piątek, 23 września 2011

166.'Nie każdy musi od razu umierać.'

Mężczyzna wyszedł z budynku od razu odpalając papierosa. Miał ograniczyć palenie, a najlepiej rzucić całkowicie jednak to nie jest takie proste. Tym bardziej, gdy nie układa się najlepiej. Czuł się rozdarty. Miał wrażenie, jakby Carmen oddalała się od niego. Bardzo chciałby umieć ją wesprzeć tak, jak tego potrzebuje. Umieć pocieszyć i pomóc… kocha ją ponad wszystko. Nie chce, aby coś między nimi się zepsuło, a wiele wskazuje na to, że przestaje być jak dawniej. Może to przez jej ciążowe nastroje… tylko, czemu Bill nie miał tak samo z Melanie? Nie chciał je ze sobą porównywać… bo przecież każda kobieta inaczej znosi taki stan i wszelkie sytuacje, jakie podczas niego się zdarzają… Stara się być cierpliwy i znosić wszystko… ale boi się, że w końcu go to przerośnie. Bo na początku, to wspólne życie wydawało się takie proste… a teraz? Wszystko się komplikuje.

-Cześć Tom, to już?- Usłyszał nagle kobiecy głos i spojrzał w kierunku stojącej przed nim blondynki.

-Skąd się tu wzięłaś?

-Miałam badania.- Wzruszyła ramionami.- Ale myślałam, że twoja żona ma jeszcze daleko do terminu…

-Bo ma. Poza tym to nie twoja sprawa.- Burknął niezadowolony. Nie rozumiał po, co w ogóle wdaje się z nią w jakiekolwiek dyskusje. Powinien ją po prostu zignorować.- I jeśli możesz nie stój koło mnie.

-A to dlaczego? Boisz się mnie?- Zaśmiała się patrząc na niego z uwagą.

-Nie. Po prostu nie chce mieć problemów, ostatnio opublikowali nasze zdjęcia w gazetach.- Odparł chłodno.

-O.. nie wiedziałam. Carmen chyba nie była zadowolona? Paparazzi wszystko wyłapią.

-Nie udawaj zmartwionej.- Mruknął.- Możesz dać mi spokój? Naprawdę nie mam ochoty się z tobą widywać, ani cię słuchać. Tak trudno to zrozumieć?

-Nie, nie trudno.- Rzekła nieco urażona jego słowami, co też nie umknęło jego uwadze. Zastanawiał się tylko ile w tym szczerości, a ile kłamstwa.- Szkoda, że jesteś taki uparty. Ja naprawdę nic już do was nie mam. Mój własny facet mnie wystawił… i od tamtej pory mam go głęboko gdzieś, a razem z nim was. Chcę być tylko miła. Nie będę udawała, że cię nie znam…- Wyrecytowała starając się być przy tym przekonująca, co jak zwykle wychodziło jej doskonale. Naprawdę wierzyłby jej, gdyby był nieco pewniejszy, ale nadal się bał. Nie odpowiedział nic tylko zaciągnął się papierosem następnie wypuszczając dym z ust. Dziewczyna westchnęła cicho i stanęła obok niego opierając się o ścianę budynku.- Jakbym miała coś kombinować, zaczęłabym od przeprosin.

-Nieważne. Nie mam teraz czasu, ani ochoty zastanawiać się, czy znowu chcesz nam zaszkodzić, czy nie.- Uciął nie mając chęci dłużej dyskutować na ten temat. Czuł się już zmęczony i miał ją gdzieś razem z jej intencjami.

-Co robicie w szpitalu? Coś nie tak z ciążą?

-Chciałabyś!- Prychnął ze złością.

-Tylko pytam, a ty od razu na mnie naskakujesz. Po prostu nie wyglądasz najlepiej… skoro Carmen nie rodzi, to dziwne, że tu jesteście tak bez powodu…

-Z Carmen jest wszystko w porządku i lepiej, aby tak pozostało.- Oznajmił spoglądając na nią dość znacząco. Nie mogła nie wyczuć aluzji.- To jej siostra rodziła i teraz walczy o życie.- Dodał zanim zdążył ugryźć się w język. Nie miał pojęcia dlaczego to powiedział. Miał z nią w ogóle nie rozmawiać…

-To dlaczego ty tu stoisz i się trujesz zamiast być przy żonie?- Spojrzała na niego, jak na idiotę.

