niedziela, 25 marca 2012

182. 'Owoc naszej miłości.'

-Musiałaśmówić o tym wszystkim przy nich?- Tom skrzyżował ręce na piersi wbijając wemnie swoje niezadowolone spojrzenie. Najpierw sam strzela fochy, a teraz będziemiał do mnie pretensje.- To nasze sprawy i nie powinnaś ich do tego mieszać.

-Totakże ich sprawy Tom. Przez twoją głupią zazdrość mogą stracić możliwośćposiadania dobrej ochrony.- Oświeciłam go używając do tego podobnego tonu,jakim on się posługiwał. Kolejna bezsensowna kłótnia, może właśnie to jest nampisane na najbliższy czas?

-Carmenstać nas na najlepszą ochronę, nie potrzebujemy do tego Herrego.

-Oczywiście!To znajdź te najlepszą ochronę skoro jesteś taki mądry! I jeśli w ogóle masz nato jeszcze czas! Bo wyobraź sobie, że nie mam najmniejszej ochoty spędzać czasuw zamknięciu bo ktoś czyha na moje życie!- Wykrzyczałam nie mogąc już opanowaćemocji, jakie się we mnie obudziły. Wkurzało mnie już to wszystko. Mam dosyćukrywania się przed jakimś psychopatą, który chce się mnie pozbyć.- Ale dlaciebie teraz najważniejszy jest jakiś pieprzony Herry, który w ogóle mnie nieobchodzi!- Zakończyłam swoją wypowiedź i zamierzałam wyjść nie mając ochotydłużej kontynuować tej durnej dyskusji, ale chłopak zatrzymał mnie stając wprzejściu.- Tom, mam już tego serdecznie dosyć. Nie zamierzam dłużej z tobąrozmawiać na ten temat rozumiesz? Zachowujesz się jak głupi, tępy osioł i nicdo ciebie nie dociera.- Wygarnęłam mu bez chwili zastanowienia. Nie obchodziłomnie, czy go tym urażę. Nie mam już po prostu siły walczyć z czymś co nieistnieje.

-Japo prostu cię kocham.

-Jateż cię przecież kocham Tom, masz jakieś wątpliwości?- Spuściłam nieco z tonuzauważając, że i on złagodniał.

-Nie.Ale boję się, że znowu coś się stanie i cię stracę.

-Alenie stracisz mnie. Nie przez niego. Ale nie niszcz naszego związku głupiązazdrością…proszę cię. To naprawdę staje się nie do zniesienia, nie chcę, abycoś się przez to między nami psuło.- Objęłam go rękoma w pasie przyciągając dosiebie i spojrzałam mu w oczy.- Proszę Kochanie skończmy ten temat raz nazawsze…

-Totrudne…

-Wcalenie. Wystarczy, że skupisz się na mnie, a nie na nim.- Uśmiechnęłam się doniego słodko.

-Wporządku, postaram się już do tego nie wracać.- Westchnął ulegając mi w końcuku mojemu zadowoleniu.

-Cudownie,to teraz chodź się zabawić.- Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą wkierunku łazienki.

-Co?A dzieci? I w ogóle co to znaczy?- Wyraźnie było widać jego zaskoczenie, comnie tylko bawiło. Wyglądał, jak mały wystraszony chłopiec, który dopiero, cosię dowiedział o znaczeniu słowa „seks”.

-Dzieciśpią i z pewnością nie robią tego pod prysznicem.- Skwitowałam wciągając go dopomieszczenia, które też zaraz zamknęłam na klucz, aby nikt nieproszonyprzypadkiem nam nie przerwał. A to już się zdarzało… jednak nie tym razem! Zbytdługo pościliśmy, zdecydowanie za długo.- Chyba nie powiesz mi, że nie maszochoty?- Zmrużyłam oczy przypatrując mu się.

-Oczywiście,że mam!- Otrząsnął się od razu.- Po prostu zaskoczyłaś mnie trochę. Ale wkońcu! Myślałem, że nigdy już do tego nie wrócimy.- Pożalił się i zaraz zamknąłmi usta gorącym pocałunkiem.

 

#

 

Obudziłomnie przyjemne szmeranie przez mojego ukochanego męża. Zawsze wie, jak sprawić,abym zbudziła się z uśmiechem na twarzy. Od razu podniosłam się, żeby złożyć najego ustach krótki pocałunek.

