piątek, 30 marca 2012

183. 'Mieliście chronić jedną, bezbronną kobietę! '

Pomimotego, że byliśmy na prywatnym lotnisku i tak panowało wokół niemałezamieszanie. Każdy gdzieś się spieszył, kogoś szukał, albo czegoś. A my byliśmypośród tego wszystkiego obstawieni ochroną, co najmniej jak para prezydencka. Donaszego lotu było jeszcze trochę czasu, więc musieliśmy czekać. Nie służyło tooczywiście naszym dzieciom, ale przecież nic nie możemy na to poradzić. Tenwyjazd po prostu musiał nastąpić. Moje myśli jednak ciągle krążyły przy Melaniei Billu. Nie mieliśmy czasu nawet się z nimi jeszcze raz zobaczyć, abyporządnie się pożegnać. Rozmawialiśmy jedynie przez telefon. To okropneuczucie… Boję się, że już więcej ich nie zobaczę. Wiem, że to głupie, ale tenlęk przychodzi sam z siebie. Nie umiem się go wyzbyć.

-Tom,weź małego. Muszę do toalety…- Mruknęłam w kierunku Gitarzysty, któryposłusznie przejął ode mnie małego Crispina i kiwnął głową na ochroniarza, abyten ze mną poszedł. Plusem było to, że dzięki temu postawnemu mężczyźnie beztrudu przedostałam się przez tłum ludzi i dotarłam do łazienki.-Hej, ale chybatam nie wejdziesz?- Zatrzymałam się przed wejściem spoglądając na ochroniarza.

-Muszę.

-Niesądzę, aby w łazience pełnej kobiet ukrywał się morderca.- Stwierdziłammarszcząc brwi.

-Bezwzględu na to, co pani sądzi, mam obowiązek nie odstępować pani na krok.Przykro mi.- Odparł nie odpuszczają nawet sobie.

-Rozumiem…To niech pan wejdzie pierwszy i sprawdzi czy nie ma tam kogoś niepożądanego.-Zaproponowałam, na co mężczyzna przystał i wszedł do środka, a ja zaraz za nim.Łazienka była pusta, kabiny również, więc byłam bezpieczna.- Teraz może panpoczekać na zewnątrz?

-Tak.Będę przed wejściem.- Oznajmił swoim pewnym głosem, a ja udałam się wykonaćswoją fizjologiczną potrzebę. Wyszłam po chwili i podeszłam do umywalki, abyumyć ręce. Korzystając z okazji poprawiłam sobie włosy i makijaż. Przyglądałamsię przez jakiś czas swojemu odbiciu, miałam wrażenie, że moja twarz wyrażaniepokój. Czułam się ciągle, jakbym była pod jakimś napięciem. Naprawdę towszystko zaczynało się odbijać na moim zdrowiu. To musi się zmienić… nie wiemile jeszcze zniosę. A nie jestem w stanie po raz kolejny przechodzić jakiejśdepresji, albo co gorsza, jakiejś innej choroby.

Westchnęłamciężko opierając ręce na umywalce i spojrzałam na moment w dół biorąc kilkagłębokich oddechów. Próbowałam w ten sposób choć w minimalnym stopniu sięodstresować. Jednak to było niemożliwe, gdyż zaraz drgnęłam przestraszonaorientując się, że nie jestem sama. Podniosłam gwałtownie głowę, a w lustrzanymodbiciu zauważyłam stojącą za mną młodą dziewczynę. Zamrugałam kilkakrotniepowiekami nie rozumiejąc, czemu za mną stoi. Jej twarz nie wyrażała zbyt wiele,widniał na niej jedynie dosyć ironiczny uśmieszek.- Mogę w czymś pomóc?-Zapytałam chcąc się odwrócić, lecz uniemożliwiła mi to. Zbliżyła się nagle iprzystawiła mi coś do pleców, nie miałam pojęcia co to było, ale wyczułam, żejakieś ostre narzędzie. W jednej chwili zrobiło mi się słabo, a serce zaczęłomi bić jak oszalałe.

-Najlepiejmilcz.- Szepnęła mi do ucha, a ja nawet nie byłam w stanie wydobyć z siebiegłosu.- Długo na to czekałam. Za długo… Nie mogę uwierzyć, że na reszcie cięspotkałam. W końcu mi się udało. Boże, myślałaś, że uda ci się tego uniknąć? Żecię nie znajdę? Znam niemal każdy wasz krok, Carmen.- Powiedziała pełnym kpinygłosem. Czułam się, jak sparaliżowana i kompletnie nie wiedziałam, co robić.Miałam ochotę krzyczeć, ale coś mnie powstrzymywało. Może właśnie strach. Niemogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

-Czegochcesz?- Tylko tyle udało mi się z siebie wykrztusić.

