Pomimo mojej rozmowy z Tomem i jego zachowania wobec brata, atmosfera między bliźniakami była bardzo napięta. Dało się to odczuć... tym bardziej, że każdego dnia jeździłam z Tomem do studia i mogłam bez problemu ich obserwować. Jakby było mało mi tego strapienia zostawała na mojej głowie jeszcze kwestia nowego menadżera. Unikałam go jak ognia, lecz on i tak zawsze znalazł sposób, aby być jak najbliżej mnie. Wydawało mi się, że też go do mnie ciągnie. Zachowywał się tak inaczej... traktował mnie z taką jakby czułością. Jeżeli wpadłam mu w oko to mam przechlapane... nie wiem, jak długo będę umiała panować nad swoimi uczuciami. Nie rozumiem tego, co czuję. Nie wiem, dlaczego tak reaguję na tego mężczyznę... a przede wszystkim czuję się nielojalna wobec męża. On niczego się nawet nie domyśla... czemu moje zachowanie nie wydaje mu się podejrzane? Niedługo nie wytrzymam i sama mu powiem, co się dzieje. Boję się, że sama sobie z tym nie poradzę... a jeśli pokieruje mną jakiś nieprzewidziany impuls i zrobię coś głupiego? Nie mogę do tego dopuścić. Nie zniszczę swojego szczęścia, swojego małżeństwa i w ogóle całego życia przez głupie hormony. Zbyt wiele wysiłku włożyłam w ten związek, zresztą nie tylko ja, aby go teraz tak zwyczajnie spieprzyć.
-Tom mi wspominał, że chciałby wziąć wolny dzień, żebyście mogli kupić coś dla dzieci.- Drgnęłam wystraszona słysząc znienacka ten męski głos, który przyprawiał mnie za każdym razem o zawrót głowy.
-Tak... To już właściwie czwarty miesiąc, przydałoby się zacząć przygotowania. Niedługo nie będę pewnie w stanie nic zrobić...- Odparłam opanowanym głosem choć czułam, że chce mi zadrżeć. Nie chciałam dawać mu żadnych oznak, iż wywiera na mnie tak wielkie znaczenie. Zawsze udawałam obojętną, co było niesamowicie trudne. A ja nie jestem dobrą aktorką, o czym zdążyłam się już przekonać nie jeden raz.
-A macie już imiona?- Zainteresował się, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Nie powinnam wcale na niego patrzeć... ale przecież jeżeli się z kimś rozmawia, to jest wskazane...
-Nie jeszcze... właściwie powinniśmy od tego zacząć.
-Może coś polskiego? Podobno masz jakiś związek z tym krajem...
-Owszem. Nawet płynie we mnie polska krew, z tego co ostatnio się dowiedziałam.- Uniosłam na niego swoje spojrzenie kompletnie się zapominając i znowu zostałam porażona błękitem jego tęczówek.- Ale nie wiem, czy Tom chciałby, żeby nasze dzieci miały polskie imiona...- Dodałam odwracając głowę i skupiłam swoje spojrzenie na Gitarzyście, który właśnie majsterkował coś przy swoim instrumencie.- Zresztą... musimy jeszcze o tym pogadać.
-No to oczywiste. Nie musisz się martwić, bez problemu dam mu wolne... choćby w weekend.- Zapewnił mnie, co było bardzo zadowalające. David pewnie by marudził i robił wyrzuty, a Michał tak po prostu się zgadza.- I właściwie... wydaje mi się, że Tom nie czuje się najlepiej. Mruczał coś, że boli go głowa... chyba się przeziębił.- Wypalił po krótkiej chwili wprawiając mnie tym samym w osłupienie. Czy on naprawdę zasugerował, że mój mąż jest chory? Czy on naprawdę zauważył, że jemu coś dolega? Naprawdę go to interesuje? Haloo... ja chyba śnię!- Może powinien poleżeć w łóżku dzień, albo dwa?- Zasugerował spoglądając na mnie z zapytaniem. Ja natomiast gapiłam się na niego, jak na ósmy cud świata. Byłam w takim szoku, że odjęło mi mowę...- To właściwie mógłbym dać mu wolne do końca weekendu od jutra, co? Przez czwartek i piątek go wykurujesz w domu, a w weekend pojedziecie na zakupy.- Kontynuował nie widząc z mojej strony reakcji. Dobrze, że siedziałam bo przecież bym poleciała na podłogę!- Carmeen... jeśli ci to nie odpowiada to powiedz...
