sobota, 17 marca 2012

181. 'Więc może czas coś zmienić...'


-Carmen!-Zatrzymałam się słysząc swoje imię. Znałam ten głos, należał doToma…-Carmen!-  Znowu dotarło do mniemoje imię, tym razem znacznie głośnie i wyraźniej. Rozglądałam się wokół siebiechcąc go ujrzeć i dowiedzieć się o co chodzi. Poczułam dziwne napięcie, jakbycoś było nie tak. Moje serce zaczęło szybciej bić, nie wiem dlaczego.

-Tom?- Szepnęłam zprzerażeniem, a on znowu wykrzyczał moje imię. Usłyszałam jego szybkie kroki,szelest ocierających się o siebie dżinsów, a  potem  już tylko jakiś huk…

 

Niesamowityból przeszył moje całe ciało sprawiając, że natychmiast wybudziłam się ze snu.Koszmarnego snu, który wydawał się być nie tylko snem, ale i wspomnieniem. Jużkiedyś w naszym życiu wydarzyła się podobna sytuacja i wszystko było niemalżetak samo.

Usiadłamcała spocona na łóżku oddychając głęboko. Naprawdę poczułam te wszystkie emocjei odczucia, jakby wydarzyło się to w rzeczywistości. Serce biło mi tak samomocno, jak w tym śnie… jak tamtego dnia. Dlaczego to było takie realne?

Drgnęłamniespokojnie czując nagle na swoim brzuchu dłoń Toma, który właśnie sięprzebudził, a jego czekoladowe oczy rozbłysły w ciemności.

-Dziecko…-Szepnęłam ledwo słyszalnie przypominając sobie, że straciłam wtedy naszedziecko.

-Co?Czemu nie śpisz?- Chłopak przysunął się bliżej całując moje nagie ramię.Spojrzałam na niego lekko nieprzytomnym wzrokiem nieco się uspakajając. Czułamsię znacznie lepiej wiedząc, że jest obok.- Wszystko w porządku?

-Miałamtylko zły sen…- Skinęłam głową dając znak, że jest okej. Może nie do końca takbyło, bo nie czułam się po tym najlepiej. Ale przecież nie mogę tak przeżywaćkażdego koszmaru… to tylko złe sny. A to co było… już nie wróci. Tom niedopuści, żeby coś nam się stało… jesteśmy bezpieczni. I nie stracę już dziecka.Nigdy… już nikt nie odbierze mi mojego szczęścia.

-Przytulsię.- Pogładził moją skórę, a ja wsunęłam się pod kołdrę od razu spełniającjego polecenie. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej wtulając się w niegomocno. Gitarzysta ucałował czubek mojej głowy o przeniósł swoją rękę na mojeplecy delikatnie mnie po nich drapiąc. Poczułam się teraz o wiele lepiej.

-Kochamcię…- Powiedziałam cicho muskając lekko jego skórę.

-Jaciebie też Skarbie.

 

#

 

Nieprzespałam chyba większą część nocy, najpierw nie mogłam zasnąć, a jak jużzasnęłam znowu miałam jakieś koszmary. Wszystkie były do siebie bardzo podobnei wywoływały te same emocje. Nad ranem obudził mnie Thomas domagając się zmianypieluszki i jedzenia, więc mogłam zapomnieć już o śnie. Choć i tak był on chybaczymś niemożliwym na te noc i właściwie już poranek. Wyjęłam synka z łóżeczka iprzewinęłam go następnie kładąc na łóżku obok śpiącego jeszcze Toma. Jak on torobi, że ma taki dobry sen? Zabezpieczyłam chłopca poduszką z jednej strony,żeby przypadkiem nie sturlał się na podłogę, a sama udałam się do kuchniprzygotować mu jedzenie. Moje piersi zdecydowanie potrzebowały chwiliwytchnienia także musiałam podgrzać wcześniej odciągnięte mleko. Jakie toszczęście, że niemowlęta nie mają jeszcze zębów… wtedy pewnie w ogólestraciłabym czucie w piersiach. Mimo wszystko to dość niezwykłe doświadczeniekarmić dzieci własnym mlekiem i z własnej piersi.

