czwartek, 11 marca 2010

115.'Tom, ja...odejdę. Rozumiesz? Albo ona, albo ja.'

 

Obudziłam się z nieprzyjemnie drażniącym bólem głowy spowodowanym wylanymi łzami wczorajszego dnia. Gdy zamknęłam się w łazience wyszłam z niej dopiero po kilku godzinach i od razu położyłam się spać.

Nie umiałam, nie chciałam... pogodzić się z myślą, że jakaś dziewczyna dotykała ust mojego Toma. Że całowała go w najlepsze nie zważając na to, że on ma mnie. Za każdym razem, gdy o tym myślę, przechodzą mnie okropne dreszcze. Boję się, że go stracę. Popełniłam błąd ufając tej dziewczynie, ale drugi raz tego nie zrobię. Nie pozwolę, aby ktokolwiek wpieprzył mi się do mojego związku. Byłam za miła. Za dobra. Chciałam pokazać jak mu ufam i jak mi na nim zależy, dlatego zgadzałam się na te wszystkie wyskoki z „przyjaciółką”. Byłam przekonana, że ona nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. A on? Przecież nigdy by mnie nie skrzywdził. Nie wykręciłby mi takiego świństwa. Ale nie musiał nic robić, wystarczy, że ona zrobiła. Tym samym trafiła na listę moich wrogów, którą założyłam wczoraj w swojej głupiej główce. Ten wypadek bardzo mnie zmienił, może jeszcze do tego przyczyniła się miłość, bo dawniej w życiu nie patrzyłabym spokojnie na to jak mój chłopak spędza czas z jakąś dziewczyną. Nadszedł czas na kolejne zmiany. Muszę ratować swój związek, bo zdrady nie wybaczę...

Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, aby wykonać poranne czynności i zrobić sobie porządny makijaż, który miał ukryć moje zmęczenie. Spojrzałam ostatni raz w lustro i odetchnęłam głęboko. Opuściłam pomieszczenie i zeszłam na dół stawiając niepewne kroki. Wiedziałam, że są w kuchni. Nie wiem w ogóle jaki ta dziewczyna ma tupet, aby po tym wszystkim jeszcze przebywać w moim domu. W sumie dom należy do Toma, może zbyt szybko sobie przywłaszczyłam do niego jakieś prawa?

-Może powinnam ją przeprosić?

-Nie radziłbym.- Zanim wkroczyłam do kuchni usłyszałam krótką wymianę zdań. Uśmiechnęłam się ironicznie pod nosem i bez słowa podeszłam do lodówki wyciągając z niej zimny sok, który wlałam sobie do szklanki. Obydwoje milczeli, czułam na sobie jedynie ich spojrzenia. Odwróciłam się w ich stronę opierając się o szafkę i powoli sączyłam swój sok. Nie mogłam patrzeć na tą szmatę. Siedziała sobie jak, gdyby nigdy nic i udawała wielce niewinną. Ale okej, mogę zagrać w tę żałosną grę.

-Zjesz śniadanie?- Tom, odezwał się niepewnie na mnie spoglądając. Zaprzeczyłam kręcąc głową. Mogłabym się do niego nie odzywać, ale to dziecinne. W sumie nie na niego jestem wściekła, choć może powinnam, bo nie wyrzucił tej dziewuchy z domu.

-Nie powinniście przypadkiem, być w studiu?- Zapytałam ledwo powstrzymując się od ironii.

-Mamy wolne...

-Ah, to pewnie macie jakieś plany. Cóż, bawcie się dobrze, a ja może zajmę się naszym ślubem, bo w końcu zostało niewiele czasu...- Odstawiłam szklankę na blat i nie zwracając na nich uwagi, wyszłam. To nie było miłe, ale nie miało być... to, że nie jestem na niego zła, nie znaczy, że nie mogę go trochę po stresować.

-Carmen...- Wyszedł za mną, więc spojrzałam w jego stronę z zapytaniem. Chyba jeszcze nigdy nie byłam wobec niego tak obojętna. Wyobrażam sobie, jak musiał się czuć... no, na pewno nie tak, jak ja wczoraj. I wcale nie twierdzę, że to z mojej strony nie jest dziecinne.- Wiesz, że to wczoraj... to nic nie znaczyło. Emi, mnie przeprosiła... nie gniewaj się już.

