czwartek, 17 lutego 2011

147.'Pozwólcie jej umrzeć...'

Odetchnęłam głęboko przekraczając próg kuchni. Czułam się w tym domu jak intruz i w żadnym wypadku nie potrafiłam pozbyć się tego odczucia. Za każdym razem, gdy widziałam Simone czułam wstrząsający mną dreszcz niepokoju. To coś okropnego. Właściwie ja chyba zaczynam się jej bać... To naprawdę stresujące przeżycie. A tak chciałam, aby moje pierwsze święta z Tomem były wspaniałe... Jednak z największymi chęciami, to raczej nie jest możliwe.

Poczułam wielką ulgę, gdy w kuchni nie ujrzałam postaci swojej teściowej, a kuzynkę Toma. Nie czułam od niej takiej niechęci, jaką darzyła mnie jej ciotka. Wręcz przeciwnie, była dla mnie bardzo miła. I przyznam, że to mi nieco ułatwiało. Dobrze jest mieć świadomość, że jest się lubianą choć przez jedną osobę z rodziny męża. To zawsze jakieś minimalne wsparcie.

-Jak tam przed kolacją?- Zagadnęła zauważając mnie.

-Mogłoby już być po.- Wyznałam szczerze. Im bliżej, tym bardziej przeżywałam to wielkie wydarzenie. Naprawdę nie czuję się w tym miejscu komfortowo i chciałabym wrócić do naszego domu jak najprędzej.

-Przyznam, że też nie przepadam za takimi rodzinnymi zjazdami.

-Tyle, że ja czuję się obca... bo właściwie nigdy wcześniej was nie widziałam. A przynajmniej większości.

-No tak. Pewnie martwisz się, że cię nie zaakceptują i takie tam. Ale naprawdę nie masz się czym przejmować, przecież jesteś świetną dziewczyną, w dodatku usidliłaś niepokornego Toma.- Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Była może starsza o jakieś dwa lata... więcej bym jej nie dała. Jej słowa bardzo mi ułatwiały. Poza tym była taka miła... to świetna odmiana po wszelkich kąśliwych uwagach teściowej. Oby reszta rodziny była taka jak kuzynka Toma!-Napijemy się herbaty? Chętnie bym z tobą pogadała i dowiedziała się paru ciekawych rzeczy.- Zaproponowała, co mnie właściwie ucieszyło. Nareszcie pogadam z kimś normalnym...! Nie żebym miała coś do swojego męża, czy siostry... ale jednak oni to co innego. Tom, to mój facet... a moja siostra jest w ciąży i strasznie marudzi. Kocham ją, ale mam już dość na dzisiaj...

-Bardzo chętnie.- Zgodziłam się zadowolona i z przyjemnością zajęłam miejsce przy stole, a dziewczyna wyjęła z szafki dwie szklanki i nalała do nich gorącej herbaty z dzbanka, kolejno stawiając je na blacie.

-Wiesz, bardzo mnie intryguje wasz związek. Tom nigdy jakoś specjalnie się nie kwapił do stałych relacji z kobietami, a tu nagle okazuje się, że ma żonę... może za jakieś dwadzieścia lat, by mnie to tak nie dziwiło, ale teraz? Jestem normalnie w szoku... Zresztą pewnie większość naszej rodziny ma takie odczucie.- Wyrecytowała z przejęciem. Wyraźnie ją to fascynowało... na jej miejscu pewnie bym reagowała podobnie. Też czasem, jak na chwilę się zatrzymam i pomyślę doznaję szoku, gdy dociera do mnie tak piękna rzeczywistość.

-Właściwie to nie wiem, dlaczego Tom mi się tak szybko oświadczył...- Stwierdziłam marszcząc brwi.- Może dlatego, że wiele razem przeszliśmy... w każdym razie nie mogłabym odmówić mężczyźnie, którego tak kocham. Nie wiem, czy w ogóle zdajesz sobie sprawę jakiego wspaniałego masz kuzyna.- Zaśmiałam się wychwalając swojego męża. Fajnie jest czasem tak móc z siebie wyrzucić pewne rzeczy. Chyba każdy człowiek chce też mówić innym o tych dobrych wydarzeniach, a nie tylko problemach. Może podchodzi to trochę pod chwalenie się, ale co z tego? Z jakiej racji miałabym o tym nie mówić? Nie mam nic do ukrycia. Jeśli tylko nadarzy się okazja będę wychwalała swoje małżeństwo, jak tylko się da. A najpiękniejsze w tym będzie, że to wszystko szczera prawda. Cudowna otaczająca nas rzeczywistość.