-Ależ skąd!- Zaprzeczyłam gwałtownie powracając do rzeczywistości.- Bardzo mi odpowiada... Tom rzeczywiście nie wygląda najlepiej, ale mówił, że to nic takiego... jak zwykle się wymigiwał.- Stwierdziłam przypominając sobie sytuację z rana.
-To świetnie. Jutro ma zostać w łóżku. Ja też nie potrzebuję tu chodzącego wirusa.- Zażartował puszczając do mnie oczko.
-Dzięki, świetny z ciebie menadżer.- Posłałam mu swój uśmiech. Przez chwilę poczułam się nieco luźniej w jego towarzystwie. Nie zastanawiałam się nad tym, że coś mnie do niego ciągnie i o co w tym chodzi...
-Muszę przecież o was dbać.
-Jost był bardzo wymagający i stanowczy... totalne przeciwieństwo ciebie.- Zauważyłam. Szczerze, trochę dziwi mnie podejście Michała. Zastanawiam się, czy zespół na tym nie ucierpi w jakiś sposób... cieszę się, że jest taki wyrozumiały, tylko czy to do końca jest dobre?
-Ale nic na siłę. Trzeba chęci, aby stworzyć coś dobrego. Przymus nic tu nie wskóra, wzbudzi tylko niepotrzebną złość...- Mówił niczym filozof, a ja przysłuchiwałam się temu z uwagą. Miał taki dźwięczny, przyjemny dla ucha, męski głos. Być może nasza rozmowa trwałaby nieco dłużej, gdyby nie kichnięcie Toma, który zwrócił tym samym naszą uwagę.- Weź ty go lepiej stąd zabierz, bo jutro wszyscy będziemy przeziębieni.- Polecił spoglądając niepewnie na mojego męża.- Tylko uważaj na siebie, nie powinnaś chorować w twoim stanie...- Dodał zerkając na mój brzuch.
-Damy radę.- Uśmiechnęłam się i odeszłam od menadżera kierując się w stronę Toma.
-Ona dzisiaj ze mną nie współpracuje.- Pożalił się od razu, gdy znalazłam się przy nim. Spojrzałam na gitarę zaraz przenosząc wzrok z powrotem na chłopaka.
-A może to ty nie współpracujesz z nią?- Zasugerowałam unosząc brwi.
-Ja wszystko robię, jak należy...- Naburmuszył się pociągając przy tym nosem.
-Nie wątpię... ale zbieraj się, zabieram cię do domu.
-Co? Po pierwsze Kochanie, to ja pracuje, a po drugie Kochanie to chyba ja powinienem zabrać ciebie?
-Ale dzisiaj wyjątkowo już nie pracujesz i ja zabieram ciebie.- Oświadczyłam zadowolona.- No choodź. Michał sam pozwolił...
-Serio?
-Serio. Masz zwolnienie do końca weekendu.
-Jak tego dokonałaś?- Wlepił we mnie swoje podejrzliwe spojrzenie, na co ja wzruszyłam jedynie ramionami posyłając mu niewinny uśmiech. Właściwie to nie do końca moja zasługa... ale to można pominąć?-Musiałaś się bardzo stęsknić za swoim mężusiem coo?- Położył dłonie na moich biodrach przyciągając mnie do siebie.
-Chusteczkę?- Zatrzepotałam rzęsami widząc, że Tom zamiast mnie pocałować za chwilę kichnie. Na szczęście sam zasłonił sobie usta dłonią przy okazji zatykając nos. Sięgnęłam do swojej torby i wygrzebałam z niej paczkę chusteczek higienicznych.-Proszę, wytrzyj nosek i chodź.
-Cholerny katar...
-Oj to się da wyleczyć, tylko musisz się mnie słuchać.- Zastrzegłam i ucałowałam go w policzek.- Ale chodź już Kochaniee... chce do domu.- Złapałam jego rękę ciągnąc go w stronę wyjścia. Czasem trzeba samemu przejąć inicjatywę, aby osiągnąć cel...
#
-Jestem wykończony...- Czarnowłosy opadł na kanapę obok siedzącej tam od dłuższego już czasu Melanie.- Chyba już nie wyrabiam...chciałbym wziąć już Sarę do domu.- Mruknął i przysunął się bliżej swojej dziewczyny, aby zaraz przykleić się do jej ciała. Objął ją w pasie i ułożył wygodnie głowę na dość pokaźnym biuście przymykając powieki.-Ahh...