-Ale ja się nie gniewam, kochanie.- Stwierdziłam ze sztucznym uśmiechem.- Muszę sobie kupić pantofle na ślub i wybrać kwiaty. Zostały nam trzy tygodnie... chcesz znowu to przekładać?

-Nie...

-Więc może wraz ze swoją „świętą przyjaciółką” zajmij się przygotowaniami. Bo wypadałoby już rozesłać zaproszenia.- Oznajmiłam wpatrując się w niego uważnie.

-Czemu taka jesteś?

-Jaka? Ja tylko martwię się o nasz ślub. Bo zaczynam mieć wątpliwości, czy on w ogóle się odbędzie?

-Oczywiście, że tak.- Podszedł do mnie bliżej, ale ja się odsunęłam.

-Pójdę znaleźć te buty...- Mruknęłam i poszłam na górę zostawiając go zawiedzionego na środku salonu. Zaczynam się obawiać, czy jeszcze będę umiała zwyczajnie go pocałować...


#


-Carmen...- Siedziałam tempo wpatrując się w ekran laptopa, kiedy Tom zaszczycił mnie swoją obecnością. Miałam szukać butów, a tymczasem gapiłam się bez celu w jakąś stronę, która nawet nie była z artykułami ślubnymi.- Porozmawiaj ze mną.

-Za trzy tygodnie bierzemy ślub, a jeszcze nic nie jest gotowe...- Mruknęłam nawet na niego nie spoglądając.- To tak szybko zleciało...

-Trzeba tylko wysłać zaproszenia, reszta jest gotowa... tylko muszę sobie kupić garnitur.- Podszedł do mnie kładąc mi ręce na ramionach.- Chyba nie myślałaś, że będę czekał na ostatnią chwilę? Kochanie, ja niczego bardziej nie pragnę, jak mieć cię za żonę.- Przejechał ustami po moim policzku składając na nim delikatne pocałunki.

-Nie chcę jej tu widzieć.- Podniosłam się gwałtownie z miejsca. I mało mnie obchodziło, że mówię nie na temat.- Nie chcę jej widzieć koło ciebie. Ma zniknąć, rozumiesz? Zniknąć.- Dodałam cały czas na niego patrząc i wcale nie żartowałam. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak poważna. Nie interesowało mnie, co on ma do powiedzenia w tej sprawie. Zwyczajnie nie chce znać tej dziewczyny.

-Mówisz o Emi?

-W moim życiu nie ma miejsca dla was obydwojga. Ja wybrałam ciebie, a jeżeli ty wolisz ją... Tom, ja... odejdę. Rozumiesz? Albo ona, albo ja.- Nie było mi łatwo każąc mu wybierać, ale nie widziałam innego rozwiązania. Nie zniosłabym świadomości, że on po tym pocałunku z jej inicjatywy, nadal miałby się z nią widywać. Choć mam do niego zaufanie, nie mogłabym spokojnie funkcjonować.

-Ale... jak ja mam to zrobić... przecież ona gra z nami w zespole, nie mogę się z nią nie widywać..- Stwierdził lekko przerażony. Wyraźnie przejął się tym co powiedziałam i słusznie. Bo jeżeli za chwilę powie mi, że nie zakończy tej znajomości, spakuję torbę i wyjdę.

-Zwolnij ją.- Odpowiedź była prosta.

-To nie zależy ode mnie...poza tym ktoś musiałby ją zastąpić.

-Wrócę do was, tylko ją zwolnij!- Traciłam już cierpliwość. Nie rozumiem, dlaczego on tak to przeciąga. Dlaczego nie powie, że tak zrobi. Woli ją ode mnie?

-Dobrze...będzie, jak chcesz.- Rzekł po chwili lekko przyciszonym głosem. I nie, wcale nie zrobiłam wielkiego szumu wokół niczego. Dobrze, wiem, że ta dziewczyna by sobie nie odpuściła.

-Dziękuję.- W głębi odetchnęłam z ulgą. Ona musi zniknąć, po prostu musi.- Cieszę się, że jestem dla ciebie ważniejsza...

-Jesteś najważniejsza.- Ujął moją twarz w dłonie i ucałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się do niego trochę niewyraźnie, ale za to szczerze.


#


Brunetka z ulgą zatrzasnęła za sobą drzwi i czym prędzej podążyła w stronę samochodu przy, którym czekał na nią Andreas. Uśmiechnęła się do niego szeroko wręczając mu swój bagaż.

-Tak mało?- Zdziwił się. Spodziewał się raczej kilku potężnych walizek.

