teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Zresztą już od dnia, kiedy jego dziecko przyszło na świat rozpiera go wielka radość. To chyba najcudowniejsze, co mogło spotkać go w życiu.

Nie zwlekając dłużej zamknął samochód i skierował się do domu przyjaciół. Przyjechał specjalnie po to, żeby pochwalić się swoją pociechą. Nie mógł się doczekać kiedy, wszyscy zobaczą jego małą córeczkę i zaczną się nią zachwycać. A był pewien, że właśnie tak też będzie.

Stanął przed drzwiami i nacisnął na dzwonek co chwilę zerkając na swoją córeczkę, czy aby się już nie obudziła. Nie musiał zbyt długo czekać, bo zaraz otworzył mu Bill, który nie ukrywał swojego zaskoczenia na widok przyjaciela.

-Oh, Georg, ty tutaj?

-Mnie też miło cię widzieć.- Odparł ironicznie, a czarnowłosy dopiero teraz spostrzegł, że chłopak nie jest wcale sam. Prawie pisnął z wrażenia widząc maleńką buźkę wystającą spod różowego kocyka.

-To już?! Ale mała!

-Dzieci z reguły jak się rodzą, to są małe.- Stwierdził inteligentnie Georg, po czym wszedł do środka wymijając szczerzącego się wokalistę. Na dworze było dosyć chłodno i wolał nie narażać swojej córki na jakieś choroby, poza tym jego dziewczyna nie byłaby zadowolona, gdyby wrócił z przeziębionym dzieckiem.

-Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej?- Bill, ruszył za przyjacielem z przejęciem zaglądając mu przez ramię, żeby popatrzeć na jego dziecko.

-Nie miałem do tego głowy...

-Saraa, chodź tu, zobacz!- Czarnowłosy zawołał do dziewczyny, która właśnie wyłoniła się z kuchni. Blondynka podeszła do nich zaciekawiona wielkim entuzjazmem swojego chłopaka. Georg zaś postawił nosidełko na stole prezentując swoje maleństwo.- Patrz jaka maleńka... i jaka słodka.- Wokalista objął dziewczynę ramieniem wpatrując się jak zaczarowany w córeczkę przyjaciela, który teraz był z siebie niezwykle dumny. Sara uśmiechnęła się na widok małej. Zawsze uważała, że dzieci są słodkie i cudowne, ale nigdy nie chciała być mamą w wieku dziewiętnastu lat.

-Śliczna. Jak ma na imię?- Spojrzała z zapytaniem na Georga.

-Anna.

-Ładnie.- Skomentował Bill i ucałował swoją dziewczynę w policzek. Teraz wydawało mu się, że bez problemu mógłby zostać tatą. Też chciałby mieć takie słodkie niemowlę... szkoda tylko, że Sara nie jest przekonana, co do tego pomysłu. W sumie i tak już za późno na decydowanie o tym, czy chcą zostać rodzicami. Test już dał im odpowiedź i rozwiał wszelkie wątpliwości.


###


Kolejny odcinek w następną niedzielę o ile coś się nie stanie xd A jeżeli nie w następną, to jeszcze w następniejszą... xD 

W ogóle to życzę miłych wakacji xd 

pozdrawiam ;D


niedziela, 20 czerwca 2010

126.'Nie, no co to ma w ogóle być? Wszyscy chcą cie rozbierać!'

Pierwsza noc w naszym domu po ślubie minęła nam bardzo przyjemnie, żeby nie powiedzieć, że spokojnie, bo to raczej nieodpowiednie słowo... Było po prostu, tak jak być powinno. Rano jeszcze długo leżeliśmy w ciepłym łóżku nie mając najmniejszej ochoty z niego wychodzić. Pogoda za oknem nie była zbyt zachęcająca. W końcu zbliża się już październik... za niespełna trzy miesiące, znowu święta. Pierwsze, które spędzimy razem nie tylko jako para, ale i małżeństwo. To niesamowite. Nasze rodzinne święta... Oczywiście do tego jeszcze trochę czasu i na pewno nie będziemy narzekać na nudę. Szykuje nam się trasa. Cieszę się, że wróciłam do zespołu, inaczej pewnie nie mogłabym być z Tomem podczas trasy. Pewnie pojechałabym z nimi, ale większość czasu spędziłabym samotnie w hotelach. To nie byłoby zbyt fajne... a grając z nimi, będę mogła cieszyć się bliskością swojego męża. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.

-Nie wstawaj...- Nawet nie zdążyłam unieść głowy, gdy ręka Toma, przygniotła mnie do materaca.

-Ale czemuu? Już późno... musimy jeszcze dziś jechać na spotkanie z Davidem i zespołem...

-No wiem, ale jeszcze śniadanie do łóżka.- Oświadczył zadowolony i sam wygrzebał się spod pościeli.- Nie ruszaj się stąd.- Nakazał całując mnie w usta. Nie pozostało mi nic innego, jak go posłuchać. Nie ukrywam, że z radością podciągnęłam sobie kołdrę pod sam nos ciesząc się kolejnymi chwilami słodkiego lenistwa. Ja nie mam nic przeciwko, żeby było tak już zawsze. Będę się lenić, a Tom będzie mnie rozpieszczał... cudownie. Małżeństwo jest jeszcze lepsze niż sądziłam. A właściwie rola żony. Nic nie muszę robić, no po prostu genialnie! No może nie tak zupełnie nic... bo w końcu Tom, też musi coś mieć z tego naszego związku. Ale akurat obydwoje czerpiemy przyjemność z tego samego. I chyba tak powinno być. Jednak... coś mam wątpliwości, aby mojemu mężowi chciało się każdego ranka z taką radością lecieć do kuchni, żeby zrobić swojej kochanej żonce śniadanie...


#


Ciemnowłosy mężczyzna zmarszczył brwi wchodząc do kuchni, gdy jego oczom ukazała się para siedząca na jednym krześle w zupełności pochłonięta swoim ciekawym zajęciem, jakim było całowanie. Gitarzysta, dopiero po chwili dojrzał swojego brata i już bez trudu domyślił się, że dziewczyna siedząca na jego kolanach, to nikt inny, jak Sara we własnej osobie. Blondynka siedziała okrakiem na kolanach wokalisty, który trzymał dłonie na jej talii zsuwając je coraz niżej... Nawet nie spostrzegli, że mają towarzystwo. Tom, natomiast bez najmniejszego skrępowania stał oparty o framugę i przypatrywał się im z cwanym uśmieszkiem na twarzy. Był ciekaw, jak daleko zajdą... choć nie był pewien, czy warto ryzykować. Raczej nie chciałby zobaczyć za wiele... poza tym, to jest kuchnia. Zdecydowanie trzeba to przerwać...

