Rozdział 13
Kolejna męcząca próba, miała być
jedna, ale zrobiliśmy dwie, gdyż Tom stwierdził, iż jeszcze się mylę! Jasne…
oczywiście wyssał to z palca, bo znam ich kawałki doskonale i nie ma mowy o
żadnym, choćby najmniejszym błędzie. Poza tym, jestem cholerną perfekcjonistką.
Niemniej, nie zamierzałam z nim dyskutować na ten temat. Zrobiliśmy ostatnią
próbę i mieliśmy spokój. Tyle, że każdy był jakoś poddenerwowany. Może to ze
zmęczenia? Chyba mi jako jedynej zostało trochę dobrego humoru, znowu nabrałam
pewności siebie. Tyle, że teraz nie pozwolę, aby ktoś tak łatwo mi ją odebrał.
Weszłam do swojego pokoju i pierwsze
co, to zaczęłam szukać telefonu, który akurat dzwonił. Kiedy już go w końcu
dopadłam pod stertą ubrań, oczywiście zamilkł. Złośliwość losu nie śpi… Sprawdziłam
więc nieodebrane połączenia, których było pięć. Jedno od siostry, trzy od Sary
i jedno od jakiegoś nieznanego numeru… Zastanowiłam się przez chwilę i wybrałam
numer przyjaciółki, dzwoniła aż trzy razy, może to coś ważnego? Nacisnęłam
zieloną słuchawkę i czekałam, aż odbierze.
-
Alyson! Nareszcie, czemu nie odbierasz telefonu? - usłyszałam piskliwy głos po
drugiej stronie, który należał do Sary.
-
Byłam zajęta, zostawiłam telefon w pokoju – wyjaśniłam krótko, nie zagłębiając
się w temat i usiadłam sobie na łóżku. - a co? Stało się coś? Bo ja też miałam
do ciebie dzwonić, w sprawie zakładu – dodałam po chwili. Wydawała się być
przejęta, więc może kryło się za tym coś więcej. Albo nic… W końcu to Sara. Z
nią nigdy nic nie wiadomo.
-
Nic się nie stało – rzuciła szybko, by zaraz przejść do kolejnego tematu. - A
co, masz coś nowego w związku z zakładem?
-
Nie. Chciałam tylko powiedzieć, że… rezygnuje - oznajmiłam jakoś bez
przekonania… Nie usłyszałam odpowiedzi. Zapanowała cisza. Dosyć irytująca cisza.
Albo to ja wyolbrzymiam, bo chyba stresuję się tym zupełnie bez powodu. -
Rozumiem, że nie masz nic do powiedzenia?
-
Poddajesz się!? - wrzasnęła do słuchawki, aż mi w uchu zadzwoniło. Co za
zaangażowanie… a już myślałam, że to po niej spływa. W każdym razie, chyba
powinna się cieszyć, że wygrała…?
-
Tak… to znaczy nie. Po prostu rezygnuje. Nie mogę, ja nie umiem z nim
rozmawiać, w ogóle nie potrafię go rozgryźć… a nawet nie chce! Ja go
nienawidzę! – wyrzuciłam z siebie, sama podnosząc sobie przy okazji ciśnienie.
Jak zaczynałam znowu o nim myśleć, to coś we mnie wrzało.
-
Ale przecież ty wszystko potrafisz!
-
Wszystko, z wyjątkiem tego co jest związane z nim! – uściśliłam.
-
Co ci zrobił? - zapytała nagle podejrzliwym głosem. Tylko dlaczego ona myśli,
że on mi cos zrobił? Skąd ona to wie?! Mam wrażenie, że już wszyscy o tym wiedzą…
ale to niemożliwe! Nikt nas nie widział. Chyba…
-
Nic mi nie zrobił - stwierdziłam, zatajając dość istotne fakty. Wiedziałam, że
mi w to nie uwierzy, ale nie umiałam jej wyznać prawdy. Ja sama nadal nie mogę
się z nią pogodzić. - Po prostu mnie wkurzył. Zresztą, robi to na każdym kroku
– dorzuciłam, by brzmieć nieco bardziej wiarygodnie.
-
Ale przecież ty sobie z nim doskonale radzisz…
-
Radziłam, teraz już nie – oznajmiłam dobitnie, dając jej jednocześnie do
zrozumienia, że moja cierpliwość powoli się kończy. Denerwowało mnie, że tak naciska
i neguje każdą moją wypowiedź. Chyba lepiej wiem, czy sobie z nim radzę, czy
nie! Nosz cholera. – Zmieńmy już temat – mruknęłam, nim ta znowu próbowałaby
mnie przekonywać do swoich racji. Co jej tak zależy na tym cholernym zakładzie?