Wróciłamdo sypialni po jakichś dziesięciu minutach, mały Tom leżał spokojnie obok tatyi bawił się jego warkoczykiem, który zamierzał właśnie wcisnąć sobie do buźkijednak powstrzymałam go przed tym w ostatniej chwili.

-FeTomi, wiesz ile tam zarazków?- Szepnęłam do małego, który wyraźnie sięnaburmuszył, lecz na krótką chwilę, gdyż widok butelki pełnej mleka od razurozchmurzył jego słodką twarzyczkę. Wzięłam go na swoje kolana układającodpowiednio i ku jego radości dałam mu butelkę. Pił jak zwykle w wielkim skupieniuwlepiając przy tym swoje oczęta w moją twarz. Jego rączki co jakiś czaslądowały na butelce, którą chyba próbował pochwycić, ale jeszcze mu to niewychodziło. Z uśmiechem obserwowałam jego poczynania, takie chwile dawały mimnóstwo radości. Tak bardzo się cieszę, że zostałam mamą… mam dwóch wspaniałychsynów i jestem chyba dzięki temu najszczęśliwszą kobietą pod słońcem nawetpomimo naszych ostatnich problemów.

-Mojarodzinka, jak miło…- Moje rozmyślenia przerwało mruczenie Toma, który właśniesię obudził.- Ale kogoś mi tu brakuje.

-Naszegowiecznego śpiocha.- Uśmiechnęłam się mając na myśli Crispina.

-Przynajmniejwiadomo, że to moja krew.

-Wystarczyspojrzeć, żeby wiedzieć, że to Kaulitz.- Wywróciłam teatralnie oczami.- Apowiedz mi, wiadomo już coś w sprawie naszej przeprowadzki?- Zmieniłam temat. Trochęgnębiła mnie ta ciągła niewiedza.

-Ztego co wiem, twój przyjaciel miał się wszystkim zająć.- Mruknął zniezadowoleniem.

-Tom,to nie jest mój przyjaciel.- Westchnęłam ciężko przeczuwając, że mojemu mężowiznowu włączyła się zazdrość.- Nie jest mi, aż tak bliski.

-Wkażdym razie jeszcze nas o niczym nie powiadamiał. Mam nadzieję, że stanie sięto jak najszybciej…- Odparł sprawiając wrażenie lekko obrażonego. Zupełniejakbym zrobiła coś złego, ja nawet nie pomyślałam! I o co tu strzelać fochy wogóle? Żebym chociaż utrzymywała jakikolwiek kontakt z tym Herrym, ale ja nawetna oczy go nie widuję. Jednak mojemu mężowi najwyraźniej wystarczą same obrazy,jakie nasuwa mu jego wybujała wyobraźnia aniżeli fakty z życia. Wywróciłamtylko oczami nie odzywając się już i podniosłam się wraz z synkiem, aby gochwilę ponosić na rękach po jedzeniu. Tom także milczał także zapowiadał sięciekawy cichy dzień… ale ja nie zamierzam się tym przejmować. Jest na tyledorosły, że powinien sam sobie radzić z taką chorą zazdrością. Bo jeżeli ja niedaję mu nawet najmniejszego powodu, to znaczy, że ona już jest chora.

#

 

Drażniącacisza wypełniała przestronny salon, w którym przebywał zamyślony mężczyzna. Dopiero,gdy dzisiejszego dnia usiadł na kanapie i skupił swoje czekoladowe spojrzeniena meblach świecących pustką ogarnęło go dziwne uczucie. Sam do końca nie umiałstwierdzić co to takiego. Pewnego rodzaju pustka, żal. Zaczął zastanawiać sięnad sensem tego wszystkiego, a przede wszystkim, czy warto w ogóle, poświęcać,aż tak wiele dla swoich marzeń. Teraz przecież nie powinny liczyć się wyłączniejego marzenia, nadszedł bowiem czas, kiedy to należy tworzyć wspólnepragnienia, wraz z ukochaną osobą.

-Omatko, a co tu tak cicho jak w grobowcu?- Usłyszał za sobą dobrze znany mugłos, a po chwili jego właścicielka pojawiła się obok.- Dlaczego nie włączyszsobie telewizora?

