sobota, 5 września 2009

83.'Będzie żył dla ciebie...'

 

Kolejny pusty dzień. Następny, który spędzi w szpitalu z nadzieją, że za kilka chwil jego brat otworzy oczy. I z wiarą, że lekarz poinformuje go, o powrocie do zdrowia przyjaciółki. Zbyt wiele smutku wypełnia to miejsce, nie potrafi już pozytywnie myśleć. Nie znosi szpitali. Wielkim cierpieniem jest dla niego nie tyle, co czekanie na powrót brata, co spędzanie tyle czasu w tak okropnym dla niego miejscu...

-Tom? Długo jeszcze będziesz spał? Wiem, że to lubisz, ale wszyscy na ciebie czekamy.- Odezwał się w pewnej chwili sądząc, że chłopak go słyszy. Przecież wszystko jest możliwe.- Wracaj do nas szybko...W ogóle to głupi jesteś, że zawsze się w coś wpakujesz. Jak mogłeś w ogóle nie wiedzieć, że ktoś chce ci sprzątnąć dziewczynę!? Co z ciebie za facet!? Nie dość, że Carmen była cały czas w niebezpieczeństwie to jeszcze tobie się dostało!- Uniósł się nagle pod wpływem impulsu.

-Te słowa z pewnością postawią go na nogi.- Drgnął słysząc za sobą komentarz przyjaciela.

-Mam już tego dosyć, on cały czas jest nieprzytomny! W dodatku to wszystko jego wina. Lata z głową w chmurach zamiast pomyśleć racjonalnie.- Stwierdził z oburzeniem.

-To tylko miłość, Bill.

-Przecież ja wiem... ale żeby zapomnieć kim się jest? Gdzie miał wtedy ochronę? Cholerny uparciuch.- Naburmuszył się wlepiając wzrok w „śpiącego” gitarzystę.

-Wyjdzie z tego, lekarze mówią, że jest dobrze.- Blondyn poklepał go pocieszająco po ramieniu.

-Na pewno, ale jak się dowie, że Carmen...- Nie dokończył tego zdania, nie umiał...- Andreas, jak ona umrze to on nie będzie chciał żyć. Bo po co? Po co żyć, skoro nie ma się dla kogo?

-A ty? Jesteś jego bratem. Będzie żył dla ciebie...- Rzekł pewnie, choć sam uważał, że zarówno Tom, jak i Carmen wyzdrowieją i jeszcze wszyscy będą się bawić na ich weselu.

-To nie to samo.

-Czy wy wszyscy musicie zawsze myśleć o najgorszym!?- Fuknął poruszony pesymistycznym nastawieniem przyjaciela. Przecież Bill nigdy taki nie był.- Wbij sobie do tej głupiej głowy, że Tom się zaraz obudzi, a Carmen wyzdrowieje. Nie będzie inaczej, rozumiesz!?

-Trzeba się też liczyć z tą drugą opcją, trzeba się oswoić ze stratą kogoś bliskiego...

-Idź stąd, idź do domu i odpocznij.- Nakazał stanowczo, ale czarnowłosy nie miał zamiaru ruszać się z miejsca.- Bill, nic tu nie pomożesz. Musisz odpocząć. Albo idź do Sary, ona też ciebie potrzebuje. Nie tylko ty, to przeżywasz.- Próbował go jakoś przekonać. Nie chciał przypadkiem się z nim pokłócić o sposób jego myślenia. Okropnie irytowało go, że przyjaciel ma takie pesymistyczne myśli. Bo przecież jego cholernym obowiązkiem, jest wierzyć, że wszystko się ułoży.

-Ona gdzieś pracuje...

-Nawet nie wiesz, co i kiedy robi twoja dziewczyna, brawo! Nie możesz się zatracać. Musisz zacząć myśleć pozytywnie i normalnie żyć, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. A sądzisz, że taka dziewczyna będzie z tobą, jeżeli nie poświęcisz jej nawet chwili? Wiem, że twój brat miał wypadek i chciałbyś przy nim być, ale nic tym nie wskórasz, a on i tak sam sobie poradzi. Jest naprawdę na dobrej drodze i już niedługo się wybudzi. Chyba nie chciałbyś potem żałować, że przesiedziałeś całe dnie w szpitalu, kiedy twoja dziewczyna sprzątała jakieś domy, żeby mieć na czynsz. A już na pewno nie chciałbyś usłyszeć od niej, że za bardzo się od siebie oddaliliście.- Wyrecytował z nadzieją, że przemówi wokaliście do rozumu. Nie do końca przekazał, co tak naprawdę chciał, ale i tak to wystarczyło, aby Bill się nieco ocknął i zaczął żyć.

-Co robi?- Odwrócił się w jego stronę zaintrygowany długim wywodem.

-Sprząta domy. Ja tam nie chce się wtrącać, ale nie myślałem, że ty jej na to pozwolisz, tym bardziej, że Sara zawsze marzyła o studiach, a nie o takiej pracy.

-Proponowałem jej, żeby się do nas wprowadziła...- Powiedział jednocześnie przypominając sobie tamten dzień i powód dla, którego nie chciała tego zrobić. I właściwie teraz uświadomił sobie, jak bardzo musi być jej ciężko. Nie ze względu na pracę, czy niespełnione marzenie, ale na przyjaciółkę, która leży gdzieś w sali obok i walczy o życie. Przecież to ze względu na nią nie chciała się wprowadzić, nie była w stanie sobie poradzić z jej stanem zdrowia...

-Nie proponuj jej nic, tylko jej pomóż. Jesteś jej chłopakiem, pierwszym od bardzo dawna, dbaj o ten związek.

-Skąd ty, to wszystko wiesz?

-No właśnie, ja się z nią tylko przyjaźnię, a ty jesteś jej chłopakiem, więc wyciągnij może z tego jakieś wnioski.- Zasugerował patrząc na niego znacząco.

-Ledwie się ze sobą związaliśmy, a już wydarzyło się coś nowego. Przestałem w ogóle zwracać uwagę na to, że mam dziewczynę...nie wiem, jak to się stało...

-To idź do niej, a ja zostanę z Tomem. Jakby coś się działo, to znaczy jakby się budził, dam ci znać.

-Ale...

-Dzisiaj niedziela, więc nie pracuje, a adres chyba masz?- Uprzedził jego pytanie. Czarnowłosy potwierdził kiwając głową.- To idź, szkoda dnia. Pokaż jej jak ją kochasz.

-Cześć.- Mruknął tylko i stawiając niepewne kroki opuścił salę.

-Ależ nie ma za co, Bill.- Blondyn uśmiechnął się ironicznie sam do siebie, po czym usiadł na krześle przy łóżku przyjaciela...


#


Snuła się z kąta w kąt i nie dość, że nie wiedziała, co z sobą zrobić to dodatkowo drażniła ją mała powierzchnia mieszkania. Mała kuchnia, mała łazienka i małe dwa pokoje. Wszystko małe, nie to samo, co w jej domu. Niby cieszyła się, że mieszka w końcu bez rodziców, ale nie mogła się przystosować do nowych warunków. Nigdy wcześniej nie musiała się martwić o pieniądze i o to, czy wystarczy jej na opłacenie rachunków. Chciała się usamodzielnić i może byłoby prościej, gdyby nie dodatkowe problemy. Cały czas spogląda na telefon z nadzieją, że zaraz ktoś zadzwoni z nowymi informacjami na temat przyjaciół. Zaczyna ją to powoli męczyć, w dodatku jest zupełnie sama i nie ma nawet do kogo się odezwać. Koleżanka z którą dzieli mieszkanie wyjechała na weekend do rodziców i wróci dopiero późnym wieczorem, a do końca dnia jeszcze kilka żmudnych godzin.

Mogłaby pojechać do szpitala, nie tyle, aby czuwać przy przyjaciółce, co aby zobaczyć się z Billem. Jednak nie chce mu się narzucać, jej obecność w niczym mu nie pomoże. Jest zupełnie pochłonięty bratem i ona doskonale to rozumie. Każdy ma swój sposób przeżywania, ona woli być z daleka od sytuacji, a on przeciwnie. To pierwsza różnica, którą dostrzegła. Z czasem zapewne będzie ich znacznie więcej, ale to raczej nie zawadzi w ich związku... o ile ten związek przetrwa próbę.

Gdy już znudziło jej się krążenie w kółko po pomieszczeniu usiadła przy stole wlepiając wzrok w lodówkę. Jak wstała nawet nie chciało jej się ubrać, bo po co, skoro nigdzie się nie wybiera? Spędzi cały dzień w mieszkaniu zadręczając się myślami, a potem będzie walczyła o sen, który prędko się nie pojawi. A jutro? Jak zawsze wstanie rano i uda się do pracy...

Westchnęła ciężko słysząc pukanie do drzwi. Pierwszą osobą, która przyszła jej na myśl była sąsiadka, która strasznie narzucała się swoim towarzystwem. Mogłaby nie otwierać, ale irytowało ją to ciągłe pukanie. Nie miała daleko do drzwi, więc dotarła do nich w zaledwie kilka sekund, a gdy je otworzyła była wyraźnie zaskoczona widokiem kogoś, kto w najmniejszym stopniu nie przypominał sąsiadki.

-Bill? Coś się stało?

