Czarnowłosy wtargnął do pokoju menadżera bez uprzedzenia, przez co mężczyzna podskoczył wystraszony. A z pewnością miał się czego bać tym bardziej, że nie był sam czego w żadnym wypadku nie spodziewał się wokalista.
-Bill... co ty tu robisz? Chyba należałoby najpierw zapukać.- Rzekł opanowanym głosem menadżer jednocześnie poprawiając swoją nieco wymiętoloną koszulę. Chłopak zlustrował uważnie najpierw Davida, a następnie stojącą obok niego blondynkę. Od razu wydało mu się to podejrzane... ale w tej chwili obchodziła go tylko Sara, więc nie miał zamiaru marnować czasu na romanse menadżera.
-Musimy porozmawiać.- Oświadczył stanowczo.- Monic, wyjdź z łaski swojej.- Mruknął w stronę dziewczyny, która nie miała nawet zamiaru dyskutować. I tak czuła się niezręcznie i wolałaby jak najszybciej zniknąć z jego oczu, co też zrobiła zostawiając ich samych.
-O co chodzi?- Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi spoglądając z rezygnacją na Billa. Domyślał się, że chłopak znowu coś wymyślił. On naprawdę nie ma już siły...
-Muszę jechać do domu.- Wypalił, na co Jost parsknął śmiechem. Jednak czarnowłosy wcale nie wyglądał na rozbawionego. Był całkowicie poważny i nawet na moment nie spuścił swojego surowego spojrzenia z menadżera.
-Minęły dwa tygodnie odkąd nie ma tej twojej dziewczyny i co? Już ci się znudziła trasa?
-Nic mi się nie znudziło, po prostu jest problem i muszę go rozwiązać.- Stwierdził.
-Wiesz, co?- Zrobił kilka kroków w jego stronę mając przy tym rozwścieczoną minę.- Mam w dupie twoje problemy.- Syknął mu prosto w twarz.- Jeśli ruszysz stąd swój gwiazdorski tyłek, możesz zapomnieć o zespole!- Zagroził.
-Wywalisz mnie?- Uśmiechnął się ironicznie.
-Nie.- Zaprzeczył odwzajemniając jego gest.- To będzie koniec Tokio Hotel.- Dodał poważniejąc, a wokalista przełknął ciężko ślinę. Nie był pewien, czy menadżer mówi w tej chwili serio, czy tylko go straszy...
-Nie zrobisz tego, nie możesz. Jesteś tylko menadżerem...
-Tylko!? Czy ty siebie słyszysz?! Tylko menadżerem!?- Uniósł się niemalże się na niego rzucając.- Poświęciłem wam całe moje życie i gdyby nie ja nic z was by nie było! Wystarczy, że skinę palcem, a Tokio Hotel przestanie istnieć.
-Tak się składa, że to my mamy fanów, a nie ty!
-Jak dalej będziecie tak się zachowywać, to nawet oni się od was odwrócą. Myślisz, że podoba im się to co wyprawiacie? Dziewczyny, ciąże, małżeństwa... nie jesteście już tymi ludźmi, których pokochały.
-Mamy prawo do własnego życia... powinieneś mnie zrozumieć, sam będziesz miał dziecko!- Okrzyknął pełen nadziei, że takim argumentem coś wskóra.
-Ale ja mam prawie czterdzieści lat, a ty dziewiętnaście. I robisz sobie, co chcesz. Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny! Zastanów się co jest dla ciebie najważniejsze. Poświęcisz zespół dla dziewczyny? Tak się składa, że to Tokio Hotel było pierwsze w twoim życiu, a nie ona. I to zespół pokochałeś najpierw! Muzyka jest twoją miłością i zawsze będzie, a z Sarą rozejdziesz się wcześniej czy później. Twój brat też niedługo pewnie zakończy swój związek. Kiedy wy zrozumiecie, że jesteście jeszcze gówniarzami! Nic nie wiecie o życiu.- Wyrecytował z pełnym przekonaniem.
-Nie przyszedłem tu wysłuchiwać twoich kazań... nie jesteś moim ojcem. Chce tylko jechać do Niemiec. Chociaż na kilka dni...- Chłopak złagodniał odrobinę, co nie przyszło mu z łatwością. Miał ochotę po prostu mu przywalić za to co wygadywał, jednak musiał nad sobą panować. Nie potrzebował kolejnych problemów.
-Nie.
-David, ja muszę.- Zacisnął zęby czując jak ponownie złość bierze w nim górę.
-Nie. Powiedziałem nie i koniec. Nie będę z tobą dyskutował. Jeśli chcesz to sobie jedź, lecz mojej zgody nie masz i wiesz co się stanie jeśli wyjedziesz. Ja nie żartuję, Bill.- Oświadczył z powagą, a wokalista już nawet nic nie mówiąc wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
#
-Carmen, kiedy ty zaczniesz myśleć jak dorosły człowiek?- Melanie skrzyżowała ręce na piersi wlepiając we mnie swój poirytowany wzrok. Ona chyba nigdy nie przestanie się czepiać. Niepotrzebnie w ogóle się do niej przenosiłam, teraz co dziennie będzie mi wypominała jak to źle zrobiłam podejmując się opieki nad swoim bratem. Ale przecież ja musiałam! Jak ona może tego nie rozumieć?
-A znasz jakieś lepsze rozwiązanie? Co miałam zrobić?
-Odmówić. Od kiedy ty jesteś taka dobra dla naszej matki, co?
-Właśnie, Mel. To jest nasza matka, kobieta która dała nam życie!- Podniosłam się z miejsca.- Może nie miałam z nią najlepszych kontaktów... ale każdy może się zmienić. I każdy ma prawo dostać kolejną szansę... a ja nie chcę ocknąć się dopiero wtedy, gdy dowiem się że ona nie żyje.- Wyrecytowałam cała przejęta. To naprawdę było dla mnie ważne. Chciałam mieć dobre relacje ze swoją mamą... nawet jeśli nie było między nami zbyt dobrze, przecież można to zmienić! Nie wyobrażam sobie, że kiedyś miałabym żałować tego, czego nie zrobiłam, a mogłam. To chyba ja powinnam wyciągnąć do niej rękę jako pierwsza... jednak ona to zrobiła. Być może zmusiła ją do tego choroba, lecz mimo wszystko odważyła się do mnie przyjść.
-Wierzysz w jej chorobę?
-A ty uważasz, że kłamała?- Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ja naprawdę nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje. To ta ciąża, czy po prostu aż tak bardzo się zmieniła? Gdzie się podziała moja siostra?!
-Myślę, że chciała się pozbyć dziecka po prostu.- Wzruszyła ramionami jakby to było coś oczywistego, a ja niemalże zakrztusiłam się powietrzem. Ona chyba się nie słyszy.
-Niby dlaczego miałaby to robić?
-Żeby móc sobie żyć jak chce... przecież takie dziecko to tylko problem.
-Jak możesz tak mówić? To nasza matka... poza tym niedługo sama będziesz miała syna.- Stwierdziłam krzywiąc się przy tym. Nie mogłam jej normalnie słuchać. Kompletnie jej odbiło...
-No ale ja to co innego. Gdybyś nie straciła pamięci, wiedziałabyś jaka jest nasza matka! Zresztą, to ja zawsze byłam po jej stronie, a ty przeciw. Ja zawsze starałam się bronić naszych rodziców... ale mam tego dosyć. Nie zasługują na to. A ty jesteś naiwna Carmen, cholernie naiwna.
-Może i jestem... ale ja nie potrafię tak po prostu odmówić komuś pomocy. Poza tym... zrobiłam to dla naszego brata... Nie wiem, jak mam ci to wytłumaczyć.- Westchnęłam zrezygnowana i opadłam na kanapę.
-Carmen, zastanów się. Choć raz w życiu pomyśl trochę! Przecież ona się teraz świetnie bawi ze swoim kochankiem, a ty zajmujesz się jej dzieckiem.- Jęknęła patrząc na mnie błagalnie. Mnie nawet do głowy coś takiego by nie przyszło, przecież to idiotyczne.
-Skąd ty możesz to wiedzieć?
-Znam ją lepiej niż ty i wiem dużo więcej. Matthew nawet nie jest twoim biologicznym bratem.- Rzekła na co ja wytrzeszczyłam oczy patrząc na nią jak na idiotkę.- Ty nawet nic nie wiesz, a uważasz, że dobrze postępujesz.
-Czego nie wiem?
-Przecież to oczywiste, że matka zdradziła ojca! I to z tym facetem zaszła w ciążę! Zresztą nie po raz pierwszy...- Mruknęła odwracając się do mnie plecami. Cały czas była zdenerwowana... chyba powinnyśmy trochę przystopować. Nie mogę zapominać, że jest w ciąży... nie chcę, żeby przez nasze kłótnie coś się stało mojemu siostrzeńcowi.
-Chcesz powiedzieć, że mamy jeszcze jakieś rodzeństwo?- Wstałam i podeszłam do niej.
-Nie.- Zaprzeczyła unosząc na mnie swój wzrok.- To ty... ty nie jesteś córką jego...- Wyznała cicho, czego wcale nie zrozumiałam. O czym ona mówi? Jakiego jego?
-Kogo?
-No naszego ojca!- Krzyknęła, a mi nagle zrobiło się niemiłosiernie duszno. Gapiłam się na nią mrugając powiekami jak oszalała.- To dlatego on zawsze tak bardzo cię nienawidził... Matka miała romans... Boże, to wręcz śmieszne... ona sypiała ze swoim uczniem! On miał ledwo skończone osiemnaście lat... Oczywiście nie ma pojęcia o twoim istnieniu. Ja o wszystkim wiedziałam... przypadkiem słyszałam jej kłótnię z ojcem, jak jej to wypominał... Miałam wtedy może osiem lat, to było straszne. Nadal nie mogę w to uwierzyć... To zwykła szmata, Carmen.- Spojrzała mi gwałtownie w oczy. Widziałam, jak po jej policzkach spływają łzy. Sama byłam w tak ogromnym szoku, że nie potrafiłam nic z siebie wydobyć. I w ogóle co ja miałabym powiedzieć? Właśnie dowiedziałam się, że nigdy nie znałam swojego taty. Że żyłam cały czas w nieświadomości... i że tak wiele straciłam. Straciłam miłość ojca... bo może, gdybym nazywała tatą właściwego człowieka, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie byłoby w nim tyle cierpienia i nienawiści.- Ja... starałam się ją zrozumieć... powtarzałam sobie ciągle, że mimo wszystko to moja matka... że powinnam ją kochać i szanować... ale ja już dłużej nie potrafię. Tak bardzo mnie skrzywdziła... skrzywdziła nas wszystkich. To ona doprowadziła ojca do takiego stanu... to przez nią stał się taki bezuczuciowy, zimny... ona zniszczyła naszą rodzinę. I nigdy... nigdy jej tego nie wybaczę.- Powiedziała łamliwym głosem.- Obiecałam sobie, że się tobą zaopiekuję... że będę cię przed nią chronić... że nie pozwolę, aby zniszczyła ci życie. Ale ona znowu się pojawiła... i choćby nie wiem, co ci mówiła... ona nie może mieć dobrych zamiarów, rozumiesz? To przebiegła żmija, która wszystko doskonale sobie zaplanowała... Nie pozwolę jej się do ciebie zbliżyć.- Złapała mnie za ramiona przyciągając do siebie i mocno przytuliła. Rozpłakałam się jak dziecko dając upust emocjom, które się we mnie zebrały. Być może było to coś więcej... uczucia kłębiące się we mnie od wielu lat...