-Ej, blondyna! Możesz nie napastować mojego brata?- Odezwał się w końcu, na co dziewczyna od razu oderwała swoje wargi od ust czarnowłosego patrząc w jego stronę z zaskoczeniem.- Nie macie łóżka? Przyszedłem tu zrobić śniadanie... a wy tak... tak... no tak... jak tak można w ogóle, grzesznicy!- Okrzyknął z udawaną powagą i wszedł w głąb pomieszczenia.

-Odezwał się święty...- Mruknął dotąd milczący Bill, który właściwie dopiero teraz wrócił do rzeczywistości.

-No, a żebyś wiedział. Ja już jestem po ślubie mi wolno.- Wypiął się dumnie.

-A prezerwatywa to też grzech!- Wypaliła blondynka chcąc jakoś wesprzeć swojego chłopaka, jednak na niewiele to się zdało.

-A kto powiedział, że jej używam?- Gitarzysta uniósł brwi spoglądając na nią chytrze.- My się nigdy nie zabezpieczamy.- Dodał nieco poważniejąc. Już przestała go bawić ta sytuacja. Po raz kolejny uświadomił sobie, że nigdy nie będzie mógł mieć rodziny...

-A jak było w Indonezji?- Wyskoczył Bill, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Sara, zaś postanowiła zamilknąć. Najlepiej na wieki... poczuła się okropnie. Ale nic nie poradzi na to, że ostatnio w ogóle nie myśli. Bill, kompletnie zawrócił jej w głowie. Jeszcze chyba nigdy tak nie miała. Nawet na początku ich związku nie było tak wspaniale, jak jest teraz. Wszystko się zmieniło, na lepsze. Ten czas, który spędzili razem pozwolił im odbudować i wzmocnić łączące ich uczucie.

-Super! Nie widzisz jak się opaliłem?- Tom, natychmiast rozpromieniał na wspomnienie o swojej podróży poślubnej. Okręcił się dookoła demonstrując swoje idealne ciało.- Carmen, też... teraz to już w ogóle wygląda jak bogini. Codziennie musiałem opędzać od niej jakichś facetów... to po prostu straszne, że na własnej podróży po ślubnej musisz pilnować swojej żony, bo w każdej chwili ktoś ci ją może porwać...- Wyrecytował z przejęciem przewracając przy tym oczami.- Jakoś mnie nikt tak nie podrywał...- Stwierdził zamyślając się na chwilę.

-Jak byłeś zapatrzony w Carmen, to wiadomo, że wszystkie panny trzymały się z daleka. Poza tym, lepiej się nie narażać twojej żonie...- Rzekł wokalista marszcząc czoło.

-Właśnie! Ona na śniadanie przecież czeka, a wy mnie tu zagadujecie...- Ocknął się nagle przypominając sobie o ukochanej leżącej cały czas w łóżku. Wolał nie nadwyrężać zbytnio jej cierpliwości...

-Dobra... idziemy już. Nie przeszkadzaj sobie.- Bill, chwycił swoją dziewczynę za rękę i wyprowadził ją z kuchni zmierzając na piętro do swojego pokoju.


#


Gdy zjadłam śniadanie przygotowane przez Toma, mogłam spokojnie wstać i doprowadzić się do porządku. Choć to nie było proste, gdyż mój mąż skutecznie mi to utrudniał. Chyba nie chciał, abym dzisiaj wychodziła z łóżka... za bardzo się przyzwyczaił. Trzeba jednak wziąć się do roboty i na nowo przystosować sobie jakieś zasady. Nic samo się nie zrobi... nie można całe życie wylegiwać się w łóżku.

-Patrz ile tego przyszło, jak nas nie było...- Mruknęłam spoglądając na stos białych kopert leżących na stole w salonie. O dziwo, jeszcze ktoś korzysta z normalniej poczty. Swoją drogą, maila nie sprawdzałam już od bardzo dawna... i może niech tak pozostanie.- I nawet do mnie coś jest...- Dodałam widząc swoje stare nazwisko na kilku kopertach. Od razu zajęłam się otwieraniem ich. Byłam bardzo ciekawa, co jest w środku...

-Kto do ciebie pisał?- Tom, dopiero teraz wykazał swoje zainteresowanie. Stanął za mną zaglądając mi przez ramię, a ja wczytałam się w treść.

-Zaproponowali mi sesje... w playboyu...- Odchyliłam głowę do tyłu spoglądając na Toma, który zrobił oburzoną minę i zanim się obejrzałam nie miałam już w ręce koperty, ani jej zawartości.

-No dobre sobie, pff.- Prychnął rozdzierając białą kartkę na strzępy.-Co oni sobie w ogóle myślą...pff.

-Spokojnie...- Poklepałam go delikatnie po ręce zauważając jego wielkie wzburzenie. Chyba troszkę przesadzał z tą swoją złością... śmiesznie wyglądał, z trudem zachowałam powagę.

-Co tam jeszcze masz?

-Hm... jakaś firma z bielizną. Chcą żebym ją zaprezentowała na jakimś pokazie...

-Nie, no co to ma w ogóle być? Wszyscy chcą cie rozbierać!

-Tom, ale to tylko bielizna... najwyraźniej widzą we mnie modelkę.- Wyszczerzyłam się.- Będę sławna!- Dodałam radośnie.

-Ty już jesteś sławna...I w ogóle, nawet o tym nie myśl.- Zastrzegł i tę propozycję również mi odebrał.- Nikt nie będzie cię oglądał w bieliźnie...

-Ty też?

-Oh, przestań. To nie jest wcale zabawne.- Jeszcze bardziej się naburmuszył. On jest zazdrosny o własne myśli, niesamowite. Przecież, ja jeszcze nigdzie się nie rozebrałam... fascynujące. Podoba mi się to. Może się z nim trochę podroczę? On też mi wczoraj robił na złość.

