środa, 27 kwietnia 2011

153.'Nie mogłem ci przecież wyznać miłości Carmen.'

Ja chyba oszalałam. Ta ciąża mi się po prostu na mózg już rzuca... za cholerę nie wiem co się ze mną dzieje. Odkąd poznałam nowego menadżera zespołu czuję się tak dziwnie... Nie mam pojęcia co mi jest. Ale to uczucie jest wprost nie do opisania. Niby czuje jakieś podniecenie, a jednocześnie niepokój... podoba mi się to, ale boję się tego. Chce to czuć, ale nie chce... Po prostu totalny mętlik. Nic z tego nie rozumiem... Nigdy wcześniej nie reagowałam w ten sposób na żadnego mężczyznę. Nawet Tom wzbudza we mnie bardziej zrozumiałe odczucia niż ten facet. I ciągle widzę jego oczy... mają w sobie coś niesamowitego. Nie umiem tego wytłumaczyć... mi po prostu odwaliło. I to totalnie już... powinnam się leczyć psychicznie. Przecież kocham Toma, Tom mi się podoba i nie ma nikogo innego poza nim... dlaczego więc Michał wzbudza we mnie takie emocje? Żeby chociaż był młody i zniewalająco przystojny! Ale nie jest... jest starszy ode mnie o jakieś dobre osiemnaście lat o ile nie więcej... i jest co najwyżej ładny. A jednak... ciągnie mnie do niego, jakby był nie wiadomo kim. Nie podoba mi się to właściwie... boję się, że przez to coś może się zepsuć między mną, a Tomem, czego bym nie chciała. Może to tylko chwilowe? Miałam ostatnio ciężki czas... może mój organizm tak dziwnie to odreagowuje? Mam nadzieję, że to minie... musi. To są po prostu moje nieogarnięte hormony, które robią sobie ze mną co im się podoba.

-Kotku, nad czym się tak zamyśliłaś?- Usłyszałam przy uchu seksowny głos mojego mężczyzny, który oplótł mnie od tyłu rękoma w talii opierając swój podbródek na moim ramieniu. Przymknęłam powieki delektując się jego bliskością, a moje myśli o menadżerze Tokio Hotel rozmyły się w mgnieniu oka. I tak powinno być...

-Nad niczym, tak po prostu się zapatrzyłam.- Mruknęłam uśmiechając się pod nosem. Nie powiem mu przecież, że rozważałam nad tym co się ze mną dzieje? A może powinnam... sama nie wiem. W każdym razie nie teraz. Albo w ogóle. Na pewno mi to wszystko przejdzie i będzie okej... nie będę mu zawracać głowy swoimi durnymi odchyłami.

-Mhm... przyznaj się, że marzysz o swoim przystojnym, seksownym, zniewalającym, boskim, najukochańszym mężczyźnie.- Powiedział określając swoją skromną osobę mnóstwem komplementów, którym nie mogłabym zaprzeczyć. No bo naturalnie miał rację... w sensie, że jest taki jak powiedział. Jednak nie do końca o nim myślałam... choć przewinął się gdzieś tam w tym mętliku.

-A po co mam o nim marzyć skoro go mam?

-Żeby było jeszcze ciekawiej.- Stwierdził muskając ustami mój policzek.- Ah, jak ty ładnie pachniesz...- Począł wodzić nosem po mojej skórze delektując się zapachem owocowych perfum, których użyłam dziś rano. Bo raczej nic innego nie mógł wyczuć...-Tak słodko...

-A co ty się tak do mnie kleisz, co? Pewnie chcesz coś...