-A co cię to interesuje? Może moja żona teraz nie ma ochoty przebywać w moim towarzystwie… poszła szukać wsparcia u mojego brata. W końcu on lepiej ją zrozumie, jak każdą inną kobietę w ciąży.- I znowu to zrobił. Znowu powiedział za dużo. Miał ochotę walnąć teraz głową w mur. Ale słowa same wypływały z jego ust, nie kontrolował tego…

-Nie poznaję cię. Zawsze byłeś przy niej choćby nie wiem co, a teraz się tak po prostu poddajesz? I to w takiej chwili? Nie zostawia się ukochanych osób, gdy coś się dzieje nie tak.- Stwierdziła, a on obdarzył ją swoim pełnym zdumienia spojrzeniem.

-Ale co ty możesz wiedzieć Emi! Ja już po prostu nie mam siły. Cokolwiek nie powiem, jest źle. Wcale nie chcę, żeby tak było… nie mówię nic przykrego, ale ona i tak się obraża, albo na mnie naskakuje. Jestem już chyba zmęczony tym wszystkim…- Wyrzucił z siebie znowu zapominając z kim w ogóle rozmawia…

-Trzeba było myśleć o tym zanim się zakochałeś. Myślałeś, że będzie z górki? Jesteś taki naiwny, jak zawsze.- Pokręciła głową wpatrując się w niego z politowaniem.- Zawsze postrzegałam cię, jak taką tarczę. Ona mogła strzelać w ciebie ile tylko chciała i potrzebowała, a ty mimo wszystko chroniłeś ją z całych sił. A teraz? Stoisz tu i palisz papierosa narzekając na kobietą, którą rzekomo tak strasznie kochasz. Jak ona się musi teraz czuć jeśli tak nagle straciła swoją tarczę?

-Co ty w ogóle pieprzysz…- Mruknął rozzłoszczony choć dobrze wiedział, że miała rację. I właśnie to go bolało najbardziej…

-Nie odpuszcza się Kaulitz. A już szczególnie nie w takich momentach.- Zakomunikowała ponownie przylegając plecami do ściany.- Na mnie już w sumie czas. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy… numeru nie zmieniłam, jak coś.- Uniosła na niego swoje spojrzenie uśmiechając się zaskakująco przyjaźnie.- Powodzenia.- Rzuciła jeszcze na koniec po czym odeszła w swoją stronę pozostawiając go z mętlikiem w głowie.

-Jak taka osoba może tyle wiedzieć.- Skrzywił się nie mogąc tego zrozumieć i zgasił papierosa wracając zaraz do budynku.

 

#

 

Siedziałam nadal na tym samym korytarzu jednak już nie zanosiłam się płaczem, ale wpatrywałam w podłogę. Bill cały czas był z Colinem, a ja już nie mogłam tam wysiedzieć. W jednej chwili moja wielka siła wyparowała i poczułam taki paraliżujący strach. To było okropne… tak mi z tym źle. Nie wiem, co robić… jak sobie radzić z tym wszystkim.

Poczułam nagle, jak ktoś siada obok mnie. Odwróciłam głowę i ujrzałam Toma. Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę, ale zaraz przytuliłam się do niego pozwalając, aby mnie objął. Potrzebowałam teraz dużo bliskości i ciepła. Schronienia w jego silnych ramionach. Nie mówiliśmy nic… słowa były zbędne, poza tym znacznie lepiej jest, gdy towarzyszy nam cisza. Przynajmniej żadne z nas nie powie nic nieodpowiedniego. Możemy cieszyć się swoją bliskością i czuć wzajemne wsparcie. Trwaliśmy po prostu w swoim uścisku, co przyniosło nam obojgu wiele spokoju i nadziei. Szkoda tylko, że jego bluza była przesiąknięta tytoniowym dymem… Nie chciałam, ale musiałam się w końcu od niego odsunąć czując jak mnie mdli.

-Nigdy tego nie rzucisz…- Mruknęłam opierając głowę o ścianę.

-Przepraszam, musiałem…

-Z pewnością ktoś nad tobą stał i zmuszał cię do odpalenia tego durnego papierosa…- Rzekłam z lekką ironią, której towarzyszył równie kpiący uśmiech.

-Carmen… reaguję tak na stres. I dobrze wiesz, jak trudno jest rzucić palenie…

-Wiem… ale nie chcę za parę lat zostać wdową bo mój mąż umrze na raka płuc, albo  inne cholerstwo.- Wbiłam w niego swoje spojrzenie, które raczej nie pałało w tej chwili czułością. Byłam na niego zła, nie da się ukryć. Dlaczego on dzisiaj mnie tak strasznie denerwuje? Najpierw jakieś tajemnicze rozmowy z Rose, później dziwne zachowanie podczas, gdy moja siostra walczy o życie… a teraz te cholerne papierosy. Czy ja się jeszcze w ogóle liczę?