-Bill...- Mruknęła nieco groźnie, na co uniósł na nią swoje czekoladowe spojrzenie.- Piersi mnie bolą...- Zakomunikowała bez zbędnego owijania w bawełnę dzięki czemu Wokalista od razu przeniósł swoją głowę na jej ramię, które niestety nie było już tak wygodne...
-Nie wiedziałem... ale czemu? Nie wyglądają, jakby coś im dolegało.- Wyszczerzył się spoglądając na jej dekolt.
-Skarbie, lepiej uważaj na to, co do mnie mówisz.- Poradziła uśmiechając się z lekką ironią. Wolała go ostrzec niżeli miałaby się z nim pokłócić, czy chociażby o coś obrazić. To byłoby bezsensu...nawet jeżeli jest w ciąży i mogłaby się tym usprawiedliwiać.
-No dobrze...masz rację.- Stwierdził poważniejąc.- Moja bidulka...- Podniósł się z jej ramienia i ucałował jej czoło, a potem to samo zrobił z nosem na koniec pozostawiając sobie jej usta. Wiedział, jak należy do niej podejść... zdążył się już trochę nauczyć, co teraz bardzo ułatwia mu życie.
-Słodki jesteś.- Uśmiechnęła się rozczulona jego zachowaniem. Atmosfera od razu zmieniła swój wymiar...- Pewnie jesteś głodny, hm? Zrobię coś dobrego, weźmiesz sobie relaksującą kąpiel i się położysz...- Podniosła się z miejsca z zamiarem udania się do kuchni jednak Bill w porę złapał jej dłoń powstrzymując ją.
-A może ja zrobię kolacje, weźmiemy relaksującą kąpiel i się położymy?- Przechylił lekko głowę przyglądając jej się uważnie. Znowu się uśmiechnęła. Kochał, gdy to robiła... z każdym dniem wydawała mu się coraz słodsza, piękniejsza... wspanialsza. Gdzie on wcześniej miał oczy? Pierwszy raz czuł się tak niesamowicie przy kobiecie.
-To może razem zrobimy kolację?- Zaproponowała chcąc iść na jakiś kompromis, w końcu to dość istotne w związku.- A co do reszty, nie mam zastrzeżeń.- Dodała i pociągnęła go zmuszając tym samym, żeby wstał.-Tylko... czy ty widziałeś kiedyś tak grubą, nagą kobietę?- Uniosła brwi patrząc na niego z lekkim niepokojem, na co ten się zaśmiał.
-A czy ty widziałaś kiedyś tak chudego, nagiego mężczyznę?- Odparł pytaniem i nie oczekując z jej strony odpowiedzi cmoknął ją szybko w usta.-Jesteś urocza, naprawdę.
-Ty też.- Stwierdziła zadowolona i poprowadziła go do kuchni, ani na chwilę nie puszczając jego dłoni. Lubiła czuć go tak blisko siebie, to było dla niej bardzo ważne, choć nie mówiła o tym głośno. Bo nie musiała...tak świetnie się rozumieją.-To na co masz ochotę?- Oparła się o blat stając przed nim.- Może jakieś wykwintne danie?
-Oczywiściee.- Rzekł bez wahania.- Na przykład kanapki z warzywami?
-No to, żeś pojechał na całego...- Pokręciła głową i odsunęła się, aby zajrzeć do lodówki.- W takim razie mój drogi kucharzu... posmaruj chleb masłem, a ja pokroję te twoje warzywa.
-Ależ my jesteśmy zgrani.- Skwitował dumnie i przeszedł na drugą stronę pomieszczenia, żeby wykonać swoje zdanie, a korzystając z okazji pocałował jeszcze przelotnie jej policzek na co ta zareagowała cichym westchnieniem.
-A Bill...- Odezwała się niepewnie, kiedy miała już brać się za krojenie pomidora i zerknęła w jego stronę upewniając się, że chłopak jej słucha.-Tylko nie zrozum mnie źle... bo ja się bardzo cieszę, że tu ze mną jesteś i naprawdę całkowicie mi to odpowiada... ale właściwie, co z Tomem?- Zapytała odwracając się w jego kierunku.
