Grudzień, choć mroźny nie zaszczycił nas nawet niewielką ilością śniegu, przez co jeszcze bardziej nie czuje, że już niebawem święta. Podczas ostatniego tygodnia pilnowałam Mel i dbałam o to, aby jadła. Za bardzo nie potrafiłam wpłynąć na jej psychikę, lecz cały czas mam nadzieje, że sobie poradzi. Czuję jednak, że nie powiedziała mi wszystkiego, ale nie chcę się dopytywać. Myślę, że kiedyś sama mi powie. W każdym razie już jest zdecydowanie lepiej. Na tyle dobrze, że bez obaw mogę wyjść z domu. No i mogę spędzić więcej czasu z Tomem. Brakowało mi tego. To było zaledwie sześć dni, a czułam się jakby minęło sześć lat. Nie mogłam być jednocześnie z Tomem i Melanie. Bardzo cieszyłam się na to wyjście. Tom był taki tajemniczy i za nic w świecie nie chciał zdradzić dokąd mnie zabiera, powiedział tylko, żebym się elegancko ubrała. Pierwsze moje skojarzenie to kolacja, ale nie mam żadnej pewności.
Ah... i znowu pojawia się problem. Czy ja w swojej szafie znajdę jakąś elegancką kreację? Gdybym ja wiedziała, co on wymyślił... może byłoby mi łatwiej.
Po jakże długim namyśle wyjęłam jedną z niewielu sukienek jakie posiadam. Ta wydawała mi się najodpowiedniejsza, była elegancka, a zarazem skromna. Nie wyróżniała się zbytnio. Prosta, granatowa z nie za dużym dekoltem. Jak już się okazało, że się w nią wcisnęłam, idealnie przylegała do mojego ciała. Wielce mi ulżyło, że nie jest za ciasna. No ale przecież nie mogłam przytyć.
Zrobiłam sobie makijaż pod kolor sukienki i byłam gotowa. W sumie nie potrzebowałam nic więcej za wyjątkiem kurtki i butów. Z tym jednak wolałam poczekać na Toma.
Opuściłam łazienkę i skierowałam się na dół, po drodze zerkając do pokoju siostry, która na szczęście czytała książkę. Czyli wszystko w porządku. Uspokojona zbiegłam po schodach. Usłyszałam, że samochód podjeżdża pod dom, a po chwili zadźwięczał dzwonek. Ewidentnie to był Tom. Nie miałam, co do tego najmniejszych wątpliwości, zawsze przyjeżdża przed czasem.
Prawie, że pofrunęłam, aby mu otworzyć. Pragnęłam wtulić się w jego ciało i wdychać cudowny zapach perfum...
Pociągnęłam za klamkę i od razu poczułam jak oblewa mnie fala gorąca na jego widok.
-Hej, gotowa?- Przywitał mnie ciepłym uśmiechem. Chciałam się na niego rzucić, ale powstrzymałam się. Nie będę się zachowywała jak zwierze.
-Założę tylko buty i kurtkę i możemy iść.- Z trudnością oderwałam od niego wzrok, aby założyć na siebie wcześniej wymienione rzeczy. -A powiesz mi dokąd idziemy?-Uniosłam na niego spojrzenie jednocześnie dopinając pasek przy bucie. Uśmiechnął się tylko kręcąc przecząco głową.-Możemy iść.- Westchnęłam niepocieszona jego tajemniczością.
-Ślicznie wyglądasz.- Złapał mnie za rękę przyciągając bliżej siebie.
-Dziękuję, ale nie myśl sobie, że komplementami mnie przekupisz i będziesz miał święty spokój przez całą drogę.- Rzekłam z powagą.
-Nie myślę.- Cały czas się uśmiechał. Kocham ten jego uśmiech... mam nadzieje, że o tym wie.
Już bez zbędnych słów udaliśmy się do samochodu. Zapieliśmy pasy i ruszyliśmy. Zżerała mnie ciekawość. Chciałam się przygotować jakoś psychicznie na ten wieczór, ale nie miałam pojęcia dokąd jedziemy, a znając życie Tom nie puści pary z ust.
