czwartek, 11 lutego 2010

110.'Bo chodzi o to, czy nie miałabyś nic przeciwko, aby ktoś przez kilka dni z nami pomieszkał?'

 

Niesamowite jest to, co działo się ze mną przez kolejne dni. Czułam, jakbym unosiła się nad ziemią, wszystko było po prostu idealne. Czułam się, jakby spełniały się wszystkie moje marzenia. Chyba nie mogłoby być już lepiej.

Wraz z Tomem zaplanowaliśmy ślub, na wrzesień, który zbliżał się wielkimi krokami. Niby to jesień, ale i tak wyjedziemy w jakieś ciepłe miejsce. Będzie pięknie. Wyobrażam to sobie i już nie mogę się doczekać. Nigdy nie myślałam, że będzie mi się spieszyło do ślubu... ale teraz chciałabym ożenić się natychmiast. Nie wiem czemu tak bardzo tego chcę. Przecież już jestem pewna, że Tom jest tylko mój... ufam mu, jak nikomu innemu. I chyba go kocham... na pewno. Na pewno go kocham. A on kocha mnie i jesteśmy szczęśliwi. Jak w jakiejś telenoweli. I niech mi ktoś powie, że taka miłość się nie zdarza.

-Carmen! Patrz, co ja dla ciebie mam!- Do kuchni wparowała Amelia od razu krzycząc do mnie, nie mam pojęcia, kto ją w ogóle wpuścił, ale to już szczegóły. Ma szczęście, że ją lubię. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jest moją przyjaciółką. Wydaje mi się nawet, że mam z nią lepszy kontakt niż z Sarą. No, ale Sara zawsze nie ma czasu... chciała się usamodzielniać, więc takie są właśnie uroki jej życia.- Moja kuzynka ma własny sklep ze sukniami ślubnymi i dała mi te katalogi, powiedziała nawet, że jakby ci się nic nie spodobało, mogą uszyć na zamówienie.- Wyrecytowała cała dumna z siebie i rzuciła owe przedmioty na stół szczerząc się do mnie.

-To miło, że o mnie pomyślałaś.- Stwierdziłam spoglądając na nią z wdzięcznością.-Przejrzę później.

-Jak to później!? Carmen! Przecież wrzesień już zaraz, ty musisz mieć sukienkę! Potem nie będzie czasu na takie rzeczy.- Spojrzała na mnie oburzona. Zupełnie, jakbym powiedziała, coś strasznego... nie rozumiem, po co ta ekscytacja...

-No, ale ja i tak nie mam nic takiego do roboty... Tom, powiedział, że załatwi ludzi, którzy mają się zająć przyjęciem... a ja tylko mam siebie przygotować.- Wzruszyłam ramionami. Nie żeby mi to było obojętne, ale naprawdę nie widzę powodu, aby tak się spieszyć. Może jeszcze coś się zmieni?

-No, ale tak, czy inaczej musisz zdecydować jakie będą potrawy, jaka muzyka, dekoracje, kwiaty...- Zaczęła wyliczać z wielkim przejęciem i w sumie miała racje. Wbrew pozorom czeka mnie dużo pracy, no ale przecież jest jeszcze Tom. Sama o wszystkim chyba nie zdecyduje...

-Pogadam z Tomem.

-Ale sukienkę możesz już wybrać, nie?

-Słyszałam, że wróciłaś do Alexa.- Zmieniłam temat nie zważając na jej entuzjazm jaki wykazywała na wieść o moim ślubie. Sukienka może poczekać, a Alex nie bardzo. Dobrze mieć informatora, który zawsze doniesie mi to, co trzeba. A ja koło tego nie przejdę obojętnie.

-No tak, ale co to ma do rzeczy?

-Słyszałam też, że on wcale nie traktuje cie odpowiednio.- Dodałam patrząc na nią znacząco.

-Ten wieśniak ci wszystko wypaplał?!- Uniosła się marszcząc przy tym ze złości brwi.

-Martwi się o ciebie.

-Ale to moja sprawa...- Burknęła pochmurniejąc.