-Jak na ciebie patrzę, to właśnie sobie to uświadamiam.- Skwitowała.- Ale jak wy się w ogóle poznaliście?

-Jeju... to było tak dawno, że prawie nie pamiętam. Nasze początki były bardzo trudne... nie lubiłam go zbytnio. I odnosiłam wrażenie, że on mnie też... ale może dlatego, że ja nie darzyłam go sympatią. W każdym razie wszystko zaczęło się zmieniać, gdy dołączyłam od zespołu. To była najlepsza decyzja w moim życiu.- Uśmiechnęłam się rozmarzona wspominając tamte chwile.- A potem nawet nie wiem, kiedy się w nim zakochałam... oczywiście miłość przyszła znienacka i tak już zostało...

-Brzmi, jak w bajce.

-Często mam wrażenie, że moje życie jest bajką.- Przyznałam.- Ale w bajkach raczej nie ma żadnych problemów i takich tam...

-A twoja siostra i Bill? Coś ich łączy?

-A Bill, to już w ogóle skomplikowana sprawa.- Mruknęłam. Sama już nie wiedziałam na czym ten chłopak stoi.- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co jest między nim, a moją siostrą. On miał dziewczynę, podobno ją kochał... a jak jest teraz, nie wiem. Wszystko potrafi się zmienić w ułamku sekundy... Może Sara nie była jego miłością, skoro tak łatwo poddaje się innej kobiecie...- Zamyśliłam się sama nad własnymi słowami. Pewnie dziwnie to zabrzmiało... Ja wiem, że Melanie i Bill się tylko przyjaźnią, ale ja czuję, że zbyt długo to nie potrwa. Za dobrze im razem... są zbyt szczęśliwi w swoim towarzystwie, aby mieli pozostać tylko przyjaciółmi. A serce nie sługa...

-Bliźniacy są po prostu nie do poznania. Nie mogę uwierzyć, że to ci sami chłopcy sprzed kilku lat...- Pokręciła z niedowierzaniem głową.- Cieszę się, że Tomowi się ułożyło. Oby tylko Bill, w końcu się odnalazł... on zawsze był taki wrażliwy...

-I nadal jest.- Potwierdziłam.- I szczerze powiem, że stawia mnie w niezręcznej sytuacji... bo jego była dziewczyna jest moją najlepszą przyjaciółką, a z drugiej strony stoi moja siostra. Sama czuję się w tej sytuacji zagubiona...- Westchnęłam ciężko. Nie wiem już, co o tym myśleć... boję się tego, co będzie. Boję się, że decyzje Billa wpłyną w jakiś negatywny sposób na moje życie...

-Oj, Carmen... to wyłącznie ich sprawa. Nie możesz się tym przejmować. Cokolwiek się z nimi stanie, to nie będzie twoja wina.- Rzekła z przekonaniem, jednak ja nie miałam takiego podejścia. Nie umiałam tak po prostu się nie przejmować... zależy mi na nich wszystkich i nie chcę, aby żadne z nich cierpiało w jakikolwiek sposób.

-Trzeba powoli nakrywać stół, Jessica możesz?- W wejściu zjawiła się Simone spoglądając na swoją siostrzenicę. Ta skinęła tylko głową i podniosła się z miejsca.

-Dzięki za miłą rozmowę. Mam nadzieję, że będzie jeszcze nie jedna okazja.- Rzuciła do mnie na odchodnym, a ja uśmiechnęłam się już sama do siebie. To naprawdę świetna dziewczyna.


#


-Pani doktor! Jest pani potrzebna na porodówce, to pilne.- Młoda pielęgniarka podbiegła do kobiety w białym fartuchu. Jej wyraz twarzy był jednoznaczny więc lekarka nie wahała się, ani przez moment. Po chwili już obydwie zmierzały w pośpiechu do sali porodowej, gdzie przebywała młoda dziewczyna... gdy tylko weszły ujrzały wielkie zamieszanie, które wskazywało na bezradność lekarzy.

-Co się dzieje?- Kobieta podeszła do pacjentki uważnie obserwując monitor stojący obok. Blond włosa dziewczyna niemalże mdlała z bólu, z trudem łapiąc powietrze. Z pewnością nie była na to przygotowana... przecież to jeszcze za wcześnie. Była w szoku, że w ogóle coś się dzieje z jej dzieckiem.

-To dopiero piąty miesiąc, skurcze się nasilają. Próbowaliśmy je powstrzymać, ale wszystko wskazuje na przedwczesny poród... nie możemy tego odwlec!- Wyjaśnił prowadzący lekarz, który zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.-Ona nie może teraz urodzić...- Dodał wpatrując się w kobietę, w której pokładał wszelkie nadzieje.

-Ile ma lat?

-Dziewiętnaście.

-Szlag. Jak długo już ma skurcze?

-Od kilku godzin... robiliśmy wszystko, żeby odwlec poród...

-A co z dzieckiem?

-Dziecko jak na ten etap rozwoju jest zdrowe... ale nie może się teraz urodzić.

-Może panie doktorze, może.- Lekarka wbiła w niego swoje spojrzenie.- Nie zatrzymamy już porodu... ono musi się urodzić.

-Przecież ono będzie niedorozwinięte!

-Zdaję sobie z tego sprawę, jednak nic nie możemy już zrobić.- Odparła bezradnie.- Dziewczyna musi urodzić zanim jej coś się stanie... Jesteśmy w stanie uratować, to dziecko. Będzie żyło...

-Czyli ratujemy?

-Oczywiście, że ratujemy! Co to w ogóle za pytanie? To nasz obowiązek.- Rzekła dobitnie patrząc na niego surowo. Wiedziała, że dziecko jeśli przeżyje będzie miało wiele trudności z rozwojem...ale nie miała prawa podjąć innej decyzji.- Dobra, nie traćmy czasu. Musimy uważać na dziewczynę. Przygotować wszystko!- Poleciła pielęgniarką, a sama podeszła bliżej pacjentki.- Będzie pani rodzić, proszę oddychać głęboko. Zdaję sobie sprawę, że to nie łatwe, ale musi pani panować na organizmem. Proszę uważnie mnie słuchać, proszę przeć na mój znak.- Wyjaśniła ze spokojem. Nie chciała jej jeszcze bardziej stresować...

-Nie chce... Nie mogę teraz urodzić...- Wyszeptała przerażona blondynka. Nie tak to miało wyglądać... miało być zupełnie inaczej. Wszystko miało być inaczej. Nie miała być sama...- Jeszcze za wcześnie...

-Wiemy, ale musi pani urodzić. Nie ma innego wyjścia. Bardzo proszę mnie słuchać... nie chcemy pani stracić...- Spokojny głos kobiety był nad wyraz irytujący. Ona wykonywała tylko swoją pracę, a Sara właśnie miała stracić sens swojego życia... Doskonale wiedziała co się stanie. Wiedziała, że jeśli jej dziecko będzie żyło nigdy nie będzie normalne...- Zaczynamy!- Zawołała lekarka, po czym stanęła przed dziewczyną, aby odebrać poród.- Proszę przeć. Mocno.- Poleciła, a blondynka mimowolnie już wykonywała swoje zadanie...

Czuła ogromny ból nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Nigdy nie myślała, że spotka ją coś takiego. Dziecko miało być jej szczęściem... Chciała je wychować... i dać wszystko, co najlepsze. A teraz musi skazać je na wieczne cierpienie. Po jej policzkach spływały kropelki potu pomieszane z równie słonymi łzami. Chciała umrzeć... umrzeć razem ze swoją małą córeczką.

Miała wrażenie, że jej serce rozrywa się na strzępy, gdy usłyszała cichy, piskliwy krzyk dziecka. Przez łzy zobaczyła drobniutką postać noworodka, który niemalże natychmiast zniknął z jej pola widzenia, co znaczyło nic innego, jak ratowanie jego życia. Dziewczyna zacisnęła mocno powieki, już nawet nie czuła tego bólu jednak miała ochotę wrzeszczeć... istota, na którą czekała właśnie walczy o życie. Tylko, jakie życie? Życie jako kaleka... o ile nie gorzej...

-Zostawcie ją!- Z wielkim trudem zdobyła się, aby wypowiedzieć te słowa.- Nie pozwalam! Nie zgadzam się!

-Proszę się uspokoić...- Lekarka jedynie zerknęła na nią na chwilę, po czym powróciła do wcześniejszych czynności przy wcześniaku.

-Ale ja się nie zgadzam! Nie ratujcie jej!- Miała wrażenie, jakby sama sobie wbijała sztylet w serce. Ale nie potrafiła inaczej. Nie umiała znieść myśli, że jej córka miałaby męczyć się do końca życia... nie chciała na to pozwolić. Tym bardziej wiedząc, że nie udźwignie tego ciężaru.- Pozwólcie jej umrzeć...- Wyszeptała ostatkami sił.

-Pani doktor... matka dziecka nie chce, żeby je ratować.- Lekarz zwrócił się do kobiety przekazując jej informację, jakby nie słyszała słów dziewczyny.

-To nasz obowiązek. Mamy cholerny obowiązek ratowania każdego życia. To nie Ameryka panie doktorze!- Fuknęła lekarka.- Proszę się lepiej zająć pacjentką.


#


Po salonie roznosił się przyjemny zapach wigilijnych potraw, który wraz z zapaloną świeczką na stole oraz wystrojoną choinką tworzyły wspaniałą, świąteczną atmosferę. Do tego jeszcze gwar osób znajdujących się w pomieszczeniu, które składały sobie po kolei życzenia łamiąc się opłatkiem. Magiczna chwila, choć mogłoby się wydawać, że nic w tym nadzwyczajnego. Mimo wszystko te święta są dla mnie wyjątkowe. Pierwsze od bardzo dawna w takim gronie i takiej atmosferze. Wszystko tu jest takie prawdziwe i naturalne. Takie jakie sobie wymarzyłam.

-Wszystkiego najlepszego, Kochanie.- Tom ujął moje dłonie w swoje spoglądając mi w oczy, aż przeszły mnie dreszcze.-Żebyśmy każde święta spędzali razem... oczywiście ciągle się tak kochając. Nie mogę też zapomnieć o naszych dzieciach... na następne święta będą już z nami.- Uśmiechnął się słodko, co odwzajemniłam.- I spełnienia kolejnych marzeń... nie tylko tych związanych z nami. Wiesz, że przychylę ci nieba, jeśli tylko powiesz słowo.- Zakończył i ucałował mój policzek. To było takie... piękne. Zwyczajne życzenia, a mogą sprawić tyle radości!

-Teraz to ja nie wiem, co mam powiedzieć... jestem beznadziejna w składaniu życzeń.- Zaśmiałam się cicho. Jednak musiałam się zmusić do myślenia i powiedzieć coś sensownego. No nie mogę sobie tak po prostu odpuścić.-Ale życzę ci mój mężu... żebyś był ze mną szczęśliwy... ze mną i naszymi dziećmi. Żeby ułożyło ci się z zespołem, bo wiem, jak bardzo kochasz muzykę... Zawsze będę ci kibicować. I ja też chętnie pomogę ci w spełnianiu marzeń, o ile jeszcze jakieś masz.- Zmarszczyłam brwi przyglądając mu się z uwagą. Właściwie nie mam pojęcia, czy mój ukochany jeszcze o czymś marzy. Mam wrażenie, że osiągnął już wszystko czego pragnął. A może jest coś jeszcze?

-Coś tam się pewnie znajdzie, jak pomyślę.- Stwierdził zamyślony.- Ale największe mam już za sobą, a właściwie będą towarzyszyć mi przez całe życie.- Dodał posyłając mi swój zniewalający uśmiech.

-Dobra, teraz ja. Blokujecie kolejkę!- Zbuntował się Bill, który wepchnął się między nas.- Droga bratowo...- Rozpoczął teatralnym głosem. Oczywiście poszłam na pierwszy ogień...- Zdrooowia, szczęściaaa, mnóstwo miłoości i rodzinnego ciepła... dużo uśmiechu! I samych łez radości. I ja nie wiem czego ci jeszcze potrzeba... w każdym razie spełnienia wszelkich pragnień! Nawet tych niegrzecznych... oczywiście za pozwoleniem Toma i może też z jego udziałem.- Wyrecytował cały promieniejąc i przyciągnął mnie do siebie mocno ściskając.- Twoja siostra chyba się we mnie zadurzyła... wystraszyłem się i nie wiem, jak mam się zachowywać...- Wymruczał mi do ucha, a jego głos tym razem brzmiał, jakby był zdesperowany. Ja natomiast doznałam szoku i stałam jak kołek nawet, gdy już wypuścił mnie ze swoich objęć. Też wybrał moment na takie gadki! Szlag... Melanie! Ale dlaczegooo... no niee...- Bracie, tobie życzę tego samego. Tylko żebyś jeszcze czasem znalazł chwilę dla swojego bliźniaka i też go kochał.- Czarnowłosy odwrócił się do Toma i także się z nim uściskał. Jednak mój mąż nie usłyszał już gratisowych słów... Zawsze wszystko na mojej biednej głowie.

-Wszystkiego najlepszego, Carmen.- Usłyszałam i uniosłam swój wzrok na stojącą obok mnie kobietę, która wyciągała w moją stronę opłatek. Mama Toma... no tak... cóż...

-Pani również.- Odparłam dzieląc się z nią. W tych życzeniach nie było zbyt wiele radości i ciepła, ale to zawsze coś.

Potem przyszła kolej na pozostałą część rodziny więc nie było czasu myśleć o Simone, czy chociażby mojej siostrze, która nie potrafi trzymać swoich uczuć na wodzy. Ja wiedziałam, że ich przyjaźń tak się skończy wcześniej czy później... a jeszcze dziś mówiłam o tym z Jessicą! Będę musiała pogadać z Mel... mam nadzieje, że jeszcze nie zdążyła za bardzo się zaangażować...


###


Ojejajeja jaka Ka. jest zła bla, bla, bla... xD

A tak poza trzy miesiące wróciłam do staaaaaaaaaaaarego opowiadania, które poprawiam i piszę od nowa :D Wiem, że jestem genialna ;o jak to doprowadzę do końca to z pewnością będę ^^ (http://ganz-egal-wo-du-bist.blog.onet.pl/)

pozdrawiam ;*


11 komentarzy:

  1. Ja chciałam inaczej..............................................................................I jak mam teraz sie nie dołować, ha, haaa, haaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa?!:(1................

    OdpowiedzUsuń
  2. jA TEGO NIE SKOMENTUJĘ XdI wgl nie mieszaj mnie w to morderstwo!!!!!!!!!!! xDBiedna, mała bąbelka Billa...........................:(Ona miała być z nim, a ta Sara miała umrzeć! xDNażyła się już, starczy jej! xdDobranoc! xDKocham cię! xD

    OdpowiedzUsuń
  3. ~cukiierkoowaa17 lutego 2011 22:20

    cudaaaśnie ; Di wreszcie się doczekałam *.*Ah ten Tom ... <3 cud miód i orzeszki!Czekam z niecierpliwością na kolejny ;***********

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się porobiło!! A tak w ogóle, to strasznie szybko dodajesz nowe notki, aż nie nadanżam czytać i komentować( ale w sumie, co się dziwić, jak na ten tydzień miałam 2 lektury i to jeszcze tak porypane, że szok, a na poniedziałek już mam kolejną...) Ale wracając do notki to ja jestem mega zaskoczona akcją z Sarą. Nic innego nie pałęta mi się po głowie, tylko jej decyzja. Mimo wszystko trzeba mieć w sobie wiele siły, aby nakazać lekarzom, żeby nie ratowali dziecka. Jedank, czy rodzice mają prawo do takiego postępowania? Przecież wiele wcześniaków przeżywa, choć może nie urodziły się w 5 miesiącu ciąży( moja siostra urodziła się np. w 7). Kiedyś oglądałam taki dokument i dziecko właśnie przyszło na świat w 5, albo 6 miesiacu- nie jestem do końca pewna- i z początku faktycznie wszystko wskazywało na to, że będzie upośledzone, ale tak się nie stało. Więc może jednak warto dać choć cień szansy?

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie róbcie sobie jaj! Przedwczesny poród? Boże, biedna Sara... A Bill spędza sobie święta z rodziną i nie ma zielonego pojęcia, że jego dziecko przedwcześnie przyszło na świat. W pewnym sensie rozumiem Sarę: nie chciała, by jej córeczka była niedorozwinięta i cierpiała przez całe swoje życie, ale z drugiej strony... Może zbyt pochopnie zrobiła, mówiąc, żeby lekarze pozwolili jej umrzeć? Chociaż oni i tak nie spełnili jej prośby, więc nie ma o czym mówić. Mam nadzieję, że obiema będzie okej - choć coś mi się wydaje, że przynajmniej jedna okupi życiem ten przedwczesny poród.Ta Jessica jest naprawdę w porządku - fajnie, że Carmen ma na tej imprezie jakieś wsparcie. 'Wszystkiego najlepszego, Carmen' - no, to się teściowa wysiliła oO. Ale lepsze to, niż jakaś głupia uwaga...Czekam niecierpliwie na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. jak zobaczyłam tytuł to byłam nieco zdziwiona i zagubiona.. ale jak czytałam to normalnie doznałam szoku bo tego to się nie spodziewałam no ! .

    OdpowiedzUsuń
  7. To tak być nie może, że przeczytałam już hm, dwa Twoje opowiadania i na bieżąco czytam też jeszcze dwa , a tego nie mam do kolekcji.Przeczytam je, a coo ! :-oo.

    OdpowiedzUsuń
  8. nika39@onet.eu21 lutego 2011 22:17

    już pisałam wcześniej, że matka Toma niech spada... na bambus xD nie wolno używać niecenzuralnych słów, więc się powstrzymam. myśli, że świeci, pfff -.- ale kuzynka Toma, jak najbardziej pozytywna! polubić ją można, weź ją spiknij z tym lekarzem z porodówki ahahahha dobra, o porodzie będę pisać później oOżyczenia: jaaaa oO Tomasz, jakiś Ty romantyczny xD ale i tak, tekst notki: '-Dobra, teraz ja. Blokujecie kolejkę!' mówiłam, że Bill jest wszędzie! xD w ogóle, to nie mogę się skupić na pisaniu komentarza, bo mi się tu Tom patrzy tym swoim jagnięcym wzrokiem, w tej swojej świetnej bluzie [matko, chce taką!] i moje wewnętrzne skupienie idzie się je...żyny zbierać xD. ajj, teraz poród OOMATKO, ŻE JAK.?! jakie umrzeć, jaki poród, jakie skurcze.? Hałsa oglądałaś, czy coś.? oO ogranicz telewizję, jak nic oO ale serio, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.. dziecko urodzi się ładne, zdrowe, bez włosów Billa i w żadnym wypadku nie kalekie oO o matko, stęskniłam się za tymi Twoimi pomysłami <333to co, nowa za godzinę.? och, za pół.?! no przecież nie musisz się aż tak spieszyć xD;****

    OdpowiedzUsuń
  9. u mnie coś nowego Zapraszam !. [th-th.blog.onet.pl. ]

    OdpowiedzUsuń
  10. cóż za emocjonujący odcinek ;oo wybacz , że dopiero teraz piszę , ale byłam na feriach -.- dopiero nadrabiam blogi. eh. czekam na kolejnyzapraszam do ciebiegib-mir-luft. nowy odcinek

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże jedyny....Nie wiem, co napisać. Sama nie wiem, jak mogłabym się zachować na miejscu Sary. Z jednej strony trzeba cieszyć się każdym życiem, choćby najgorszym, bo ono samo w sobie jest juz wielkim cudem i szczęściem. Zaś z drugiej strony, co to za życie, kiedy przykutym jest się do wózka inwalidzkiego, kiedy ludzie z Ciebie drwią ? Co to za życie, skoro nie możesz w pełni z niego korzystać ? Biedna Sara...Nawet nie chce myśleć o tym, co będzie przeżywał Bill, choc dziwi mnie też to, że jakoś mało o nim myślał i wspominał.Cieszę się, że ta kolacja wigilijna w miarę dobrze się potoczyła, a Simone postarała się być życzliwa dla Carmen. ;****

    OdpowiedzUsuń