-To jakaś restauracja?
-Nie. Proszę cie, wytrzymaj. Chcę cie zaskoczyć.
-No, ale ja jestem taka ciekawa... będę się denerwowała przez całą drogę.- Miałam nadzieję, że tym go jakoś przekonam, ale myliłam się.
-W zamian za twoją cierpliwość, powiem ci coś innego.- Zaproponował skręcając w jakąś ulicę. Tak, to co miał mi do powiedzenia, też mnie bardzo ciekawiło. Boże, ale ja jestem ciekawska! Odwróciłam się w jego stronę na znak, że go słucham.-Wiesz... przez ostatnie dwa miesiące wiele się zmieniło... nie sądziłem, że wszystko może się potoczyć w ten sposób. Tak bardzo się ciesze, że z nami pojechałaś i że pozwoliłaś mi się poznać na nowo. Nigdy bym sobie nie darował, jakbym przez głupotę cie stracił...- Nie wiem jak on mógł mi to mówić i w tym samym czasie prowadzić. Ja normalnie rozpływałam się na tym fotelu..- Bardzo przy tobie dojrzałem. Dzięki tobie widzę więcej niż kiedyś... jestem gotowy na poważny związek i chce go tworzyć właśnie z tobą. Miałem dużo czasu, teraz wiem na pewno, że cie kocham.
-Boże, zatrzymaj się.- Prawie, że pisnęłam. Chłopak chyba za bardzo nie wiedział co się dzieje, może się trochę wystraszył, dlatego natychmiast zjechał na pobocze.- Naprawdę mnie kochasz?-Spojrzałam prosto w jego oczy. Byłam oszołomiona. Chciałam jeszcze raz to usłyszeć. Może nawet jeszcze z tysiąc razy, aby to do mnie dotarło...
-Kocham cię, Carmen. Właśnie ciebie. Tylko ciebie i nikogo innego.- Podkreślał każde słowo tak jakby wiedział, że tego potrzebuję.
-Kurde... ty naprawdę mnie kochasz... a nawet nie poszłam z tobą do łóżka...- Stwierdziłam zszokowana wpatrując się w szybę. Zaśmiał się, najwyraźniej rozbawiony moimi słowami. A ja.. ja nie wiedziałam, czy to sen?
-Przecież byłaś ze mną w łóżku.
-Oh, przecież wiesz o czym mówię...- Czy ja się rumienie? Jak on to robi, że doprowadza mnie do takiego stanu? Od kiedy moje policzki się czerwienią, gdy mówię o takich rzeczach? Właściwie ja nigdy się nie rumieniłam, nawet w najbardziej żenujących sytuacjach.
-A ty wiesz, że nie chodzi o seks.- To wcale nie było pytanie. On był pewien tego, że ja nie mam żadnych wątpliwości. Ale skąd on wie? Czy naprawdę tak bardzo pokazywałam po sobie, że dobrze wiem, że wbrew wszystkim plotkom, łóżko nie jest dla niego najważniejsze? Oczywiście, że wierzyłam w tą swoją prywatną wizję. Miał tyle okazji, a nigdy nie chciał niczego więcej.- Wiesz, prawda?- Odwrócił się do mnie, a ja skinęłam twierdząco głową.- I wierzysz mi? Ufasz? Nie wątpisz w moje uczucia?
-Tak.- Potwierdziłam nie do końca świadomie...
-Kocham cie.- Po raz trzeci wypowiedział te magiczne słowa i złożył na moich ustach krótki, aczkolwiek słodki pocałunek.- Możemy teraz jechać dalej?- Znowu skinęłam głową. Nie byłam w stanie teraz mówić. I rzeczywiście, to dokąd jedziemy przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Bo on to powiedział. Powiedział coś, co sprawiło, że moje życie stało się jeszcze barwniejsze niż było i może się walić świat, a ja będę wiedziała, że on mnie kocha.
Zupełnie odcięłam się od świata, byłam pogrążona w marzeniach przez całą drogę. Tom nawet nie chciał mi przerywać. Chyba był z siebie dumny, że nie bał się powiedzieć mi co tak naprawdę czuje.
