sobota, 30 maja 2015

016. "Jestem z ciebie dumny."

Na poczatek, zapraszam na moja stronę, gdzie pojawiły się istotny post dotyczacy mojej twórczości. Prawdopodobnie, niezależnie od mojej decyzji, to opowiadanie będzie jedynym, na które ona wpływu mieć nie będzie. To znaczy tyle, że zamierzam kontynuować poprawki oraz publikację. 
No a teraz 16 przed nami. 

Rozdział 16

Stałam jak ten słup soli za kulisami, nie mogąc się ruszyć. Po prostu zamarłam. Tam jest mnóstwo ludzi! Boże, kilka tysięcy fanek Tokio Hotel…a ja zaraz mam tam wyjść i grać! A jeżeli się pomylę? Ja nie mogę tam wyjść, ja nie umiem grać! Ja zemdleje… umrę na scenie! Po prostu się ośmieszę i tyle. Przecież trema mnie zeżre, nigdy jeszcze nie występowałam przed taką publicznością…
- Carmen, wchodzisz za pięć minut, jako pierwsza! - Usłyszałam koło siebie czyjś głos, nawet nie wiedziałam, kto to jest. Byłam taka zdezorientowana, że nie wiedziałam, co się dzieje… wszędzie kręcili się jacyś ludzie, słyszałam tylko hałas… Zamrugałam powiekami, w końcu dotarły do mnie te słowa…
Wychodzę PIERWSZA!?
- Ej, spokojnie… Przecież wszystko umiesz, będzie dobrze - Poczułam na ramieniu pocieszającą dłoń Billa. Uśmiechnęłam się do niego niewyraźnie. Żeby wiedział, jak ja się czuję… jeszcze chwila i naprawdę mi się coś stanie… albo ucieknę!
- Bill, ja tam nie wyjdę…- wydukałam ledwo łapiąc oddech. Chłopak zmarszczył brwi uważnie mi się przyglądając. Nie widziałam siebie, ale bez wątpienia byłam blada jak ściana. Musiałam wyglądać, jak trup. Przecież ja stracę przytomność na tej scenie!
- Wyjdziesz – rzucił z przekonaniem. Zupełnie nie rozumiem, jak on może być taki spokojny! Nie przejmuje się nawet tym, że właśnie wpadłam w panikę! I to ogromną…
- Ale…, ale.. jak im się nie spodobam? Ja… ja… może, nie będę grała tej solówki takiej długiej…na początku?
- Carmen, odetchnij głęboko i weź się w garść -  Złapał mnie mocno za ramiona i lekko potrząsnął moim ciałem. – Poradzisz sobie, fani cię pokochają – dodał jeszcze, patrząc mi przy tym prosto w oczy. Ciepło jego tęczówek podziałało na krótką chwilę. Dopóki w nie patrzyłam było mi lepiej, gorzej, gdy Bill musiał odejść a w moich uszach na nowo rozbrzmiał TEN głos.
- Dwie minuty!
Aż mi się zrobiło gorąco i to wcale nie było przyjemne… Ja zaraz muszę wyjść i tam zagrać… Jeszcze nigdy tak bardzo się nie bałam… to jest coś strasznego… tak, ja odważna Carmen Alyson May, boje się… No mówiłam, że mi się coś poprzestawiało! Jak to w ogóle możliwe, że ja tak bardzo to przeżywam?! Spokojnie… trzeba głęboko oddychać… pokażę wszystkim, że potrafię… pokaże, to mojej siostrze… mojej przyjaciółce… a nawet moim rodzicom, dla których nic nie znaczę, którzy zawsze uważali mnie za wielkie zero… i pokażę też tym głupim dziewczynom, które mnie dzisiaj rano wkurzyły, a przede wszystkim pokażę samej sobie… że potrafię robić coś w życiu, że jestem wielka… i wcale nie jestem nikim.
- Wchodzisz! - To był ostatni wyraz, który do mnie dotarł. Zostałam wręcz wypchana na tą ogromną scenę. Myślałam, że stanę tam jak wryta i tyle… Ale nie.  Nie mogę się zbłaźnić… tu są kamery, a te dziewczyny czekają na koncert, żeby zobaczyć swój ukochany zespół. Przede wszystkim nie mogę zawieść chłopaków. To nie jest czas na panikę, Alyson! Trzeba było myśleć o tym, nim zgodziłaś się dołączyć do zespołu. Teraz jest za późno na strach.
Stanęłam na swoim miejscu, ogarnęłam wzrokiem całą halę… co raczej nie było dobrym pomysłem, bo aż mi się nogi ugięły… Gustav już siedział przy perkusji, przynajmniej jego widok dodawał mi  nieco otuchy.
Odetchnęłam głęboko kilka razy i jak przystało na Carmen Alyson May, wzięłam się w garść. Nie minęła chwila jak moje palce same zaczęły sunąć po strunach gitary wydobywając z niej pierwsze dźwięki… Przymknęłam powieki i po prostu oddałam się tej chwili. Po całej hali roznosiła się melodia, nawet nie zauważyłam jak dołączył do mnie Tom. To było cudowne uczucie, stać w tym miejscu i grać, wiedząc, że słucha cię tyle ludzi… robić coś co sprawia im taką radość.  Może akurat ja nie byłam dla nich tak ważna, jak któryś z chłopaków, ale też byłam w zespole. Gdyby nie ja, koncert zostałby odwołany… Może choć trochę mnie docenią…?
Cały świat przestał istnieć, nie słyszałam nic oprócz muzyki… wkładałam w to całe serce i duszę. Nie liczyły się tutaj żadne spięcia, czy problemy. Wszystko przestawało mieć znaczenie. Na scenie byliśmy zespołem, który tworzył coś wspaniałego i każdy z nas oddawał się temu w zupełności. Czyżbym odnalazła swoje właściwe miejsce…?

#

- Aa!! Dziewczyno, ty w ogóle wiesz co się stało? Hallooo Carmen!
 Stałam jak zahipnotyzowana, a Bill wymachiwał mi rękami przed oczyma i szczerzył się od ucha do ucha jak głupi.
- Byłaś świetna! One już cię pokochały! Ten koncert był fenomenalny!
Nagle poczułam, że się unoszę do góry i kręcę wkoło… i skąd on wziął tyle siły, żeby mnie unieść?! Szaleniec! Jeszcze się przeze mnie połamie i wtedy z pewnością, fanki kochać mnie nie będą!
- Ekhm, może już wystarczy, co? Postaw ją Bill - Całą zabawę przerwał nam Tom, który miał dość srogi głos. Ja nie ukrywam, że miło było unosić się nad ziemią… Radość Wokalisty w ogóle była dla mnie czymś niesamowicie miłym. Można powiedzieć, że cieszył się za nas dwoje, bo ja chyba wciąż byłam oszołomiona… nadal to wszystko do mnie nie docierało.
Bill jednak posłuchał polecenia brata i  postawił mnie z powrotem na podłogę, ale uśmiech wcale nie schodził z jego twarzy.  Z mojej zresztą także! Euforia powoli wypełniała moje całe ciało.
Nie mogę uwierzyć, że to się udało… zrobiłam to! I na końcu te brawa i piski, to było cudowne… Jeszcze nie mogę się z tego otrząsnąć, a jak usłyszałam moje imię wykrzykiwane przez fanki…! Poczułam taką radość, coś tak niezwykłego… to poczucie, że nie jestem sama, że kogoś interesuje to co robię… Zupełnie niepotrzebnie się obawiałam, że coś nie wyjdzie, albo, że im się nie spodobam. Nie wszystkie są takie złe. Jeszcze nigdy nie przeżyłam czegoś bardziej fascynującego… I nawet polubiłam swoje imię!
Nie mieliśmy w planach bliższych spotkań z fankami. Jost chciał uniknąć pytań o Georga i wszelkich innych ewentualnych niedogodności. Między innymi chodziło też o mnie, nie ukrywajmy. Nikt z nas jednak na to nie narzekał, byliśmy już wystarczająco padnięci. Dlatego przebraliśmy się wszyscy i od razu mieliśmy wracać do hotelu. Mimo wszystko, sporo fanów czekało na nas na parkingu, czego chłopcy nie mogli zignorować. Jeszcze przed wyjściem, zgarnęli czarne markery z zamiarem złożenia autografów tym, którym się poszczęści.
- No chodź Carmen, ty też - Bill pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi. Byłam tym zaskoczona… Zamierzałam się trzymać raczej na uboczu, w końcu ci ludzie widzieli mnie pierwszy raz na oczy, jak mogliby chcieć ode mnie autograf? Nic bardziej mylnego..!
Nie minęła chwila, jak znaleźliśmy się na zewnątrz. Spanikowałam trochę gdy nie czułam obok siebie obecności Czarnego, ani żadnego z chłopaków, gdyż ci już przechodzili obok barierek i rozdawali autografy. Zalała mnie fala gorąca, gdy jeden z ochroniarzy wcisnął mi w rękę czarny marker i wskazał mi głową na jakieś dziewczyny, które wystawiały w moją stronę swoje dłonie z kartkami. To był dla mnie totalny szok, ale starałam się tego po sobie nie pokazywać… Chyba nie powinny widzieć, że się boję… w końcu, nie ma czego… nie?
- Carmen! Jesteś super! - Podpisywałam się drżącą ręką, na twarzy cały czas miałam wielki uśmiech, który posyłałam każdej osobie stojącej za barierką… Chyba naprawdę mnie lubili. Jakim cudem..?
Długo nam zajęło, nim dotarliśmy do samochodu. Ręka mi chyba zdrętwiała od tego pisania… ale byłam cholernie szczęśliwa. To było dla mnie kolejne, miłe zaskoczenie tego wieczoru. Nie spodziewałam się, że ten koncert pójdzie, aż tak dobrze.
Nareszcie mogłam usiąść wygodnie, od razu mi ulżyło. To był piekielnie męczący dzień… Pełno prób, wywiad, na końcu koncert… nie wspominając już o tych dziewczynach z hotelu, na szczęście nie wszystkie fanki są takie. Przynajmniej te z koncertu mnie lubią, a ich jest znacznie więcej. Oczywiście, pewnie nie wszystkie. Ale to już coś!
- I jak ci się podobało? - Gustav siedzący z przodu obrócił się w moją stronę, posyłając mi wesoły uśmiech, który od razy odwzajemniłam.
- Było super… Nie wiedziałam, że potrafię tak grać…- stwierdziła będąc pod wrażeniem samej siebie.
- Tak, jestem z was dumny. Mimo wszystko, daliście czadu - odezwał się Jost, był naprawdę bardzo zadowolony. Cieszę się, że nic nie zawaliłam…- Teraz jedziemy do hotelu, będziecie mogli wypocząć, po jutrze kolejny koncert, a jutro tylko wywiad.