-Przecież go nie kochasz.- Miałam nadzieję, że swoimi jakże wspaniałymi argumentami uda mi się ją przekonać, aby zakończyła ten chory związek. Ja, tak samo jak Andreas nie wierzę w cudowną przemianę Alexa. Według mnie zbyt wiele powiedział i zrobił nie tak jak powinien.

-Kocham!

-Kochasz Alexa?- Wlepiłam w nią swój zdumiony wzrok.

-Andreasa...

-Kochasz Andreasa!?- Tym razem moje zdziwienie było znacznie większe. Akurat tego się nie spodziewałam... ale ona mi przytaknęła potwierdzając to.- To ja chyba ciebie nie rozumiem.

-Ja też...

-Więc może od początku. Postarajmy się cię zrozumieć.- Stwierdziłam wskazując jej miejsce przy stole, sama zaś usiadłam naprzeciwko.- Jesteś z Alexem, choć go nie kochasz, a kochasz Andreasa, a z nim nie jesteś...

-No...

-I Alex cię nie szanuje, a Andreas by ci nieba przychylił?

-No...

-Więc?

-Wybierzmy sukienkę.

-Eh... czyli cię nadal nie rozumiem. Ale, jak chcesz kiedyś wybierać taką sukienkę na swój ślub, to radze ci zrezygnować z Alexa dla własnego dobra.- Rzekłam z poważną miną. Odpuściłam, bo doskonale wiedziałam, że Amelia należy do osób upartych. Mogłabym się z nią męczyć, ale marne szanse, abym coś wskórała. Może sama przemyśli to na spokojnie i posłucha moich rad... bo ja nie wiem, dlaczego ona jest z kimś, kogo nie kocha. Ja bym tak nie potrafiła... z Tomem jestem szczęśliwa i byłam nawet, gdy go nie kochałam, ale to była zupełnie inna sytuacja. No właśnie... żeby chociaż ten Alex dawał jej szczęście, a tak? To w ogóle nie ma sensu.


#


-Co się stało, że zechciałeś mnie odwiedzić?- Blondynka skrzyżowała ręce na piersi mierząc chłopaka swoim ironicznym spojrzeniem. Nie widzieli się od ostatniej nieprzyjemnej rozmowy, a ona wcale nie zapomniała.

-Daj spokój.- Mruknął niezadowolony jej zachowaniem.- Jak chcesz mogę sobie pójść.

-Najpierw powiedz, po co przyszedłeś.

-Nie jestem już twoim chłopakiem?- Spojrzał na nią z zapytaniem, na co nie odpowiedziała. Nie chciała z nim zrywać, ale też nie chciała tak szybko mu odpuszczać. Denerwowały ją jego naciski na wspólne mieszkanie i ta wielka chęć pomocy. Ma już dosyć powtarzania w kółko „nie”. Chciałaby, aby w końcu ją zrozumiał. Bo w związku trzeba czasem się rozumieć... tak po prostu.- Więc chyba mogę raz na jakiś czas się z tobą zobaczyć. Chyba, że wolisz rozmawiać ze mną wyłącznie przez sms'y.- Dodał nie widząc z jej strony żadnej reakcji.

-Znowu zaczynasz.- Burknęła przypominając sobie ich ostatnią dyskusję. Wtedy też wspominał o sms'ach.- Jesteś strasznie irytujący. W ogóle nie wiem o co ci chodzi. Nie zamieszkam z tobą, choćbyś poruszył niebo i ziemię w tej sprawie.- Oświadczyła stanowczo dając mu do zrozumienia, że nie ma już ochoty kontynuować tego tematu.

-To bardzo miłe, naprawdę.- Pokiwał głową z udawanym uznaniem.- Ty w ogóle mnie kochasz?

-A wątpisz w to?

-Tak.- Potwierdził bez wahania.- Skoro potrafisz obrazić się o zwykłą wymianę zdań i nie odzywać się do mnie przez tak długi czas, a właściwie mieć mnie kompletnie gdzieś... chyba nic dla ciebie nie znaczę.- Rzekł niecodziennie przemądrzałym tonem.