Poważny związek ze mną! Aż trudno w to uwierzyć...nawet o tym nie marzyłam...
A wiem, że teraz to już nie wiem nic. To wszystko mi się śni...
W ogóle nie zwracałam uwagi na to ile czasu jedziemy. Chyba naprawdę zapomniałam, gdzie i z kim się znajduję. Byłam w wielkim szoku, jak słysząc głos Toma, doszłam do wniosku, że jesteśmy na miejscu.
-Hej, nie wysiądziesz?- Usłyszałam jego rozbawiony głos przy drzwiczkach po mojej stronie, które zdążył już otworzyć.
-Zamyśliłam się.- Usprawiedliwiłam swoje dziwne zachowanie i wyskoczyłam z samochodu stając koło niego na równych nogach, po których od razu przeszedł mnie chłód. Zaczynam żałować, że założyłam sukienkę. Jest strasznie zimno.
-Mam nadzieje, że mnie nie pogonisz jak dowiesz się dokąd idziemy...- Powiedział niepewnie spoglądając na jakiś budynek przed nami, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi. Dopiero teraz przeniosłam swój wzrok tam gdzie Tom. Miałam ochotę się roześmiać odczytując wielki napis „Opera”, jednak nie zrobiłam tego widząc, że mój chłopak ma całkiem poważną minę.
-Zabierasz mnie do opery?
-Tak.- Potwierdził.- Chyba, że nie chcesz...
-A ja...tak...oczywiście, że chcę...- Wydukałam w zaskoczeniu. On dzisiaj mnie co chwila zaskakuje. Opera? Nigdy bym się tego nie domyśliła! Dziwne...
-Cieszę się, bo specjalnie na tą okazję założyłem białą koszulę, a jakbyś nie chciała to musiałbym cię zabrać w inne miejsce, a wtedy byłoby większe ryzyko, że ktoś mnie zobaczy...
-Założyłeś białą koszulę!- To miało zabrzmieć bardziej pytająco, ale mi nie wyszło. Bez najmniejszego skrępowania rozpięłam mu zamek w kurtce do połowy. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zwykła, biała koszula z kołnierzykiem!- Oh...a krawat?
-Nie za dużo ode mnie wymagasz?
-Chyba za mało.- Zaśmiałam się zapinając go z powrotem. Nie mogłam przecież pozwolić, aby zmarzł.
-Hm...tylko nie przesadzaj z tymi wymaganiami, bo mogę im nie sprostać.
-Przemyślę to.- Stwierdziłam nie ukrywając radości która mnie wypełniała.
-Dobrze. Chodźmy już, bo się spóźnimy.- Złapał mnie za rękę. Chyba dopiero teraz do mnie dotarło to wszystko co się dzisiaj wydarzyło i ma się wydarzyć. To, że naprawdę wyznał mi miłość. To, że naprawdę jest moim chłopakiem. I to, że naprawdę idziemy do opery...!
#
Nie ma to jak przesiedzieć godzinę w operze. Nie wiem jak ci ludzie to robią, że wydobywają z siebie takie potężne głosy. Ja bym tak nie mogła, chyba by mi struny głosowe pękły. Eh...zresztą, co tam opera! Jakoś nie mogłam się skupić na tym co powinnam, cały czas miałam w głowie Toma i nie tylko w głowie, ale także obok siebie. Ale miałam przez chwilę chęć stanąć na tej scenie i wykrzyczeć jaka jestem szczęśliwa...
Szczerze to nie mogłam się już doczekać kiedy stamtąd wyjdziemy. Chciałam się do niego przytulić... no a w operze to chyba nie wypada? Zresztą ta dziwna atmosfera i śpiew w tle... nie było źle, ale wolałabym coś innego. Oczywiście nie miałam zamiaru się skarżyć, tym bardziej, że jak wyszliśmy poszliśmy na kolację. Takie zakończenie wieczoru mi odpowiada, jak najbardziej.