#

Siedziałam w hotelowym barze i leniwie mieszałam plastikową rurką swój sok. Byłam potwornie zmęczona, ale mimo to wytrwale czekałam na telefon od siostry. Jak dzwoniłam, nie mogła rozmawiać, obiecała, że oddzwoni jeszcze dzisiaj… A ona słowa zawsze dotrzymuje, więc czekam. Brakuje mi jej strasznie. Niestety minusem koncertowania jest rozłąka z bliskimi. Nie wiem, jak chłopcy to znoszą, ale mi to zaczyna poważnie doskwierać. Może na co dzień tak tego nie odczuwam, gdy mamy mnóstwo zajęć, lecz gdy przychodzi wieczór i zostaję sama, wszystko wygląda inaczej.
- Przepraszam, mogę ci postawić drinka? - Nagle obok mnie pojawił się jakiś chłopak z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zlustrowałam go obojętnie wzrokiem, może i był przystojny, ale w tej chwili mało mnie interesował. Nie mam nastroju na flirty. Ale napić bym się w sumie mogła…
- Jak chcesz, to twoja kasa – stwierdziłam, odwracając od niego wzrok. Dostrzegłam gdzieś w oddali Toma, który też ledwo co miał oczy otwarte, ale siedział twardo i gapił się w blat stolika. Tylko po co? Czy nie lepiej, żeby poszedł spać? No chyba, że na kogoś czeka. Nie, nie czeka… on się z nikim nie umawiał, nawet nie miał kiedy… Poza tym, czemu mnie to interesuje?
- To za twoje zdrowie - Znowu usłyszałam głos nieznajomego, który przypomniał mi o sobie. Przede mną już stał jakiś alkohol. Uśmiechnęłam się sztucznie i wzięłam szklankę do ręki, aby następnie ją opróżnić, jednak robiłam to bardzo wolno i niepewnie. Chwila… przecież nie widziałam, jak barman przynosi to „coś”, więc jaką mam pewność, że on mi czegoś nie dosypał? Przecież patrzyłam na Toma… Tom, moją zgubą.
- Do dna, moja miła - Te słowa tylko upewniły mnie w moich domysłach i jednocześnie wyprowadziły z równowagi… nie lubię, gdy chłopak wyobraża i pozwala sobie na za dużo. No, może za wyjątkiem Toma, który robi to notorycznie, ale mi się to podoba, więc nie ma problemu. Nie, wcale tego nie przyznałam!
Jednym ruchem wylałam całą zawartość naczynia na zadowolonego gościa, któremu mina natychmiast zrzedła. I nie ma się co dziwić. Mógł mnie nie wkurzać. Takie teksty niech sobie wsadzi w głębokie poważanie. Dupek.
Nie zastanawiając się dłużej, wstałam z miejsca i odeszłam od baru, kierując się w stronę Toma. Skoro on siedzi sam i ja siedzę sama, to możemy sobie razem posiedzieć. Dlaczego wcześniej żadne z nas na to nie wpadło? Jest też opcja, że nie będzie chciał mojego towarzystwa.
- Co tak sam siedzisz? Czekasz na kogoś? - zagadałam do niego, stając obok stolika.
- Tak. Na ciebie - uniósł na mnie swój zmęczony wzrok. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, jakbym oczekiwała takiej odpowiedzi. Ale nie oczekiwałam! Nie wpadłabym na to…
- I tak siedzisz tutaj godzinę, zamiast mi powiedzieć, że na mnie czekasz? - Usiadłam naprzeciwko, uważnie na niego patrząc.
- Nie chciałem ci przeszkadzać.
- W czym?
- Nie wiem. Myślałem, że chcesz pobyć sama. A potem z kimś rozmawiałaś…- wyjaśnił ciężko wzdychając. Boże, czasami go nie rozumiem… Chyba zacznę lubić go jako zmęczonego Toma, jest wtedy taki spokojny i fajny… Całkiem milusi.
- A dlaczego na mnie czekałeś? - zadałam kolejne pytanie. Bardzo mnie to ciekawiło, bo chyba musi mieć jakiś powód. Co, jak co, ale jego powody zawsze mnie bardzo intrygują!
- Nie wiem… chciałem zobaczyć o której wrócisz do pokoju.
- Czemu?
- No właśnie nie wiem, czemu. Czułem taką potrzebę. Musisz zadawać tyle pytań?
- Jakbyś powiedział wszystko od razu, to bym nie pytała - stwierdziłam nie do końca wiedząc co mówię, gdyż mój mózg pracuje coraz wolniej… marzę o śnie… Jak Melanie zadzwoni to ją zabiję, zabije ją przez telefon. Za to, że kazała mi tyle czekać… o.
- Nie jesteś zmęczona?
- Jestem - przyznałam przymykając oczy. Nie wiem jakim cudem, ale z zamkniętymi oczami widziałam jak on się uśmiecha… Boże, uwielbiam jego uśmiech…
- To czemu tu siedzisz?
- Czekam na telefon od siostry - odpowiedziałam cały czas z zamkniętymi oczami. Czułam, że zaraz zasnę na siedząco, ale było mi tak dobrze…
- A właśnie…  dzwonił Georg, mówił, że byłaś świetna - Teraz to otworzyłam ślepia zaskoczona. No jak Georg tak powiedział, chyba naprawdę byłam dobra…- I w ogóle, jestem z ciebie dumny, wiesz?-  Coś czuję, że zaraz odechce mi się spać. Ale za to on chyba lunatykuje, bo jakoś nie mogę uwierzyć, że to powiedział… a może? Przecież już nie raz mnie zaskoczył…- Tylko nie pytaj dlaczego!- uprzedził moje pytanie… oj, a ja tak bardzo chciałam o to zapytać!
- Dobra, nie będę pytać. Ale miło mi to od ciebie słyszeć…- uśmiechnęłam się resztkami sił. Czego to się nie robi dla Kaulitza? Mogę uśmiechać się do niego, nawet przez sen… Ze mną już naprawdę jest źle. Stanowczo powinnam była już dawno iść spać.
- Kiedy ta twoja siostra zadzwoni? - Zmienił temat. Widziałam, że ma ochotę iść do pokoju i zakopać się w pościeli… Podobnie zresztą, jak ja! Moglibyśmy… Nie, Carmen, nie moglibyście…
- Nie wiem. Ale chyba już nie będę czekała… idziemy? - spojrzałam na niego pytająco, na co on skinął ochoczo głową i już po chwili podążaliśmy do windy. Jakoś wyjątkowo drogę na nasze piętro odbyliśmy w milczeniu, zmęczenie dawało o sobie wyraźnie znać. Oczy mi się zamykały, a obraz zamazywał… czułam się jak naćpana… Chociaż nie wiem jak to jest, bo nigdy nie brałam… ale widziałam na filmach!
Gdyby nie Tom, ominęłabym swoje piętro. Uśmiechnęłam się do niego w ramach podziękowań i obydwoje udaliśmy się do drzwi od naszych pokoi. Były obok siebie, więc nie mieliśmy problemu, żeby trafić.
Wyjęłam z kieszeni klucze i zaczęłam wciskać je w dziurkę, nie mogłam trafić… jakie to było żmudne… miałam ochotę rzucić je gdzieś w kąt i sama położyć się na podłodze. To byłoby na pewno dużo prostsze.
- Cholera… nie mam kluczy…- Zrezygnowany głos Toma przywrócił mnie do rzeczywistości. Zamrugałam oczami i spojrzałam w jego stronę. - Zostawiłem chyba na dole… - oparł się plecami o drzwi i zjechał po nich na podłogę.
- Jak trafisz kluczem w dziurkę, to możesz spać u mnie…


sobota, 25 kwietnia 2015

015. "DebilMan."