-Ale Kochanie, ta bielizna jest bardzo ładna. I to chyba nic nadzwyczajnego przejść się po wybiegu? Poza tym jak ją zaprezentuję, otrzymam od nich komplet za darmo.

-Możesz sobie kupić! I wybij to sobie z głowy. Jesteś moją żoną i nie będziesz się pokazywać publicznie nago!- Wyrecytował rozzłoszczony. Chyba naprawdę się zdenerwował... no, ale czy to nie lekka przesada? Tylko rozmawiamy.

-Nie nago tylko w bieliźnie...- Poprawiłam go swoim drażniąco spokojnym głosem.-O... a to? Reklama balsamu do ciała... byłabym w telewizji.- Chwyciłam kolejną propozycję. Naprawdę się na mnie uwzięli, jakby nie było innych znanych osób.

-Nie. Tam też będą kazali ci się rozbierać.- Rzekł dobitnie, bez trudu wyczułam, że nawet gdybym chciała, negocjacje nic by nie dały.- W ogóle zostaw te listy...- Obszedł kanapę i zgarnął ze stołu wszystkie koperty razem z tą, którą trzymałam w dłoni i udał się do kuchni, a po chwili wrócił już z pustymi rękoma.-Chodź, jedziemy na spotkanie z zespołem.- Wlepił we mnie swój ponury wzrok. Naprawdę te wszystkie propozycje mogły zepsuć mu tak humor? On mnie zadziwia. To nawet ja nie jestem tak zazdrosna!

-Nie złość się Koteczku.- Podeszłam do niego uśmiechając się słodko.- I tak bym się na to nie zgodziła, to nie dla mnie. Nie jestem modelką. Pozaa tym... moje ciało należy do ciebie.- Musnęłam jego usta.-Tylko do ciebie...

-No. Trzeba to ogłosić światu, bo ja nie chcę więcej takich propozycji.- Zmarszczył brwi, zauważyłam, że jego twarz zaczęła się rozpogadzać, więc udało mi się załagodzić sytuację.-I może zanim wyjdziemy... odwiedzimy jeszcze sypialnię?

-O, nie. Jeszcze ci mało? Całą noc przez ciebie nie spałam.

-Przeze mnie? To ty mi spać nie dawałaś...- Skrzyżował ręce na piersi spoglądając na mnie chytrze.

-No właśnie. Ale to przez ciebie.- Oświadczyłam z przekonaniem.- No bo to twoja wina, że jesteś taki... jaki jesteś i że przy tobie nie można spać, bo cały czas myśli się tylko o jednym.

-A teraz? Możesz tak po prostu przy mnie stać w salonie i nie zaciągnąć do sypialni?

-Teraz musimy koniecznie wyjść. I to szybko, bo za chwilę będzie za późno... a wtedy w ogóle nie zjawimy się w studiu.- Wyrecytowałam z przejęciem i chwyciłam go za rękę ciągnąc w stronę wyjścia. Starałam się myśleć rozsądnie. Nie mogłam dopuścić do tego, abyśmy zaniedbali swoje obowiązki...


#


Mężczyzna stał na środku pomieszczenia cały czas marszcząc brwi. Już po raz kolejny zamyślił się, zapominając chyba zupełnie o rzeczywistości. Cała nasza czwórka wpatrywała się w niego wyczekująco. Naprawdę, każde z nas gapiło się na niego, jakby był co najmniej jakimś fascynującym zjawiskiem, a nie zwykłym menadżerem. Dziwiło nas jego mało profesjonalne zachowanie. Chyba powinien był już dawno wszystko powiedzieć, co ma do powiedzenia i dać nam wolne na resztę dnia. Z każdą kolejną chwilą niecierpliwiłam się coraz bardziej, zresztą nie tylko ja. Z całego zespołu, jedynie Gustav zachowywał spokój. Najwyraźniej jemu nigdzie się nie spieszyło... ale na przykład ja, czy Tom, na pewno mamy wiele ciekawszych zajęć niż oczekiwanie, aż szanowny David łaskawie wypowie dwa słowa, aby zaraz ponownie zamilknąć. Może jest chory?

-Więc kiedy wyjeżdżamy?- Odezwał się znudzony Bill, tupiąc nerwowo nogą o podłogę.-Haloo...- Pomachał ręką przed jego twarzą zmuszając go, żeby zwrócił na niego swoją uwagę.

-Tak, tak... wyjeżdżamy. Przecież mówiłem, że wyjeżdżamy. W ogóle mnie nie słuchasz, Bill.- Wypalił brunet spoglądając na wokalistę z oburzeniem. Chłopak uniósł brwi zapewne doznając niemałego szoku. Nawet tego nie skomentował.

-Świetnie. Więc, dokąd i kiedy?

-No jak to dokąd... do tej... no... wiecie przecież...

-David, czy ty jesteś dziś w ogóle dyspozycyjny?!- Tom, aż wstał z miejsca tracąc wszelką cierpliwość. No nie dziwię się... Ciekawe, co takiego się stało, że nasz menadżer jest taki dziwny.

-No, a nie widać?

-Organizujesz spotkanie, a nie potrafisz nic konkretnego powiedzieć. I wmawiasz nam ciągle, że wiemy coś, czego nie wiemy!

-Serio?- Uniósł brwi patrząc na niego jakby z zaskoczeniem.

-Mam wyjść z siebie?

-Nie Kochanie, lepiej zostań...- Chwyciłam go za rękę ciągnąc z powrotem na kanapę i zmuszając, żeby usiadł na swoim miejscu.

-Carmen, to nie jest zabawne.- Skarcił mnie posyłając mi surowe spojrzenie. Oho, pan Kaulitz się wkurzył, więc lepiej z nim nie zadzierać. Skończyła się sielanka?

-Dobra, więc... Jedziemy podbijać Amerykę.- Oświadczył w końcu Jost obdarzając nas wszystkich przelotnym spojrzeniem, które zaraz z powrotem utwierdził w podłodze.- Wszystko już załatwiłem, wyjeżdżamy w przyszłą sobotę.- Dodał po chwili namysłu.- A państwo Kaulitz, mają w tym tygodniu zaplanowane sesje i wywiady.

-A pytał nas ktoś o zdanie?- Gitarzysta wlepił w niego swoje nieprzychylne spojrzenie.

