poniedziałek, 27 lutego 2017

020. "Pocałunek."


Rozdział 20


- O czym tak marzysz? - Dopiero teraz zauważyłam, że Kaulitz siedzi obok i uważnie mi się przygląda. Zapomniałam o nim, znalazł się przy mnie tak bezszelestnie, że naprawdę, zapomniałam. Niemal uderzyła we mnie ta jego nagła bliskość. Dobrze, że do mnie mówił, jego głos skutecznie mnie oprzytomniał. -Albo o kim?
- A skąd wiesz, że w ogóle marzę? - zmarszczyłam lekko brwi, spoglądając na niego zaintrygowana. Od kiedy, to moja twarz zaczęła zdradzać tyle tajemnic? Albo, od kiedy, on zaczął cokolwiek dostrzegać? Tyle pytań jak zawsze zero odpowiedzi.
- Jesteś bardzo zamyślona - stwierdził, uśmiechając się pod nosem. Czułam, że ta rozmowa może okazać się zbyt inteligentna, jak na naszą dwójkę. – Niech zgadnę! Pewnie wyobrażasz sobie mnie. – Wypalił, zapewne niewiele przy tym myśląc. Tak, tego mi właśnie brakowało. Jego narcyzmu.
Czasem mam nieodparte wrażenie, że ten człowiek jest, jakimś typem robota z milionem przycisków i tylko przełącza, co jakiś czas na inny tryb. Raz jest nadzwyczajnie miły, innym razem podły, kolejnym zaś zachowuje się jak egoistyczny dupek a jeszcze kolejnym, staje się największym narcyzem. A podobno, to kobieta zmienną jest.
- O tak, na pewno — Przewróciłam oczami. On naprawdę myśli, że jest najlepszy. Jeszcze trochę i zacznę w to wierzyć. W sumie całkiem niewiele mi brakuje, gdy widzę te hipnotyzujące oczy. Dokładnie takie same jak Billa. Ale jednak, czemu Bill mnie tak nie pociąga? Co jest ze mną nie tak? Albo z nimi! Co jest z nimi nie tak!?
- Żartowałem, ale skoro tak, to miło mi — Wyszczerzył się. Co za cwaniak. Przecież powiedziałam, to z ironią. Wiadomo, że o nim nie myślałam… Ten chłopak, o którym marzyłam, na pewno nie ma nic wspólnego z jego osobą. Jeszcze chyba, aż tak mnie, nie powaliło. Prawda..? Carmen? Ogarnij się.
- Czy ty musisz być taki pewny siebie? Zawsze dostajesz, to czego chcesz? – Wyrzuciłam, niewiele się nad tym zastanawiając. Bo gdybym pozwoliła sobie jeszcze choć trochę dłużej myśleć, to skończyłoby się bardzo źle. Zaczęłabym analizować Kaulitza i doszukiwać się argumentów za i przeciw w związku z moim głupim marzeniem o prawdziwej miłości. A już samo połączenie nazwiska Kaulitz z „prawdziwa miłość” jest jednym wielkim nieporozumieniem. Choć, jakbym naprawdę miała teraz się zastanowić, nasza cała znajomość nim jest a jednak, trwa nadal.
- Nie zawsze, ale często. – Przyznał całkiem otwarcie.
- To fajnie masz – westchnęłam, opadając plecami na pościel. W sumie chyba odrobinę mu tego zazdroszczę. Moje życie byłoby dużo łatwiejsze, gdybym miała wszystko, czego pragnę, na pstryknięcie palca. Albo, chociaż na piękne oczy, czy dobrą gadkę. No, ale nie mam takich przywilejów. Bo nawet jeśli mam ładne oczy, to nie działają, tak jak powinny. Może są po prostu zepsute? Może ja cała jestem po prostu zepsuta…
- A co? Też byś tak chciała? – Drążył, a ja popadałam w coraz większą melancholię, wgapiając się w sufit nad nami.
- A kto by nie chciał, mieć wszystkiego, czego zapragnie?
- A jakbyś mogła mieć wszystko, to co byś chciała?- Spojrzał na mnie wyraźnie zaciekawiony. To pytanie było dosyć zaskakujące. Nie planowałam dyskutować z nim na takie poważne tematy. Jak zwykle, rozmowy z Kaulitzem są nieprzewidywalne. Wszystko z nim takie jest… Niemniej, czy ja aby na pewno chcę zdradzać mu takie rzeczy? Aż tak się przed nim otwierać? Przecież to Kaulitz. Czy powtarzanie jego nazwiska w kółko, sprawi, że naprawdę stanie mi się obcy i obojętny..?
- Raczej tego, co wszyscy. Szczęścia, miłości. Banał — odpowiedziałam po krótkiej chwili zastanowienia. Zerknęłam na niego, wlepiał we mnie swoje ślepia i myślał o czymś. Teraz to chyba on marzył o niebieskich migdałach… Oczy mu błyszczały. NIE GAP SIĘ NA NIEGO. Odwróciłam szybko głowę w przeciwnym kierunku.
- Kiedyś bym cię nie posądził o takie marzenia.
- Zmieniłam się. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. Wcale mnie nie ruszyło, że miał o mnie jakąś wyrobioną opinię i nie była ona pozytywna. Przywykłam do tego. Zresztą, sama nie byłam lepsza. Też mam go całe życie za dupka. Mimo że czasami… Ech, no właśnie. Czasami potrafi nim nie być.
- Tak, teraz już nie potrafisz mi się oprzeć, jak dawniej. - Stwierdził z dumą, jakby było to dla niego jakieś życiowe osiągnięcie. A ja miałam ochotę parsknąć śmiechem. Naprawdę, Kaulitz? Co z nim jest nie tak? Ale okej. Możemy zagrać w tę grę.
- A nie na odwrót, przypadkiem? - Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem. Od razu na mnie spojrzał. No, a co? Ja też potrafię docenić siebie. Przecież to on całował mnie, a nie ja jego, więc to on nie może się oprzeć… całkiem logiczne, nie? Dobre pytanie, kto tu kogo przyciąga, tak naprawdę?
- Możliwe, ale to działa raczej w obie strony. - Przyznał, a spodziewałam się innej odpowiedzi. Ale to nie znaczy, że z tej nie jestem zadowolona. Bo podoba mi się, że potrafi się przyznać do swoich słabości. Bo to jest chyba jakaś słabość? Tak, myślę, że całowanie osoby, której wcale się nie lubi, zdecydowanie jest ogromną słabością. I to nie tylko jego, w tym przypadku…
- Ekhm. Zmieńmy może temat – zaproponowałam, widząc jego dziwny wzrok, jakim na mnie patrzył. Lekko przerażające, zważywszy, że jesteśmy sami w moim pokoju, na moim łóżku. Nie powinno go tu być. A ja nie powinnam sobie z nim żartować, czy jakkolwiek określić tę pogawędkę, gdy nadal nie wiem, co się dzieje z moją siostrą. Jestem okropna. Zapomniałam o niej na te pięć minut. I to było tak bardzo odciążające. Przez chwilę czułam się tak lekko. Był tylko Kaulitz i ja… żadnych problemów. A teraz znowu wszystko wróciło i do tego poczucie winy, że w ogóle śmiało mnie to na moment opuścić.
- To może się prześpij i tak nie ma sensu, żebyś siedziała. Obudzę cię, jakby co – zaproponował, a jego głos brzmiał tak przyjaźnie, że nie mogłabym w tej chwili mu nie zaufać. Może było w tym coś naiwnego. Ale ja właśnie taka byłam całe życie. Naiwna. To się akurat nie zmieniło.
- Zostaniesz ze mną? – Zapytałam, jednocześnie przesuwając się w stronę okna, by zrobić mu miejsce. Taka delikatna sugestia. Nie musiał odpowiadać, wystarczyło, że usadowił się obok. Nie wierzę, że naprawdę wybrałam sobie właśnie jego, jako mojego towarzysza tej nocy. Znowu. W sumie żadna nowość. To całkiem normalne, że śpimy w jednym łóżku, jednocześnie siebie nie znosząc.

