sobota, 5 lutego 2011

145.'Twoja siostra nigdy nie będzie przeze mnie płakała.'

Grudzień mija w wyjątkowo szybkim tempie. Ledwo się zaczął, a już mamy święta. To bardzo dziwny czas... zawsze wtedy nachodzą mnie wspomnienia, niekoniecznie te dobre. A czy Boże narodzenie nie powinno kojarzyć się jak najbardziej pozytywnie? Może za rok tak właśnie będzie. Wtedy będziemy już ze swoimi maleństwami... za rok z pewnością będziemy mieli najpiękniejsze święta w życiu. Jednak póki co... trudno stwierdzić, jak one będą wyglądały w tym roku. Zostały dwa dni do wigilii, a my nie wiemy gdzie je spędzimy. Nie mam najmniejszej ochoty jechać do mamy Toma. Dobrze wiem, jak ona mnie nie znosi i byłoby to dla mnie po prostu stresujące. A chyba nie chcemy zaszkodzić dzieciom? Z drugiej strony jednak rozumiem swojego męża i to, że chciałby spędzić ten czas z najbliższą rodziną, w której skład wchodzi także jego mama. Tylko, czy będziemy potrafiły choć na jeden wieczór dojść do porozumienia? Kompletnie nie wiem co robić. Oczywiście pani Simone już dzwoniła do Toma i zapraszała... jednak on chciał najpierw uzgodnić to ze mną. Bardzo się cieszę, że bierze moje zdanie pod uwagę. I ma nawet trochę argumentów, które w jakiś sposób do mnie przemawiają. Bo ja raczej nie zrobię zbyt wiele świątecznych potraw, gdyż nie nabyłam jeszcze takich umiejętności. Poza tym jestem w ciąży i nie powinnam się przemęczać... a taka wigilia dla wielu osób to jednak spore wyzwanie. Moglibyśmy właściwie spędzić ją też u mojej siostry... ale jej też nie chciałabym męczyć. Obawiam się, że będę musiała się przełamać... a może to będzie przełomowy moment i pogodzę się z teściową? Nie dowiem się jeśli nie spróbuję.

-Tomaszku...- Stanęłam w drzwiach naszej sypialni spoglądając niepewnie na swojego męża, który leżał na łóżku przeglądając coś na laptopie.

-Tomaszku? Coś nabroiłaś?- Uniósł na mnie swój podejrzliwy wzrok.

-Niee...- Zaprzeczyłam uśmiechając się przy tym słodko i podeszłam do niego siadając obok.- No bo... powinniśmy kupić jakieś prezenty.- Zagryzłam lekko wargę patrząc uparcie na pościel.- Dla twojej mamy powinniśmy coś kupić...

-Rózgę?- Zaśmiał się obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie, aby następnie ucałować mój policzek.- Już zamawiam prezenty przez internet Kochanie. Wiedziałem, że i tak się zgodzisz.- Stwierdził z uśmiechem.

-Skąd niby?- Zmrużyłam oczy wpatrując się w niego.

-Stąd, żee... jesteś kochaną i najwspanialszą kobietą na ziemi.- Rzekł, co mnie w pełni usatysfakcjonowało.

-Chciałabym, żeby te święta były udane. Nie przepadam za twoją mamą... a ona za mną to już w ogóle, ale trudno. Przy tobie nic mi nie grozi... i dla ciebie zniosę każdą docinke z jej strony.- Przytuliłam się do niego.

-Będę pilnował, żeby żadnych docinek nie było. Nikt nie będzie mi cię denerwował...

-Liczę na to, że twoja mama poradzi sobie bez nadzoru.- Stwierdziłam z nadzieją.- Może jak się dowie o dzieciach zmięknie?

-Też na to liczę.- Przyznał.- No, ale zobaczymy. Na razie zamówię resztę prezentów i zadzwoń do siostry, żeby się szykowała na wielką wigilię w moim rodzinnym domu.

-Bill już jej o tym powiedział...- Mruknęłam.- Pytała mnie czy tak wypada i takie tam...- Przewróciłam teatralnie oczami.

-Mam wrażenie, jakby oni znali się całą wieczność.

-To ciekawe, bo Bill też ma takie wrażenie.- Skwitowałam z rozbawieniem.- Przypadkiem z nim nie rozmawiałeś?