-No oczywiście, że chcę.- Potwierdził zadowolony i odwrócił mnie przodem do siebie. Uśmiechnęłam się widząc te jego czekoladowe spojrzenie lustrujące z uwagą moją twarz, a przede wszystkim usta. Oblizał zmysłowo swoje pełne, malinowe wargi i przysunął się do mnie kolejno obdarzając namiętnym pocałunkiem. Jego język gwałtownie wtargnął do mojej buzi przyprawiając mnie tym o niesamowite dreszcze. Poruszał nim ze swoją wrodzoną perfekcją sprawiając mi tym nieopisaną przyjemność, a jego zwinne rączki od razu poczęły wdzierać się pod mój sweterek, co też byłam zmuszona zatrzymać.

-Nie teraz... Bill jest w domu.- Wysapałam z trudem odrywając się od niego.

-Co? To on tu jeszcze mieszka?- Zamrugał powiekami, jakby dopiero co oprzytomniał.

-Żebyś wiedział.- Zaśmiałam się i poprawiłam bawełniany materiał zakrywający mój brzuch, który lekko się podwinął.- Dlaczego miałby nie mieszkać?

-Bo ostatnio tak się spoufala z twoją siostrą, że widuję go tylko w studio.

-Przecież spędza czas z córką, a nie tylko z Melanie.

-Jasne, jasne... pewnie jeżdżą do niej raz dziennie, a potem się razem bawią.- Stwierdził szczerząc się przy tym, na co pokręciłam z dezaprobatą głową. Czy on uważa, że jego brat jest dokładnie taki sam jak on? Ja mam jednak wątpliwości co do tego...

-Z was dwóch, to ty jesteś niewyżyty Kotku.- Uświadomiłam go z niewinnym wyrazem twarzy.- Przed chwilą chciałeś mnie przelecieć na kuchennym blacie.- Dodałam dla uargumentowania mojej tezy.

-A mam ci przypomnieć, kto chciał uprawiać seks na stole?- Uniósł brwi wpatrując się we mnie wymownie, a ja w odpowiedzi prychnęłam.- Nie ma co ukrywać Kochanie, obydwoje jesteśmy tak samo niewyżyci.

-Dlatego będziemy mieli dziesięcioro dzieci.- Westchnęłam wyobrażając już sobie tę gromadę wokół nas. Kocham dzieci, ale bez przesady... mimo wszystko na początek dwoje nam wystarczy. Tak sądzę...

-Ale Carmen, wystarczy zaopatrzyć się w zabezpieczenia.- Rzekł z powagą, na co parsknęłam śmiechem. Czasem nie wiem, kiedy się zgrywa, a kiedy zachowuje się poważnie...

-Nie chcesz mieć dużej rodzinki?- Zmrużyłam oczy wpatrując się w niego uważnie.

-Z dwojgiem dzieci już będzie duża... my się tak cieszymy i w ogóle jest super, a zastanawiałaś się jak sobie poradzimy?

-Normalnie.- Wzruszyłam ramionami. Nie widziałam w tym żadnego problemu... Co prawda jesteśmy młodzi, ale wierzę w swoje umiejętności. Rodzicielstwo może wydawać się nieco przerażające i z pewnością nie jest prostą rolą w życiu jednak można sprostać temu zadaniu jeśli się tego chce oraz nie jest się samemu.- Mój mąż ma stracha?- Poruszałam brwiami uśmiechając się zadziornie pod nosem.

-Stracha to ja dopiero będę miał...- Skwitował przyciągając mnie do siebie po czym słodko wtulił nos w moją szyję.- Będę tatą...

-Szybko to do ciebie dotarło.- Zaśmiałam się cicho i objęłam go przytulając się do jego ciała.- Urządźmy im pokoik... chce, żeby już mieli tutaj swoje miejsce.

-Na niebiesko?- Uniósł na mnie swój wzrok uśmiechając się słodko.

-Myślę, że w takich barwach tylko bez przesady.- Zastrzegłam widząc już w swojej wyobraźni najgorszy z możliwych scenariuszy... zdecydowanie nie powinno przesadzać się z jednym kolorem. A na co w ogóle mógł wpaść facet, jak nie na niebieski? Nie żebym wątpiła w intelekt Toma...

