niedziela, 6 marca 2011

149.'Sara.'

Trzy dni świąt minęły bardzo szybko i znowu nastał zwykły czas. A może nie do końca taki zwykły bo jakby nie było, to ostatnie dni starego roku...

Sylwestra zamierzaliśmy spędzić już w naszym domu, tak więc trzeciego dnia świąt opuściliśmy posiadłość mamy bliźniaków. Nadal nie mogę powiedzieć, że Simone mnie toleruje... może bardziej ignoruje? Nie wiem już, co jest lepsze. Czy to, gdy mi docina, czy jak nie zwraca na mnie uwagi... w każdym razie i jedno i drugie jest po prostu przykre. Jednak nie mam zamiaru nad tym myśleć. Święta minęły, teraz wracamy do swojego życia. A w naszym życiu jej właściwie nie ma...

Tęskniłam za naszym domem, dlatego cieszę się, że w końcu wróciliśmy i mogę czuć się swobodnie. Nikt nie będzie już patrzył mi na ręce i słuchał tego co mówię. Mogę robić, co mi się podoba i taki też mam zamiar.

Tom musiał jechać załatwiać jakieś tam ważne sprawy związane z zespołem, które zapewne dotyczyły nowego menadżera, tak więc byłam sama w domu. A właściwie to nie zupełnie, bo towarzyszyły mi psy... a poza tym jestem w ciąży, więc gdzie bym się nie ruszyła towarzystwo będę mieć zawsze. A to mi całkowicie odpowiada. Uznałam dzień 27 grudnia, jako dzień błogiego lenistwa, gdyż nie chciało mi się nawet ruszyć palcem. Leżałam na kanapie przed telewizorem i niby słuchałam muzyki, lecz myślami byłam gdzieś bardzo daleko. W każdym razie to była moja przyszłość, nie wiem jak bardzo odległa, ale wiązała się z moją rodziną. Oczywiście nie mogło zabraknąć Toma i dzieci. Ciekawe, czy po bliźniętach będziemy jeszcze chcieli mieć kolejne potomstwo? Ja nawet nie marzyłam o bliźniaczej ciąży! Ja się modliłam o jednego szkraba chociaż... a dostałam dwóch w prezencie. To wspaniałe. I teraz jestem w stanie naprawdę nic nie robić, mogę leżeć do góry brzuchem przez całą ciążę byleby tylko uchronić moje maleństwa... nie wyobrażam sobie, że mogłabym poronić po raz trzeci. Myślę, że nie poradziłabym sobie z takim ciosem... to byłoby zdecydowanie już za dużo.

Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc w głowie dwóch identycznych chłopców o czekoladowych oczkach i ślicznych uśmieszkach po tacie. O matko... przecież to będą najpiękniejsze dzieci na świecie! Nawet jeśli będą dziewczynkami... A jakby był chłopiec i dziewczynka też byłoby cudownie. Prawda jest taka, że płeć jest najmniej ważna... cokolwiek by nie było, to część mnie i Toma. Nasza krew... a przede wszystkim owoc naszej wielkiej i silnej miłości. Gdyby tak każdy na świecie potrafił kochać jak my...

-Carmen!- Wzdrygnęłam się słysząc znienacka dziewczęcy głos, a gdy się odwróciłam moim oczom ukazała się Amelia. Skąd ona się tu wzięła? Chyba wieki jej nie widziałam!

-Cześć, co ty tu robisz? Jak ja dawno cię nie widziałam!- Ucieszyłam się i od razu wstałam chcąc się przywitać. Naprawdę poczułam radość na jej widok.- Zostawiłam otwarte drzwi?- Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, jakim cudem weszła do domu.- Dlaczego tak milczysz? Stało się coś?- Zapytałam zaintrygowana. Pamiętam, że Amelia zawsze miała tyle do powiedzenia, a teraz stoi jak kołek i wpatruje się we mnie, jak w jakiś nadzwyczajny obiekt. Niewiele się zmieniła... nadal jest piękna i świetnie ubrana. Tylko jej oczy... czemu tak na mnie patrzy?- Amelia, co jest?

-Ty nic nie wiesz, prawda?

-O czym? Coś z Andreasem?- Zaniepokoiłam się. Jej chłopak był pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl jednak brunetka zaprzeczyła kręcąc głową.- Więc o co chodzi? No wykrztuś to wreszcie!- Poleciłam czując wielkie napięcie. Zaczynałam się poważnie obawiać... a jeśli to coś z Tomem? Jeżeli coś mu się stało?!