Rozdział 15

Otworzyłam powoli oczy, które natychmiast zostały porażone jasnymi promieniami słońca, świadczącymi o tym, że zapowiada się piękny i ciepły dzień. I pewnie nie tylko z tego względu już z samego rana mam taki dobry humor. Ciekawe, kogo zobaczę, jak spojrzę w bok? Głupie pytanie, no, ale co? Może to był tylko sen, przecież różne rzeczy mogą dziać się w mojej głowie… Och, ale myślmy realnie, co ja sobie w ogóle wyobrażam? Wczoraj było słodko i kolorowo, a dzisiaj powinno wszystko wrócić do normy, tak jak bywa to zwykle po podobnych występkach. Bo przecież Kaulitz zawsze będzie Kaulitzem i raczej się nie zmieni. Jakby się tak głębiej zastanowić to pomimo tej jego - moim skromnym zdaniem - głupoty, nie potrafię go nie lubić. On chyba musi coś w sobie mieć, skoro jestem dla niego taka miła… Nie może, ale na pewno. Skoro tak dobrze go traktuję, musi mieć w sobie coś wyjątkowego, coś, co sprawia, że jego wszelkie wady nie mają znaczenia… Albo to ja sobie wmawiam te bzdury, by usprawiedliwić swoją głupotę.
A kto by pomyślał, że ja będę kiedykolwiek w ogóle w ten sposób o nim myślała?  Nigdy by mi to przez głowę nie przeszło, przecież zawsze tak go nienawidziłam. Już jak go poznałam, pokłóciliśmy się, co najmniej z pięć razy w ciągu pół godziny… Mamy mocne charaktery, każde z nas zawsze musi mieć rację. Ja chyba jeszcze nigdy mu nie ustąpiłam… To jest takie głupie i dziecinne, ale i tak dalej to robimy. Docinamy sobie, kłócimy się o byle, co, a potem rozmawiamy ze sobą jakby nigdy nic… I jaki to wszystko ma sens?
Delikatnie wstałam z łóżka, żeby go nie obudzić. Niech sobie śpi, póki może. I tak mamy jeszcze trochę czasu do dziewiątej, a ja i tak już nie zasnę…
Zabierając swoje rzeczy, skierowałam się do łazienki. Teraz dopiero żałuję, że nie noszę przy sobie kosmetyczki. Tak to już jest, gdy nie słucha się starszej siostry. Melanie zawsze mówiła, że kobieta powinna mieć w torbie wszystko, co najważniejsze. Ale w sumie, kosmetyki, nie są najważniejsze. Ja nie mam obsesji na punkcie wyglądu, więc właściwie dla mnie to nie problem. Jeden dzień bez makijażu. A nawet lepiej, będę taka naturalna…
Po kilkunastu minutach wróciłam do pokoju odświeżona i w dalszym ciągu zadowolona. Tom nadal spał, było dopiero po siódmej, więc usiadłam wygodnie na fotelu, który stał na przeciwko łóżka, dzięki czemu mogłam się bezkarnie wpatrywać w śpiącego chłopaka. Uważnie obserwowałam każdy jego najmniejszy ruch podczas snu. Robił takie słodkie minki… to było nawet ciekawe zajęcie, tak siedzieć, nic nie robić, tylko się w niego wpatrywać… jak w obraz… Dobra, dobra, nie zapędzaj się Alyson. Po jakimś czasie to jednak stawało się już nudne, więc nie jest jeszcze ze mną tak źle. Na szczęście, inteligentny Tomuś w samą porę się obudził. Pięknie otworzył swoje czekoladowe ślepia i rozciągnął się niczym kociak, mrucząc przy tym uroczo… Uhh, no serio? Opamiętaj się Aly,  co się z tobą dzieje dziewczyno!? Patrzyłam w niego jak zaczarowana, bo nie miałam przecież nic innego do roboty. Prawda?  To jest wystarczający argument…
- Długo już tak siedzisz? - odezwał się w końcu, sprawiając tym samym, że się ocknęłam. Zamrugałam oczami i zmieniłam obiekt zainteresowań, żeby nie było, że mam jakąś obsesję na jego punkcie. Bo w końcu to może wydać się trochę dziwne, jak tak cały czas będę się na niego gapić. Jak jakaś napalona fanka… Nie jestem nią! I nigdy nie byłam!
- Trochę… - mruknęłam udając obojętną. - Zaraz ósma – poinformowałam od razu. Miałam przeczucie, że właśnie o to chciał zapytać. Tak dobrze go znam!
- Yhymm… to ja pójdę się umyć - oznajmił wygrzebując się leniwie spod kołdry. Dlaczego moje oczy nie chcą przestać go obserwować. No dlaczego, dlaczego, dlaczego… Och dlaczego!? W końcu podniósł się ze swojego legowiska, ukazując również swój nagi tors. Mimo, że był dosyć szczupłej postury i tak jego klatka piersiowa prezentowała się całkiem nieźle. Powiedziałabym nawet, że zaczynało tworzyć się na niej coś na kształt mięśni. Znowu to robiłam. Znowu się  w niego wgapiałam, jak ciele w malowane wrota. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że moje wargi rozchyliły się z wrażenia. Bogu dzięki, Kaulitz z rana jest zbyt ospały, by zauważać takie szczegóły. Koleś nawet nie wie, co go omija! Przecież, gdyby tylko spostrzegł, jak pożeram go wzrokiem mógłby mi to wypominać do końca życia. I ja to mówię? Na moje szczęście, żwawo przemierzył pokój i zaraz zniknął z pola widzenia moich przeklętych oczu, które dziś całkowicie odmawiały mi posłuszeństwa.
 Zostałam sama, dalej siedząc w tym fotelu. Moje myśli nareszcie przestały krążyć wokół Kaulitza. Chociaż tyle dobrze. Niemniej, zrobiło się tak dziwnie cicho, że aż zaczynało mnie to przerażać. Nie lubię ciszy. Jest taka przytłaczająca. I za każdym razem daje mi do zrozumienia, że jestem sama. I czuję się jak jakaś mała dziewczynka, która zagubiła się w wielkim świecie… i nie ma nikogo, kto wskazałby mi drogę… Bo ja naprawdę się zgubiłam, już dawno… a tak cholernie trudno jest się teraz odnaleźć.  Nawet nie mam na to czasu. Ostatnio ciągle coś robię i tak upływa dzień za dniem. A potem przychodzi taka chwila, gdy zostaję sama w ciszy i wszystko nagle zaczyna mnie przytłaczać. To nie jest dobre. Nie lubię momentów, w których ma się zbyt wiele bezczynnych minut na rozmyślanie o swoim życiu. Niestety, moje życie wciąż nie jest takie, jakim chciałabym, by było. Nic więc dziwnego, że myślenie o tym przyprawia mnie o mdłości.
- Jestem. Możemy zejść na śniadanie – Głos Toma wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko się uwinął. W sumie to bardzo dobrze, bo siedzenie w samotności mi nie służy… Mój dobry humor nagle rozprysł się w powietrzu niczym mydlana bańka. I tyle z tego będzie na dziś…
- Nie jestem głodna… - mruknęłam zgodnie z prawdą. Szczerze, odechciało mi się już wszystkiego. I wystarczyło do tego kilka minut spędzonych sama ze sobą. Hm, muszę bardzo kochać swoje towarzystwo, nie ma co. Wychodzi na to, że jestem toksyczna dla samej siebie…
- Carmen, ty się żywisz powietrzem? - spojrzał na mnie z niebywale poważnym wyrazem twarzy. Kompletnie nie ogarnęłam o co mu chodzi.
- Co?
- Kolacji nie, śniadania nie, więc co ty jesz? Tylko obiad? – kontynuował, nie spuszczając ze mnie swojego upierdliwego wzroku. Uhh…
- Jem wystarczająco dużo, nie musisz się martwić – rzuciłam chłodno, czując, że jeszcze chwila i mnie poważnie zirytuje tym swoim durnym gadaniem.
- Nie możesz nic nie jeść. Przecież figurę masz idealną, więc nie rozumiem…
- Dobra, zamknij się. Chodź już na to śniadanie - burknęłam wstając gwałtownie z miejsca. Wolałam już iść z nim na to śniadanie niż słuchać tej paplaniny. Idealna figura, on chyba nie myśli, że ja się odchudzam… Wszystko jedno co sobie myśli. I tak jest irytujący pod każdym względem.