-Rozmawiałem... no ale ja też tak uważam. W ogóle, gdyby nie twoja siostra to ja nie wiem, co by z nim było.

-Klub pokrzywdzonych serc zadziałał.- Uśmiechnęłam się pod nosem.- Tak sobie myślę czasami... czemu oni wcześniej nie spędzali ze sobą czasu? Teraz wszystko mogłoby być inaczej.

-Co masz na myśli?

-No może nie byłoby Josta... może obydwoje byliby szczęśliwi, razem...- Wyznałam niepewnie. Dziwnie mi było o tym mówić w ten sposób, tym bardziej, że to moja przyjaciółka była partnerką Billa. No, ale już nie jest...

-Przecież Bill kocha Sarę.

-Jak na niego patrzę to mam wrażenie, że zapomniał o jej istnieniu. I mam wątpliwości, czy on był z nią szczęśliwy? Z moją siostrą są tylko przyjaciółmi, a wydaje się być szczęśliwszy niż gdy był w związku z Sarą. To takie nienormalne...- Westchnęłam zrezygnowana. Niewiele z tego rozumiem, życie jest bardzo dziwne. Czasem trafiamy na kogoś, wydaje nam się, że jesteśmy szalenie zakochani jednak okazuje się, że mimo wszystko to zbyt mało, aby być naprawdę szczęśliwym.

-Świetnie się rozumieją, to chyba ważne w przyjaźni.

-W związku też. Ty mnie świetnie rozumiesz, nie?- Podniosłam głowę spoglądając na niego zadziornie.

-No oczywiście.- Zrobił pewną siebie minę, a ja musnęłam jego wargi uśmiechając się zaraz.

-I rozumiesz, że chce uprawiać seks na stole?

-Carmeen no co ty?

-To i tak dosyć skromna fantazja.- Stwierdziłam nie poruszona. Jakoś ostatnio do głowy przychodzą mi różne ciekawe jak dla mnie pomysły związane z naszym życiem erotycznym. I wcale nie jestem niewyżyta! Ja po prostu jestem otwarta na różne nowe doświadczenia... oczywiście nie przesadzając.

-Bardzoo. Kiedyś ją wcielimy w życie...- Zadeklarował, co mi się bardzo spodobało.

-O.. to ja zacznę myśleć nad kolejnymi.- Wyszczerzyłam się zadowolona.- A pamiętasz swój striptiz przez internet?- Poruszałam znacząco brwiami. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia i Toma przed kamerą, jego wspaniałych wygibasów. A potem tej zmieszanej, bezradnej minki, gdy Bill wszedł do pokoju i go zobaczył...

-Nie przypominaj mi...- Burknął pochmurniejąc. Najwyraźniej dla niego to nie są zbyt miłe wspomnienia.

-Oj Kochanie... byłeś świetny.- Pochwaliłam go całując jego szyję.

-Nie powtórzę tego już nigdy więcej...

-Dobrze, nie musisz... ale ja bardzo chętnie.

-Zrobisz mi striptiz?

-Możee... jeśli zdążymy zanim mój brzuch przybierze olbrzymich rozmiarów.

-No cóż... w końcu to bliźnięta.

-Niedługo poznamy płeć!- Ucieszyłam się prawie podskakując do góry. Nie mogę się już doczekać, kiedy dowiemy się jakiej płci będą nasze dzieci.

-I zobaczymy czy się sprawdziłem.

-Hm... fajnie by było.- Rozmarzyłam się.- Dwóch małych Tomciów...


#


-Tę? Może tę? O... i tę? O a tę? Albo tę?- Dziewczyna siedziała na skraju łóżka patrząc bezradnie, jak wokalista wyrzuca z szafy jej ulubione sukienki. Miała wrażenie, że czarnowłosy już całkowicie wyłączył funkcje myślenia, gdy tylko dopadł się do jej ubrań.- O i tę! Weź w ogóle wszystkie, co?- Odwrócił się w jej stronę cały rozpromieniony.

-I chyba ty będziesz je nosił.- Mruknęła patrząc na niego z politowaniem, na co uniósł jedną brew nie bardzo rozumiejąc.- Przecież ja już od miesięcy nie mieszczę się w te kiecki! Zobacz, o...- Wskazała na swój duży brzuch, a chłopak rozchylił usta z wrażenia, jakby dopiero co zdał sobie sprawę, że Melanie jest w szóstym miesiącu ciąży.

-No cóż...- Podrapał się po głowie myśląc przez chwilę.- Musimy iść do sklepu...

-Niestety... jedyne w co się mieszczę i co posiadam to dres.- Uśmiechnęła się krzywo i opadła na pościel czując ból w krzyżu.- Ale ja się nie nadaje do zakupów... może ja zostanę w domu?

-No chyba sobie żartujesz. Sama?

-Z Matthewem przecież...

-Wszyscy jedziemy do mojej mamy.- Stwierdził dobitnie.- I ty też. Sam ci coś kupię... są jakieś sklepy z odzieżą ciążową.

-Powodzenia...- Mruknęła obojętnie. Było jej już wszystko jedno... najchętniej nigdzie by się nie ruszała i święta też jakoś specjalnie ją nie przejmowały.

-Rozmiar XXXXXL?- Zaśmiał się prawie plącząc sobie przy tym język, a blondynka prychnęła próbując się podnieść jednak nie dała rady, co wywołało u Billa kolejną salwę śmiechu.

-Nie śmiej się ze mniee...- Jęknęła żałośnie, a chłopak czym prędzej się zreflektował i podszedł do łóżka wyciągając w jej stronę rękę dzięki czemu w końcu udało jej się powstać.- No... ja nie chce nigdzie jechać... Wyglądam jak słoń! W drzwiach się nie zmieszczę... i w ogóle nie chce.

-Oj nie przesadzaj... Są święta, nie będziesz sama.- Usiadł obok niej poważniejąc.

-Jasne... łatwo ci mówić bo jesteś chudy! A ten mały smerf mnie roztył...

-A co do tego smerfa... musisz w końcu wybrać mu jakieś imię chyba?- Spojrzał na nią, a ta klepnęła się dłonią w czoło.

-Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.

-No patrz...- Ponownie się zaśmiał. To była zdecydowanie najzabawniejsza kobieta w ciąży, jaką miał okazję poznać.- A masz już jakiś pomysł?

-Nie mam pojęcia, jak dać mu na imię. Ja się w ogóle na tym nie znam...

-Na tym nie trzeba się znać. Zaraz coś wymyślimy...- Stwierdził z entuzjazmem po czym nastała cisza.- Colin!- Okrzyknął nagle, a blondynka aż drgnęła wystraszona.

-Przy tobie to ja zaraz urodzę!- Fuknęła łapiąc się za brzuch.

-Niee... nie rodź... ja już nie będę.- Powiedział patrząc na nią z przejęciem.- Ale ładne imię?- Dodał nieco ciszej.

-Ładne...- Przyznała zrezygnowana.- Może być Colin.

-No widzisz i już mamy problem z głowy.- Uśmiechnął się zadowolony.- A teraz to ja pójdę znaleźć ci coś na wigilię... i sylwestra. Potrzebujesz coś jeszcze?

-Nie. Tylko weź sobie pieniądze... leżą tam w...

-To ja już lecę.- Przerwał jej i szybko ucałował ją w policzek zaraz uciekając w stronę drzwi, przy których jeszcze jej pomachał i zniknął.

-Ale Bill!- Zawołała za nim, czym już nic nie wskórała.- Co za facet...- Burknęła pod nosem i bardzo powoli wstała z łóżka.- Matt! Gdzie jesteś mały?- Wyszła z pokoju zmierzając na dół, gdzie bawił się mały chłopiec.

-Tutaj... a gdzie mam być?- Uniósł głowę spoglądając na nią, na co wzruszyła ramionami.- Chcesz się pobawić?

-Niee... nie dam rady.- Posłała mu delikatny uśmiech i usiadła na kanapie przyglądając się jego zabawie. Oczami wyobraźni widziała już bawiącego się małego Colina. Nie wiedziała jak jej życie będzie wyglądało z małym dzieckiem, ale przecież sobie poradzi. W końcu nie jest sama. Nawet nie sądziła, że znajdzie się jeszcze ktoś, komu będzie na niej zależało choć trochę...


#


Nie znoszę kupować prezentów... Od zawsze mam z tym problem. Nigdy nie wiem, co komu dać... a w sklepach jest tyle rzeczy, że nie można się na nic zdecydować. Święta to wyjątkowy czas i podarunek też powinien taki być. Szczególnie dla najbliższej osoby... to moje pierwsze święta z Tomem w dodatku jako jego żony. Wiem, że najpiękniejszy prezent noszę w sobie dla nas obojga, lecz nie zwalnia mnie to z gwiazdkowego podarunku.

Z trudem wymknęłam się z domu, aby udać się do galerii. Powiedziałam Tomowi, że idę do siostry. Cóż... trzeba sobie jakoś radzić. Wątpię, aby spodobało mu się, że chce iść sama na zakupy. Prezenty dla rodziny zamówiliśmy przez internet, ale przecież nie mogłam przy nim wybrać coś także dla niego. Poza tym to, co chcę mu dać musi być wyjątkowe... po prostu muszę na to spojrzeć i musi mnie olśnić o.

Gdy dotarłam do centrum handlowego doznałam niemałego szoku rozpoznając znajomą mi osobę, która opuszczała właśnie sklep z odzieżą ciążową. Aż zamrugałam powiekami zastanawiając się, czy coś mi się nie przewidziało. Jednak on nadal tam był, a w rękach trzymał kilka toreb z nazwą sklepu. Korzystając z okazji, że zatrzymał się na chwilę podeszłam do niego szturchając go lekko w ramię.

-O... cześć. A ty co tu robisz sama?- Uniósł na mnie swoje równie zaskoczone, jak moje tęczówki.

-Ja? Ja jak normalna kobieta przyszłam na zakupy... a ty? Jak normalny facet kupiłeś sobie sukienki ciążowe?- Zajrzałam do jednej z reklamówek uśmiechając się przy tym krzywo pod nosem.

-No Carmen, oszalałaś?- Zrobił urażoną minę.- To dla twojej siostry. Dziś stwierdziliśmy, że nie ma co założyć na wigilię i sylwestra. W ogóle nie ma nic poza dresem...- Wyjaśnił.

-I ty sam przyszedłeś uzupełnić jej szafę?- Uniosłam brwi patrząc na niego z uwagą. Świat szaleje nie ma co... Tom by w życiu nie poszedł sam na zakupy, żeby kupić mi ubrania.

-Dokładnie. W końcu ja się znam najlepiej na modzie.- Wyszczerzył się zadowolony.

-Ciążowej?

-A co za różnica... w ogóle, co się czepiasz he? To chyba dobrze, że wspomagam ciężarną kobietę porzuconą przez faceta.

-Cieszę się, że się zaprzyjaźniliście.- Uśmiechnęłam się wyrażając swoje zadowolenie.- Ale co z Sarą?- Spoważniałam nieco wspominając o swojej przyjaciółce. Ja w przeciwieństwie do co niektórych nadal o niej pamiętam...

-A co ma być? Wyjechała sobie... wróci pewnie za jakieś cztery miesiące. Przynajmniej tak mówiła...- Wzruszył ramionami zupełnie, jakby już go to nie obchodziło. Czyżby naprawdę przestało mu na niej zależeć?

-Bill... powiesz mi o co wam poszło?- Spojrzałam na niego błagalnie. Musiałam o to zapytać, wiem, że miałam dać spokój, ale nie potrafię... męczy mnie to. Już nawet nie interesuje mnie, co z nimi będzie, ale niech tylko mi powie to, co dotyczy mnie samej.

-Mówiłem już, że nic nie powiem.

-Jesteś okropny! W ogóle nie obchodzi cię, co ja czuje... Sara jest moją przyjaciółką, a teraz nie wiem co się z nią dzieje!- Zarzuciłam mu z nadzieją, że się nade mną zlituje. Jednak jego twarz miała kamienny wyraz i nie wyglądało na to, abym coś wskórała.

-Uszanuj moją decyzję. Jeśli Sara będzie chciała, porozmawia z tobą i ci się wytłumaczy ze swojego zachowania. I nie wzbudzaj we mnie poczucia winy, bo i tak nic ci nie powiem, Carmen.- Wyrecytował surowym tonem.

-Jak wolisz.- Mruknęłam niezadowolona.- To nie zatrzymuję cię dłużej.

-No, spieszę się trochę.

-A... i jeszcze jedno.- Zatrzymałam go wbijając w niego swoje groźne spojrzenie.- Nie skrzywdź mojej siostry bo będzie z tobą źle.- Na moją twarz wpłynął złośliwy uśmieszek, który nie zapowiadał niczego dobrego.

-Widzę, że już wyrobiłaś sobie o mnie zdanie.- Skrzyżował ręce na piersi, a ja w odpowiedzi wzruszyłam ramionami.- Jeśli myślisz, że dzięki temu cokolwiek ze mnie wyciągniesz, to się mylisz. Nie podejdziesz mnie w żaden sposób.

-Ale ja mówię poważnie i w tej chwili nie obchodzi mnie o co poszło wam z Sarą. Nie chcę, żeby Melanie w jakikolwiek sposób przez ciebie cierpiała rozumiesz? Przeszła zbyt wiele, aby po raz kolejny się zawieść.- Oświadczyłam z poważną miną.

-Carmen ja nie chodzę po świecie i nie krzywdzę bezbronnych kobiet.- Wywrócił teatralnie oczami.- Twoja siostra nigdy nie będzie przeze mnie płakała.- Zaznaczył stanowczo, co przyznam brzmiało bardzo przekonująco.

-Świetnie. To zanieś już jej te sukienki, bo my nie grzeszymy cierpliwością.- Posłałam mu niewinny uśmiech po czym machając mu na pożegnanie odwróciłam się i odeszłam w swoją stronę. Bardzo dobrze, że się spotkaliśmy. Ta rozmowa była konieczna...


###


Wróciłam. Nie planuję już żadnych rehabilitacji poza domem tak więc nie zniknę raczej... 

Trochę głupio publikować mi odcinek ze świadomością, że mam mnóstwo zaległości na Waszych blogach... no, ale przecież nie porzucę swoich opowiadań tylko dlatego, że nie przeczytałam Waszych odcinków ;p 

Muszę się od nowa wdrążyć w ten świat i pewnie trochę to potrwa. Szczerze mówiąc, nie mam ochoty niczego czytać... ale pewnie to się niebawem zmieni ;) Jak zwykle, bo często jest taki czas, gdy ma się zastój nawet w czytaniu. Myślę, że mnie rozumiecie.

Pozdrawiam ;*


14 komentarzy:

  1. No no... pierwsza jestem :) odc jak zawsze extra ;) i nowy szablon też wymiata ;PP czekam na NN :**** <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że wróciłaś ;)Odcinek jak zawsze świetny i szablon też jest cudowny ;]Więc czekam na następny odcinek :):***

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie podoba mi się. Litera t w trzy na górze xDA reszta jest ok xDZresztą co ja tam będę, wysyłałaś mi fragment z Billem ,a reszta jest... bez Billa xDTak... skomentowałam :DŁadnie, prawda? xDIdę do restauracji........................... xdDobranoc :DKochaaaaam cię ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. ~cukiierkoowaa5 lutego 2011 19:58

    wróciiiłaś <3Z boooooskiem odcinkiem ..oh i ah *.*czekam na kolejny ^^;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawdę mówiąc trochę się boję tego, jak będą wyglądać święta u Simone... Fajnie, że Carmen postanowiła uszanować chęć Toma i mimo wszystko tam pojechać, ale mimo wszystko mam złe wspomnienia z panią Kaulitz. Mam nadzieję, że jak dowie się, iż Carmen wyda na świat dwójkę jej wnuków, zacznie zwracać się do niej nieco życzliwiej. Jestem zachwycona faktem, że Bill i Melanie tak bardzo się zaprzyjaźnili. Wydaje mi się, że oboje dobrze się rozumieją i sam fakt, że czarnowłosy wybrał się do sklepu z odzieżą ciążową, świadczy o tym, że bardzo polubił siostrę Carmen ;D Tylko martwi mnie to, co będzie z Sarą... W końcu to ją Bill kocha. A może już nie?Czekam na odcinek następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przejmuj się tymi zaległościami, ja też miałam dłuuugi i ciężki zastój w czytaniu, ale w końcu nadrobiłam i jest dobrze ;) Odcinek świetny, cieszę się, że już wróciłaś :)Mam nadzieję, że wigilia będzie wspaniała, a Simone niczego głupiego nie wymyśli, ani źle nie postąpi wobec Carmen, czy Melanie i Matthew. :) Pozdrawiam ;*** !

    OdpowiedzUsuń
  7. fajnie, ze wróciłaś :D . Ładnie Ładnie Ładnie !

    OdpowiedzUsuń
  8. Yeah!! Wróciłaś! W sumie ja też, ale nie z rehabilitacji,tylko z ferii xD Już się nie mogę doczekać tych świąt i dowiedzenia się, czy Simone przestanie być cięta na Carmen. Poza tym podziwiam Toma, że zapytał się żony, czy ona w ogóle ma chęć jechać, mimo iż wiedział, że i tak po wielu namysłach się zgodzi. I te prezenty zamawiane przez internet... ale i tak Bill kupujący ciążowe ciuszki był najlepszy. Boże, jak ja bym go tak na żywo zobaczyła, wychodzącego ze sklepu dla kobiet w ciąży, to bym chyba padł na miejscu. Dlatego dziwie się, że Carmen nie dostała zawału xD

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Eveline Angels7 lutego 2011 15:49

    Odcinek tak średnio mi się podobał, przypominał mi bardziej zwykłą, blogerską notkę. Nie gniewaj się ; * Wiesz, że ja też chciałam kiedyś dać w przyszłości swojemu dziecku na imie Colin?? Jej, jakie to zdanie skomplikowane hahahah! :D:D:D Mam nadzieje, że matka Toma nie będzie zbyt wkurzająca. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie coś nowego. [th-th]

    OdpowiedzUsuń
  11. ~AnDeinerSeite8 lutego 2011 21:08

    Ekstra :D Ale mi tam każdy odcinek wydaje się za krótki :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmm... dlaczego wszyscy wykorzystują wiadomość o potomstwie do różnych, niecnych rzeczy? xDDZrozumienie się i umiejętność porozumiewania się są najważniejszymi rzeczami we wszystkich związkach międzyludzkich. ;]E... mowa o striptizie... no i gdzie on jest?! Nie można czekać! xDDMatko... tycie, ciąża... koszmar! O.OEm... to było najszybsze wybieranie imienia, o jakim słyszałam. xDJa też nigdy nie wiem, co mam komu kupić. Czy to, co kupiłam wystarczy, czy na pewno się spodoba... Nie, kupowanie prezentów to zdecydowanie coś strasznego. xDOj tam, zaraz by nie poszedł... dla żony wszystko. xP A poza tym Bill uwielbia chodzić na zakupy. Na pewno miał w tym też jakiś swój interes! xDDRozmowa Carmen i Billa jak najbardziej mi się podobała. Momentami była ostra, ale chyba rzeczywiście konieczna.Podobało mi się, pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  13. queen_black@vp.pl11 lutego 2011 13:20

    Podoba mi się ;)Mam nadzieję, że Bill nie skrzywdzi w żaden sposób Mel. A święta u mamy bliźniaków obejdą się bez zgrzytów ;) A Sara wszystko przemyśli i będzie dobrze ;)I też tak mam, że nie chce mi się czegoś czytać. Tzn chcę, ale nie mam ochoty i wgl. To jest wkurzające xdChyba nie napiszę już nic sensownego xd QB

    OdpowiedzUsuń
  14. nika39@onet.eu21 lutego 2011 22:08

    matka Toma, niech spada na bambus oO zazdrosna jest czy co.? oO weeź Wigilia ani trochę nie jest moim ulubionym świętem -.- gdyby nie prezenty [xDDD] pewnie w ogóle bym jej nie obchodziła oO dobra, jestem dziwna xD ale nie moja wina, że rodzinny sentymentalista to ze mnie kiepski jak buty misia Yogi. ale tutaj znowu Bill xD on mnie prześladuje, jak nic ;d taki słodki, miły i przyjaznny wypłosz z włosami jak piżmak. DOBRA JUŻ NIC NIE MÓWIĘ NA TEMAT WŁOSÓW! xD ajj, teraz się rozpiszę xD

    OdpowiedzUsuń