Leżałam na boku obrócona w stronę okna, chciałam zasnąć, ale nie mogłam. Nadal nie wiedziałam, co z Melanie. I nadal nie było żadnych wieści. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Do tego świadomość, że Tom leży tak blisko. Bo leżał bardzo blisko, nawet bardziej niż bardzo… Dlaczego jeszcze to robi na mnie jakiekolwiek wrażenie? Chyba właśnie odkryłam, że nawet to lubię. Cholera, podoba mi się, gdy dzielą nas zaledwie milimetry. Gdy słyszę tak wyraźnie jego oddech za swoimi plecami i wiem, że gdy się tylko odwrócę, ujrzę jego pozornie niewinną twarz z tymi czarującymi oczami i uśmiechem, który zwalił z nóg już nie jedną dziewczynę. W końcu nie bez powodu te wszystkie laski lądują w jego sypialni… Uh, czemu ja w ogóle o tym myślę? Jego życie seksualne jest ostatnią rzeczą, którą powinnam się interesować. Nie obchodzi mnie to, z kim sypia i jak często to robi. Po prostu jest to dla mnie dość odrażające. Ale to nadal jego sprawa. I jego życie. To jemu powinno odpowiadać, a nie mi, prawda? Niesamowite, jaka nagle się stałam tolerancyjna i wyrozumiała. Założę się, że gdyby teraz nie leżał obok, byłabym bardziej surowa. Ale on wydzielał coś dziwnego! Przysięgam. Powietrze, aż się uginało od tego „czegoś,” a mój mózg wariował. To wszystko sprawiało, że bardzo chciałam dostrzegać go wyłącznie w pozytywnym świetle i nie myśleć o nim, jak o dupku. Miałam ochotę jęknąć głośno z frustracji, jaka mnie ogarniała. Bo dlaczego ja za każdym razem mam tyle rozbieżnych uczuć, co do jego osoby!?
Tyle się między nami zmieniło, nie mogłabym już mówić o nim, jak o swoim wrogu. On sam bez mojej zgody, wtargnął do mojego życia, przekraczając wszystkie granice i chyba nie ma zamiaru się wycofać. Przywiązałam się do niego i wbrew pozorom zależy mi, choć raczej bym się do tego nie przyznała… nie mam odwagi powiedzieć, że kogoś lubię bardziej, niż powinnam. Bo wcale go nie lubię, prawda? Czy ktoś kiedykolwiek odpowie mi na te wszystkie pytania, które sobie zadaję?
Może powinnam przestać tak często zmieniać o nim zdanie. Bo nawet gdybym powiedziała o nim, jak najgorzej, to i tak w środku mnie jest jedno i stałe uczucie. A czy jest taka możliwość, aby łączyło nas coś więcej?
Halo, czy ktoś może w końcu wyłączyć mój głupi mózg?

Prawie zleciałam z łóżka, słysząc dźwięk mojej komórki. Od razu wszystkie myśli wróciły do jednej osoby, czyli mojej siostry. Chwyciłam za telefon, próbując odebrać połączenie. Ręce tak mi się trzęsły, że urządzenie prawie wyleciałoby mi z rąk, gdyby nie szybka reakcja Kaulitza. Złapał moją komórkę i podał mi ją, uprzednio wciskając zieloną słuchawkę.
- Halo? – Niemal zapiszczałam, nie mając pojęcia czego ani tym bardziej kogo, spodziewać się po drugiej stronie. Serce waliło mi jak oszalałe. A gdy usłyszałam znajomy głos, łzy od razu wypełniły moje oczy.
- Carmen, to ja, Mel. – Moja siostra brzmiała całkiem normalnie. Naprawdę tak bardzo zwyczajnie, jakby wcale nic jej nigdy nie groziło. Jakby po prostu zadzwoniła do mnie, zapytać, co u mnie słychać. Miałam ochotę się po prostu teraz rozpłakać. Tom usiadł przy mnie, przyglądając mi się wyczekująco. A ja czułam, że nie mogę wydobyć z siebie głosu, z emocji. – Co się w ogóle stało? Byłam zdumiona, gdy wróciłam do domu i zastałam w nim zgraję policjantów! Kim jest ten cały Hery? Czy on cię skrzywdził? – Zaczęła bombardować mnie pytaniami, wyraźnie zmartwiona. Czyli naprawdę odchodziłam od zmysłów, podczas gdy Melanie była całkowicie bezpieczna i niczego nieświadoma. Z jednej strony, poczułam największą ulgę w swoim życiu. Z drugiej zaś… Byłam wściekła. Cholernie wściekła, że ten dupek, tak bardzo zniszczył mnie tego dnia.
- O mój Boże, Mel… Tak się cieszę, że nic ci nie jest! – Zawołałam, wydobywając w końcu z siebie głos. Nie mogłam już dłużej powstrzymywać swoich łez, które opuściły moje oczodoły z momentem wypowiedzenia imienia siostry. – Ten dupek tak bardzo namieszał… Bałam się, że coś ci zrobił. Gdzie byłaś? Nawet się z nim nie widziałaś, prawda? – Zapytałam, pociągając nosem i odruchowo przetarłam mokry policzek rękawem bluzki.
- Zaczepił mnie raz, pytając o ciebie. Twierdził, że ma coś ważnego. Myślałam, że to twój znajomy, więc powiedziałam mu, że wyjechałaś w trasę z zespołem. Ale nie przypuszczałam, że to jakiś psychol! W każdym razie, po tym, więcej się nie pokazywał. A ja po prostu byłam dzisiaj poza miastem ze znajomymi. Nie miałam tam zasięgu. Przepraszam, że musiałaś się tak martwić. Naprawdę nie miałam pojęcia, co się dzieje!
- To już nie ma znaczenia. Ważne, że jesteś cała. Tak bardzo mi ulżyło. – Uspokoiłam ją, sama jednocześnie oddychając głęboko.
- Nic mi nie jest, nie martw się już. Muszę kończyć, żeby złożyć zeznania.
- W porządku. Błagam tylko, odezwij się do mnie potem.
- Oczywiście. Do usłyszenia, Aly.
Rozłączyła się, a ja po raz kolejny odetchnęłam z ulgą. O mój Boże, nie wierzę, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Tak długo bałam się, że coś jej się dzieje. Jak on mógł, tak mnie oszukać!? Trzeba nie mieć serca. Duszy… trzeba być potworem! Miałam ochotę rozwalić mu ten perfidny ryj. Żałuję bardzo, że policja go zabrała, bo chętnie sama bym się z nim rozprawiła!
- Co się stało? - Tom przypomniał mi o swoim istnieniu. Tak, nadal tu był. Nadal patrzył na mnie wyczekująco. Chyba także się przejął, co mogłam dostrzec po wyrazie jego twarzy. W jednej chwili ogarnęła mnie niewyobrażalna euforia. Melanie jest cała i zdrowa! To najlepsza wiadomość, jaką mogłam usłyszeć. Ba, on nawet się do niej nie odważył zbliżyć w żaden bardziej nieodpowiedni sposób. To wszystko było tylko durnym wymysłem.
Na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Łzy już dawno zdążyły wyschnąć.
- Nic jej nie jest! - rzuciłam się na niego, mocno go ściskając. To nie było do końca kontrolowane. Miałam w sobie tyle energii i radości, że potrzebowałam się tym z kimś podzielić. Kimkolwiek. Albo po prostu z nim. Może właśnie chciałam się podzielić tym szczęście z cholernym Kaulitzem i co w tym złego!?
- Mówiłem, że będzie dobrze – wymruczał, ledwie dosłyszalnie. Prawdopodobnie zaskoczyłam go swoim zachowaniem. Samą siebie również zaskoczyłam, więc co za różnica. Po prostu znowu wszystko zaczynało być, tak jak należy.
- Przepraszam, że byłam dla ciebie taka niemiła… – oderwałam się w końcu od niego i mógł odetchnąć. A mi się zebrało na przeprosiny. Ta radość uderzyła mi mocno do głowy. Ale może to i lepiej… Byłam dzisiaj naprawdę wredna. A ten koleś starał się mnie wesprzeć, jak tylko najlepiej potrafił. Powinnam to docenić. Bo mogłam przecież zostać z tym całkowicie sama.
- A ja byłem miły?
- To nie ma znaczenia. Po prostu przepraszam i tyle – wzruszyłam ramionami. Tak, naprawdę teraz nie będę się z nim licytować, które z nas jest okropniejsze. Po prostu to już jest nieistotne. Przynajmniej na chwilę obecną.
- W porządku – rzekł, nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego spojrzenia. Jego oczy rozjaśniały, a ja zatopiłam się w nich na dłuższą chwilę, zapominając, o czym właściwie rozmawialiśmy. – Czy to byłoby nieodpowiednie, gdybym teraz cię pocałował? – Pytanie, które padło z jego ust, wprawiło mnie w niemałe osłupienie. Czy ja się przesłyszałam? O MÓJ BOŻE. Zaraz. Spokojnie. Nie. Tak. Czekaj, Carmen. Ogarnij to! Tom Kaulitz właśnie zapytał mnie, czy odpowiednie będzie pocałowanie MNIE. Nie wiem, czy bardziej zdumiał mnie fakt, że w ogóle postanowił prosić o pozwolenie, czy to, że on chce to zrobić. Ale chyba najbardziej z tego wszystkiego druzgoczące było, że ja tego chciałam. Na wszystkich bogów, tak mocno tego chciałam. Aż mi się żołądek skręcił z wrażenia.
- Tylko oddychaj – usłyszałam ponownie jego głos. Uśmiechał się w swój specjalny sposób, sugerujący, że dokładnie wie, o czym myślę. To było takie dobijające! Jakby czytał ze mnie jak z otwartej księgi! To jest niemożliwe!
A ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że muszę wyglądać idiotycznie, tak się w niego wgapiając zszokowana i wzrokiem błądzącym po jego twarzy. Nic dziwnego, że przypomniał mi o oddychaniu. Bardzo możliwe, że był moment, gdy o tym naprawdę zapomniałam. Może dlatego nie byłam w stanie wykrzesać z siebie żadnej logicznej odpowiedzi. Ba, ja w ogóle nie wiedziałam, co do cholery, mam mu powiedzieć. Już doszłam do tego, że chcę, by mnie pocałował. Ale niby jak mam mu to powiedzieć?! Przecież to takie głupie! Czy on nie mógł po prostu tego zrobić..? Bez kombinowania… Uniknęłabym tego głupiego uczucia zakłopotania.
- Przysięgam, że to będzie tylko niewinny pocałunek. Nie zamierzam zaciągać się teraz pod ołtarz. – Wyraźnie dobry żart go nie opuszczał. A ja wytrzeszczyłam jeszcze bardziej swoje oczy. Okej. Koniec tego dobrego. Ogarnij się w tym momencie, bo nie jesteś jakąś głupią, małą dziewczynką, która nigdy nie całowała się z facetem. Więc się tak nie zachowuj.
Wypuściłam ze świstem powietrze z płuc, które zdecydowanie za długo już tam gromadziłam i zamrugałam powiekami, starając się odzyskać trzeźwość myślenia.
- Doceniam, że postanowiłeś poprosić mnie o zgodę – zaczęłam dość poważnym tonem. Uniósł brwi, nieco zaskoczony. Pewnie odebrałam mu właśnie wszelkie nadzieje początkiem mojej przemowy. – Choć wiem, że po prostu chciałeś postawić mnie w dziwnej i niezręcznej sytuacji. I ci się udało. – Stwierdziłam, nie zamierzając nawet udawać. Bo po co, skoro wszystko było wypisane na mojej zdradzieckiej twarzy. Nie mogłabym nawet grać w pokera. Nie, żeby to teraz miało jakiekolwiek znaczenie… - Nie wiem właściwie, co w ogóle sobie myślisz… Bo to wszystko nie ma nawet logicznego wyjaśnienia. Nie istnieje też żadne powód, dla którego, powinniśmy… robić takie rzeczy.
- O mój Boże – przerwał mi, wyraźnie zniecierpliwiony. – Przyznaję, że twoja zszokowana twarz była niemałą satysfakcją, ale już żałuję, że w ogóle zapytałem.
- I słusznie. – Przyznałam, choć nie do końca wiedziałam, co ma na myśli. Czyżby chciał się wycofać? O nie. Zepsułam. Czy ja zepsułam? Nie pocałuje mnie… Ja przecież chciałam, żeby to zrobił. Cholera. Dlaczego w ogóle tego chcę? – Pewnych rzeczy się nie przeskoczy… A ja i ty, to w ogóle bardzo chore połączenie.
Jezu, zamknij się dziewczyno. Co to za bzdury. Czy ktoś może mi wsadzić coś do tej paplającej paszczy?! Zdolność mówienia czasami jest niemiłosiernie uciążliwa. Właśnie się pogrążam przed Kaulitzem. Świetnie. Jestem pewna, że kiedyś, będzie można przeczytać w jakimś wywiadzie jego opowieść o takiej jednej lasce, co się przed nim pogrążała.
- Czy jest sens, bym oczekiwał dalszej części tej wypowiedzi? Przeczuwam, że próbujesz przekazać coś niesamowicie mądrego, ale chyba kiepsko ci to idzie.