-Sara... ona nie żyje...- Jej słowa dotarły do mnie w jakby zwolnionym tempie, lecz z nadzwyczajnie ogromną siłą. Mimo to milczałam patrząc na nią otępiale i nie wierzyłam.-Zmarła godzinę po porodzie...- Dodała cicho, co uświadomiło mi, że to nie jest jakiś głupi żart. Ona powiedziała mi właśnie, że moja przyjaciółka nie żyje... naprawdę to powiedziała!

Wydawało mi się, że świat zawirował... a może naprawdę to zrobił? Złapałam się oparcia kanapy czując, że robi mi się słabo. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Moje serce chyba przez moment przestało bić, aby zaraz zacząć walić jak opętane. Krzyczało, bo ja tego zrobić nie mogłam.-Carmen? Carmen... wszystko w porządku? Źle się czujesz?- Dziewczyna podeszła do mnie zaniepokojona, a kiedy chciała dotknąć mojego ramienia nagle poczułam przerażający ból u dołu brzucha, który sprawił, że wydobyłam z siebie krzyk. Osunęłam się na podłogę oplatając swój brzuch rękoma, a po mojej twarzy zaczęły spływać łzy.- Carmen! Co się dzieje?

-Zadzwoń po Toma...- Wykrztusiłam zdając sobie sprawę, że ból ma związek z naszymi dziećmi. Ogarnął mnie paniczny strach... tak bardzo się bałam, że przestałam go czuć.- I pogotowie!

-Ale co się dzieje? Carmen! Co ci jest?!

-Jestem w ciąży... zadzwoń po pogotowie, ja nie mogę ich stracić!- Krzyknęłam cała zapłakana. Wiedziałam, że dzieje się bardzo źle. Chciałam teraz, aby Tom był przy mnie... chciałam się do niego przytulić i usłyszeć, że wszystko jest dobrze. Że nic złego się nie dzieje...

Amelia już o nic więcej nie pytała tylko w pośpiechu wyjęła swój telefon wykonując moją prośbę. Cała drżała, podobnie jak ja. Starałam się być silna... nie mogłam dopuścić, żebym straciła przytomność. Bałam się, że jak zamknę oczy będzie jeszcze gorzej. Nie stracę ich... nie mogę!

-Zaraz przyjadą, spokojnie...- Podeszła do mnie i przykucnęła starając się mnie uspokoić. Gdyby się tylko dało!

-Tom... zadzwoń do niego... powiedz, żeby przyjechał...- Niemalże ją błagałam. Nie chcę być bez niego... nie dam sobie rady sama.

-Dobrze już do niego dzwonie tylko błagam cię uspokój się...- Dziewczyna zaczynała już panikować nie była przygotowana na coś takiego, ale ja też nie. Nie wiem już o czym myśleć, z jednej strony Sara, a z drugiej moje dzieci... nie mogę dopuścić, aby cokolwiek im się stało. I nie rozumiem, dlaczego jej już nie ma? I dlaczego dowiaduje się o tym teraz? Dlaczego od Amelii? Dlaczego kurwa wszystko tak się potoczyło!-Tom!- Spojrzałam półprzytomnym wzrokiem na przyjaciółkę, która wykrzyczała imię mojego męża do telefonu.-Oh, nieważne! Przyjeżdżaj szybko do domu!... Oh, cicho siedź! Nie zadawaj teraz pytań!... Nie! Ale zaraz się stanie! Kurwa, Carmen rodzi! Pospiesz się! Jedziemy do szpitala, już przyjechała karetka... tak! Wyślę ci smsem. Ale szybko!- Nie wiele mogłam wywnioskować z tego co usłyszałam. Ale najważniejsze, że Tom został poinformowany i niedługo będzie przy mnie... poczułam lekką ulgę jednak nadal było źle.- Już są lekarze, Carmen. Będzie dobrze.- Zapewniła mnie brunetka po czym podniosła się i pobiegła otworzyć drzwi, a po chwili w moim domu znalazło się kilku sanitariuszy, którzy od razu do mnie podeszli, gdy tylko Amelia wskazała im miejsce...


#


Gdy tylko winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze blondwłosa dziewczyna wyskoczyła z niej jak oparzona stając twardo w miejscu. Rozejrzała się nerwowo i dostrzegając w oddali znajomą postać ruszyła pośpiesznie w jej kierunku niemalże taranując przechodzących obok ludzi. Serce biło jej jak opętane... chciała jak najszybciej dowiedzieć się, co się dzieje.