-Nie każdy musi od razu umierać.

-Pocieszające.- Bąknęłam odwracając się.- Poza tym, jak w ogóle możesz w takiej chwili wychodzić na papierosa? Zdajesz sobie sprawę, w jakim stanie jest twój brat? Właśnie najpiękniejsza chwila w jego życiu zamieniła się w istny koszmar. A ja?

-A ty ciągle się na mnie wyżywasz. Już nawet nie wiem o co ci chodzi Carmen.- Wypalił wyraźnie się denerwując.- Mam usiąść i płakać? To będzie najlepsza reakcja według ciebie? Czy mam w kółko powtarzać, że wszystko będzie dobrze?

-Najlepiej jedź do domu i wszystko olej.- Odparłam chłodno czując, jak serce bije mi coraz mocniej. Naprawdę miałam powoli go dosyć. Mam wrażenie, że w ogóle nie rozumie powagi sytuacji. Jakby nie wiedział, co się dzieje. Wydaje mu się, że to takie proste? Kompletnie go nie rozumiem. Czy on się zmienia?

-Nie chcę.

-To nie zachowuj się, jak egoista bo nie mam ochoty na to patrzeć. Nie za takiego Toma wyszłam. Co się z tobą dzieje?- Ponownie uniosłam na niego swój wzrok. Może powinnam podejść do tego w inny sposób. Coś jest nie tak i widzę to… tylko, co? Czemu on mi nic nie mówi…

-Ze mną?- Jęknął.

-Zachowujesz się ostatnio inaczej… powiesz mi o co chodzi?- Zapytałam starając się być delikatna. Może nie powinnam była dzisiaj tak na niego naskakiwać…

-O nic nie chodzi. Zachowuję się normalnie, to ty jesteś inna niż zwykle. Zresztą to chyba nieodpowiednia pora na takie rozmowy… nie bądźmy egoistami.- Skwitował teatralnym tonem. I jak ja mam być dla niego milsza? Przecież on jest po prostu złośliwy. Najlepiej w ogóle nie rozmawiać. Nie odezwałam się już, ani słowem tylko wstałam z miejsca i odeszłam kierując się na oddział intensywnej terapii, gdzie leżała moja siostra. Nie wiem, co się dzieje w moim związku, ale na pewno nie jest to nic dobrego… tylko, że teraz nie mam głowy do tego, aby się tym zadręczać. Naprawdę są ważniejsze sprawy…

 

#

 

Gitarzysta prychnął pod nosem patrząc na oddalającą się postać swojej żony. Chyba już kompletnie się pogubił. W każdym razie na pewno nie dojdą do żadnego porozumienia, jeśli jedno będzie zwalać na drugie… a przecież to wyraźnie u niej jest coś nie tak, a nie u niego. On nie ma, co do tego żadnych wątpliwości… i przecież się starał.

Podniósł się z krzesła i widząc za szybą brata zajmującego się małym Colinem wszedł do środka. Trochę przeraził go widok tylu dzieci na raz, ale nie przejmował się tym zbyt długo i podszedł do Billa chcąc zobaczyć nowego członka rodziny.

-Zmieniacie się z Carmen?- Mruknął Wokalista.- I w ogóle ty paliłeś! Bierz te łapy, wiesz ile na nich zarazków?- Trzepnął go w rękę, gdy chciał dotknąć małego. Posłusznie zabrał je naburmuszając się przy tym. Jednak wiedział, że jego bliźniak ma rację.

-Ładny…- Skomentował mogąc jedynie przyglądać się noworodkowi.- Nie jest wcale taki pomarszczony…

-Oh, Tom… on jest śliczny. Nie znasz się w ogóle. To najpiękniejsze dziecko w tym szpitalu.- Odparł bez zastanowienia Czarnowłosy.

-To samo mówiłeś o swojej córce…- Zauważył marszcząc brwi.- I pomyśleć, że to syn Josta…

-To mój syn.- Warknął spoglądając na niego z mordem w oczach. Nie chciał, aby Jost w ogóle miał cokolwiek wspólnego z Melanie i Colinem. To była teraz wyłącznie jego rodzina i nie pozwoli jej nikomu tknąć choćby palcem.

-No spokojnie… po prostu…

-Będzie miał moje nazwisko i ja jestem jego tatą. Na zawsze. I nic, ani nikt tego nie zmieni. I nie pieprz mi tu o tym dupku.- Oświadczył ze stanowczością po czym złagodniał przypatrując się śpiącej twarzyczce chłopca.