- No dobrze, że tobie tak wszystko dobrze idzie! Szczególnie te mądre rzeczy – prychnęłam, irytując się już. Za sekundę już nie będę chciała nawet myśleć o pocałunku z nim. Jestem tego pewna. Jak w ogóle mogę tego chcieć!? – Może to nie mi idzie kiepsko przekazywanie ich, ale tobie, rozumienie. Twój móżdżek po prostu nie nadąża z przyswajaniem mądrych rzeczy. – Wypaliłam, przestając już kompletnie myśleć nad sensem swoich słów. Obudził we mnie bestię! Naprawdę się rozkręcałam. A on tylko gapił się na mnie w tak pobłażliwy sposób, że w sumie, mogłoby mi się zrobić żal, samej siebie. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Wkurzało mnie to. Oczekiwałam naprawdę porządnej, ciętej riposty. Tak, od niego. Mimo że nigdy mu one nie wychodziły. Powinien mi odszczekać! Nie zrobił tego jednak, więc zamierzałam dolać ponownie oliwy do ognia. I zdążyłam tylko rozchylić swoje usta, a potem okazało się, że nie mogę już nic mówić. Coś przyjemnie miękkiego i wilgotnego mi to uniemożliwiało. Tak, wiem, że jeszcze niedawno prosiłam się, żeby ktoś wsadził mi coś do buzi, bym przestała paplać. Ale nie spodziewałam się, że to będzie język Kaulitza. Zamiast odpowiedzieć na moje ostre zaczepki, pocałował mnie. To była naprawdę skuteczna metoda sprawiania, żebym się zamknęła. Już nawet nie miałam ochoty nic mówić. Już nawet nie byłam w stanie myśleć na tyle logicznie, by w ogóle złożyć jakiekolwiek zdanie. Moje powieki opadły, gdy przyssał się do mnie, niczym pijawka. Jego ręce wylądowały na mojej talii, daję słowo, że chyba odcisnął na niej swoje dłonie. Poczułam, jak rozpala mnie niesamowity żar w miejscu, gdzie mnie dotknął. Nie wierzę, że to się dzieje. A działo się i podobało mi się. Wyczyniał cuda swoim językiem w moich ustach a jego kolczyk w dolnej wardze, za każdym razem ocierając się o moje, sprawiał, że budziły się we mnie dzikie żądze. Miałam ochotę go przygryzać, ssać, lizać. O MÓJ BOŻE. Jego usta były jak najbardziej zakazany, najpyszniejszy deser. Miałam go, ale wiedziałam, że nie mogłam sobie pozwolić, by zjeść cały.

poniedziałek, 20 lutego 2017

019. "Zostań ze mną..."

Rozdział 19


Stałam przed hotelem i z załzawionymi oczami patrzyłam jak policja wpycha Herego do radiowozu. Te łzy wcale nie były z jego powodu, choć właściwie po części tak było. Bałam się o Melanie. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego, a jeśli jednak coś jej zrobił? Od dwóch dni nie mam z nią żadnego kontaktu. Jej telefon nie odpowiada, od chwili, kiedy do niej zadzwoniłam, a ona nie miała czasu i obiecała, że oddzwoni. Ale tego nie zrobiła. Wiedziałam, że nigdy nie może być dobrze. Prześladowało nas jakieś fatum. Zawsze, gdy tylko nasze sprawy jakoś zaczynały się układać, pojawiało się coś lub, co gorsza, ktoś, kto postanowił uprzykrzyć nam życie. Tak było i tym razem. Gdyby tylko można przewidzieć, co kryje się za drugim człowiekiem. Nigdy nie pozwoliłabym Heremu zbliżyć się do siebie nawet na centymetr. Był jednym z największych błędów mojego popapranego życia. A nie przeżyłam nawet jego połowy. Jak mam nie bać się nadchodzącej przyszłości, jeśli już moja przeszłość jest tak dobijająca?
Kiedy Tom po raz drugi zapytał mnie, czy wszystko w porządku, pokręciłam przecząco głową. Nie musiałam nic więcej mówić. W mgnieniu oka zjawił się obok mnie, a potem cała reszta działa się już tak szybko, że przestałam nadążać. Nawet nie zdążyłam zarejestrować, jak i w którym momencie zjawiła się policja. W mojej głowie cały czas tkwiła Melanie. Myśl, że mogła być uwięziona gdzieś przez tego psychola, sprawiała, że wciąż było mi słabo. To za wiele. Nie umiem sobie z tym poradzić. Ci wszyscy ludzie coś do mnie mówili, ale ja nawet nie byłam w stanie jakkolwiek im odpowiedzieć. Po prostu stałam, patrząc przed siebie. Zimna fala przerażenia ogarnęła moje ciało i nie chciała go opuścić, a ja nie miałam pojęcia, jak mogłabym się pozbyć tego uczucia. Naprawdę bardzo chciałam być teraz twarda. Tymczasem w jednej chwili stałam się małą, nieporadną dziewczynką, która nie wie nawet, co powinna dalej zrobić. Pozwoliłam, by strach przejął nade mną kontrolę. To z pewnością nie było nic dobrego, ale nie mogłam temu zapobiec. Nie miałam siły na walkę. Nie tym razem.
- Carmen, w porządku? - Wzdrygnęłam się, czując na swoim ramieniu ciepłą dłoń Kaulitza. I jeszcze ten jego głos, taki spokojny i opanowany. Kolejny raz to pytanie.
I co ja mam mu powiedzieć? Nic nie było w porządku. To, że w ogóle o to zapytał, wydało mi się niesamowicie głupie. Nieważne, co nim kierowało. Byłam mu wdzięczna, że się pojawił i w pewien sposób wybawił mnie z opresji. Bo gdyby wtedy nie wyszedł z tego hotelu, to wszystko mogłoby skończyć się zupełnie inaczej. Heremu udało się mnie skutecznie zastraszyć. Byłam gotowa zrobić, to czego tylko oczekiwał, byle ratować siostrę. Pojawienie się Toma jednak dało mi do myślenia. Poczułam, że nie muszę być w tym sama. Nawet nie powinnam być.
Kiwnęłam tylko głową na potwierdzenie, że jest okej. W końcu nic mi nie jest. Tylko dręczą mnie te idiotyczne myśli. Zakładam ten najgorszy scenariusz, choć może zupełnie niepotrzebnie. Ale skąd mam pewność, że nic jej nie jest albo że jest przeciwnie? Policja dopiero zabrała tego psychola, pewnie potrwa, nim wyciągną od niego więcej informacji. Do tego czasu, prawdopodobnie, całkowicie oszaleję.
- Chodź do hotelu, musisz odpocząć. - Objął mnie niepewnie ramieniem, co muszę przyznać, było dla mnie przyjemne. Zrobiło mi się cieplej. Nie tylko na ciele, ale i duszy. Poczułam po prostu, że mam wsparcie. Dawniej, nie miałabym w takiej sytuacji nikogo. Melanie była jedyną bliską mi osobą. Nie licząc Sary. Ale ona żyła wiecznie w swoim świecie. Nie zawsze potrafiłam się przy niej otworzyć.