-Boiszsię?- Roześmiała się w potworny sposób. Zupełnie, jakbym oglądała jakiśpieprzony kryminał. To nie dzieje się naprawdę. Nie może się dziać…

-Zadrzwiami jest ochroniarz, zaraz tu wejdzie i…

-Inas już tu nie będzie kochanie.- Przerwała mi z uśmiechem.- Ruszaj się.-Rozkazała dźgając mnie w plecy, co sprawiało mi ból i jednocześnie zmuszało,abym stawiała kolejne kroki.-Czekaj.- Zatrzymałyśmy się pod oknem, a onawyciągnęła ze swojej torby kawałek taśmy klejącej, którą zakleiła mi usta. Próbowałamwykorzystać chwilę i spróbować jakoś ją odepchnąć, aby uciec jednak ona okazałasię być sprytniejsza. Niemal wykręciła mi ręce powodując, że aż syknęłam zbólu.- Bądź lepiej grzeczna.- Mruknęła zawiązując mi je z tyłu.- Wychodzimyprzez te okno, rozumiesz? I lepiej rób co mówię, bo nie chciałabym poderżnąć cigardła w tym miejscu.- Zagroziła pokazując mi błyszczący, srebrny skalpel. Poczułam,jak do oczu napływają mi łzy. Przecież to jest już koniec… Byłam pewna, że niewyjdę z tego żywa. Ona naprawdę chce mnie skrzywdzić. I nikt nie może mi pomóc…Dlaczego nikt nic nie podejrzewa? Czemu ten ochroniarz tu nie wejdzie?- No już,wyłaź.- Ponagliła mnie i ze względu na to, że miałam skrępowane ręce zaczęłapomagać mi wspiąć się na parapet, co udało się po chwili. Wtedy przestałam nachwilę racjonalnie myśleć. Skoro mam i tak umrzeć, to co mi zależy? Nieczekając na nic, zeskoczyłam na ziemię z zamiarem ucieczki, lecz był toniefortunny skok.  Przewróciłam sięuderzając głową o jakiś kamień, poczułam zawrót głowy i okropny, przeszywającyból.- Naiwna idiotka.- Ostatnie, co do mnie dotarło to jej szydercze słowa izobaczyłam jeszcze jedynie jej twarz, która nagle wydała mi się dziwnieznajoma… ale nie byłam w stanie już tego analizować, czułam, że tracęprzytomność i po chwili nastała ciemność.

 

#

 

-Jaksię czujesz? – Wokalista podał swojej dziewczynie szklankę z sokiempomarańczowym przysiadając się do niej.

-Dobrze.A przynajmniej fizycznie… Martwię się o Carmen.- Odparła nieco niepewnie.- Źlesię czuję z tym, że teraz będziemy od siebie tak daleko. Nigdy tak nie było… aprzynajmniej na tak długi okres czasu.- Wyznała zmartwiona. Dodatkowo ciągletowarzyszyły jej złe przeczucia, których nie rozumiała. Chciała wierzyć, że jejsiostra jest bezpieczna i wszystko dobrze się skończy, lecz na sercu coś jejciążyło cały czas i nie wiedziała, co to takiego. Nie chciała martwić tymBilla, który i tak był już przejęty ich nową sytuacją, która wyszła tak nagle.Obydwoje martwili się o swoje jeszcze nienarodzone dziecko.

-Niedługodołączymy do nich, szybko zleci.

-Mamnadzieję. Tylko nie wiem, co teraz mam robić… Nie mam zbyt wielu możliwości poostatniej wizycie u lekarza. A siedząc bezczynnie w głowie mi się wszystkoprzewraca.

-WiemKochanie… Spróbuję coś wymyślić, żeby się nie nudziła.- Uśmiechnął się do niejciepło.- W sumie nie musisz przecież ciągle siedzieć…

-Wiem,ale mam się nie przemęczać…

-Alena spacer wyjść możesz, jest piękna pogoda. I dzieciom to dobrze zrobi.-Stwierdził zadowolony i od razu podniósł się z miejsca zamierzając wcielić swójpomysł w życie.- Pójdę ubrać maluchy, a ty tu zaczekaj.

-Przecieżmogę ci pomóc, nie poronię od ubierania dzieci.- Mruknęła również wstając.