#
Dziewczyna odetchnęła głęboko kilka razy, po czym złapała za klamkę następnie otwierając białe drzwi gabinetu lekarza. Sama nie wiedziała, czemu czuła się tak bardzo zestresowana. Na pewno ostatnie wydarzenia miały wpływ na jej samopoczucie... cały czas czuła się przybita i nawet nie chciało jej się żyć. Pragnęła zapomnieć o Billu, żyć tak jakby nigdy go nie było. Jednak to niemożliwe... tym bardziej, że nosi pod sercem jego cząstkę, która już do końca życia będzie jej o nim przypominała. Kompletnie nie wiedziała, jak sobie poradzi sama... Bill zawsze potrafił ją uspokoić i dodać otuchy, a teraz już nikt tego nie zrobi. Ona nawet nie ma zamiaru szukać kogoś innego, kto mógłby przy niej być. Już nigdy więcej nikogo nie pokocha. Teraz jedyną najważniejszą osobą w jej życiu będzie to maleństwo, które za niespełna sześć miesięcy przyjdzie na świat.
-Dzień dobry panno Dion, zapraszam.- Usłyszała przyjazny głos kobiety w fartuchu, dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi w drzwiach jak kołek wpatrując się beznamiętnie w lekarkę.
-Dzień dobry.- Mruknęła i zamknęła za sobą drzwi podchodząc do biurka.
-Proszę usiąść.- Poleciła jej od razu zaglądając w kartę pacjenta.- Jak się czujesz?
-Chyba dobrze... to znaczy jestem zdrowa, nic mi nie jest...- Odparła niepewnie. Nie wiedziała, czy powinna mówić o swoim stanie psychicznym, który nawet nie można było uznać za umiarkowanie dobry.
-Hm... to znaczy, że nie narzekasz na ciążę? Nic cię nie boli?
-Wszystko jest dobrze.- Potwierdziła uśmiechając się nikle.
-W takim razie zrobimy usg.- Stwierdziła podnosząc się ze swojego miejsca.- Chodź, połóż się... popatrzymy sobie na dzidziusia i może nawet zobaczymy jakiej jest płci.- Wskazała jej klozetkę, na której dziewczyna po chwili się ułożyła podwijając bluzkę do góry i ukazując swój delikatnie zaokrąglony brzuch. Poczuła przyjemne dreszcze na ciele na samą myśl o poznaniu płci dziecka... ta ciąża ostatnio zaczyna wydawać jej się coraz bardziej niesamowita. Kobieta nie zwlekając rozsmarowała na jej skórze specjalny żel po czym przyłożyła urządzenie wyszukując odpowiednie miejsce, które można było widzieć na ekranie monitora.- Dzidziuś nam się świetnie ułożył.- Stwierdziła z wesołym uśmiechem.- A chcesz poznać płeć, czy wolisz zaczekać? Czasami kobiety wolą dowiadywać się o płci dziecka w towarzystwie partnerów, albo w ogóle czekać do porodu, choć to już rzadziej.- Spojrzała na nią z zapytaniem. Blondynka od razu pomyślała o Billu... z pewnością chciałby przy tym być. Przynajmniej tak jej się wydawało... tylko, że jego nie ma. Nie ma i nie będzie.
-Nie chcę czekać. Chcę już wiedzieć...- Odparła cicho patrząc z uwagą na monitor, gdzie widniały zarysy postaci dziecka...
-To proszę... tu mamy główkę, rączki... jest serduszko... no i nóżki.- Lekarka zaczęła wskazywać na poszczególne części ciała chcąc nieco rozjaśnić jej obraz.- No... i wygląda na to, że będzie córeczka.- Rzekła, a Sara poczuła niecodzienną radość w sercu. Cieszyłaby się niezależnie od płci, ale i tak teraz czuła się wyjątkowo szczęśliwa. To po prostu było coś niesamowitego.
###
Wiecie co? Niedługo kogoś zabiję :D Z opowiadania oczywiście... xd
pozdrawiam ;*