Mimo że wiedziała o mnie więcej niż moja własna matka. Ale moja matka to też zupełnie inna sprawa… W każdym razie dobrze było mieć kogo jeszcze. Nawet jeśli to taki Tom, który wiecznie gra mi na nerwach. W takich chwilach zapominało się o tym. Bo nieważne, jak bardzo bym go nie znosiła i tak wiedziałam, że gdzieś w głębi jest dobrą osobą. Musiał być. Inaczej nie prowadziłby mnie teraz do hotelu. Zrobiło mi się naprawdę miło, że tak się o mnie zatroszczył. Nie wyglądał już na pewnego siebie cwaniaczka. Czyżby odkrył swoją drugą twarz? Tak szybko?
- Nie chcę iść do pokoju… - Zatrzymałam się nagle, jednocześnie sama wyrywając się z głębokich przemyśleń. Nadal nie wiedziałam, co z moją siostrą. Jak miałam tak po prostu wrócić do normalności? Jak miałam iść do pokoju i po prostu sobie odpoczywać!? - Muszę zaczekać na jakąś wiadomość.
- Przecież, jak się czegoś dowiedzą, to cię powiadomią. Nie ma sensu, żebyś tu siedziała.
- Ale ja i tak nie zasnę…- powiedziałam cicho, ocierając kilka łez, które mimowolnie spłynęły po mojej twarzy. Nie chciałam płakać. A na pewno nie przy nim.
- Jutro wyjeżdżamy, musisz odpocząć… - Nadal próbował mnie przekonać, patrząc na mnie przy tym uważnie. Uniosłam na niego swój nieco przestraszony wzrok. Ja nie mogę jutro nigdzie jechać! Ja muszę znaleźć siostrę… Jeśli się nie dowiem, co z nią jest, to wrócę do Niemiec bez względu na wszystko. Jestem skłonna nawet odejść z zespołu. Melanie jest dla mnie ważniejsza niż cokolwiek innego na świecie!
- Nie. Ja nie pojadę, nie wiedząc, czy z nią wszystko w porządku – wyszeptałam, drżącym głosem. Teraz to on był wyraźnie zaniepokojony. No tak, przecież to byłoby zbyt piękne, gdyby Tom Kaulitz choć przez chwilę pomyślał o kimś innym niż o samym sobie. Wszystko dla zespołu. Wszystko, by chronić swój tyłek.
- Zostawisz nas?
- Melanie jest dla mnie ważniejsza. To moja siostra. I przykro mi, że to cię tak dziwi. Przecież ty też masz brata. Co byś zrobił, gdybyś nic nie wiedział o Billu? – Mimo że byłam na niego zła, starałam się jeszcze nie wybuchać. Byłam już chyba zbyt zmęczona na kolejne kłótnie z nim. Spróbowałam mu przedstawić sytuację w taki sposób, by dotarło do niego, co w życiu jest najważniejsze.
- Bym go szukał… - mruknął i chyba zrobiło mu się w końcu głupio.
- No właśnie. A ja nie mogę nic. Muszę tylko czekać, aż ta cholerna policja łaskawie się czegoś dowie i mnie o tym powiadomi. A ja w tym czasie oczywiście mam grzecznie spać i odpoczywać? - Podniosłam głos, gdy emocje znowu wzięły górę. Trudno było je w sobie zdusić.
- Spokojnie, przecież wszystko będzie dobrze. Na pewno nic jej nie jest…
- A jak ten bydlak coś jej zrobił!?
- Nic jej nie zrobił, nie możesz tak myśleć.
- Ale nie potrafię inaczej! To moja jedyna siostra… nie mogę jej stracić, mam tylko ją.
- Carmen! Tom! Co się stało!? - Z windy wyskoczył Bill, od razu podbiegając do nas z wielkim przejęciem na twarzy. Zrobiło mi się dużo lżej, gdy go zobaczyłam.
- Nie wiemy, co się dzieje z Melanie, jakiś pajac groził Carmen. – Tom wyjaśnił krótko bratu całe wydarzenie. Ja sama nie miałam na to już siły. Potrzebowałam teraz czyjegoś ciepła i pragnęłam znowu usłyszeć to cholerne „będzie dobrze”. Ktoś mógłby mi to powtarzać w kółko, bez końca, aż bym w to uwierzyła i poczuła się spokojna.
- Cholera… trzeba powiedzieć Davidowi, nie możemy nigdzie jechać w takiej sytuacji. - Czarny zastanowił się chwilę. Na jego twarzy malował się niepokój i wielka troska, wszystko to, czego brakowało teraz Tomowi. Jak oni mogą się od siebie, tak bardzo, różnić? Bill od razu stwierdził, że nie możemy nigdzie jechać, podczas, gdy jego brat miał z tym wielki problem.
- Jak to?! Mamy odwołać trasę w Polsce?!
- No, a jak ty to sobie wyobrażasz, Tom? - Bill był wyraźnie zbulwersowany zachowaniem brata. Mnie to jakoś nie dziwiło. Chyba przyzwyczaiłam się już, że on jest po prostu obojętny. I dlaczego ja lubię takiego zimnego, beztroskiego egoistę? Przed kilkoma minutami nawet widziałam w nim całkiem innego człowieka.
- No, e… Nie wiem… Ale przecież fani będą zawiedzeni. Tyle na to czekali, nie wiem… - zaczął dukać, coraz bardziej gubiąc się w słowach, gdy czarny patrzył na niego, jakby chciał go zabić. - No dobra, masz racje przecież… - Poddał się w końcu. Nie wiem, czy naprawdę cokolwiek do niego dotarło, czy może chciał tylko uniknąć wyrzutów do brata. Obserwowałam to tylko z boku i nie mogłam uwierzyć, że on może być taki… bezuczuciowy.
- No właśnie. Więc idź opowiedz wszystko Jostowi. A ja zaprowadzę Carmen do pokoju — oznajmił ze spokojem w głosie Bill i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę windy. Nie miałam zbyt wiele do powiedzenia, nikt nawet nie pytał mnie o zdanie w tej kwestii.
- A jak ja chciałem ją zaprowadzić, to w ogóle nie było mowy…- Tom burknął pod nosem, podążając za nami. NAPRAWDĘ!?