-Rozmyślam…

-Oczym?- Zainteresowała się zajmując miejsce koło niego. Bill wyglądał dosyćpoważniej niż zwykle.

-Onaszym życiu. O ostatnich wydarzeniach przede wszystkim…

-Bill,nie możesz się tak ciągle zamartwiać.- Westchnęła przejęta. Doskonalewiedziała, jak bardzo Wokalista jest wrażliwy i że to wszystko odbija się nanim w negatywny sposób. Nie chciała jednak, aby tak było, dlatego starała sięzawsze odciągać jego myśli od problemów. W końcu poza nimi jest też wielepozytywnych rzeczy, którymi mogą się razem cieszyć.

-Tak,wiem. Ale tu nie chodzi już nawet o zamartwianie się. Ja się zastanawiamMelanie, czy to w ogóle ma jeszcze sens.

-Oczym mówisz?

-Ozespole. Tokio Hotel było moim wielkim marzeniem od zawsze i udało mi się jespełnić. Więc może… nadszedł już ten moment, kiedy należy zająć się czymśinnym? Przecież teraz w moim życiu pojawiło się wiele innych ważniejszychaspektów. A przez moją sławę są same problemy… to staje się po prostuniebezpieczne, Mel. I po co nam to?- Spojrzał na nią z zapytaniem wprowadzającją jednocześnie w lekkie zakłopotanie. Nie spodziewała się czegoś podobnego odniego usłyszeć, przecież zespół był zawsze dla niego najważniejszy, a terazmówi coś takiego? Zupełnie nie rozumiała skąd przyszło mu to do głowy.

-Chceszpowiedzieć, że zamierzasz zrezygnować ze śpiewania?

-Nie,nie wiem. Może nie konkretnie ze śpiewania, ale z zespołu. Chcę zacząćnormalnie żyć, bez strachu o swoją rodzinę. Rozejrzyj się… w jednej chwilimusisz przeze mnie zmieniać swoje całe życie.- Odparł kręcąc przy tym zniedowierzaniem głową. Nigdy nie chciał nikomu, aż tak bardzo mieszać w życiu,a właściwie wywracać je całe do góry nogami. Kochał Melanie, a ona toodwzajemniała, lecz nie mógł tego wykorzystywać. Bardzo chciał, aby była z nimszczęśliwa i nie musiała nigdy robić nic wbrew sobie…

-Alezmiany czasem są dobre…

-Nowłaśnie. Więc może czas coś zmienić…

-Cokolwiekpostanowisz wiesz, że będę z tobą…- Chwyciła jego dłoń jakby chcąc tym gestemjeszcze bardziej uwiarygodnić swoje słowa.

-Wiem,bo jesteś najwspanialszą kobietą na ziemi.- Uśmiechnął się do niej czującciepło w sercu.- Nie myślmy teraz o tym, muszę pogadać z Tomem i pewnie razemznajdziemy jakieś dobre rozwiązanie.- Stwierdził po chwili i zbliżył się doniej, aby ucałować jej usta.

 

#

 

Dzieńupływał nam dokładnie tak jak się spodziewałam, lecz zmieniła to niespodziewanawizyta Billa i mojej siostry, kogo, jak kogo, ale jej się akurat niespodziewałam. Mimo wszystko ucieszyłam się z tych odwiedzin bo szczerze mówiącdostawałam już niemal szału od tej panującej ciszy. Tata pracował, Tom też sięczymś zajmował na komputerze, a moim jedynym towarzystwem byli chłopcy, którzyi tak woleli spać niż gadać z matką.

-Wpadliśmyporozmawiać.- Zaczął dosyć oficjalnie Bill.- Doszliśmy do wniosku, że poostatnich wydarzeniach raczej by wypadało… Ja właściwie mam sprawę do Toma,także pójdę sobie do niego, a Mel porozmawia sobie z tobą. Wezmę dzieci zesobą.- Wyrecytował z uśmiechem po czym zabrał swoje pociechy kierując się dosypialni, gdzie przebywał mój mąż. Ja natomiast zostałam sama z siostrą wsalonie i nastała nieco niezręczna cisza.