-Po co mi więcej na plaży? Jak coś będę chodziła nago.- Puściła mu oczko.- Ale już myślałam, że nie wyjdę... moja matka oszalała, marudziła cały dzień, aż nie wywaliłam jej na stół, swojego dowodu osobistego, książeczek zdrowia, kremu do opalania i paczki prezerwatyw.- Przewróciła oczami wyliczając przedmioty.

-E... a po co prezerwatywy?

-Moja mama uważa, że jadę tam, żeby uprawiać dziki seks z Malediwczykami i ona nie chce zostać babcią.- Oświadczyła z pełną powagą.

-Czemu z Malediwczykami, a nie ze mną?- Zmarszczył brwi czując się nieco urażonym. W końcu, to on z nią jedzie.

-Ciebie uważa za grzecznego chłopca i jest pewna, że mnie nie tkniesz.- Wbiła mu wskazujący palec w klatkę piersiową.

-Ahaa...

-I nie tkniesz mnie?- Uśmiechnęła się zawadiacko przybliżając do niego. Ostatnio wszystko się zmieniło. Wszelkie problemy i kaprysy rozpłynęły się w powietrzu, a co najważniejsze, Alex przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.

-Jeżeli masz zamiar chodzić nago, to nie licz na to, że przejdę obok tego obojętnie... jestem tylko facetem.- Wzruszył niewinnie ramionami.

-Wieśniaczkiem.- Szepnęła całując delikatnie jego usta. Uśmiechnął się pod nosem zadowolony z przebiegu sytuacji. Jeżeli ma go tak całować, może być nawet orangutanem. Z jej ust i tak to brzmi jak pochlebstwo.

-A Alex? Chyba zapomniałaś z nim zerwać...- Przypomniał krzywiąc się lekko na wspomnienie chłopaka.

-Zadzwonię do niego z lotniska... na Malediwach...

-Świetny pomysł.- Zaśmiał się.- Wskakuj do samochodu, Królowo.- Otworzył jej kulturalnie drzwi od strony pasażera i dziewczyna zajęła swoje miejsce. Blondyn wrzucił jej torbę do bagażnika i usiadł na miejscu dla kierowcy.- Zapnij pas.


#


Ani trochę nie było mi żal Emi. Mało mnie obchodziło dokąd pójdzie, chciałam jedynie, aby opuściła mój dom. Tomowi, zapewne nie było łatwo, ale po co mu jakaś głupia przyjaciółka skoro ma mnie? Niech się przyjaźni z Amelią, albo z Sarą... z kimkolwiek byle nie z tą całą Emi, lub kimś w jej kroju. To przebiegła lisica. Ona tylko gra niewinną, a w rzeczywistości cały czas coś knuje. Ale teraz już mi nie zagraża i mogę być spokojna. Nie ma jej. Mogę zapomnieć, że w ogóle kiedykolwiek ktoś taki istniał. W prawdzie jeszcze została formalność, z wywaleniem jej z zespołu, ale i tak jestem już zadowolona. Poza tym wiem, że Tom dopilnuje, aby ta dziewczyna opuściła Tokio Hotel. Odebrała mi moje miejsce w zespole, ale nie odbierze mi miejsca u boku Toma.

-Chyba nie jest ci jej szkoda?- Stanęłam nad Tomem krzyżując ręce na piersi. Na szczęśliwego nie wyglądał.

-Ona nie jest zła...

-Zawsze możesz do niej iść. Ja cie nie trzymam.- Stwierdziłam ze złością. Niech sobie do niej leci, jak ma mi tu wielce się smucić z powodu braku jej towarzystwa. Tak bardzo mu zależy?

-Przestań. Dobrze wiesz, że chce być tylko z tobą.

-Więc daj sobie z nią spokój. Nie wiem, jak możesz widzieć w niej kogoś dobrego.- Prychnęłam i usiadłam na łóżku z naburmuszoną miną.

-Rozumiem, że jej nie lubisz... ale chyba trochę przesadzasz.

-Jasne. Wczoraj cie całowała, a następnym razem zaciągnęłaby cie do łóżka. Ale co z tego... przecież nic by się nie stało! Bo ty kochasz tylko mnie, a taki skok w bok, by nic nie znaczył.- Wyrecytowałam z ironią. Ciekawe, co jeszcze usłyszę od swojego kochanego partnera na temat „świętej” Emi. Co ta dziewczyna ma w sobie?

-Przeprosiła i obiecała, że to się nie powtórzy. Naprawdę uważasz, że jest tak podła?

-Tak!- Potwierdziłam bez wahania.- Doskonale wiedziała, że stoję w drzwiach.

-Wydaje mi się, że naprawdę przesadzasz.

-Świetnie.- Mruknęłam. Jak on w ogóle może jej bronić?! Dlaczego nie jest po mojej stronie?!- Nie chce mi się z tobą gadać. Nie wiem, co ona ci zrobiła.- Pokręciłam z rezygnacją głową i wstałam z miejsca kierując się do wyjścia.

-Nic mi nie zrobiła.

-Wolisz bronić ją, niż zająć się mną. Zamiast zapewniać mnie, że mnie kochasz i że więcej to się nie powtórzy, ty wmawiasz mi, że ja przesadzam. A wcale tak nie jest. Bo kocham cię i ci ufam, pozwoliłam jej być blisko ciebie i przejechałam się na tym. Ciekawe, jak ty byś się czuł, jakbym ja całowała się z jakimś chłopakiem. Z przyjacielem!- Odwróciłam się w jego stronę zatrzymując się.

-Carmen, nie kłóćmy się o takie bzdury. Przecież to nie ma już znaczenia.- Podniósł się i podszedł do mnie.- Zapomnij o tym.

-Łatwo ci powiedzieć... to było obrzydliwe.- Skrzywiłam się. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.

-Kocham cię. Nie myśl już o tym.- Przysunął się do mnie muskając ustami mój policzek.

-Czy ty zdajesz sobie sprawę, że za trzy tygodnie bierzemy ślub?- Westchnęłam cicho opierając czoło o jego ramię. Najlepsza w tej sytuacji była zmiana tematu. Szczerze nie miałam już ochoty dłużej tego drążyć. Już wystarczająco się na złościłam.

-Zdaję i bardzo mnie to cieszy... a ciebie nie?

-Cały czas wydaje mi się, że coś pójdzie nie tak...

-Ale wszystko jest już prawie gotowe. Nie ma się czym przejmować, najważniejszy jest ksiądz i obrączki.- Stwierdził ze spokojem. Skoro tak, to po co my w ogóle urządzamy przyjęcie... możemy wziąć ślub bez gości i wesela... wyjdzie taniej.- Chodźmy już do łóżka....

-Wiesz, że mam okres...

-Wiem, ale spać chyba możesz.- Zaśmiał się ciągnąc mnie w stronę łóżka.- Tobie to tylko jedno w głowie...- Dodał uśmiechając się chytrze.

-Bo to zabrzmiało, jakbyś proponował seks.- Przewróciłam oczami.- Wypadałoby się jednak najpierw umyć i przebrać.- Dodałam, gdy Tom, już opadł na pościel.

-Oj tam... nie chce mi się... to był wyjątkowo ciężki dzień.

-Uwierz, że dla mnie sto razy bardziej.

-Moje biedactwo... chodź tu...- Wyciągnął do mnie rękę, którą zaraz pochwyciłam lądując obok niego.- Zamknij oczka i zapomnij o wszystkim.- Objął mnie przyciskając do siebie. Z przyjemnością wykonałam jego polecenie w zupełności się odprężając. Było mi przy nim niezwykle dobrze. Mam nadzieję, że zapomnę o tym całym zdarzeniu.

 

###

 

16 komentarzy:

  1. Ona nie odejdzie xD1. xd

    OdpowiedzUsuń
  2. No to tak... w sumie, to ja się dziwie Carmen... Ja bym mu zrobiła afere... chociaz nie. xDNo ale nie miałby ze mną tak łatwo... byłby foch jak stąd do Wrocławia, o!Świetne porównanie xDNo bo jak tak można wgl... On się całuje z kim popadnie, a ona mówi, że ok...?!Gdybym nie wiedziała o paru rzeczach, to byłoby mi jej szkoda xDAle nie jest ^^ xDpzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super.Może i Emi przeprosiła, ale nie sądzę, by to było jakoś szczere. W końcu nigdy nie wiadomo, co takiej po głowie chodzi. Hehe...No i może Tom jeszcze raz zastanowi się nad swoim postępowaniem.Ciekawe czy Malediwy pomogą jeszcze bardziej "zauroczyć" brunetkę.czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. no ! i wywalili tą ... no !Coś czuje, że w dniu ślubu bd coś nie tak !Bo teaz jest za pięknie.Nie iwem... ta Emi coś wykąbinuje?... Wypadek czy coś? oj nie wiem ale mam przeczucie xdPozdrawiam ;* [ kochaaaany Tomi < 3. ] xd

