Rozdział 23
Plan wydawał się prosty. Gorzej
było z wciągnięciem w niego Billa i Gustava. Ile było marudzenia przy tym… Ale
skoro mamy robić głupie rzeczy i narażać się Jostowi to wszyscy razem! Bill
zgodził się szybciej. Wystarczyło mu wspomnieć o zakupach. Gustav zaś był
bardziej oporny. Udało mi się go namówić, dopiero gdy zagroziłam, że wywlokę go
za uszy. No i jakoś się wymknęliśmy... całą
piątką, bo dołączyła do nas oczywiście Sara. Ku mojej radości, udało jej się
znowu wyrwać i nie będę jedyną kobietą w tym zacnym gronie.
Na pierwszy rzut poszło centrum
handlowe. W końcu tam było wszystko, co nam potrzebne do szczęścia. Zamierzaliśmy kupić trochę rzeczy, by mieć
jakiekolwiek pamiątki. Choć mi w sumie było to zbędne. Nie bardzo chciałam mieć
cokolwiek z tego miasta. Jednak mimo wszystko cieszyłam się, że stworzę nowe
wspomnienia z nim związane. Lepsze. I tego się trzymałam. Poza tym przy tych
ludziach nie dało się nawet zamartwiać czymkolwiek. Ciągłe wygłupy i śmiechy
nie miały końca. Ogarnęliśmy się dopiero w galerii, żeby nie zwracać na siebie
zbytniej uwagi. Był z nami ochroniarz, więc jakby co mieliśmy pomoc. Ale i tak
lepiej nie wywoływać wilka z lasu. Gustav w pewnej chwili postanowił nas
opuścić, twierdząc, że musi koniecznie do toalety. Zapewnił nas, że da sobie
radę, więc puściliśmy go samego. W końcu jest duży! Poza tym, co mu może się
stać w galerii? Co najwyżej jakaś fanka zechce zrobić sobie zdjęcie. Ostatecznie
może się jeszcze zgubić, ale wtedy też nie problem się odnaleźć. Mamy przecież
telefony.
–
Chodźmy do tego z bielizną! – wykrzyknął nagle Bill, co nas zdziwiło. Naprawdę nie wiem, co go tak zafascynowało. Czyżby
nagle zapragnął posiadać kolorowe bokserki, które widniały za szybą na
manekinie?
–
Oczywiście… – mruknęłam, nawet nie zdążyłam niczego więcej dopowiedzieć, a Czarny
wraz ze swoim bratem zniknęli w pomieszczeniu. Sara uśmiechnęła się tylko pod
nosem i udała się za nimi, nie pozostawiając mi wyboru. No naprawdę? Chyba nie
tylko ja mam słabość to facetów o nazwisku Kaulitz.
Sklep
był zwyczajny, jedyne co go różniło od innych to towar i nazwa. W większości
była tu bielizna damska. Tym bardziej nie rozumiałam, czego szuka tutaj Bill.
Bo wątpię, że chodziło mu o te bokserki… a może? Ale przecież one są brzydkie!
Trzeba mu to z głowy wybić!
–
Sara, pilnuj Billa, żeby nie kupił tych ohydnych kolorowych bokserek! – Szturchnęłam
przyjaciółkę, która odwróciła się w moją stronę z wielkim bananem na twarzy.
–
A myślałam, że ty Toma oglądasz w bokserkach…
–
Przestań. Ja nikogo nie oglądam w bokserkach – zaprzeczyłam jej słowom i mogę
się założyć, że poczerwieniałam na twarzy. Nie ze złości, ale ze wstydu.
–
Aa… no jasne, ty oglądasz go bez! – zapiszczała i szybko ode mnie uciekła, chowając
się zaraz za jakimś manekinem, przy którym stał Bill. Po chwili zauważyłam, jak
żwawo z nim o czymś dyskutuje. Udam, że
wcale tego nie powiedziała. Westchnęłam ciężko i wyszukałam wzrokiem Toma… Uniosłam
brwi, gdy dostrzegłam go molestującego jakieś koronkowe majtki. Wątpię, żeby mu
się do czegoś przydały.
Podeszłam do niego z chytrym
uśmiechem. To było silniejsze.
–
Podobają ci się? – zapytałam niespodziewanie, co go wystraszyło, bo aż drgnął.
–
A tak… Ekhm. – Odłożył ową rzecz i rozglądnął się po sklepie. – Ale to bardziej.
I chętnie bym cię w tym zobaczył. – Wyszczerzył się, pokazując mi jakiś
koronkowy, biały komplet. Przeznaczony ewidentnie na noc poślubną. Spodziewałam
się, że go speszę, a tymczasem on zachowywał się całkowicie naturalnie, macając
damską bieliznę na moich oczach.
Zmierzyłam
go wzrokiem, myśląc przez chwilę.
–
Musiałbyś być moim mężem – stwierdziłam z poważną miną i wzięłam do ręki ten
komplet, oglądając go z każdej strony. Był śliczny, trzeba przyznać. Nawet
rozmiar się zgadzał. Ale kto nosi takie rzeczy bez powodu? Tak… Ja zdecydowanie
nie miałam powodów, by posiadać coś takiego. I nieważne, że Kaulitz rzucił
głupim tekstem, że chciałby mnie w tym zobaczyć. To wszystko kolejna głupia
gierka.
–
Jakbym był, to wtedy byś to kupiła i
mógłbym cię w tym oglądać? – zapytał, niczym małe dziecko. Czasami właśnie tak
brzmiał. Jak mały chłopczyk.
–
Jasne! A nawet bez tego… – potwierdziłam, uśmiechając się pod nosem. W ogóle na
niego nie patrzyłam. Wiem, że gdybym to zrobiła, to bym się roześmiała, a wtedy
nie wyszłoby poważnie. A mi się bardzo podobało nakręcanie go w taki sposób.
–
No dobra… Wyjdziesz za mnie?!
I
w tym momencie przestało mi się podobać. Oj bardzo szybko mi się przestało
podobać!
Nagle
uklęknął przede mną, łapiąc mnie za rękę. Zadrżałam, wytrzeszczając oczy z
niedowierzania. Byłam pewna, że to tylko żarty, ale to nie zmieniało faktu, że wprawił
mnie w osłupienie. Kto robi takie rzeczy w miejscach publicznych dla żartów?! A
jak gdzieś tu się kręcą paparazzi!?
–
Boże, Tom wstawaj! – syknęłam, czując na sobie coraz więcej spojrzeń. Co za
idiotyczna sytuacja!
–
Zostaniesz moją żoną? – powtórzył propozycję, nie odrywając ode mnie wzroku. Wiedziałam,
że jak nie odpowiem, to się nie podniesie. Nie będę ukrywała, że znam go lepiej
niż ktokolwiek inny. Z wyjątkiem Billa oczywiście.
–
Tak! – dałam mu odpowiedź, która go usatysfakcjonowała i o to chodziło. – A
teraz wstawaj – rozkazałam, a chłopak posłusznie podniósł się i stanął
naprzeciwko mnie z wielkim uśmiechem. Co za głupek! No nie wierzę, co z nim
jest nie tak!?
–
Gdzie jedziemy w podróż poślubną?
–
Przystopuj trochę. Jeszcze daty ślubu nie ustaliłeś, a już chcesz wyjeżdżać – zwróciłam
mu uwagę, dusząc w sobie śmiech. Cholera, to było idiotyczne, ale i tak mnie
bawiło. Co on ze mną robił? To jakieś szaleństwo. – Poza tym, nie widzę
pierścionka… – dodałam i wyminęłam go, łapiąc przy okazji za strój, który tak
mu się podobał. Właściwie czemu miałabym tego nie mieć w swojej szafie...?
Dogadałam się jakoś z
ekspedientką, trochę po angielsku, trochę po polsku i coś z tego wyszło. Chyba
trzeba podszkolić język. Zapakowała mi komplecik w ładną torebeczkę i
kulturalnie podziękowała za zakup.
Gdy
tylko odeszłam od kasy, dopadła mnie Sara. Miała dzisiaj bardzo dobry humor, co
mnie cieszy. Chyba spodobał jej się Bill, w każdym razie bardzo dobrze się
dogadują.
–
Carmen, co ty tam kupiłaś? Udało mi się powstrzymać Billa przed tymi bokserkami,
wiesz, że on naprawdę chciał je kupić?
–
To uwierz mi, kochana, że uratowałaś całą ludzkość, wybijając mu to z głowy! –
Zaśmiałam się, klepiąc ją z uznaniem po ramieniu. Przy okazji udało mi się
uniknąć odpowiedzi na jej pytanie. Uff. Nie musiała wiedzieć o tej całej
głupiej akcji z Tomem. Jeszcze by sobie coś o mnie pomyślała…
–A
jak! – Wypięła się dumna ze swego czynu i chyba całkowicie zapomniała, że w
ogóle o coś mnie pytała. Ha, za to ją kocham. Jest taka roztrzepana.
–
Możemy już iść dalej – zakomunikował Czarny, podchodząc do nas. On również miał
niewielką reklamówkę. Czyli Sara pomogła wybrać mu coś znacznie gustowniejszego.
Jak my wszyscy ładnie ze sobą współpracujemy.
–
A gdzie Tom? – Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu głowy pełnej dredów przysłoniętej
czapką, ale nigdzie jej nie dostrzegłam.
–
Jeszcze przed chwilą próbował dogadać się z jakąś kobietą, a ona strzeliła mu z
liścia… – odpowiedział zadowolony, jakby
miał jakąś satysfakcję z tego, że jego brat dostał w twarz od kobiety. To mnie zaskoczyło, choć może nie powinno. W
końcu to Tom, nie? Musiał coś nabroić.
–
Zaczekajmy może przy wejściu? Jeszcze przecież Gustav musi nas znaleźć – zaproponowała
Sara, przypominając nam o jeszcze jednej osobie. Uznaliśmy, że to dobry pomysł
i skierowaliśmy się do wyjścia, aby tam zaczekać na dwie zguby. Na Toma długo
czekać nie musieliśmy. Już po chwili ze sklepu wyłoniła się jego sylwetka. Nie
wyglądał na zbyt szczęśliwego, ale nie patrzyłam na niego zbyt długo. Jakoś mój
wzrok sam uciekał…
–
Idziemy po Gustava, nie ruszajcie się stąd – zarządził Bill, który pewnie
zaczynał się już martwić o przyjaciela. Może nie mógł nas znaleźć? Skinęliśmy głowami,
a Bill wraz z Sarą oddalili się w kierunku toalet.
Staliśmy
tak sobie w milczeniu. Nie wiem czemu, ale ściskałam tę reklamówkę tak mocno,
że aż ręka mi się pociła. Ta cisza była dziwna. Gnębiąca wręcz. Zastanawiałam
się, o czym on tak myśli, czemu nic nie mówi. Może przejął się czymś? Może tą
kobietą, co go uderzyła…
–
Bolało? – Wyskoczyłam nagle, spoglądając
na lekko zaczerwieniony policzek Kaulitza. Popatrzył na mnie zaskoczony, jakbym
powiedziała coś dziwnego. Chyba sądzi, że ja o niczym nie wiem… Ups? W sumie
Bill nie musiał tego rozpowiadać z taką satysfakcją! To przecież jego brat!
Gdzie jest jakaś lojalność czy cokolwiek? Ej, szkoda mi go… Boże, naprawdę!?
Przecież sobie zasłużył. Na pewno nagadał bzdur i dlatego mu się dostało.
–
Co miało boleć?
–
Nieźle ci przywaliła… – stwierdziłam niepewnie. Odruchowo dotknęłam miejsca na
jego twarzy, które było poszkodowane. Moja dłoń sama tam zawędrowała,
przysięgam. Ja już nie mam nawet kontroli nad własnymi kończynami! – Co jej
powiedziałeś? – Zabrałam szybko rękę, czując się trochę niezręcznie. Poza tym
ten jego wzrok sprawiał, że coś znowu zaczynało fruwać mi w żołądku.
Takie
czułe gesty w naszym przypadku są raczej niewskazane…
–
Nie wiem, nie znam tego języka – odparł niezwykle cichym głosem. To jest właśnie
dowód na to, że Kaulitz jest głupi. Jak można mówić komuś coś, skoro nie zna
się znaczenia tych słów? Ale ta głupota jest słodziutka w jego przypadku…
–
Jesteśmy już i możemy iść. Ja teraz proponuję coś zjeść. – Bill spojrzał na nas
pytająco, a my chyba do końca nie wiedzieliśmy, o co chodzi. A może to nasze
miny były jakieś dziwne? Ogarnęło mnie nieprzyjemne przygnębienie i sama do
końca nie wiem z jakiego powodu… bo to wszystko jest takie… Inne.
#
Normalnie można zapomnieć o całym
świecie, ganiając po chodnikach i wszystkich napotkanych ścieżkach, uciekając
przed samym gitarzystą Tokio Hotel! Dobrze, że nie było tu żadnych reporterów,
bo mieliby zdjęć na pierwszą stronę jak nigdy. Ja sama się czułam jak jakiś
dzieciak z podstawówki.
Sara
i Bill szli sobie spokojnie, cały czas o czymś rozmawiając i nawet nie wiem,
czy zauważyli nasze nagłe przyspieszenie. W pośpiechu wcisnęłam Gustavowi moją
reklamówkę, aby mi nie przeszkadzała. Chłopak za bardzo nie wiedział, o co
chodzi, ale nie miałam czasu, żeby mu to wytłumaczyć. Tom był skłonny się na mnie
rzucić w każdej chwili i naprawdę nie wiem, co by wtedy zrobił. Ja tylko wyraziłam swoją opinię na jego
temat, oczywiście nie obeszło się bez żartów no i… trzeba było uciekać.
Nie
wiem czemu, chciało mu się za mną biegać w tych swoich workach, przecież mógłby
się zabić! Miałabym wtedy wielkie wyrzuty sumienia!
–
I tak cię dorwę! – Usłyszałam za sobą jego groźbę. Opadałam już z sił. Biegałam
między drzewami i ławkami w jakimś parku i jestem pewna, że gdyby nie szerokie
spodnie, Tom już by mnie złapał… a tak miałam dodatkowe szanse, żeby tego
uniknąć.
Przystanęłam
na chwilę pod wielkim drzewem, opierając się o jego pień. Dyszałam jak parowóz,
ale nie chciałam się poddawać… Musiałam go zmęczyć, może wtedy przeszłaby mu
złość. Ale prędzej siebie wykończę, niż jemu przejdzie. W końcu to jest Kaulitz,
on nie odpuszcza. Nie, dopóki nie dostanie, czego chce.
Rozejrzałam
się w lewo i prawo, czy przypadkiem nie nadchodzi, ale nie widziałam go. Może
dał sobie już spokój? W każdym razie ja odetchnęłam z ulgą i mogłam jeszcze
odpocząć. Tylko żeby mnie nie zostawili, bo nie mam pojęcia, gdzie jestem!
–
Myślisz, że to drzewo cię obroni? – Poczułam nagle, jak ktoś ściska moją rękę.
Od razu rozpoznałam ten głos i dotyk. Chłopak wcale nie wyglądał na zmęczonego,
przynajmniej nie dyszał tak jak ja. Jak to możliwe? Co on robi, że ma taką
kondycję? Albo może nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie…
–
Nie… ale przed czym miałoby mnie bronić? – Uniosłam na niego swoje przerażone
spojrzenie. Tylko że jakoś specjalnie się go nie bałam. Co on może mi zrobić?
To tylko Kaulitz.
–
A widzisz ten niewielki staw? – Wskazał głową przed siebie, uśmiechając się niewinnie. – Zimna woda tam
chyba jest… sprawdzisz?
–
Chyba ci odbiło. Nawet się nie waż – zagroziłam z poważną miną. Chyba bym go
zabiła, jakby mnie tam wrzucił. A jeżeli nie zabiła, to obraziła się na śmierć!
Już nigdy bym nie była dla niego miła! Nigdy nawet słowem bym się do niego nie
odezwała!
–
Skoro jestem idiotą i jeszcze innymi różnymi określeniami, które padły z twoich
słodkich ust, to nic nie powstrzymuje mnie przed tym, żeby zafundować ci orzeźwiającą
kąpiel – stwierdził, stając tak, abym nie miała, jak uciec. Czułam, jak kora
drzewa wbija mi się w plecy, to nie było przyjemne. W dodatku on też nie
wyglądał, jakby żartował. I mnie to wszystko przestawało powoli bawić.
–
Ale ja żartowałam, przecież wiesz… – mruknęłam, oglądając się po bokach w
poszukiwaniu Sary albo Billa… Potrzebowałam teraz pomocy, a ich nie było!
–
Żarty, czy nie żarty… nie zmienia faktu, iż to powiedziałaś, więc zasłużyłaś
sobie na taką kąpiel. Można powiedzieć, że to za wszystko, co do tej pory
zrobiłaś źle wobec mnie. – To już zabrzmiało poważnie. To już zabrzmiało JAK
NIE ON. I niestety, obudziło we mnie coś jeszcze. Nie chciałam do tego nigdy
wracać. Nawet myślami. I na pewno nie chciałam, żeby Kaulitz mi się z tym skojarzył.
–
Tom, nie mów do mnie taki tonem… – Spuściłam wzrok na swoje buty. Poczułam się
jak mała dziewczynka. Jakbym cofnęła się o jakieś kilka lat wstecz. Była
bezbronna i słaba. Skazana na jego łaskę. Mówił tak szorstko i ostro. Nie
podobało mi się to. Tom jest, jaki jest i mogę o nim mówić wiele, nawet tych
negatywnych rzeczy, ale nie jest potworem.
–
Boisz się mnie? – Oparł się ręką o pień, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego
głos od razu złagodniał.
–
Jesteś nieobliczalny, a jak mówisz w ten sposób, to nie wiem czego mam się
spodziewać… – wyznałam, unosząc głowę. Boże on stał tak blisko… byłam właściwie
między jego rękami, mógłby zrobić ze mną, co by mu się tylko zachciało. O czym
ja w ogóle myślę znowu? Co niby miałby ze mną zrobić?
–
Przecież wiesz, że nie mógłbym cię skrzywdzić. – Jego słowa przedarły się przez
moje chore myśli. Serce znowu zabiło mi mocniej. Nigdy nie czułam się przez
niego w żaden sposób zagrożona, ale mimo wszystko, gdy powiedział coś takiego…
zrobiło mi się tak przyjemnie.
–
Wiem, dlatego ci ufam i pozwalam na te wszystkie wybryki – powiedziałam cicho,
wpatrując się w jego ramię. To było najbezpieczniejszy punkt zaczepienia. Nadal
był zbyt blisko.
–
Podobno, jak się komuś pozwala na wszystko, to dlatego, że ta osoba jest kimś ważnym i nie
chce jej się stracić…
Zaraz
mi się słabo zrobi. Co on gada?! I dlaczego to głupie serce tak głośno bije,
mam wrażenie, że wszyscy je słyszą…
–
A...ale... ja przecież nie pozwalam ci na wszystko…
–
A na co mi nie pozwoliłaś? – Uśmiechnął się, zapewne wiedząc, że nie uzyska
odpowiedzi, bo nie było chyba takiej sytuacji, żebym mu czegoś zabroniła. O
tak, nawet nie zauważyłam, jak zaczął robić ze mną, co mu się podoba. Świetnie.
Cholera,
ale mi to też się podoba!
–
Wygrałeś. Jak zawsze, wygrałeś – rzekłam, spoglądając mu
w końcu w oczy. I utonęłam. Oczywiście, że utonęłam.
–
Carmen! Tom! Idziecie!? – Głos Billa przerwał… Właściwie co przerwał? Nie wiem,
nie mam pojęcia. Ale wszystko się skończyło.
Tom odsunął się ode mnie, a mi
się nagle zrobiło zimno i nieprzyjemnie. Czy już zawsze tak będzie...?