-Tomacie jakąś sprawę?- Zaczęłam nie wiedząc, czy Mel w ogóle zamierza sięodezwać. Nie ma to, jak kobieca duma.

-Właściwietak… W sumie najpierw chciałam się tylko z tobą dogadać jakoś, myślę, żebezsensu się na siebie boczyć. Tym bardziej, że niedługo właściwie będziemyskazane praktycznie tylko na siebie… No i w ogóle nie powinnyśmy żyć wniezgodzie, to bezsensu. Bądź, co bądź jesteśmy swoją jedyną rodziną.- Jednakbardzo się rozgadała, udało jej się przełamać. Ale ja ciągle pamiętałam jejwszystkie słowa, jakie mi wykrzyczała w szpitalu. Możliwe, że miała wtedyrację. Tylko, czy mi było to potrzebne? Mogę być pieprzoną egoistką, ale chybapotrzebowałam wsparcia i zrozumienia, pomocy, a nie wyłącznie dosadnej krytyki.-Carmen nie złość się już na mnie. Wiem, że pewnie sprawiłam ci przykrość, alekto miał ci powiedzieć prawdę, jak nie ja? Może powinnam była zrobić to jakośinaczej, ale nie cofnę już tego. Ja po prostu nie mogę patrzeć, jak niszczyszsobie życie. Mamy tylko siebie i jesteś dla mnie cholernie ważna. A pomyślałaśco by było, jakbym umarła? Gdybym wcale się nie obudziła? Co byś wtedy zrobiłabez Toma?

-Oh,Melanie Tom nie jest pępkiem świata.- Skwitowałam nie do końca rozumiejąc jejpodejście. Przecież mam jeszcze ojca, który naprawdę się spisał w tej całejsytuacji. On od początku był po mojej stronie i tak też zostało.

-Jestcałym twoim światem, wielka mi różnica.- Mruknęła z przekonaniem. Nie mogłamjuż jej temu zaprzeczyć więc tylko przewróciłam oczyma.- Ale skoro już poszłaśpo rozum do głowy i wszystko wraca do normy, chyba możemy nie niszczyć naszychrelacji?

-Możemy.Pewnie nie usłyszę od ciebie przepraszam, ale w porządku. Nie zamierzam chowaćurazy… w końcu nie mam innej siostry.- Powiedziałam odpuszczając jej.- Tylko następnymrazem pomyśl trochę zanim zaczniesz na mnie najeżdżać.- Dodałam z przestrogą.

-Byłamna lekach, powinnaś tym sobie to tłumaczyć.

-Jasne,zawsze coś znajdziesz na swoją obronę.- Zaśmiałam się.

-Nopewnie. Kto, jak kto, ale ja zawsze jestem niewinna.  No, a teraz zaprowadź mnie może do moichsiostrzeńców.

-Zprzyjemnością pokażę ci moje cudeńka. Są wspaniali!- Oświadczyłam z radością,oczywiście nie mogłabym powiedzieć nic innego.

-Nopatrz, to dokładnie tak jak moje dzieciaki.- Zmarszczyła brwi udając wielcezdziwioną tym „zbiegiem okoliczności”. Może jeszcze niedługo dojdzie dosytuacji, kiedy będziemy się kłócić o to, czyje dzieci są cudowniejsze… jeszczetego by nam brakowało.

-CześćTom.- Melanie przywitała się z Gitarzystą, gdy weszłyśmy do sypialni.

-Cześć,dobrze cię widzieć. Świetnie wyglądasz.- Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, coteż odwzajemniła zadowolona z komplementu.

-Dzięki.Nie łatwo było wrócić do formy. No dobra… to jak wy ich rozróżniacie?- Zwróciłasię w moim kierunku zauważając dwóch identycznych chłopców leżących na łóżku.

-Instynktownie.-Wyszczerzyłam się do niej.- No nie wiem, jak mam ci to wyjaśnić. Ja po prostuwiem, że to Thomas, a to Crispin.- Stwierdziłam wskazując na bliźniaków podczaswymieniania ich imion.- No i może jak się przyjrzysz to widać różnicę naprzykład w kolorze włosków.