-Bill, Bill!- Chwyciła wokalistę za materiał bluzy i pociągnęła go lekko zwracając na siebie uwagę.- Co z Carmen?!- Zapytała przerażona, a chłopak nie wyglądał lepiej. Był blady jak ściana, do tego miał grobową minę.- No powiedz coś!

-Tom już z nią jest... nic się nie stało.- Odparł jakby nieprzytomnym głosem, a blondynka odetchnęła z ulgą znacznie się uspakajając.

-Boże, już się bałam...

-Wszystko będzie dobrze.- Posłał jej niewyraźny uśmiech choć w głębi miał ochotę się rozpłakać. Już od godziny dusi w sobie wszystkie emocje. Nie chciał rozklejać się na środku korytarza... nie w tym miejscu.

-Na pewno? Mówisz mi wszystko? Bill, nie oszukuj mnie proszę... ja wiem, że jestem w ciąży i nie mogę się denerwować, ale i tak poznam prawdę wcześniej czy później... coś jej się stało? Powiedz mi Bill! To moja siostra, ja muszę wiedzieć...- Patrzyła na niego przestraszona. Czuła, że coś jest nie tak. Gdyby wszystko było w porządku chłopak zachowywałby się inaczej...

-Z Carmen jest dobrze, nic się nie stało. Miała tylko jakieś bóle... ale już jest dobrze, badają ją...- Powiedział spokojnie.- Nie stresuj się...

-To dlaczego masz taką minę?- Jęknęła nic nie rozumiejąc. Nadal miała wrażenie, że czarnowłosy czegoś jej nie mówi.

-Sara niedawno urodziła...- Westchnął wiedząc, że niczego nie ukryje. A nawet nie miałoby to sensu... przecież i tak by się od kogoś dowiedziała.

-Jak to? Przecież... jeszcze wcześnie...

-Wiem...- Spuścił wzrok.- Ale nie mogli nic zrobić...

-Dziecko przeżyło?

-Tak.. mam córeczkę...- Uniósł na nią swoje szklane spojrzenie uśmiechając się nikle. Przecież inaczej to sobie wyobrażał...

-To przecież dobrze, Bill... nie cieszysz się?

-Cieszę... jest nawet zdrowa... lekarze ją uratowali... będzie musiała jeszcze trochę tutaj zostać, żeby dojść do siebie... jest bardzo maleńka...

-Ale zdrowa...

-Sara nie żyje.- Wydusił w końcu, czego nawet by się nie spodziewała. Była teraz w ogromnym szoku.

-Bill...

-Nie mów nic, proszę...- Przerwał jej oddychając ciężko. Czuł się beznadziejnie i nie chciał po raz kolejny słyszeć, że komuś przykro. Trudno było mu zahamować łzy... mimo że jej nie kochał to było coś strasznego. W końcu nie była tylko jego byłą dziewczyną, nie tylko matką jego dziecka, ale także jego przyjaciółką. Tyle razem przeżyli... a teraz tak po prostu jej nie ma. Nawet nie mieli okazji wyjaśnić sobie wszystkiego... i już mieć jej nie będą.- Ja nie rozumiem... dlaczego...- Powiedział cicho wpatrując się w podłogę. Melanie sama już czując łzy pod powiekami przygarnęła go w swoje ramiona, a chłopak od razu wtulił się w nią mocno chowając twarz w jej włosach. Potrzebował teraz czyjejś bliskości i wsparcia, co mógł uzyskać od niej bez problemu.

-Będzie dobrze, Bill...- Wyszeptała mu do ucha gładząc dłonią jego plecy.

-Jak ja mam ją wychować? Kiedy mam to zrobić skoro jestem cały czas zajęty...

-Poradzisz sobie, wszyscy ci pomożemy.

-Tylko, że wy wszyscy macie własne życie i nawet własne dzieci w drodze...

-To niczemu nie wadzi. Nikt nie zostawi cię samego...

-Nie mam nawet dla niej imienia...

-Jesteś pewien, że nie masz?- Spojrzała na niego znacząco, lecz jednocześnie z niepewnością. Wokalista bez problemów zrozumiał, co chciała mu przez to przekazać...

-Sara?- Powiedział cicho jakby z lekkim zawahaniem, a blondynka tylko skinęła twierdząco głową nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Ogromny żal ogarniał jej serce i najchętniej sama wybuchnęłaby płaczem... Może nie łączyły ją z Sarą jakieś szczególne relacje, ale to co się wydarzyło było straszne i tak bardzo przykre...- Nie pomyślałem o tym nawet... ale to chyba będzie najlepsze z możliwych imion.- Stwierdził przecierając swoją twarz dłońmi.-Pójdziemy ją zobaczyć? Nie chce być tam sam...

-Jasne...- Uśmiechnęła się do niego ciepło i chwyciła jego rękę, którą jej podał następnie prowadząc na odpowiedni oddział.


#


-Wszystko jest w najlepszym porządku, po prostu nie wolno się tak stresować.- Rzekła lekarka, co przyniosło mi wielką ulgę. Ścisnęłam mocniej dłoń Toma znacznie się uspakajając. Nie sądziłam, że zwykły stres może być przyczyną, aż takiego bólu. Jednak cieszę się, że to nic poważnego... tak bardzo się bałam, że coś się stanie.- Proszę zobaczyć, jak serduszka zdrowo biją.- Wskazała na niewielki monitor, na którym widać było nasze dzieci. Uśmiechnęłam się bez opamiętania wpatrując się w miejsce, które pokazywała nam kobieta.- Znają już państwo płeć?

-Nie...- Zaprzeczyłam niepewnie jednocześnie czując ekscytację, którą wywoływał u mnie fakt, że już możemy się dowiedzieć.

-A chcą państwo wiedzieć?- Uśmiechnęła się do nas, a ja uniosłam swoje rozanielone spojrzenie na Toma, który tylko skinął twierdząco głową wyrażając swoją zgodę.

-Chcemy...- Odparłam zadowolona nie mogąc już się doczekać, kiedy usłyszymy, co ma nam do powiedzenia pani doktor.

-Hm... więc będą dwaj chłopcy.- Myślałam, że odlecę, gdy to usłyszałam. Przecież właśnie o tym marzyłam... pragnęłam dwóch malutkich Tomów.- Czyli będzie pani zdominowana przez płeć męską. Gratuluję...

-Tomm... słyszysz? To bliźniacy...- Pociągnęłam swojego męża za rękę, na co ten uśmiechnął się do mnie słodko.

-Słyszę Skarbie... i bardzo się cieszę.- Pochylił się nade mną i złożył soczysty pocałunek na moich ustach. Lekarka w tym czasie wytarła żel z mojego brzucha i odeszła do swojego biurka zostawiając nas samych.- Wystraszyliście mnie bardzo...

-Już nie będziemy... po prostu byłam w szoku i tak wyszło...- Powiedziałam nieco przyciszonym głosem przypominając sobie o Sarze. Nadal nie mogę w to uwierzyć... nie wierzę, że jej już nie ma...- Przytul mnie...- Poprosiłam czując już, jak w oczach zbierają mi się łzy. Tom bez wahania spełnił moją prośbę i już po chwili byłam bezpieczna w jego ciepłych i silnych ramionach. Objęłam go mocno przyciskając do siebie, a z moich oczu poczęły wypływać pojedyncze kropelki słonych łez...

-Nie płacz proszę... kocham cię.- Szepnął całując moją skroń. Jak dobrze, że mam go przy sobie... nie poradziłabym sobie, gdyby nie przyjechał. Po prostu bym się załamała, wpadła w jakiś dół, z którego już bym się nie wygrzebała. Starałam się nie myśleć o tym, co się wydarzyło... chciałam usilnie zamieniać wszelkie smutne wyobrażenia na te związane z naszymi dziećmi. Muszę być silna... nasze maleństwa nie mogą odczuwać mojego bólu i cierpienia...

-Ja też cię kocham... cieszę się, że jesteś.- Musnęłam ustami jego szyję.- Zabierz nas do domu...


###


9 komentarzy:

  1. Jej... aż boję się to czytać...1. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ~cukiierkoowaa6 marca 2011 20:44

    zrobiło się przykro... Sara nie żyje...Ale Bill ma córeczkę jak słodko <3czekam na kolejną <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Były trzy takie opowiadania... Jedno o dziewczynie, która zapadła w spiączkę, obudziła się w ostatnim odcinku, napisanym w formie pamiętnika Toma... Potem jakieś inne, nie pamiętam, ale wiem, że było... Może to nawet twoje? No nieważne... No i dziś dochodzi TM :D Powinnaś być z siebie dumna, bo zaczęłam ryczeć jak idiotka przed komputerem... Ja się za bardzo wczuwam, nie? No ale w sumie to fajnie... I nieważne, że sama tego chciałam... xD I że wiedziałam, że tak będzie... xdTo było straszne wgl... Nie pisz już takich odcinków Skarbie, dooobrzeee? Same takie happy, oWgl przy okazji opłakuję mój złamany paznokieć [*]Ola napisała i mi się przypomniało... Ale zmieniłyśmy już temat na bardziej pozytywny :D Gadamy o chusteczkach i ich złych wpływie na nasze nosy i kremach nawilżających :D I tabletkach na gardło :D I o tym, że Asia musi iść do szkoły a my nie ;D A wracając do opowiadania... Nie wiem, czy masz to w planach, pewnie nie, bo już za późno, ale gdyby się to dało wsadzić... Bo szkoda, że nie opisałaś tego jak Bill pierwszy raz zobaczył małą... Jak tam poszedł z Melani i tak dalej... No i ona musi być słodka :DA Sara... Trzeba było kurde nie wymyślać, o xDKooocham cię;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, w sumie mogłabym Ci zadać to samo pytanie, co Ty mnie... Czemu to zrobiłaś?! Czyżby to mój zły wpływ na Twoje opowiadanie, czy jednak coś innego? Nie mogę uwierzyć w to, co dzowiedziałam się w tym odcinku. Wcześniej myślałam, że to Sara przeżyła a dziecko umarło i tak czekałam sobie spokojnie aż w końcu powie o tym Billowi i wtedy on będzie mógł bez, powiedzmy, "przeszkód" być z Mel. A tu surpise! Jest odwrotnie. I o ile Ty piszesz na spontana, a ja mam wszystko zaplanowane to i tak dochodzimy do zbliżonych sytuacji. Ciekawe zjawisko. Buziaczki =*

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Bill i Sara junior. Mała będzie się teraz wychowywać bez matki ;(. Może Melani zastąpi jej w jakiś sposób matkę .

    OdpowiedzUsuń
  6. Więc jednak Sara umarła... Przykro mi bardzo z tego powodu, ale z drugiej strony przynajmniej jej córeczka została utrzymana przy życiu. Nie dziwię się, że ta wiadomość doprowadziła Carmen do takiego stanu, choć gdyby pewnie Amelia wiedziała, że jej koleżanka jest w ciąży, to zapewne nie oznajmiłaby jej tego tak wprost. Dobrze, że aby małym Kaulitzom nic nie zagraża, bo tego to ja już bym nie zniosła. O dziwo śmierć Sary przeżyłam dość obojętnie. Najwyraźniej nie byłam specjalnie do niej przywiązana xD Żal mi jedynie Billa, bo naprawdę będzie mu ciężko wychować córeczkę. Ale jest przy nim Melanie, całe szczęście.Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. omg. w sumie nie wiem co mam powiedzieć , zwłaszcza po tej Sarze. Wgl to nie lubię tej Melanie ;//. Jest szansa na to , że Sara zmartwychwstanie ? Takie emocje w tym odcinku , jak Carmen pomyślała , że nie może poronić byłam pewna , że coś się stanie! No i w sumie nie myliłam się, bo po części się stało ; D. Czekam na kolejny , ale może nie tak zupełnie emocjonujący bo nie mam zamiaru wąchać kwiatków od spodu zwłaszcza w dzień kobiet .; D[gib-mir-luft]

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Eveline Angels10 marca 2011 20:52

    Spięłam tyłek i przeczytałam. Boże, jak smutno, że ona umarła. Biedny Bill, mam nadzieje, że znajdzie jakąś miłość i matkę dla swojej córeczki ; ( Żal mi go. Mam nadzieje, że bliźnięta Toma przetrwają, a zwłaszcza kochana mamusia <33 To straszne, że tyle na raz wali im się na głowe, nic jak tylko realia życia. W tekście znalazłam minimalny błąd, jak Bill wypowiedział "Sara?" a ty napisałaś powiedział, co jest błędem :) Lepiej by brzmiało, jakbyś tam użyła słowa zapytał, albo zgadł, bo wstawiłaś pytajnik. Ach czepialska jestem! :D Ale po za tym spoko! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. kwiatuszek40@buziaczek.pl11 marca 2011 01:47

    co tak smutno ? Cudowny odcinek nie mogę doczekać się kolejnego . Pisz szybko ;D

    OdpowiedzUsuń