Jak długo można wierzyć? Ile trzeba mieć w sobie siły, aby mieć ciągle nadzieję i dbać o to, żeby nie wygasła? Moja jeszcze tli się gdzieś w głębi, lecz jestem pewna, że gdybym nie miała żadnego odpowiedzialnego zajęcia, jakim jest w tym przypadku, opieka nad dziećmi mojej nieprzytomnej siostry… już dawno by zgasła. Przestałam liczyć dni. Przestałam patrzeć na czas. Zaczęłam żyć tym, co się działo w chwili obecnej. Wpadłam w monotonie. Bill chyba też… można powiedzieć, że razem zamknęliśmy się w swoim świecie. Dzieliliśmy teraz razem życie. Mieliśmy wrażenie, że nie ma nikogo poza nami. I każde z nas miało jakby przydzieloną swoją rolę w tym wszystkim. Jednak to przedstawienie nie mogło się udać. Nasz teatr nie miał widzów, a my nie potrafiliśmy grać. Tyle, że zanim się o tym przekonaliśmy było już trochę za późno. Bo chyba uzależniliśmy się od tego. Poza tym nie mieliśmy siły, aby cokolwiek zmieniać. Wyczerpaliśmy się. Można powiedzieć, że całą swoją energię włożyliśmy w wiarę. Wiarę, że Melanie do nas wróci i znowu wszystko będzie jak dawniej. Ale nawet jeśli moja siostra wróci… chyba już nigdy nie będzie jak dawniej. W ciągu dwóch miesięcy wiele się zmieniło. Chyba straciłam męża… czyli jedyną osobę, która jest mi w tej chwili najbardziej potrzebna. I która będzie mi potrzebna. To prawda, że zaniedbaliśmy swoją miłość. W pewnym momencie przestaliśmy ją pielęgnować przez, co coś zaczęło się niszczyć. Myślałam, że Tom mnie zrozumie. Przecież chciałam pomóc jego bratu. W dodatku też swojej siostrze, która nie wiadomo, czy w ogóle się obudzi… naprawdę byłam przekonana, że mnie zrozumie, a nawet w tym wesprze. Jednak myliłam się. Po raz kolejny boleśnie uderzyła we mnie rzeczywistość. I uderza każdego dnia… właściwie nie mam z nim prawie kontaktu. Unika mnie… unika własnej żony. Kobiety, której tak wiele obiecał przed samym Bogiem. Przed tyloma ludźmi… Już nawet do mnie nie przychodzi i co za tym idzie, także do swojego brata. A my nie mamy nawet chwili, żeby zająć się tym problemem. Czasem nachodzi mnie myśl, że Tom przestał mnie kochać… że po prostu już mnie nie chce. Ani mnie, ani naszej rodziny. Jednak nawet nie mam czasu się bać. Może to i lepiej? Tylko, że jak mamy ratować nasze uczucie będąc osobno? A on nie wykazuje żadnej inicjatywy. Nawet najmniejszej. Jeszcze nigdy tak mnie nie zwiódł. Powinien ze mną być, dawać do zrozumienia, że nie jestem sama… i że mnie kocha. Noszę w sobie jego dzieci… może i to przestało go interesować? Nie wiem co i kiedy się stało… ale stoczyliśmy się. Jest tak, jakby już nie było nas… jestem tylko ja i jest tylko on. Osobno, z dala od siebie… bez miłości i bez szczęścia. Bez wsparcia i zrozumienia. Nie wierzę, że to co nas łączy przestało nagle mieć znaczenie… nie wierzę, że to może być koniec. Przecież mieliśmy być razem na dobre i na złe…
-Carmen!- Spojrzałam w kierunku wejścia skąd dotarł do mnie znajomy głos. Jednak inny niż zwykle. Wyczułam w nim… życie? Tak, trudno było mi uwierzyć, że ten głos należy do Billa. Tego samego, który zazwyczaj się nie odzywa, snuje się po domu, jak cień i jedynie czasem coś pomrukuje, a gdy udaje mu się powiedzieć coś normalnego, słychać wtedy wielki ból i smutek, który wręcz przeszywa całe ciało. Dlatego teraz ta odrobina entuzjazmu wydobywająca się z jego gardła była czymś niezwykłym i sprawiła, że sama poczułam się jakoś lepiej, a moje serce mocniej zabiło. Od razu ruszyłam w jego kierunku chcąc jak najprędzej dowiedzieć się, co jest powodem tej zmiany.- Widziałem!- Wypalił cały promieniejąc, lecz nie miałam pojęcia o czym mówi.