-Eh…i w dodatku ubierasz ich tak samo.- Zauważyła.

-Bozawsze biorę podwójnie.- Wyjaśniłam ze śmiechem.  W sumie nie przyszło mi do głowy,  żeby kupować im różniące się ubranka. Ja tegonie potrzebuję po prostu, aby wiedzieć, który, to który. – Może się czegośnapijecie?- Zaproponowałam zmieniając temat. Musiałam się też trochę wykazaćgościnnością przecież.

-Jadziękuję, ale jak możesz podgrzej mleko naszym maluchom.- Odezwał się Billwciskając mi w dłonie dwie butelki.

-Niema sprawy. A Ty Mel, chcesz coś do picia?

-Nie,też dziękuję. W sumie niedługo będziemy się zbierać…

-Takszybko?

-Nowpadliśmy tylko pogadać, mamy jeszcze trochę pakowania w domu i w ogóle.-Westchnęła zapewne zmęczona już tą całą przeprowadzką. No i nie dziwię się, jamam nieco lżej bo zawsze mogę poprosić o pomoc w czymś tatę, a oni muszą radzićsobie we dwójkę.

-Norozumiem, to podgrzeję wam to mleko i zaraz wracam.- Rzuciłam na odchodnym iudałam się do kuchni nie chcąc, aby dzieci zaraz zrobiły nam koncert z powodu odczuwającegogłodu. Pewnie wtedy moje potomstwo by do nich dołączyło i zrobiłoby się dosyćciekawie… ale jednak takie atrakcje nie są nam potrzebne.

-Michałmówił, że będziemy mieć jakieś specjalnie zabezpieczone mieszkania…- Gdywróciłam z ciepłym mlekiem okazało się, że moja rodzina zeszła na temat naszegowyjazdu. Nie specjalnie mi się to podobało, bo doskonale wiem, jak Tom na toreaguje.

-Ta…niby są najlepsze.

-Proszęmleko.- Podałam siostrze butelki, a sama usiadłam na łóżku obok Thomasa.

-Niby?Masz jakieś wątpliwości?- Zainteresował się Bill zapewne nie znając całejsprawy.

-Tomowinie podoba się szef firmy, która nam to wszystko organizuje.- Wtrąciłam zironicznym uśmiechem.- Tylko dlatego, że jest zazdrosny nie wiadomo co, całaochrona i mieszkania są złe i bezsensu.- Dodałam wyrażając jednocześnie swojeniezadowolenie z jego postawy.

-Billpewnie też miałby wiele przeciwko, gdyby miał go chronić człowiek, który lecina Melanie.

-Tom,do cholery myślałam, że już sobie to wyjaśniliśmy.- Uniosłam się czując, żerośnie we mnie napięcie. No bo ileż można o tym gadać! Tym bardziej, że tencały Herry w ogóle mnie nie obchodzi. Liczy się dla mnie tylko bezpieczeństwonasze i dzieci.

-Oh,przestańcie się kłócić. Tom, przecież Carmen nie jest zainteresowana uczuciamijakiegoś ochroniarza, czy kim on tam jest.- Wokalista stanął po mojej stroniestarając się załagodzić sytuację.- Nie bądź dzieckiem. Jesteście małżeństwem,macie rodzinę, po co ci jeszcze jakaś głupia zazdrość o kogoś kto w ogóle niejest istotny? Jego zadaniem jest zapewnienie wam ochrony i nie musicie mieć z nimnic do czynienia.- Wyrecytował chcąc przemówić mu do rozumu. Sama miałamwątpliwości, czy to w ogóle jeszcze możliwe. Naprawdę nie chciałam, abybezpodstawna zazdrość była przyczyną konfliktu w naszym związku.

-Tonie takie proste, Bill.

-Aleco nie jest proste? Carmen cię kocha. Gdyby miała cię zdradzić, zrobiłaby tojuż dawno. Myślisz, że mało miała okazji? Tak długo nie byliście razem i byłaci wierna, a teraz jest z tobą i się jeszcze martwisz o coś takiego?

-Billprzecież mi chodzi o niego, a nie o nią.- Oburzył się.