-Załatwię wolny dzień u Michała i zajmiemy się tym.- Postanowił zadowolony i cmoknął mnie w usta. Na samo imię menadżera poczułam dziwne mrowienie na swoim ciele jednak szybko się tego wyzbyłam skupiając swoją całą uwagę na mężu.

-Dobrze... ale teraz chodź na górę.- Chwyciłam go za rękę uśmiechając się znacząco.

-A przed chwilą marudziłaś, że Bill jest w domu...

-Ale nie ma go w naszej sypialni i w dodatku ma do niej wstęp wzbroniony.- Stwierdziłam ciągnąc go do wyjścia z kuchni. Co z tego, że jest jeszcze dość wcześnie... przecież nigdzie nie jest zabronione kochać się w dzień, ha. A ja czuję, że potrzebuję jego bliskości. I to znacznie bardziej niż zwykle...


#


Weszłam do kuchni, gdzie ku mojej radości znajdował się Bill. Tom jeszcze smacznie odsypiał nasze namiętne zabawy, więc miałam okazję być teraz z jego bratem sam na sam. Długo na to czekałam, a to tylko po to, aby w końcu wyciągnąć z niego potrzebne mi informacje. Najwyższy czas. Chyba obydwoje otrząsnęliśmy się już po odejściu Sary... a ja dłużej nie wytrzymam z wyrzutami sumienia, których powody nie są mi znane.

-Miło cię w końcu widzieć w domu.- Odezwałam się zwracając na siebie jego uwagę. Przestraszył się lekko, ale zaraz zreflektował to swoim uśmiechem.

-Jestem ostatnio bardzo zajęty, ciągle gdzieś latam. Ale wam to chyba niespecjalnie przeszkadza.- Stwierdził spoglądając na mnie wymownie, na co przewróciłam teatralnie oczami domyślając się, co takiego ma na myśli.

-Nie narzekamy. Ale mimo wszystko niedługo zapomnę, że mój mąż ma brata, a ja przyjaciela...

-Oj tam, bez przesady. Widzimy się prawie co dziennie w studio.

-No tak, ale to praca... a tak prywatnie? Zresztą nie będę tracić czasu na takie rozważania, pewnie zaraz znowu gdzieś uciekniesz, a ja mam sprawę.

-No właśnie, bo ja miałem iść...- Mruknął lekko się denerwując, co nie umknęło mojej uwadze. Bill należy do sprytnych facetów i zapewne domyślił się już do czego zmierzam. Miałam nawet ostatnio wrażenie, że mnie unika... i chyba słusznie.

-To pójdziesz, ale najpierw coś mi wyjaśnisz.- Rzekłam stanowczo i dla pewności stanęłam w drzwiach, aby przypadkiem nie uciekł.

-Co takiego?

-Chodzi o Sarę. Chcę wiedzieć... muszę wiedzieć, dlaczego mnie zostawiła.

-Umarła...

-Nie o tym mówię. Zostawiła mnie jako przyjaciółka. Wyjechała bez żadnych wyjaśnień. Wiem, że już próbowałam od ciebie wyciągnąć powód waszego rozstania i w końcu odpuściłam, lecz tym razem tak nie będzie Bill. Masz mi wszystko powiedzieć, rozumiesz?- Wyrecytowałam wbijając w niego swoje surowe spojrzenie. Nie chciałam nawet słyszeć żadnych wykrętów. Mam już po prostu tego dosyć... jesteśmy dorośli, a ja mam prawo wiedzieć o co w tym wszystkim chodziło.

-Carmen, ale to już nie ma żadnego znaczenia.- Westchnął ciężko. Jak będzie trzeba to przystawię mu nóż do gardła, przysięgam. On się chyba jeszcze nie nauczył, że nie igra się z kobietą w ciąży...