Weszliśmy do windy, a za nami jeszcze jakaś pani. Przynajmniej czuję się bezpieczniej, gdy w pobliżu jest ktoś inny poza naszą dwójką. To mi gwarantuje, że nie zostanę porwana przez Kaulitza na ostatnie piętro i…no właśnie… Wolę nie myśleć, co by było. W sumie to już sobie chyba wyjaśniliśmy. Niemniej te obawy będę miała już chyba zawsze… To jest głupie. Tym bardziej, że przecież dzisiaj w nocy… Och…
Mimowolnie dotknęłam palcami swoich ust, jakby dopiero dotarło do mnie, co się wydarzyło. Przez chwilę nawet czułam tą samą magię. A może to jednak był sen..?
- Jak ci się ze mną spało? - usłyszałam nagle szept koło ucha, aż cała zadrżałam. Ale to jeszcze nic… Chłopak objął mnie od tyłu i położył brodę na ramieniu. Po pierwsze, chyba mi się coś przesłyszało… a po drugie, co on w ogóle robi?!
Kobieta stojąca przy wyjściu spojrzała na nas dziwnie, jakbyśmy zrobili coś nieodpowiedniego. Pewnie usłyszała to, co ten idiota powiedział. Niech lepiej pilnuje swojego nosa… ale to i tak nie znaczy, że Kaulitzowi wolno! Przez moje chwilowe rozproszenie, miałam znacznie opóźnioną reakcję. W końcu jednak odskoczyłam od niego, jak oparzona.
- Ej… ja myślałem…
- To ty lepiej nie myśl, Kaulitz - przerwałam mu, spoglądając na niego spod byka. Na jego twarzy malowało się niemałe rozczarowanie. Też mu się na czułości zebrało. I to jeszcze windzie. Co mu do cholery znowu odbija!?
Ten tylko westchnął ze zrezygnowaniem i oparł się o ścianę.  Nie na długo, bo zaraz musieliśmy wysiąść. Przynajmniej trzymał łapy przy sobie.
Już bez słowa skierowaliśmy się do restauracji. Tyle, że do niej nie dotarliśmy. Stanęłam jak słup, widząc zbliżającą się do nas grupkę dziewczyn. Byłam pewna, że one są fankami Tokio Hotel… i co teraz będzie? Zjedzą mnie żywcem… Dlaczego akurat teraz! Dzisiaj!  W tym momencie! Nie jestem na to gotowa.
- Carmen, no chodź. Chyba się nie boisz? 
Cholera, przecież się boję. Tak, ja się boję jakichś dziewczynek. Super, co się ze mną porobiło… ale przecież ja zajęłam miejsce ich kochanego Georga i w dodatku jestem dziewczyną! Kto o zdrowych zmysłach, by się na moim miejscu nie bał!?
- Tom! - Teraz to już nawet nie mogę uciec. One stoją przed nami… a za mną? Ściana…- Mogę autograf? - Jedna z nich wyciągnęła kartkę i długopis. Tom uśmiechnął się uroczo i złożył swój podpis. Dziewczyna nie była raczej Amerykanką, bo jej język nie brzmiał najlepiej… Ja miałam tylko nadzieję, że mnie nie zauważą… W końcu to nic nadzwyczajnego, że obok Toma Kaulitza stoi jakaś blondyna. Uh… Moja naiwność mnie w końcu zgubi. Powtarzam to sobie całe życie, ale i tak nadal nic z tym nie robię.
- A ty, to kto? – Wbiła we mnie swoje wrogie spojrzenie. To było zdecydowanie nieprzyjemne uczucie.
- To pewnie ta, co ma zastępować Georga – Dorzuciła jej towarzyszka  z takim wyrazem twarzy, jakby co najmniej mówiła o gównie. Niebywale mnie to wyprowadziło z równowagi. Już przestałam się bać.
- Zastępuję - potwierdziłam twardo. Widzę, że po dobroci się nie da. Co za chamstwo! Naprawdę słyszałam wiele, ale przeżyć to na własnej skórze…
- No chyba żartujesz! - Tym razem użyła języka francuskiego. Najwyraźniej jej zasób słówek angielskich się wyczerpał… Dobrze, że ja jestem na tyle uzdolniona i ją rozumiem, a nawet potrafię odpowiedzieć. Bo wiadomo, że nie odpuszczę!
- Nie żartuję, coś się nie podoba?
- Jakbyś zgadła. Konkretnie, to ty się nie podobasz. Nie wiedziałam, że Tokio Hotel mają taki gust… żeby przyjąć do zespołu takie coś…- zmierzyła mnie swoim wzrokiem z góry na dół. Miałam ochotę ją uderzyć, ale powstrzymałam się od tego. I tak już durnym pomysłem było w ogóle wdawanie się z nimi w dyskusję. Dlaczego Kaulitz mnie nie powstrzymał!? Dlaczego w ogóle pozwolił na to wszystko! Przecież doskonale wie, że nie mam doświadczenia w takich rzeczach! A te dziewczyny mnie sprowokowały. Teraz to już nawet nie miał w co się wtrącać, bo przecież niczego nie rozumiał. Znając jego inteligencję, zapewne myślał, że prowadzimy sobie przyjazną dyskusję z faneczkami.
- Ale dobra. Graj sobie na tej gitarze, tylko od chłopaków trzymaj się z daleka - dodała zanim zdążyłam odpowiedzieć. Przegięła po raz kolejny. Nikt nie będzie mówił mi co mam robić, a na pewno nie pierwsza lepsza laska z ulicy. Naprawdę tacy ludzie istnieją!?
Roześmiałam się ironicznie, spoglądając na nią z wyższością. Zazwyczaj tego nie robię, ale sama się o to prosiła. I gówno mnie obchodzi, jaką będę miała teraz opinię. Trzeba było mnie nie prowokować. Nikt nie będzie mieszał mnie z błotem i to prosto w twarz. Nie musiałam nawet nic dodawać, bo koleżanki i bez tego całe poczerwieniały ze złości i zapewne zazdrości. Najchętniej chwyciłabym Toma pod rękę na ich oczach, albo zrobiła coś dużo odważniejszego. Nie chciałam jednak przeginać. Nie musiałam przecież zniżać się do ich poziomu.
- Nie wyobrażaj sobie, że możesz więcej niż ja. Tak naprawdę jesteś nikim. Trzymaj się od nich z daleka. W końcu masz tylko grać!
- Czuję się zignorowany i kompletnie niczego nie rozumiem. Czy powinienem się wtrącić? – Kaulitz chyba dopiero teraz zauważył, że coś w ogóle jest nie tak. No co za refleks! Spojrzałam na niego wymownie, krzyżując przy tym ręce na piersi. Mam się poskarżyć?
- Poproś je, żeby zeszły nam z drogi, bo za chwilę zrobię tutaj zadymę i wylądujemy na okładkach szmatławców – oświadczyłam mu po niemiecku. Fajne było chociaż to, że te laleczki niczego z tego nie mogły zrozumieć.
- Okej, mam rozumieć, że rozmowa się nie klei – stwierdził z nietęga miną, ale jego reakcja wynagrodziła mi wcześniejszą bezczynność. - Miło było, ale musimy już iść. Do widzenia! - zakomunikował zachowując swój profesjonalizm i nim się obejrzałam, chwycił mnie za rękę ciągnąc w kierunku restauracji. Zdążyłam jeszcze wyłapać rozczarowane i zawistne spojrzenie tych lasek i przyznam, miałam z tego niemałą satysfakcję. Specjalnie przysunęłam się jeszcze bliżej Kaulitza tak, że nawet palca między nas nie dałoby rady wcisnąć.
            Pięknie zaczęłam z fanami, prawda? Wiedziałam, że tak będzie. Dobrze, że nie byłam sama, bo naprawdę mogłam zrobić coś dużo gorszego. Niewiele brakowało, by któraś z nas się nie rzuciła na siebie.
- Pierwsze koty za płoty – usłyszałam komentarz Kaulitza, który został ozdobiony dodatkowo jego szerokim uśmiechem. Darowałam sobie już kąśliwości, tym bardziej, że ten Imbecyl otworzył przede mną drzwi. Dżentelmen się znalazł.