-Tak, genialne wnioski.- Prychnęła. Już sama nie wiedziała, co ma zrobić. Chciało jej się płakać, choć jeszcze nie miała żadnego powodu. I miała nadzieję, że mieć nie będzie.- Może ja już taka jestem po prostu. Może nie umiem inaczej, nie każdy jest idealny. Wybacz, że nie sprostałam twoim wymaganiom.- Odwróciła wzrok powstrzymując łzy cisnące jej się do oczu. Nie chciała aby cokolwiek zauważył. To wszystko zaczynało ją przerastać... tak bardzo bała się wkraczać w ten związek, bo zdawała sobie sprawę, że to najpoważniejsze uczucie, jakiego doznała w życiu. Obawiała się porażki i cierpienia... Być może przesadzała, ale przecież chciała, aby wszystko się ułożyło... Nie robiła tego specjalnie. To samo się psuło... ona tylko temu trochę pomagała przez swoją upartość i dumę.

-Jakim wymaganiom?! Ja mam jakieś wymagania!?- Obruszył się nie rozumiejąc o czym w ogóle mowa.- To naprawdę wielkie wymaganie, że chce spędzać ze swoją dziewczyną więcej czasu. Albo, że chciałbym z nią zamieszkać, bo ją kocham. Ogromne wymagania mam.

-Idź już sobie... nie mam ochoty się z tobą kłócić...- Powiedziała cicho z trudem powstrzymując drżenie głosu. Łzy stały jej w oczach zamazując cały widok.

-My tylko rozmawiamy.- Stwierdził wzruszając ramionami.

-Ale zaraz się pokłócimy.

-I dlaczego na mnie nie patrzysz jak do mnie mówisz? Z podłogą rozmawiasz, czy ze mną?

-Musisz się wszystkiego czepiać?- Uniosła na niego swój zaszklony wzrok i w tym samym momencie po jej policzku spłynęła łza, której nie zdążyła zahamować. Chłopak nie mógł tego nie zauważyć, cały czas bacznie jej się przyglądał i na ten widok nieco zmiękł. Nie chciał, żeby przez niego płakała... i to jeszcze bez powodu.

-Bo ty nie rozumiesz, że ja za tobą tęsknie. Naprawdę tak wiele chce?

-Ale to nie znaczy, że muszę od razu z tobą zamieszkać... to dla mnie za dużo... i mam dosyć twojego ciągłego naciskania. Przecież, jakby się coś zmieniło... gdybym zmieniła zdanie, powiedziałabym ci o tym... Ja chce, żeby było tak jak dawniej...

-Jak byliśmy przyjaciółmi?

-Nie. Ja nadal cię kocham i chce z tobą być, ale nie chce się kłócić o takie rzeczy...- Powiedziała cicho.

-Przepraszam...już nie będę, nie gniewaj się na mnie... Nie będziemy się już kłócić, obiecuję. Nie płacz, chodź tu...- Przyciągnął ją do siebie tuląc w ramionach. Ścisnęła go mocno pozwalając łzą swobodnie spłynąć po policzku.- Kocham cię bardzo...- Szepnął jej do ucha powodując na jej ciele przyjemne dreszcze. Dawno już nie czuła się tak dobrze. Było jej bardzo źle bez niego... nie wyobraża sobie, że mogliby się rozstać. I to jeszcze przez jakieś głupstwo.

Oddalili się od siebie i on pierwszy to zauważył, miał racje. Może dobrze, że tyle sobie powiedzieli, przynajmniej zrozumieli, że nie warto niszczyć takiego uczucia błahymi sprawami.

-Ja ciebie też.- Uśmiechnęła się do niego spoglądając mu w oczy. Otarł dłonią łzy z jej rumianych policzków i ucałował ją czule w nos.-Chodź, zrobię coś dobrego...- Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę niewielkiej kuchni... Wszystko wróciło do normy, a może nawet jest lepiej niż było...


