Wpatrywałam się w blat stołu starając się oddychać i nie tracić nad sobą panowania. Nie chciałam, aby Tom cokolwiek zauważył, lecz to chyba było nieuniknione. Za dobrze mnie znał... tak, wbrew mojej świadomości pozwoliłam mu poznać siebie lepiej niż chciałam... nie panowałam nad tym, pewnie dlatego też go pokochałam...a gdybym nie pozwoliła mu siebie poznać, być może nie usłyszałabym od niego dziś tych wspaniałych słów... oh, to miał być taki cudowny wieczór! Tylko my dwoje, bez problemów, szczęśliwi żyjący swoją miłością... nie chciałam tego psuć... jednak nie mogłam siedzieć bezczynnie wiedząc, że jeden stolik dalej za Tomem, a dokładnie naprzeciwko mnie siedział Herry. Bezczelnie wpatrywał się we mnie z kpiącym uśmiechem na twarzy, a ja znowu nie umiałam nad sobą zapanować. Z jednej strony czułam jak pieką mnie oczy od napływających łez i ogarnia mnie panika, a z drugiej chciałam wstać i podejść do niego, kazać mu wyjść...tylko, że cały czas nie chciałam, aby Tom wiedział, że ten psychopata wyszedł z wiezienia. A tak chciałam zapomnieć!
-Ej, wszystko w porządku?- Poczułam ciepłą dłoń mojego partnera na swojej, musiałam się bardzo wysilić, abym nie drżała. Choć wiedziałam, że nic mi tu nie grozi, cały czas czułam lęk i wcale tego nie rozumiałam.
-T.tak.. ja tylko...trochę mnie zemdliło...-Skłamałam unosząc lekko głowę, żeby na niego spojrzeć. Miał takie zatroskane oczka, aż chciało się rzucić mu w ramiona i wszystko powiedzieć... ale nie mogłam! Wiedziałam, że gdyby się dowiedział to by niczego nie rozwiązało, a tylko by pogorszyło.
-Może napij się wody...- Podsunął mi szklankę.- Strasznie zbladłaś...
-Przepraszam...chyba nic teraz nie przełknę...- Ostrożnie chwyciłam szklankę do ręki i opróżniłam ją do połowy.
-Jesteś pewna? Może to z głodu?- Przyjrzał mi się uważnie, chcąc najwyraźniej odkryć powód mojej nagłej zmiany samopoczucia.-Jeśli chcesz zamówię coś lżejszego...
-Nie, nie... ja naprawdę teraz nic nie zjem.- Starałam się nie patrzeć przed siebie, co nie było łatwe, bo żeby spojrzeć na Toma byłam do tego zmuszona...
-Może wyjdziemy na świeże powietrze?- Zaproponował, na co przez chwilę chciałam się zgodzić z wielką ochotą, lecz w porę zorientowałam się, że wychodząc Tom na pewno zauważy Herryego. Już kompletnie nie wiedziałam co będzie w tej sytuacji najodpowiedniejsze... przecież nie poproszę go, żebyśmy wyszli tylnymi drzwiami bo się zorientuje, że coś jest nie tak. Zresztą już i tak wyglądam podejrzanie.
-Nie...ja pójdę do toalety, zaraz wrócę.- Wstałam z miejsca i posyłając mu niewyraźny uśmiech skierowałam się w stronę łazienek, choć nie byłam pewna czy idę w dobrą stronę...
#
Blondynka z ciężkim westchnięciem weszła do domu. Świadomość, że jej kuzynka postanowiła przedłużyć swój pobyt u niej przybijała ją. W prawdzie kuzynka nie była tak nieznośna jak kiedyś, a nawet teraz da się z nią normalnie pogadać, ale ma już dosyć jej towarzystwa... zdecydowanie wolałaby spotkać się z Carmen...
-Sara!- Podskoczyła słysząc piskliwy głos brunetki, ledwie się obróciła, a dziewczyna już stała przed nią.-Dobrze, że jesteś...bo ja nie wiem co mam zrobić...
-Z czym?- Spytała zrezygnowana, na co Rose odsunęła się na bok i wskazała na podłogę... Blondynka wytrzeszczyła oczy nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Zamrugała jakby sądziła, że to tylko jakieś zwidy... ale nie...