-Co widziałeś?
-Melanie.- Wystraszyłam się, gdy wypowiedział imię mojej siostry. Przeszło mi przez myśl, że zwariował. Może oszalał przez ten ciągły smutek i cierpienie… bo przecież skoro przesiaduje u niej tak często, wiadomo, że musi ją widzieć…- Widziałem, jak poruszyła palcami.- Dodał zanim zdążyłam otworzyć usta. I odetchnęłam z ulgą. Więc nie zwariował.- Naprawdę to zrobiła! To było niesamowite. Czuję, że ona do nas wraca Carmen.
-To cudownie…- Wykrztusiłam nie bardzo wiedząc, jak zareagować. Mimo wszystko nie potrafiłam cieszyć się tak samo jak on. Bo wiedziałam, że to nic nie zmienia. To niemalże nic nie znaczy. Poza tym czułam wielkie rozczarowanie. Przecież spodziewałam się, że Bill wykrzyczy mi, że moja siostra otworzyła oczy. Że naprawę do nas wróciła i że już wszystko będzie dobrze…
-Carmen, ona już niedługo się wybudzi.
-Na pewno.- Pokiwałam głową starając się być przekonującą. Wokalista miał chyba w sobie więcej wiary i siły niż ja. Może to dzięki temu, że zobaczył dzisiaj ten gest… może to dodało mu otuchy.
-Nie wierzysz.- Skwitował diametralnie pochmurniejąc.- Nie wierzysz. Tak jak oni! Wszyscy nie wierzycie! Przekreśliliście ją… zupełnie, jakby umarła! Myślałem, że chociaż ty… jesteś jej siostrą do cholery!- Uniósł się nagle, a w jego oczach widziałam płonący żar.- Musisz wierzyć Carmen! Jak w ogóle możesz wątpić! Jakim prawem wy wszyscy w to wątpicie! Melanie żyje, rozumiesz?! Ona żyje!- Miałam wrażenie, że chłopak się zaraz na mnie rzuci. Instynktownie odsunęłam się od niego czując, jak zaczynam drżeć ze strachu. Przerażał mnie.- Dzisiaj dała mi znak. Dała mi znak, że jest i że wróci. I wiem, że właśnie tak będzie.- Oświadczył nieco spokojniej, ale za to nad wyraz dobitnie po czym wyminął mnie i udał się na piętro. Odetchnęłam głęboko automatycznie układając ręce na swoim dużym brzuchu. To wszystko zaczyna być jakimś horrorem. Nie chcę brać w tym udziału. Poddaję się.
#
Blondwłosa kobieta pchnęła nogą drzwi, które w rezultacie zatrzasnęły się za nią, co było właśnie jej celem. Ze względu na to, iż trzymała w dłoniach dwie duże reklamówki z zakupami, nie mogła użyć do tego rąk. Westchnęła głęboko i weszła w głąb domu od razu napotykając na swojej drodze przeszkody w postaci porozrzucanych przeróżnych rzeczy, począwszy od pustych butelek po ubrania. Do jej nozdrzy natomiast dotarł nieprzyjemny zapach tytoniu zmieszanego z alkoholem i z pewnością czymś jeszcze, co było równie niesmaczne. Aż rozchyliła usta z niedowierzania, a torby, które trzymała same wysunęły jej się z rąk. Zamrugała powiekami, jakby z nadzieją, że to wszystko jest tylko złudzeniem i zaraz zniknie. Jednak tak się nie stało. Złapała się za głowę myśląc przez dłuższą chwilę choć sama nie wiedziała o czym. Przeniosła w końcu swój wzrok na kanapę, gdzie jak się okazało leżał sam właściciel domu i zapewne sprawca całego bałaganu.