-A od kiedy ja muszę pytać o zgodę? To chyba należy do waszych obowiązków.

-Do obowiązków należą sprawy związane z zespołem, a nie z naszym prywatnym życiem. Wywiadów i sesji możemy udzielać, jako członkowie zespołu, a nie państwo Kaulitz. A jeżeli ktoś chce zrobić z nami wywiad, jako z małżeństwem, należy nas zapytać, czy wyrażamy na to zgodę.- Wyrecytował ze stanowczością w głosie.

-Ale to jest dobre dla zespołu. Jesteście teraz wizytówką, Tokio Hotel.

-Nie będę żadną...

-Tom, daj już spokój.- Przerwałam mu. Zupełnie nie wiem, co go nagle ugryzło. Wszystkiego się czepia. Nic się przecież nie stanie, jak udzielimy kilku wywiadów i ktoś nam porobi zdjęcia. To normalne. Rozumiem, że mógł się odzwyczaić, ale bez przesady. Czemu on taki nerwowy?- Następnym razem David ustali najpierw wszystko z nami, zanim coś zrobi. A teraz nie unoś się tak, bo nie ma potrzeby.

-Dzięki, Carmen.- Mężczyzna posłał mi wdzięczny uśmiech, najwyraźniej ulżyło mi, że Tom zamilkł. Ciekawe, jak długo jeszcze będę miała na niego taki wpływ...- Możecie już iść.- Rzucił jeszcze, a Bill z Gustavem poderwali się z miejsca jak oparzeni. A wydawało mi się, że to nam się najbardziej spieszy z całej czwórki.

-David, a co u ciebie i Melanie?- Wstałam podchodząc do menadżera. Chciałam dowiedzieć się co nieco o jego związku z moją siostrą. W końcu spodziewają się dziecka, musi im się jakoś układać... pewnie nie jest idealnie, ale ważne, żeby w ogóle było.

-W porządku.- Odparł, już myślałam, że to będzie koniec jego, jakże wyczerpującej wypowiedzi, jednak jego twarz nagle rozpromieniała, jakby zdarzyło się coś wspaniałego.- Byliśmy niedawno razem na badaniach! Widziałem naszego syna, jest cudowny.- Ucieszył się jak małe dziecko. On naprawdę mnie zaskakuje.- Serducho mu bije, jak nie wiem. Będzie z niego twardy facet.

-Na pewno...- Przytaknęłam mu uśmiechając się. Szczerze mówiąc, chciało mi się śmiać... no, ale jednak powstrzymałam się. Mimo wszystko taka reakcja, byłaby dosyć dziwna.

-Carmen... chodźmy już.- Tom stanął obok mnie obejmując mnie w pasie. Nie miałam innego wyjścia, jak pożegnać się i udać się ze swoim mężczyzną do domu. Trzeba korzystać z wolnego czasu, dopóki jeszcze go mamy...


###


niedziela, 13 czerwca 2010

125.' I tak nikt nie pobije twoich nóg i twoich piersi...i twoich oczu i twoich ust... i w ogóle całego twojego perfekcyjnego ciała.'

Błogie dwa tygodnie naszej podróży poślubnej minęły nadzwyczajnie szybko. To niesprawiedliwe, że czas upływa w takim tempie. I zawsze robi człowiekowi na złość. Bo, gdy chce się, aby biegł szybciej, on się wlecze, a jak trzeba, żeby się wlókł, on się spieszy.

Mimo wszystko spędziłam z Tomem, cudowne chwile, które zapamiętam już do końca życia. Trudno nam było, gdy nadszedł dzień powrotu. Jakoś nie specjalnie mieliśmy ochotę wracać do Niemiec ze świadomością, że przed nami ciężka praca. Ale niestety, nic nie trwa wiecznie. Było miło, a wręcz za bardzo, więc teraz trzeba trochę odmiany.

Podróż była bardzo męcząca, a do domu dojechaliśmy wczesnym rankiem. Jak się okazało, Bill jeszcze nie wrócił ze swoich, krótkich wakacji z Sarą. Przynajmniej na początku, wydawało nam się, że dom jest pusty... dopóki naszym oczom nie ukazała się obca dziewczyna stojąca na środku naszego salonu w samym ręczniku. Nie wiem, kto był w większym szoku, ja czy ona. Bo Tom, wyglądał na mało przejętego jej obecnością. A może nawet mu to odpowiadało... patrzył się na nią jak na jakiś niezwykle interesujący obiekt muzealny.

-Kim pani jest?- Odezwałam się w końcu oczekując jakichś wyjaśnień, a Tomowi wbiłam łokieć w bok, delikatnie zwracając uwagę. Dopiero, co wróciliśmy z podróży poślubnej, a on gapi się na inne dziewczyny i to jeszcze prawie, że nagie...

-Ja... no bo... Bill... a właściwie, to Gustav...- Zaczęła się jąkać i domyśliłam się, że zbyt wiele to ja się od niej nie dowiem. Była wyraźnie zdenerwowana, zażenowana i Bóg wie, co jeszcze. Pewnie najchętniej zapadłaby się teraz pod ziemię. I nie dziwię się wcale. Przestałam w końcu mierzyć ją swoim podejrzliwym spojrzeniem, nie wyglądała groźnie. No, ale nadal nie wiem, kim jest i co robi w naszym domu...-Bo Gustav i ja zajmujemy się psami... i roślinami...- Wydusiła w końcu z siebie, co znacznie rozjaśniło mój umysł. Tak, to wszystko wyjaśnia. A nawet więcej niż wszystko! Od razu uśmiechnęłam się szeroko podsumowując pewne fakty. Właśnie poznałam tajemniczą dziewczynę Gustava! I to zupełnie przypadkiem. Założę się, że chciał się z nią zmyć, przed naszym powrotem. Ha! A to psikus...

-To miło z waszej strony.- Ocknęłam się w końcu podchodząc do niej i wyciągnęłam w jej stronę rękę.- Carmen, jestem.

-Anabel, miło mi.

-A ja jestem Tom!- Mój kochany mąż, także wrócił na ziemię i niemalże podbiegł do dziewczyny ściskając jej drobną dłoń.

