niedziela, 16 listopada 2008

28. 'Przegrałam.'

 

Podążałam szpitalnym korytarzem skupiając swój wzrok na białej podłodze. Szłam do sali w której leżał Georg. Nareszcie doprowadziłam się do jakiegoś normalnego stanu i mogłam wyjść z domu. Przez ostatnie dni wcale nie wychodziłam, nigdzie. Miałam jakieś długie chwile załamania, czy czegoś... nie wiem, czy już mi przeszło, ale musiałam po prostu wyjść. Inaczej bym zwariowała.

Chyba zupełnie się w sobie zamknęłam. Tak, sama mogę to stwierdzić.

Jestem inna, zupełnie inna niż dawniej.

Nie wiem, czy to dobrze, czy nie. Ale mi już nie zależy. Zdaje się na los. Co będzie to będzie, a ja mam to gdzieś. Skoro nie mogę być szczęśliwa, to nie- ja już nie mam siły.

Westchnęłam cicho łapiąc za klamkę białych drzwi. W tym szpitalu wszystko było białe i zimne... idealnie dopasowywał się do mojego nastroju i samopoczucia.

Już miałam otwierać te drzwi, kiedy same się otworzyły. A właściwie ktoś po drugiej stronie je otworzył... i to był Bill... a zaraz za nim jego brat. Dosłownie zemdliło mnie na widok Toma, a raczej i jego samego, oraz osoby mu towarzyszącej, a mianowicie tej samej brunetki, którą widziałam w kawiarni. Chłopak widać, nie marnuje czasu...

-o, Carmen... dawno cie nie widziałem.-Bill uśmiechnął się do mnie, czego nie potrafiłam odwzajemnić. Czułam się jakbym była jakimś wrakiem, w ogóle nie było we mnie życia. I chyba tak jak się czułam, tak też wyglądałam. Nawet się nie pomalowałam... miałam na sobie jakieś stare, starte dżinsy i ciepłą, ale niezbyt ładną bluzę, która nie prezentowała się najlepiej. Ubrałam się byle jak...a to przecież nie w moim stylu...

-ja ciebie też...-powiedziałam niewyraźnie, unosząc na niego swoje zmęczone i smutne spojrzenie. Moje oczy cały czas płakały, choć nie naprawdę. Nie umiem wyjaśnić tego co się ze mną dzieje. Po prostu straciłam sens życia.

-Bill, blokujesz wejście.- Tom burknął do niego próbując przejść. Czarnowłosy nawet nie zdążył mi się przyjrzeć, a widziałam że próbował. Dredziarz wypchał go na korytarz, a sam się zatrzymał przede mną mierząc mnie zaskoczonym wzrokiem. Patrzyłam na niego przez chwilę, a on na mnie... kiedy miał zamiar już otworzyć usta, nie pozwoliłam mu na to. Spuściłam wzrok i wyminęłam go wchodząc do sali. W ogóle nie zwróciłam uwagi na dziewczynę, która mnie minęła podchodząc do Kaulitza. Zamknęłam za sobą drzwi chcąc uniknąć jakiejkolwiek rozmowy.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oczywiście wszędzie przeważała biel. Georg leżał na łóżku, a obok na krześle siedział Gustav. Posłałam im lekki uśmiech, który z wielkim trudem przykleiłam do twarzy.

-cześć, Carmen.-blondyn przywitał się ze mną z prawdziwym, szczerym uśmiechem.

-cześć.-odparłam i zbliżyłam się do nich...

-Georg, to jest właśnie ta słynna Carmen.-oświadczył Gustav wskazując na mnie- to ona cie zastępowała.

-miło mi cie poznać.- podałam mu rękę, którą uścisną.

-ja też się ciesze, że nareszcie mogę cie poznać! Nieźle wymiatasz na tym basie, a ja wszystko oglądałem w telewizji. Świetna jesteś.

-dzięki, ale ciebie i tak nikt nie zastąpi. Jak się czujesz?

-o super. Już niedługo będę mógł stąd wyjść, wszystko się udało.- oznajmił z uśmiechem. Ten człowiek to dopiero odzyskał sens życia. Mógł w każdej chwili umrzeć, a dostał szansę... przeszczep się przyjął i już wszystko może wrócić do normy...

-no, to Tokio Hotel znowu ożyje.- stwierdziłam, jednocześnie przypominając sobie chwile spędzone w zespole... miło było...

-eh... nie tak szybko... muszę jeszcze trochę odpocząć, chociaż nie wiem po co... ja tam mam dużo siły.

-jak zawsze.- wtrącił Gustav przewracając oczami.- Georg zawsze udaje najmocniejszego.

-oj, Gustav. Przecież on jest najmocniejszy...-westchnęłam wpatrując się w białą pościel... biało, biało, biało... wszędzie biało...


#


Koniec zakładu. Przegrałam.”-wystukałam na klawiaturze telefonu wiadomość i wysłałam ją do Sary. Ta decyzja, to była jedna chwila. Bo ja już nie mam siły. Zrozumiałam, że nie mam już szans, ani czasu. Przecież on znalazł sobie jakąś dziewczynę, więc nie mogę między nimi paradować, żeby wygrać głupi zakład, który i tak się dla mnie nie liczy. Miałabym psuć jego szczęście? Nie potrafię. Za bardzo mi na nim zależy, żeby zniszczyć mu coś co chce zbudować. Skoro chce się zmienić, to niech to robi. Cieszę się, że jest szczęśliwy. Bo chyba jest... brakuje mi tylko rozmów z nim, tych jego słodkich oczek, głupich uśmieszków... brakuje mi czasu z nim spędzonego. Być może sama sobie to odbieram, bo nie chcę z nim rozmawiać. Odrzucam każde połączenie, gdy dzwoni... ale nie umiem. Tak, dobija mnie świadomość, że ktoś zajął moje miejsce. Że to już nie ja go pocieszam, gdy jest mu źle, to nie ja z nim rozmawiam, to nie ja się z nim kłócę... i nie robię wiele innych rzeczy, które teraz zapewne robi ta dziewczyna.

I kto by pomyślał, że ja będę zazdrosna. I to jeszcze o jakiegoś tam gitarzystę. No bo jestem zazdrosna i to cholernie. Choć wcale nie mam podstaw, przecież to tylko przyjaciel. Więc dlaczego ja tak to przeżywam? Nie dość, że mam jakiegoś doła, to jeszcze dręczę się tym, że Tom spotyka się z jakąś brunetką. Może boję się, że o mnie zapomni? Że przestanie już być moim przyjacielem... już nie będę mogła z nim rozmawiać jak zawsze, droczyć się, wygłupiać... a ja tak bardzo dalej chcę to robić. Przecież tak trudno było mi to wszystko zbudować, a teraz miałoby to runąć jak jakiś wieżowiec? Tak po prostu ma to być koniec? Już nawet nie ważny jest ten zakład, ale to co czuję. Przecież nie wymarzę z pamięci tych wszystkich chwil, tych radosnych i tych smutnych. Jakie by nie były, najważniejsze, że były z nim.

Bo ja jestem zwyczajnie beznadziejna i nie zasłużyłam sobie na takiego przyjaciela. Było, minęło...


Zeszłam do salonu i włączyłam telewizor. Nie mogę cały czas leżeć w łóżku i mieć nadzieję, że jakoś to będzie. Jasne, pozbieram się i wszystko będzie okej. Niestety to nie jest takie proste. Bo ja wiem, że wcale się nie pozbieram. Odziedziczyłam to po siostrze, jak mam doła, to już z niego tak prędko nie wyjdę o ile w ogóle. Melanie często wpadała w depresję przez to, że jej się nie układało. Teraz to się zmieniło... może stwierdziła, że to nie ma sensu? Takie siedzenie i nic nie robienie do niczego nie prowadzi... ale ja nawet nie mogę tańczyć... ta noga cały czas mi doskwiera... a jeżeli nie mogę tańczyć to już nic nie mogę.

Podwinęłam nogi pod brodę i wlepiłam bezbarwny wzrok w ekran telewizora. Co z tego, że nie leciało nic sensownego. I tak nie byłam tym zainteresowana. Patrzyłam tylko, aby patrzeć. Żeby robić coś innego niż tylko spanie. Jakiś nudny program reklamujący roboty kuchenne... może jeszcze nie jestem kompletną idiotką skoro się na to nie nabieram... a może wcale nie trzeba się na coś nabierać, żeby być idiotą. Wiele razy określałam tak Toma, a sama jestem znacznie gorsza. Ale czy jest jakieś gorsze określenie? Jeżeli tak, to ja się do niego kwalifikuję bez dwóch zdań.

Inteligent... jak ja dawno tak do niego nie mówiłam...

Oh, nie mogę... zaraz się pogrążę.


#


Blondynka przymknęła powieki, ciężko wzdychając. Wcale nie cieszyła się z powodu wygranego zakładu. To nie tak miało być. Jej przyjaciółka miała nie tylko wygrać, ale i coś zrozumieć. Czegoś się nauczyć. To nie może być koniec! Jeszcze przecież jest czas do końca grudnia, więc dlaczego?

Poddała się? Niemożliwe... Carmen nigdy się nie poddaje. A może? Może poddała się, bo zrozumiała?

Ona sama wiele się nauczyła przez ten czas. Poza tym... Tom wcale nie jest taki jak sądziła na początku...

Energicznie złapała za torbę i kurtkę, którą założyła w pośpiechu wychodząc z domu. Wybrała w telefonie numer i nacisnęła zieloną słuchawkę.

-cześć, Sara...-usłyszała po drugiej stronie wesoły, a zarazem słodki głos chłopaka.

-możemy się spotkać?- zapytała od razu, a on wyczuł, że coś jest nie tak. Może nie zna jej zbyt długo, ale potrafi rozpoznać w jej głosie czy coś się dzieje, czy też nie.

-jasne. Co się stało?

-chciałam porozmawiać...to ważne.- wyjaśniła krótko otwierając furtkę przed domem przyjaciółki.

-dobrze, to o której i gdzie?

-może być o dziewiętnastej w kawiarni?- zaproponowała pierwsze lepsze miejsce.

-dobra. Będę czekał.

-do zobaczenia.-rzuciła na koniec i rozłączyła się. Stanęła przed drewnianymi drzwiami i nacisnęła na dzwonek. Musiała stworzyć nowy plan, lecz najpierw musi się dowiedzieć w jakim stanie jest Carmen. Oby było wszystko w porządku.

W głowie miała już czarny scenariusz; jej przyjaciółka nie otwiera drzwi bo leży martwa w kuchni, albo że zaraz wyjdzie cała zakrwawiona i padnie trupem na jej oczach...

-oh, to jest chore...-mruknęła sama do siebie odganiając złe myśli. Znała Carmen dobrze, ona nie mogłaby sobie niczego zrobić, nawet w chwili załamania...

Usłyszała ciężkie kroki, co oznaczało, że Carmen zbliża się do drzwi. Noga jeszcze nie pozwalała jej na normalne chodzenie...

To już ją nieco uspokoiło, a już w ogóle odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła rozczochraną przyjaciółkę. Wyglądała fatalnie, ale ważne że żyła i kontaktowała ze światem.

-Carmen!-Sara rzuciła się na nią ściskając ją mocno, co spowodowało, że dziewczyna zwyczajnie się rozpłakała...-co się dzieje?

-nie wiem... ja już nic nie wiem...-wyszeptała przez łzy, które lały się strumieniami z jej wielkich oczu...

 

###

 

Dziś odrobinę krócej niż zwykle, ale to raczej lepiej. Doszłam do wniosku, że chyba nie pozbędę się tej nudy, bo nawet jak będzie miło i kolorowo, to i tak będzie nudno ;D

Chyba nie umiem już pisać ciekawie, o ile w ogóle kiedykolwiek umiałam ^^

Miałam publikować częściej, ale... nie chce mi się... jak sobie pomyślę, że mam się logować, czytać jeszcze raz, poprawiać jakieś błędy wklejać i publikować to ogarnia mnie senność... ;] eh...

O, i jest narracja trzecioosobowa, jak zapowiadałam.

pozdrawiam ;*

 

7 komentarzy:

  1. Pierwsza!! ;)Idę czytać ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Super odcinek :)) Mi się podoba jak piszesz :)) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. wow... ;) fajna notka... nie jest wcale taka nudna... jestem tylko cho.lernie ciekawa CO DALEJ! Jak ty mogłaś skończyć w takim momencie?! Czy ja mam Cię jutro uderzyć zeszytem?! xDNo ale nieważne to. ;)Przez Ciebie Tom działa mi na system nerwowy, a Bill po prostu odwrotnie ;PMożesz opublikować już 29, 30, 31, 32 i 33 notke?? xD

    OdpowiedzUsuń
  4. gdybyśmy się znały bardzo, to bym uznała, że opisujesz moje życie bez mojej zgody, no ale nie znamy się, więc ojapierdziele.dokładnie wiem, co czuje Karmelka. to straszne, weź ją jakoś uratuj! no tak nie może być! nikt nie może mieć bardziej posyranego życia niż ja!ja myślę, że to nie koniec, tak jak twierdzi C., ale dopiero początek.. a koniec będzie słooooooooooooooooodki. no ale nic. Ka. no zrób coooś! ^^lukrowa

    OdpowiedzUsuń
  5. O, nowy lay. Boski < 33A odcinek?Kurde. Co z tą Carmen, no ?Niechże weźmie się w garść wreszcie !A Kaulitz to glizda, o ! xDJak nudno? Jak nudno ?? Oszalałaś?Jest jak najbardziej okej :)Pozdrawiam ;-**[fu ck-me-tom.mylog.pl ; wspomnienia-mlodosci ]

    OdpowiedzUsuń
  6. shining_sun@vp.pl16 listopada 2008 19:49

    achm Ka. chcialabym cię zaprosic na odcinek na suchtig..wyszla taka dziwna sytuacja.. ;D bo poprzedni odcinek to tak naprawde byl dopiero nastepny i ten jest prawidlowy.. nie wiem jak moglam dopuscic do takiego zaniedbania! xdno wiec zapraszam serdecznie <3lukrowa

    OdpowiedzUsuń
  7. niee ! w takim momencie kończyć ?! xD Mi się podoba ta część, ale wiem coś o tym wstawianiu notek, bo sama kiedyś pisałam ;-) Czekam na kolejny odcinek, bo ja wiem, że Tom i tak zerwie z tą dziewczyną ! Dla Karmelki, prawda ? ;*

    OdpowiedzUsuń