piątek, 21 października 2011

170.'Zostaw mnie...'

Jasne światło drażniło moje źrenice i miałam wrażenie, że znajduję się w jakimś pozaziemskim miejscu. Ta jasność wydawała mi się nie być w ogóle naturalna. Znałam ten zapach i biały kolor, jaki mnie otaczał niestety, aż za dobrze. Nie podoba mi się, że tutaj trafiłam. Jednak nie miałam też siły, aby być gdziekolwiek indziej. Więc… jest mi wszystko jedno. Mogliby tylko zgasić to światło… irytuje mnie nawet, gdy zaciskam powieki.

-Carmen, co się stało?!- Nieprzyjemny ból przeszył moją głowę, gdy do pomieszczenia nagle wpadł Bill od razu na mnie naskakując. Zignorowałam to jednak. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowy z kimkolwiek i o czymkolwiek.- Lekarz powiedział, że byłaś strasznie zdenerwowana i nie mogli cię w ogóle uspokoić… Carmen?

-Zostaw mnie Bill.- Mruknęłam odwracając od niego głowę.

-Powiedz mi co się dzieje… Carmen…

-Zostaw mnie w spokoju. Wszyscy mnie zostawcie.- Powiedziałam dobitnie i nieco oschle chcąc się go jak najszybciej pozbyć.

-Ale dlaczego?

-Bo tak mówię do cholery!- Warknęłam poruszając się gwałtownie, aż odskoczył do tyłu spoglądając na mnie przestraszony.

-W porządku, nie denerwuj się. Przyjdę jutro… jak odpoczniesz…- Wycofał się nie chcąc dłużej wyprowadzać mnie z równowagi.- A… Tom wie, że tu jesteś?

-Nie i lepiej, żeby się nie dowiedział.- Wbiłam w niego swoje mordercze spojrzenie dając do zrozumienia, że ma milczeć. Nie chciałam widzieć nikogo, a co dopiero Toma. Jeśli chcą, abym w ogóle żyła, to niech lepiej nie pogarszają sytuacji.- Idź już i najlepiej nie przychodź. Niech nikt nie przychodzi.- Rzuciłam obojętnie i ponownie odwróciłam się na bok zamykając oczy. Chłopak już się nie odezwał, tylko po prostu wyszedł pozostawiając mnie samą tak, jak chciałam. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi ogarnęła mnie przerażająca panika spowodowana głuchą ciszą. Zacisnęłam mocno dłonie na pościeli czując pod powiekami łzy, które po chwili zaczęły spływać po moich bladych policzkach. Schowałam twarz w poduszce i w tej samej chwili przyszło mi do głowy, żeby przestać oddychać… czy wtedy nie byłoby o wiele łatwiej? I nie jest to wcale trudne do wykonania…

 

#

 

-Myślę, że potrzebny jest dobry psychiatra. To ciężki przypadek depresji, przyznam szczerze, że sam się z czymś takim spotykam po raz pierwszy. Pańska córka prawdopodobnie myśli nawet o samobójstwie… To wszystko nie jest dobre, dla ciąży. I obawiam się, że po porodzie może być jeszcze gorzej jeśli w ciągu miesiąca nic się nie zmieni. W takiej sytuacji grozi jej nawet utrata prawa do wychowania dzieci… byłaby ona zagrożeniem nie tylko dla siebie samej, ale także i ich.- Wyjaśnił starszy mężczyzna przyprawiając jednocześnie słuchającego go menadżera o wyższe ciśnienie. Bill stojący obok także nie odebrał tego najlepiej. Nie dość, że jego ukochana leży nieprzytomna, to jeszcze jej siostra, jak się okazuje jest ciężko chora.

-Jakie są szanse, że wyjdzie z tego przed porodem?

-Trudno powiedzieć. Ciąża tak naprawdę może to utrudnić… w dodatku sytuacja życiowa w jakiej znajduje się pacjentka nie jest najlepsza. Myślę, że pańska córka powinna odciąć się od problemów i porządnie wypocząć. Osobiście mogę zaproponować wyjazd na pewien czas i oczywiście konsultację z psychiatrą. Musi pan znaleźć dla niej lekarza, który zajmie się jej chorobą.

-Rozumiem. A kiedy mogę ją stąd zabrać?

-Gdy tylko stwierdzimy, że ciąża jest bezpieczna. Powoli wszystko zaczyna się stabilizować, więc myślę, że za jakieś dwa dni będzie można ją wypisać.