    OdpowiedzUsuń
  5. No Carmen dzisiaj mnie trochę irytowała xD za bardzo dramatyzowała. Wyrzucili ją z domu, Tom obiecał, że wyleci z zespołu, a Carmen przeżywała i przeżywała. Dobrze, że się nie pokłócili tak na maksa. Ale za to fajnie się dzieje między Andreasem a Amelią ;D Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że te przeprosiny Emi nie były szczere. Przecież ona, tak samo zarywała do Toma przed wypadkiem i go sobie nie odpuści...Tom tak broni Emi, ale też nie zostawia Carmen samej... Mam nadzieję, że ze ślubem wszystko będzie ok.Czekam na nowe ;))PozdrawiamQueenBlack

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobrze zrobiła Carmen, ta Emily to jakaś wywłoka....ha i śmierdzą jej stopy^^odcinekjak zawsze świetny :)scream-story.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Uh...Jak ta Emi działa mi na nerwy, dobrze, że już poszła. Ale przeczuwam, że jeszcze nie jedno zepsuje, zapewne nie odeszła na zawsze, a szkoda...Strasznie mi się podoba to, że Tom tak kocha Carmen. Wspaniały odcinek. Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  9. uuu... dobrze, że wywalił tą głupią Emi z domu... mam nadzieje, że już więcej nie pojawi się w ich życiu ;)) no i że ślub się odbędzie ;)) pozdrawiam ;*****

    OdpowiedzUsuń
  10. hopeinheart@amorki.pl12 marca 2010 22:17

    Jezu, jak ja Carmen kocham xd Nie mogła zrobić nic lepszego, jak po prostu zażądać, by Emi całkowicie zniknęła z życia jej i Toma. I widać od razu, jak ją to zabolało, jest gotowa wrócić do Tokio Hotel tylko dlatego, by jej narzeczony nie widywał się już z tą obłudną dziewczyną. I bardzo dobrze! Ja chyba na miejscu Carmen nie pogodziłabym się z tym tak łatwo i urządziłabym Tomowi awanturę, ale jednak lepiej czasami postawić ostre warunki. Mam nadzieję, że Emi ani nikt inny nie namieszają już w związku głównych bohaterów. A co do wyjazdu Amelii i Andreasa... Aż się boję, co tam się będzie dziać xdPozdrawiam ;* Julk@.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie dziwię się Carmen, że jest w takim stanie. Zaufała tej żmii, a tamta ją oszukała!Tom się stara, na szczęście! Widać, że ją kocha. Tyle razem przeszli, jakaś Emi nie moglaby tego zniszczyć!Jeeejć! Wreszcie między Andreasem, a Amelią wszystko zaczyna się układać! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uff, ciężka atmosfera w tym rozdziale, ale nie ma się co dziwić. No, a poza tym moim zdaniem Carmen powinna po prostu wyrzucić tą Emi na zbity pysk i tyle, o. xDSkoro Tom jej broni... Na miejscu Carmen byłabym jeszcze bardziej zła. Bo mimo wszystko dla mnie to chore, że on myśli, iż wcale nie jest taka zła. =='''Ślub, ślub, śluuub! ^^Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. 100% popieram Carmen. Emi może i przeprosiła, ale pytanie, czy przeprosiny były szczere? Ja tam jej nie ufam i bardzo się cieszę, że Tom wyrzucił ją z domu, a w przyszłości z zespołu. Już tylko 3 tygodnie do ślubu? Oh, to w następnym odcinku będziemy już świętować, tak? Ah, jak ja kocham wesela =)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam do siebie na nowy odcinek ;* .www.th-th.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć.! ;D świetnie piszesz, tak mnie to wciągnęło, że wszystkie odcinki przeczytałam w kilka godzin i czekam z niecierpliwością na kolejną notkę, a tymczasem zapraszam do mnie. http://tokiohotelowe-gumy.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  16. ekstremalna@onet.eu16 marca 2010 09:50

    Ka, kochanie, słonko, skarbie, bukieciku mój! Wiem, że byłam tutaj ostatnio... eee... 10 rozdziałów temu. Ale już wróciłam. I idę czytać.Lanni

    OdpowiedzUsuń