-Właśnie, że ma! Dlaczego Sara od ciebie odeszła do cholery, co?! I do kurwy co ja mam z tym wszystkim wspólnego? Co przede mną ukrywasz Bill!?- Podniosłam głos zaciskając dłonie w pięści ze złości.- No powiedz!

-Uspokój się... to naprawdę nie jest ci do niczego potrzebne. Po co do tego wracać? To jest przeszłość Carmen.

-Gówno, a nie przeszłość. Nie zostawia się niewyjaśnionych spraw. Wasze rozstanie wiąże się także ze mną i mam prawo wiedzieć, co mam z tym wspólnego. Więc przestać pieprzyć tylko mów, co jest grane bo nie ręczę za siebie!- Wyrzuciłam. Miałam ochotę się na niego rzucić. Dlaczego mi to robi? To dla mnie cholernie trudne, a on jest uparty jak osioł.

-W porządku, skoro koniecznie musisz wiedzieć i wszystko rozdrapywać to ci powiem!- Warknął poirytowany, co mi natomiast przyniosło lekką ulgę.- Sara znalazła mój stary pamiętnik, przeczytała jakieś pojedyncze wpisy i dowiedziała się, że cię kochałem!- Jego słowa uderzyły we mnie jak kula gorącego ognia. Dosłownie zrobiło mi się słabo, automatycznie podparłam się ręką framugi w wejściu patrząc na niego jakby spadł z księżyca. Co on w ogóle do mnie mówi?- Napisałem tam też o tym, jak mnie kiedyś pocałowałaś... musiała to przeczytać skoro winiła także ciebie. Nie chciała w ogóle mnie słuchać, nie miałem szansy wyjaśnić jej, że to już minęło.- Kontynuował odrobinę spokojniej i ja też nieco ochłonęłam słysząc, że to uczucie do mnie jest już przeszłością. Jednak nadal nie potrafię w to uwierzyć...

-Tamten pocałunek... przecież wyjaśniliśmy to sobie. Przecież wiesz, że nic nie znaczył...

-Wiem!- Przerwał mi.- Ale co z tego? Od tego wszystko się zaczęło... nie umiałem nad tym zapanować. Byłaś po prostu wszędzie! A potem pojawiła się Sara... zakochałem się w niej, ale to uczucie walczyło z miłością do ciebie. Nie umiałem sobie z tym poradzić...

-To dlatego wtedy w tej łazience...- Nie umiałam dokończyć. Coś po prostu odbierało mi mowę... byłam w totalnym szoku. Jak to w ogóle mogło się stać? I jak mogłam nie zauważyć?

-Byłem pijany. Na trzeźwo nigdy nie odważyłbym się cię tknąć... jesteś żoną mojego brata. Pewnie, gdybyś się w nim nie zakochała sam skorzystałbym z okazji...

-Przestań, nie mogę tego słuchać.- Wykrztusiłam czując, jak mocno bije mi serce.

-Czemu się tak dziwisz?- Prychnął patrząc na mnie jakby z wyrzutem.- Jestem tylko facetem i nie mam władzy nad swoim sercem.

-Melanie wie?- Zapytałam cicho czując zbierające się pod powiekami łzy.

-Tak. Już od dawna... ale ja kocham cię już tylko, jak rodzinę.- Zapewnił podchodząc do mnie.- Jesteś moją przyjaciółką i bratową. Zawsze będziesz ważna w moim życiu... Ja już dawno zrozumiałem, że nie mam szans dlatego wyzbyłem się tego uczucia.

-Dlaczego milczałeś?

-Nie mogłem ci przecież wyznać miłości Carmen. Jesteś szczęśliwa z Tomem, a on by mnie chyba zabił jak...- Zamilkł nagle, a jego wzrok spoczął za moimi plecami. Nie musiałam się odwracać, nie miałabym nawet takiej odwagi... wiedziałam kto tam stoi...


###



piątek, 8 kwietnia 2011

152.'Przeklęty, stary dupek...'

