niedziela, 20 listopada 2011

174.'Nie potrzebujemy ani sekundy więcej.'

W poprzednim odcinku:

[…]-Przepraszam, że cię nachodzę. Ale… musisz o tym wiedzieć. I lepiej, żebyś dowiedziała się tego od kogoś bliskiego, a nie jakiejś tam pielęgniarki ze szpitala…- Zaczął paplać, a moje serce poczęło bić dwa razy mocniej niż zwykle. Melanie. To ona była pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl. Automatycznie na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech, a niebieskie tęczówki zaszkliły się. To wszystko działo się ze mną już teraz, choć jeszcze nic mi nie powiedział.- To niesamowite… jeszcze niedawno chcieli wszystko przerwać, a ona dziś…

-Obudziła się?- Wykrztusiłam nie mogąc w to uwierzyć. Nie mogłam, a jednocześnie byłam pewna, że to się stało. Trudno opisać towarzyszące mi uczucie. Euforia. Pierwsza od kilku tygodni. Gdy tylko skinął twierdząco głową rzuciłam się na niego impulsywnie.[…]

 

-Przecież… to tylko kilka miesięcy Carmen!- Wykrztusiła z niedowierzaniem.-  Jak? Właściwie to nieważne to wszystko. Dlaczego od niego odeszłaś?!

-Oh, ja ci mówię, że popadłam w depresję, a ty uważasz za najważniejsze to, że zostawiłam męża.- Mruknęłam z lekkim wyrzutem.

-Może dlatego, że nie zostawia się ot tak męża, człowieka, którego się kocha i z którym ma się dzieci.- Zasugerowała spoglądając na mnie w taki sposób, jakbym była co najmniej niedorozwiniętą idiotką. Chyba byłabym bardzo naiwna, gdybym sądziła, że Melanie tak po prostu przyjmie to do wiadomości. Nikt nie potrafił się z tym pogodzić.[…]

###

 

 

-Wszyscy żyją w przekonaniu, że od niego odeszłam bo mnie zdradzał!- Fuknęłam niezadowolona. W najmniejszym stopniu  nie podobały mi się plotki krążące w mediach. Nie mam ochoty być zdradzoną i pokrzywdzoną kobietą. Tym bardziej, że to co łączyło mnie niegdyś z Tomem było czymś wyjątkowym, a ci wstrętni dziennikarze zniszczyli cały urok tego uczucia.

-A masz pewność, że tego nie zrobił? W końcu nie jesteście razem od kilku dobrych miesięcy.- Zauważył mój ojciec, co tylko jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

-Przecież mnie kocha, nie zrobiłby tego.- Skwitowałam bez wahania i skrzyżowałam ręce na piersi wbijając wzrok w okno.- Dobra może coś w tym jest… zdradził mnie, to prawda. Ale nie fizycznie! Choć może to byłoby lepsze… może gdyby przespał się z jakąś dziewczyną potrafiłabym mu wybaczyć…- Zastanowiłam się przez chwilę.

-Naprawdę uważasz, że to co zrobił jest gorsze od zdrady?

-Tak. Ona od początku chciała zniszczyć nasz związek i w końcu jej się to udało.- Stwierdziłam sama do końca w to nie wierząc. Trudno jest przyjąć do siebie pewne fakty.

-Więc czemu na to pozwoliłaś?

-Tato, dobrze wiem do czego zmierzasz.- Mruknęłam odwracając się w jego kierunku.- Nie przekonasz mnie… nie chcę znowu się cofać i wchodzić w to po raz kolejny.

-Przecież go kochasz… w ogóle tego nie rozumiem.

-Ja też wielu rzeczy nie rozumiem.- Wzruszyłam ramionami.- Po prostu nam nie wyszło.- Dodałam nieco przyciszonym głosem. Osiągnęliśmy porażkę. Najwyraźniej nie nadawaliśmy się do wspólnego życia…

-Tylko, że stwierdziłaś to od razu bez wcześniejszej próby ratowania tego.

-Dlaczego wszyscy chcą, żebym do niego wróciła?- Odwróciłam się w jego kierunku licząc, że może mnie oświeci.