#

Czas dłużył się niemiłosiernie. Z każdą minutą wydawało mi się, że ktoś zabiera mi tlen, abym nie mogła oddychać. Siedziałam na łóżku i nerwowo obracałam telefon w dłoniach, czekając na jakikolwiek sygnał albo od siostry, albo od policji. Ale nic. Nikt się nie odzywa. Zaraz coś mnie trafi, jak niczego się nie dowiem!
Ścisnęłam telefon jeszcze mocniej, jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc. Po prostu byłam już przepełniona frustracją i bezsilnością, które się ze mnie wylewały. Nie radziłam sobie z brakiem informacji o Melanie. Zaczynałam się zastanawiać, jak Tom to robił. Jak dusił w sobie te wszystkie emocje i uczucia. Powinien dać mi z tego lekcję, może wtedy byłoby mi dużo łatwiej. Nie szalałabym tak bardzo. A czy ja w takiej chwili naprawdę muszę o nim myśleć!? Muszę. Muszę myśleć o czymkolwiek, byle tylko nie o tej całej sprawie z Mel. A jak myślę o nim, to tak jakoś zaczynam się złościć, na to, że on jest takim dupkiem i zapominam o całej reszcie. Wkurzanie się na niego jest chyba dobrym lekarstwem. Wszystko jedno, by choć na moment odciążyć swoje myśli.
Spojrzałam w stronę drzwi, które właśnie się otworzyły. Nie, to nie był żaden policjant ani ktokolwiek, kto mógłby przynieść dobrą wiadomość. To był po prostu Kaulitz. On może przynosić jedynie złe wiadomości.
- Bill pyta, czy czegoś nie potrzebujesz?
No przepraszam, a od kiedy Bill ma swojego adwokata? To było bardzo słabe, Kaulitz. Miałam ochotę parsknąć śmiechem z politowania dla niego. Logiczne dla mnie było, że Bill, jakby chciał czegoś ode mnie się dowiedzieć, sam by przyszedł. Był moim przyjacielem i nie potrzebował wysłanników.
- Potrzebuję – Chciałam, by zabrzmiało to dużo bardziej nieprzyjemnie, ale mi nie wyszło. Moja złośliwość chyba gdzieś wyparowała.
- Ee… czego?
- Ee, mojej siostry – spojrzałam na niego ze złością.
- Jakbym wiedział, gdzie ona jest, to przyniósłbym ci ją na rękach — Zamknął drzwi i wszedł do środka. Czy ja go tu zapraszałam? Wywróciłam oczami.
- Oh, ale to za duży wysiłek. Przecież twoje delikatne dłonie… - Ironizowałam tak bardzo, jak tylko potrafiłam. Trzeba sobie jakoś poprawić humor, nie? Co z tego, że jego kosztem. Zasłużył sobie. Nawet nie potrafi wesprzeć człowieka w trudnej sytuacji. Dla niego to nic wielkiego. Co tam, przecież mi tylko siostra zaginęła. Kto, by zwrócił na to uwagę? A teraz tu przychodzi i udaje, że robi to na nim jakiekolwiek wrażenie. Na rękach mi chce ją przynieść. No na pewno!
- Mam delikatne dłonie? - Zmarszczył brwi, podchodząc bliżej. Dopiero teraz tak naprawdę mogłam go dojrzeć. W pokoju nie było zbyt jasno, gdyż był wieczór, a ja nie zapalałam światła. Jedyne jego źródło dochodziło zza odsłoniętego okna. A że słońce już prawie zaszło, to wiadomo, że niewiele było widać. Choć, czy ja na pewno chciałam widzieć tę fałszywą twarz? - Nie wiedziałem. – Dodał, gdy przemilczałam jego pytanie. - A tak na serio, to Bill powiedział mi, że zasnęłaś.
- Więc co ty tutaj robisz? – Zapytałam, starając się, aby mój ton głosu był niemiły. Tak naprawdę, to oszukałam Billa, nie chciałam, żeby siedział ze mną cały czas i się martwił. I widział mnie w takiej rozsypce. Mimo wszystko nadal wolałam, niektóre rzeczy zachować dla samej siebie.
- Wiedziałem, że i tak nie śpisz — stwierdził z przekonaniem, jakby to było zupełnie normalne. Czy on myśli, że mnie dobrze zna? Dobre sobie. Chyba się trochę koleżka zapędza.
- Skorzystałeś z usług jasnowidza?
- Nie musiałem — On mnie denerwuje. Dlaczego cały czas jest taki pewny siebie i taki spokojny… No, nawet nie wie jakie to wkurzające! Stoi sobie tak po prostu z łapami w tych wielkich kieszeniach i się gapi i do mnie mówi!
- Sorry, że tak zareagowałem dzisiaj na to wszystko. Rozumiem, że twoja siostra jest ważniejsza. – rzekł, a ja nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo. Na pewno Bill mu kazał mnie przeprosić. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam głowę w stronę okna. Niebo było dzisiaj wyjątkowo piękne. Błękit zmieszany z pomarańczą. Mogłabym zatracić się w tym widoku i zapomnieć o całym złu tego świata.
- Potrzebujesz czegoś? Mogę coś dla ciebie zrobić? – Głos Gitarzysty zakłócił mi moją chwilę spokoju. Nie poddawał się. Próbował nadal być miły i wyrozumiały. Ciekawe. Szkoda, że ja nie zamierzałam grać dłużej w te jego gierki.
- O tak… Wyjdź. - Powiedziałam, choć nie do końca byłam tego pewna. Jaki by nie był ten człowiek, faktem było, że w jego obecności tak bardzo się nie zadręczałam. Zajmował mi myśli. Nawet jeśli to były głupoty i podnosiło mi to ciśnienie. Tylko, czy warto uciekać od rzeczywistości przy pomocy kogoś tak fałszywego? Może lepiej zostać samemu. - No idź sobie…- mruknęłam, spuszczając wzrok i wbiłam go w pościel. Dopiero teraz się ruszył, jakby te pierwsze słowa do niego wcale nie dotarły. Nie odezwał się ani słowem. Po prostu zaczął iść w kierunku drzwi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że chyba wcale nie chcę być sama. Zrobiło się jakoś chłodniej i gorzej, gdy go nie było blisko.
- Albo nie! – Zawołałam, zanim zdążył otworzyć drzwi. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, a moja duma właśnie została rozdeptana niczym mały, brzydki robal na ziemi, niemniej, zrobiłam to. - Zostań ze mną… Tutaj. Proszę… - Było mi tak strasznie głupio, że to się w głowie nie mieściło. Najpierw jestem dla niego wredna, wyganiam go po chamsku, gdy proponuje pomoc, a potem proszę, by ze mną został. Jestem porządnie popaprana. Nawet nie miałam odwagi na niego spojrzeć.
- Zaświecić światło? – Zapytał jak gdyby nigdy nic. O mój Boże. Nie skomentował mojego zachowania w żaden sposób! Dzięki temu poczułam się znacznie lepiej. Nie chciał mnie upokorzyć, a to już coś znaczyło.
- Nie, zamknij tylko drzwi i usiądź tutaj. Obok mnie – Poprosiłam, starając się brzmieć przy tym, jak najmniej żałośnie. O ile to jeszcze w ogóle było możliwe. Ale nie będę oszukiwać samej siebie. Potrzebuję teraz czyjejś bliskości, a że on jest pod ręką… Jakby wyszedł, to bym się chyba rozpłakała i być może wyskoczyła z okna. No bo co mi pozostało? Boże, czy ja się użalam nad sobą? Chyba przekroczyłam już wszelkie granice i przestałam zwracać uwagę na jakiekolwiek zasady, którymi niegdyś się kierowałam. Co się ze mną dzieje? Staczam się? To niemożliwe… nie ja… nie Carmen May… nie, no. Przysięgam, że zmienię to głupie nazwisko, a jeżeli się nie uda, to w ostateczności wyjdę za mąż. Znajdę sobie jakiegoś dobrze ustawionego chłopaka z porządnym nazwiskiem. Ale czy ja wiem… Prawdę mówiąc, nigdy nie zastanawiałam się nad jakimś poważnym związkiem, właściwie to… Jeszcze nie miałam chłopaka. Zawsze byłam sama, bo tego chciałam, uważałam, że nikogo nie potrzebuję. Nienawidziłam patrzeć, jak te dziewczyny kleją się do każdego chłopaka, a tak naprawdę nic do siebie nie czuli. Byli ze sobą, bo byli. To nie dla mnie… ale teraz dochodzę do wniosku, że potrzebuję właśnie tego, czego tak bardzo nie znosiłam. Ja jednak dodałabym do tego jeszcze, choć odrobinę, prawdziwej miłości. Żeby te przytulanki i całowanie nie było ot tak o. Jestem wymagająca i potrzebuję czegoś więcej, ale ja też potrafię dawać. Mam nadzieję, że mam w sobie gdzieś jeszcze jakąś cząstkę miłości, którą mogłabym komuś kiedyś podarować. Bardzo boję się, że przez te wszystkie lata, mogło to we mnie już umrzeć. Co, jeśli już nigdy nikogo nie pokocham? Co, jeśli w ogóle nie poznam nikogo, kogo chciałabym obdarzyć taką miłością?

- O czym tak marzysz? - Dopiero teraz zauważyłam, że Kaulitz siedzi obok i uważnie mi się przygląda. Zapomniałam o nim, znalazł się przy mnie tak bezszelestnie, że naprawdę, zapomniałam. -Albo o kim?

czwartek, 16 lutego 2017

018. "Uratuj mnie."