Przecież to w jej interesie, że się z niego wycofuję, nie?
-No,
ok… To jak tam w Paryżu?
-
Na razie to byliśmy na wywiadach i mieliśmy próby, jutro pierwszy koncert. Teraz
mamy czas wolny, ale mamy nie szaleć… tylko jak tu nie szaleć, gdy się jest w
Paryżu? – wyrecytowałam opadając jednocześnie na swoje wielkie łóżko. Temat Paryża,
zdecydowanie poprawiał mi humor i budził we mnie wiele zapału.
-
Nie możesz zmarnować takiej okazji. Chyba nie masz zamiaru siedzieć cały czas w
hotelu?
-
Nie mam - uśmiechnęłam się pod nosem. W głowie już kłębiły mi się różne myśli
związane z dzisiejszym wieczorem. Oczywiście, że nie zamierzam siedzieć zamknięta
w czterech ścianach.
-
Kiedy gracie ten drugi koncert?
-
Yy… chyba jakoś za trzy dni… A dlaczego pytasz?
-
Bo może przyjadę. Przecież muszę cię zobaczyć na żywo! - okrzyknęła z
entuzjazmem.
-
Byłoby super.
-
No dobra, to jeszcze się odezwę. A tymczasem, kończę już. Trzymaj się i walcz z
tym Kaulitzem – rzekła na koniec, co zabrzmiało trochę, jakbym była na jakimś
froncie wojennym a nie trasie koncertowej.
-
Jasne… Pa – pożegnałam się i zakończyłam połączenie, odkładając telefon na etażerkę.
Sama zaś podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju,
zastanawiając się co począć z dzisiejszym wieczorem. W Paryżu jest tyle ciekawych
miejsc oraz rzeczy, którymi można, by się zająć… jak mam coś z tego wybrać?
Wszystkiego nie zrobię w te kilka godzin. A niestety obawiam się, że w kolejnych
dniach już nie będę mieć okazji…
Właściwie, z drugiej strony,
zupełnie nie znam tego miasta. Słabą opcją jest wychodzić gdzieś samemu… Trochę
się jednak tego obawiam. Mimo że jestem dosyć ogarnięta, to w dalszym ciągu
obcy kraj, ludzie i miejsce. Nie chciałabym mieć problemów już podczas swojego
pierwszego wyjścia. Tak, więc od dobrej godziny leżałam ze wzrokiem wlepionym w
sufit i zastanawiałam się, co ze sobą począć. Tym o to sposobem mogłam zmarnotrawić
cały swój wolny czas…
-
Hej, Carmen! - Prawie podskoczyłam, gdy
usłyszałam czyjś głos, tym bardziej, że nikt wcześniej nie pukał. A
przynajmniej ja tego nie słyszałam. Możliwe, że byłam, aż tak pochłonięta
swoimi myślami… Na szczęście był to tylko Bill, więc obeszło się bez awantur. Podniosłam
się do pozycji siedzącej posyłając mu lekki uśmiech oraz wyczekujące
spojrzenie.
-
Idziemy na miasto, idziesz z nami? – Od razu przeszedł do rzeczy. Mogłabym się
zgodzić, bo właściwie to było moim dzisiejszym wybawieniem, tylko zależy co on
miał na myśli mówiąc ”idziemy”, a raczej kogo… Tak, oczywiście obawiam się
obecności jednego osobnika.
-
To znaczy kto idzie?
-
No Gustav, Tom i ja… no i ty? – spojrzał na mnie dosyć niepewnie. A ja straciłam
cały swój zapał, gdy wymienił imię swojego braciszka. To było do przewidzenia,
na co ja liczyłam?
-
Nie. To ja nie idę – Odmówiłam, kładąc się z powrotem na łóżku. Nie będę łaziła
w towarzystwie tego kretyna. Już wolę siedzieć tu cały czas i nigdzie nie
wychodzić. On jak zwykle psuje mi życie…
-
Ej no… chcesz tu siedzieć sama?- Podszedł do mnie, a ja kiwnęłam głową na znak,
że tak. Przecież on doskonale wie, że jestem „uczulona” na jego brata. Nie
muszę mu tego chyba tłumaczyć.
-
No przestań. Wcale nie musisz z nim rozmawiać, ani nawet na niego patrzeć.
Pójdziesz ze mną i Gustavem a nie z nim - Zaczął mnie namawiać pochylając się
nade mną i łapiąc za ręce z zamiarem ściągnięcia z łóżka. - No chodź…proszę… -
Zrobił słodkie oczka, dodając do tego swój zabójczy uśmiech. I jak ja mam
odmówić? Cholerne sztuczki Kaulitzów! Oni mają to we krwi! Uhh… Dobra,
przecież… nie mogę pozwolić, by głupi Inteligent ograniczał moje życie! Nie zamknę
się w szafie, byleby się z nim nie widywać, to chore. Mam prawo wyjść na miasto
z przyjaciółmi… I tak jak powiedział Bill, wcale nie muszę zwracać uwagi na
tego pacana.
-
No dobra. Ale tylko dlatego, że cię lubię - Zgodziłam się posyłając mu uśmiech,
który od razu został odwzajemniony. Jego oczy, aż zabłysły z radości. To miłe,
że tak bardzo mu zależy!
Wzięłam swój telefon i niezbędne
mi do wyjścia rzeczy, po czym obydwoje wyszliśmy z pokoju. I znowu winda,
skrzywiłam się na jej widok, ale wsiadłam już bez szczególnie ujawniających się
oporów. W końcu teraz jestem w niej z Billem, a nie z Tomem, to jest różnica.
Wielka różnica.
Na dole czekali już na nas Gustav
i ten, którego wolałabym nie znać. Moja nienawiść do niego, dzisiaj wzrosła i
na pewno nie zmaleje… Uśmiechnęłam się do Gustava, a Toma zupełnie
zignorowałam, zachowywałam się jakby go w ogóle nie było. Po prostu traktowałam
go jak powietrze… ale na szczęście nim też nie był, bo byśmy się jeszcze
pozatruwali. Jaka ja jestem wredna… Nie, wcale nie mam wyrzutów sumienia. Mam
prawo taka być! Sam do tego doprowadził…
#
Paryż, miasto zakochanych. A my,
trójka przyjaciół… trójka, bo nie liczę oczywiście, tego jednego,
niewidzialnego człowieka, który dla mnie nie ma znaczenia… i na którego
zupełnie przypadkiem co chwile zerkam… Fuck logic.
On mnie w ogóle nie
interesuje. Co z tego, że słucham tego co opowiada? To jeszcze o niczym nie
świadczy… każdemu się może zdarzyć, że się na niego zagapi… Alyson! Ty idiotko!
Odwróć wzrok, no już! Krzyczałam w myślach, czułam jak robi mi się
dziwnie gorąco. Chłopcy chyba coś do mnie mówili, ale ja zupełnie nic nie
słyszałam. Coś ze mną nie tak… w ogóle ostatnio jestem taka niezdecydowana, co
chwile mam jakieś nieziemskie zmiany nastroju. Jeszcze przed chwilą mogłabym
zabić tego Inteligenta i nie miałabym żadnych wyrzutów, a teraz? Teraz już nic
nie wiem, nic nie rozumiem… a przecież, na dobra sprawę, zupełnie nic się nie
zmieniło. On nadal jest tym samym dupkiem, którego nie cierpię…
-
Ej Carmen, mówię do ciebie - Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię, a
mianowicie Bill. Zamrugałam oczami wracając na ziemię i spojrzałam w jego
kierunku.
-
Tak? Co? - zapytałam, a chłopak przewrócił teatralnie oczami. No nie moja wina,
że się zamyśliłam. I to znowu wina Kaulitza! Mówiłam, że on ma na mnie zły
wpływ. Zawsze…
-
Pytałem, czy nie miałabyś nic przeciwko jakbyśmy się rozdzielili na jakąś
godzinę, albo dwie. Chcieliśmy z Gustavem pochodzić po sklepach - Spojrzał na
mnie znacząco. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi,
jeżeli chce chodzić po sklepach, to przecież jego decyzja, po co mnie o to
pyta?
Zanalizowałam, więc jeszcze raz
dokładnie jego słowa, by ogarnąć co mu po głowie chodzi. I jakoś nagle mnie
olśniło. Zlustrowałam wszystkich po kolei, zatrzymując wzrok na Inteligencie,
który aktualnie rozglądał się po chodniku. Czego on tak szuka!? Ale…Tak, teraz
rozumiem pytanie Billa. Jeżeli on z Gustavem pójdzie, ja będę skazana na Toma.
Aż dwie godziny z nim!? Serio, jak Bill może mi to chcieć zrobić? I w ogóle,
czemu nie zaproponował mi zakupów… co z tego, że nie mam ochoty chodzić po
sklepach, bo nie po to wyszłam z tego przeklętego hotelu, by teraz siedzieć w
centrach handlowych! Ale… ale… Uhh. Okej, przeżyję… niech sobie idą na te zakupy,
wcale nie jest powiedziane, że muszę z nim rozmawiać. Po prostu będę szła kilka
metrów za nim, bądź obok, byle nie za blisko…
-
Ee… jasne. No idźcie… - wyraziłam swoją zgodę. Bill uśmiechnął się do mnie
promiennie, a następnie skierował swój wzrok na brata.
-
Tom, to my idziemy. Za dwie godziny spotykamy się wszyscy tutaj i masz być dla
niej miły, żadnych głupich tekstów i kłótni - powiedział srogo, na co chłopak
skrzywił się lekko, a następnie przytaknął mu z diabelskim uśmiechem. Do prawdy!?
Ja jednak zmieniłam zdanie, nie chcę z nim zostawać!
-
No to do zobaczenia - rzekł zadowolony Gustav i ruszył w jakimś nieznanym mi
kierunku a Bill zaraz podążył w jego ślady. Patrzyłam, jak ich sylwetki
oddalają się, z niemałym przerażeniem w oczach. Jaki diabeł mnie w ogóle
podkusił, by się zgadzać na coś takiego? Jestem jakaś pieprznięta.
-
Amen…- mruknęłam pod nosem tak, aby
Kaulitz nie usłyszał. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle. Na co ja znowu
liczę? Ileż można się łudzić, że ten człowiek ma w sobie choć odrobinę czegoś
normalnego… Ciekawe ile razy będę musiała się na tych swoich nadziejach
przejechać, nim dotrze do mnie, że to wszystko nie ma sensu a Kaulitz zawsze
będzie Kaulitzem.
Jakbym znała to miasto, mogłabym
chodzić sama, ale tak nie jest, więc muszę się trzymać razem z nim. Jakby co,
to mam aparat, moja broń. Jasne, znokautuje go aparatem. Ja chyba mam nierówno
pod sufitem…
-
Idziesz, czy będziesz tak tu stała? - burknął w moją stronę. Tak, znowu się
zamyśliłam. I to znowu przez niego. Ja zwariuję i zamkną mnie w zakładzie
psychiatrycznym. PRZEZ NIEGO.
Nie no, ja cały
czas myślę o tym idiocie! Tak bardzo go nienawidzę, że nie mogę przestać… Przełknęłam głośno ślinę i
ruszyłam na przód udając wielkie zainteresowanie okolicą. No w sumie to mnie to
interesowało, ale jakoś specjalnie się skupić nie mogłam. A może spotkam tu
jakiegoś przystojnego Francuza? Dla mnie to nie problem, znam francuski. Może nie
doskonale, ale posługiwać się tym językiem potrafię i to całkiem nieźle. Muszę
się łapać wszystkiego, byle pozbyć się tego idioty z mojej biednej głowy…
Szliśmy sobie w milczeniu, ja nie
miałam zamiaru w ogóle z nim rozmawiać, chociaż strasznie mnie korciło… i
właśnie, dlaczego? Ja jestem chyba bardziej skomplikowana niż on. Jeżeli się
kogoś nie lubi z wzajemnością, to się z tą osobą chyba nie chce przebywać i nie
sprawia to żadnej przyjemności, ale ja w jego obecności wcale nie czuję żadnej
niechęci. Sądziłam, że będzie przeciwnie. Powinien mnie drażnić samym tym, że
idzie obok mnie. Nie mówiąc już o jego zapachu, powinno mnie mdlić… cały
powinien mnie odrzucać! Moja forma nienawiści do niego objawia się w naprawdę
dziwny sposób…
Ja
nie wytrzymam tak w ciszy, aż dwie godziny! Przecież ja muszę coś mówić… nie.
Muszę być silna. Nic nie powiem i koniec…
#
Tak, moja silna wola… Chodzimy
już dobrą godzinę, ale wcale nie w ciszy… Nie wytrzymałam, musiałam coś
powiedzieć. Wcale nie jestem gadułą… Ja po prostu nie lubię ciszy! Przecież to
takie frustrujące. Do tego stopnia, że skłania do rozmów nawet z największym
wrogiem!
No i tak się zaczęło, od słowa do
słowa. Nie było żadnej kłótni, po prostu najnormalniej w świecie ze sobą
rozmawialiśmy. Można powiedzieć, że na chwilę zapomnieliśmy o wszelkich urazach
i tym całym incydencie w hotelu. Było nawet parę sytuacji, że się razem
śmialiśmy z niczego. Aż trudno uwierzyć, że możemy się razem tak świetnie
bawić, właściwie nic nie robiąc. Bo my tylko zwiedzamy Paryż. No w sumie to ja
nie mam pojęcia, gdzie my teraz jesteśmy. To Tom prowadził cały czas i tak
wylądowaliśmy na jakimś dużym, oświetlonym placu. Pięknie się prezentował. Oświetlały
go lampy, a na środku była fontanna a wokół niej ławki, na których siedziała zakochana
para… piękny widok. Można by się rozmarzyć… Dopiero teraz zauważyłam, że się
ściemniło. A nam zostało jeszcze tyle czasu… co mamy robić?
W pewnej chwili Tom zatrzymał się
i rozejrzał dookoła, zatrzymując wzrok na jakichś trzech Francuzkach. Widziałam
jak mu coś zabłysnęło w oczach. No tak, dziewczyny, jego żywioł. Tyle, że jak
on się z nimi ma zamiar dogadać? Na jego miejscu, bym w ogóle nawet nie próbowała.
Zaczął
zmierzać w ich kierunku, a ja z zaciekawieniem ruszyłam za nim. Niech nie
zapomina, że nie jest sam, a może uda mi się coś zepsuć? Nie ukrywam, że wtedy
mogłabym ten wieczór w całości zaliczyć do udanych. Wredna, Alyson jest wredna.
-
Hej, dziewczyny - Przywitał się z nimi w języku angielskim, ale one chyba
jednak go nie zrozumiały, bo tak dziwnie się popatrzyły. Zlustrowały wzrokiem najpierw jego a następnie
mnie. Coś mi się wydaje, że one go w ogóle nie rozpoznały. Jeszcze lepiej! Że
też muszę być świadkiem podrywu Toma Kaulitza. Oglądać na własne oczy jego porażkę?
Bezcenne! - Może pokażecie mi okolicę? - zapytał z szerokim uśmiechem. A we
mnie coś drgnęło. One mają mu pokazywać okolice? A co ze mną?! To w ogóle chamskie.
Jestem tutaj z nim a on wyrywa jakieś laski i może będą jeszcze z nami łazić!?
Na szczęście, miałam racje, one
go w ogóle nie rozumiały. Postanowiłam więc wkroczyć do akcji i zabłysnąć swoją
znajomością francuskiego. A przy okazji… odpłacić mu się za całe zło! Zemsta
jest słodka.
Podeszłam
nieco bliżej tych dziewczyn, teraz skupiły wzrok na mnie. Wcale nie miałam
zamiaru tłumaczyć im jego propozycji… a to zaskoczenie!
-
On zapytał, czy nie miałybyście ochoty na seks - powiedziałam w ich języku
uśmiechając się z nutką dumy. O Boże, naprawdę to zrobiłam! To takie okrutne… Długo nie trzeba było czekać na reakcje.
Brunetka, która stała najbliżej, bez chwili zastanowienia po prostu strzeliła
mu w twarz. I to z taką siłą, że biedny Kaulitz, aż się zachwiał. Przyznam, że
nieco się tym przeraziłam… Następnie wszystkie trzy odeszły burcząc coś z
oburzeniem między sobą. Ups…?
***
Drogi Czytelniku,
będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie swoja opinię w komentarzu.
Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.
***
OMG! Uwielbiam! Ty Kamilo jesteś genialna. Czekałam i czekałam na nowy odcinek i sie oplacało! Ostatnia scena wymiata całość! Hahaha! Czekam na dalsze odcinki!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam RE: *
Tak długo nic tutaj nie dodawałaś, że nawet się nie spodziewałam, iż zrobisz to dzisiaj.
OdpowiedzUsuńRozumiem chęć wycofania się z zakładu, ale to niczego nie zmieni. Nie sprawi, że Carmen o nim zapomni, że jej myśli o Tomie znikną, że przestanie dla niej istnieć. I cieszę się, że jej przyjaciółka ciągle jej kibicuje. Zakład jest wciąż aktualny i nawet jak go nie wygra, będzie miała kilka zasług na swoim koncie. A Bill to Bill, jak zawsze uroczy. I każdy z Kaulitzów ma swój urok osobisty, któremu nie da się oprzeć. Ich uśmiechy są rozbrajające i jakoś zawsze poprawiają mi humor, nie mam bladego pojęcia jakim cudem. Zachowane Car jest czasami dziecinne, ale w pełni ją rozumiem, sama bym się podobnie zachowała na jej miejscu, może bardziej kulturalnie. Jakoś nie widzi mi się scena Billa i Gustava na zakupach, jeszcze ten pierwszy przejdzie, ale perkusista? Mam wrażenie, że będzie miał dość. Poza tym Kaulitz to wszystko upozorował, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna. A Carmen ma naprawdę powalone pomysły. Wyobrażasz sobie nagłówek w gazecie: Tom Kaulitz, gitarzysta Tokio Hotel, został poważnie raniony aparatem fotograficznym. Śmierć poniósł na miesiącu, na skutek wbitej matrycy w czaszkę? Matko, to wyglądałoby jak tani horror. Do gaduł nie należę, ale wiem, jak trudno takim osobom powstrzymać się od rozmów. Teoretycznie możliwe, zaś praktycznie awykonalne. Z każdym do się dogadać, tylko trzeba trochę więcej chęci. A ostania scena jest moją ulubioną, co by nie mówić, wciąż jest w stanie robić takie rzeczy. Jestem ciekawa reakcji Billa, bo o Toma się nie martwię, kiedy ujrzy swojego bliźniaka z dość pewnie dużym limem pod okiem.
No nic, dużo cierpliwości Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3
Nie spodziewałam się, że Carmen wycofa się z tego zakładu choć na jej miejscu chyba bym zrobiła to samo. Tom jak to Tom jest tylko facetem a w głowie mu tylko dziewczyny, podobało mi się jak Carmen przetłumaczyła zupełnie coś innego tym dziewczyną i odegrała się za jego chamskość choć ona nie pozostawała mu dłużna ! Ich zachowanie jest trochę dziecinne a ba nawet istnieje powiedzenie kto się czubi ten się lubi więc u nich zapewne też tak jest ;D
OdpowiedzUsuńDobrze, że w końcu Carmen znalazła przyjaciela w Billu więc czekam na kolejny odcinek z niecierpliwością. Życzę dużo weny ! ;)
Haha. Genialne zakończenie. Uwielbiam twoje opowiadanie. Chciałabym zobaczyć minę Kaulitza.
OdpowiedzUsuńNO nic czekam na kolejny odcinek. Życzę powodzenia.
To znowu ja! Twój blog właśnie został nominowany do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńwszystkie skazówki znajdziesz tu: http://girl-automatic.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html
Zostałaś nominowana do Liebster Award, więcej znajdziesz tutaj ;)
OdpowiedzUsuńhttp://www.preis-der-liebe.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html
Hhahaha :D:D:D:D Uwielbiam Alyson i nieogarnięcie jeśli chodzi o własne odczucia i emocje. Dodatkowo uwielbiam jej wredotę i uważam, że ta kobitka jest niesamowita!
OdpowiedzUsuńAkcja z franzuskami - bezcenna !!!
Pozdrawiam, KBill
Tu też mnie z komentarzem dawno nie było. Ale... Musisz być świadoma, że jestem na bieżąco z każdą Twoją nowością! :D. Chociaż tyle... wiem, że to nie zbyt pocieszające.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że wszędzie poznałabym tekst napisany przez Ciebie. Mimo, że każda historia różni się od poprzedniej to jednak wszystkie mają coś charakterystycznego w sobie. Taką cechę, która należy tylko do Ciebie i jest cholernie charakterystyczne. I nie pytaj mnie jaka to cecha, bo sama jeszcze do tego nie doszłam :D.
Zakochałam się w głównych postaciach. Idealnie się uzupełniają xD. Bezczelny, pewny siebie i wredny Tom i Alyson- równie pewna siebie, ale zagubiona w całym chaosie zakładu, dodatkowo Kaulitz robi jej niezły bajzel w głowie. Naprawdę idealnie ich dobrałaś do siebie :).
No i oczywiście zakończenie świetne! Kilka słów, a jednak jak dopasowane do całości sytuacji i przyprawiający o śmiech. Już wyobrażam sobie tę otępiałą minę Toma :D. No i wyczuwam awanturę w powietrzu ;).
Czekam na 14-nastkę. Pozdrawiam ;*