-Bo wszystkim na tobie zależy i dobrze wiedzą, że go kochasz. Ty po prostu się pogubiłaś… ale nie zrobisz nam na złość, tylko sobie. Zastanów się, jak będzie wyglądała twoja przyszłość z daleka od człowieka, którego kochasz. Chcesz na niego patrzeć i mieć świadomość, że nie jest już twój? Że jedyne co was łączy to dzieci? A jeśli on w końcu zwiąże się z inną? Co wtedy zrobisz? Jesteś przekonana, że cię kocha i nigdy cię nie zdradzi… chcesz więzić jego i siebie? Żadne z was nigdy nie będzie mogło być szczęśliwe, bo ty podjęłaś taką decyzję. A takich rzeczy nie robi się samemu…- Nie do końca spodziewałam się takiego wykładu ze strony ojca… ale nie ma, co ukrywać pomógł mi tym.

-Boję się, rozumiesz? Boję się z nim być, boję się tego, co by było, gdybym znowu z nim była. Boję się, że nie umiałabym być jego żoną. Boję się, że to uczucie jest już tylko złudzeniem… że tak naprawdę wcale go nie kocham!- Wyrzuciłam z siebie chyba po raz pierwszy od dawna tak bardzo otwierając się przed ojcem. Ale przecież musiałam w końcu komuś to powiedzieć. Żeby chociaż on mnie zrozumiał i przestał na mnie napierać.

-Aly…- Podszedł do mnie i objął chowając w swoich ramionach.

-Wszyscy mi powtarzają, że go kocham… a ja sama tego nie wiem…- Szepnęłam przytulając się do niego.- Staram się wszystko sobie poukładać, ale nie potrafię, gdy każdy powtarza mi, że popełniam błąd. A ja potrzebuję czasu…

-Może chcesz wyjechać?- Zaproponował nagle, jakby z nadzieją w głosie.

-Nie. Nie będę znowu uciekać… muszę sobie wszystko układać tutaj, gdzie będę żyć. Poza tym Tom musi się widywać z chłopcami, a ja bez nich nie mam zamiaru nigdzie się ruszać.- Odparłam zdecydowanie nie biorąc pod uwagę nawet takiej opcji.

-A jakbyście wyjechali razem?

-Nie… jak sobie to wyobrażasz? To w ogóle bez sensu.- Pokręciłam głową jednocześnie zaskoczona, że w ogóle coś takiego przyszło mu do głowy.

-I tak ostatnio spędzacie razem dużo czasu ze względu na dzieci…

-Wiem, ale tu chodzi wyłącznie o dzieci. Nic poza tym…

-Przemyśl to mimo wszystko. Może to byłaby jakaś szansa dla was. Z daleka od tego wszystkiego…

-Zastanowię się nad tym, ale nie rób sobie złudnych nadziei. A już na pewno nie wspominaj o tym nikomu.- Zastrzegłam.- Ja nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będzie jak dawniej.

 

#

 

Ciepłe promienie letniego słońca rozświetlały uroczy, dziecięcy pokoik, w którym przebywała dwójka niemowląt wraz ze swoimi rodzicami. Obydwoje z zachwytem obserwowali swoje pociechy jednocześnie ciesząc się, że w końcu mogą być razem i tworzyć rodzinę. Właśnie do tego dążyli od samego początku swojego związku i nareszcie im się to udało. W dodatku czują się znacznie silniejsi niż kiedykolwiek. Fakt, że pokonali wszystkie przeszkody, jakie rzucił im pod nogi los był niesamowicie budujący. Nie mieli już najmniejszych wątpliwości, że poradzą sobie ze wszystkim.

-Tak się cieszę, że jesteś już z nami.

-Nie mogłabym was zostawić. Też się cieszę, że mogłam wrócić. To niesamowite móc normalnie żyć…- Rzekła nieco zamyślona.- Nigdy nie zapomnę, jak nagle straciłam przytomność… nie mogłam nawet zobaczyć Colina. Tak dużo straciłam…

-Kochanie, jeszcze wiele przed nami. Te kilka miesięcy niedługo przestanie mieć znaczenie w naszym życiu…- Chłopak chwycił jej dłoń.- Najważniejsze, że jesteś i możemy być razem.