-Chłopcydają ci popalić?- Zapytałam uznając, iż może to być powód, dla któregoGitarzysta przerwał mój sen.

-Nie,skąd. Wiesz, że świetnie sobie z nimi radzę.- Odparł z przekonaniem.- Dzwoniliz ochrony, wszystko jest już gotowe i wylatujemy jutro rano.- Wyjaśniłzaskakując mnie tym jednocześnie. Wiedziałam, że może to nastąpić w każdejchwili jednak mimo to… nie spodziewałam się, że aż tak nagle.- Dlatego trzebasię sprężyć z pakowaniem.

-Notak… mamy jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia.- Stwierdziłam zgadzając się znim.- Trochę się boję tego Los Angeles… to przecież całkowicie obce miejsce.-Wyznałam dopiero teraz odczuwając prawdziwe przerażenie. Nie sądziłam nigdy, żemoje życie potoczy się w takim kierunku.

-Wiem…ale poradzimy sobie. I najważniejsze, że będziemy bezpieczni i w końcu będziemymogli normalnie żyć.

-Maszrację.- Przyznałam nieco się rozluźniając. Ten jeden argument znaczył bardzodużo dla naszej wspólnej przyszłości.- Dobrze, to wstaję już i bierzemy się doroboty.- Zarządziłam uśmiechając się do niego i ucałowałam go jeszcze raz poczym wstałam z zamiarem wykonania szybkiej porannej toalety. Zostało namnaprawdę mało czasu…

-Carmen…

-Hm?-Odwróciłam się jeszcze na chwilę w stronę Toma.

-Kochamcię.

-Jaciebie też słodziaku.- Uśmiechnęłam się do niego promiennie i już z o stoprocent lepszym nastrojem udałam się do łazienki. Nie marnowałam czasu namakijaż, wykonałam tylko niezbędne czynności. Nic więcej na razie mi nie byłopotrzebne, w końcu i tak spędzam cały czas w mieszkaniu. Ale już niedługo sięto zmieni… czeka na nas wielki świat! I wolność.

 

#

 

Wokalistapodniósł się z miejsca widząc wychodzącą z gabinetu lekarskiego Melanie. Miałaprzejść przed wyjazdem kilka badań ze względu na jej nie tak dawny stan. Jednakto tylko rutynowe badania, bo czuła się świetnie i całkowicie normalniefunkcjonowała, więc wraz z Billem nie mieli żadnych wątpliwości przyjeżdżającdo szpitala.

-Ijak?- Zapytał z uśmiechem, aby się upewnić, że wszystko jest w porządku. Niemogłoby być przecież inaczej.

-Muszęusiąść.- Odparła dosyć niewyraźnie, a chłopak dopiero teraz dostrzegł, że jestblada niczym sufit. Przerażony od razu poprowadził ją na krzesło.

-Cosię stało Mel?

-Niemogę w to uwierzyć Bill… ja nie wiem jak to mogło się stać.- Pokręciła zniedowierzaniem głową, lecz jej słowa niewiele mu mówiły. Czuł coraz większenapięcie obawiając się z każdą sekundą bardziej o zdrowie ukochanej.

-Copowiedział lekarz? Miałaś złe wyniki, tak? Jesteś chora?- Zasypał ją pytaniaminie mogąc znieść już tej niewiedzy.

-Nie…to znaczy… i tak i nie.

-Melanieproszę cię, mów jaśniej… ja nic nie rozumiem.

-Niewiem, jak mam ci to powiedzieć Bill.- Wykrztusiła czując ogarniającą jąbezradność. Mogła się spodziewać wszystkiego, ale na pewno nie tego. Towszystko ją przerażało i nie wyobrażała sobie, co będzie dalej w obecnejsytuacji.

-Poprostu powiedz… Przecież wiesz, że jestem z tobą niezależnie od wszystkiego.-Złapał ją za rękę chcąc dodać otuchy. Widział, że się boi.

-Jajestem w ciąży…- Szepnęła drżącym głosem. Ledwo udało jej się go z siebiewydobyć. Czarnowłosy, aż sam musiał usiąść z wrażenia. Właściwie nie miałpojęcia, jak powinien teraz zareagować. Z jednej strony poczuł ulgę, że Melaniejest zdrowa… jednak z drugiej był w ogromnym szoku, zresztą podobnie, jak i onasama.- Bill… Boże, co my teraz zrobimy? Ja nie mam pojęcia, jak to się stało…

-Jakto, co zrobimy?- Zamrugał powiekami spoglądając na nią z niezrozumieniem.-Jesteś w ciąży… Stało się, co my możemy zrobić? Po prostu będziemy miećdziecko…

-Kolejne?-Uniosła na niego swoje zaszklone i wystraszone tęczówki. Choć wiedziała, że niebyłaby w stanie kolejny raz usunąć ciąży nie miała pojęcia, jak to wszystkoteraz ma wyglądać. Miała wrażenie, że nie są gotowi na trzecie dziecko, napewno nie teraz. To był jeden z tych nieodpowiednich momentów w życiu.

-Tak…kolejne. Melanie… to nasze dziecko… nasze, rozumiesz?- Chwycił ją za dłoniespoglądając przy tym w jej oczy.- Moje i twoje… owoc naszej miłości.- Dopieroteraz zdał sobie sprawę, jakie to dla niego ważne. Poczuł radość pomimo tego,że nie wiedział, jak sobie poradzą z trójką małych dzieci.

-Alejak my… Boże, wydaje mi się, że to dla nas za dużo.

-Nieplanowaliśmy tego i może to za wcześnie… ale Kochanie, stało się… nie odwrócimyjuż tego, prawda? Po prostu będziemy mieć kolejny skarb do kochania.- Przytuliłją do siebie chcąc bardziej wesprzeć w tej sytuacji. Nie chciał, aby sięzamartwiała…

-Jestcoś jeszcze… Bo lekarz powiedział… że ciąża jest zagrożona. Muszę brać jakieśhormony czy coś…- Dodała cicho.- Ja nie wiem w ogóle, czy powinnam w takiejsytuacji wyjeżdżać gdziekolwiek Bill…

-Zagrożona?Ale dlaczego? Przecież… przecież jesteś zdrowa i w ogóle…

-Tak…ale brakuje mi progesteronu, dziecko tego potrzebuje… Ja w ogóle czuję sięzagubiona w tym wszystkim. Nie spodziewałam się tego… i jeszcze do tego tozagrożenie. Boję się…

-Spokojnie…wymyślimy coś, będzie dobrze. Zobaczysz…- Ucałował ją w czoło starając się jąjakoś uspokoić choć sam w środku czuł się sparaliżowany.  Nie wiedział co zrobić z wyjazdem i z całąresztą… Jednak najważniejsze dla niego było zdrowie Melanie i dziecka, więcchyba rozwiązanie było jasne. Nie mogą teraz wyjechać, przynajmniej póki sytuacjaz ciążą się nie unormuje…

 

#

 

Gdynadszedł wieczór byliśmy już niemal w pełni spakowani i gotowi do wyjazdu.Zostały nam jeszcze tylko jakieś drobniejsze rzeczy, które zamierzaliśmyschować dopiero rano. A tymczasem uśpiliśmy nasze dwa skarby i mieliśmy chwilędla siebie. Miło było spędzić wspólnie wieczór przed telewizorem tak po prostuwe dwoje. Bez żadnych kłótni, niepotrzebnych dyskusji. Napawając się jedynieswoją bliskością. Leżałam na kanapie wtulona w mojego mężczyznę i rozmyślałamnie będąc zbytnio zaciekawiona tym, co działo się na ekranie telewizora. Mójmąż był znacznie ciekawszy.

-Lubisztakie cudeńka, co?- Mruknęłam dotykając dość okazałego zegarka Toma, który miałna ręce. Chłopak zaśmiał się cicho i pochwycił delikatnie moją dłoń, jakby wobawie, że zaraz mu popsuje. Na szczęście zrobił to niebywale subtelnie takżemogę mu to darować.- Musiał kosztować fortunę. Ja właściwie nigdy nie sprawdzamna co ty wydajesz pieniądze…

-Staćnas na to, Skarbie.

-Tak,wiem… Ale to przecież bez sensu. Po co ci taki drogi zegarek? Wyrzucaniepieniędzy w błoto…- Stwierdziłam analizując sobie wszystko w głowie.- Wiesz iledzieci byś wykarmił za taką cenę?