Drgnęłam gwałtownie wybudzając się ze snu, gdy do moich uszu dotarł jakiś bliżej niezidentyfikowany hałas. Uniosłam zaspane powieki rozglądając się z uwagą dookoła. W pokoju panował półmrok... światło docierało tylko z ulicznej lampy przez odsłonięte okno. Gdy się położyłam było jeszcze jasno...

-Przepraszam... nie chciałem cię obudzić.- Usłyszałam znajomy męski głos i podniosłam się do pozycji siedzącej kolejno zapalając lampkę stojącą na szafce.

-W porządku i tak muszę się jeszcze umyć...- Mruknęłam wstając. Tom podszedł do mnie i objął mnie w talii składając czuły pocałunek na moim czole.

-Płakałaś?

-Nie... trochę głowa mnie boli i tak jakoś...

-Ej może nie znamy się dwudziestu lat, ale jestem twoim mężem.- Przerwał mi nieco oburzony. Czy ja kiedykolwiek zdołam go oszukać? Oczywiście, że nie chce tego robić... ale czasem po prostu czegoś się nie mówi, albo udaje, że tego nie ma... a przy nim się nie da! On zawsze wszystko wie... a jak nie wie to i tak to ze mnie wyciągnie, bo nazywa się Kaulitz. Nie wiem, czy to wada, czy zaleta... pewnie wychodzi to z niego tylko w stosunku do mnie. Bo co go obchodzą inni? Ja jestem jego żoną i o mnie się zawsze martwi. Właśnie... jestem jego żoną, a nie ciągłym zmartwieniem!

-No fakt, tak jakoś się złożyło.- Stwierdziłam wymuszając w sobie rozbawienie, ale nie zabrzmiało to naturalnie. Muszę popracować nad swoją sztuką aktorską...

-Myślałem, że już jest w porządku. Udawałaś?- Zapytał mając przy tym całkowicie poważną minę, co zmusiło mnie do tego samego.

-Nie udawałam... po prostu dzisiaj, jak ten facet zabrał Matthewa...

-Jaki facet?- Wtrącił nie będąc obeznanym w sytuacji. Nie było okazji, aby go o czymkolwiek poinformować. Cały dzień spędził poza domem wraz z pozostałymi członkami zespołu...

-Jego ojciec. Przyjechał po niego dzisiaj... mówił, że matka bez jego zgody mi go powierzyła i że gdyby wiedział, sam by się nim zajął...- Wyjaśniłam wzdychając ciężko. Może i mogłabym zrobić wszystko, żeby mój brat został z nami jednak był zbyt szczęśliwy widząc swojego ojca, abym mogła mu to odebrać. Mimo wszystko jestem tylko jego siostrą...

-I o to chodzi?

-No bo ja czuję, że wszystkich tracę...- Jęknęłam czując już pod powiekami łzy i schowałam twarz w jego ciepłej bluzie obejmując go rękoma w pasie.

-Co ty mówisz Skarbie... przecież twój brat nadal jest, tylko w innym kraju. Możesz go odwiedzać...

-Nie ma go... nie ma Sary... Ciebie też nie ma... i nawet Mel... Wszyscy się ode mnie oddalacie.- Mówiłam nie odrywając głowy od jego torsu, a moje pojedyncze łzy zostawiały mokre ślady na materiale jego bluzy.- A ja jestem sama...

-Carmen nie oddalam się od ciebie. Nie ma mnie bo pracuje... ale przecież zawsze wracam, poświęcam ci każdą wolną chwilę.- Ujął moją twarz w dłonie unosząc ją lekko, aby móc spojrzeć mi w oczy.- Co mam zrobić, żebyś była szczęśliwa?

-Jestem...- Szepnęłam drżącym głosem.-Tylko sobie nie radzę... zwariuje jeśli będę całe dnie siedzieć sama w domu...

-Nie musisz siedzieć w domu...