-I prawie wszystko wróciło do normy.- Uśmiechnęła się od razu pogodniejąc.- Tylko powinnam jeszcze rozwiązać problem z Carmen. Pokłóciłam się z nią już w pierwszy dzień… ale nic nie poradzę, że ona jest taka.

-Nie powinnaś teraz się tym przejmować. Twoja siostra da sobie radę…

-No ja właśnie widzę, jak ona sobie daje radę… niszczenie sobie życia chyba stało się jej nowym hobby. Jest po prostu upartym osłem z cholerną dumą. Tylko, co ona chce tym osiągnąć?

-Ona naprawdę wiele przeszła podczas twojej nieobecności i to wcale nie jest tak, że wymyśliła sobie, że zostawi Toma i już tak będzie.- Wokalista starał się wytłumaczyć w jakiś sposób swoją bratową. Nie chciał, aby Carmen musiała całkowicie ponosić za wszystko winę. W pewnym stopniu rozumiał jej postępowanie i chciał ją wspierać bez względu na to, jakie podejmie decyzje. W końcu od tego między innymi są przyjaciele. On także wolałby, żeby spróbowała naprawić wszystko z Tomem… jednak ma świadomość, że nie może zbytnio ingerować w ich życie. Może jedynie służyć pomocą jeżeli będą tego potrzebować, a przede wszystkim chcieć.

-Wiem, ale to i tak jej nie usprawiedliwia Bill. Po prostu nie można tak nagle zmieniać swojego życia nie myśląc w ogóle o tym, jak to się odbije na innych.

-Może i tak. Tyle, że to życie właściwie samo się zmieniło. I w sumie cieszę się, że nie musiałaś jej widzieć, gdy było naprawdę źle.- Stwierdził doskonale pamiętając zarówno zachowanie, jak i wygląd Carmen sprzed kilku miesięcy. To było także trudne dla niego samego.

-Na pewno teraz wyglądam na złą starszą siostrę, ale ja po prostu nie umiem się pogodzić z jej decyzjami. Nie po to walczyła o to wszystko i była dla mnie wzorem, żeby teraz tak zwyczajnie z tego zrezygnować.- Pokręciła głową wzdychając przy tym ciężko.- Ale nie mówmy o tym… muszę sama to z nią załatwić, a my mamy własne sprawy na głowie.- Dodała spoglądając z troską na swoje dzieci. Od razu poprawił jej się nastrój. Te małe istoty są w stanie wywołać u niej uśmiech nawet w najbardziej przykrym momencie.

-I te sprawy rosną jak na drożdżach.- Odparł z rozbawieniem.- Przydałoby się kupić im nowe rzeczy.

-O tak! Ja się tym zajmę.- Ucieszyła się niemalże podskakując.- I proszę nie odbieraj mi tej przyjemności… nie miałam jeszcze okazji kupić im czegoś prześlicznego i przesłodkiego.- Zastrzegła od razu widząc niepewną minę Billa.- Będę na siebie uważać i nie będę się przemęczać, nie martw się. Poza tym jestem zdrowa i nic mi się nie stanie.- Spojrzała na niego przekonująco. Doskonale wiedziała, że chłopak się cały czas o nią martwi.

-Minie trochę czasu zanim będę mógł spokojnie puścić cię gdziekolwiek…- Wyznał bez wahania.- Nadal boję się, że cię stracę. To może wydawać się głupie, ale nic na to poradzę… boję się, że po prostu znikniesz. Tak jak wtedy…

-Bill… już tak nie będzie.- Zapewniła go i przysunęła się bliżej, aby musnąć jego usta.- Nie zostawię cię. Nie zostawię was. Już nigdy.

-Nie pozwolimy ci na to.