-Świetnie. Dziękuję bardzo, zajmę się wszystkim.- Michał z wdzięcznością uścisnął dłoń lekarza, który posyłając im lekko pocieszający uśmiech po chwili udał się do swoich pacjentów.- Mam wrażenie, że świat powoli staje na głowie.- Mruknął bardziej do siebie niż do swojego towarzysza, na co ten jedynie westchnął z bezradnością.- Byłem przekonany, że wszystko da się naprawić… że wystarczy, aby Carmen wyjaśniła sobie wszystko z twoim bratem, a tymczasem… wszystko potoczyło się na odwrót. I gdybym tylko miał czas udusiłbym tego kretyna własnymi rękoma!- Zastrzegł z poważną miną. Jeszcze nigdy nie był tak wściekły na Toma, lecz nie mógł w tej chwili nic z tym zrobić. Najważniejsza była dla niego córka i jej zdrowie, to jedyne na czym mu zależy i co musi naprawić. Zrobi wszystko, aby jej życie powróciło do normy i przede wszystkim, żeby była szczęśliwa.

-Właściwie… wszyscy chyba zaniedbaliśmy zarówno Carmen, jak i Toma.- Stwierdził niepewnie Wokalista.- Za dużo się dzieje…

-Owszem. Jednak uważam, że choćby walił się świat, twój brat powinien twardo stać u boku mojej córki. Chyba z jakiegoś powodu się z nią ożenił, a małżeństwo to zobowiązanie na całe życie. Nie minął nawet rok…

-To przecież chwilowe. Carmen wyzdrowieje, Tom też weźmie się w garść i wrócą do siebie. Będą rodzicami już niedługo… muszą wszystko poskładać.

-Obawiam się, że to nie będzie takie proste. Pierwszy raz w życiu widziałem swoją córkę w takim stanie… nie wiem, czy będzie potrafiła mu wybaczyć.

-Wiem, że to twoje dziecko… ale znam zarówno Carmen, jak i Toma. I nie widziałem jeszcze bardziej kochających się ludzi. Oni nie potrafią bez siebie żyć…

-Jesteś pewien? Bo tak się składa, że przez ostatnie miesiące żyją. Osobno.- Przypomniał z dość wymownym wyrazem twarzy. Nie dało się ukryć, że coś chyba uległo zmianie w tym idealnym małżeństwie.

-Chyba nie myślisz, że się rozstaną na zawsze?

-Bill, ja nic nie myślę. Dla mnie najważniejsze jest szczęście Carmen i jeśli będzie je miała bez twojego brata, będę ją w tym wspierał. Nie chcę nikogo oceniać, ale Tom zawiódł także mnie. Uprzedzałem go, dochowałem tajemnicy, a on wszystko schrzanił.- Wyrecytował sam jeszcze nie mogąc do końca uwierzyć w ostatnie wydarzenia. Naprawdę nie spodziewał się, że Gitarzysta może okazać się być tak głupi. Jednak pozory mylą.

-Sam tego nie rozumiem… sądziłem, że Emi zniknęła z ich życia na dobre. A już na pewno, że Tom ją nienawidzi z całego serca. Jestem w szoku.

-No właśnie. Dobrze by było, jakbyś znalazł dla niego trochę czasu.- Poradził klepiąc go przyjaźnie po ramieniu.- Będę się już zbierał, znajdę jakiegoś specjalistę i wspólnie z  nim ustalę, gdzie wyjedziemy z Carmen. Jeśli możesz zajrzyj do niej rano… wiem, że ona nie chce nikogo widzieć, ale spróbuj. Chociaż tak ukradkiem, żeby cię nie widziała.- Poprosił, na co Bill skinął twierdząco głową zgadzając się z nim. Zapewne zrobiłby to nawet bez prośby menadżera. Jemu również zależało na Carmen. Nadal była nie tylko jego bratową, ale i przyjaciółką. A także kobietą, którą kiedyś kochał.- To trzymaj się. Pozdrów, Melanie.

-Ty też, dzięki.- Uśmiechnął się nikle na wspomnienie o swojej ukochanej. Właściwie Michał był drugą osobą, która wydawała się wierzyć, że siostra Carmen niedługo się wybudzi.  To trudna sztuka, której, jak się okazuje sprostało niewielu.

 

#

 

Niestety nie udało mi się uniknąć konfrontacji z personelem szpitala i swoim ojcem. Jedynie Bill sobie odpuścił, bo nie widziałam go już odkąd kazałam mu zostawić mnie w spokoju. Właściwie niewiele się zmieniło od tego czasu. W dalszym ciągu mam ochotę przestać oddychać. Ale w organizmie człowieka nie ma takiego magicznego przycisku, którym można by wyłączyć funkcję życiową. Żebym chociaż nie musiała dłużej myśleć. Mam już dosyć tego wszystkiego, co przelatuje mi przez głowę. Pragnę spać. Chciałabym robić to bez przerwy, aby tylko nie myśleć.

-Carmen, słuchasz mnie?

-Nie.- Zaprzeczyłam, co było zgodne z prawdą, a mój ojciec westchnął ciężko. Zachciało mu się rodzicielstwa, więc niech teraz sobie radzi z niesforną córeczką.

-Skarbie proszę cię… to bardzo ważne. Musisz się leczyć…

-Chcesz mnie zamknąć w zakładzie psychiatrycznym? Nagle stwierdziliście, że jestem psychicznie chora?- Wbiłam w niego swoje kpiące spojrzenie.

-To nie tak. Carmen, masz depresję. Wiele ludzi przez to przechodzi… ale trzeba to odpowiednio leczyć, aby nie stało się nic złego.- Wytłumaczył takim tonem, jakbym była co najmniej pięcioletnią, mało rozumną dziewczynką. Tyle, że ja dobrze wiem, czym jest depresja.

-A może stać się jeszcze coś gorszego?

-Proszę cię. Jesteś dorosłą kobietą, będziesz matką. Musisz zacząć walczyć.- Spoważniał patrząc na mnie z uwagą. Jednak nie robiły na mnie wrażenia, ani jego słowa, ani wyraz twarzy. Obojętność zaczęła rządzić moim umysłem i uczuciami.- Carmen, zależy ci na dzieciach?- Zapytał, z pozoru uderzając w mój czuły punkt. Dzieci. Małe, słodkie cuda, o których marzyłam właściwie odkąd dowiedziałam się, że nigdy nie będę mogła ich mieć. A teraz… nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Nie umiałam powiedzieć, czy mi na nich zależy. To tak, jakbym już ich nie chciała. Jakby było mi obojętne, co się z nimi stanie i czy w ogóle się urodzą… to przerażające. Straszne. Jestem okrutna… beznadziejna… I na co im taka matka?- Carmen?

-Zostaw mnie…- Wyszeptałam drżącym głosem.- Idź stąd. Zostaw mnie samą.


###


A w następnym odcinku:

 

[…]-Alyson.- Mruknęłam pośpiesznie. Niezwykle drażniło mnie moje imię. Nie mogłam go wręcz słuchać. Chciałam się go zwyczajnie wyprzeć… a wraz z nim tak, jakby wszelkich przykrości ze swojego życia. Czułam, że jak pozbędę się tego imienia, wszystko się zmieni na lepsze. Że wszystko się ułoży, a stare problemy znikną razem z nim.

-Zawsze, gdy chcesz uciec zmieniasz imię.

-Tym razem nie uciekam. Po prostu nie ma już Carmen.- Rzekłam dobitnie.- Nie traćmy dłużej czasu. Nie ma właściwie o czym mówić… Ustalmy po prostu kiedy będziesz widywał się z dziećmi.[…]

 

 

3 komentarze:

  1. ej ej, robi sie nie fajnie ; <mają sie do jasnej anielki pogodzić!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej no! niech oni wrócą do siebie, Carmen potrzebuje Toma, a ten kretyn nawet nic nie wiem, co za czub ;/Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży, liczę na to ;* Czekam na następny odcinek www.furimmer.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jest fajnie! Powiem więcej, jest fatalnie!! A przecież miało być tak cukierkowo i jak w bajce. I w sumie mogłabym na Ciebie najechać i wytknąć, że w końcu i Ty psujesz idealnie poukładane życie swoich bohaterów, ale po co? Przecież nie w tym rzecz. Najważniejsze jest teraz, aby Melanie się w końcu obudziła, co podziała jak sole trzeźwiące na Billa, który obecnie ma tyle na głowie, że mu współczuje, bo zajmowanie się dwójką małych dzieci, potrząśnięcie Tomem i pomoc duchowa Carmen nie należą do prostych rzeczy. Mam wrażenie, że gdy Bill i Melanie staną na pewnym gruncie, będzie lepiej, bo wtedy będą w stanie wyciągnąć pomocną dłoń w stronę drugiej pary, która pogubiła się w życiu. A wprowadzanie patologicznego wątku, że niby matka nie dba już o swoje jeszcze nienarodzone dzieci nie była delikatna. Ja rozumiem, że w depresji ciężko jest się samemu zaakceptować, a co dopiero kogoś innego, ale mimo wszystko nie spodobały mi się słowa Carmen. Mam nadzieję, że szybko otrząśnie się dziewczyna z choroby.Pozdrawiam =)

    OdpowiedzUsuń