#


Westchnęłam cicho kładąc głowę na poduszce. Nie robiłam nic nadzwyczajnego, ale byłam okropnie zmęczona. Już chyba nawet Tom nie wraca tak padnięty z pracy, ale spędzanie czasu z Amelią nie należy do łatwych zadań. Lubię jej towarzystwo, ale czasami jest naprawdę męcząca. Bo ona ma w sobie za dużo energii...zdecydowanie za dużo. I nie mam pojęcia skąd ją bierze.

Przynajmniej wybrałyśmy sukienkę... to już jakiś krok do przodu. Trochę się obawiam, że nasze plany znowu się przesuną. W końcu już dość dawno się zaręczyliśmy i z tego co wiem, nie raz mieliśmy wszystko pozałatwiać, a jakoś odłożyło się do tej pory. Chciałabym mieć to już za sobą, ale też żeby nie działo się to w pośpiechu. Wiem, że Tom ma zespół... ale jakby tak zrobił sobie kilka dni przerwy, żeby zająć się przygotowaniami, nic by się chyba nie stało.

Moje przemyślenia przerwał telefon, zerknęłam na wyświetlacz i widząc, że to Tom, odebrałam od razu cała promieniejąc.

-Tak, kochanie?

-Cześć, ja niedługo będę, ale mam sprawę...

-Do mnie?- Zdziwiłam się. Jaką mój narzeczony może mieć do mnie sprawę? To trochę podejrzane.

-Tak. Bo chodzi o to, czy nie miałabyś nic przeciwko, aby ktoś przez kilka dni z nami pomieszkał?- Zapytał niepewnie, nie spodziewałam się tego. Powinnam się chyba cieszyć, że pyta mnie o zdanie, choć to jego dom. Ale raczej wiadomo, że nie odmówię, nawet jakbym chciała...

-No nie mam nic przeciwko, ale kto?

-Emi.- Mruknął, a ja bardzo szybko skojarzyłam to imię. To ta sama dziewczyna, u której się zasiedział, a potem pachniał jej duszącymi perfumami. I ta sama, co zastępuje mnie w zespole. Cóż... w sumie to nic takiego...-Bo sąsiad zalał jej mieszkanie i jakoś nie bardzo ma się gdzie podziać...- Wyjaśnił zaraz, nawet nie musiałam pytać. Jaki on domyślny...

-Nie, no w porządku. Mamy wolny pokój, więc przecież to nie problem.- Stwierdziłam naturalnym tonem. Nie przejmowałam się wcale tym, że mój przyszły mąż zaprasza do domu jakąś dziewczynę.

Może dlatego, że jej nie pamiętam zbyt dobrze. Po wypadku jakoś nie było okazji, aby ją poznać, więc może teraz to zrobię. Poza tym to tylko znajoma z pracy... no góra przyjaciółka. Nie mogę być zazdrosna o każdą dziewczynę, która się koło niego kręci. No i ufam mu więc nie ma powodu, aby się niepokoić.

-Kochana jesteś, zaraz będziemy... do zobaczenia.- Powiedział na koniec, po czym się rozłączył, a ja uśmiechnęłam się do siebie. Bardzo dobrze zrobiłam zgadzając się na to. Niech wie, że mu ufam i że nie mam nic przeciwko jego przyjaciołom. Pewnie, gdybym powiedziała „nie”, starałby się mnie jakoś przekonać, nie chciałby zostawić jej na lodzie. Zaoszczędziłam mu więc też wiele argumentów, bo nie łatwo jest mnie skłonić do zmiany zdania.

 

###

 

13 komentarzy:

  1. hopeinheart@amorki.pl11 lutego 2010 16:18

    1 xD

    OdpowiedzUsuń
  2. hopeinheart@amorki.pl11 lutego 2010 16:27

    A gdybym ja była na miejscu Carmen, to za żadne skarby bym się nie zgodziła, żeby jakaś lafirynda zamieszkała w jednym domu ze mną i moim chłopakiem. Wielka szkoda, że Carmen nie pamięta tego, jak bardzo Emi ją wkurzała, ale może wszystko sobie przypomni, gdy ta dziewucha spędzi z nią kilka dni pod jednym dachem. Tom ma czasami zbyt dobre serce ^^Co do Amelii, to nie rozumiem jej, podobnie jak główna bohaterka. Kocha Andreasa? To niech rzuci w cholerę Alexa! Przecież może być szczęśliwa z Andim.Cieszę się, że Bill i Sara pogodzili się, bo zaczęłam mieć obawy, że rozejdą się z powodu tak błahej sprawy. Ale na szczęście wszystko wróciło do normy.Pozdrawiam ;* Julk@.

    OdpowiedzUsuń
  3. 2. Głupi internet, o! xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh... Wspominałam cos dzis o mojej wątpliwej umiejętności pisania komentarzy? xDNajpierw powiem, ze mnie zaraziłas i chce mi sie pisać xDBoje sie 114 odcinka i juz wiem, że to bedzie coś z Emi... Wiedziałam od początku! xDTom niech trzyma łapy przy sobie... Bo ja mu nie daruje jak coś odwali... ehh xdJestem ciekawa na jak wyglada suknia Carmen.. poszukaj w necie zdjęc i wstaw jakieś ^^ xDja chce zoabczyć co ciekawego wybrała... i Toma w garniturze tez chętnie zobacze xDpzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję Carmen, że tak bardzo ufa Tomowi. Ja bym nie potrafiła. No, i fajnie, że Bill i Sara się pogodzili. ^^ Ha! I Amelia w końcu się przyznała, że kocha Andreasa. Marzyłam o tej chwili. ^^ A teraz marzę o tej, w której będą razem. XDCiekawe, co wyniknie z tego wspólnego mieszkania. Aż się boję...Pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Super.Dobrze, że Bill pogodził się już z dziewczyną. W końcu kłótnia o "nic".no i ta dziewczyna, co ma z Tomem i Carmen zamieszkać. nie podoba mi się to,i oczywiście czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że ta Emi nic nie namiesza, mieszkając z Tomem i Carmen! Jest już tak dobrze, nie powinno się nic psuć. I oby Tom nie zaprzepaścił tego wszystkiego. I w ogóle czemu ona musi mieszkać akurat u T. i C.? -.-Bill i Sara wreszcie wszystko sobie wyjaśnili to również mnie bardzo cieszy. Właśnie przez niedopowiedziane słowa jest wiele kłótni. Mam nadzieję, ze Sara w końcu odważy się postawić ten krok i zamieszka z Billem.A co do Amelii, kurcze, lubie ją, wiesz? ;d Pamiętam jak kiedyś jej wręcz nie trawiłam, ale Ty to zmieniłaś. :) i chyba w pewnym stopniu ją rozumiem, ale ona popełnia błąd i mam nadzieję, że w końcu to zrozumie.

    OdpowiedzUsuń
  8. ja bym się nie zgodziła na jej miejscu ;D no ale każdy jest inny ;)) dobrze, że Carmen wybrała sukienkę ;) mam nadzieje, że ten ślub się odbędzie ;D pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie coś nowego :) . Zapraszam :) [ www.th-th.blog.onet.pl ]

    OdpowiedzUsuń
  10. u mnie coś nowego :* Zapraszam ^ ^ th-th.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. ciekawie, ale jestem o 109 odcinków do tyłu XDchyba to nadrobię XDwanting-love.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Naaajjjjjjjjn! Emi?! No jeszcze jej tutaj brakowało . Coś mi się wydaje , że ma ona związek z tym całym Gerwazym , czy jak mu tam matka na imię dała [o ile taki człowiek jak on ma matkę!] No Carmen w sumie chyba nie wie na co się pisze , no ale co jej się dziwić skoro nie pamięta. Niech Amelia wybierze Andreasa , jest o wiele lepszym chłopakiem od Alexa , kurde jest tak rano , ja w szkole , normalnie przepraszam za styl pisania tego komentarza.; **

    OdpowiedzUsuń
  13. O matko. Cos czuje, że z tm mieszkaniem to niezła ściema, albo jakiś durny pretekst. Ona oś kombinuje, nie lubie jej oO. Dobrze, że Bill z Sarą wyjaśnili sobie bardzo wiele rzeczy xD. Napewno teraz będzie lepiej;>Czekam na next^

    OdpowiedzUsuń