-To ja może... powiem Gustavowi, że przyjechaliście... i się ubiorę.- Powiedziała niepewnie i uśmiechając się do nas udała się na piętro, bardzo szybko znikając nam z oczu.

-Nie wierzę, że Gustav ma taką laskę.- Zaśmiał się gitarzysta, a ja uniosłam na niego swoje oburzone spojrzenie. Jego zachowanie zaczyna mnie przerażać. Co to znaczy, „taką laskę”?! To zwykła dziewczyna. Nawet niewiele się ode mnie różni... ma tylko rude włosy i zielone oczy. Na pewno ma taki sam wzrost i ja i jest tak samo szczupła... ja nie widzę w niej nic nadzwyczajnego. Jak on może się nią zachwycać i to jeszcze w mojej obecności? Obrażę się na niego, a dopiero wróciliśmy do domu. I to właściwie nasz pierwszy taki prawdziwy dzień, jako małżeństwo.

-Niech lepiej na nią uważa, bo prawie zjadłeś ją wzrokiem.- Mruknęłam zmierzając do kuchni. Sądziłam, że lodówka będzie pusta, ale najwyraźniej nasz przyjaciel zadbał również i o jej zawartość.

-Ej, ty jesteś zazdrosna?- Chłopak przyszedł za mną. Stałam do niego tyłem, ale czułam, że ma przylepiony do twarzy ten swój cwany uśmieszek. Czasem mam ochotę tak go zdzielić po tej głowie, może wtedy wszystko w jego móżdżku wróciłoby na swoje miejsce.

-Pff. Niby o kogo?- Oparłam się o blat krzyżując na klatce ręce.

-Ah, to dobrze.- Stwierdził sztucznie.- Widziałaś jej nogi? Musi być chyba modelką...- Westchnął rozmarzony. Zaraz chyba złożę wniosek o rozwód... gdzie ja miałam oczy, jak zgadzałam się zostać jego żoną? On jest przecież okropny. Niemożliwe, że kocham kogoś tak wrednego.- Chociaż chyba nie... ma za duże piersi, jak na modelkę.- Dodał, co tylko jeszcze bardziej wzbudziło moją złość, którą z trudem w sobie dusiłam. Nie dam się sprowokować.

-Idę się położyć, jestem zmęczona.- Oznajmiłam ignorując jego zachwyty i nie zaszczycając go nawet swoim spojrzeniem wyszłam z kuchni udając się do naszej sypialni. Nawet sobie nie wyobrażał, jak mnie wkurzył. A ta cała wściekłość przeradzała się w wielką przykrość. Bo to wcale nie było zabawne... Znalazł sobie najmniej odpowiednią rozrywkę. Mógł wymyślić coś, co nie będzie się odbijało na mnie. I w sumie na naszym małżeństwie. Bo jak ma być między nami dobrze, skoro on tak głupio pogrywa? Nie jestem instrumentem, żeby grać na moich uczuciach.


#


Blondyn zszedł na dół ciągnąc za sobą rudowłosą dziewczynę, która zdążyła już doprowadzić się do porządku. Co wcale nie znaczyło, że jej zażenowanie poranną sytuacją minęło. Nadal było jej głupio. Ale nikt nie mógł przewidzieć, że para młoda wróci tak wcześnie...

-O, Gustav.- Obydwoje zatrzymali się, gdy z kuchni wyłonił się zadowolony gitarzysta.- Bardzo miło, że zająłeś się naszym domem, podczas naszej nieobecności.

-Bill, mnie prosił. I tak nie miałem żadnych ważnych zajęć...- Mruknął patrząc podejrzliwie na chłopaka. Tylko czekał na jakąś zgryźliwą uwagę. Według niego Tom, był zdecydowanie za miły.

-Już wróciliśmy więc możesz poświęcić swój cały czas dziewczynie... przynajmniej do czasu, aż nie wyjedziemy w trasę.

-Ehe.... a gdzie twoja żona?- Uniósł brwi zauważając brak Carmen. Wydawało mu się dziwne, że nie ma jej obok Toma... zawsze widział ich razem. Sądził, że nie rozstają się nawet na krok.

-Poszła się położyć.

-Sama? Co z ciebie za mąż...

-Oh, Gustav. Jestem dobrym mężem, Carmen jest zmęczona... nie chcę jej przeszkadzać.- Oznajmił swoim przemądrzałym głosem.

-Jasne... To my już idziemy. Anabel, nie lubi, gdy ktoś się tak na nią gapi.- Rzekł z poważną miną i chwycił swoją dziewczynę za rękę, na co Tom tylko zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc aluzję przyjaciela.

-Tak, pilnuj jej Gustav, pilnuj. Druga taka ci się nie trafi, a jak trafi, to cię nie zechce.- Stwierdził z szerokim uśmiechem.

-Mam nadzieję, że do jutra znormalniejesz. Jesteś jakiś dziwny...

-Wydaje ci się. Jestem taki jak zawsze...

-Raczej taki, jaki byłeś jeszcze przed związkiem z Carmen.- Skwitował niezbyt entuzjastycznie.- Pilnuj się Tom.- Rzucił mu znaczące spojrzenie i wraz z Anabel, skierowali się w stronę wyjścia.- Pozdrów Carmen. Do jutra!

-Pa.- Burknął pod nosem właściwie już sam do siebie, gdyż para opuściła jego dom. W ogóle nie rozumiał, czemu się go czepia. Przecież nie robi nic złego. Chyba nie zamknie oczu i nie będzie udawał, że nie widzi jego dziewczyny. Gustav, powinien się cieszyć, że jest taka ładna i wszystkim się podoba, to znaczy tylko o jego wielkim szczęściu.


#


Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam myśleć i zasnęłam. Przespałam chyba cały dzień, musiałam być naprawdę bardzo zmęczona. A nie odczuwałam tego, aż tak. Gdy się obudziłam Tom, leżał obok. W pierwszej chwili uśmiechnęłam się na jego widok, jednak mina szybko mi zrzedła, kiedy przypomniałam sobie, jaki mi rano urządził teatrzyk. Być może przesadzam, albo raczej na pewno przesadzam, ale nic nie poradzę. Jestem na niego zła... wiem, że żartował. Chciał tylko wzbudzić we mnie większą zazdrość, ale nic nie poradzę, że tak bardzo mnie to dotknęło. Choć mam świadomość, że nie mówił tego wszystkiego na poważnie, zrobiło mi się w pewien sposób przykro. Bo nie chcę słuchać, jakie to dziewczyna Gustava, ma świetne nogi, czy duże piersi. Mnie takich komplementów nie prawi... nigdy się nie bawi w szczegóły. Mówi tylko, że pięknie wyglądam, czy że jestem śliczna... nie powiedział mi nigdy, że mam ładne piersi, czy też nogi. Co z tego, że to głupie. Jestem jego żoną i też chciałabym czasem, usłyszeć co mu się we mnie podoba. Czy coś by we mnie zmienił...