-Co za różnica, czy będę w domu, czy gdziekolwiek skoro w dalszym ciągu sama? Nie mam żadnego zajęcia... nie mogę już tańczyć, z grania w zespole też zrezygnowałam. Nie będę gotować bo nie mam dla kogo... jak wychodzisz rano wracasz niemalże w nocy. Nie wiem, co mam robić Tom? Snuję się całe dnie po tym cholernym domu i przychodzą mi do głowy różne głupie myśli! A potem kładę się, płaczę, zasypiam... i tak w kółko... mam już tego dosyć, nie mam siły do samej siebie...- Wyrzuciłam z siebie w bardzo szybkim tempie, aż poczułam ulgę. Cały dzień wzbierały się we mnie te wszystkie emocje, aby w końcu wybuchnąć. Nie chce popaść w żadną depresję... ale nie mam pojęcia, co robić... jak się ratować?

-Spokojnie... znajdziemy ci jakieś zajęcie. Będę zabierał cię ze sobą... dobrze?

-Tak, dziękuję...- Przytuliłam się do niego już znacznie spokojniejsza. Liczyło się, że nie będę musiała już siedzieć sama w domu. A co będę tam robić, to już inna sprawa... mogę nawet siedzieć i się na nich gapić. Przynajmniej będę z Tomem...

-I nie płacz mi więcej... martwię się o ciebie.- Pogładził mnie po plecach całując moje czoło.

-Postaram się...- Obiecałam i oderwałam się od niego, aby ucałować go w usta.- Kocham cię...

-Ja ciebie też.- Uśmiechnął się do mnie słodko i otarł się swoim nosem o mój.- Wiesz, co możemy jeszcze zrobić ciekawego?

-Co takiego?

-Trzeba urządzić pokój dla naszych maluchów.- Stwierdził, co znacznie poprawiło mi nastrój. Rzeczywiście powinniśmy zacząć już o tym myśleć. I przede wszystkim wybrać jakieś ładne imiona...

-Taak, nie mogę się już doczekać kiedy pojedziemy na zakupy.- Ucieszyłam się. Wiedział, jak poprawić mi humor. No jest po prostu cudowny!

-Pogadam z naszym nowym menadżerem, na pewno da mi jakiś wolny dzień i wtedy pojedziemy.

-Już macie nowego menadżera?- Zapytałam nieco zaskoczona. Wiedziałam, że szukają kogoś na miejsce Josta, ale nie sądziłam, że tak szybko znajdą zastępstwo. W końcu to ważna funkcja...

-Mhm... to świetny facet. Zdecydowanie lepszy od Davida. Wie o naszej sytuacji i o Billa, na pewno nie będzie stwarzał niepotrzebnych problemów.- Oznajmił zadowolony. Przyznam, że przyniosło mi to ulgę. Nie chciałabym, żeby przez zespół Tom zaniedbał naszą rodzinę. Wiem, że Tokio Hotel jest dla niego ważne... dla mnie w jakiś sposób też, ale mimo wszystko chce stworzyć z nim wspaniałą rodzinę. A przede wszystkim nie chcę być w niej sama.

-Cieszę się. Czuję, że już wszystko nam się ułoży...

-Na pewno Skarbie.- Musnął moje czoło.- Ale połóż się już, bo jak chcesz ze mną jechać musisz rano wstać.- Dodał z troską, a ja skinęłam głową zgadzając się z nim.- Ja tylko się umyję i zaraz do ciebie przyjdę...

-Ale ja też muszee...- Przypomniało mi się.- Pójdę z tobą.- Uśmiechnęłam się szeroko.

-No dobrze, tylko żadnego seksu moja droga żono.- Zastrzegł na co parsknęłam śmiechem. Czy on sugeruje, że jestem niewyżyta? To jemu ostatnio było mało...