 

#

 

Uniosłam gwałtownie powieki budząc się z krótkiego, aczkolwiek bardzo ciężkiego snu. Od razu podniosłam się do pozycji siedzącej i omiotłam ospałym wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu dzieci uświadamiając sobie jednocześnie, że przysnęłam. Dopiero po długiej chwili przypomniałam sobie, że tata zabrał chłopców na spacer i wtedy też odetchnęłam z ulgą opadając z powrotem na pościel. Jednak nie trwało to zbyt długo, gdyż zorientowałam się, że nie jestem wcale sama… Zamrugałam powiekami i wróciłam powoli do poprzedniej pozycji kierując przy tym swoje spojrzenie na Gitarzystę siedzącego w fotelu. Nie mam pojęcia skąd on się tutaj wziął… ale to jest, co najmniej dziwne.

-Michał mnie wpuścił.- Odezwał się jako pierwszy, najprawdopodobniej dostrzegając niezrozumienie wymalowane na mojej twarzy.- Chciałem porozmawiać.

-Chodzi o chłopców?- Mruknęłam wstając. Oczywiście nie przyjmowałam do siebie, że moglibyśmy rozmawiać na jakikolwiek inny temat, który nie dotyczyłby bezpośrednio naszych dzieci…

-Niezupełnie. Właściwie chodzi o nas.- Odparł spokojnie, na co zareagowałam ciężkim westchnięciem.- Wiem, że według ciebie wszystko jest już jasne. Ale nie dla mnie, Carmen.

-Alyson.- Wbiłam w niego swoje niezadowolone spojrzenie.- Czego jeszcze nie rozumiesz?- Skrzyżowałam ręce na piersi nieco łagodniejąc.

-Ja chciałem być wyrozumiały i cierpliwy… bo przecież każdy może potrzebować czasem trochę czasu, ja też tego potrzebowałem i jestem w stanie to zrozumieć.- Zaczął powoli jednocześnie podnosząc się ze swojego miejsca.- Ale już wystarczy. Nie potrzebujemy ani sekundy więcej.

-Nie rozumiem.- Stwierdziłam nie bardzo wiedząc o co właściwie mu chodzi. Mówił jakimiś zagadkami i szczerze mówiąc niepokoiło mnie to. Bałam się tego, do czego tak naprawdę zmierzał. Nie chciałam po raz setny przerabiać tego samego.

-Po prostu skończmy tę całą szopkę i wróć do domu.- Rzekł, jak gdyby nigdy nic, a ja osłupiałam. Powiedział to w sposób, jakby to była najjaśniejsza rzecz na świecie. Jakby to było coś naturalnego! Jakby naprawdę, to co się ostatnio działo nie miało żadnego znaczenia… Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać… kompletnie nie wiedziałam, jak zareagować.- Nie zastanawiaj się tylko po prostu to zrób. Jesteśmy rodziną, Carmen. Mamy dzieci… zarówno one, jak i my zasługujemy na normalne życie. To, co się teraz dzieje jest całkowicie bez sensu i ty dobrze o tym wiesz. Już mnie ukarałaś… teraz możesz wrócić i możemy wszystko zacząć jeszcze raz…

-Dlaczego wy wszyscy myślicie, że ja was chcę ukarać w ten sposób?!- Zdenerwowałam się, a moje serce już od dobrych kilku minut biło znacznie szybciej. Bo on tak dziwnie mówił…

-Nie wiem, co chcesz tym osiągnąć, ale to nieistotne. Wróć do domu i skończmy to wreszcie, proszę.

-Ja w ogóle nie wierzę…- Pokręciłam głową patrząc na niego, jak na idiotę.  Może właśnie nim jest skoro tak do mnie mówi…- Czy ty siebie słyszysz?

-Jeżeli do mnie nie wrócisz…

-To co?!- Fuknęłam czując, że za chwilę dosłownie wyjdę z siebie. Naprawdę myślałam, że możemy rozmawiać ze sobą, jak dorośli ludzie, a on  tymczasem przychodzi do mnie i wyjeżdża z takimi tekstami… i jeszcze chce mi grozić?!- Myślisz, że mnie przekonasz stawiając jakieś durne ultimatum!?