#

- Po pierwsze, już nigdzie nie wychodzicie SAMI! Po drugie, najlepiej nie oddalajcie się od hotelu w ogóle, a po trzecie won mi na próbę! Wieczorem koncert, a wy już zdążyliście się zdekoncentrować, a w szczególności ty Carmen! Przecież to twój pierwszy raz, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji? Od dzisiejszego występu zależy, w jaki sposób zostaniesz przyjęta przez fanów…
Siedzieliśmy w milczeniu i z wielką „uwagą” słuchaliśmy kazania Josta, oczywiście się tym nie przejęliśmy, każde z nas było zajęte swoimi myślami… Gdy się spędziło tyle czasu właściwie sam na sam z Kaulitzem, to zdecydowanie ma się o czym myśleć. Trochę mi nie wychodzi ten odwyk od niego. I nie wiem w ogóle, jak mógłby wyjść, gdy razem pracujemy. W sumie… teraz, gdy mnie przeprosił, dogadujemy się całkiem nie najgorzej. Pytanie tylko, jak długo to potrwa? Nasza relacja jest niebywale trudna i miejscami męcząca.
- Słuchasz mnie w ogóle!? - Dopiero teraz spojrzałam na menadżera, bo chyba te słowa były skierowane do mnie…? Skinęłam tylko głową na potwierdzenie i posłałam mu niewinny uśmiech. Mężczyzna westchnął ciężko ze zrezygnowaniem, co oznaczało chyba, że już nie ma zamiaru dłużej marudzić… o jak dobrze… - Idźcie już na tą próbę, bo czuję, że nic nie wyjdzie z tego koncertu.
- Nie łam się stary, będzie dobrze - Klepnęłam go w ramię, dodając otuchy i czym prędzej udałam się w stronę wyjścia, nie chcąc mu się dłużej narażać.
- Hahaha…stary…dobre…- usłyszałam za sobą śmiech Toma, który zaraz zamilkł widząc spojrzenie swojego menadżera. – No to my idziemy…
Wyszliśmy z pokoju. Tom coś mruczał pod nosem, albo raczej nucił jakąś piosenkę… o ile można to tak nazwać… w każdym razie musi mieć dobry humor, skoro w ogóle wydaje z siebie jakieś melodyjne dźwięki. Właściwie po nieprzyjemnościach z fankami, nie działo się już nic co mogłoby nam popsuć nastroje. Przeciwnie, śniadanie w hotelu nawet nam je poprawiło. A przynajmniej mi.
- Ej, to my mamy karę! - Zatrzymał się nagle. I jeszcze uśmiechał się głupio, jakby miał powód do radości… spojrzałam na niego tak jak zawsze, czyli jak na ułomnego Inteligenta…- Fantastycznie, jakie to cudowne uczucie… jak ja dawno tak się nie czułem, normalnie powrót do dzieciństwa!
- Uspokój się, co? Odbiło ci już?
- Oj, już dawno mi odbiło, jakbyś nie zauważyła - stwierdził poruszając przy tym brwiami. No nic, tylko wybuchnąć śmiechem. To jest idiota, jakich mało. Super debil… o już wiem!
- Ale za to dobrze, że ty to zauważyłeś. Jestem z ciebie dumna i mam nawet dla ciebie specjalną nazwę… - wyszczerzyłam się do niego na samą myśl o tym, co stworzyłam w swojej mądrej główce.
- Jaką? - zainteresował się od razu. Mam nadzieję, że mu się spodoba!
- Otóż, mój drogi… od dzisiaj jesteś DebilMan! - oznajmiłam z radością uważnie na niego patrząc i czekając na jakąś reakcję.
- Jesteś nienormalna… - rzekł całkowicie poważnie., ale po jego twarzy i tak błąkało się rozbawienie. Widziałam to! Nie ukryje tego przed moim bystrym okiem!
- Wiem. Ale, przyznaj, że ci się podoba?
- Ty? – Zerknął na mnie z tym swoim chytrym uśmieszkiem. Chwilowo zbił mnie nawet z tropu. Mam nadzieję, że nie zauważył mojego drobnego speszenia…
- Nie, głupku! Nazwa, którą ci wymyśliłam…- palnęłam go w głowę. Lekko, żeby mu się tam nic poprzestawiało… Chociaż, dla niego i tak już za późno.
- Aa…. no jasne. Jest taka „Carmelkowa”.
- Ty chyba chcesz mi się dzisiaj narazić – mruknęłam, mając na uwadze jego cudowne słowotwórstwo, które przyprawiło mnie o mdłości. Ewidentnie próbował mi dorównać tyle, że stąpał po bardzo kruchym lodzie.

 - Przecież to lubisz – rzucił z przekonaniem, przy okazji szturchając mnie zadziornie w bok. Zapowietrzyłam się z wrażenia, ale on się tym wcale nie przejął. Wyminął mnie po prostu, zostawiając oniemiałą na środku korytarza. 

piątek, 17 kwietnia 2015

014. "Przysięgam, że to się już nigdy więcej nie powtórzy..."




Witam dziś trochę więcej tekstu, gdyż Drei Monaten doznało tego zaszczytu i zostało nominowane, aż dwa razy do Liebster Award. Przez attentionTH oraz Alice Morrison. Za co bardzo dziękuję i zapraszam najpierw do zapoznania się z ta zabawa a potem na kolejny odcinek! :D



Zasady : 

Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Nominowani :


Pytania dla mnie oraz odpowiedzi:




1. Co Cię skłoniło do napisania tego opowiadania? 

Drei Monaten, to po prostu odnowiona wersja Trzech miesięcy z 2007 roku. Po prostu przyszedł taki moment, gdy potrzebowałam wrócić do dawnego FFTH, chciałam trochę cofnąć się w czasie. I tak o to powstał pomysł bym po prostu zaczęła poprawiać tę historię i publikować jeszcze raz. To moje najdłuższe opowiadanie i aktualnie najstarsze, z tych, które jeszcze istnieją w Internecie. A z tego co pamiętam, Trzy miesiące, podobnie jak wiele innych moich opowiadań powstało spontanicznie. Wpadł mi do głowy pomysł zakładu, mniej więcej miałam wizję na główna bohaterkę… i po prostu zaczęłam pisać. I nigdy nie wiedziałam kiedy ani jak to się skończy ;) 

2.Jaka jest Twoja ulubiona kuchnia? 

Właściwie, zjem wszystko, co dobre xD Nie mam swojej ulubionej. 

3. Czy byłabyś w stanie napisać opowiadanie, które byłoby podobne do książki "Pięćdziesiąt twarzy Greya"? 

Nie czytałam tej książki, ale mniej więcej wiem o co tam chodziło. W stanie bym była, lecz nigdy bym nie napisała. Nie lubię pisać czegoś, co nie ma nic do przekazania czytelnikowi. 

4. Co myślisz o książkach w których zalewają nas tematyką o aniołach, wampirach itd.? 

Może to dziwne, ale jakoś od zawsze wolałam oglądać filmy bardziej niż czytać książki. Dlatego trudno mi się wypowiedzieć na ten temat. Niemniej, oczywiste jest, że ludzie piszą o tym, co jest popularne, bo chcą jakoś sprzedać swoja twórczość. Musi im się to opłacać, więc nas tym „zalewają”, ale z drugiej strony, gdybyśmy tego nie czytali, to by o tym nie pisali ;)) Mnie osobiście jakoś mocno nie kręcą te klimaty. 

5. W jaką postać książkową chciałbyś się wcielić? 

Może w Hermionę z HP. Bo przecież magia, czary, odwaga, mądrość, uroda i w ogóle wszystko w jednym. Żyć, nie umierać! 

6. Twój ulubiony film? 

O mój Boże… Oglądam ich tyle, przy czym trafiłam już na tak wiele dobrych, że no jak ja mam wybrać jeden..? ale skoro już muszę… „Begin again”, skradł moje serce. 

7. Ulubiony aktor? 

Brak. 

8. Twoje ulubione państwo/ miasto? 

Wrocław, oczywiście xD 

9.Do jakiego miejsca chciałabyś pojechać i jakie trzy rzeczy byś wzięła ze sobą? 

Do Los Angeles! Walizkę z ubraniami, telefon i kogoś do towarzystwa, nieważne, że to nie jest rzecz :D 

10. Jakiego rodzaju lubisz opowiadania? 

O Tomie! xD a tak poza tym, to lubię historie, które maja do przekazania coś więcej niż pusta akcję ;) 

11. Jaki jest Twój ulubiony poeta? Jaki to wiersz i dlaczego go lubisz? 

O matko… Nie mam nikogo takiego. Nigdy nie skupiałam się na tym, aż tak bardzo.





1. Jak długo prowadzicie blogi o FFTH ? 

Od 7/8 lat. 

2. Czy to co tworzycie jest waszym odzwierciedleniem ? 

W dużej mierze pochodzi to ze mnie, lecz niekoniecznie z życia realnego. 

3. Ile potrzebujecie czasu na napisanie jednego odcinka ? Czy musicie spisać je najpierw czy raczej idziecie na żywioł ? 

Zawsze idę na żywioł. Czasem piszę jeden dzień, czasem przez kilka dni z przerwami. Wszystko zależy od natchnienia. 

4. Gdybyście mieli możliwość pokazania waszego bloga jednemu z członków Tokio Hotel kto by to był ? 

Bill! Albo Gustav, bo ten jest zawsze poważny i by mnie nie wyśmiał :D Tomowi, bym się wstydziła xD 

5. Jaki jest wasz ulubiony cytat z piosenek Tokio Hotel ? 

O jeju… Jest tak wiele cudownych cytatów w ich piosenkach. Ich piosenki w szczególności kradną serca za ta głębię tekstów. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie :D 

6. Zanim przeczytacie danego bloga oceniacie najpierw wygląd czy tekst a może co innego ? Jeżeli tak to podajcie przykład. 

Pierwsze wrażenie jest dość ważne. Często zwracam uwagę najpierw na szablon a potem ułożenie, wygląd samego tekstu. Estetyka jest ważna, ale nie zawsze należy z góry oceniać przez jej pryzmat ;) Mimo wszystko, nawet, gdy wygląd odstrasza, przeczytam te kilka zdań, by się przekonać czy treść jest tak samo odstraszająca, czy może jednak zaskoczy czymś pozytywnym :D 

7. Czy tworząc opowiadanie często dodajecie cytaty z różnych piosenek ? Z jakich najczęściej ? 

Zależy, w którym opowiadaniu. Często robię to w Miłości z Las Vegas. Tytuły odcinków sa cytatami z niemieckich piosenek Tokio Hotel, a w samych rozdziałach zamieszczam cytaty przede wszystkim z piosenek o miłości ;) Często gości u mnie Christina Perri, Keira Knightley lub Tom Odell. 

8. Ile blogów w swoim życiu stworzyliście ? 

Czy ja to teraz zliczę? Myślę że jakoś 20 lub więcej, tylko tych związanych z TH. 

9. Jakie jest wasze największe marzenie związane z TH ? 

Chyba pojawienie się na Ich koncercie. 

10. Jakie według was powinny być odcinki ? Długie czy krótkie ? Wyjaśnij dlaczego. 

Długie, ale jednak nie przekraczające 10 stron. Myślę, że każdy czytelnik woli dłuższe. Wtedy dzieje się znacznie więcej, można się zaczytać, wciągnąć w historię. Odpowiedź jest prosta, gdy się coś lubi, chce się tego jak najwięcej! ;) 

11. Podaj tytuł swojej ulubionej piosenki. 

Znowu trudne pytanie! Jest tyle wspaniałych piosenek, jak można wybrać tylko jedna? Pójdę na łatwiznę, ograniczę się do repertuaru Tokio Hotel i wybiorę Wenn nicht mehr geht.


Moje pytania dla Was:

1. N
apisaś kiedyś coś, czego baś się lub wstydziłaś, opublikować? Jeśli tak, podziel się ta historia.
2. Myślisz, że za kilka lat wciaż będziesz aktywnie uczestniczyć w świecie FFTH?
3. Jakie masz pasje poza pisaniem?
4. Co zawdzięczasz pisaniu opowiadań?
5. Czego nigdy byś nie przeczyta w FFTH?
6. Co byś zrobiła, gdyby Twoje opowiadanie trafiło w ręce Toma/Billa/Gustava/Georga?
7. Jakie jest Twoje ulubione opowiadanie FFTH?
8. Jeśli miabyś okazję spotkać się, z którym z chłopaków z TH, który by to był i dlaczego?
9. Zgodziłabyś się spędzić noc z Billem/Tomem/Gustavem/Georgiem, gdyby Cię do tego namawiał i potem byście mieli już nigdy więcej się nie zobaczyć?
10. Czy jest jakieś opowiadanie lub jego autorka, które/a szczególnie wpłynęło/a na Twoja twórczość?
11. Jeśli miabyś procentowo określić, jak wiele Twoja bohaterka "ma w sobie" Ciebie, ile by to było?  

Rozdział 14

- Co ty im powiedziałaś? - Chłopak spojrzał na mnie, trzymając się wciąż za obolały policzek. A ja jakoś nie za bardzo wiedziałam co mam mu odpowiedzieć… bo na pewno nie prawdę. W sumie to nie sądziłam, że ona tak zareaguje… skąd mogłam wiedzieć, że mu przywali? Tak, to było mocne uderzenie. Ja bym się na takie coś nie odważyła, podziwiam ją, naprawdę.
- No nic takiego… - mruknęłam omijając jego dociekliwe spojrzenie. Niech on się tak lepiej nie interesuje, tylko następnym razem trzyma jęzor za zębami. Przynajmniej wtedy, gdy jest w moim zacnym towarzystwie. Zasłużył sobie przecież, nie?
Skierowałam się w stronę fontanny, przy której znajdowała się ławeczka. Piękne miejsce… Usiadłam sobie i zaczęłam się rozglądać dookoła, udając wielkie zainteresowanie pobliskimi budynkami, które jednak nie były wcale ciekawe, a po za tym znajdowały się trochę daleko, żeby móc im się przyjrzeć. On mi w tym wypadku na pewno nie odpuści, przecież przeze mnie mu się dostało… ale i tak mu nie powiem… no co? Ta dziewczyna mogła sobie tak o, go uderzyć… mogła?? To przecież zupełnie naturalne… Takie rzeczy zdarzają się codziennie! Nie wiem… nie wiem, co go tak zaskoczyło…
- Musiałaś jej coś powiedzieć, inaczej by mnie nie uderzyła… - Nie minęła chwila, jak chłopak pojawił się obok mnie, podtrzymując dalej niewygodny dla mnie temat.
- A może oni mają tu jakieś inne zasady? - Próbowałam go za wszelką cenę przekonać, że to nie moja wina. No bo nie moja, tylko jego. Mógł się nie odzywać, ale nie… on przecież musi, wielki ważniak. Niech się lepiej nauczy francuskiego, jak chce wyrywać laski!
- Ale… o cholera, krew… - Niemalże jęknął żałośnie, widząc na swoim palcu czerwone plamy. Zwróciłam się w jego stronę, aby zobaczyć, czy mówi prawdę… w końcu nie powinnam mu zbytnio ufać. Ale, mówił. Z jego wargi, całkiem obficie sączyła się krew… no, wiedziałam, że to uderzenie było mocne i porządne, ale żeby, aż tak? Może to jakaś bokserka…? Te Francuzki to mają krzepę! W każdym razie musiała być bardzo uczulona na propozycje mężczyzn… Boże drogi, jakich mężczyzn, przecież on to ledwie co chłopczyk.
Bez słowa zaczęłam grzebać w torbie poszukując chusteczek higienicznych. No dobra, zrobiło mi się go trochę szkoda… ale tylko trochę! Jak dam mu chusteczkę, to jeszcze nie będzie o niczym świadczyło… tak… o niczym…
- A w ogóle, od kiedy ty znasz francuski? - Byłam tak pogrążona w poszukiwaniach, że nawet go nie słuchałam. I sądzę, że to co mówił było w danej chwili mało istotne… a co będzie, jak się wykrwawi? No nie… gdzie te głupie chusteczki, przecież muszę je mieć… Ja mam wszystko…!
- O, są…- Uśmiechnęłam się sama do siebie wyjmując z torby paczkę chusteczek. Wzięłam od razu jedną i zmoczyłam w wodzie, którą miałam za plecami. Mam nadzieje, że jest czysta… a jakby nawet nie, to raczej żadna strata… co mu się może stać? I tak już gorzej nie będzie!
- Więc co im powiedziałaś? - Dredziarz w dalszym ciągu drążył ten sam temat, co mnie już zaczynało irytować, ileż można? Ja tu chcę go ratować od krwotoku, a on pieprzy o głupotach. Co za kretyn, no.- Carmen!
- Zamknij się, Kaulitz! - burknęłam w złości i przyłożyłam mu zwilżoną chusteczkę do wargi, mimo mojej złości zrobiłam to bardzo ostrożnie, chociaż chyba powinnam użyć do tego znacznie więcej siły… Jakbym mu tak…! Yh…
W zupełności skupiłam się na tym co robię i zapomniałam o wszystkim innym. Z wielkim zaangażowaniem sunęłam tą chusteczką po jego ranie, nie spostrzegając nawet, kiedy zapanowała między nami grobowa cisza. Czułam na sobie jego wzrok, to było bardzo dziwne, bałam się spojrzeć w jego oczy… Ta cała sytuacja zaczynała mnie krępować… dlaczego on zamilkł!? I czy musi tak na mnie patrzeć?! Jak ja mam mu wytrzeć tę… ponętna, seksowną wargę.  Zaraz, zaraz… że co?
Ocknęłam się w końcu i zabrałam rękę. Przy czym, chcąc, czy też nie, musiałam na niego spojrzeć i oczywiście nie było możliwości, żeby nasze spojrzenia się nie zetknęły ze sobą… a najgorsze było chyba to, że żadne z nas nie odwróciło wzroku… I, że niby gorzej być już nie mogło..? A ta fascynacja w jego oczach? Hipnotyzująca głębia tego spojrzenia, która odbierała zdolność… wszystkiego. A ja nie byłam wcale lepsza! Dałam się w to wciągnąć. Zatopić w ciepłej czekoladzie jego tęczówek…  I niemal się w niej utopiłam. Na szczęście w porę odzyskałam trzeźwość myślenia…
- Mogłabyś zostać pielęgniarką…- odezwał się cicho, jakby się czegoś obawiał… ale to już zupełnie mnie speszyło… Natychmiast oderwałam od niego swój wzrok i poderwałam się z miejsca intensywnie myśląc co zrobić, żeby zmienić temat i wybrnąć z tej trudnej, jak dla mnie, sytuacji…
- Późno już, chyba powinniśmy wracać - wydukałam z wielkim trudem wydobywając z siebie głos oraz lustrując wszystko dookoła. Teraz mogłam patrzeć na największe gówno, byle nie na niego.
- Tak, trochę nam zeszło. Ale w gruncie rzeczy, nie było tak źle - stwierdził podnosząc się ze swojego miejsca. Poczułam niebywałą ulgę, gdy sytuacja między nami na nowo się rozluźniła a z mojego żołądka zaczęło znikać to dziwne, bliżej niezidentyfikowane uczucie, które wywołał swoim spojrzeniem przed paroma sekundami… - No, to którędy? - To pytanie wręcz rozkazało mi na niego spojrzeć. Bo dlaczego on mnie o to pyta? Przecież to on prowadził, więc o co chodzi?
- Jak to, którędy? Ty prowadziłeś…
- Ja? Ja tylko szedłem obok ciebie i z tobą, myślałem, że ty… - Nie ma to, jak inteligentna odpowiedź, jakże inteligentnego mężczyzny. Serio!?
- Chcesz powiedzieć, że nie wiesz którędy mamy iść?! - Prawie krzyknęłam nie mogąc nadal w to uwierzyć. To niemożliwe, żebyśmy się zgubili… to jakiś żart!? Pierwszy raz w życiu chcę, żeby ten idiota sobie żartował, żeby tylko mnie zdenerwować… Byle wiedział, jak wrócić!
Nie, on tego nie wie… No przecież! Imbecyl!
- No, nie wiem… i ty, też nie wiesz?
- Nie wiem przecież!
            Za jakie grzechy? Po co ja w ogóle wychodziłam z tego hotelu… no po co mi to było?! Ba, po co się w ogóle zgadzałam iść gdziekolwiek sama z tym kretynem. Przecież to było oczywiste, że skończy się to bardzo źle. Jestem taka naiwna. Naprawdę chciałam dobrze! Tylko, dlaczego on zawsze musi coś schrzanić!
- To może zapytamy kogoś o drogę? - zaproponował, co wbrew pozorom wcale nie było mądre bo wokół jakoś pusto się zrobiło. Co oznaczało, że jesteśmy SAMI, a w dodatku nie wiemy gdzie…
- Bardzo chętnie, ale kogo? – fuknęłam, patrząc na niego jak na głupka, jednak na nim nie robiło to wrażenia. Nic dziwnego, przyzwyczaił się… całe życie tak na niego patrzę, odkąd się znamy… Może nawet zdążył to zaakceptować. Może za bardzo uwierzył, że naprawdę nim jest i dlatego teraz jesteśmy w tak idiotycznej sytuacji.
- No to… a nie masz telefonu? - Koleina propozycja, która była znakiem, że on jednak myśli! Właśnie, przecież chowałam telefon do torby… Od razu zaczęłam go szukać, lecz to spowodowało, że jeszcze bardziej się wkurzyłam, gdyż jak się okazało był rozładowany. Dlaczego!? Akurat teraz… No niech mi ktoś powie, że los nie jest złośliwy!
- Rozładowany… jeszcze jakieś pomysły?
- Tylko jeden, bo innego rozwiązania nie widzę…
- Jaki?
- No… musimy iść tak jak przyszliśmy, może jakoś odnajdziemy drogę.
- Tak, świetny pomysł. Tym bardziej, że jest już ciemno. Powodzenia - Uśmiechnęłam się ironicznie, ale mimo to ruszyłam w stronę ulicy. Nie wiedziałam dokąd idę, ale to już chyba wszystko jedno… i tak nie wiem gdzie jestem. To wszystko przez niego.
- Czekaj, na mnie - zbulwersował się, dołączając do mnie szybszym krokiem. Niemniej, nasza droga nie trwała zbyt długo, bo po 15 minutach miałam już dosyć i po prostu usiadłam na krawężniku chodnika podkulając nogi pod brodę…
- Co robisz? – zapytał, spoglądając na mnie z góry.
- Nigdzie już nie idę - oznajmiłam i oparłam brodę o swoje kolana. Nie miałam zamiaru już się stamtąd ruszać, byłam wykończona tym całym dniem. A skoro nie wiem nawet, w którą stronę iść, to będę tutaj siedziała.
- Masz zamiar tu siedzieć?
- Tak – potwierdziłam bez wahania, nie obdarzając go nawet swoim spojrzeniem.
- Ale nie możesz! Jutro mamy koncert – przypomniał mi oburzony. Och, do prawdy! To trzeba było myśleć, dokąd idziesz, ty inteligentny inaczej, człowieku… Pomyślałam, lecz ugryzłam się w język i zachowałam już to dla siebie. Nie potrzebuję się z nim teraz kłócić. Poza tym, jakby nie patrzeć, póki co jesteśmy na siebie skazani.
- To jutro wrócę. Teraz i tak nigdzie nie dojdę! Jestem zmęczona… mam już dosyć…
- No to może, pójdziemy w jakieś przyjemniejsze miejsce? - zapytał z cwanym uśmiechem. Ta propozycja skojarzyła mi się z jednym, ale to chyba nie jest zaskakujące skoro powiedział to Tom Kaulitz. Ale mogę iść wszędzie, bylebym tylko mogła spać…
- Niby gdzie jest takie miejsce? – uniosłam głowę, patrząc na niego swoimi zmęczonymi już oczyma. Z tej perspektywy nawet nie wyglądał tak źle. W sumie całkiem dobrze. Senność już mi zamroczyła umysł, więc nie ma się co dziwić. Lepiej nie będę się mu dłużej przyglądać, bo jeszcze stwierdzę, że mi się podoba… Pff, jeszcze czego.
- Pójdziemy na tą noc do jakiegoś hotelu, a jutro rano ktoś po nas przyjedzie.
- A gdzie tu masz hotel!?- prawie, że podskoczyłam zdenerwowana, bo to było wręcz idiotyczne. Nie wiemy gdzie jesteśmy, a on pieprzy mi o hotelu, do którego również nie znamy drogi!
- Jakby ci to powiedzieć… za tobą…- Wskazał głową za mnie, a ja natychmiast obróciłam się w tamtą stronę… Niemalże oniemiałam z zachwytu, widząc duży budynek, który rzeczywiście był hotelem. Znowu mówił prawdę. Niesamowite!
 Od razu wstałam z miejsca i podążyłam w kierunku drzwi. Cudownie… jednak nie jest tak strasznie, jak myślałam…Chłopak wszedł za mną do środka i skierowaliśmy się prosto do recepcji.
- Dobry wieczór - Tom zaczął nadawać do jakiejś kobiety po angielsku, Bogu dziękować, że go zrozumiała…- Chcielibyśmy wynająć pokój na jedną noc - Po tych słowach kobieta dziwnie na nas popatrzyła. No ciekawe, dlaczego? Lepiej tego ująć nie mógł. Uhh, Inteligent.
- Oczywiście, proszę dowód -  uśmiechnęła się do niego, zachowując profesjonalizm, po czym wykonała wszystkie niezbędne formalności. Patrzyłam tylko na jej ręce, niecierpliwiąc się coraz bardziej… Na szczęście, w końcu wręczyła Tomowi klucz i mogliśmy udać się na odpowiednie piętro. Na które oczywiście trzeba dojechać windą… O nie… ja tam nie wsiądę… W ostatniej chwili skręciłam w stronę schodów, jednak nawet nie zdążyłam wejść na jeden stopień, czując na swojej ręce czyjś uścisk…
- Tutaj jest winda – usłyszałam koło ucha jego stanowczy głos. Nie wiedzieć czemu, w tym momencie po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz…
- Ale ja z tobą windą nie jadę - oznajmiłam twardo, na co on uśmiechnął się pod nosem. No bardzo się cieszę, że jego wspomnienia są takie miłe! W przeciwieństwie do moich. Kretyn. Co on sobie w ogóle myśli..!? Mam przez niego traumę! Do tego doprowadził swoim szczeniackim zachowaniem! No naprawdę, nic, tylko pogratulować!
- Nic ci przecież nie zrobię, chodź  – Wręcz siłą zaciągnął mnie do tej przeklętej windy a gdy ruszyła, nie było już dla mnie ratunku… Dlatego stanęłam jak najdalej od niego, nie chcąc ryzykować. Nie ufam już mu! – Carmen, no… Przestań…
- A skąd ja mogę wiedzieć, czy tym razem coś nie strzeli ci do głowy? – Posłałam mu swoje rozgoryczone spojrzenie. Niech wie, że wciąż pamiętam i nadal mu tego nie darowałam.
- Oj, no przysięgam, że to już nigdy więcej się nie powtórzy. Wtedy to nie tak miało być…
- A jak? – Skrzyżowałam ręce na piersi, nie spuszczając z niego swojego przeszywającego wzroku. Oczekiwałam jakieś cudownej odpowiedzi, dosłownie. Szczerze mówiąc, liczyłam na jakieś powalające wyznanie. Coś co by mnie ruszyło… ale nie… nastała cisza.
- Inaczej… - odparł cicho. Wydawał się być tak niepewny i zagubiony, że aż się żal człowiekowi robiło, gdy się na niego patrzyło. Serio. Westchnęłam jedynie ciężko. To nie była dla mnie żadna odpowiedź. On chyba sam nie wiedział o co mu chodziło…
Nie odzywaliśmy się już do siebie, aż drzwi windy rozsunęły się i wysiedliśmy. Udaliśmy się do pokoju z numerem 333. Tym razem nie zachwycałam się jego wystrojem. Zupełnie nie miałam do tego głowy. Marzyłam tylko o śnie. I o tym, by przestać myśleć. Znowu namieszał mi w głowie. Zdecydowanie nie powinnam spędzać z nim tyle czasu. To jest dla mnie niezdrowe!
- To idź się umyj, a ja pójdę później - odezwał się do mnie, wskazując na drzwi łazienki. Bez słowa wykonałam jego polecenie. Jakoś nie miałam ochoty na dyskusje… Ciekawe, dlaczego?
Ale tak się składa, że chyba zapomniałam o pewnym szczególe… Przecież te, jakże cudowne, kobiece dni, nie raczyły dobiec jeszcze końca i co ja mam zrobić? Musze do sklepu… Jest w ogóle tutaj coś otwarte o tej porze? Dowiem się w recepcji… Muszą coś mieć! Co ja zrobię, jeśli nie? To krępujące!
Weszłam z powrotem do pokoju i złapałam za swoją torbę, zwracając się od razu do Toma.
-Tom, ja idę do sklepu… potrzebujesz czegoś?
- A po co?
- Muszę coś kupić – rzuciłam krótko, nie zamierzając mu się tłumaczyć. Nie mam takiego obowiązku. A on wcale nie musi wiedzieć, kiedy mam okres!
- Nie potrzebuję niczego. Ale może pójdę z tobą?
- Nie, dzięki. Poradzę sobie sama – odmówiłam, co było oczywiste i bez dłuższego namysłu wyszłam z nadzieją, że nie będę musiała wracać z pustymi rękoma. To by się źle dla mnie skończyło.