-Najedno wychodzi. Uwierz, że wszystko zależy od Carmen, a nie jakiegośzakochanego w niej pajaca.

-Dobrzejuż Bill, wystarczy. To ich sprawy…- Melanie przerwała całą dyskusję zauważajączapewne, że robi się nieprzyjemnie. Na pewno żadne z nas nie chciałoby, abybliźniacy się jeszcze pokłócili przez coś takiego. I prawdą jest, że to naszesprawy. To miłe, że Bill chce nam pomóc… Ale chyba już wystarczy.

-No,ale on znowu coś spieprzy.

-Coznowu ja?

-Bill.Koniec. Idziemy do domu.- Rzekła stanowczo blondynka i zaczęła sadzać Sarę iColina w nosidełkach.- Zdzwonimy się jak coś będzie więcej wiadomo. No i uważajna siebie Carmen.- Zwróciła się do mnie i objęła mnie na pożegnanie.

-No…To do zobaczenia.- Mruknął Bill.

-Odprowadzęwas do samochodu.- Zadeklarował mój mąż po czym cała trójka wraz z dziećmi opuściłapomieszczenie pozostawiając mnie z pomrukującymi coś pod nosem bliźniakami.Westchnęłam cicho i położyłam się obok chłopców przytulając ich do siebie. Źlesię czułam ze świadomością, że Tom ciągle ma jakieś obawy co do Herrego. Totak, jakby mi nie ufał… a niby mi ufa. Bill przecież miał rację. Nic się niestanie, jeśli ja nie będę tego chciała… A ja kocham Toma ponad wszystko i nie mogłabymzniszczyć naszego małżeństwa. Na pewno nie po tym wszystkim. Teraz chcę, abybyło nam razem dobrze. Żebyśmy byli szczęśliwą rodziną i nie pozwolę nikomutego zniszczyć.

 

###


Wiem, że bardzo rzadko tu ostatnio bywam, ale coś nie mogę się w sobie zebrać. Jednak dziś mi się to udało i powstał dość długi odcinek :D To z okazji kolejnej rocznicy moi Drodzy ! Dokładnie 2 marca Trzy miesiące obchodziło swoje 4 urodziny i jestem z tego cholernie dumna.  

Prawdopodobnie do końca pozostało jedynie 19 odcinków także chyba nie przekroczę lat pięciu ;)

Mam pełno zaległości u Was, ale postaram się to jakoś nadrobić xd

pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu ze mną w ogóle jest ;p


 

6 komentarzy:

  1. 1! lecę czytać ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja cię nie zostawię... skoro mówisz że 19 odcinków to już na pewno nie odpuszczę;) Odcinek jak zwykle świetny..Tom i ta jego chora zazdrość już mnie trochę przerażają... domyślam się że niestety TH wkrótce się rozpadnie;( ale życzę chłopakom szczęścia....xD pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja cię nie zostawię... skoro mówisz że 19 odcinków to już na pewno nie odpuszczę;) Odcinek jak zwykle świetny..Tom i ta jego chora zazdrość już mnie trochę przerażają... domyślam się że niestety TH wkrótce się rozpadnie;( ale życzę chłopakom szczęścia....xD pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zostanę z tobą do końca tego blogu a nawet i dłużej, co do odcinka to strasznie lubię jak Tom jest taki zazdrosny no ale żeby nie było kłótni. Czekam na nexta ;-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem i również będę :D 19 odcinków powiadasz...mam nadzieję, że zazdrość Toma jest nieuzasadniona :) Czekam na kolejny odcinek ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. widzisz? już troche tyvh ludków tu przy sobie masz a i ja się do tego wszystkiego dołączę. nie jestem tu od początku - to w końcu 4 lata , to bardzo dużo, ja w FFTH jestem... od kawałek powyżej roku. więc... xd ale odkąd natradfiłam na ten blok, czytam i komentuję. byłam, jestem i będe. a ty pisaj dal;ej, bo robisz to świetnie, kto by nie słyszal o Ka., prawda? ;) serio,. komu o tobie wspomnę, jkażdy cie nza. a to już o czyms świadczy, nie? ;) czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń