poniedziałek, 24 listopada 2008

29.'Amelia jest be.'

 

Głośne stukanie obcasów wybudziło mnie ze snu. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek stojący na szafce. Dla mnie była jeszcze noc, zresztą od jakiegoś czasu cały czas jest noc. W mojej głowie panuje ciemność i pustka.

Zwlokłam się z łóżka, aby sprawdzić dlaczego moja siostra tak hałasuje tymi butami.

Nienawidzę szpilek.

Melanie biegała z pokoju do łazienki i tak w kółko, aż w końcu się zatrzymała zauważając mnie stojącą w drzwiach. Zmierzyła mnie wzrokiem, następnie podeszła do mnie i przyłożyła mi rękę do czoła...

-fatalnie wyglądasz...-skwitowała wzdychając ciężko, a kolejno skierowała się na schody- zjedz coś i doprowadź się do użytku, bo mamy dzisiaj gości. I do cholery jasnej przyklej na tą twarz uśmiech!-fuknęła zbiegając na dół, po czym usłyszałam tylko trzask drzwi.

Zamrugałam oczami i wycofałam się z powrotem do pokoju. Ponownie położyłam się na łóżku, zakopując pod kołdrą aż po samą głowę. Już nie lubię zimy, bo jest mi zimno.

A poza tym niedługo te głupie święta, a ja nie chce... Nie chcę świąt! Nienawidzę grudnia.

Dlaczego ten czas tak szybko płynie?

I nie mam zamiaru doprowadzać się do użytku ze względu na jakichś gości, mam ich gdzieś.

Ja w ogóle wszystko mam gdzieś. Nie wychodzę wcale z pokoju, więc nie będą narażeni na mój widok.

Przytuliłam się do poduszki zamykając oczy. Chciałabym zasnąć i już się nie obudzić, albo przynajmniej przespać te wszystkie złe chwile w życiu...

Z dnia na dzień, zaczynam coraz bardziej nienawidzić siebie. Zaczynam każdą winę zwalać na siebie, bo to chyba ja jestem jakaś zła, inna, że nie umiem być szczęśliwa, nie umiem nic osiągnąć... już nawet nie tańczę. Można powiedzieć, że sama zniszczyłam sobie karierę. Przez tą nogę nie mogłam wystąpić, a teraz... teraz już nie mam żadnej motywacji. Już nigdy nie stanę na parkiecie, już nigdy nie stanę na scenie. To koniec. Definitywny koniec.


Dzień za dniem, gubisz życia sens...

i nagle jest, jedna myśl...

to tylko miłość...


#


-co wy tu robicie?!-stałam w samej koszulce i majtkach gapiąc się na Sarę i Billa, którzy postanowili złożyć mi niezapowiedzianą wizytę o ósmej rano. Czy im życie niemiłe? Zabije.

-jesteś nam potrzebna, więc szoruj do łazienki i myju, myju!-zakomunikował czarny z wesołym uśmiechem. Nie rozumiem o co chodzi... ja się nigdzie nie wybieram.

-idę spać, rozgośćcie się.-mruknęłam, lecz nawet nie zdążyłam się odwrócić jak mnie złapali za ręce uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy.

-umowa jeszcze nie wygasła. Nadal jesteś basistką Tokio Hotel.- zagrzmiała Sara- więc rób co mówmy i nie stawiaj oporu, bo użyję siły.- mam się bać? Co oni do cholery odstawiają!?

-odwaliło wam? Halo! Zabierać te łapy.- rozkazałam szarpiąc się z nimi, co przyniosło skutek jakiego oczekiwałam.

-gramy koncert w klubie, dzisiaj wieczorem. Więc czeka nas próba, zaraz.- rzekł Bill już z zupełnym spokojem. Normalnie tego mi brakowało, nie? Nie! Wcale nie mam ochoty grać. Ja chcę zakopać się w kołdrze i udawać że mnie nie ma, o!

-cholera.-warknęłam niezadowolona- nie mówiliście nic wcześniej.

-bo nie wiedzieli.-Bill nie zdążył odpowiedzieć bo moja cudowna przyjaciółka go wyprzedziła, bezczelna.-no idź się zrób na bóstwo i idziemy.

-a ty po co?- spojrzałam na nią krzywo, nie żebym ja coś do niej miała, ale co ona właściwie ma do tego?

-ja jestem twoim menadżerem. No idź już, szybko! Czas to pieniądz!- popchnęła mnie w stronę schodów. Nie zostało mi nic innego jak iść i się ubrać. Gdyby nie ta umowa kazałabym im szukać kogoś innego... coś czuję, że spieprzę ten koncert...

Tak ciężko było mi się ubrać w coś normalnego, wcale nie miałam na to ochoty. Nie miałam zamiaru się malować. Założyłam na siebie jakieś przyzwoite ciuchy, aby wyglądać lepiej niż przez ostatnie dni i zeszłam na dół, gdzie czekali na mnie Sara i Bill. Oni coś kręcą. I wcale nie twierdzę, że między sobą... ale są dziwni.

-a gdzie makijaż?- Blondynka zgromiła mnie spojrzeniem, jakbym popełniła przestępstwo. Wzruszyłam obojętnie ramionami i założyłam na siebie bluzę.

-zimno jest...

-no i co z tego?-mruknęłam i otworzyłam drzwi, od razu czując lodowate powietrze... przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, ale to było mi potrzebne. Musiałam się rozbudzić, żeby cokolwiek robić. Słyszałam jak Bill ciężko westchnął, po czym razem z Sarą dołączyli do mnie i udaliśmy się do domu Kaulitzów.

Nie już nie fascynowały mnie puste drzewa bez wyrazu. Ani pływające kaczki w stawie, nawet mały piesek bawiący się ze swoim właścicielem. Szłam nie zwracając na nic uwagi, drogę znałam na pamięć. Sądzę, że doszłabym nawet z zamkniętymi oczami.

Pamiętam jak pierwszy raz szłam na próbę. Wtedy nie miałam zamiaru zawierać z nimi żadnych przyjaźni, a już na pewno niczego więcej...i kto by pomyślał...

Dziwne to wszystko. Nie myślałam, że właśnie tak potoczy się moje życie.


-proszę do środka miłe panie- Bill otworzył drzwi od swojego domu i puścił nas przodem- możecie czuć się jak u siebie, i tak nikogo nie ma...

-a zespół?-mruknęłam obracając się w jego stronę, wyglądał jakby usłyszał coś niezwykłego.

-zespół? A zespół!-klepnął się w czoło chyba rozumiejąc o co mi chodzi- no to oni zaraz powinni przyjść. Tom odwoził Amelię na lotnisko, bo wyjeżdża i już nie wraca nigdy...-oznajmił z udawanym żalem w głosie. Nie wiem kim jest ta cała Amelia, ale pewnie nie przypadła mu do gustu czego wcale nie ukrywa. Mi też pewnie by się nie spodobała...-bo Amelia to ta dziewczyna co była z nami w szpitalu, widziałaś ją chyba?- wyjaśnił widząc moje nie do końca zrozumiałe spojrzenie. Skinęłam niechętnie głową, jednak wiem któż to jest. I choć z pozoru wydaje się być miłą osobą i tak jej nie lubię. I się baaardzo cieszę, razem z Billem, że wyjeżdża i nie wraca. Nie ma to jak dobra wiadomość.

-i ona wcale nie jest taka fajna, jak Tom sądził. Bardziej sztucznej osoby to ja w życiu nie widziałem.-zapewnił mnie, choć ja sama nie wiem po co. Dlaczego on mi to wszystko mówi? Przyszliśmy tu na próbę, a nie żeby rozmawiać o dziewczynach Toma.

-i jest strasznie przesłodzona.-wtrąciła się Sara- niby taka tego, a tak naprawdę tego...no...ehem...

-wam już chyba kompletnie odwaliło. Mieliśmy podobno grać. Co wy odstawiacie? Nie obchodzi mnie żadna Amelia!-uniosłam się patrząc na nich ze złością. Oni niby chcieli mnie podbudować opowiadając, jaka to Amelia jest be? Co z tego. Przecież to nie ma żadnego związku ze mną.

-przecież nie zaczniemy próby bez Toma i Gustava, nie denerwuj się tak.

-to przestańcie gadać o jakiejś dziewczynie, której nawet nie znam.-uniosłam oczy ku górze. No bo kto pojmie intencje takich wariatów? Ich powinni zamknąć, za te wszystkie podteksty i niezrozumiałe wypowiedzi,o.

-ehem...no bo my tylko, tak sobie...żeby nudno nie było...-wytłumaczył Bill ze skruszoną miną. I jak tu się gniewać na takiego artystę? Nie dość, że ładnie śpiewa to jeszcze jest słodki i potrafi doskonale się posługiwać swoim urokiem.

-kiedy oni przyjdą?-usiadłam na kanapie. Znowu mi się nic nie chciało, chociaż mój humor znacznie się poprawił.

-yyy...no.... eee... nie wiem...ale... no... ten... ja...zadzwonię po Gustava...- Bill dukał jakby sam nie wiedział co ma powiedzieć. Wyraźnie czuję, że coś jest nie tak. On się nigdy nie zachowywał w ten sposób.

Westchnęłam tylko opierając się wygodnie, bo nawet jakbym chciała coś powiedzieć to nie miałabym do kogo, gdyż Sara z Billem zniknęli w kuchni.

Ciężki mój los. Nie dość, że mi się nie układa to jeszcze przyjaciele knują coś za plecami. Ale nie będę się już nad sobą użalała. Koniec. Przecież drzemie we mnie ogromna siła, nie podłamie mnie żadna tam brunetka, tym bardziej że już jej nie ma... Tom pewnie się załamie z powodu jej wyjazdu, a ja wręcz przeciwnie. Czy nie jestem przypadkiem wredna? Eh... może trochę... sama nie dawno mówiłam sobie, że chce aby był szczęśliwy, a teraz się cieszę, że jego szczęście wyjeżdża... ale czy nie może sobie znaleźć jakiegoś lepszego? Takiego jakie bym ja zaakceptowała... bo ta brunetka wcale mnie nie przekonywała...

-tirirarampampam...-trochę mi się zaczynało nudzić, więc sobie coś nuciłam pod nosem tupiąc przy tym nogą. Fascynujące, zajęcie. Miło by było, gdyby ta jeszcze niedoszła parka zaszczyciła mnie swoim towarzystwem. Mam chyba jakieś złudne nadzieje, o ile w ogóle takie istnieją...


#


-chyba się udało- zachichotała blondynka wystawiając głowę do salonu- poprawił jej się humor. Wiedziałam, że chodziło o tą dziewczynę. Bogu dzięki, że ona wyjechała...-uniosła oczy ku górze odwracając się w stronę równie zadowolonego chłopaka. Wspaniale było przywrócić przyjaciółkę do życia wspólnymi siłami. Bo oni jak połączą swoje moce, potrafią wiele zdziałać.

-ale jak się dowie, że nie ma żadnej próby to raczej nie będzie nam wesoło..-stwierdził uświadamiając sobie, że ani Gustav ani Tom nie mają zielonego pojęcia o ich planie i nie wiedzą nic na temat żadnego występu w klubie. A znając charakterek Carmen... nie będzie zadowolona mimo tego, że jej nastrój jest zdecydowanie lepszy niż był.

-e tam.. pokrzyczy, pokrzyczy i przestanie. Ona nie potrafi się na ciebie złościć, więc nie będzie źle. A poza tym jeszcze będzie nam wdzięczna, że jej pomogliśmy.

-to co robimy jak przyjdzie Tom?

-wiesz co, Bill... bo ja znowu mam taki kretyński plan, który raczej nie jest najodpowiedniejszym rozwiązaniem, ale można by spróbować...-powiedziała niepewnie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie powinno się na siłę nikogo do siebie zbliżać, ale czasami to skutkuje.

-jeżeli ten pomysł uważasz, za kretyński to znaczy, że jest idealny.-stwierdził pewnym siebie głosem, co dodało jej trochę odwagi.

-dobra... wobec tego wcielamy go w życie.-uśmiechnęła się i podeszła do niego, aby następnie wyszeptać mu swój wymysł do ucha. A żeby on tylko potrafił się skupić na tym co ona do niego mówi... Gdy stała tak blisko, jej zapach i urok opętał go całego...

-aa... a co z nami?-zamrugał oczami, gdy już się od niego odsunęła.

-nie wiem... my musimy się gdzieś ulotnić...


###

 

Sprawdzałam to kilka razy, ale myśle że błędy i tak są. Z moim komputerem w ogóle się nie da pracować, nie wspominając już o klawiaturze, która odmawia mi posłuszeństwa ^^ Koniecznie muszę wymienić sprzęt, bo inaczej  nic nie napisze.  Eh... nic mi się nie chce. Ten poniedziałek jest po prostu okropny. ;/

pozdrawiam ;*

 

5 komentarzy:

  1. Notka super :)) Ja błędów nie widziałam xD Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. fajna notka ;)pewne słowa kojarzą mi się z Marcinkiem xDPoproszę następną notka już xDPozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Uhlalalala ... podstęp xDPodstępy są faaaaajne ^^Amelia ... pfrr o.O plastik is fantastik ... sialalala, pojechała w choooj i fajnie będzie ; DA ciekawe co to za "kre tyński pomysł" xDUmca, umca ... czekam , jak zawsze z niecierpliwością ;-****

    OdpowiedzUsuń
  4. Haaa ! I w końcu ta BE Amelia wyjechała i jej nie będzie ! Ha i dobrze ! Wcale jej nie żałuję xD A kretyński plan na pewno nie wypali znając życie ;P ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. No, ja przepraszam za SPAM, bardzo bardzo bardzo przepraszam, ale zapraszam na rette-ffth.blog.onet.pl - pomozmy FFTH! :)

    OdpowiedzUsuń