Rozdział 18


Nienawidzę tego Debila! Od wczoraj nie zamieniłam ani jednego słowa z Billem, jedynie na wywiadzie coś tam do mnie bąknął. Jestem na siebie cholernie wściekła, ale jeszcze bardziej na Toma, bo to wszystko jego wina. Trzeba być skończoną idiotką — taką, jak ja — żeby okłamać kogoś tak dla siebie ważnego. Jeszcze niedawno żaliłam mu się jak to mi źle, przez jego brata, a tymczasem on zastaje go w moim pokoju, w samych bokserkach. Czy to jest normalne? Jakiekolwiek by nie było, z pewnością nie wygląda dobrze, ani tym bardziej nie świadczy niczego pozytywnego o mojej osobie. Wyszłam po prostu na zakłamaną hipokrytkę. A przecież… wcale taka nie jestem. Nie chcę, by ktokolwiek miał o mnie takie zdanie. A właściwie, nie chcę, by Bill je takie o mnie miał. Naprawdę go lubię i jest jedyną osobą, która mnie tutaj rozumie. Boję się, że nasza przyjaźń na tym ucierpi…
Dzisiaj kolejny koncert, nie wiem, jak ja się skupię. Atmosfera między nami jest beznadziejna, delikatnie mówiąc. Na Toma nawet nie patrzę, chociaż on zapewne nie rozumie, dlaczego tak go odtrącam. No cóż, jest za głupi, żeby pojąć cokolwiek. I znowu zmieniłam o nim swoje zdanie. Znowu jest dla mnie nikim. Zwykłym kretynem. I tak jak kiedyś, teraz go nienawidzę. Oczywiście, najlepiej jest obwiniać wszystkich dookoła, a przecież największą winę ponoszę ja. Ale muszę się na kimś wyżyć! On jest odpowiednią osobą, będę się na nim wyżywała, aż mi się znudzi. I niech się nie waży nawet do mnie zbliżyć albo mnie dotknąć, bo dosłownie porażę go prądem. Zapewne moje zachowanie nie jest zbyt dojrzałe, ani nawet logiczne. Niemniej, jestem tak wkurzona na tego człowieka, że po prostu ugh! Trudno, przywykłam już do łatki niedojrzałej wariatki.
Właśnie jesteśmy po próbie i jedziemy w miejsce, gdzie będziemy grać koncert. Boże, jak ja mam się uśmiechać? Jestem przybita jak nigdy. Nawet nie wiedziałam, że mogę coś tak bardzo przeżywać. Życie jest bardzo skomplikowane, chyba nigdy go nie zrozumiem.
-Carm…
- Spieprzaj, Kaulitz – fuknęłam, za nim chłopak zdążył dokończyć swoją wypowiedź. Nie miałam zamiaru go słuchać, a tym bardziej z nim rozmawiać. Patrzeć na niego również. Na moje szczęście, samochód się zatrzymał i mogłam wysiąść. Wielce zdumiony Tom, podążył zaraz za mną, jak ten cień, tyle że już się nie odezwał. I mam nadzieję, że już nie odezwie się do końca trasy. Ułatwiłoby mi to bardzo życie, nie ukrywam. Dostrzegłam jeszcze zdziwione spojrzenie menadżera i Gustava, ale jakoś mało mnie obchodziło, co sobie pomyśleli. Musiałam się teraz skupić, i to porządnie, żeby w ogóle cokolwiek udało mi się zagrać na tym koncercie. To będzie klęska, jak coś pomylę… fanki mnie zjedzą na kolację.
Eh, te moje czarne myśli. Zdecydowanie jestem pesymistką. A to wszystko przez kogo? Przez tego idiotę. Najpierw mi zawrócił w głowie, a teraz sprawił, że jego brat ma mnie, za nie wiadomo kogo. Muszę to jakoś odkręcić, nie pozwolę, żeby moja przyjaźń z Billem ucierpiała na wybrykach tego kretyna. Już nawet nie chce mi się wypowiadać jego imienia. Jestem zła. No brawo Alyson, bo przecież twój mózg na pewno jeszcze nie zauważył, że jesteś wściekła, niczym osa. Podkreśl to jeszcze sobie z dziesięć razy.
- Ehkhm… Nie wiem, czy to najlepszy moment, ale po koncercie…
- Ja nigdzie nie idę, jestem zmęczona. - Od razu zaznaczyłam, wcinając się tym samym w słowa Josta, który westchnął tylko ze zrezygnowaniem i przyspieszył kroku, jakby nie mógł już na nas patrzeć. Ale o co chodzi? Przecież nic nie robimy. A ja nie mam humoru na żadne imprezy, bankiety i Bóg jeden wie, co jeszcze. Bo zapewne miał na myśli jedną z wymienionych. Po koncercie trzeba odpocząć, o. A nie wymyślają coś, nie wiadomo po co.
Cholera, jak Bill się do mnie zaraz nie odezwie, to nie zagram nic! No, ja tak nie mogę… zaraz go wciągnę do łazienki, przygniotę do ściany i… i po prostu zmuszę go, żeby na mnie spojrzał, a potem wszystko mu wytłumaczę. Przeproszę i rozkażę, aby powiedział cokolwiek. Najlepiej, że mi wybacza, a jak nie to niech mnie opieprzy i powie, że nienawidzi. Idealny plan. Tylko gdzie tu toaleta?
Zastanowiłam się przez chwilę i dyskretnie zbliżyłam się do czarnego, rozglądając się przy tym. Nie chciałam wzbudzić jakichś podejrzeń. Gustav trochę jakby przyspieszył i zaraz zniknął mi z pola widzenia. Przydałoby się jeszcze, żeby Tom gdzieś zniknął. Albo nie! Niech sobie idzie. Mam go gdzieś. Tutaj chodzi o moją przyjaźń z Billem, nie będę się przejmowała jeszcze tym dupkiem.
-Bill – powiedziałam głośno, widząc drzwi z napisem „WC”, to była moja szansa. Chłopak spojrzał na mnie niechętnie, aż mnie coś ukłuło w środku. No dlaczego? Dlaczego mi to robisz?
- Co?
Odetchnęłam głęboko i najnormalniej w świecie, albo raczej nienormalnie, wepchnęłam go do tej głupiej łazienki. Boże, co ja do cholery jasnej wyprawiam? Czy naprawdę Kaulitz zdążył mi już wyprać wszystkie szare komórki z mózgu!? Mam wrażenie, że jestem bardziej pokręcona, niż byłam kiedykolwiek.
- Co ty robisz!? – Zawołał zszokowany Czarny, patrząc na mnie, jak… na wariatkę właśnie. Coś średnio mi szło przekonywanie go, że nią nie jestem.
- Musimy porozmawiać — stwierdziłam twardo, nie chcąc słyszeć sprzeciwu. Ale to nie było takie łatwe, jak się wydawało…
- Może nie teraz? - skrzywił się i już miał zamiar mnie wyminąć i wyjść, ale chyba nie sądził, że mu na to pozwolę. Natychmiast go zatrzymałam i przyparłam do ściany z groźną miną.
- Teraz!- fuknęłam i w ogóle nie rozumiem, dlaczego on jest taki zszokowany…?! - Bo to wszystko nie tak. Tom zapomniał kluczy, a ja byłam zmęczona, nie mogłam otworzyć drzwi i powiedziałam mu, że jak mi je otworzy, to będzie mógł u mnie przenocować… ale między nami nic nie zaszło! Wiem, że to wszystko wyglądało dziwnie… ja nie chciałam cię okłamać, ale myślałam, że jak się dowiesz, że on u mnie jest to… to nie wiem, co sobie pomyślisz… a zresztą, cholera jasna i tak sobie już myślisz!- wyrecytowałam najszybciej, jak potrafiłam, już sama się pogubiłam i do końca nie wiedziałam, co mówię. - Przepraszam…- spuściłam wzrok, czekając na jakąś reakcję z jego strony. Przecież musi coś powiedzieć… czemu milczy!? - Ja nie chcę, żebyś sobie myślał, że cię nie szanuję… jesteś dla mnie bardzo ważny i zależy mi na tobie. Nie chcę, żebyś był na mnie zły i mnie ignorował – dodałam, unosząc na niego swój wzrok zbitego psa. I natknęłam się na te czekoladowe oczy. Tak hipnotyzujące. Czy wszyscy Kaulitzowie muszą mieć takie oczy!? To jest zbyt wiele na mój kobiecy rozum. Jaki rozum… Totalnie go tracę, gdy widzę te ślepia. I okazuje się, że nieważne, który Kaulitz je posiada. Reakcja mojego organizmu jest niemal identyczna.
- Nie oczekuję od ciebie, że będziesz mi się tłumaczyła. Po prostu było mi przykro, że mnie okłamałaś. I masz rację, wyglądało to dwuznacznie. – Nareszcie się odezwał, kamień z serca. Odżyła we mnie nadzieja.
- Ale to tylko tak wyglądało. Już nigdy cię nie okłamię, obiecuję. Tylko nie gniewaj się na mnie, proszę… - wyszeptałam, spuszczając głowę. Jeszcze nigdy mi tak nie zależało, naprawdę nie wiem, co się ze mną stało. Może po prostu są takie osoby, o które trzeba walczyć mimo wszystko…? Bill z pewnością do takich należał. Odkąd go poznałam, czułam, że jest dobrą osobą i że warto inwestować w tę znajomość. - Już zawsze będę z tobą szczera… - Tyle deklaracji, co teraz, chyba jeszcze nie złożyłam nigdy w swoim całym życiu. Kto, by pomyślał, że kiedykolwiek będę się tak płaszczyć przed jakimś chłopakiem. Ale tak właśnie było. I wcale mi to nie przeszkadzało. Są rzeczy ważniejsze niż moja duma.
- Nie gniewam się – chwycił delikatnie mój podbródek, unosząc moją głowę, bym na niego spojrzała. Znowu ten uśmiech i TE oczy! Dosłownie zatopiłam się w jego czekoladowych tęczówkach… I to było naprawdę bardzo dziwne uczucie. Uczucie, które zalało mnie całą. Od stóp po głowę. I jakby to uczucie, też właśnie, rozlało się gdzieś w moim żołądku, powodując takie przyjemne ciepełko. A to takie ciepełko, wstrząsnęło moim ciałem i chyba umysłem także. Bo całkowicie przestałam racjonalnie myśleć. Po prostu patrzyłam w te jego ślepia i już byłam w całkiem innym świecie. W świecie, w którym zdecydowanie nie istniało coś takiego, jak ROZUM.
Przybliżyłam się nagle do niego, nie spuszczając wzroku z jego rozpromienionej twarzy. I o ile wcześniej było mi ciepło, teraz poczułam, że robi się naprawdę gorąco. Nie wiem, jak do tego w ogóle doszło, że musnęłam jego wargi. Delikatnie niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Przyszło mi to z taką łatwością i naturalnością, jakby to było czymś całkiem normalnym. Ale nie było. I doskonale o tym wiedziałam. Zarówno ja, jak i Bill. Nie mam pojęcia, co w ogóle mnie do tego podkusiło. Mimo tego wszystkiego nie mogłam po prostu się powstrzymać, żeby tego muśnięcia nie zamienić w prawdziwy pocałunek. Tym bardziej że on się w ogóle nie sprzeciwił. Co prawda musiała minąć dłuższa chwila, zanim to odwzajemnił, ale jednak to zrobił. Nie powinien był tego robić! Dlaczego mnie nie odepchnął!? Przecież to jest niedorzeczne. Obydwoje jesteśmy niedorzeczni. To nie powinno mieć w ogóle miejsca! Więc, dlaczego wciąż się całujemy!? Nagle cała przyjemność zaczęła, gdzieś ulatywać. Moja świadomość chyba zaczynała właśnie wygrywać walkę z głupią chwilą zapomnienia. Docierało do mnie, że coś jest nie tak. To nie tylko powinno mieć miejsca, ale dodatkowo nie powinno go mieć Z NIM. To nie była ta osoba.
Drgnęłam cała, gdy przed oczami, które cały czas miałam zamknięte, zobaczyłam Toma. To była chwila, w której odskoczyłam od niego, jak oparzona.
-Boże, nie mogę… Przepraszam! – Wydukałam, zszokowana. Czarnowłosy patrzył na mnie, prawdopodobnie nic nie rozumiejąc. Tylko tyle byłam w stanie teraz wyczytać z jego twarzy. Jedno, wielkie zdezorientowanie. Ja sama nie wiele teraz wiedziałam. Wydawało mi się, że zrobiłam coś bardzo złego… Przecież to mój przyjaciel! Boże… – Bill, ja przepraszam… naprawdę nie wiem, dlaczego to zrobiłam… to w ogóle nie powinno się stać. Tak bardzo mi przykro…
Tak, Carmen, jesteś mistrzynią w niszczeniu wszystkiego. Najpierw kłamstwem i hipokryzją, a potem… a potem jeszcze gorszym zachowaniem. Kto tak w ogóle robi!? Teraz on ci na pewno nigdy tego nie wybaczy. Przekroczyłaś granicę, idiotko! Jak mogłaś, być tak głupia!?
- Spokojnie… Nic się przecież nie stało. - Poczułam jego rękę na ramieniu, cały czas uśmiechał się do mnie ciepło. Dlaczego on tak zareagował? Naprawdę nie miał mi tego za złe? Ale odwzajemnił pocałunek… Zrobił to. Czy to tylko grzeczność z jego strony? Bill jest w końcu cudowny i cholernie dobry, więc tak. To na pewno była uprzejmość. Nie chciał mnie odtrącać. A powinien. Tak bardzo powinien! I jakim cudem, ja do cholery, ujrzałam Toma!? Całując się z jego bratem! To niedorzeczność! Jestem potworem! Gdyby Bill tylko wiedział… Zapewne już nie byłoby mu tak łatwo uznać to za NIC. - To tylko taka chwila. – Dodał, wyrywając mnie z otchłani moich rozhisteryzowanych myśli i uczuć.
- Nie jesteś zły? – Zapytałam, spoglądając na niego niepewnie. Czułam, że cała wręcz drżę. Ja chyba potrzebuję pomocy jakiegoś psychologa. Psychiatry od razu.
- Nie jestem. Wiem, że to nic nie znaczyło. Nie przejmuj się tym. – Rzekł jak gdyby nigdy nic. Wie.? Skąd wie.? Dlaczego…
- Ale ja naprawdę nie wiem, czemu to zrobiłam… Jesteś cudownym chłopakiem, ale ja nie potrafię się z tobą całować…- wyznałam, będąc z nim chyba, aż za bardzo szczera. Nie wiem, czy właśnie to chciałby teraz usłyszeć. Wspominałam już, jak wielką idiotką jestem?
- No cóż, najwyraźniej ktoś inny jest w tym lepszy. A ja jestem tylko twoim przyjacielem. - Zaśmiał się. Zrobiło mi się trochę lepiej. Minimalnie lepiej. Choć nadal w głowie miałam obraz nas całujących się razem i twarz Toma, która mi wyskoczyła w trakcie. Ten debil naprawdę musi być wszędzie! Nawet gdy całuję się z innym! Może naprawdę mam coś nie tak ze swoją psychiką, skoro dzieją mi się tak popaprane rzeczy. Uh. Kimkolwiek Bill, by dla mnie nie był i nawet jeżeli nic do niego nie czuję w kontekście romantycznym, nie zasługiwał, by w trakcie pocałunku z nim, myśleć o kimś zupełnie innym. W dodatku jego bliźniaku. Nigdy w życiu mu o tym nie powiem.
- Dobra, Carmen… Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to chodźmy do reszty, bo zaczną się martwić. - Powiedział po chwili. - a i nie bocz się tak na Toma, to nie jego wina, że pod łóżkiem był pająk. Ale muszę ci powiedzieć, że po tym złożył skargę na sprzątaczkę… chyba ją zwolnią.
- On czasami zachowuje się jak dziecko…- westchnęłam cicho, ale w duchu mimo wszystko się śmiałam. Bo on jest taki głupi, a jego głupota taka śmieszna. Nie, żebym ja była mądra. Właśnie się wykazałam już swoją ekstra mądrością, całując swojego najlepszego przyjaciela. Może jednak mam coś wspólnego z tym kretynem.
- Ale uwierz mi, że nie jest taki zły, na jakiego wygląda — zapewnił mnie, wychodząc z pomieszczenia.
- Wiem… - mruknęłam właściwie już sama do siebie i podążyłam za nim, uśmiechając się pod nosem… Jestem nienormalna.

#

- Mogę prosić autograf?
Szłam właśnie do hotelu, gdy usłyszałam za sobą dziwnie znajomy, męski głos. Obróciłam się w jego stronę i zamarłam. To nie był jakiś zwyczajny fan. Przez moment miałam ochotę po prostu uciec. Ale jakby to wyglądało? Poza tym mam ochronę. Nic mi nie grozi. Nie mam pojęcia, skąd ten człowiek się tutaj wziął. Przez niego wróciły wszystkie moje koszmary.
- Co ty tutaj robisz?! – Syknęłam, nie mogąc uwierzyć, że on naprawdę przede mną stoi. Do czego się jeszcze posunie? Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, co znaczy „nie”? Niektórych, to wyraźnie przerasta. Aż trudno uwierzyć, że istnieje na świecie, ktoś głupszy od Kaulitza. A jednak.
- A wpadłem na koncert. Całkiem nieźle grasz na tej swojej gitarce. Zastanawiam się, czy w czymś innym też jesteś taka dobra. - Uśmiechnął się znacząco, bawiąc się przy tym kosmykiem moich włosów. Myślałam, że go zabiję na miejscu. Uduszę gołymi rekami!
- Zabieraj te łapy! - Gwałtownie odtrąciłam jego rękę i cofnęłam się, dla własnego bezpieczeństwa. - Mówiłam ci, żebyś się ode mnie odwalił! Nie rozumiesz?
- Nie tak głośno, słonko. I nie złość się, bo złość piękności szkodzi – Perfidny uśmiech nie schodził z jego obleśniej twarzy, co tylko mocniej mnie rozjuszało.
- Czego chcesz? – warknęłam, mając już dosyć jego gadania. Nie wiem, jak można być tak natrętnym. To jakiś psychol… Ewidentnie. Nie potrzebowałam nawet więcej czasu, by się w tym utwierdzić.
- Już ci mówiłem, że ciebie. A ty mi uciekłaś.
- Spieprzaj. Nie będziesz miał MNIE, już ci mówiłam. Daj sobie spokój. - Prychnęłam ze złością. No po prostu, bardzo mi przykro, że jego marzenia się nigdy nie spełnią. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Że przyjechał tu za mną specjalnie, żeby mnie dręczyć i abym mu kolejny raz uświadomiła, że nic z tego nie będzie. - I nawet mnie nie dotykaj! Bo będziesz miał problemy. – Zagroziłam, wskazując na dwóch ochroniarzy, stojących w pobliżu. Pewnie, gdybym zaczęła podejrzanie gestykulować albo bardziej krzyczeć, już by rozwiązali mój kłopot, zjawiając się obok. Dlaczego od razu tego nie zrobiłam? Przynajmniej, nie psułabym sobie nerwów.
- Ty mi grozisz?- zaśmiał się. Miałam ochotę go dosłownie zabić. Stojąc przed nim, czułam każdą komórką swojego ciała, czym jest tak naprawdę nienawiść. To jak często powtarzałam, że nienawidzę Toma, było niczym w porównaniu z nienawiścią do tego faceta.
- Nie. Tylko ostrzegam. Bo teraz jestem pod ochroną, rozumiesz? I możesz wsadzić sobie te swoje głupie gadki tam, gdzie słoneczko nie dochodzi.! Nie zbliżaj się do mnie, nie dotykaj mnie i nie mów do mnie! - wyrecytowałam głośno, tak aby wszystko do niego dotarło. Nikt tak bardzo nie wyprowadzał mnie z równowagi, jak on, nawet Kaulitz. Tom przy nim zaczynał naprawdę błyszczeć niczym gwiazda na moim ciemnym, burzliwym niebie. - Wszystko jasne? To się cieszę. Żegnam.- zakończyłam i odwróciłam się od niego. Miałam już zamiar iść do hotelu, ale uniemożliwił mi to jego uścisk na moim nadgarstku. O nie. Tego już za wiele. To był moment, w którym pierwszy raz zamierzałam poprosić szanownych panów z ochrony o pomoc w obiciu niemile widzianej mordy tego typa. Czy pobicie wchodziło w ogóle w zakres ich obowiązków?
- Musiałem się trochę namęczyć, żeby twoja siostrzyczka powiedziała mi, gdzie jesteś. - Wycedził oschłym i nieco przyciszonym głosem. Aż coś mnie ukłuło w środku, gdy wspomniał o Melanie. Tylko nie moja siostra. – Więc teraz wynagrodź mi to.
- Co? - Spojrzałam na niego, tracąc już wątek. Co ma z tym wszystkim wspólnego moja siostra? Jeżeli on jej coś zrobił? Przysięgam, że go zabiję. I nikt nie będzie musiał mi w tym pomagać. - Melanie powiedziała ci, gdzie jestem?
- Dokładnie. Oczywiście nie tak od razu… na początku walczyła jak lwica, ale potem…
- Co jej zrobiłeś?! - Przestałam już nad sobą panować. Rzuciłam się na niego, czując, jak cała gotuje się w środku. Zaczęłam się z nim szarpać, choć był zdecydowanie silniejszy i bardzo łatwo mu przyszło okiełznanie mnie. Niewiele jednak teraz do mnie docierało. Wpadłam w jakiś trans. Strach paraliżował mój umysł. – Gdzie ona jest!?
- Spokojnie… Myślę, że się dogadamy. - Odepchnął mnie lekko od siebie. Cała wręcz drżałam ze złości i przerażenia. Cholernie bałam się, że Melanie coś się stało… Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby ten drań coś jej zrobił i to przeze mnie.
- A ja myślę, że nie.! Gdzie ona jest do cholery!? - Krzyknęłam, nie mogąc już dłużej wytrzymać. Tym samym wzbudziłam zainteresowanie ochrony, która teraz niepewnie spoglądała w naszą stronę. Chyba nie wiedząc za bardzo, czy powinna zareagować, czy też nie. Mnie było wszystko jedno. Liczyła się tylko Melanie.
- Ciszej, bo panowie jeszcze wkroczą do akcji i narobisz kłopotu.
- Narobię kłopotu? Człowieku ja cię, zaraz rozszarpie! Gadaj, gdzie jest moja siostra! - W ogóle nie miałam zamiaru spuszczać z tonu. Nawet jakbym chciała, nie potrafiłam. Emocje wzięły górę, a ten koleś doprowadzał mnie do białej gorączki. Chciałam tylko usłyszeć, co z moją siostrą. Czy jest bezpieczna? Nic więcej mnie nie interesowało, a ten dupek grał na zwłokę!
- Żyje. Nie martw się — mruknął bez przekonania, rozglądając się niepewnie dookoła. - Możemy się dogadać. Ładnie tu… a ty pewnie masz swój pokój, nie?
- Nie. - Zaprzeczyłam, kłamiąc przy tym. Głos cały czas mi drżał, a myśli krążyły wokół Melanie. Wiem, że jak będę tak go traktowała, to nigdy się nie dowiem, co z nią się dzieje… ale przecież nie pozwolę mu, żeby robił sobie, co chce. Nie może mnie zastraszyć. Przecież… Przecież ja teraz jestem kimś. Mam ludzi, którzy mi pomogą. Prawda.?
- Jak to? No, nie… to trochę psuje moje plany.
- Jakie plany, do cholery? – wysyczałam, patrząc na niego z obrzydzeniem… Boże, co ja mam robić!? Zaczynam się gubić. Było mi dużo łatwiej, jak nie myślałam, że ten dupek, może skrzywdzić moją siostrę. Mam tylko ją! Jeśli coś jej się stanie! Mój Boże! Dlaczego zawsze my?! - W ogóle, po co ja z tobą rozmawiam? Od tego jest policja… - zaczęłam, chcąc go wystraszyć. Łapałam się już wszystkiego. Ale od razu mi przerwał.
- Teraz policją mnie straszysz? I co im powiesz?
- To, że mi grozisz i szantażujesz! A jak dodam coś więcej, to też uwierzą — stwierdziłam z udawaną pewnością w głosie. Miałam nadzieję, że chociaż trochę da mu to do myślenia i odpuści. Nadzieja matką głupich. A ty jesteś bardzo głupia i naiwna Alyson.
- A pomyślałaś o swojej siostrzyczce? Biedna, jest taka przerażona…
Czułam, jak z każdym jego słowem robi mi się gorzej. Założę się, że byłam już blada jak ściana. Serce kołatało mi w piersi, a oczy zaszły łzami. Głos zdążył już ugrząźć w gardle. To się nie dzieje naprawdę. Błagam, niech ktoś mi powie, że to się nie dzieje naprawdę…
- Carmen! Wszystko w porządku?!
Głos, który dobiegł nas spod wejścia do hotelu, był dla mnie, jak kubeł orzeźwiająco-kojącej wody. To Tom stał tam i patrzył w naszym kierunku. Jego twarz wyrażała niepokój i chyba moje zrozpaczone spojrzenie było dla niego ewidentną odpowiedzią, że nie jest w porządku. Nie wiedziałam nawet, co mam mu odpowiedzieć… bo nie wiedziałam też, co się stanie, gdy zaprzeczę na głos. Przecież ten człowiek jest zdolny do wszystkiego. Ale nie pozwolę, aby krzywdził moją siostrę. To była prawdziwa walka. Walczyłam z samą sobą. Ze swoich strachem, z tym, co jest słuszne, a co nie.
Spojrzałam na stojącego przede mną Herego, który był wyraźnie niezadowolony z widoku Toma, a jego mina wskazywała jednoznacznie, że jak coś mu powiem, to i on mi się odpłaci. Poczułam się, jakbym dotarła do ślepej uliczki. Jak w tym śnie. Bez wyjścia… jak nie powiem prawdy Tomowi, będzie ze mną źle. A jak powiem? To będzie jeszcze gorzej… gdybym tylko miała pewność, że Melanie nic nie jest. Ale jej nie miałam. Nie miałam tej cholernej pewności, a przede mną stał największy psychopata tego świata, który groził, że ją skrzywdzi.
- Radziłbym milczeć. - Złowrogi szept bruneta stawiał mnie w coraz gorszej sytuacji. O ile mogła być dla mnie jeszcze gorsza. Obróciłam się niepewnie w stronę wciąż oczekującego odpowiedzi Kaulitza. Uniosłam swój przerażony wzrok, żeby na niego spojrzeć. Nie mogę go okłamać… I nie mogę wyznać prawdy.

- Wszystko w porządku, Carmen? - znowu to pytanie. Znowu ten głos. Aż chciałoby się krzyknąć: nie, uratuj mnie, proszę…