Restauracja należała do tych eleganckich i raczej drogich. Ja osobiście preferuje coś skromniejszego, jednak było mi wszystko jedno. Przecież nie będę narzekała, że zabrał mnie do takiej, a nie innej restauracji... ważne, że w ogóle gdzieś mnie zabrał i nareszcie jesteśmy razem.
Usiedliśmy przy jakimś odosobnionym stoliku, byłam tak zajęta wpatrywaniem się w Toma, że nic innego mnie nie interesowało. On tak pięknie wyglądał w tej koszuli...tak męsko...ah...
-Proszę, dla pani...- Kelner wręczył mi kartę, czego prawie nie spostrzegłam. Otworzyłam ją cicho wzdychając. Jak przeczytałam kilka pierwszych z brzegu potraw od razu odechciało mi się jeść i zeszłam na ziemię. Zamknęłam odruchowo menu i odłożyłam je na stolik.
-Nie jesteś głodna?- Usłyszałam zatroskany głos mojego partnera choć wyczuwałam, że ma ochotę się roześmiać.
-Chyba żartujesz.- Zmrużyłam oczy nie chcąc nawet myśleć, że mogłabym zjeść cokolwiek z tej karty. Po pierwsze ceny są wysokie, jakby nie wiem co to było, a po drugie większości potraw nie znam, a jak już znam... w życiu nie wzięłabym do ust ślimaka!
-Tak myślałem...
-To po co mnie tu przyprowadziłeś?-Spytałam z wyrzutem nie rozumiejąc jego postępowania.
-Chciałem, żeby było miło. My mamy specjalną kartę dań...możesz zamówić co tylko chcesz.- Rzekł zadowolony.
-Ah... nawet pizzę?- Uśmiechnęłam się nie bardzo wierząc, że dostałabym tutaj takie jedzenie. O dziwo, Tom skinął twierdząco głową.
-Jednak znam cie lepiej niż sądziłem.
-Eh... miło mogłoby też być w innym miejscu. Ciekawe ile zapłaciłeś za ten stolik...
-Nieważne ile. Ważne, że mamy tutaj spokój i nikt nam nie przeszkadza.
-Są darmowe miejsca, gdzie moglibyśmy być sami. - Stwierdziłam nie przestając się uśmiechać. Jak na niego patrzyłam, zwyczajnie nie mogłam się nie uśmiechać. Boże, jakie ja mam szczęście...
-Hm.. nie wiedziałem, że chcesz być ze mną sam na sam. Możemy wyjść...
-Nie, nie! Ja tylko tak mówię, że szkoda kasy...
-No dobra, to zjemy i wychodzimy.
-Tom, naprawdę dostaniemy tu pizze?
-Oczywiście. Nie zapominaj z kim jesteś.- Zaznaczył i przywołał kelnera gestem ręki.- Prosimy nasze zamówienie.
Mężczyzna skinął głową porozumiewawczo i odszedł.
Odprowadziłam go zdumiona wzrokiem.
Skąd on wiedział, że będę chciała pizze?
Już miałam otworzyć usta, aby o coś zapytać kiedy moja mina diametralnie się zmieniła, a dłonie mimowolnie zacisnęły się na materiale sukienki... ogarnęła mnie fala gorąca, lecz to nie miało nic wspólnego z przyjemnością... odwróciłam szybko wzrok przełykając ślinę... pragnęłam teraz stąd jak najszybciej wyjść...
###
Dobra, ja nic nie mówię.
Czuję, że kolejna notka nie pojawi się zbyt szybko. Walczę z matematyką. Ale i tak zbyt często publikuję ;)
pozdrawiam ;*
Tym razem nie będę piszczała, bo to już nie będzie oryginalne. Teraz sobie powzdycham. Och ach ! x3Wyznania miłości w aucie, ammmmrrrr ^^Tylko zaniepokoiły mnie ostatnie 3 linijki o.ONie miałaś kiedy skończyć ?!Ugh!I ładny lay :***
OdpowiedzUsuńŚlicznie... Boże, cudownie! xO Takie wyznania... Mmm ^^ Tylko wziąć i zgwałcić. Ja nie wiem, czemu Carmen przejmuje się cenami. Powinna cieszyć się, że chłopak ją tak rozpieszcza XD A co do jego ubioru. Ahh, koszula! Nie wytrzymie no! Boże, sam sex, sex, seex XD Nie wiem co mam jeszcze napisać. Może to, że życzę ci powodzenia z matmą. Pozdrawiam ;** [pojedynek-na-akordy]
OdpowiedzUsuńaaaa! tytuł! <3 ojesousie, seks! zaraz przeczytam! tylko się wykąpie, buu!
OdpowiedzUsuńJeej w takim momencie. Kurcze no nie usne ;PAj to wyznanie jakie romantycznee ;) rozpływam się;D aaaahh ;D
OdpowiedzUsuńO.Mój.BOŻE.! nie noo. to powinno być karane całkowicie. kończyć w takich momentach to szczyt ;d. ale kurde... ta akcja w samochodzie [chciałam napisać w aucie, ale zaraz kojarzy mi się to z tą debilną piosenką więc sobie podaruje o.O xD] powala na kolana i wynagradza wszystko inne ;d. normalnie, walić matematykę, skoro Tom Kaulitz tutaj wyznaje miłość.! no ludzie ;DD ;*******
OdpowiedzUsuńhehe ;DDno proszę ;DTom wyznał jej miłość ;DDodcinek super ;**ps. nienawidzę matmy ! xDD
OdpowiedzUsuńWiesz... powinnam się na Ciebie obrazić! Czemu mnie nie powiadomiłaś?! A taka fantastyczna notka! Normalnie Tom wziął Carmen w aucie... lol :P Te wyznanie miłości spowodowało, że normalnie odleciałam... Jak on to pięknie powiedział! To dobrze że Tom w końcu powiedział co czuje ;) Teraz będą żyli długo i szczęśliwie, mam nadzieję xD Pozdrawiam i nie życzę sobie więcej takiego zapominania o mnie ;*
OdpowiedzUsuńhahaha. sunia się wykąpała i co? trwało to 2 dni! xd bosz, chyba zasnęłam.czytam słiti ;*
OdpowiedzUsuń'A wiem, że teraz to już nie wiem nic.' a ja wiem, że nie wiem, co powiedzieć! jej, taki słodki tomasz wydający kupę kasy na kolacje ze swoją dziewuszką. W BIAŁEJ KOSZULI Z KOŁNIERZEM! aaaaa! ej, a ta koszula też była XXXXXL czy taka przylegająca? xd ile ja bym dała, żeby go zobaczyć w obcisłych ciuchach hahaa xdbosz, powracając do mojego podniecenia spowodowanego Twoim talentem, wyobraźnią i w ogóle tym opowiadaniem. padam, pprst padam, mhrau. tylko nie rób tam herrego! tak było fajnie, mogliby pojechać do karmelki i tam pobyć sam na sam i ekhem w ogóle byłoby najs hajs. ]:->aaaaaaaaaaaaaaaaach.. ;**
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi Ci o ten wywiad to on jest autentyczny.. Tylko gdzieś z przed roku..
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest boskie !!!! Moje najulubieńsze xDNie przestawaj pisać. Masz wielki talent!Normalnie zakochałam się w tym opku :***
OdpowiedzUsuń5. Życie, to nie układanka, w której brakuje jakiegoś kawałka. na www.alles-ist-anders.blog.onet.plZapraszama notkę zostawię sobie jako lekturę na wieczór. ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę ładnie. Wreszcie udało mi sie nadrobić całe opowiadanie. Jeśli Ci się nudzi... http://never-leave-me-th.blog.onet.pl/Cya ;*
OdpowiedzUsuńOpera? Tom? To jest chyba jakieś święto, ale żeby mieli spokój to wszystko jest dobre. ciekawe co zobaczyla,ze tak szybko sie odwrocila.i dobrze, ze przynajmnie tom sie zmienil.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na kolejną część opowiadania ;)[pojedynek-na-akordy]
OdpowiedzUsuń