-Z tego, co wiem, to u niego wszystko w porządku...tylko przeziębił się chyba.- Wzruszył ramionami z lekką obojętnością, choć zdawał sobie sprawę, że nie to chciała usłyszeć blondynka.
-Tyle to i ja wiem, moja siostra jest w końcu jego żoną.- Mruknęła z przekąsem.- Wiesz o co mi chodzi... Odkąd Tom dowiedział się prawdy pojawiłeś się w swoim domu zaledwie kilka razy i to tylko w wyjątkowych sytuacjach...
-I jak zauważyłaś, nikomu to nie przeszkadza.- Uśmiechnął się sztucznie.- Tom mnie unika, więc po co mam mu to utrudniać? Zresztą... Mel, przecież ja nie mam nawet czasu, żeby wrócić do domu. Większość dnia spędzam w studio, drugą jego część w szpitalu i wieczorem wracam do ciebie...kiedy mam niby tam być? Nie chce rezygnować z ciebie... i tak nie spędzamy razem zbyt wiele czasu przez moją pracę. Poza tym... Tom i Carmen są małżeństwem, będą niedługo mieli swoją rodzinę i naprawdę nie jestem im tam do niczego potrzebny... tym bardziej, że mój bliźniak patrzy na mnie jak na intruza. I najwyraźniej gówno go obchodzi, że moje uczucia do jego żony już wygasły...ja nie wiem, co on sobie myśli? Przecież ja jestem z tobą... jak mógłbym być przy tobie i jednocześnie kochać twoją siostrę? Nie jestem takim dupkiem...- Wyrecytował z przejęciem czując jak jego serce zaczęło mocniej bić ze zdenerwowania. To wszystko zaczynało go powoli przerastać jednak, gdy ciągle się czymś zajmował, nie dopuszczał tego do swojej świadomości. I tak było dobrze...
-Wiem...ale ja widzę, że ci ciężko...- Wyznała podchodząc do niego.- Nie chcę patrzeć, jak się męczysz...to trudne także dla mnie.
-Czyli mam z nim porozmawiać i dojść do zjednoczenia?- Objął ją w pasie unosząc brwi, a w odpowiedzi na jej twarz wpłynął słodki uśmiech.- No nie wierzę po prostu...owinęłaś sobie mnie wokół palca.- Jęknął i wtulił nos w jej szyję. Przy niej nawet jego duma przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie...
-No co ty... przecież sam mnie zawsze rozpieszczasz.- Zaśmiała się cicho. Bez względu na to jaka była prawda, żadne z nich jeszcze nie wyszło na tym źle... a więc zdecydowanie to się im opłaca.
###
Dawno, dawno temuuu…a dokładnie jakieś szesnaście lat temu, w pewnym szpitaluuu, nie wiem gdzie (jednak domyślam się jak :D) pewna pani urodziła śliczne Maleństwo o czarnych, dużych oczkach i kręconych włoskach tego samego koloruu…[Nie powinnam opowiadać dzieciom bajek xD Alee może dokończę tę historię xd] Tak więc… to była (i jest xd) mała dziewczynka, której nadano imię Marta xd Na chwilę obecną jest, to już kobieta xd Choć w dalszym ciągu jest Maleństwem! Ale tym razem dla mnie, a nie dla tej pani :D xd I ten tego… pieprzyć bajki xd Szesnaście lat temu, szesnastego maja miałam jakieś dwa latka i jeszcze nie wiedziałam o Jej istnieniu… teraz mam lat osiemnaście, a Ona jest moim największym Skarbem. Ludzie mogą mówić, myśleć i robić wszystko, co chcą… ale nikt, ani nic nie sprawi, że Maleństwo stanie się kiedykolwiek choć trochę, mniej ważne… (Fajnie się czyta o sobie, jako o Niej? Xd ;*) Nie będę się tu rozpisywać, chciałam tylko zaznaczyć, że szesnasty maja jest dniem wyjątkowym.
A więc witam w najpiękniejszym dniu, w całym roku :D
Wszystkiego Najlepszego po raz któryś Maleństwo xD
A to był ostatni odcinek przed moim urlopem. Jak już wspomniałam na innym blogu, nie wiem, kiedy wrócę. Może to nastąpić pod koniec czerwca, ale także wcześniej bądź później.
Do napisania ;* pozdrawiam ;*