-Jeśli do mnie nie wrócisz, jeszcze jutro wniosę pozew o rozwód.- Podczas, gdy ja cała wrzałam w środku on wypowiadał to zdanie ze stoickim spokojem patrząc mi prosto w oczy. Wydawało mi się w tej chwili, jakby czas się zatrzymał. Coś tknęło mnie w środku. Całkowicie mnie zaskoczył… nie spodziewałam się tego w najśmielszych snach. Nie brałam nawet pod uwagę takiej opcji… co on w ogóle do mnie mówi?

-Słucham?- Bez względu na to, jakie to było głupie z mojej strony, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie nic innego. Nie wierzyłam w to, co się właśnie dzieje. I jednocześnie w mojej głowie zaczęło się robić poważne zamieszanie.

-Nie widzę sensu, żebyśmy dalej byli małżeństwem skoro nie żyjemy razem. Czemu cię to tak dziwi? Nie mogę cię zmusić, żebyś ze mną była… ale w takiej sytuacji chcę rozwodu.- On naprawdę… naprawdę tego chce. To wcale nie są żarty… ani głupi sen. Rozwód? Jak w ogóle do tego doszło? Kiedy? Nie mogłam nic powiedzieć. Czułam, że znowu tracę grunt pod nogami.

Usiadłam na skraju łóżka skupiając cały czas swoje spojrzenie w podłodze. Nie mogło to wszystko jeszcze do mnie dotrzeć. W tej chwili wracały do mnie wspomnienia, które walczyły z moim rozumiem, sercem i teraźniejszością.- Jeśli naprawdę chcesz to wszystko ot tak zniszczyć… nie umiem cię przed tym powstrzymać. Przemyśl to dobrze, Carmen.- Dodał jednocześnie dając mi do zrozumienia, że nie ma nic więcej do powiedzenia w tym temacie. A ja nadal nie potrafiłam w żaden sposób zareagować. Widziałam tylko, jak wycofuje się do wyjścia… miałam ochotę wstać i rzucić się na niego. Zacząć krzyczeć… zrobić cokolwiek. Jednak siedziałam w miejscu, jak sparaliżowana nie mogąc się ruszyć, ani wydobyć z siebie głosu.

 

###

A w następnym odcinku:

 

[…]-Odebrałam twoje rzeczy z pralni.- Weszła do pomieszczenia bez wcześniejszej zapowiedzi i od razu rzucił jej się w oczy panujący w nim bałagan.

-O jak dobrze, właśnie się zastanawiałem gdzie są moje ciuchy.- Stwierdził chłopak i podszedł do niej odbierając swoją własność.- Dzięki.- Rzucił przez ramię i wrócił do łóżka, na którym leżała rozpięta torba bagażowa. Blondynka zmarszczyła brwi zaskoczona jego dziwnym zachowaniem.

-Co ty znowu wymyśliłeś?- Skrzyżowała ręce na piersi wbijając w niego swoje podejrzliwe spojrzenie.[…]


 

5 komentarzy:

  1. Nie no proszę, niech już wrócą do siebie...:( czekam już tyle czasui błagam :( PROOOOSZĘ!www.furimmer.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. O matkko i co sie stanie?? Czy Caren bedzie chciała ot tak wszystko zepsuć ??Nie wiadomo .Odcinek strasznie ciekawy bardzo czekałam na taką świeżość bo ostatnio powiewało nuda ale teraz przyjemna odmiana i to bardzo bardzo bardzo przyjemna czekam z niecierpliwością na następny jeszcze bardzej ciekawy odcinek !!!!!!!I zapraszam na kolejny odcinek http://sercepodkroplowka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. powiedz mi jedno - ona naprawde besdzie na tyle g;upia, by to wszystkzniszczyc ? ja pierdziele, no cieklawie sie robi, nie przecze ... czekam na nexta i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. NIE ZGADZAM SIE NA ROZWÓD! MAJĄ BYĆ RAZEM!!Jak będzie inaczej to cie normalnie znajde i nakopie do tyłka!xdCzekam na NN ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Odcinek jest super ale chciałabym żeby oni się pogodzili, czekam na nexta :-) Pozdrawiam (u mnie i mojej koleżanki jest odcinek http://meine-liebe-th.blog.onet.pl/ )

    OdpowiedzUsuń