-Co to ma być?!
-No nie widzisz? Róże...- Brunetka wzruszyła ramionami patrząc z zachwytem na wazony kwiatów rozstawionych na podłodze.-I to jeszcze nie wszystko... są jeszcze w salonie, w kuchni... a że to do ciebie to pozwoliłam sobie wstawić do twojego pokoju... i jeszcze w ogrodzie!
-Skąd... to... wszystko... Rose!
-Nie wiem. Przyjechał samochód, wysiadł facet, powiedział że to dla ciebie... więc odebrałam. I jeszcze zostawił karteczkę. Nie czytałam!- Zastrzegła wręczając jej złożony biały papier. - Tylko pozazdrościć takiego chłopaka... co za romantyk!
-Jakiego chłopaka... Boże drogi... to jakaś pomyłka...- Wydukała przysiadając na krześle stojącym pod ścianą.
-Ja tam nie wiem...-Wzruszyła ramionami i zniknęła w salonie zostawiając zszokowaną Sarę samą sobie.
Niepewnie wyprostowała karteczkę, czuła jak jej oddech z sekundy na sekundę coraz bardziej przyspiesza...
„Wiem, że to niczego nie załatwi, jednak chciałem spróbować... nie myśl, że chciałem Cię przekupić tymi kwiatami, po prostu...tak bardzo mi przykro... nie wiem jak mam Cię przepraszać... tu nawet „przepraszam” nie wystarczy... jestem skończonym kretynem! Nie chcę się tłumaczyć, ale wiedz, że nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić... nie mam pojęcia co mną wtedy kierowało... nie liczę na to, że jeszcze kiedykolwiek zechcesz się ze mną spotkać, czy choćby rozmawiać. Szanuję Twoją decyzję, nie jestem godzien nawet na ciebie patrzeć... wiedz jednak, że żałuje z całego serca... byłaś skarbem, który życie podsunęło mi pod sam nos, a ja tego nie zauważyłem... przepraszam Cię... przepraszam, że wszystko spieprzyłem.
Wybacz... Bill.”
Zacisnęła usta powstrzymując się od jęku rozpaczy, który chciał wydobyć się z jej wnętrza. Była w rozterce, kompletnie nie wiedziała co ma począć. Może nie powinna była go tak od razu skreślać? Zawsze był dla niej taki niezwykły... czy te wspólnie spędzone chwile muszą tak po prostu zniknąć przez jakiś jeden, nieprzemyślany, nieświadomy incydent? Serce kazało jej wybaczyć... bardzo za nim tęskniła, nawet nie sądziła, że tak mocno się do niego przywiąże. Spojrzała na róże, które miały tak intensywny zapach, że aż ją mdliło. Były piękne. Najpiękniejsze jakie kiedykolwiek widziała, tylko dlaczego, aż tyle? Co ona ma z tym zrobić? Czy on w ogóle o tym pomyślał? Przełknęła ślinę i odetchnęła głęboko kilka razy dodając sobie otuchy. Przecież nie będzie sama siebie skazywała na cierpienie. To jest chore.
Wyjęła z kieszeni telefon i wystukała z pamięci numer, który pod wpływem impulsu zdążyła usunąć z książki telefonicznej.
-Słucham...- Po zaledwie dwóch sygnałach usłyszała, od tak dawna upragniony głos, choć teraz był przygaszony nie taki jak dawniej, poczuła wielką ulgę, że w ogóle go słyszy.
-Wiesz, że jesteś kompletnym wariatem...- Bardziej stwierdziła niż zapytała przyciszonym głosem, po czym usłyszała po drugiej stronie jakiś stłumiony hałas...
-Sa...Sara, to ty?
-Ja! Dzwonię, żebyś... nie wiem co tobą kierowało, ale ja nie mam zamiaru otwierać kwiaciarni. Zabieraj te róże z powrotem, może zwrócą ci jeszcze pieniądze.- Mówiła jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jej głos mimo zdenerwowania i wszelkich innych obaw ani razu nie zadrżał.
-Oh...oczywiście...zaraz ktoś je od ciebie zabierze...przepraszam, nie chciałem sprawić ci kłopotu...
-Ktoś? A dlaczego nie...t..ty?- Jakoś nie bardzo uśmiechało jej się to, że mimo takiej okazji miałaby go nie zobaczyć.
-Ja...bo ja... bo ty...
-Bill...- Szepnęła łamliwym głosem nie mogąc już opanowywać emocji, nawet nie chciała. Miała gdzieś, to co sobie pomyśli i jak to będzie wyglądało. Nie obchodziło ją to.- Przyjedź...błagam cie...
-Zaraz u ciebie będę.- Nie minęła nawet sekunda jak odpowiedział i rozłączył się. Blondynka odetchnęła z ulgą, poszło łatwiej niż myślała.
-I co rozwiązałaś tę sprawę z różami?- W progu zawitała znowu jej kuzynka w pewien sposób przywracając ją na ziemię.
-Tak...zaraz pojawi się sprawca tego incydentu.- Odparła z uśmiechem.
-A...to ja może wyjdę.. nie będę wam przeszkadzała, jak macie zamiar się godzić...- Brunetka w szybkim tempie założyła buty i narzuciła na siebie kurtkę.-Nie przejmujcie się, wrócę... wieczorem.. albo nawet późnym wieczorem...- Rzuciła na odchodnym i puszczając do niej oczko zniknęła za drzwiami. Sara nie bardzo wiedziała o co konkretnie jej chodziło, ale to że kuzynka opuściła dom bardzo jej odpowiadało...
#
Opuściłam łazienkę w nieco lepszym stanie niż byłam przed kilkoma minutami. Chciałabym, aby ten chłopak zniknął z mojego życia raz na zawsze. Jakby tak teraz... jak wyjdę, niech go już nie będzie! Jeszcze trochę i chyba naprawdę będę skłonna zrobić wszystko, żeby dał mi święty spokój i pozwolił cieszyć się życiem. Może powinnam pójść z nim na jakiś kompromis? Oh, nie. To jest idiotyczne! Przecież pomyśli, że wygrał, a ja i tak nie będę miała gwarancji, że mnie zostawi.
Ewentualnym wyjściem jest policja... ale ja już widzę co oni robią! Już raz go zabrali i co? Znowu się pojawił. Kompletnie nie rozumiem tego prawa!
-Ekhm!- Odskoczyłam w bok jak oparzona nie bardzo wiedząc co się dzieje. Ja naprawdę go zobaczyłam, czy to tylko zwidy?- Spokojnie, nic ci przecież nie zrobię.- On naprawdę tutaj jest! I nawet do mnie mówi! Zaraz mnie szlag trafi.- Pomyślałem sobie, że wolałabyś załatwić tą sprawę jakoś na osobności i mieć wszystko z głowy. Prawda?- Wole nie wiedzieć jak wyglądałam. Zapewne jak wystraszony kurczak. Skinęłam twierdząco głową patrząc na niego jak na ducha. -Myślę, że się dogadamy jeżeli przystaniesz na moje warunki... a właściwie tylko jeden.
-Czego chcesz?- Zapytałam z ogromnym spokojem. Nie pozwolę wyprowadzić się z równowagi...
-Dobrze wiesz, czego chcę. To się wcale nie zmieniło.- Odparł jakby z obojętnością. I to był właśnie powód tego, dlaczego nie uzyskam od niego dobrowolnie świętego spokoju. W życiu nie spełnię tego cholernego warunku!
-Zrozum człowieku, że ja tak nie potrafię.- Wysyczałam starając się nie wybuchnąć. Nie chcę zwracać na siebie uwagi...
-Kiedyś potrafiłaś.
-Ale kiedyś nie kochałam! Poza tym nie jestem żadną dziwką!- To chyba powiedziałam zbyt głośno, gdyż jakaś szatynka zwróciła na nas uwagę. Ale co mnie to obchodzi! Ja tu zaraz wpadnę w furię.
-Wcale tak nie twierdzę. Przecież nikt nie musi o tym wiedzieć... później dałbym ci już spokój.-Wzruszył ramionami jakby rozmawiał ze mną o kanapkach na kolacje! Ja zaraz nie wytrzymam. On jest tak chory, że aż śmieszny!