-Nawet mi to przez myśl nie przeszło mój drogi mężu.- Wytknęłam mu język i weszłam do łazienki od razu podchodząc do umywalki, żeby zmyć makijaż. Po krótkiej chwili dołączył do mnie Tom, zamknął za sobą drzwi i podszedł do mnie oplatając mnie rękoma w talii.

-To ja idę pod prysznic.- Zakomunikował całując soczyście mój policzek dzięki czemu na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Miłość, to tak cholernie piękne uczucie... Teraz nie wyobrażam sobie bez niej swojego życia. Jak to by w ogóle wyglądało? To są moje skrzydła, które unoszą mnie nad ziemią... na pewno wiele ludzi marzy o tym, aby móc latać. A ja to po prostu robię, każdego dnia...


I’m in loooove,

I’m in love...


#


-Przepraszam za spóźnienie, musiałem zawieść Mel do szpitala.- Czarnowłosy wszedł do pomieszczenia i wszystkie spojrzenia skierowały się w jego stronę. Od razu włączyła mi się czerwona lampka... szpital? Kojarzyło mi się to tylko z jednym...

-Dlaczego nie zadzwoniliście?!- Wypaliłam podnosząc się od razu z miejsca gotowa wybiec z budynku jednak Bill wyglądał, jakby nie bardzo wiedział o co mi chodzi. No nie mogę z tym człowiekiem! Moja siostra rodzi, a on sobie tu przychodzi jak gdyby nigdy nic! I jeszcze nic nie mówi!- W jakim jest szpitalu?!

-Tym co zawsze?- Uniósł brwi spoglądając na mnie w dziwny sposób.- Czemu mieliśmy dzwonić?

-No jak to dlaczego!

-Kochanie, spokojnie...- Tom podszedł do mnie kładąc mi ręce na ramionach. Ale jak ja mam być spokojna? Haloo! Moja jedyna siostra pewnie teraz się poci na porodówce, a ja sobie tu siedzę?!- Dlaczego Melanie jest w szpitalu?- Zwrócił się opanowanym głosem do brata. No właśnie... może od tego trzeba było zacząć? Dlaczego Melanie jest w szpitalu?!

-Siedzi przy małej, jak zwykle...- Wokalista wzruszył ramionami, jakby to było coś oczywistego. Miałam ochotę teraz go trzepnąć w ten głupi łeb...- A coś ty myślała?

-Jak to co! Przychodzisz i mówisz, że musiałeś ją zawieść do szpitala.

-No przecież nie będzie zamawiać taksówki, albo co gorsza tłoczyć się w autobusie.- Przewrócił teatralnie oczyma.- Wyobraź sobie, że twoja siostra ma termin za jakieś trzy miesiące dopiero.- Dodał. Czy on sugeruje, że ja nie wiem kiedy moja siostra powinna rodzić? On chce sobie dzisiaj u mnie nagrabić i to poważnie!

-Dobra już. Wszystko jest jasne, skończcie tę dyskusję.- Wtrącił się Tom jednocześnie zapobiegając naszej kłótni, bo zapewne bym do niej doprowadziła. Jednak opamiętałam się i odetchnęłam głęboko będąc posłuszną swojemu mężowi. Nie było to łatwe, bo jego brat bardzo mnie zirytował... lecz mimo wszystko odpuściłam sobie.- Zaraz przyjdzie Michał.

-Michał?- Zdziwiłam się słysząc imię, które z pewnością nie było niemieckie... ewidentnie kojarzyło się z Polską.

-Tak ma na imię nasz menadżer. Zapomniałem wspomnieć, że jest Polakiem.- Wyjaśnił Gitarzysta.- Ale naprawdę fajny facet, zobaczysz.- Uśmiechnął się do mnie przekonująco. Nie miałam powodów, żeby mu nie wierzyć. Wiem, że chłopcy na pewno wybrali kogoś porządnego na to stanowisko i nie popełnili błędu. A Jost nareszcie jest przeszłością. Przynajmniej dla Tokio Hotel... bo nie wiem, jak jest z Melanie. Mam nadzieję, że nie utrzymuje z nim kontaktu. To zwykła świnia... nie pozwoliłabym mu się nawet zbliżyć do mojego siostrzeńca. Zresztą on się nim nie interesuje, zacznijmy od tego przede wszystkim. Niech tylko spróbuje kiedykolwiek pokazać im się na oczy, to własnoręcznie go chyba zamorduje.