-Aleja sobie poradzę, siadaj i czekaj.

-OjBill… stajesz się nieznośny.- Skwitowała robiąc naburmuszoną minę.

-Ja?To ty jesteś w ciąży Skarbie.- Przypomniał całując ją krótko w usta i przyokazji posadził z powrotem na kanapie.- Zaczekaj tu grzecznie to dostaniesznagrodę.- Zaśmiał się, a dziewczyna uderzyła go w ramię.

-Nietraktuj mnie jak dziecko!

-Muszęteraz o ciebie dbać, nie marudź. Kupię ci lizaka.- Wytknął jej język i niezwlekając dłużej udał się na górę do pokoju dzieci. Melanie natomiastwestchnęła jedynie nie mając zamiaru nawet z nim dyskutować. To było oczywiste,że Bill stanie się teraz nadopiekuńczy. Miała tylko nadzieję, że nie doprowadzijej tym do obłędu.

 

#

 

-Gdziemoja żona?- Z gardła Gitarzysty wydobył się stanowczy, aczkolwiek drżący głos.Od razu zauważył, że coś jest nie tak po dziwnym zachowaniu ochrony ipozostałej ekipy, która z nimi przebywała.-Michał?- Zwrócił się do ojca Carmensądząc, że od niego dowie się, co jest grane.

-Niewiem. Zniknęła.- Odparł lekko wystraszonym tonem.

-Jakto zniknęła?- Chłopak pokręcił głową w ogóle nie czując przekazu, jaki miałysłowa jego teścia. Czuł natomiast, jak wzrasta w nim poziom adrenaliny z każdąkolejną sekundą, gdy zdawał sobie powoli sprawę, co się stało.

-Weszłado toalety i już z niej nie wyszła po prostu…

-Poprostu!?- Wybuchnął spoglądając na niego, jak na idiotę.- Przecież był z niąochroniarz!

-Tak…zabrało go pogotowie…

-Coty w ogóle do mnie mówisz?- Wykrztusił nie spuszczając z niego swojegoprzeszywającego wzroku.- Gdzie jest Carmen?

-Niewiem, Tom! Też chciałbym to wiedzieć! To w końcu moja córka i po prostuzniknęła! Zapadła się pod ziemię!

-Awłaściwie została porwana.- Wtrącił Herry, który pojawił się nagle obokmężczyzn.- W dosyć żałosny sposób, ale jednak. Nasz ochroniarz został podstępemunieszkodliwiony i wtedy też prawdopodobnie sprawca wdarł się do środka.-Wyjaśnił całą sytuację na tyle, ile potrafił.

-Ity mówisz to tak spokojnie!?- Tom niemal rzucił się na bruneta, któryinstynktownie cofnął się o dwa kroki.- To ma być ta najlepsza ochrona tak!?-Tym razem skierował pełne wściekłości i wyrzutu spojrzenie na Michała, którybył całkowicie bezradny w tym wszystkim.- To jest jakaś pierdolona kpina! Mieliściechronić jedną, bezbronną kobietę! Tylko tyle!

-Tom…uspokój się. To nic nie da…- Menadżer podszedł do niego kładąc mu rękę naramieniu z nadzieją, że to nieco ostudzi jego emocje, co raczej było niemalniemożliwe w obecnej sytuacji.

-Mówiszmi, że Carmen porwał jakiś psychopata, a ja mam być spokojny! Przecież on jąchce zabić! A może już to zrobił!? Może ona już nie żyje, a my tu stoimy i nicnie robimy! Co ja powiem naszym dzieciom!? Co ja w ogóle bez niej zrobię?! Noco!?- Zaczął krzyczeć cały wręcz drżąc z emocji, które nimi targały. Już traciłzmysły, choć dopiero co się dowiedział o całym zdarzeniu. W jego głowiepojawiły się jako pierwsze, najgorsze scenariusze, które były tak przerażające,że czuł, jakby serce mu pękało. Przecież nie może żyć bez Carmen, jaki to wogóle miałoby sens? Jak miałby tworzyć dom dla ich dzieci?

-Tom,ona żyje. Nikt nie porywałby jej, żeby ją zabić! Jeśli ktoś chciałby to zrobić,zrobiłby to na miejscu… po co miałby robić sobie dodatkowego kłopotu?

-Możedlatego, że ma pojebane w głowie!- Warknął patrząc z mordem w oczach naHerrego.- Nie potrafiłeś jej ochronić!

-Tom,uwierz, że robiliśmy wszystko.

-Najwyraźniejza mało! A może ty masz coś z tym wspólnego, co!?

-Niepopadaj w paranoje. Znajdziemy ją!

-Nie,jesteś zwolniony. Wszyscy jesteście zwolnieni!- Fuknął rozwścieczony.  Najchętniej teraz pozabijałby ich wszystkich.Nie mieściło mu się w głowie, jak w ogóle mogli dopuścić do takiej sytuacji. Wszystkomiało być inaczej. Mieli być po prostu bezpieczni. Nikt nie miał prawa wiedziećo ich wyjeździe, a najwyraźniej ktoś gdzieś popełnił błąd. I on dowie się kto,a wtedy wszyscy winni mu za to zapłacą.

-Tom…

-Zejdźmi lepiej z oczu bo zabiję cię własnymi rękami!- Zagroził tonem, który wnajmniejszym stopniu nie wskazywał na żart. Gitarzysta dobrze wiedział, co mówii był w tej chwili zdolny do wszystkiego. Nie zamierzał słuchać żadnychtłumaczeń, które i tak nic dla niego nie znaczyły. Istotne było, że jego żonazniknęła i nie wiadomo, czy w ogóle jeszcze żyje. Nie potrafił znieść tejmyśli. Ruszył przed siebie taranując każdego, kto tylko stanął mu na drodze.Nie miał pojęcia, co robić, lecz wiedział, że nie może stać bezczynnie i czekaćna cud. Poruszy niebo i ziemię, aby odnaleźć Carmen. I nie może być to tylkojej ciało…

 

###


Wesołych Świąt huehuehue :D xd


8 komentarzy:

  1. Pierwszaaaaaaaaaa!Coś mam wrażenie, że to sprawka Herrego, nie wiem czemu, ale jakoś mi pasuje do roli porywacza ;P Czekam z nieciepliwością na nowy odcinek ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wku.wia mnie onet i to, że nie dodaje moich komentarzy. Mam go gdzieś i jestem obrażona na cały świat. Znowu :)Także tego, dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  3. Także tego... szykuj się na ostry komentarz z mojej strony :DTy...ty...ty...! Wrr.. Ty bezduszna, nieczuła, niedobra, okropna, podła, utalentowana, szokująca i nieprzewidywalna wariatko!I mówisz że ja jestem poebana ( apropos FRL xD ), otóż nie nie nie nie! Kamilka musiała wykazać się wieeelką głupotą by pozwolić porwać Carmen! Nie no tak mi się nie robi! Miał być Happy End!? Kur.wa no miał! I co?! wielkie Gie z tego wyszło a nie Happy End! Wrr. Nie lubię cię już, powinnam zamknąć się w sobie i przestać uczestniczyć w życiu FFTH! To już był cios poniżej pasa moja droga! Masz grzech ciężki! Bóg ci w dzieciach nie wynagrodzi za tak karygodne zachowanie! Nie karz mnie tak, to nie jest fajne nooo!Chwała ci jedynie za to, że Tom tak zareagował, aczkolwiek nie lubię tego odcinka. Po prostu nienawidzę, ot co! I w ogóle masz szlaban na pisanie czegokolwiek złowieszczego względem Carmen i Toma i wgl reszty bohaterów z TM i wszystkich twoich blogów! Obrażam się i wiedz, że jeśli sytuacja się nie poprawi, NIE LICZ NA KOMENTARZE Z MOJEJ STRONY!PS kocham cię xDIdę szykować żarło na jutrzejsze 25 urodziny Georga xD :DPS2 to najdłuższy komentarz w moim życiu, i obalę to butelką cytrynówki, a co! :) xD

    OdpowiedzUsuń
  4. wooo, no nie powiem, ale zaskoczyłas mnie, zaskoczyłas. biedny, teraz pewnie jest w stanie największej desperacjki,. ale ja sie absolutnie za zakończsenie nie gniewam, 2wręcz przeciwnie :sd pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale super odcinek no i akcja cudowna kochana tylko niech Carmen przeżyję bo jak nie to inaczej pogadamy, oczywiście żartuje czekam na nexta ;-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. ale obrót akcji.... myślałam że już wszystko będzie super fajnie a tu taaaaaakie zaskoczenie... ciekawa jestem co to za psychopatka porwała Carmen i w jakim celu ale mam nadzieję że niedługo się dowiem...xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedyś lubiłam tu przychodzić i czytać, bo było śmiesznie i miło, a teraz to już nierealna telenowela. Przepraszam, ale ja już odpadam. Nie daję rady. To już nie moje klimaty po prostu.

    OdpowiedzUsuń