-Niewiem, ale wiem za to, że masz niesamowicie dobre serce.- Odparł całując mojeczoło. Od razu zrobiło mi się miło nie tylko dzięki temu, co zrobił, ale takżeco powiedział. Chyba nigdy wcześniej nikt mi nie mówił, że mam dobre serce. Ito jeszcze niesamowicie dobre! A może on mi się podlizuje bo czegoś chce? Ajeśli nawet… to co z tego! Nikt mi przecież nie zabroni w to wierzyć.

-Lubiętwoje ręce wiesz?- Uniosłam lekko głowę spoglądając na niego i jednocześniedotykając jego dłoni. Były takie przyjemne…

-Wiem,ty wszystko we mnie przecież lubisz. A nawet kochasz!

-Ojty mój Narcyzku!- Cmoknęłam go w usta i jeszcze bardziej się w niego wtuliłamprzymykając powieki.- A wiesz, że niedługo pierwsza rocznica naszego ślubu?

-Oczywiście,że wiem! Już nawet myślę nad tym, jak ją spędzimy.

-Imasz jakiś ciekawy pomysł?- Zainteresowałam się czując jednocześnie niezwykłąekscytację. To niesamowite, że już niebawem minie rok od kiedy jesteśmymałżeństwem… A co najważniejsze nadal jesteśmy razem! Co prawda nie było łatwo,ale jednak… mimo wszystko.

 

„[…]-Kochanie, możejakieś noworoczne postanowienie?- Głos Toma wyrwał mnie z zamyślenia,spojrzałam na niego uśmiechając się ciepło.

-Nie mam pojęcia…

-Może po prostu…będziemy razem mimo wszystko?-Zaproponował, a moje serce zabiło mocniej. Właśnie tego potrzebowałam.

-Mimo wszystko. Kocham cię.- Pocałowałamgo. Jest idealnie, jak w filmie… a nawet lepiej. Najlepsze jest to, że tożycie, a nie film.[…]”

 

-Jeszczenie, ale jakieś zarysy się pojawiają. A może ty chciałabyś coś specjalnego?

-Nie…Wystarczy, że będziemy razem.- Uśmiechnęłam się do niego czule.- A co do resztyzdam się na ciebie…- Dodałam jeszcze dla uzupełnienia. Naszą rozmowę przerwałjednak telefon Toma. Gitarzysta niechętnie po niego sięgnął przerywającjednocześnie nasze relaksujące chwile.

-TakBill?- Odebrał telefon, jak się okazało od swojego brata.-Co? Żartujesz sobieze mnie?- Był wyraźnie czymś zszokowanym, co tylko wzbudziło we mnie ciekawość,a jednocześnie niepokój, gdyż nie brzmiał jakoś specjalnie entuzjastycznie.-Cholera. I co teraz?- Znowu coś się stało? Oh, dlaczego nie możemy mieć chwilispokoju.- Tak, no to zrozumiałe. Ale rozmawiałeś już z firmą?- Teraz już łatwosię domyślić, że chodzi o nasz wyjazd. Pewnie poszło coś nie tak, jak zwykle.No przecież nie może być idealnie… W ogóle najlepiej byłoby, jakby Tom skończyłjuż gadać i mi o wszystkim powiedział bo dostanę szału za chwilę.-No wporządku, przekażę wszystko Carmen i Michałowi. To trzymajcie się, zadzwonięjeszcze jutro. No cześć.- Zakończył rozmowę i odłożył komórkę od razuspoglądając na mnie w dość rzadki sposób.- Nie uwierzysz co się stało.

-Nomów!- Nakazałam nie mając cierpliwości na żadne podchody.

-Okazałosię, że twoja siostra jest w ciąży.- Oznajmił, a ja niemal zakrztusiłam siępowietrzem. Już miałam krzyczeć, że sobie ze mnie żartuje, ale przypomniałamsobie jego rozmowę z Billem, poza tym jego wyraz twarzy był całkowicie poważny.-No i nie mogą lecieć do Los Angeles, bo ciąża Mel jest zagrożona.

-Jakto?- Wykrztusiłam nie wiedząc już sama o co właściwie chcę dokładnie zapytać. Wmojej głowie zaczął tworzyć się mętlik.

-Niewiem dokładnie o co chodzi… Ale lepiej dla dziecka i Melanie będzie jeślizostaną dopóki wszystko się nie ustabilizuje, sama rozumiesz, że w jej sytuacjinie powinni postępować inaczej. No i prawdopodobnie dojadą do nas, jak tylkobędzie to możliwe. Ci z ochrony stwierdzili nawet, że to lepiej… Że niby będąstwarzać pozory, że nadal jesteśmy w Niemczech…- Wyjaśnił, a ja nadal trwałam wlekkim oszołomieniu. To wszystko nie mieściło mi się w głowie. I szczerzemówiąc miałam teraz gdzieś tą całą ochronę i to, że tak będzie dla nas lepiej.  Liczyła się w tej chwili moja siostra i jejciąża, zagrożona zresztą. Mam ją zostawić w takiej sytuacji? Przecież to wogóle może długo potrwać! Mamy rozstać się z nimi na tak długi okres czasu?

-Japierdole, dlaczego nigdy nic nie może być dobrze!- Fuknęłam zdenerwowana ipodniosłam się gwałtownie z miejsca.

-Carmen…

-Noco? Ja już nie mam siły no! Ile można, Tom? No ile?!

-Widoczniebardzo dużo.- Stwierdził bezradnie.- Ale przecież będzie dobrze… Niezależnie odwszystkiego, zawsze w końcu wszystko się układa. Ważne, że jesteśmy wszyscyrazem.

-Wiem…Ale teraz ten wyjazd jest dla mnie jeszcze trudniejszy niż na początku.-Westchnęłam załamana.- Już nawet chyba nie chcę tam jechać…

-Musimy…To dla naszego dobra.

-Ajeśli coś się stanie Melanie?

-Policjatwierdzi, że to ty jesteś pierwsza na liście jeśli już… Dlatego to ciebie wpierwszej kolejności trzeba chronić Carmen. A Melanie będzie bezpieczna, Bill oto zadba. Będą mieli tą samą ochronę co my, tylko po prostu tutaj.- Bardzopocieszające, nie ma co. Jestem pierwsza do odstrzału, fantastycznie. Aż mnieciarki przechodzą, jak o tym wszystkim pomyślę. I dlaczego mnie to wszystkospotyka? Czemu na świecie są tak okrutni ludzie? Ja nawet nie zrobiłam nikomunic złego…- Skarbie, nie martw się proszę. Obiecuję, że wszystko będziedobrze.- Przytulił mnie do siebie całując w czubek głowy.- Kocham cię i niepozwolę, aby ktoś cię skrzywdził.

-Wiem…-Szepnęłam uśmiechając się mimo wszystko. Czułam się przy nim bardzobezpiecznie. Miałam wrażenie, że naprawdę nic mi nie grozi w jego obecności.Był, jak moja tarcza obronna…

 

###


Świeżutki odcinek ;D I pewnie nieco zaskakujący xD Ale poczekajcie na kolejny, przygotowałam coś specjalnego! ;p 

pozdrawiam ;*


5 komentarzy:

  1. Nie lubię niespodzianek ale odcinek jest fajny. Czekam na nexta ;-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. ~cukiierkoowaa25 marca 2012 16:50

    hahaha, ale heca. Mel znowu w ciązy? no prosze xDD oj Ka... tybędziesz miała ludzi na sumieniu jak ci na zawał zejdą przez te twoje 'niespodziewane niespodzianki' XD

    OdpowiedzUsuń
  3. ~cukiierkoowaa25 marca 2012 16:52

    hahaha, ale heca. Mel znowu w ciązy? no prosze xDD oj Ka... tybędziesz miała ludzi na sumieniu jak ci na zawał zejdą przez te twoje 'niespodziewane niespodzianki' XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty to jak co walniesz to raz a porządnie, nie ma co :D Mel w ciąży, Carmelka nie chce jechać do LA i jeszcze ten tekst " jesteś pierwsza na liście bla bla bla... " na serio może człowieka zdołować :D Jest fajnie, nie ma co :D Nawiązując, boję się co wymyśliłaś <3 ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja nie powiem, że nie, ale jak ty coś walniesz, to wszyscy pod stół :D no a czy tak nie jest? no ciąże jej wymyśliła, ja pierdziele :D tytuł więc jak najbardziej trafiony xd czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń