Rozdział 15
Otworzyłam powoli oczy, które
natychmiast zostały porażone jasnymi promieniami słońca, świadczącymi o tym, że
zapowiada się piękny i ciepły dzień. I pewnie nie tylko z tego względu już z
samego rana mam taki dobry humor. Ciekawe, kogo zobaczę, jak spojrzę w bok? Głupie
pytanie, no, ale co? Może to był tylko sen, przecież różne rzeczy mogą dziać
się w mojej głowie… Och, ale myślmy realnie, co ja sobie w ogóle wyobrażam?
Wczoraj było słodko i kolorowo, a dzisiaj powinno wszystko wrócić do normy, tak
jak bywa to zwykle po podobnych występkach. Bo przecież Kaulitz zawsze będzie
Kaulitzem i raczej się nie zmieni. Jakby się tak głębiej zastanowić to pomimo
tej jego - moim skromnym zdaniem - głupoty, nie potrafię go nie lubić. On chyba
musi coś w sobie mieć, skoro jestem dla niego taka miła… Nie może, ale na
pewno. Skoro tak dobrze go traktuję, musi mieć w sobie coś wyjątkowego, coś, co
sprawia, że jego wszelkie wady nie mają znaczenia… Albo to ja sobie wmawiam te
bzdury, by usprawiedliwić swoją głupotę.
A kto by pomyślał, że ja będę
kiedykolwiek w ogóle w ten sposób o nim myślała? Nigdy by mi to przez głowę nie przeszło,
przecież zawsze tak go nienawidziłam. Już jak go poznałam, pokłóciliśmy się, co
najmniej z pięć razy w ciągu pół godziny… Mamy mocne charaktery, każde z nas
zawsze musi mieć rację. Ja chyba jeszcze nigdy mu nie ustąpiłam… To jest takie
głupie i dziecinne, ale i tak dalej to robimy. Docinamy sobie, kłócimy się o byle,
co, a potem rozmawiamy ze sobą jakby nigdy nic… I jaki to wszystko ma sens?
Delikatnie wstałam z łóżka, żeby
go nie obudzić. Niech sobie śpi, póki może. I tak mamy jeszcze trochę czasu do
dziewiątej, a ja i tak już nie zasnę…
Zabierając
swoje rzeczy, skierowałam się do łazienki. Teraz dopiero żałuję, że nie noszę
przy sobie kosmetyczki. Tak to już jest, gdy nie słucha się starszej siostry. Melanie
zawsze mówiła, że kobieta powinna mieć w torbie wszystko, co najważniejsze. Ale
w sumie, kosmetyki, nie są najważniejsze. Ja nie mam obsesji na punkcie
wyglądu, więc właściwie dla mnie to nie problem. Jeden dzień bez makijażu. A
nawet lepiej, będę taka naturalna…
Po kilkunastu minutach wróciłam
do pokoju odświeżona i w dalszym ciągu zadowolona. Tom nadal spał, było dopiero
po siódmej, więc usiadłam wygodnie na fotelu, który stał na przeciwko łóżka,
dzięki czemu mogłam się bezkarnie wpatrywać w śpiącego chłopaka. Uważnie
obserwowałam każdy jego najmniejszy ruch podczas snu. Robił takie słodkie
minki… to było nawet ciekawe zajęcie, tak siedzieć, nic nie robić, tylko się w
niego wpatrywać… jak w obraz… Dobra, dobra, nie zapędzaj się Alyson. Po jakimś
czasie to jednak stawało się już nudne, więc nie jest jeszcze ze mną tak źle. Na
szczęście, inteligentny Tomuś w samą porę się obudził. Pięknie otworzył swoje
czekoladowe ślepia i rozciągnął się niczym kociak, mrucząc przy tym uroczo… Uhh, no serio? Opamiętaj się Aly, co się z tobą dzieje dziewczyno!? Patrzyłam
w niego jak zaczarowana, bo nie miałam przecież nic innego do roboty. Prawda? To jest wystarczający argument…
-
Długo już tak siedzisz? - odezwał się w końcu, sprawiając tym samym, że się
ocknęłam. Zamrugałam oczami i zmieniłam obiekt zainteresowań, żeby nie było, że
mam jakąś obsesję na jego punkcie. Bo w końcu to może wydać się trochę dziwne,
jak tak cały czas będę się na niego gapić. Jak jakaś napalona fanka… Nie jestem
nią! I nigdy nie byłam!
-
Trochę… - mruknęłam udając obojętną. - Zaraz ósma – poinformowałam od razu. Miałam
przeczucie, że właśnie o to chciał zapytać. Tak dobrze go znam!
-
Yhymm… to ja pójdę się umyć - oznajmił wygrzebując się leniwie spod kołdry. Dlaczego
moje oczy nie chcą przestać go obserwować. No dlaczego, dlaczego, dlaczego… Och
dlaczego!? W końcu podniósł się ze swojego legowiska, ukazując również swój nagi
tors. Mimo, że był dosyć szczupłej postury i tak jego klatka piersiowa
prezentowała się całkiem nieźle. Powiedziałabym nawet, że zaczynało tworzyć się
na niej coś na kształt mięśni. Znowu to robiłam. Znowu się w niego wgapiałam, jak ciele w malowane wrota.
Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że moje wargi rozchyliły się z wrażenia.
Bogu dzięki, Kaulitz z rana jest zbyt ospały, by zauważać takie szczegóły.
Koleś nawet nie wie, co go omija! Przecież, gdyby tylko spostrzegł, jak pożeram
go wzrokiem mógłby mi to wypominać do końca życia. I ja to mówię? Na moje
szczęście, żwawo przemierzył pokój i zaraz zniknął z pola widzenia moich
przeklętych oczu, które dziś całkowicie odmawiały mi posłuszeństwa.
Zostałam sama, dalej siedząc w tym fotelu.
Moje myśli nareszcie przestały krążyć wokół Kaulitza. Chociaż tyle dobrze.
Niemniej, zrobiło się tak dziwnie cicho, że aż zaczynało mnie to przerażać. Nie
lubię ciszy. Jest taka przytłaczająca. I za każdym razem daje mi do
zrozumienia, że jestem sama. I czuję się jak jakaś mała dziewczynka, która
zagubiła się w wielkim świecie… i nie ma nikogo, kto wskazałby mi drogę… Bo ja
naprawdę się zgubiłam, już dawno… a tak cholernie trudno jest się teraz
odnaleźć. Nawet nie mam na to czasu. Ostatnio
ciągle coś robię i tak upływa dzień za dniem. A potem przychodzi taka chwila,
gdy zostaję sama w ciszy i wszystko nagle zaczyna mnie przytłaczać. To nie jest
dobre. Nie lubię momentów, w których ma się zbyt wiele bezczynnych minut na
rozmyślanie o swoim życiu. Niestety, moje życie wciąż nie jest takie, jakim
chciałabym, by było. Nic więc dziwnego, że myślenie o tym przyprawia mnie o
mdłości.
-
Jestem. Możemy zejść na śniadanie – Głos Toma wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko
się uwinął. W sumie to bardzo dobrze, bo siedzenie w samotności mi nie służy…
Mój dobry humor nagle rozprysł się w powietrzu niczym mydlana bańka. I tyle z
tego będzie na dziś…
-
Nie jestem głodna… - mruknęłam zgodnie z prawdą. Szczerze, odechciało mi się
już wszystkiego. I wystarczyło do tego kilka minut spędzonych sama ze sobą. Hm,
muszę bardzo kochać swoje towarzystwo, nie ma co. Wychodzi na to, że jestem
toksyczna dla samej siebie…
-
Carmen, ty się żywisz powietrzem? - spojrzał na mnie z niebywale poważnym wyrazem
twarzy. Kompletnie nie ogarnęłam o co mu chodzi.
-
Co?
-
Kolacji nie, śniadania nie, więc co ty jesz? Tylko obiad? – kontynuował, nie
spuszczając ze mnie swojego upierdliwego wzroku. Uhh…
-
Jem wystarczająco dużo, nie musisz się martwić – rzuciłam chłodno, czując, że
jeszcze chwila i mnie poważnie zirytuje tym swoim durnym gadaniem.
-
Nie możesz nic nie jeść. Przecież figurę masz idealną, więc nie rozumiem…
-
Dobra, zamknij się. Chodź już na to śniadanie - burknęłam wstając gwałtownie z
miejsca. Wolałam już iść z nim na to śniadanie niż słuchać tej paplaniny.
Idealna figura, on chyba nie myśli, że ja się odchudzam… Wszystko jedno co
sobie myśli. I tak jest irytujący pod każdym względem.
Weszliśmy do windy, a za nami
jeszcze jakaś pani. Przynajmniej czuję się bezpieczniej, gdy w pobliżu jest
ktoś inny poza naszą dwójką. To mi gwarantuje, że nie zostanę porwana przez
Kaulitza na ostatnie piętro i…no właśnie… Wolę nie myśleć, co by było. W sumie
to już sobie chyba wyjaśniliśmy. Niemniej te obawy będę miała już chyba zawsze…
To jest głupie. Tym bardziej, że przecież dzisiaj w nocy… Och…
Mimowolnie dotknęłam palcami swoich
ust, jakby dopiero dotarło do mnie, co się wydarzyło. Przez chwilę nawet czułam
tą samą magię. A może to jednak był sen..?
-
Jak ci się ze mną spało? - usłyszałam nagle szept koło ucha, aż cała zadrżałam.
Ale to jeszcze nic… Chłopak objął mnie od tyłu i położył brodę na ramieniu. Po
pierwsze, chyba mi się coś przesłyszało… a po drugie, co on w ogóle robi?!
Kobieta
stojąca przy wyjściu spojrzała na nas dziwnie, jakbyśmy zrobili coś
nieodpowiedniego. Pewnie usłyszała to, co ten idiota powiedział. Niech lepiej
pilnuje swojego nosa… ale to i tak nie znaczy, że Kaulitzowi wolno! Przez moje
chwilowe rozproszenie, miałam znacznie opóźnioną reakcję. W końcu jednak
odskoczyłam od niego, jak oparzona.
-
Ej… ja myślałem…
-
To ty lepiej nie myśl, Kaulitz - przerwałam mu, spoglądając na niego spod byka.
Na jego twarzy malowało się niemałe rozczarowanie. Też mu się na czułości
zebrało. I to jeszcze windzie. Co mu do cholery znowu odbija!?
Ten
tylko westchnął ze zrezygnowaniem i oparł się o ścianę. Nie na długo, bo zaraz musieliśmy wysiąść.
Przynajmniej trzymał łapy przy sobie.
Już bez słowa skierowaliśmy się
do restauracji. Tyle, że do niej nie dotarliśmy. Stanęłam jak słup, widząc
zbliżającą się do nas grupkę dziewczyn. Byłam pewna, że one są fankami Tokio
Hotel… i co teraz będzie? Zjedzą mnie żywcem… Dlaczego akurat teraz! Dzisiaj! W tym momencie! Nie jestem na to gotowa.
-
Carmen, no chodź. Chyba się nie boisz?
Cholera,
przecież się boję. Tak, ja się boję jakichś dziewczynek. Super, co się ze mną porobiło…
ale przecież ja zajęłam miejsce ich kochanego Georga i w dodatku jestem
dziewczyną! Kto o zdrowych zmysłach, by się na moim miejscu nie bał!?
-
Tom! - Teraz to już nawet nie mogę uciec. One stoją przed nami… a za mną? Ściana…-
Mogę autograf? - Jedna z nich wyciągnęła kartkę i długopis. Tom uśmiechnął się
uroczo i złożył swój podpis. Dziewczyna nie była raczej Amerykanką, bo jej
język nie brzmiał najlepiej… Ja miałam tylko nadzieję, że mnie nie zauważą… W
końcu to nic nadzwyczajnego, że obok Toma Kaulitza stoi jakaś blondyna. Uh… Moja
naiwność mnie w końcu zgubi. Powtarzam to sobie całe życie, ale i tak nadal nic
z tym nie robię.
-
A ty, to kto? – Wbiła we mnie swoje wrogie spojrzenie. To było zdecydowanie
nieprzyjemne uczucie.
-
To pewnie ta, co ma zastępować Georga – Dorzuciła jej towarzyszka z takim wyrazem twarzy, jakby co najmniej
mówiła o gównie. Niebywale mnie to wyprowadziło z równowagi. Już przestałam się
bać.
-
Zastępuję - potwierdziłam twardo. Widzę, że po dobroci się nie da. Co za chamstwo!
Naprawdę słyszałam wiele, ale przeżyć to na własnej skórze…
-
No chyba żartujesz! - Tym razem użyła języka francuskiego. Najwyraźniej jej
zasób słówek angielskich się wyczerpał… Dobrze, że ja jestem na tyle uzdolniona
i ją rozumiem, a nawet potrafię odpowiedzieć. Bo wiadomo, że nie odpuszczę!
-
Nie żartuję, coś się nie podoba?
-
Jakbyś zgadła. Konkretnie, to ty się nie podobasz. Nie wiedziałam, że Tokio
Hotel mają taki gust… żeby przyjąć do zespołu takie coś…- zmierzyła mnie swoim
wzrokiem z góry na dół. Miałam ochotę ją uderzyć, ale powstrzymałam się od tego.
I tak już durnym pomysłem było w ogóle wdawanie się z nimi w dyskusję. Dlaczego
Kaulitz mnie nie powstrzymał!? Dlaczego w ogóle pozwolił na to wszystko!
Przecież doskonale wie, że nie mam doświadczenia w takich rzeczach! A te
dziewczyny mnie sprowokowały. Teraz to już nawet nie miał w co się wtrącać, bo
przecież niczego nie rozumiał. Znając jego inteligencję, zapewne myślał, że
prowadzimy sobie przyjazną dyskusję z faneczkami.
-
Ale dobra. Graj sobie na tej gitarze, tylko od chłopaków trzymaj się z daleka -
dodała zanim zdążyłam odpowiedzieć. Przegięła po raz kolejny. Nikt nie będzie
mówił mi co mam robić, a na pewno nie pierwsza lepsza laska z ulicy. Naprawdę tacy
ludzie istnieją!?
Roześmiałam
się ironicznie, spoglądając na nią z wyższością. Zazwyczaj tego nie robię, ale
sama się o to prosiła. I gówno mnie obchodzi, jaką będę miała teraz opinię. Trzeba
było mnie nie prowokować. Nikt nie będzie mieszał mnie z błotem i to prosto w
twarz. Nie musiałam nawet nic dodawać, bo koleżanki i bez tego całe poczerwieniały
ze złości i zapewne zazdrości. Najchętniej chwyciłabym Toma pod rękę na ich oczach,
albo zrobiła coś dużo odważniejszego. Nie chciałam jednak przeginać. Nie musiałam
przecież zniżać się do ich poziomu.
-
Nie wyobrażaj sobie, że możesz więcej niż ja. Tak naprawdę jesteś nikim.
Trzymaj się od nich z daleka. W końcu masz tylko grać!
-
Czuję się zignorowany i kompletnie niczego nie rozumiem. Czy powinienem się wtrącić?
– Kaulitz chyba dopiero teraz zauważył, że coś w ogóle jest nie tak. No co za
refleks! Spojrzałam na niego wymownie, krzyżując przy tym ręce na piersi. Mam
się poskarżyć?
-
Poproś je, żeby zeszły nam z drogi, bo za chwilę zrobię tutaj zadymę i wylądujemy
na okładkach szmatławców – oświadczyłam mu po niemiecku. Fajne było chociaż to,
że te laleczki niczego z tego nie mogły zrozumieć.
-
Okej, mam rozumieć, że rozmowa się nie klei – stwierdził z nietęga miną, ale
jego reakcja wynagrodziła mi wcześniejszą bezczynność. - Miło było, ale musimy
już iść. Do widzenia! - zakomunikował zachowując swój profesjonalizm i nim się
obejrzałam, chwycił mnie za rękę ciągnąc w kierunku restauracji. Zdążyłam
jeszcze wyłapać rozczarowane i zawistne spojrzenie tych lasek i przyznam, miałam
z tego niemałą satysfakcję. Specjalnie przysunęłam się jeszcze bliżej Kaulitza
tak, że nawet palca między nas nie dałoby rady wcisnąć.
Pięknie
zaczęłam z fanami, prawda? Wiedziałam, że tak będzie. Dobrze, że nie byłam sama,
bo naprawdę mogłam zrobić coś dużo gorszego. Niewiele brakowało, by któraś z nas
się nie rzuciła na siebie.
-
Pierwsze koty za płoty – usłyszałam komentarz Kaulitza, który został ozdobiony
dodatkowo jego szerokim uśmiechem. Darowałam sobie już kąśliwości, tym bardziej,
że ten Imbecyl otworzył przede mną drzwi. Dżentelmen się znalazł.
#
- Po pierwsze, już nigdzie nie
wychodzicie SAMI! Po drugie, najlepiej nie oddalajcie się od hotelu w ogóle, a
po trzecie won mi na próbę! Wieczorem koncert, a wy już zdążyliście się
zdekoncentrować, a w szczególności ty Carmen! Przecież to twój pierwszy raz,
czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji? Od dzisiejszego występu zależy,
w jaki sposób zostaniesz przyjęta przez fanów…
Siedzieliśmy
w milczeniu i z wielką „uwagą” słuchaliśmy kazania Josta, oczywiście się tym
nie przejęliśmy, każde z nas było zajęte swoimi myślami… Gdy się spędziło tyle
czasu właściwie sam na sam z Kaulitzem, to zdecydowanie ma się o czym myśleć.
Trochę mi nie wychodzi ten odwyk od niego. I nie wiem w ogóle, jak mógłby
wyjść, gdy razem pracujemy. W sumie… teraz, gdy mnie przeprosił, dogadujemy się
całkiem nie najgorzej. Pytanie tylko, jak długo to potrwa? Nasza relacja jest
niebywale trudna i miejscami męcząca.
-
Słuchasz mnie w ogóle!? - Dopiero teraz spojrzałam na menadżera, bo chyba te
słowa były skierowane do mnie…? Skinęłam tylko głową na potwierdzenie i
posłałam mu niewinny uśmiech. Mężczyzna westchnął ciężko ze zrezygnowaniem, co oznaczało
chyba, że już nie ma zamiaru dłużej marudzić… o jak dobrze… - Idźcie już na tą
próbę, bo czuję, że nic nie wyjdzie z tego koncertu.
-
Nie łam się stary, będzie dobrze - Klepnęłam go w ramię, dodając otuchy i czym
prędzej udałam się w stronę wyjścia, nie chcąc mu się dłużej narażać.
-
Hahaha…stary…dobre…- usłyszałam za sobą śmiech Toma, który zaraz zamilkł widząc
spojrzenie swojego menadżera. – No to my idziemy…
Wyszliśmy z pokoju. Tom coś
mruczał pod nosem, albo raczej nucił jakąś piosenkę… o ile można to tak nazwać…
w każdym razie musi mieć dobry humor, skoro w ogóle wydaje z siebie jakieś melodyjne
dźwięki. Właściwie po nieprzyjemnościach z fankami, nie działo się już nic co
mogłoby nam popsuć nastroje. Przeciwnie, śniadanie w hotelu nawet nam je
poprawiło. A przynajmniej mi.
-
Ej, to my mamy karę! - Zatrzymał się nagle. I jeszcze uśmiechał się głupio,
jakby miał powód do radości… spojrzałam na niego tak jak zawsze, czyli jak na
ułomnego Inteligenta…- Fantastycznie, jakie to cudowne uczucie… jak ja dawno
tak się nie czułem, normalnie powrót do dzieciństwa!
-
Uspokój się, co? Odbiło ci już?
-
Oj, już dawno mi odbiło, jakbyś nie zauważyła - stwierdził poruszając przy tym
brwiami. No nic, tylko wybuchnąć śmiechem. To jest idiota, jakich mało. Super
debil… o już wiem!
-
Ale za to dobrze, że ty to zauważyłeś. Jestem z ciebie dumna i mam nawet dla
ciebie specjalną nazwę… - wyszczerzyłam się do niego na samą myśl o tym, co stworzyłam
w swojej mądrej główce.
-
Jaką? - zainteresował się od razu. Mam nadzieję, że mu się spodoba!
-
Otóż, mój drogi… od dzisiaj jesteś DebilMan! - oznajmiłam z radością uważnie na
niego patrząc i czekając na jakąś reakcję.
-
Jesteś nienormalna… - rzekł całkowicie poważnie., ale po jego twarzy i tak błąkało
się rozbawienie. Widziałam to! Nie ukryje tego przed moim bystrym okiem!
-
Wiem. Ale, przyznaj, że ci się podoba?
-
Ty? – Zerknął na mnie z tym swoim chytrym uśmieszkiem. Chwilowo zbił mnie nawet
z tropu. Mam nadzieję, że nie zauważył mojego drobnego speszenia…
-
Nie, głupku! Nazwa, którą ci wymyśliłam…- palnęłam go w głowę. Lekko, żeby mu
się tam nic poprzestawiało… Chociaż, dla niego i tak już za późno.
-
Aa…. no jasne. Jest taka „Carmelkowa”.
-
Ty chyba chcesz mi się dzisiaj narazić – mruknęłam, mając na uwadze jego
cudowne słowotwórstwo, które przyprawiło mnie o mdłości. Ewidentnie próbował mi
dorównać tyle, że stąpał po bardzo kruchym lodzie.
- Przecież to lubisz – rzucił z przekonaniem,
przy okazji szturchając mnie zadziornie w bok. Zapowietrzyłam się z wrażenia, ale
on się tym wcale nie przejął. Wyminął mnie po prostu, zostawiając oniemiałą na
środku korytarza.
Az nie wiem co powiedziec. Odcinek jest genialny. Wkurzyło mnie to zachowanie tej fanki. Ale to wiadomo kiedyś musiała nastąpić konfrontacja. Ale Carmen i tak sobie dała radę. Zuch dziewczyna. Tom jak zawsze perfekcyjny.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie.
Pozdrawiam.
Ka bum cykcyk, jestem w końcu i tutaj.
OdpowiedzUsuńChyba mam jakoś krótkotrwałą pamięć, bo coraz mniej zaczynam zapamiętywać z tego, co przeczytam. Albo to wina godziny. Mogłam zrobić to wcześniej, miałam cały dzień... Nie dziwię się Carmen, że wpatrywała się w śpiącego Kaulitza. Sama uwielbiam analizować ruchy ludzi, co może się wydawać z perspektywy kogoś innego dziwne. Bo przecież kto patrzy na biodra, kiedy ktoś chodzi? Nikt normalny, w sumie to ja się zaliczam, więc nie powinnam marudzić. Jaki kraj, tacy fani. Jakoś niespecjalnie przepadam za Francją – właściwie to nie mam pojęcia dlaczego, tak po prostu. Wydaje mi się, że sama (że w sensie tamta fanka) nie była okazem piękna, chciała się tylko tym dowartościować. Cóż, trochę jej nie wyszło, prawda? Zdecydowanie moja bohaterka nie hamowałaby się, żeby sprzedać lewy sierpowy tej dziewczynie, oj nie. Wtedy to Tom może by się zorientował, co się dzieje. Ostanio coś mu się zapłon późno odpala, chodzi z głową w chmurach, Huh? I wiadomo, kto zajmuje mu te myśli. Windy chyba już do końca życia będą prześladować Carmen i Kaulitza. I do tego ta kobieta, eh... Tom, czasami potrzeba większej dyskrecji. Dostali karę, naprawdę? Nie spodziewałam się tego, w końcu są odpowiedzialni za siebie i to, co robią. Prędzej spodziewałam się reprymendy ze strony młodszego Kaulitza, a tu proszę, jednak Jost się uaktywnił. Kocham, gdy sobie docinają. Od razu kojarzy mi się to ze mną i moją siostrą – konwersacje, jak z życia wzięte. I to dosłownie. Carmen, oj Carmen, nie uciekniesz przed Tomem, choćbym nie wiem, jak bardzo chciała. On i tak w końcu Cię dopadnie.
Dużo cierpliwości Ci życzę przy poprawianiu i czekam na ciąg dalszy! :3
Śpiący Kaulitz może wydawać się jeszcze bardziej intrygujący niż normalnie ! Sama perspektywa, że Carmen i Tom są razem w jednym pokoju i śpią na jednym łóżku jest czymś wspaniałym choć chyba nie dla dziewczyny ... na siłę stara się pokazać, iż chłopak jest jej zupełnie obojętny a z jej myśli wnioskuję się zupełnie co innego. Zachowanie Toma w windzie jak i po rozmowie z Jostem czyżby Kaulitz z głową w chmurach ? Chyba jego myśli zaprząta tylko jedna osoba a mianowicie Carmen i podoba mi się to coraz bardziej ;) A fanki ? Zazdroszczą, iż jest w centrum uwagi, ma blisko siebie chłopaków ! Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością ! Dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńOj, zazdroszcze Carmen tak bardzo zazdroszcze jej wpatrywania sie w Kaulitza :D te fanki jakies nienormalne, no naprawde!
OdpowiedzUsuńKBill