-Po co się tak mnie uczepiłeś? Jest tyle wolnych dziewczyn, które chętnie spełniłyby twoje życzenie!- Starałam się być bardzo miła. No cóż... to ja byłam w sytuacji bez wyjścia, bo raczej bym sobie z nim nie poradziła, gdyby się na mnie rzucił.
-Ale ja chce ciebie.
-No to masz problem.- Skwitowałam już wychodząc z siebie. Kompromisu nie będzie. Oh, na co ja liczyłam, przecież to skończony kretyn!
-Nie wiem, czy aby na pewno ja. Naprawdę wolisz, abym uprzykrzał wam życie?
-Uwierz mi, że nie będziesz.- Powiedziałam to z takim przekonaniem, że niemal sama uwierzyłam. Ale chyba mam racje? Mogę go trochę postraszyć... jakbym tak powiedziała o wszystkim Tomowi... ale ja tak bardzo nie chcę go w to mieszać!
-Czyżby? Znowu postraszysz mnie policją, może? Wybacz, ale te twoje psy gówno robią, poza tym nikt ci nie uwierzy, cokolwiek byś wymyśliła...
-A ty chyba zapominasz z kim się związałam, myślisz, że tak po prostu zlekceważą dziewczynę Kaulitza? A ponadto dziewczynę, która grała w zespole sławnym na całym świecie? Niby dlaczego mieliby nie uwierzyć MI, o wiele więcej znaczącej niżeli taki ktoś jak TY, czyli nikt? A poza tym dlaczego miałabym kłamać? Przecież jestem taka niewinna i bezbronna...- Mówiłam jak najęta w ogóle nie zwracając uwagi na to, czy mam racje. Ale mi ulżyło... ja naprawdę jestem niezła.-Wiesz...dla twojego dobra, radze ci się odwalić. A najlepiej zniknij gdzieś, żeby mi się nie przypomniało o twoim istnieniu i żebym to JA przypadkiem nie uprzykrzyła ci życia.- Zakończyłam ze satysfakcją i zupełnie rozluźniona odwróciłam się i odeszłam... dziwne, że mnie nie zatrzymał... dziwne, że poszło mi tak łatwo! Mam tylko nadzieję, że nie wyniknie z tego nic złego...
###
Zwlokłam się z łóżka i opublikowałam, dzisiaj bym tylko spała i nic więcej ;D
Ostatnio, a dokładniej wczoraj miałam ochotę sobie zniknąć, tak na dobre. Pomyślałam, żeby skończyć z tym wszystkim. Nie wiem dlaczego tak nagle mnie naszło. Może dlatego, że potwornie irytuje mnie ten cały "Zmierzch" i inne części książki? Chociaż to nie ma nic wspólnego z opowiadaniami i Tokio Hotel. Sama pczytałam te książki i się nimi fascynowałam, a teraz nagle stało się o tym głośno, nie powinno mi to przeszkadzać, dlatego nie rozumiem siebie. Siebie i swojej niechęci. Nie potrafię docenić już ani tych książek, a tym bardziej filmu[o ile w ogóle jest co doceniać]. Moje zdanie nie ma znaczenia, ja się na tym nie znam, teraz wszyscy się tym fascynują, a ja gardzę i nie wiem dlaczego. Kojarzy mi się to z jakimś typowym miłosnym filmem, a chyba nie powinno. Budzą się we mnie jakieś negatywne cechy-najwyższy czas. Bo czemu wszyscy w koło mają mnie wkurzać, a ja nie? Ludzie potrafią być tak podli i bezczelni, że aż odechciewa się żyć.
A ja chyba mówię od rzeczy ;] W każdym razie jeszcze tu jestem i będę, bo tylko tu jest dobrze...
i zostań zostań jeszcze długo, długo, długo.! ja jeśli chodzi o film to z całym spokojem mogę stwierdzić, że to badziew jakiś był o.O i ooo ;D. a teraz wracając do notki ;D. no kurde ten koleś to mnie drażnić zaczyna o.O se niech do domu publicznego [aaahahhaha kulturalnie sie wyrażam xD] idzie jak mu mało o.O co za naród. teraz czekam na następną... i dodaj ją przeszybko.! ot co ;d ;**
OdpowiedzUsuńOhahaha, z tymi różami udana akcja xDA Herry niech lepiej się o swojego skarba zacznie bać, bo jak mu go skopię, to zapomni jak się nazywa! D u p e k -.-No czym on nie może pojąć, że ma dać Carmen spokój? Ooooo, żeby tak Tom mu ryja przetrzepał. Tej, właśnie! Niech oni się pobiją. Mhrauuu, ale by była jazda bez trzymanki ^.^ Normalnie jak na kolejce górskiej bez pasów ];->Tiriririri ^.^No, już zbyt mocno pobudziłam moją wyobraźnię, więc lepiej się przymknę, bo zaraz zacznę gadac o du pie marynie i za diabła się nie połapiesz o co mi chodzi... no właśnie tak jak teraz < lol2 >buziak w pysiak :**
OdpowiedzUsuńtak, ludzie chcą tylko, by im było dobrze i ranią innych. czemu ich nie wkurzać? młahahaha!
OdpowiedzUsuńJeee ale się Bill kopnął z tymi różami do Sary :D Mam nadzieję że mu wybaczy i między nimi będzie ok ;) Carmen bardzo dobrze dowaliła Herremu, może w końcu się od niej odwali. Głupek : A co do "Zmierzchu"... nie czytałam książek ani nie oglądałam filmu, dopiero mam zamiar. Ale mnie też troszkę wkurza ten nagły szum wokół tego. Wracając do notki to jest piękna, i mam nadzieję że next pojawi się szybko bo już czekam :) Pozdrawiam :* [th-dreams-come-true], [nadzieja-w-sercu]
OdpowiedzUsuńmasochista. mhm, lubię to określenie i do tej pory pasowało do Sary, ni? no, ale teraz, gdy Bill przyjedzie i się pogodzą, mhm. ^^ a ja wiem o co chodziło Rose z tym godzeniem, ha! sunia wie, na czym się kończy 'godzenie' ]:->i w ogóle hrhr ta sytuacja z herrym. ŁAŁ. ŁAŁ. ŁAŁ, korfa. to było idealnie napisane! O.O
OdpowiedzUsuńNie no już nie wiem co napisać ;pFantastycznie o. :DBill jaki romantico z tymi różami;Dpozdrawiam ;)Kitty[jaa-i-moje-paranoje]
OdpowiedzUsuńno ;d więc miejmy nadzieje, że się pogodzą i będzie happy ;DD no i zostań :)) pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńBoże! Cudnie, genialne! xOO Herry... Szmaciarz jeden, grr. Niech się ugryzie! A Carmen dobrze mu nagadała! Dobrze, brawo dla niej! Nie no ja jej coś kupię za tą odwagę normalnie ;PA Tom, boże jaki troskliwy... Zaraz go zgwałcę na miejscu! xDDOu jee, róże. Mniam! XD Pisz, pisz szybko spotkanie Bylla i Sary, ale już! xDCzekam i pozdrawiam ;** [pojedynek-na-akordy]
OdpowiedzUsuńprzeczytam notke jutro :D obiecuje ;] zapraszam do mnie na part 5 :** po miesięcznej przerwie wracam na bloga ;d protecting-me.
OdpowiedzUsuńoj tak, prawo w Polsce jest do dup.y ;|| tu ktoś kogoś zabije czy coś a i tak wyjdzie sobie za dobre sprawowanie ;| ku.rde a miało być tak fajnie ;/ ze też on sie tam musiał pojawić :( i spotkanie szlak trafił ;| ten Herry to dup.ek, uczepił sie i nie chce odpuścic ;| cos czuje ze bedą z nim poblemy... Bill fajnie postąpił, łądnie ;] ale nie za dużó tych róż? ;D czyli ze sie teraz pogodzą tak? ;d czekam na nex :* odcinek świetny^^
OdpowiedzUsuńNadrobię, obiecuję. Odcinek 7 na www.alles-is-anders..blog.onet.plZapraszam
OdpowiedzUsuń