sobota, 6 marca 2010

114."Szmata."

 

Gdy obudziłam się rano, Toma przy mnie już nie było. Za to na jego miejscu leżała czerwona róża z niewielką białą karteczką. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko i podniosłam się do pozycji siedzącej biorąc kwiat do ręki, pięknie pachniał. Na kartce było napisane, że mnie kocha i wróci za jakieś trzy godziny. Bardzo mi się to spodobało. Ciekawe kiedy wyszedł...

Zerknęłam na zegarek, który wskazywał za pięć dziesiątą. Dość długo spałam, nie słyszałam nawet, gdy wychodził. Pewnie nie chciał mnie budzić, ale ja wole się z nim zawsze pożegnać. Wstałam z łóżka i odłożyłam różę na szafkę, aby zasłać łóżko. Następnie wzięłam wazon i poszłam do łazienki, żeby wypełnić go wodą, wróciłam i włożyłam do niego kwiat zostawiając go na nocnej szafce, aby mi umilał sen.

Odświeżyłam się i ubrałam, po czym zeszłam na dół. W domu panowała cisza, można by się zdołować. Nawet psy nie hałasowały. Właściwie przez ostatnie dni tak się rozleniwiły, że niemalże cały czas śpią. Bill, też nie ma dla nich zbyt wiele czasu. Ale ja za to staram się dostarczać im atrakcji, byłoby łatwiej, gdyby im się chciało. Aktualnie kochane zwierzaki smacznie sobie spały na kanapie zajmując ją całą. Na wygodę narzekać, nie mogą.

Przeszłam przez salon i wkroczyłam do kuchni, gdzie na stole leżały przygotowane przez kogoś kanapki. I była też karteczka z napisem : „Smacznego”. Mam dzisiaj dziwnie za miły poranek. Co mu się stało? Może jak wróci jeszcze na rękach będzie mnie nosił... tak, teraz się przymila a po ślubie będzie miał mnie gdzieś. A jeżeli naprawdę tak będzie? Tyle się słyszy, że małżeństwo wiele zmienia... no, ale co takiego się zmieni? Tylko tyle, że będziemy mieli obrączki na palcach. Bo my raczej zostaniemy tacy sami. I w sumie już żyjemy, jak małżeństwo, więc nie ma się czym przejmować. Ten ślub to tylko formalność no i najpiękniejszy dzień w naszym życiu.

Gdy tak patrzyłam zamyślona w te kanapki, przypomniałam sobie coś. Już za kilka dni, Tom ma urodziny! Bill, zresztą też. Gdzie ja mam głowę? Znając życie będę pół dnia siedziała w centrum handlowym i pewnie nic nie wybiorę. Usiadłam na krześle zastanawiając się kogo wyciągnąć na zakupy, pierwsza na myśl przyszła mi Amelia, ale z nią chyba za często się widuję. Nie, żeby to było złe, ale może czas na przykład zobaczyć się z ciężarną siostrą? Chyba jeszcze nie jest w takim stanie, aby zakupy miały ją męczyć. Wstałam i udałam się do salonu po telefon, wykręciłam numer siostry i miałam nadzieję, że odbierze... chyba już nie śpi?

-Tak?

-Cześć, Mel.- Przywitałam się.

-O, przypomniałaś sobie, że masz siostrę?- Zdziwiła się, a ja przewróciłam oczami. Wiedziałam, że zaraz zacznie mi wypominać.

-To samo mogę powiedzieć o tobie, wiesz gdzie mieszkam.- Odgryzłam się.- Ale nie po to dzwonię.

-Więc o co chodzi? Zapewne masz jakiś interes.

-Wybrałabyś się ze mną do centrum?

-Jasne... i najlepiej teraz póki Davida nie ma.

-To wy już razem mieszkacie?

-Nie, ale zawsze po pracy wpada i mi kontrole robi.

-Aha... no dobra, to pogadamy jak się zobaczymy. Zaraz u ciebie będę.- Oznajmiłam i się rozłączyłam. Widzę, że moja siostra ma teraz ciekawe życie z menadżerem Tokio Hotel. Jost, jako opiekuńczy przyszły tatuś...

Wróciłam do kuchni i wzięłam karteczkę ze stołu. Obok „Smacznego”, dopisałam, że wyszłam z siostrą do miasta i odłożyłam ją na miejsce.

Wzięłam swoją torbę, założyłam buty i wyszłam z domu kierując się prosto do Melanie.


#


Chłopak uśmiechnął się na widok nadchodzącej brunetki. Obawiał się, że może nie przyjdzie, ale jak się okazuje, zupełnie niepotrzebnie. Przecież Amelia jest słowna, jak coś powie, tak robi. Powinien już to wiedzieć, w końcu zdążył ją dobrze poznać.

-Cześć.- Przywitał się z nią całując jej blady policzek.-Fajnie, że przyszłaś.

-Przecież się umówiliśmy.- Mruknęła nie wykazując zbytniego entuzjazmu.- Choć nie wiem, po co.

-Amelia... rozmawialiśmy wczoraj, myślałem, że...

-Że co?- Przerwała mu wlepiając w niego swoje rozzłoszczone spojrzenie.-Nie masz o niczym pojęcia. Uważasz się za mojego przyjaciela, chcesz mnie chronić, a tak naprawdę nic nie wiesz.- Powiedziała rozgoryczona i usiadła na trawie spoglądając przed siebie. Nie miała już siły. Nie była sobą. Już dawno przestała być, Amelią. Nie sądziła, że kiedykolwiek w jej życiu pojawi się ktoś, kto tak bardzo ją zniszczy. A tak trudno jest odnaleźć siebie wśród poplątanych myśli i uczuć.

-Nie wiem, bo nie chcesz mi powiedzieć...- Stwierdził cicho i przysiadł obok niej.- Amelia...- Chwycił jej rękę, jednak szybko ją puścił zauważając, że sprawił jej tym ból. Jego uścisk był delikatny, więc nie miał pojęcia, dlaczego tak zareagowała.- Co ci się stało?

-Nic.- Mruknęła nie patrząc na niego.

-Co on ci znowu zrobił?!

-Oj, nic mi nie zrobił.

-Masz sine nadgarstki.- Podciągnął jej rękaw bluzki ukazując jej ręce.-Amelia?

-Chciał tylko... chciał się ze mną kochać, ale ja nie chciałam...- Spuściła wzrok. Wstydziła się tego i sama nie wiedziała, co ma myśleć. Bo w końcu to jej chłopak... powinna liczyć się z tym, że kiedyś nadejdzie ten moment, w którym będzie chciał się do niej zbliżyć...

-Skrzywdził cie?!

-Nie. Zaczęłam krzyczeć i mnie zostawił.

-Proszę cie, zakończ ten związek zanim stanie się coś złego.- Objął ją ramieniem przyciskając do siebie. Nie wiedział już w jaki sposób ma ją przekonać...

-Ale ja nie umiem, to nie jest takie proste...

-Boisz się?

-Nie wiem. Nic już nie wiem... mam tego dosyć. Czuję się okropnie... chciałabym zniknąć.- Wyszeptała drżącym głosem. Najchętniej by się teraz rozpłakała... tylko po co? Przecież on nie jest tego wart.

-Wiesz co zrobimy? Zerwiesz z nim. Pójdę z tobą, zakończysz ten związek, a potem... wyjedziemy.- Oznajmił nagle. Był przekonany, że to najlepsze rozwiązanie. Chyba im obydwojgu przyda się odpoczynek.

-Dokąd?

-Nie wiem. Gdziekolwiek. Zrobimy sobie wakacje...

-Przysięgasz?