-Okej, rozumiem.- Westchnął ciężko. Miał wrażenie, że dzisiaj wszyscy są przeciwko niemu. Wszystko, co robi, albo mówi jest odbierane negatywnie… a on przecież cały czas chce tylko dobrze. Co z nim nie tak? Właściwie tylko jedna osoba dziś potrafiła z nim normalnie pogadać i czuł, że może powiedzieć jej dosłownie wszystko… i aż strach pomyśleć, że była nią sama Emi Steiner.

 

###

 

A w następnym odcinku:

[…]-Jaka przerwa do cholery?- Jego głos coraz rzadziej wypełniała czułość, jaką mogłam słyszeć dawniej. Z dnia na dzień stawał się bardziej szorstki i częściej się unosił z byle powodu. Nie podobało mi się to. Nie miałam ochoty słuchać jego głosu… a kiedyś sprawiało mi to przyjemność.

-Ostatnio nie jest zbyt miło między nami.- Uniosłam na niego swoje spojrzenie.- Może lepiej jak odpoczniemy od siebie przez ten czas. Wiele par tak robi…

-O czym ty mówisz? Chcesz mnie zostawić?

-Nie zostawiam cię. Będę mieszkać przez jakiś czas u Billa, aby mu pomóc. Tylko tyle. Wrócę, gdy trochę się ułoży…- Wyjaśniłam spokojnie, jednak do niego najwyraźniej to nie przemawiało.

 

- Mała zmiana planów.- Drgnęła słysząc nagle jego głos i odwróciła głowę spoglądając na niego z zapytaniem.- Kręci się tu jakiś typ z aparatem, trzeba zmienić lokal. Nie chcę znowu wylądować z tobą w gazecie.

-Więc chodźmy stąd.- Wzruszyła ramionami nie widząc problemu i podniosła się stając obok niego.- Dokąd?

-U mnie będzie bezpiecznie.- Powiedział niewiele myśląc, co wprawiło blondynkę w niemałe osłupienie.

-Ale… myślę, że twoja żona nie będzie zadowolona…

-Carmen się wyprowadziła.- Wypalił dość specyficznym tonem, którym dał wyraźnie do zrozumienia, że nie ma o czym mówić.[…]

7 komentarzy:

  1. czy Tom w kolejnym odcinku zdradzi Carmen!>?!?!?! nieee!wrrr. Ej, dodawaj następną ; DDBoskiii ; **

    OdpowiedzUsuń
  2. o mój jejeuuu!... no co ty.. oni ze tak? zaraz sie poplaaaacze !

    OdpowiedzUsuń
  3. o ja pierdzieke! no to akcja bedzie!! kuurdem dawaj mi szyybko kolejnego odcinka xd czekam na nexta i pozdrawiam!! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej !!!! Odcienek świetny ale mam małe ale mam nadzieje że się nie obrazisz bo chyba oczekujesz szczerej opinij .Wiem że jestes dorosła szkoła,przyjaciele i inne sprawy ale ostatnie odcinki już nie są tak ciekawe jak poprzednie i nie koncz tego bloga na siłe możesz pisać odcinki wolniej ale ciekawiej .Co do tego odcinka był nawet ciekawy !!! Tak trzymaj !!!!!!!! Czekam na kolejny odcinek !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, ach... czyżby czysta chemia przestawała działać i do umysłu wkradała się brutalna świadomość? A cóż to? Bill - specjalista od kobiet ciężarnych? xDPowiem tak: czasami nie trzeba czegoś przeżyć, żeby po prostu wiedzieć. Niektóre rzeczy są aż nadto oczywiste. Nietrudno nauczyć się definicji uczuć i zachowań. Gorzej z praktyką.Ech, ech... to takie przykre, kiedy ktoś wychodzi z założenia, że to z pewnością ta druga osoba popełnia błąd...Cóż, Bill ma rację - ojcem nie jest ten, kto przekazuje swoje geny. Rodzice to ci, którzy wychowują.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Namiętnie uczę się od ponad godziny angielskiego i w związku z tym nadrobiłam zaległości na twoim blogu :DNie mam siły komentować, ale weź coś opublikuj ;pI tym masz mój sprawdzony odcinek na hd? xDJa go chcę z powrotem! ;D:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholera! Kocham twoje opowiadanie! jest genialne! mogę dodać do linków i liczyć na to samo? Będę cholernie wdzięczna, kiedy będziesz powiadamiać mnie o nowych odcinkach u siebie! :) Pozdrawiam www.furimmer.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń