poniedziałek, 30 marca 2009

45. 'Przecież nie można być z kimś, kogo się nie kocha...'

 

Wyciągnął rękę, aby zadzwonić do drzwi, ale nawet nie zdążył. Blondynka go uprzedziła i przy okazji prawie staranowała, na szczęście w ostatniej chwili odskoczył w bok. Zamrugał oczami patrząc na nią jakby chciał ją zjeść, tak dawno jej nie widział... A wyglądała zniewalająco, choć zapewne wcale się nie przygotowywała. Może ona zawsze taka była?

-Cześć.- Wydukał cały szczęśliwy.

-Cze...apsik!- Kichnęła w ostatniej chwili zakrywając usta.- To przez te twoje róże.- Pożaliła się wskazując na kwiaty, które były niemalże wszędzie.

-Przesadziłem?- Zapytał, jakby nie wiedział. Ta skinęła twierdząco głową. No cóż, chciał dobrze...

-Wystarczyłby jeden kosz.

-Gdybym wysłał jeden, teraz byśmy się nie widzieli- Stwierdził spoglądając na nią uważnie. Wcale nie żałował, że kupił te kwiaty, dla niej było warto. Dzięki temu może znowu ją widzieć, znowu ją słyszeć, tak za tym tęsknił.

-Pewnie tak...- Przytaknęła spuszczając wzrok gdzieś na bok. Czuła się jakoś niepewnie, nie wiedziała jak ma się wobec niego zachowywać. Tak jak dawniej? Czy coś się w ogóle zmieniło?-Wejdziesz?

Skinął głową przyjmując zaproszenie. Tak naprawdę chciałby się na nią rzucić i mocno do siebie przytulić, poczuć ciepło jej ciała i zapach perfum. Jednak musiał się powstrzymywać, aby nie odebrała tego w zły sposób. On miał jak najbardziej dobre intencje, już nigdy nie popełni tego samego błędu, ani żadnego innego wobec niej. I nigdy nie weźmie do ust alkoholu. Nie chce jej stracić po raz kolejny. Niby to tylko przyjaciółka, ale jak ważna.

Zamknęła drzwi, gdy byli już w środku po czym spojrzała zrezygnowana na róże. Kompletnie nie wiedziała, co ma z nimi zrobić, a z tego co wie z Billem nie przyjechał żaden samochód, który mógłby to zabrać.

-Hm... raczej nie przyjmą zwrotu tych kwiatów, ale można by je komuś porozdawać..- Odezwał się szukając jakiegoś dobrego rozwiązania.

-Może będziemy je sprzedawać?- Zaproponowała trochę nieprzekonana do swojego pomysłu. Przerażała ją ilość kwiatów.

-To dobry pomysł.- Pochwalił ją obmyślając już jakiś plan.- Przyda nam się samochód i jakieś miejsce... najpierw pojeździmy po kwiaciarniach, może uda nam się coś tam wcisnąć, a resztę sprzedamy przy ulicy...

-Naprawdę chcesz stać na chodniku i sprzedawać kwiaty?- Uniosła brwi spoglądając na niego z zaskoczeniem. Nie sądziła, że Bill jest skory do takich zadań.

-A czemu nie? To w końcu moja sprawka, nie?- Uśmiechnął się do niej, a ona tak kocha ten uśmiech...- To jak, zabieramy się do roboty?

-Jasne, szefie.- Zgodziła się bez wahania. Już od dawna nie miała tak wspaniałego humoru. Jak dobrze, że odzyskała przyjaciela...

-Tylko ubierz się ciepło, na dworze jest mróz...


#


Wyszłam, ale wrócę. Nie dzwoń i nie martw się. Melanie.

P.S. Zaufaj mi!”- Odczytałam w myślach treść niewielkiej karteczki zostawionej przez moją siostrę. Nie byłam z tego zadowolona. Niby jak mam jej ufać skoro ona jeszcze niedawno była w takim stanie, że nawet nie dało się na nią patrzeć, bo aż serce się krajało. Ale muszę pamiętać, że ona jest dorosła i wie co robi. Wierzę, że nie zrobi nic głupiego. Myślę, że mogę być spokojna. Nic się nie stanie.

-Co to?- Zupełnie zapomniałam, że Tom jest ze mną. Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam ją do kosza następnie odwracając się w jego stronę z wesołym uśmiechem.

-Melanie napisała, żeby się o nią nie martwić... wyszła gdzieś...- Wyjaśniłam podchodząc do niego. Tak jakoś brakuje mi czułości. A dzisiejszy wieczór był taki wspaniały, nawet Herry mi go nie zepsuł. Poradziłam sobie sama i nie musiałam mieszać w to Toma. Mogę być z siebie dumna.- Ale ty nigdzie się nie wybierasz, prawda?- Zapytałam przytulając się do niego, od razu zrobiło mi się ciepło.

-Nie.- Pocałował mnie w czoło oplatając rękami w talii.-Nie wyobrażam sobie już żadnej nocy bez ciebie. Przez ten ostatni tydzień tak strasznie tęskniłem... przez pomyłkę nawet gadałem do ciebie jak się obudziłem...

-Chodź na górę.- Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę schodów. Mój umysł szalał, tak samo jak i serce...

Weszliśmy do mojego pokoju, nawet nie miałam zamiaru puszczać jego ręki. Cały czas wydaje mi się, że to jakiś piękny sen, z którego zaraz się obudzę. Przecież to spełnienie moich najskrytszych marzeń. Zawsze chciałam mieć kogoś takiego, jak Tom. Chociaż może nie wiedziałam, że ta osoba powinna być właśnie taka jak on...

Przyciągnęłam go do siebie z przebiegłym uśmieszkiem i wpiłam się w jego usta z niezwykłą zachłannością. To była chyba moja nieświadoma aluzja kierowana w jego stronę. Sama nie wiem skąd u mnie taka nachalność. Nie pozwoliłam mu się ode mnie odsunąć nawet o centymetr. Gdybyśmy nie musieli oddychać wcale nie odrywałabym warg od jego słodkich ust. Jak ja go uwielbiam. Nikt tak na mnie nigdy nie działał...

Perspektywa pustego domu i tylko nas dwoje w moim pokoju bardzo mi się spodobała. Już zupełnie się zapomniałam, chciałam wykorzystać tę okazję. Bo dlaczego nie? W prawdzie on się nigdy tego nie domagał, ale... o tym chyba nie trzeba rozmawiać, to się po prostu robi. A skoro się kochamy, to nic nie stoi nam na przeszkodzie.

Trwając w namiętnym pocałunku stopniowo kierowałam nas w stronę łóżka uważając, abyśmy się nie przewrócili.

Czułam się trochę dziwnie, że to ja go prowadzę, a nie on mnie. Ale się nie opiera, więc chyba wszystko jest w porządku?

Opadliśmy na pościel. Już przestały mi przeszkadzać te wszystkie nie do ciągłości. Było tak przyjemnie, zupełnie zatraciłam się w tych pocałunkach. Jednak chciałam więcej. W prawdzie zmierzałam do tego wolnymi krokami, ale byłam pewna, że tego chcę właśnie dzisiaj. Nie jestem tam żadną świętą dziewicą, chociaż gdyby nie pewne nieprzyjemne wydarzenie z przeszłości, mogłoby teraz tak być. Ale nie jest! I lepiej nie wracać do przeszłości, a na pewno nie w takiej chwili.

W końcu oderwałam się od niego, aby przejść do kolejnego czynu, a mianowicie chciałam odpiąć guziczki jego wspaniałej koszuli...ale uniemożliwiła mi to jego dłoń. Spojrzałam na niego zmieszana, a jednocześnie zaskoczona.

-Coś nie tak?- Naprawdę czuję się jak NIEkobieta. Czy to nie powinna być jego rola? Co się dzieje?

-Wszystko w porządku, ale chyba powinniśmy przestać...

-Ale dlaczego? Nie chcesz?- Spytałam muskając jego wargi swoimi. Uśmiechnął się, co mnie nieco uspokoiło.

-Może nie dzisiaj... nie mamy zabezpieczenia i w ogóle...

-Yh...- Westchnęłam z rezygnacją i stoczyłam się z niego na bok. O tym to już nie pomyślałam. Żałuje, że przestałam brać te tabletki. No, ale skąd mogłam wiedzieć, że będę miała chłopaka? Przecież nie planowałam, że się zakocham... poza tym, co ma znaczyć "i w ogóle"?

-Carmen, co byś powiedziała na to jakbyśmy razem spędzili święta? - Czy on specjalnie zmienił temat? Ale jaki znowu temat! Przecież my wcale o niczym nie rozmawialiśmy, co z tego, że mam ochotę na seks. I chyba wyszłam na idiotkę?

-Yhym, jasne.- Mruknęłam i wygramoliłam się z łóżka. Czy to nie jest dziwne, że ja tutaj chce się z nim kochać, a on ni stąd ni zowąd wypala mi ze świętami?- Idę się umyć, później pogadamy.-Dodałam znikając w łazience...


#


-Czy ja pana skądś nie znam?- Młoda kobieta stanęła naprzeciwko Billa przyglądając mu się uważnie. Wydawał jej się znajomy, ale to chyba niemożliwe... przecież ten człowiek tylko sprzedaje kwiaty!

-Nie wiem, proszę pani. Może gdzieś się widzieliśmy... świat jest taki mały... kupi pani kwiatka?-Uśmiechnął się uroczo, chcąc ją przekonać do siebie, albo raczej sprawić, aby mu nie odmówiła.

-Ah... czemu nie... ładne te róże, wezmę może... z dwie...- Stwierdziła zerkając na kwiaty.- Albo pięć.- Dodała szybko uśmiechając się do chłopaka. Od razu było widać, że przypadł jej do gustu. Sara przyglądała się temu z boku i powstrzymywała śmiech.

-Dziękuję bardzo, do widzenia pani.- Czarnowłosy pożegnał kobietę po czym odwrócił się w stronę rozpromienionej blondynki. Wyglądała uroczo, gdy się tak radośnie uśmiechała, a do tego te czerwone policzki...

-Myślałam, że się może z nią umówisz i przekonasz ją jakoś, żeby kupiła więcej...- Odezwała się przywracając go na ziemię. Zapomniał się trochę...

-Oh, a kto ja jestem? Nie będę się umawiał z jakimiś kobietami, w dodatku mężatkami.- Obruszył się zakładając ręce na piersi. Nawet sobie nie wyobrażał, jak zabawnie wyglądał z naburmuszoną miną małego dziecka. Nie było łatwo się nie roześmiać.

-No, oczywiście. To nie twój typ, nie?- Zachichotała chowając ręce do kieszeni kurtki. Chłopak zmrużył oczy podchodząc do niej bliżej.

-Jakbyś zgadła. To tak samo jakbyś ty miała umówić się ze swoim ojcem.

-Ale wiesz... miłość nie wybiera, wiek tutaj nie ma znaczenia..- Rzekła wlepiając wzrok w czerwone kwiaty.- A samotność raczej nie jest fajna... nie lepiej, więc dojrzalsza kobieta niż żadna?- Uśmiechnęła się krzywo. W sumie nie wiedziała, po co drąży ten temat, przecież nigdy nie lubiła rozmawiać o miłości...

-No właśnie, miłość nie wybiera.- Mruknął.- Może i samotność nie jest fajna, ale nic na siłę, prawda? Przecież nie można być z kimś kogo się nie kocha...

-A czasami nawet z kimś kogo się kocha.- Przełknęła ślinę zastanawiając się, jak zmienić temat. Czuła, że trochę się zagalopowała. Zbyt dużo powiedziała...

-No właśnie.- Spuścił głowę, zdając sobie sprawę jak wielkie znaczenie mają jej słowa w jego życiu.

-No, ale... ciebie to nie dotyczy, prawda?- Spojrzała na niego niepewnie... banalne pytanie, a jakże trudna jest odpowiedź... jakby tu powiedzieć, żeby nie skłamać?

-Sara... ja wiem, że ty...

-Przepraszam, w jakiej cenie te róże?- Jakiś pan przerwał mu, za co wcale nie był mu wdzięczny. Chciał powiedzieć coś ważnego, ale jak zwykle mu nie wyszło... może po prostu to nie ten czas?

-Zaraz wrócę...- Szepnęła. Westchnął cicho widząc, jak dziewczyna oddala się od niego podchodząc do mężczyzny...

Życie jest zdecydowanie za bardzo skomplikowane, a los przebiegły i niesprawiedliwy.

 

###

 

nikusia:  fajnie, że choć jedna osoba podziela moje zdanie na temat tego filmu ;D

 

No więc, jest już 45. Szybko zleciało ^^ 

Niedługo będzie 50, a ja jeszcze nie wykorzystałam wszystkich pomysłów...

jakoś nie bardzo chce mi się rozstawać z tym opowiadaniem, więc możliwe, że będzie się ciągnąć jeszcze jakiś spory kawał czasu ;D

Kolejną notkę przewiduję za tydzień, pozdrawiam ;*

 

 

 

 

niedziela, 22 marca 2009

44.'Róże...'

 

Wpatrywałam się w blat stołu starając się oddychać i nie tracić nad sobą panowania. Nie chciałam, aby Tom cokolwiek zauważył, lecz to chyba było nieuniknione. Za dobrze mnie znał... tak, wbrew mojej świadomości pozwoliłam mu poznać siebie lepiej niż chciałam... nie panowałam nad tym, pewnie dlatego też go pokochałam...a gdybym nie pozwoliła mu siebie poznać, być może nie usłyszałabym od niego dziś tych wspaniałych słów... oh, to miał być taki cudowny wieczór! Tylko my dwoje, bez problemów, szczęśliwi żyjący swoją miłością... nie chciałam tego psuć... jednak nie mogłam siedzieć bezczynnie wiedząc, że jeden stolik dalej za Tomem, a dokładnie naprzeciwko mnie siedział Herry. Bezczelnie wpatrywał się we mnie z kpiącym uśmiechem na twarzy, a ja znowu nie umiałam nad sobą zapanować. Z jednej strony czułam jak pieką mnie oczy od napływających łez i ogarnia mnie panika, a z drugiej chciałam wstać i podejść do niego, kazać mu wyjść...tylko, że cały czas nie chciałam, aby Tom wiedział, że ten psychopata wyszedł z wiezienia. A tak chciałam zapomnieć!

-Ej, wszystko w porządku?- Poczułam ciepłą dłoń mojego partnera na swojej, musiałam się bardzo wysilić, abym nie drżała. Choć wiedziałam, że nic mi tu nie grozi, cały czas czułam lęk i wcale tego nie rozumiałam.

-T.tak.. ja tylko...trochę mnie zemdliło...-Skłamałam unosząc lekko głowę, żeby na niego spojrzeć. Miał takie zatroskane oczka, aż chciało się rzucić mu w ramiona i wszystko powiedzieć... ale nie mogłam! Wiedziałam, że gdyby się dowiedział to by niczego nie rozwiązało, a tylko by pogorszyło.

-Może napij się wody...- Podsunął mi szklankę.- Strasznie zbladłaś...

-Przepraszam...chyba nic teraz nie przełknę...- Ostrożnie chwyciłam szklankę do ręki i opróżniłam ją do połowy.

-Jesteś pewna? Może to z głodu?- Przyjrzał mi się uważnie, chcąc najwyraźniej odkryć powód mojej nagłej zmiany samopoczucia.-Jeśli chcesz zamówię coś lżejszego...

-Nie, nie... ja naprawdę teraz nic nie zjem.- Starałam się nie patrzeć przed siebie, co nie było łatwe, bo żeby spojrzeć na Toma byłam do tego zmuszona...

-Może wyjdziemy na świeże powietrze?- Zaproponował, na co przez chwilę chciałam się zgodzić z wielką ochotą, lecz w porę zorientowałam się, że wychodząc Tom na pewno zauważy Herryego. Już kompletnie nie wiedziałam co będzie w tej sytuacji najodpowiedniejsze... przecież nie poproszę go, żebyśmy wyszli tylnymi drzwiami bo się zorientuje, że coś jest nie tak. Zresztą już i tak wyglądam podejrzanie.

-Nie...ja pójdę do toalety, zaraz wrócę.- Wstałam z miejsca i posyłając mu niewyraźny uśmiech skierowałam się w stronę łazienek, choć nie byłam pewna czy idę w dobrą stronę...


#


Blondynka z ciężkim westchnięciem weszła do domu. Świadomość, że jej kuzynka postanowiła przedłużyć swój pobyt u niej przybijała ją. W prawdzie kuzynka nie była tak nieznośna jak kiedyś, a nawet teraz da się z nią normalnie pogadać, ale ma już dosyć jej towarzystwa... zdecydowanie wolałaby spotkać się z Carmen...

-Sara!- Podskoczyła słysząc piskliwy głos brunetki, ledwie się obróciła, a dziewczyna już stała przed nią.-Dobrze, że jesteś...bo ja nie wiem co mam zrobić...

-Z czym?- Spytała zrezygnowana, na co Rose odsunęła się na bok i wskazała na podłogę... Blondynka wytrzeszczyła oczy nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Zamrugała jakby sądziła, że to tylko jakieś zwidy... ale nie...

-Co to ma być?!

-No nie widzisz? Róże...- Brunetka wzruszyła ramionami patrząc z zachwytem na wazony kwiatów rozstawionych na podłodze.-I to jeszcze nie wszystko... są jeszcze w salonie, w kuchni... a że to do ciebie to pozwoliłam sobie wstawić do twojego pokoju... i jeszcze w ogrodzie!

-Skąd... to... wszystko... Rose!

-Nie wiem. Przyjechał samochód, wysiadł facet, powiedział że to dla ciebie... więc odebrałam. I jeszcze zostawił karteczkę. Nie czytałam!- Zastrzegła wręczając jej złożony biały papier. - Tylko pozazdrościć takiego chłopaka... co za romantyk!

-Jakiego chłopaka... Boże drogi... to jakaś pomyłka...- Wydukała przysiadając na krześle stojącym pod ścianą.

-Ja tam nie wiem...-Wzruszyła ramionami i zniknęła w salonie zostawiając zszokowaną Sarę samą sobie.

Niepewnie wyprostowała karteczkę, czuła jak jej oddech z sekundy na sekundę coraz bardziej przyspiesza...


Wiem, że to niczego nie załatwi, jednak chciałem spróbować... nie myśl, że chciałem Cię przekupić tymi kwiatami, po prostu...tak bardzo mi przykro... nie wiem jak mam Cię przepraszać... tu nawet „przepraszam” nie wystarczy... jestem skończonym kretynem! Nie chcę się tłumaczyć, ale wiedz, że nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić... nie mam pojęcia co mną wtedy kierowało... nie liczę na to, że jeszcze kiedykolwiek zechcesz się ze mną spotkać, czy choćby rozmawiać. Szanuję Twoją decyzję, nie jestem godzien nawet na ciebie patrzeć... wiedz jednak, że żałuje z całego serca... byłaś skarbem, który życie podsunęło mi pod sam nos, a ja tego nie zauważyłem... przepraszam Cię... przepraszam, że wszystko spieprzyłem.

Wybacz... Bill.”


Zacisnęła usta powstrzymując się od jęku rozpaczy, który chciał wydobyć się z jej wnętrza. Była w rozterce, kompletnie nie wiedziała co ma począć. Może nie powinna była go tak od razu skreślać? Zawsze był dla niej taki niezwykły... czy te wspólnie spędzone chwile muszą tak po prostu zniknąć przez jakiś jeden, nieprzemyślany, nieświadomy incydent? Serce kazało jej wybaczyć... bardzo za nim tęskniła, nawet nie sądziła, że tak mocno się do niego przywiąże. Spojrzała na róże, które miały tak intensywny zapach, że aż ją mdliło. Były piękne. Najpiękniejsze jakie kiedykolwiek widziała, tylko dlaczego, aż tyle? Co ona ma z tym zrobić? Czy on w ogóle o tym pomyślał? Przełknęła ślinę i odetchnęła głęboko kilka razy dodając sobie otuchy. Przecież nie będzie sama siebie skazywała na cierpienie. To jest chore.

Wyjęła z kieszeni telefon i wystukała z pamięci numer, który pod wpływem impulsu zdążyła usunąć z książki telefonicznej.

-Słucham...- Po zaledwie dwóch sygnałach usłyszała, od tak dawna upragniony głos, choć teraz był przygaszony nie taki jak dawniej, poczuła wielką ulgę, że w ogóle go słyszy.

-Wiesz, że jesteś kompletnym wariatem...- Bardziej stwierdziła niż zapytała przyciszonym głosem, po czym usłyszała po drugiej stronie jakiś stłumiony hałas...

-Sa...Sara, to ty?

-Ja! Dzwonię, żebyś... nie wiem co tobą kierowało, ale ja nie mam zamiaru otwierać kwiaciarni. Zabieraj te róże z powrotem, może zwrócą ci jeszcze pieniądze.- Mówiła jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jej głos mimo zdenerwowania i wszelkich innych obaw ani razu nie zadrżał.

-Oh...oczywiście...zaraz ktoś je od ciebie zabierze...przepraszam, nie chciałem sprawić ci kłopotu...

-Ktoś? A dlaczego nie...t..ty?- Jakoś nie bardzo uśmiechało jej się to, że mimo takiej okazji miałaby go nie zobaczyć.

-Ja...bo ja... bo ty...

-Bill...- Szepnęła łamliwym głosem nie mogąc już opanowywać emocji, nawet nie chciała. Miała gdzieś, to co sobie pomyśli i jak to będzie wyglądało. Nie obchodziło ją to.- Przyjedź...błagam cie...

-Zaraz u ciebie będę.- Nie minęła nawet sekunda jak odpowiedział i rozłączył się. Blondynka odetchnęła z ulgą, poszło łatwiej niż myślała.

-I co rozwiązałaś tę sprawę z różami?- W progu zawitała znowu jej kuzynka w pewien sposób przywracając ją na ziemię.

-Tak...zaraz pojawi się sprawca tego incydentu.- Odparła z uśmiechem.

-A...to ja może wyjdę.. nie będę wam przeszkadzała, jak macie zamiar się godzić...- Brunetka w szybkim tempie założyła buty i narzuciła na siebie kurtkę.-Nie przejmujcie się, wrócę... wieczorem.. albo nawet późnym wieczorem...- Rzuciła na odchodnym i puszczając do niej oczko zniknęła za drzwiami. Sara nie bardzo wiedziała o co konkretnie jej chodziło, ale to że kuzynka opuściła dom bardzo jej odpowiadało...


#


Opuściłam łazienkę w nieco lepszym stanie niż byłam przed kilkoma minutami. Chciałabym, aby ten chłopak zniknął z mojego życia raz na zawsze. Jakby tak teraz... jak wyjdę, niech go już nie będzie! Jeszcze trochę i chyba naprawdę będę skłonna zrobić wszystko, żeby dał mi święty spokój i pozwolił cieszyć się życiem. Może powinnam pójść z nim na jakiś kompromis? Oh, nie. To jest idiotyczne! Przecież pomyśli, że wygrał, a ja i tak nie będę miała gwarancji, że mnie zostawi.

Ewentualnym wyjściem jest policja... ale ja już widzę co oni robią! Już raz go zabrali i co? Znowu się pojawił. Kompletnie nie rozumiem tego prawa!

-Ekhm!- Odskoczyłam w bok jak oparzona nie bardzo wiedząc co się dzieje. Ja naprawdę go zobaczyłam, czy to tylko zwidy?- Spokojnie, nic ci przecież nie zrobię.- On naprawdę tutaj jest! I nawet do mnie mówi! Zaraz mnie szlag trafi.- Pomyślałem sobie, że wolałabyś załatwić tą sprawę jakoś na osobności i mieć wszystko z głowy. Prawda?- Wole nie wiedzieć jak wyglądałam. Zapewne jak wystraszony kurczak. Skinęłam twierdząco głową patrząc na niego jak na ducha. -Myślę, że się dogadamy jeżeli przystaniesz na moje warunki... a właściwie tylko jeden.

-Czego chcesz?- Zapytałam z ogromnym spokojem. Nie pozwolę wyprowadzić się z równowagi...

-Dobrze wiesz, czego chcę. To się wcale nie zmieniło.- Odparł jakby z obojętnością. I to był właśnie powód tego, dlaczego nie uzyskam od niego dobrowolnie świętego spokoju. W życiu nie spełnię tego cholernego warunku!

-Zrozum człowieku, że ja tak nie potrafię.- Wysyczałam starając się nie wybuchnąć. Nie chcę zwracać na siebie uwagi...

-Kiedyś potrafiłaś.

-Ale kiedyś nie kochałam! Poza tym nie jestem żadną dziwką!- To chyba powiedziałam zbyt głośno, gdyż jakaś szatynka zwróciła na nas uwagę. Ale co mnie to obchodzi! Ja tu zaraz wpadnę w furię.

-Wcale tak nie twierdzę. Przecież nikt nie musi o tym wiedzieć... później dałbym ci już spokój.-Wzruszył ramionami jakby rozmawiał ze mną o kanapkach na kolacje! Ja zaraz nie wytrzymam. On jest tak chory, że aż śmieszny!

-Po co się tak mnie uczepiłeś? Jest tyle wolnych dziewczyn, które chętnie spełniłyby twoje życzenie!- Starałam się być bardzo miła. No cóż... to ja byłam w sytuacji bez wyjścia, bo raczej bym sobie z nim nie poradziła, gdyby się na mnie rzucił.

-Ale ja chce ciebie.

-No to masz problem.- Skwitowałam już wychodząc z siebie. Kompromisu nie będzie. Oh, na co ja liczyłam, przecież to skończony kretyn!

-Nie wiem, czy aby na pewno ja. Naprawdę wolisz, abym uprzykrzał wam życie?

-Uwierz mi, że nie będziesz.- Powiedziałam to z takim przekonaniem, że niemal sama uwierzyłam. Ale chyba mam racje? Mogę go trochę postraszyć... jakbym tak powiedziała o wszystkim Tomowi... ale ja tak bardzo nie chcę go w to mieszać!

-Czyżby? Znowu postraszysz mnie policją, może? Wybacz, ale te twoje psy gówno robią, poza tym nikt ci nie uwierzy, cokolwiek byś wymyśliła...

-A ty chyba zapominasz z kim się związałam, myślisz, że tak po prostu zlekceważą dziewczynę Kaulitza? A ponadto dziewczynę, która grała w zespole sławnym na całym świecie? Niby dlaczego mieliby nie uwierzyć MI, o wiele więcej znaczącej niżeli taki ktoś jak TY, czyli nikt? A poza tym dlaczego miałabym kłamać? Przecież jestem taka niewinna i bezbronna...- Mówiłam jak najęta w ogóle nie zwracając uwagi na to, czy mam racje. Ale mi ulżyło... ja naprawdę jestem niezła.-Wiesz...dla twojego dobra, radze ci się odwalić. A najlepiej zniknij gdzieś, żeby mi się nie przypomniało o twoim istnieniu i żebym to JA przypadkiem nie uprzykrzyła ci życia.- Zakończyłam ze satysfakcją i zupełnie rozluźniona odwróciłam się i odeszłam... dziwne, że mnie nie zatrzymał... dziwne, że poszło mi tak łatwo! Mam tylko nadzieję, że nie wyniknie z tego nic złego...

 

###

 

Zwlokłam się z łóżka i opublikowałam, dzisiaj bym tylko spała i nic więcej ;D

Ostatnio, a dokładniej wczoraj miałam ochotę sobie zniknąć, tak na dobre. Pomyślałam, żeby skończyć z tym wszystkim. Nie wiem dlaczego tak nagle mnie naszło. Może dlatego, że potwornie irytuje mnie ten cały "Zmierzch" i inne części książki? Chociaż to nie ma nic wspólnego z opowiadaniami i Tokio Hotel. Sama pczytałam te książki i się nimi fascynowałam, a teraz nagle stało się o tym głośno, nie powinno mi to przeszkadzać, dlatego nie rozumiem siebie. Siebie i swojej niechęci. Nie potrafię docenić już ani tych książek, a tym bardziej filmu[o ile w ogóle jest co doceniać]. Moje zdanie nie ma znaczenia, ja się na tym nie znam, teraz wszyscy się tym fascynują, a ja gardzę i nie wiem dlaczego. Kojarzy mi się to z jakimś typowym miłosnym filmem, a chyba nie powinno.  Budzą się we mnie jakieś negatywne cechy-najwyższy czas. Bo czemu wszyscy w koło mają mnie wkurzać, a ja nie? Ludzie potrafią być tak podli i bezczelni, że aż odechciewa się żyć. 

A ja chyba mówię od rzeczy ;] W każdym razie jeszcze tu jestem i będę, bo tylko tu jest dobrze...

 

wtorek, 10 marca 2009

43.'Tylko ciebie i nikogo innego.'

 

Grudzień, choć mroźny nie zaszczycił nas nawet niewielką ilością śniegu, przez co jeszcze bardziej nie czuje, że już niebawem święta. Podczas ostatniego tygodnia pilnowałam Mel i dbałam o to, aby jadła. Za bardzo nie potrafiłam wpłynąć na jej psychikę, lecz cały czas mam nadzieje, że sobie poradzi. Czuję jednak, że nie powiedziała mi wszystkiego, ale nie chcę się dopytywać. Myślę, że kiedyś sama mi powie. W każdym razie już jest zdecydowanie lepiej. Na tyle dobrze, że bez obaw mogę wyjść z domu. No i mogę spędzić więcej czasu z Tomem. Brakowało mi tego. To było zaledwie sześć dni, a czułam się jakby minęło sześć lat. Nie mogłam być jednocześnie z Tomem i Melanie. Bardzo cieszyłam się na to wyjście. Tom był taki tajemniczy i za nic w świecie nie chciał zdradzić dokąd mnie zabiera, powiedział tylko, żebym się elegancko ubrała. Pierwsze moje skojarzenie to kolacja, ale nie mam żadnej pewności.

Ah... i znowu pojawia się problem. Czy ja w swojej szafie znajdę jakąś elegancką kreację? Gdybym ja wiedziała, co on wymyślił... może byłoby mi łatwiej.

Po jakże długim namyśle wyjęłam jedną z niewielu sukienek jakie posiadam. Ta wydawała mi się najodpowiedniejsza, była elegancka, a zarazem skromna. Nie wyróżniała się zbytnio. Prosta, granatowa z nie za dużym dekoltem. Jak już się okazało, że się w nią wcisnęłam, idealnie przylegała do mojego ciała. Wielce mi ulżyło, że nie jest za ciasna. No ale przecież nie mogłam przytyć.

Zrobiłam sobie makijaż pod kolor sukienki i byłam gotowa. W sumie nie potrzebowałam nic więcej za wyjątkiem kurtki i butów. Z tym jednak wolałam poczekać na Toma.

Opuściłam łazienkę i skierowałam się na dół, po drodze zerkając do pokoju siostry, która na szczęście czytała książkę. Czyli wszystko w porządku. Uspokojona zbiegłam po schodach. Usłyszałam, że samochód podjeżdża pod dom, a po chwili zadźwięczał dzwonek. Ewidentnie to był Tom. Nie miałam, co do tego najmniejszych wątpliwości, zawsze przyjeżdża przed czasem.

Prawie, że pofrunęłam, aby mu otworzyć. Pragnęłam wtulić się w jego ciało i wdychać cudowny zapach perfum...

Pociągnęłam za klamkę i od razu poczułam jak oblewa mnie fala gorąca na jego widok.

-Hej, gotowa?- Przywitał mnie ciepłym uśmiechem. Chciałam się na niego rzucić, ale powstrzymałam się. Nie będę się zachowywała jak zwierze.

-Założę tylko buty i kurtkę i możemy iść.- Z trudnością oderwałam od niego wzrok, aby założyć na siebie wcześniej wymienione rzeczy. -A powiesz mi dokąd idziemy?-Uniosłam na niego spojrzenie jednocześnie dopinając pasek przy bucie. Uśmiechnął się tylko kręcąc przecząco głową.-Możemy iść.- Westchnęłam niepocieszona jego tajemniczością.

-Ślicznie wyglądasz.- Złapał mnie za rękę przyciągając bliżej siebie.

-Dziękuję, ale nie myśl sobie, że komplementami mnie przekupisz i będziesz miał święty spokój przez całą drogę.- Rzekłam z powagą.

-Nie myślę.- Cały czas się uśmiechał. Kocham ten jego uśmiech... mam nadzieje, że o tym wie.

Już bez zbędnych słów udaliśmy się do samochodu. Zapieliśmy pasy i ruszyliśmy. Zżerała mnie ciekawość. Chciałam się przygotować jakoś psychicznie na ten wieczór, ale nie miałam pojęcia dokąd jedziemy, a znając życie Tom nie puści pary z ust.

-To jakaś restauracja?

-Nie. Proszę cie, wytrzymaj. Chcę cie zaskoczyć.

-No, ale ja jestem taka ciekawa... będę się denerwowała przez całą drogę.- Miałam nadzieję, że tym go jakoś przekonam, ale myliłam się.

-W zamian za twoją cierpliwość, powiem ci coś innego.- Zaproponował skręcając w jakąś ulicę. Tak, to co miał mi do powiedzenia, też mnie bardzo ciekawiło. Boże, ale ja jestem ciekawska! Odwróciłam się w jego stronę na znak, że go słucham.-Wiesz... przez ostatnie dwa miesiące wiele się zmieniło... nie sądziłem, że wszystko może się potoczyć w ten sposób. Tak bardzo się ciesze, że z nami pojechałaś i że pozwoliłaś mi się poznać na nowo. Nigdy bym sobie nie darował, jakbym przez głupotę cie stracił...- Nie wiem jak on mógł mi to mówić i w tym samym czasie prowadzić. Ja normalnie rozpływałam się na tym fotelu..- Bardzo przy tobie dojrzałem. Dzięki tobie widzę więcej niż kiedyś... jestem gotowy na poważny związek i chce go tworzyć właśnie z tobą. Miałem dużo czasu, teraz wiem na pewno, że cie kocham.

-Boże, zatrzymaj się.- Prawie, że pisnęłam. Chłopak chyba za bardzo nie wiedział co się dzieje, może się trochę wystraszył, dlatego natychmiast zjechał na pobocze.- Naprawdę mnie kochasz?-Spojrzałam prosto w jego oczy. Byłam oszołomiona. Chciałam jeszcze raz to usłyszeć. Może nawet jeszcze z tysiąc razy, aby to do mnie dotarło...

-Kocham cię, Carmen. Właśnie ciebie. Tylko ciebie i nikogo innego.- Podkreślał każde słowo tak jakby wiedział, że tego potrzebuję.

-Kurde... ty naprawdę mnie kochasz... a nawet nie poszłam z tobą do łóżka...- Stwierdziłam zszokowana wpatrując się w szybę. Zaśmiał się, najwyraźniej rozbawiony moimi słowami. A ja.. ja nie wiedziałam, czy to sen?

-Przecież byłaś ze mną w łóżku.

-Oh, przecież wiesz o czym mówię...- Czy ja się rumienie? Jak on to robi, że doprowadza mnie do takiego stanu? Od kiedy moje policzki się czerwienią, gdy mówię o takich rzeczach? Właściwie ja nigdy się nie rumieniłam, nawet w najbardziej żenujących sytuacjach.

-A ty wiesz, że nie chodzi o seks.- To wcale nie było pytanie. On był pewien tego, że ja nie mam żadnych wątpliwości. Ale skąd on wie? Czy naprawdę tak bardzo pokazywałam po sobie, że dobrze wiem, że wbrew wszystkim plotkom, łóżko nie jest dla niego najważniejsze? Oczywiście, że wierzyłam w tą swoją prywatną wizję. Miał tyle okazji, a nigdy nie chciał niczego więcej.- Wiesz, prawda?- Odwrócił się do mnie, a ja skinęłam twierdząco głową.- I wierzysz mi? Ufasz? Nie wątpisz w moje uczucia?

-Tak.- Potwierdziłam nie do końca świadomie...

-Kocham cie.- Po raz trzeci wypowiedział te magiczne słowa i złożył na moich ustach krótki, aczkolwiek słodki pocałunek.- Możemy teraz jechać dalej?- Znowu skinęłam głową. Nie byłam w stanie teraz mówić. I rzeczywiście, to dokąd jedziemy przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Bo on to powiedział. Powiedział coś, co sprawiło, że moje życie stało się jeszcze barwniejsze niż było i może się walić świat, a ja będę wiedziała, że on mnie kocha.

Zupełnie odcięłam się od świata, byłam pogrążona w marzeniach przez całą drogę. Tom nawet nie chciał mi przerywać. Chyba był z siebie dumny, że nie bał się powiedzieć mi co tak naprawdę czuje.

Poważny związek ze mną! Aż trudno w to uwierzyć...nawet o tym nie marzyłam...


A wiem, że teraz to już nie wiem nic. To wszystko mi się śni...


W ogóle nie zwracałam uwagi na to ile czasu jedziemy. Chyba naprawdę zapomniałam, gdzie i z kim się znajduję. Byłam w wielkim szoku, jak słysząc głos Toma, doszłam do wniosku, że jesteśmy na miejscu.

-Hej, nie wysiądziesz?- Usłyszałam jego rozbawiony głos przy drzwiczkach po mojej stronie, które zdążył już otworzyć.

-Zamyśliłam się.- Usprawiedliwiłam swoje dziwne zachowanie i wyskoczyłam z samochodu stając koło niego na równych nogach, po których od razu przeszedł mnie chłód. Zaczynam żałować, że założyłam sukienkę. Jest strasznie zimno.

-Mam nadzieje, że mnie nie pogonisz jak dowiesz się dokąd idziemy...- Powiedział niepewnie spoglądając na jakiś budynek przed nami, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi. Dopiero teraz przeniosłam swój wzrok tam gdzie Tom. Miałam ochotę się roześmiać odczytując wielki napis „Opera”, jednak nie zrobiłam tego widząc, że mój chłopak ma całkiem poważną minę.

-Zabierasz mnie do opery?

-Tak.- Potwierdził.- Chyba, że nie chcesz...

-A ja...tak...oczywiście, że chcę...- Wydukałam w zaskoczeniu. On dzisiaj mnie co chwila zaskakuje. Opera? Nigdy bym się tego nie domyśliła! Dziwne...

-Cieszę się, bo specjalnie na tą okazję założyłem białą koszulę, a jakbyś nie chciała to musiałbym cię zabrać w inne miejsce, a wtedy byłoby większe ryzyko, że ktoś mnie zobaczy...

-Założyłeś białą koszulę!- To miało zabrzmieć bardziej pytająco, ale mi nie wyszło. Bez najmniejszego skrępowania rozpięłam mu zamek w kurtce do połowy. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zwykła, biała koszula z kołnierzykiem!- Oh...a krawat?

-Nie za dużo ode mnie wymagasz?

-Chyba za mało.- Zaśmiałam się zapinając go z powrotem. Nie mogłam przecież pozwolić, aby zmarzł.

-Hm...tylko nie przesadzaj z tymi wymaganiami, bo mogę im nie sprostać.

-Przemyślę to.- Stwierdziłam nie ukrywając radości która mnie wypełniała.

-Dobrze. Chodźmy już, bo się spóźnimy.- Złapał mnie za rękę. Chyba dopiero teraz do mnie dotarło to wszystko co się dzisiaj wydarzyło i ma się wydarzyć. To, że naprawdę wyznał mi miłość. To, że naprawdę jest moim chłopakiem. I to, że naprawdę idziemy do opery...!


#


Nie ma to jak przesiedzieć godzinę w operze. Nie wiem jak ci ludzie to robią, że wydobywają z siebie takie potężne głosy. Ja bym tak nie mogła, chyba by mi struny głosowe pękły. Eh...zresztą, co tam opera! Jakoś nie mogłam się skupić na tym co powinnam, cały czas miałam w głowie Toma i nie tylko w głowie, ale także obok siebie. Ale miałam przez chwilę chęć stanąć na tej scenie i wykrzyczeć jaka jestem szczęśliwa...

Szczerze to nie mogłam się już doczekać kiedy stamtąd wyjdziemy. Chciałam się do niego przytulić... no a w operze to chyba nie wypada? Zresztą ta dziwna atmosfera i śpiew w tle... nie było źle, ale wolałabym coś innego. Oczywiście nie miałam zamiaru się skarżyć, tym bardziej, że jak wyszliśmy poszliśmy na kolację. Takie zakończenie wieczoru mi odpowiada, jak najbardziej.

Restauracja należała do tych eleganckich i raczej drogich. Ja osobiście preferuje coś skromniejszego, jednak było mi wszystko jedno. Przecież nie będę narzekała, że zabrał mnie do takiej, a nie innej restauracji... ważne, że w ogóle gdzieś mnie zabrał i nareszcie jesteśmy razem.

Usiedliśmy przy jakimś odosobnionym stoliku, byłam tak zajęta wpatrywaniem się w Toma, że nic innego mnie nie interesowało. On tak pięknie wyglądał w tej koszuli...tak męsko...ah...

-Proszę, dla pani...- Kelner wręczył mi kartę, czego prawie nie spostrzegłam. Otworzyłam ją cicho wzdychając. Jak przeczytałam kilka pierwszych z brzegu potraw od razu odechciało mi się jeść i zeszłam na ziemię. Zamknęłam odruchowo menu i odłożyłam je na stolik.

-Nie jesteś głodna?- Usłyszałam zatroskany głos mojego partnera choć wyczuwałam, że ma ochotę się roześmiać.

-Chyba żartujesz.- Zmrużyłam oczy nie chcąc nawet myśleć, że mogłabym zjeść cokolwiek z tej karty. Po pierwsze ceny są wysokie, jakby nie wiem co to było, a po drugie większości potraw nie znam, a jak już znam... w życiu nie wzięłabym do ust ślimaka!

-Tak myślałem...

-To po co mnie tu przyprowadziłeś?-Spytałam z wyrzutem nie rozumiejąc jego postępowania.

-Chciałem, żeby było miło. My mamy specjalną kartę dań...możesz zamówić co tylko chcesz.- Rzekł zadowolony.

-Ah... nawet pizzę?- Uśmiechnęłam się nie bardzo wierząc, że dostałabym tutaj takie jedzenie. O dziwo, Tom skinął twierdząco głową.

-Jednak znam cie lepiej niż sądziłem.

-Eh... miło mogłoby też być w innym miejscu. Ciekawe ile zapłaciłeś za ten stolik...

-Nieważne ile. Ważne, że mamy tutaj spokój i nikt nam nie przeszkadza.

-Są darmowe miejsca, gdzie moglibyśmy być sami. - Stwierdziłam nie przestając się uśmiechać. Jak na niego patrzyłam, zwyczajnie nie mogłam się nie uśmiechać. Boże, jakie ja mam szczęście...

-Hm.. nie wiedziałem, że chcesz być ze mną sam na sam. Możemy wyjść...

-Nie, nie! Ja tylko tak mówię, że szkoda kasy...

-No dobra, to zjemy i wychodzimy.

-Tom, naprawdę dostaniemy tu pizze?

-Oczywiście. Nie zapominaj z kim jesteś.- Zaznaczył i przywołał kelnera gestem ręki.- Prosimy nasze zamówienie.

Mężczyzna skinął głową porozumiewawczo i odszedł.

Odprowadziłam go zdumiona wzrokiem.

Skąd on wiedział, że będę chciała pizze?

Już miałam otworzyć usta, aby o coś zapytać kiedy moja mina diametralnie się zmieniła, a dłonie mimowolnie zacisnęły się na materiale sukienki... ogarnęła mnie fala gorąca, lecz to nie miało nic wspólnego z przyjemnością... odwróciłam szybko wzrok przełykając ślinę... pragnęłam teraz stąd jak najszybciej wyjść...

 

###

 

Dobra, ja nic nie mówię. 

Czuję, że kolejna notka nie pojawi się zbyt szybko. Walczę z matematyką. Ale i tak zbyt często publikuję ;)

pozdrawiam ;*

 

środa, 4 marca 2009

42. 'Wydawało mi się...'

 

Przeciągnęłam się na łóżku, na twarzy miałam przylepiony uśmiech spowodowany przyjemnym snem. Śniło mi się, że tańczyłam z Tomem wieczorem, przy świetle księżyca... było tak cudownie. Jakbyśmy byli tylko my... Czasami naprawdę są chwilę, w których wydaje mi się, że nikt inny oprócz nas nie istnieje. Przetarłam zaspane oczy i usiadłam opierając plecy o ścianę. Fantastycznie jest mieć dobry humor od samego rana... Westchnęłam cicho i rozejrzałam się dookoła...

-Cześć, Alex.- Nieświadomie przywitałam się z chłopakiem stojącym w drzwiach. Uśmiechał się wesoło i patrzył na mnie przyjaźnie. Wyglądał słodko, jak taki mały chłopiec. Ile on ma w ogóle lat?

-Cześć, mam nadzieję, że nie masz mi za złe...

-Alex!?- Podskoczyłam nagle jak oparzona ledwie chroniąc się przed upadkiem. Dopiero, gdy usłyszałam jego głos, otrzeźwiałam. Nie wiem, czy byłam, aż tak zaspana, że nic sobie nie robiłam z tego, że on jest w moim pokoju, gdy ja śpię?! Jak gdyby nigdy nic przywitałam się z nim, to jest niedorzeczne!- Co ty tutaj do cholery robisz?!- Podciągnęłam kołdrę do góry, żeby się szczelniej zakryć. Miałam dziwnie niefajne scenariusze w głowie. Wcale mi się nie podobała jego wizyta.

-Twoja siostra zaprosiła nas na obiad, a ja przyszedłem trochę wcześniej, bo...

-Trochę!?- Nie pozwoliłam mu dokończyć. Byłam na niego wściekła i to nie na żarty. Co on sobie wyobraża?!- To jest mój pokój i nie rozumiem, jakim prawem jesteś tutaj, gdy się budzę!

-Carmen, nie denerwuj się tak... ja tylko chciałem porozmawiać, twoja siostra mnie wpuściła... powiedziała, żebym sprawdził, czy jeszcze śpisz...- Wytłumaczył się ze spokojem, którego mi brakowało.

-Więc sprawdziłeś. Nie śpię.- Burknęłam starając się już nie krzyczeć. Może naprawdę nie miał żadnych innych intencji.- A teraz wyjdź, zaraz zejdę.

-Jasne... już mnie nie ma.- W szybkim tempie opuścił mój pokój. Musiałam odetchnąć kilka razy, bo czułam, że mogą ponieść mnie emocje.

Wstałam z łóżka, a mój humor już nie był taki kwitnący i nie pomogło mi nawet wspomnienie snu. Miałam złe przeczucia, których nie rozumiałam. Chyba zaczynam obawiać się tego chłopaka... choć nie wiem, czy słusznie... Ciekawe o czym chce ze mną rozmawiać. Może niepotrzebnie tak się denerwowałam? W końcu nic złego nie zrobił...

Zupełnie nie wiem, dlaczego jestem taka rozdrażniona...

Ekspresowo wykonałam poranne czynności i włożyłam na siebie pierwsze lepsze ubrania. Zeszłam na dół rozciągając się przy tym. Już z salonu słyszałam jak Melanie się krząta po kuchni, robiąc przy tym tyle hałasu, że zbudziłaby zmarłego. Naprawdę!

Zlustrowałam wzrokiem salon poszukując Alexa, ale go nie było. Czyżby się wystraszył i zrezygnował?

-Co robisz?- Weszłam do kuchni przyglądając się poczynaniom siostry.

-Gotuję. Zapomniałaś, że dzisiaj obiad?

-Pamiętam...- Mruknęłam.- A gdzie Alex?

-Poszedł do domu... powiedział, że już nie ważne i w ogóle... Dziwny jakiś był.- Stwierdziła grzebiąc jednocześnie w szafce.- Aha! Tom dzwonił...

-Tak? I co mu powiedziałaś?

-Żeby spadał na drzewo, bo znalazłaś sobie kogoś odpowiedniejszego.- Wyjęła jakąś miskę i ukazała mi swoją twarz. Zamrugałam oczami patrząc na nią jak na... kretynkę.

-Co? Oszalałaś?!- Prawie podskoczyłam z tych emocji. Normalnie... normalnie... zaraz ją zabije!

-Przecież żartuje.- Wzruszyła ramionami ponownie zaglądając do szafki- Powiedziałam, żeby przyszedł za godzinę, jak wstaniesz.

-Skąd wiedziałaś, że wstanę za godzinę?

-Strzelałam.- Wyjęła mąkę, zaczynam się bać...co ona ma zamiar z tym robić?- Zaraz powinien być.

-O nie. Jak przyjdzie, powiesz mu, że mnie...-Nie zdążyłam dokończyć jak po domu rozległ się dźwięk dzwonka.- Nie ma mnie!

-Ale czemu? Co ja mam mu niby powiedzieć?- Spojrzała na mnie niezrozumiale jednocześnie próbując otworzyć opakowanie z mąką...-Nie wygłu...piaj się Carmen...o...kurde...-Nie wiadomo jak, no jasne, że nie wiadomo! Melanie i gotowanie! Wszystko jej się rozsypało. Biały pył uniósł się w powietrzu, a ta jeszcze uśmiechała się głupio. Ugh!

Stałam zdecydowanie za blisko przez co ucierpiałam i przybrałam koloru białego...

-Melanie!- Syknęłam ze złości nie wiedząc za, co się zabrać...

-No, co?- Uśmiechnęła się niewinnie i szybko zniknęła za drzwiami. O nie! Teraz otworzy drzwi i go wpuści, a ja nie chce się z nim widzieć. Na pewno nie teraz!

-Czeeeeść Toom!- Usłyszałam jej słodki głos z przedpokoju. Ja naprawdę kiedyś jej coś zrobię... dlaczego ona jest taka, co ja jej zrobiłam?!- Wejdź! Carmen jest w kuchni!- Zabije, zabije. Zacisnęłam dłonie w pięści i chwyciłam za widelec, który akurat miałam pod ręką. Wyszłam do salonu z mordem w oczach.

-E... a co wam się właściwie stało?- Ujrzałam przed sobą Toma, który wyglądał na zdumionego.

-A właśnie gotuję obiad i będę robiła domowy makaron.- Pochwaliła się moja siostra, a ja wybuchnęłam śmiechem, prawie, że się przewracając, lecz zaraz się uspokoiłam przypominając sobie, że jestem cała w mące.

-Mel...siostrzyczko...- Chrząknęłam dając jej do zrozumienia, że jestem bardzo zła.- Idź lepiej rób ten makaron, bo wbije ci ten widelec między oczy...

-No nie złość się tak. Już idę.- Przewróciła oczami i odbierając mi moją broń zniknęła w kuchni. Dmuchnęłam zapominając o substancji która spoczywała także na mojej twarzy przez co biały proszek wylądował w moich oczach...

-Cholera...- Zaklęłam pod nosem i zaczęłam się otrzepywać, zupełnie jakbym była sama...ale nie byłam. Tom, cały czas stał obok i na mnie patrzył.

-Carmen...

-Co?- Uniosłam na niego swoje spojrzenie, które jeszcze nie było normalne. Na niego też jestem zła! Ale nie wiem, za co...

-Wszystko w porządku?

-Nie.- Fuknęłam i skierowałam się w stronę schodów.

Potrzebna mi kąpiel. Wszędzie mam mąkę...nawet pod koszulką... I nici z mojego dobrego humoru! Szlag.

-Co się stało?- Podążył za mną. Myślałam, że go zaraz zrzucę z tych schodów! Czy to jest normalne? Och, no muszę się na kimś wyżyć.

-Nic! Daj mi spokój...

-Dlaczego ty na mnie krzyczysz? Przecież ja nie zrobiłem nic złego!- Powiedział z wyrzutem.

-Nie zrobiłeś.- Potwierdziłam z nutką prawie niezauważalnej ironii.- Sorry, to ja mam jakieś kaprysy! Może to napięcie przedmiesiączkowe!- I trzask! Zamknęłam przed nim drzwi. Eh... jak fajnie. Kurcze... co ja robię?

-Kiedy ci, to minie?- Wszedł za mną. Czy jego nic nie wyprowadza z równowagi? Powinien się wkurzyć. Nawrzeszczałam na niego z byle powodu, a on nic!

-Co mi przejdzie?- Spojrzałam na niego spod byka.

-No, to napięcie...- Jego głos brzmiał bardzo poważnie, co mnie rozbroiło. Boże, z kim ja się zadaje... na niego nawet nie można się złościć! Zwyczajnie się nie da. A moja złość rozpłynęła się w powietrzu...

-Tęskniłam za tobą oszołomie!- Zaśmiałam się i znienacka go pocałowałam...

-Smakujesz jak mąka...- Skomentował, gdy się od niego odsunęłam. Skrzywiłam się nieznacznie przypominając sobie, o tym jak wyglądam...

-Podziękuj mojej siostrze. Idę się umyć, jak chcesz możesz zaczekać, a jak nie to.... nie wiem...

-Zaczekam. Musisz mi wyjaśnić o co chodzi z tym napięciem....- Zrobił minę, która wyrażała mniej więcej tyle, że się nad czymś zastanawiał. Czyli mina myśliciela, w jego przypadku wygląda to... niecodziennie. Pokręciłam tylko głową i zamknęłam się w łazience...


#


Zasiadłam na krześle łapiąc łapczywie za łyżkę leżącą na stole byłam bardzo głodna i jakoś nie przeszkadzało mi to, że chłopak mojej siostry trochę się spóźnia... trochę... tylko godzinę! Nie mam zamiaru już na niego czekać. Oczywiście Bill także nie miał zamiaru się zjawić. Kompletnie nie wiem, co mu jest. Tom jakoś nie jest skory do opowiadania...

-Tom nie jesteś głodny?- Zwróciłam się do chłopaka siedzącego na kanapie.

-Zaczekam na wszystkich.- Rzekł. Jaki on kulturalny. Ale dam sobie palca uciąć, że ten gostek wcale nie raczy przyjść.

-Ale ty jesteś. Przecież on nie przyjdzie, a mi smutno jeść samej.- Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem mając nadzieję, że jednak przysiądzie się do mnie. Bo w ogóle... on się zachowuje jakby moja siostra była ważniejsza... co go obchodzi jakiś chłopak?! Przyszedł do mnie..chyba...

-Właściwie nie jestem głodny...

-To ja też nie.- Stwierdziłam odsuwając od siebie talerz i podniosłam się z miejsca. Odechciało mi się jeść. Usiadłam obok niego. Może on jest na mnie zły?-Co ci jest?- Zapytałam prosto z mostu. Nie lubię, gdy on mnie tak traktuje. Nienawidzę tej jego obojętności. Ja potrzebuję dużo więcej uwagi.

-Nic...tak tylko sobie myślę... bo wydawało mi się dzisiaj, że widziałem tego chłopaka, co przyjechał za tobą do Paryża...- Na te słowa przeszedł mnie jakiś nieprzyjemny dreszcz. Naprawdę chciałabym, aby mu się to tylko wydawało... Przeklęty Herry.

-Przecież go zamknęli... nie mogłeś go widzieć.- Uśmiechnęłam się do niego niewyraźnie. Nie jest łatwo kłamać. Ale przecież nie powiem mu prawdy...nie mogę.

-No, na pewno mi się wydawało...- Przyznał i przysunął się do mnie bliżej zapewne chcąc obdarzyć pocałunkiem, jednak moja siostra wparowała do salonu i nie zapowiadało się to dobrze.

Stanęła na środku lustrując wzrokiem najpierw nas, a później cały salon po czym wbiła wzrok w podłogę. Patrzyłam na nią niepewnie nie wiedząc czego mam się spodziewać. Dostrzegłam w jej oczach łzy, co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. Na pewno się coś stało. Chyba wykrakałam, że nie przyjdzie...

-Co jest?

-Nic. Nic nie ma. Nie będzie. I nigdy nie było.- Przerażający był jej głos, nie miałam pojęcia o co chodzi. Wstałam chcąc do niej podejść, ale nie zdążyłam . W jednej chwili wszystko co stało na stole wylądowało na podłodze z potężnym hałasem. Aż podskoczyłam cofając się do tyłu. Stałam zszokowana nie spuszczając wzroku z siostry, która osunęła się na podłogę zalewając się łzami....

-Melanie...- Szepnęłam, zwyczajnie bałam się do niej zbliżyć. Bałam się własnej siostry! To było okropne widzieć jak ta cała radość, uśmiech, najpiękniejsze chwile, w jednej sekundzie z niej wypływają... znowu widziałam na jej twarzy smutek, ból i cierpienie, jak kiedyś... Nie da się opisać tego co czułam, a już na pewno tego co działo się z nią.- Proszę cie... bez względu na to co się stało... nie możesz znowu się poddać...- Mój głos zadrżał, jak przypomniałam sobie wydarzenia, które kiedyś sprawiły, że moja siostra była w kompletnej rozsypce. A ja oczywiście nie potrafiłam jej pomóc.

-Ty nie wiesz co mówisz...- Wstała i nawet na mnie nie spoglądając weszła po schodach na górę. Dlaczego znowu ją to spotkało? Co ona takiego zrobiła, że jej nigdy nie wychodzi?! Rozumiem, że mi się może przytrafić nieudany związek, bo jestem beznadziejna i trudno ze mną wytrzymać, ale ona.?!

Uklęknęłam na podłodze i zaczęłam zbierać kawałki naczyń. Ogarnęło mnie jakieś zagubienie. Nie wiedziałam co mam robić... znowu nic nie wiedziałam... oczy zaszły mi łzami...

-Zostaw to, skaleczysz się...-Tom przykucnął przy mnie i odsunął moje dłonie od kawałków szkła. Przytuliłam się do niego mocno próbując się uspokoić. Tylko w jego ramionach wszystko jest w porządku.-Carmen, będzie dobrze... ona na pewno to wszystko sobie przemyśli i zapomni....-Kołysał mnie chcąc uspokoić. Cała wręcz drżałam. Nie potrafiłam sobie poradzić....nie wiem co by było, gdybym teraz była sama...bez niego...

-Na pewno...- Szepnęłam, chciałam w to wierzyć. Potrzebowałam tego „będzie dobrze”, wiedziałam, że od niego mogę zawsze to usłyszeć. Między innymi dlatego był jedną z najważniejszych osób w moim życiu.- Ja do niej pójdę...boje się, że sobie coś zrobi...nie chcę żeby była sama...- Trudno było mi się od niego oderwać, ale nie mogłam pozwolić, aby Melanie była sama. Pocałowałam go delikatnie w policzek i posyłając wdzięczny uśmiech udałam się na piętro...


#


Zamknęłam po cichu drzwi opuszczając pokój siostry. Jeszcze się nie otrząsnęłam po tym co mi powiedziała mimo że minęły od tego dobre dwie godziny. Siedziałam przy niej, aż zasnęła. Nie potrafię znieść myśli, że ona tak bardzo cierpi. To jest najgorsze co może spotkać człowieka, ból bliskiej osoby. Już zdążyłam zapomnieć jak to jest, gdy komuś sypie się świat, a ja na to muszę patrzeć i nie mogę nic zrobić. Życie jest tak podłe, doświadczyłam tego na własnej skórze... jednak myślałam, że już będzie dobrze. Przecież zaczęło mi się układać... nawet nauczyłam się kochać.

Sądziłam też, że skoro mi się udało, mojej siostrze też się uda. Zresztą wszystko na to wskazywało... była taka szczęśliwa... nie...ja nie wiem co się dzieje... nad nami panuje jakieś fatum, czy co? Dlaczego nie może być wszystko dobrze?

Życie wywołało kolejną wojnę, ale ja się nie poddam.


Zeszłam na dół przypominając sobie, że zostawiłam w salonie Toma... nie byłam pewna, czy go jeszcze tam zastanę, ale też nie zaskoczyła mnie jego obecność. Był. Siedział na kanapie chyba nad czymś się zastanawiając. Było tak cicho...

Zlustrowałam wzrokiem podłogę poszukując bałaganu jaki narobiła Melanie, lecz nic nie znalazłam. Było czyściutko jak nigdy. Aż roztwarłam usta ze zdumienia... no po prostu nie wierzę, że on to posprzątał... tak, sam?

Stanęłam przed nim jednocześnie zwracając na siebie jego uwagę, bo jakoś wcześniej mnie nie zauważył. Spojrzał na mnie posyłając mi uśmiech.

-Wiesz, że jesteś cudowny?

-Ah...nie wiem. Jaki jestem?-Uniósł do góry brwi uważnie mi się przypatrując.

-Cudowny!

-Tylko cudowny?- Podniósł się stając tuż przede mną.

-Cudowny, wspaniały,boski i najukochańszy na świecie!- Wyrecytowałam na jednym oddechu i zarzuciłam mu ręce na szyje całując w słodkie usta.

-To mi się bardzo podoba...- Przytulił mnie do siebie, a ja znowu poczułam się taka szczęśliwa...-A co z Melanie?

-Zasnęła... wyrzuciła to wszystko z siebie i chyba jej ulżyło... ale cholera, jakbym dorwała tego gnoja to chyba bym go własnymi rękami wykastrowała.-Wysyczałam ze złością zaciskając dłonie w pięści. Przypomniał mi się Alex, przecież był tu rano i chciał porozmawiać... może to ma jakiś związek z jego bratem i Melanie?

-Ej, spokojnie. Nie denerwuj się, to i tak nic nie da.- Pogładził mnie po plecach sprawiając, że ogarnął mnie niezwykły spokój.

-Oh, wiem...ale jest mi z tym tak strasznie źle....ja nie wiem jak mam jej pomóc.

-Rozumiem, ale nie możesz też się tym tak bardzo zadręczać. Twoja siostra jest już dorosła... chyba wie co robi.

-Zostaniesz?- Wypaliłam nie zważając na jego słowa. Był mi teraz potrzebny. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym spędzić tą noc samotnie...

 

###

 

Czy ktoś może mnie kopnąć? Nie podoba mi się.  To paskudztwo powyżej jest sklejonymi dwoma odcinkami, choć i tak nie do końca. Ale tak bywa, gdy nagle zachciewa się coś zmieniać ^^ Zresztą nieważne.

Miałam się jeszcze wstrzymać z publikowaniem, ale obawiałam się, że zrobię z tego coś o wiele gorszego ;]

Poza tym... dwa dni temu, a dokładnie 2.03.09r., minął rok od pierwszej notki na tym blogu ;D

Zawsze o tym marzyłam i nie sądziłam, że tyle wytrwam... jedyne pocieszenie ;p

Jak sobie tak wracam do tych pierwszych notek, to tak trochę szkoda mi, bo widzę duże różnice. Brakuje mi tej swobody pisania, jaką miałam na początku... a opowiadanie teraz wydaje mi się płytkie i nudne. Pewnie znowu narzekam, ale już tak mam... kiedy ja będę zadowolonaaa??

 

Myślę, że kolejna część będzie znacznie lepsza, w każdym razie mi, póki co, w miarę się podoba.  A Bill i Sara pojawią się za jakieś dwa odcinki ;D

To chyba tyle, ja zdrowieję i się douczam matematyki.

Hm... stałoby się coś gdybym tak powtórzyła klasę? xD [Byłabym mądrzejsza?]