-Przysięgam.- Wierzyła w każde jego słowo. Tylko przy nim czuła się bezpiecznie i dobrze, a przede wszystkim, jak kobieta. Alex nigdy nie dorówna jej Wieśniakowi.


#


Tak, jak przewidziałam nic nie kupiłam. Naprawdę nie znalazłam nic oryginalnego i wyjątkowego na prezent dla mojego narzeczonego. Nie chcę dawać mu żadnej tandety. Melanie była dzisiaj bardzo zirytowana moim wybredzaniem, ale cóż... to są tylko uroki ciąży. Na pewno nie byłaby zła, gdyby nie miała w sobie dziecka. Ale za to wymyśliła coś innego. A mianowicie stwierdziła, że powinnam sama się zapakować do pudła i ozdobić kokardkami... ciekawy pomysł. Może skorzystam? Ale czy Tom byłby zadowolony z takiego prezentu? Nie powinnam w to wątpić, w końcu jestem jego narzeczoną. Kogo może chcieć bardziej ode mnie?

Wróciłam do domu padnięta, dosłownie nie czułam nóg. Mogłam przecież poszukać czegoś w internecie... czy ja jestem głupia?

Pokręciłam z niedowierzaniem głową sama do siebie i zdjęłam buty wchodząc w głąb domu. Było dopiero po południu, ale i tak marzyło mi się łóżko. Chyba nic się nie stanie, jak wcześniej się położę?

-Tomm?- Zawołałam oczekując, że zaraz zobaczę swojego ukochanego, bo przecież miał wrócić po trzech godzinach... jednak nikt się nie zjawił. W ogóle w domu panowała cisza, jakby nikogo nie było. Westchnęłam ciężko i wspięłam się po schodach na górę. Zauważyłam, że drzwi od pokoju Emi są uchylone... czyli jednak są już w domu? Ale skoro ona już jest... to gdzie Tom? Zajrzałam do naszej sypialni, lecz tam go nie było... Najlepiej będzie, gdy zapytam Emi. Sądzę, że ona będzie najlepiej poinformowana. Udałam się więc do gościnnego pokoju, stanęłam w drzwiach otwierając usta, lecz zastygłam w miejscu. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania...

Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Stałam jak kołek i patrzyłam na brunetkę, która zachłannie całowała mojego Toma. Nie wiem ile to trwało, ale cholernie bolało. Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.

-Co ty robisz...-W pewnej chwili Tom odsunął się od niej, stał do mnie plecami więc nie mógł mnie zauważyć. Co z tego, że ją odtrącił skoro się całowali...- Emi, to nie powinno mieć miejsca. Dobrze wiesz, że mam narzeczoną, dlaczego to zrobiłaś?

-Ale odwzajemniłeś pocałunek.

-Zaskoczyłaś mnie! Byłem w szoku. Tak się nie robi.

-Oh, przestań. Nie chciałam nic złego... to tylko pocałunek.

-Może dla ciebie, jednak dla mnie jest ważne, aby całowała mnie wyłącznie kobieta, którą kocham.

-Cóż... więc zapomnij o tym.- Uśmiechnęła się niewinnie. Zauważyła mnie, jednak ja nadal milczałam patrząc na to wszystko z łzami w oczach. Nie wiedziałam co czuję... wszystko stało się takie beznadziejne. Straciło sens. Jaka ja jestem naiwna! Jestem skończoną idiotką! Jak mogłam jej zaufać!

-Myślę, że tak będzie najlepiej. Mam nadzieję, że więcej to się nie powtórzy.- Stwierdził spokojnym głosem. On był opanowany, a ja miałam ochotę krzyczeć. Wrzeszczeć i walić pięściami. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek tak mnie zrani „pocałunek”.

-Oczywiście.- Przytaknęła mu z tym swoim żałosnym uśmieszkiem. Nie mogłam dłużej tego wytrzymać. Weszłam do środka ledwo trzymając się na nogach. Tom od razu spojrzał zaskoczony, a jednocześnie przerażony w moją stronę. Ale ja na niego nie patrzyłam. Jedynym obiektem mojego zainteresowania była ONA. Nie spuszczałam z niej swojego zimnego wzroku nawet na chwilę. Podeszłam do niej na odpowiednio bliską odległość, aby następnie wymierzyć jej siarczystego policzka.

-Szmata.- Wysyczałam zaciskając dłonie w pięści, a z moich oczu wypłynęło kilka łez, które szybko starłam.

-Carmen...- Usłyszałam cichy głos Toma, lecz nie miałam zamiaru teraz go słuchać. Musiałam zostać sama. Odwróciłam się napięcie i skierowałam do wyjścia nie pozwalając, aby mnie zatrzymał... jednak ruszył za mną.

-Zostaw mnie.-Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.- Zostaw.

-Carmen, proszę cię...nie rób mi tego...

-Ale ja nic nie robię!- Krzyknęłam sfrustrowana. Bo czy ja coś robię? Nic. Zupełnie nic. A może powinnam. Może powinnam wyjść i już nie wrócić.

-Kotku, proszę... porozmawiaj ze mną...

-Nie chce...- Szepnęłam spuszczając głowę.- Jestem taka naiwna... ufałam jej, pozwoliłam zamieszkać w naszym domu... a ona chce mi ciebie zabrać!- Wykrzyczałam dławiąc się już łzami. Nie chciałam płakać, ale nie umiałam przestać. To było silniejsze ode mnie... Ja tak bardzo go kocham...

-Kochanie, nikt mnie nie zabierze... przecież jestem tylko twój. Tylko ciebie kocham...- Przycisnął mnie do siebie nie pozwalając się wyrwać.

-Ale ona chce mi ciebie zabrać..- Szepnęłam. Wiedziałam, że zachowuję się jak jakaś histeryczka, ale jak tak stałam w tych drzwiach i patrzyłam na nich jak się całują... to było takie straszne. Jakby ktoś zrzucił mnie z mostu wprost do lodowatej wody. To był otrzeźwiający prysznic. Byłam zaślepiona tą miłością. Nie widziałam, żadnego zagrożenia. Wystarczyło mi, że ufam swojemu ukochanemu, a nie zwracałam uwagi na innych ludzi.

-Wiesz, że cie kocham?- Tom ujął moją twarz w swoje dłonie i uniósł ją delikatnie spoglądając mi w oczy. Skinęłam twierdząco głową.- I żadna inna dziewczyna nie będzie na twoim miejscu.

-Chcę być teraz sama...- Powiedziałam cicho i zostawiłam go kierując się do łazienki, w której się zamknęłam na klucz. Ja naprawdę jestem beznadziejna...


###

 

Aż się prosiłyście, aby Emi była zła xd Więc proszę bardzo ;D

 

15 komentarzy:

  1. Zdjęcie ładne xdMi sie podoba i jak najbardzeioj lubie jak sie wszytsko waliJestem wtedy przeszczęsliwa i humor mi sie poprawia ^^Ale czemu Tom taki wierny jest....?trudno... mzoe keidyś przestanie ^^no... piszesz coś, więc koncze xDpzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. jaaa.. co jest? napisalam juz 2 komentarze i nie dodaly sie ;/ . yhh... moze ten dojdzie xd.Podobalo mi się :) nie mam siły pisać już 3 raz tego samego xd.u mnie też nowość . :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ta Emi mnie denerwuje... ;/ niech on ją wywali z domu xDD świetny odcinek ;) pozdrawiam ;******

    OdpowiedzUsuń
  4. My się prosiłyśmy? Ka., ta Emi jest po prostu paskudną, okropną, wstrętną, walniętą i zeszmaciałą... no wiadomo co! Kuźwa, po prostu czułam, że w końcu do czegoś takiego dojdzie, ale z jednej strony Carmen powinna wziąć pod uwagę to, że Tom został przez tą zołzę zaskoczony i jednak ją odepchnął... Ale i tak rozumiem jej uczucia, poczuła się strasznie źle. Tylko mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku ;) Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg, ale z tej całej Emi zdzira za przeproszeniem. Ale nawet sobie nie wyobrażasz jak mi ulżyło, gdy Tom ją odepchnął ! Świetny odcinek Ka. A ! I bardzo dziękuję za komentarz pod moim ostatnim rozdziałem, był naprawde bardzo miły :) Pozdrawiam :******

    OdpowiedzUsuń
  6. Ajj.! Zacznę od początku czyli od nagłówka ;ddBoskii! ;dOdcinek również. Po Emi można się było tego spodziewać... Jak słusznie zatytułowałaś odcinek. Jak ja jej nie lubię. Tyle bólu sprawia Carmen.. Jak jej dała 'drugą szanse' (że nie pamiętała jaka jest) to powinna to wykorzystac, a nie robić to samo. Świetny wątek ! ;DCzekam na nowe ;PPozdrawiamQueenBlack

    OdpowiedzUsuń
  7. łooo.. bardzo ciekawy odcinek ;) czekam na nowy :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Nosz kurczęęę... Ale... No oni będą razem, nie? Bo w końcu Carmen wszystko słyszała, nie? A kim jest ten... Przyjaciel Amelii? No bo chyba nie Andreas, nie? xD Dawaj nexta :) I śliczny szablon ;****

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja wiedziałam, że z tą Emi, to będą same kłopoty. Sama się prosiła o tego liścia, po tym co zrobiła. I to w sumie jeszcze perfidnie się uśmiechała, gdy zauważyła Carmen! Bezczelność- na więcej mnie nie stać. A co do prezentu dla bliźniaków- mam nadzieję, że wymyślisz coś innego niż ja, choć u mnie ich urodziny będą za jakieś 15 notek, ale mam je już napisane. Jestem ciekawa, jak w końcu uczczą swoje urodzinki... no i kiedy ślub?? Ach ten Tom, ja też chcę rano otrzymywać różę, tylko skąd on ją wytrzasną? Mnie osobiście nie chciałoby się lecieć rano do kwiaciarni, chyba że to jeszcze te, które sprzedawali Bill i Sara xDPozdrawiam =)

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawdę powiedziawszy już jakoś tak po tytule domyśliłam się, iż Carmen spotka coś niemiłego. Ale brawo dla Toma. ^^ Gut boj, gut boj. Ja też chcę takiego narzeczonego. xD A co do Emi... Carmen teraz powinna ją wyrzucić. Ha! Wywlec wszystkie jej rzeczy i buch na ulicę, mwahahaha! ^^A Andreas i Amelia mogliby już być w końcu razem, o. xD Bo Alex jest beeeee! Niewyżyty zboczeniec, o! xDPozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  11. z Okazji Dnia Kobiet zapraszam na odc. do siebie :) .www.th-th.blog.onet.pl.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dawno mnie nie było:( narobiłam sobie zaległości kurde... no ale cóż. Notka fajniusia. kurde aż się wystraszyłam jak Tom i Emi... ;/ brrr. całe szczęście ze Carmen widziała że Tom tego nie chciał.ech... aż normalnie łezka w oku się zakręciła. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Co za su.ka! Wiedziałam od początku, że to diabelskie nasienie jest! A Carmen była dla niej taka dobra... Dobrze, że jej dała w twarz ;D to było meeega xDDAmelia i Andreas też robią wobec siebie taką partyzantkę. Niech sobie miłość wreszcie wyznadzą ;D Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej, hej, hej! Nikt się o nic nie prosił. To Ty Ją tak kreowałaś od samego początku ;PW każdym razie... super, kjak zwykle zresztą. ;P

    OdpowiedzUsuń