-Przeklęty, stary dupek...- Tak bardzo zaangażowałam się w swoje rozmyślenia, że nawet nie spostrzegłam kiedy te słowa wydobyły się z moich ust. Oczywiście w najmniej odpowiednim momencie... akurat dołączył do nas nowy menadżer zespołu.

-Carmen co ty...- Tom szturchnął mnie lekko, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie miałam po tej wpadce odwagi unieść głowy, aby spojrzeć na mężczyznę, który mógł poczuć się dotknięty moimi słowami. Ale przecież ja nie mówiłam o nim! Wymsknęło mi się... nie chciałam! Muszę mieć nad sobą większą kontrolę.

-Lubię kobiety z charakterem.- Usłyszałam przyjemny męski głos, aż przeszedł mnie niezrozumiały dreszcz.-Michał Majewski, miło mi poznać.- Wyciągnął do mnie swoją dłoń, która wyglądała na zadbaną. Uścisnęłam ją niepewnie podnosząc głowę, nadal czułam się jak idiotka. Jednak w końcu uniosłam wzrok, aby spojrzeć mu w oczy. I być może to był błąd. Nie mam pojęcia co się ze mną stało... poczułam coś tak cholernie dziwnego. Patrzyłam prosto w jego głębokie, niebieskie tęczówki i nie mogłam przestać. Nie wiem, co miał w tych oczach... ale jak w nie patrzyłam było mi tak dziwnie dobrze. Nie chciałam przestawać... zwyczajnie się zawiesiłam zapewne robiąc tym samym z siebie jeszcze większą wariatkę.

-A to moja żona, Carmen o której ci mówiłem.- Mój mąż przejął inicjatywę i sam mnie przedstawił jednocześnie przywracając do rzeczywistości. Zamrugałam szybko powiekami i puściłam rękę mężczyzny robiąc krok w tył. Chyba byłam zbyt blisko. Przynajmniej tak uważałam... wokół niego jest jakieś dziwne pole, które mnie przyciąga. Stanęłam obok Toma i posłałam nowemu menadżerowi swój nieśmiały uśmiech nie mając odwagi wydobyć z siebie głosu. Wyglądał bardzo sympatycznie. Miał miły wyraz twarzy... a te oczy... Cholera nie wiem, co w nich takiego jest. Muszę je koniecznie omijać... nie mogę na nie patrzeć. Ogólnie był dobrze zbudowanym facetem, na pewno po trzydziestce i miał ciemne, krótkie włosy. Niemożliwe, żeby mi się spodobał. Przecież on nie może nawet równać się z Tomem! Tom jest moim oczkiem w głowie... nie ma w niej miejsca na innego faceta. To wykluczone... coś dzisiaj mi chyba hormony szaleją. Ale to minie...

-Dobrze więc bierzmy się do roboty.- Zarządził, a jego głos przyprawił mnie o szybsze bicie serca...


###


Kur.wa wiecie jakie to męczące mieć na głowie młodszą pijaną siostrę? ^^

I się zastanawiam tylko, dlaczego to dziecko się nie zamknie i nie pójdzie po prostu spać xD

Nowy szablon :D Od razu wyjaśnię, iż jest na nim Tom obejmujący/przytulający Carmen xdd żeby nie było wątpliwości, bo to dość dziwnie wygląda i niewyraźnie :p Nie jest idealny, ale mój ! I dla mnie wystarczający xd

To tyle na dziś, pozdrawiam ;*