#

Gdy wróciłam, na moje szczęście, Tom stał na balkonie. Nawet mnie nie zauważył, a ja korzystając z okazji, udałam się do łazienki, żeby zrobić wszystko co konieczne. Wyszłam po kilku minutach. Toma dalej nie było w pokoju, chyba się bardzo zamyślił… a ja znowu nie mogłam przepuścić takiej okazji, szybko zrzuciłam z siebie wierzchnie ubrania i wskoczyłam pod kołdrę. Nie będzie mnie oglądał w bieliźnie! Nie dam mu takiej satysfakcji.
Zamknęłam oczy, kiedy  Dredziarz akurat wszedł do środka… Zapewne sądził, że śpię bo się w ogóle nie odzywał, tylko zgasił światło i delikatnie położył się obok. aż zrobiło się tak jakoś cieplej… Coś czuję, że dzisiaj nie zasnę… bo w ogóle odechciało mi się spać… już nie jestem zmęczona… dziwne… ale nie… to on tak na mnie działa… chyba powinnam ograniczyć z nim kontakty, zbyt często przez niego zmieniam zdanie… jestem strasznie niezdecydowana… no, ale… przecież mi z tym dobrze… raz mogę sobie na niego powrzeszczeć, raz normalnie porozmawiać… a czasami nawet poleżeć obok niego… tak blisko… bliziutko… bliziuteńko…
- Carmen… śpisz? - usłyszałam cichy szept obok siebie, aż przeszedł mnie gorący dreszcz. Udawać, czy nie udawać? Ciekawe czego chce… Jest taki ciepły… Uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam oczy obracając się w jego stronę…
- Nie…- odpowiedziałam równie cicho.
- Jutro przyjadą po nas o dziewiątej…
- Yhym…- mruknęłam w odpowiedzi, nieco zawiedziona. Bo… tylko po to się odzywał..? A po co innego, głupia wariatko?! Ogarnij się… Po tym nastała między nami cisza. Zaskakujące…
- Przepraszam… - To jedno słowo sprawiło, że moje serce jakby mocniej zabiło, czego zupełnie nie rozumiem, ale to szczegół. On mnie przeprasza! Święto narodowe… ale chwila… za co? O co chodzi? Ktoś mi podmienił Toma?
- Ale za co?
- Za wszystko. Za to, że nie potrafię się nigdy powstrzymać od głupich komentarzy, za to, że cię prowokuje… po prostu za wszystko… ja nie wiem dlaczego taki jestem… - wyznał i w tym momencie, zrobiło mi się tak głupio, jak jeszcze nigdy w życiu. Po pierwsze nie wierzyłam, że naprawdę to wszystko powiedział… że przyznał się do tego, tak po prostu, przede mną… a po drugie, sama nie byłam lepsza. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będziemy o tym w ten sposób rozmawiać, a już na pewno nie, że on będzie mnie przepraszał…
- Przecież ja też…
- Nie… ciii… - Uciszył mnie natychmiast, przykładając mi palec do ust. Myślałam że zaraz mi serce wyskoczy z piersi… W ogóle już wszystkie myśli mi się plątały… nic nie rozumiem… ale to dobrze… przecież jest tak cudownie…
Już zupełnie nie wiedziałam co się dzieje, gdy poczułam na swoich ustach, jego wargi… Najnormalniej w świecie mnie pocałował, a ja czułam się jakbym wygrała milion dolarów, albo jeszcze lepiej.  To jest nie do opisania… Pocałował mnie tak delikatnie i czule, jednocześnie chyba sam nie będąc pewnym czy w ogóle powinien. Bo… nie powinien. Ale… mimo to, chciałabym, by nie przestawał. Chciałabym powtórzyć to jeszcze sto razy…
- A mówiłeś, że to się więcej nie powtórzy…- wyszeptałam, gdy oderwał się ode mnie, ale wcale nie byłam na niego zła. I w moim głosie też nie dało się odczuć żadnych negatywnych emocji. Mimo ciemności, która panowała w pokoju, widziałam te szalone iskierki w jego oczach… Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, to było takie piękne…
- Ale ja chciałem tylko naprawić, to co zniszczyłem… Przepraszam…

Jeżeli to sen, nie chcę się z niego budzić…

***

Kliknij i dołacz, to zabawy "Powody, za które kochamy Toma Kaulitza"


***

Drogi Czytelniku, 
będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie swoja opinię w komentarzu.

Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.

***