Odwróciłam się do niego plecami i wlepiłam wzrok w zasłonięte okno. Miałam okropny nastrój. Wolałam nawet z nim nie rozmawiać, bo wiem, że byłabym niemiła. A on zapewne nie rozumiałby, o co mi chodzi. Nikt nie mówił, że kobiety to łatwe do zrozumienia istoty. Każda jest inna... a ja wszystko przeżywam. Przynajmniej odkąd się z nim związałam. Bo ten związek mnie zmienił. Kiedyś bym to zwyczajnie olała. A teraz tak nie potrafię... liczę się z każdym jego słowem. I biorę wszystko do siebie. Bo jest najważniejszą osobą w moim życiu i kocham go ponad wszystko. Takiego jakim jest... nigdy nie chciałam, żeby się zmieniał. Nie widzę jego wad, ponieważ darzę go miłością. Dla mnie jest po prostu idealny.

-Jesteś na mnie zła?- Usłyszałam po chwili jego głos przerywający ciszę panującą w pokoju.

-Dlaczego miałabym być zła?- Odpowiedziałam pytaniem. Jeszcze przed chwilą byłam wściekła, a teraz nie wiem, co czuję. Nie umiem ubrać tego w słowa. Czy warto złościć się o taką bzdurę?

-Nie wiem. Nie pocałowałaś mnie...- Stwierdził, a ja obróciłam się w jego stronę i nachyliłam się nad nim całując krótko jego usta.

-Lepiej?

-Nie.- Zaprzeczył podnosząc się do pozycji siedzącej.- Jesteś zła. Chyba nie o to, co mówiłem o Anabel?

-Nie skąd, spływa to po mnie.- Mruknęłam ukrywając ironię, która za wszelką cenę próbowała się wedrzeć do mojego głosu.

-Mam rozumieć, że nie mogą mi się podobać inne dziewczyny?

-Tak.- Spojrzałam na niego lekko zdenerwowana, co go chyba zaskoczyło. Pewnie spodziewał się innej odpowiedzi. Ale nie. Nie powiem mu, kochanie możesz się oglądać za innymi.

-No ale... co ja mam zrobić? Mam udawać, że są brzydkie?

-Nie chcę słuchać o tym jakie są piękne. Zachowaj to dla siebie, albo dziel się tym z kimś innym.

-Kotku, przecież ja mówiłem to specjalnie... nie chciałem, żebyś była przez to zła.- Przysunął się do mnie oplatając rękoma moją talię.- Chyba wiesz, że dla mnie jesteś najpiękniejsza?

-No... ale to wcale nie jest zabawne, jak specjalnie wzbudzasz we mnie zazdrość.- Pożaliłam się z miną małej dziewczynki.- Dobrze wiesz, że cię kocham i zawsze będę zazdrosna, nawet o taką głupotę.

-Już nie będę...- Przyciągnął mnie do siebie przytulając i ucałował moją szyję.- I tak nikt nie pobije twoich nóg i twoich piersi...i twoich oczu i twoich ust... i w ogóle całego twojego perfekcyjnego ciała.- Wyszeptał mi do ucha powodując na mojej twarzy szeroki uśmiech. Zupełnie jakby wyczytał z moich myśli, to co teraz chciałabym od niego usłyszeć. Jak on dobrze mnie zna...

-A wiesz co?- Odwróciłam się do niego przodem spoglądając na niego z uśmiechem. Przypomniałam sobie o czymś, co mu się na pewno spodoba.- Mam coś ciekawego... Pamiętasz, jak kiedyś byliśmy w Warszawie w galerii?

-No nie bardzo... to było strasznie dawno.- Stwierdził marszcząc brwi.- A co to ma do rzeczy?

-Jak możesz tego nie pamiętać... wtedy mi się pierwszy raz oświadczyłeś!- Przypomniałam mu burząc się przy tym.

-Aaa... no tak. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że naprawdę się z tobą ożenię.- Uśmiechnął się.

-Oświadczyłeś mi się, bo chciałeś mnie w czymś zobaczyć.- Kontynuowałam rozjaśniając jego wspomnienia.- Ale jeszcze jakoś nie było okazji... w sumie okazja była, ale w ogóle zapomniałam, że to cały czas mam.

-Masz na myśli ten koronkowy kostium?- Poruszał brwiami uśmiechając się chytrze. Wiedziałam, że będzie mu się to podobało. Skinęłam twierdząco głową odpowiadając mu tym samym na pytanie.-I włożysz go dla mnie?

-A jak myślisz?


###


Jak kiedyś zakończę tę historię to będzie dobrze xd 

Pewnie dobije do 200, w najkrótszym przypadku... xd


wtorek, 1 czerwca 2010

124.'Zaczniemy nasze nowe wspaniałe życie.'

Brunet podbiegł do recepcjonistki, która od razu uniosła na niego swój zaskoczony wzrok. Było dość późno, jak na nowych gości. Jednak on wcale nie miał zamiaru wynajmować pokoju. Dla niego liczyła się każda sekunda.

-Proszę mi powiedzieć, w którym pokoju zatrzymali się państwo Kaulitz.- Wysapał w pośpiechu.

-Nie możemy udzielać takich informacji.

-Ale to ważne! Jestem z ochrony...- Skłamał z nadzieją, że nie zażąda żadnej legitymacji, której oczywiście nie posiadał. Na szczęście jego głos brzmiał bardzo przekonująco, więc kobieta nic nie podejrzewała.

-To apartament 215. Czy coś się stało?- Zainteresowała się, zauważając jego przejęcie.

-Może się stać. Proszę powiadomić ochronę hotelu.- Nakazał i nie zwlekając już dłużej pobiegł w stronę windy. Nie mógł pozwolić, aby cokolwiek złego stało się Carmen. Nie miało dla niego najmniejszego znaczenia, że dziewczyna nie odwzajemnia jego uczuć. Ani to, że wybrała innego... że tyle razy przez nią cierpiał. Teraz liczyło się tylko to, aby była bezpieczna. Kochał ją, jak nikogo innego i nigdy, nikomu nie pozwoli jej skrzywdzić. Pragnie jej szczęścia, jak niczego innego.

Modlił się w duchu tylko o to, żeby zdążyć na czas. Nie mógł się spóźnić. Dokładnie wiedział, na kiedy jego była dziewczyna to wszystko zaplanowała. Nienawidził jej za to całym sercem. Dla niego już dawno przestała istnieć. Była zwykłym potworem bez serca i w ogóle nie wierzył w jej miłość. Taka osoba, jak ona nie potrafi kochać...

Gdy wysiadł z windy zaniepokoiła go cisza panująca na korytarzu. Sądził, że usłyszy jakieś przerażające krzyki wołające o pomoc. Jednak wcale tak nie było... uważał to za zły znak. Bał się, że nie zdążył. Że już jest za późno...

Szybko odnalazł właściwe drzwi i nie wahając się, ani chwili pociągnął za klamkę wchodząc do środka. Słyszał jedynie czyjś cichy, przepełniony bólem płacz. Nie miał wątpliwości, że to Carmen... Serce, przestało mu bić, gdy pomyślał, że nie zdążył niczemu zapobiec. Ale ta chwila zwątpienia nie trwała zbyt długo. Zaraz się otrząsnął i wkroczył w głąb apartamentu. Widząc mężczyznę zwisającego nad drobną blondynką, zareagował natychmiast. Nie zważając na nic rzucił się na niego i chwytając go za materiał koszulki zwalił na podłogę powodując tym samym, że chłopak uderzył się w głowę tracąc przytomność.

-Carmen...- Spojrzał z przerażeniem na dziewczynę, która cała zapłakana otulała się szczelnie ręcznikiem. Jeszcze nigdy nie widział, aby ktoś tak bardzo drżał...


Miałam mocno zaciśnięte powieki. Chciałam krzyczeć czując na swojej skórze te paskudne usta i ten obrzydliwy dotyk... nie umiałam sobie poradzić. Nie potrafiłam go z siebie zepchnąć... nie miałam siły uciec. Leżałam cała sztywna na pościeli pozwalając mu na to wszystko... starałam się o tym nie myśleć, jednak to było niemożliwe. Pragnęłam teraz umrzeć... cały czas myślałam o Tomie, o naszym wspólnym życiu... nie chciałam tego stracić... jednak z każdą chwilą czułam, że oddalam się od tego coraz bardziej. Straciłam nadzieję... przestałam wierzyć... i nagle przestałam czuć. Nie czułam nic...

Otworzyłam szeroko oczy zdając sobie sprawę, że już go nie ma. Że już mnie nie dotyka... że mnie nie całuje... to był sen? Trzęsłam się nie potrafiąc przestać, moja twarz była mokra od łez. Usłyszałam swoje imię wypowiedziane przez kogoś, kogo nie potrafiłam teraz rozpoznać. Wiedziałam jednak, że to ktoś dobry... jego głos przepełniony był uczuciem i troską. To on mnie uratował... To nie był Tom. Jego głos bym rozpoznała zawsze... wiem, że znam tego chłopaka...

-Spokojnie, już nikt cię nie skrzywdzi...- Poczułam jak materac łóżka ugina się pod jego ciężarem, a on sam podnosi moje ciało przytulając do siebie. Mimowolnie wtuliłam się w niego z całych sił.-Już dobrze...- Pocałował mnie w czoło, a ja nadal mocno go ściskałam. Chwilową ciszę w pomieszczeniu przerwali nagle jacyś ludzie, którzy wręcz wpadli do środka.

-Carmen! Kochanie...- Nagle ogarnął mnie niezwykły spokój, gdy do moich uszu dotarł tej jedyny głos. Natychmiast wyswobodziłam się z objęć mojego wybawcy i wpadłam prosto w ramiona ukochanego, gdzie mogłam naprawdę poczuć się bezpieczna.- Jak dobrze, że nic ci nie jest... nie wiem, jak to się mogło stać... przepraszam, tak bardzo cię przepraszam...- Tulił mnie i płakał razem ze mną...

-Skąd pan wiedział o tym wszystkim?- Jeden z ochroniarzy zwrócił się w stronę chłopaka, który mnie uratował. Sama byłam tego ciekawa. Odsunęłam się w końcu od Toma, żeby móc spojrzeć na swojego wybawcę. Widok nieco mi się wyostrzył i udało mi się dojrzeć jego twarz.

-Herry...- Szepnęłam zszokowana.

-To wszystko zaplanowała moja była dziewczyna. Z przyjemnością złożę zeznania.- Odparł podnosząc się z miejsca.- Mam nadzieję, że zarówno ona, jak i on odpowiedzą za wszystko.- Dodał rozgoryczony.- A tobie radzę zmienić ochronę.- Skierował spojrzenie na mojego Toma, który także wydawał się być zaskoczony. Nigdy go nie lubił... ale ja wiedziałam, że to dobry chłopak. Zaufałam mu i się nie zawiodłam...

-Dziękuję, że pomogłeś.- Gitarzysta wstał wyciągając w jego stronę rękę. Wiem, że to musiało wiele go kosztować. Mogę być z niego dumna... Brunet bez najmniejszych oporów uścisnął ją i posyłając mi swój ciepły uśmiech udał się za ochroną do wyjścia.

-Kochanie, nic ci nie zrobił?- Tom, ponownie usiadł koło mnie obejmując mnie czule ramieniem. Oparłam głowę o jego tors oddychając głęboko. Czułam wielką ulgę wiedząc, że jest przy mnie i że ten cały koszmar dobiegł końca. Naprawdę myślałam, że przeżyję to wszystko na nowo. Tak długo walczyłam ze wspomnieniami, a teraz wszystko musiało wrócić przez jakiegoś szaleńca.

-Pani, też powinna złożyć zeznania...