-Kaulitz!- Bez zastanowienia krzyknęła jego nazwisko robiąc kilka zdecydowanych kroków w stronę legowiska Gitarzysty. Ten jednak nawet nie drgnął, a ona niemalże wylądowała na podłodze przez leżące na niej śmieci. Kopnęła jedną ze szklanych butelek, która potoczyła się w bliżej nieokreślonym kierunku. Westchnęła ciężko zakładając ręce na biodra i rozejrzała się dookoła z niesmakiem. Instynktownie zerknęła na stół, którego właściwie nie było widać pod stosem wszelakich odpadów. Zmarszczyła brwi mimo wszystko dostrzegając rozsypany biały proszek, który najbardziej zwrócił jej uwagę.- Ty skończony idioto!- Odwróciła się gwałtownie w kierunku mężczyzny i chwyciła mocno za jego koszulkę następnie szarpiąc nim z całych sił.- Obudź się! Już!- Zaczęła krzyczeć nie zaprzestając swoich czynności. Normalny człowiek już dawno otworzyłby oczy, lub zrobił cokolwiek innego…- Kaulitz do cholery! Słyszysz mnie!? Obudź się!- Powoli zaczynała ogarniać ją panika, a w głowie pojawiały się tysiące czarnych myśli, które tylko pogarszały sytuację. Ręce zaczynały jej drżeć ze strachu i nie wiedziała, co robić. Niewiele myśląc uderzyła go otwartą dłonią w twarz.- Tom! Otwórz te cholerne oczy, słyszysz?! Otwórz je!
-Carmen?- Usłyszała niewyraźny zachrypnięty głos i po chwili dostrzegła zamglone, czekoladowe tęczówki wpatrujące się w nią. Zacisnęła powieki oddychając głęboko i puściła go pozwalając, aby z powrotem opadł na kanapę.
-Nienawidzę cię. Nienawidzę. Jesteś dupkiem, Kaulitz.- Powiedziała drżącym głosem, a chłopak z trudem podparł się na łokciach przyglądając jej się z uwagą. Nie widział zbyt wyraźnie, lecz starał się.- Skończony idiota…
-Emi? Ja ciebie też.- Wychrypiał wykrzywiając twarz w ironicznym uśmiechu, na co ta roześmiała się i objęła go w pasie następnie przytulając się do niego.
-Tydzień mnie nie było… tylko tydzień… a ty co?
-Wykorzystałem okazję…- Stwierdził z pełną szczerością.
-Wszystko spieprzyłeś.- Odsunęła się od niego czując jak powoli wzrasta w niej złość.- Pracowałam nad tobą prawie dwa miesiące, żebyś choć trochę wyglądał i zachowywał się, jak człowiek. A ty to wszystko zaprzepaściłeś w kilka dni!- Wytknęła mu.- A to?!- Wskazała na białą substancję znajdującą się na stole.- Naprawdę tak ci się spodobało dno? Co ty w ogóle odpieprzasz co?!
-To tylko jednorazowo…
-I prawie cię nie dobudziłam idioto!
-Nie złość się, nic się przecież nie stało.
-Weź się lepiej zamknij, bo cię zaraz skrzywdzę.- Zagroziła rozwścieczona i podeszła do okna, które zaraz otworzyła na oścież wpuszczając do pomieszczenia świeże powietrze.- Idź pod prysznic.- Nakazała tonem nie znoszącym sprzeciwu, a Gitarzysta nawet nie zamierzał z nią dyskutować. Nie było mu łatwo, ale podniósł się powoli z miejsca następnie kierując się nieco nieudolnie w stronę łazienki. Czuł jak dziewczyna odprowadza go swoim przeszywającym wzrokiem. Naprawdę ją zdenerwował… i wystraszył. Akurat tego by się nie spodziewał. Naprawdę się bała. Już dawno nikt się nim tak nie przejmował…
#
-Dziękuję, że mogę się u ciebie zatrzymać… muszę się odciąć od tego wszystkiego, bo chyba już nie daję rady.- Wyznałam spoglądając niepewnie na ojca. Był pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl. Bo w końcu, kto okaże mi więcej zrozumienia, niż własny ojciec? Są ludzie, na których można zawsze liczyć bez względu na wszystko.
-Carmen, przecież to nic takiego. Możesz zostać u mnie ile chcesz.
-Mam nadzieję, że mimo wszystko w końcu będę mogła wrócić do swojego domu…
-No właśnie… nie chcę się wtrącać… ale myślę, że z Tomem nie jest najlepiej.- Stwierdził wyraźnie zaniepokojony swoimi spostrzeżeniami. Jednak, to nie jest dla mnie niczym nowym. Nie jestem ślepa… niestety. Bo czasem chciałabym nic nie widzieć, o niczym po prostu nie wiedzieć… brakuje mi beztroskiego życia.
-Wiem. Ze mną też nie jest. Ale nie umiem pomóc ani sobie, ani jemu. Wszystko się rozsypało… nie wiem, jak to poskładać i w ogóle za co się brać.
-Może powinniście porozmawiać…
-Nie wiem, czy z nim się w ogóle da. Stał się taki obcy… zupełnie jakbym już go nie znała. Nie wiem, co robić… nie chcę go całkowicie stracić. Czuję się tak cholernie bezradna. I to wszystko dzieje się akurat teraz… w najważniejszych momentach naszego życia, gdy powinniśmy być razem.- Pożaliłam się, co jednak nie przyniosło mi nawet trochę ulgi. W dalszym ciągu towarzyszył mi ciężki kamień na sercu… i chyba jeszcze długo nie będę mogła się go pozbyć.
-Na razie musisz skupić się na sobie i dzieciach. Powoli się wszystko ułoży, w końcu musi być dobrze. I pamiętaj, że masz mnie. Dopóki nie poukładasz swoich spraw z Tomem, ja będę o was dbał.- Objął mnie troskliwie ramieniem i choć bardzo potrzebuję teraz wsparcia i bliskości drugiej osoby, nie potrafiłam się poczuć bezpiecznie. Mam świadomość, że tylko Tom może mi pomóc w tej sytuacji… tylko, że jego nie ma. Nie ma mojego Toma… i to jest przerażające.
Wtuliłam się w tors ojca uparcie poszukując odrobiny spokoju swojego umysłu i duszy, co było najwyraźniej niemożliwe do uzyskania. Już nie raz myślałam sobie, że moje życie bez Toma byłoby bez sensu… a teraz przekonuję się o tym naprawdę. To nie jest już żadne głupie wyobrażenie, lecz bolesna rzeczywistość, która mnie przerasta. Bo nie tak miało być. Wszystko miało wyglądać inaczej i nie wiem dlaczego nie jest, jak powinno. Nie spostrzegłam, kiedy świat ostro zakręcił i nie zdążyłam zareagować. Być może jest w tym dużo mojej winy… ale przecież nie da się być zawsze idealnym… nawet jeśli się mocno stara. A ja się starałam… za bardzo? Co i kiedy mnie zgubiło? Życie jest tak okrutnym potworem, że aż nie chce się go znosić, ani chwili dłużej. Gdybym tylko mogła mieć na nie większy wpływ… jakbym mogła zmienić coś więcej… gdyby dało się wszystko naprawić… Ale nie mam takiej mocy. Właściwie teraz czuję, że nie mam żadnej. Że nie mogę już zupełnie nic zrobić… i nie wiem, gdzie szukać pomocy. Nie chcę się stoczyć… przecież muszę myśleć o przyszłości, ale jak?
Miałam być najszczęśliwszą kobietą na ziemi, a jest dokładnie przeciwnie…
###
A w następnym odcinku:
[…]-Uspokój się…
-Nie! Ty nic nie rozumiesz! Boże… dlaczego?! Dlaczego mnie to spotkało?! Znowu… znowu… czy ja naprawdę zasługuję na to wszystko?!- Poderwałam się z miejsca właściwie nie wiedząc, co chcę zrobić. Miałam ochotę roznieść cały budynek. Nie wiedziałam, czy mam wrzeszczeć, czy płakać.- Mam już dosyć! Nie chcę mi się nawet otwierać rano oczu, bo mam tak zajebiście piękne życie! Wszystko się spieprzyło! I nie! Nic już nie będzie dobrze do cholery! Nawet ty mnie zawiodłeś tato! Nie mogę już liczyć na nikogo, rozumiesz?! Jestem sama! Całkowicie sama! I wiesz, już nawet nie cieszę się, że będę mieć dzieci! Bo one nie zasłużyły na tak nieporadną matkę! Nie będę umiała ich wychować… nie radzę sobie z własnym życiem, nie radzę sobie z samą sobą! Nie powinnam mieć dzieci… Boże… Ja już nie chce! Już nic nie chcę…- Wpadłam w jakąś furię, przestałam już myśleć. Nie wiedziałam nawet, jakie słowa wypadają z moich ust. Miałam już mokrą twarz od łez, których nawet nie spostrzegłam. Znowu nic nie czułam. Jakbym była zimną, skałą bez uczuć…[…]
ej no, Tom sie musi ogarnąć i porozmawiać z Carmen!wrrr, a ona niech się nie poddaje, no ; <Czekam na kolejną ; *
OdpowiedzUsuńno chopoolera no... noz to tylko wspolczuc no... naduzywam pewnego sdlowa, nie>? xd no ale kit. odcin ek wspanialy., czekam na nexta i pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńKobieto ale namieszalas... Mam tylko nadzieję że Tom z Carmen wreszcie się pogodzą a Mel się obudzi... Czekam na nexta;)
OdpowiedzUsuńNiech w końcu Carmen z Tomem coś zrobią ze swoim związkiem, a ta Emi niech idzie sobie w pizdu! Niech on pójdzie do niej, biedna dziewczyna, a Melanie ma żyć, proszę! nie wytrzymam znów smutnego i załamanego Billa z dwójką dzieci na głowie :(www.furimmer.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńNo to się pokiełbasiło...=/ A przecież miało być tak pięknie, miało być jak w bajce. Ale życie to nie bajka i trzeba być twardym a nie miętkim, żeby sprostać wszystkim wyzwaniom. Na początek zaskoczyłaś mnie tym, że minęły już 2 miesiące. Myślałam, że od wyprowadzki Carmen minął może z tydzień góra dwa, no ale nie taki szmat czasu! Jestem w szoku. Emi pilnuje Toma? Kolejna niespodzianka... I co wpadło Tomowi do głowy, żeby uciekać w narkotyki? Palant! Zamiast spróbować nawiązać kontakt ze swoją żoną, która przecież jest w ciąży.... ma w sobie 2 istotki, o które tak usilnie zabiegali a ten sięga po prochy!! Masakra. Już boję się zapytać, co tu zastanę przy następnej notce.Całusy =*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cie bardzo ale jak sie zaraz nie opanuje to poleca tu brzydkie slowa... bo Carmen mnie poprostu bardzo denerwuje. To nie Tom sie zmienil takie jest moje zdanie, tylko to jej zaczelo odbijac. Bo czego ona sie spodziewa?! Odpycha go, zabiera torby i sie wyprowadza a teraz ciezko narzeka, ze nielata za nia? Narobila glupot, a teraz wymaga od niego i oskarza go. Tooo jest nienormalne i niech sie opanuje nim bedzie zapozno bo to ona zniszczyla Toma. Przepraszam, ale takie jest poprostu moje zdanie i nie wiem czy zrobilas to specjalnie, ale tym odc wzbudzilas we nbie wiele emocji. Mimo wszystko odc jest cudowny.
OdpowiedzUsuń