-Nie. Nie będzie nigdzie jeździć i przeżywać wszystkiego.- Tom, od razu zaprotestował, a mężczyzna nie wyglądał, aby miał dłużej dyskutować.

-W takim razie, spokojnej nocy życzę.- Rzekł i opuścił nasz apartament. Zostaliśmy sami i zrobiło się tak przyjemnie cicho... Cieszę się, że nie muszę nigdzie wychodzić i mówić o tym całym zdarzeniu.

-Już więcej cię nie zostawię.- Szepnął mi do ucha kołysząc mnie lekko w swoich silnych ramionach. Tylko on potrafił mnie tak uspokoić.- Wszyscy za to zapłacą. Przepraszam cię...

-Przecież to nie twoja wina.- Odezwałam się chyba po raz pierwszy. Mój głos także zdążył się już unormować. Nie byłam taka roztrzęsiona jak przed kilkunastoma minutami.

-Mogłem nie wychodzić... nie wiem w ogóle co mi do głowy strzeliło, żeby schodzić w nocy do recepcji. Oczywiście to wszystko było ukartowane. Nie wiedziałem, że Emi miała coś wspólnego z Herrym... a już na pewno z Gerwazym.

-Nieważne... nie chcę o tym mówić.- Mruknęłam i podniosłam się z miejsca zmierzając do łazienki.

-Dokąd idziesz?

-Pod prysznic.

-Przecież już braliśmy prysznic...

-Wiem... ale muszę jeszcze raz... on mnie dotykał.- Powiedziałam lekko drżącym głosem. Gdy tylko sobie o tym przypominałam robiło mi się niedobrze, a moje oczy napełniały się łzami. Chciałam zmyć z siebie jego brudne ślady. Miałam należeć tylko do Toma. Nikt inny nie ma prawa mnie dotykać... a jak pomyślę o tym, że prawie mnie zgwałcił... Nie wiem, jak po czymś takim miałabym normalnie funkcjonować w swoim małżeństwie... Odkąd w moim życiu pojawił się Tom, nie ma i nie może być nikogo innego.

-Kochanie...- Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.- Wiem, że to jest straszne... sam nie umiem sobie z tym poradzić, nie wiem jak ci pomóc...

-Pomagasz mi. Gdybym cię nie miała, nic nie miałoby już sensu.- Dotknęłam jego policzka patrząc w jego smutne oczy.- Umyję się, wrócę do ciebie, pójdziemy spać, a jutro już wszystko będzie dobrze. Zaczniemy nasze nowe wspaniałe życie.- Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Wiedziałam, że nie tylko ja cierpię. To nie tylko mnie boli...

-Iść z tobą?

-Nie trzeba... zaraz wrócę, połóż się.- Musnęłam jego policzek i puszczając dłoń zniknęłam w pomieszczeniu zamykając się w nim na klucz. Chciałam być przez te kilka minut sama. Zrzuciłam z siebie ręcznik i weszłam do kabiny od razu odkręcając wodę. Chyba jeszcze nigdy nie myłam się tak dokładnie. Zwykła woda, a potrafi czasem zdziałać cuda... jednak to tylko złudzenie. Złudzenie, w które wierząc, potrafię normalnie żyć.


#


Rano obudziłam się z lekkim bólem głowy, ale wzięłam jakąś tabletkę i szybko pozbyłam się tego drażniącego problemu. Śniadanie zjedliśmy w pokoju, w łóżku. Było naprawdę miło. Tom, jak zawsze się postarał, żebym czuła się wyjątkowo. Już w ogóle przestałam myśleć o wczorajszym wieczorze. Chciałam wymazać to z pamięci. Bo tak będzie najlepiej.

Po śniadaniu spakowaliśmy swoje rzeczy i trochę ogarnęliśmy apartament, żeby nie zostawiać po sobie takiego bałaganu. Trzeba dbać o wizerunek. Byliśmy już w pełni gotowi do wyjazdu. Nie mogłam się doczekać kiedy wsiądziemy do samolotu i będę mogła podziwiać widoki z nieba. To też była pewna odskocznia od tego wszystkiego. To miejsce nie do końca będzie mi się dobrze kojarzyło... a szkoda, bo właśnie tutaj przeżyłam swój najpiękniejszy dzień w życiu.

-Możemy już iść?- Poczułam na swojej talii ręce Toma, który musnął ustami moją szyję.

-Tak.- Uśmiechnęłam się chwytając jego dłoń i splotłam ją ze swoją. Po chwili opuściliśmy apartament kierując się na parter. Po drodze spotkaliśmy Billa i Sarę, którzy także dziś wyjeżdżali. Wyglądali na szczęśliwych, co mnie bardzo cieszy. Miałam nadzieję, że im się w końcu ułoży.

-Wracacie do Niemiec?- Tom, zwrócił się do nich, gdy staliśmy wszyscy w windzie.

-Tak. Jedziemy do babci.- Odparł Bill obejmując z uśmiechem swoją dziewczynę.

-O, to pozdrów ją ode mnie.

-No, a wy bawcie się dobrze. Wyszalejcie się, bo jak wrócicie zaczynamy pracę w zespole.

-Tak, wiemy. Na pewno wykorzystamy te dwa tygodnie.- Zapewnił go Tom i ucałował mnie w skroń. Oczywiście Bill i Sara nie wiedzieli nic o wczorajszym zajściu, w sumie nikt o tym nie wiedział. Na całe szczęście. Nie chciałabym, aby to się rozniosło... a już na pewno żeby dostało się do prasy.

-Może wrócicie z potomkiem...

-Jasnee... porwiemy jakieś Indonezyjskie dziecko, specjalnie dla ciebie.- Gitarzysta poklepał go po ramieniu. Czarnowłosy nie zdążył już odpowiedzieć, bo winda zatrzymała się i musieliśmy wysiąść. Przed hotelem czekały już na nas samochody. Pożegnaliśmy się wszyscy i rozeszliśmy się w dwie strony, ja z Tomem, a Sara z Billem. Czułam, że to początek nowego rozdziału w naszym skomplikowanym życiu...


###

Pfff, za to, że jestem taka niedobra wg Was powinnam zrobić, tak żeby ją zgwałcił i zabił ^^ I wgl powinnam zakończyć to opowiadanie, bo przecież jestem takaaa wrednaa, że nie wiem ;>