-A musiało się coś stać, żebym odwiedził swoją dziewczynę?

-Nie, myślałam, że może Tom się obudził, albo coś...- Stwierdziła spoglądając na niego niepewnie. Nie spodziewała się jego telefonu, a co dopiero wizyty.

-Mogę wejść?

-Jasne.- Wpuściła go do środka i zamknęła drzwi. Chłopak rozejrzał się dookoła, nie zajęło mu to zbyt wiele czasu.- Napijesz się czegoś?

-Nie, dzięki. Czemu jesteś jeszcze w piżamie?- Zlustrował ją wzrokiem zatrzymując go na jej odsłoniętych nogach.- Obudziłem cię?

-Po prostu nie chciało mi się ubierać, miałam zamiar przesiedzieć cały dzień w pokoju.- Odparła.-Nie spodziewałam się, że przyjdziesz.

-Chciałem się z tobą zobaczyć i powiedzieć ci, że cię kocham.- Położył jej ręce na talii całując delikatnie jej usta.- Stęskniłem się... no i chciałem jeszcze porozmawiać.

-Więc jednak...- Uśmiechnęła się pod nosem. A przez chwilę pomyślała o jakimś romantycznym wieczorze... ale chyba już nie ma tego, romantycznego Billa. Dawniej byłby skłonny zaśpiewać jej serenadę pod oknem, a teraz? Ona tak bardzo boi się monotonności...

-Ale to nic związanego ze szpitalem, ani Tomem, ani Carmen. Chciałem porozmawiać o nas, o mnie i o tobie.- Wyjaśnił od razu, co przyniosło jej niemałą ulgę. Więc jest nadzieja.

-Dobrze, to ja może się najpierw ubiorę...

-Nie, nie musisz.- Zatrzymał ją zanim zrobiła krok. Bardzo podobała mu się w takim skąpym stroju, przynajmniej miał na czym skupić swój wzrok, a jego myśli nie krążyły poza miejscem, w którym się znajdowali. W końcu trzeba też żyć i brać z tego życia, jak najwięcej a nie bez przerwy się zamartwiać.- Myślę, że tak jest bardzo dobrze...- Przybliżył się do niej całując jej nagie ramię, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.- I myślę jeszcze, że możemy porozmawiać trochę później...

-Serio?- Uniosła brwi przyglądając mu się uważnie. Miała nadzieję, że to, co ma na myśli Bill, jest tym o czym ona w tej chwili myśli... i jakby tak było, mile by ją zaskoczył.

-Kochanie, ja z takich spraw nie żartuję. Pokażesz mi w końcu swój pokój?

-Jasne, czemu nie... chociaż nie wiem, po co chcesz go oglądać, nie ma w nim nic ciekawego...- Stwierdziła i wyminęła go kierując się do jednego z pokoi, który należał do niej. Zanim złapała za klamkę poczuła, jak dłonie chłopaka oplatają ją w pasie, a on składa czuły pocałunek na jej szyi. Zamruczała cicho i już z większym zapałem otworzyła drzwi wciągając go za sobą do środka...

Tak, teraz zdecydowanie się cieszyła, że zamiast rodziców za ścianą, ma koleżankę, która weekendy spędza poza domem. Żyć nie umierać...

Cudownie jest się oderwać od rzeczywistości i zapomnieć o problemach wraz z ukochaną osobą.

Jeden, jedyny dzień bez problemów... tylko we dwoje, tylko o sobie. Nie, to nie jest egoizm.


#


-Ty też o wszystkim wiedziałeś?- Dziewczyna usiadła na krześle obok zamyślonego Gustava. Wlepiła swój tępy wzrok w podłogę oczekując odpowiedzi.

-Nie miałem pojęcia. Nie miałem pojęcia... i niczego się nie domyślałem. Byli tacy szczęśliwi. Cieszyli się z zaręczyn.- Odparł przyciszonym głosem.

-Nie mogę jej stracić, nikogo więcej nie mam...- Szepnęła przez łzy, które mimowolnie wydostały się z jej oczu.- Zawsze mnie wspierała, pojechała nawet na ten cholerny pogrzeb, chociaż tego nie chciała...tak wiele dla mnie robiła, nie wiem, dlaczego teraz leży tutaj nieprzytomna... Jest przecież taka dobra! Czym sobie na to zasłużyła?

-Niczym. Ale z tego można wyjść, Georg był chory na to samo, a teraz jest jak nowo narodzony.- Stwierdził przypominając sobie dzień, w którym dowiedział się o chorobie przyjaciela. Wszystko stanęło wtedy pod znakiem zapytania, ale nigdy nie przestali wierzyć...

-Ale Georg nie stracił dziecka, o którym tak bardzo marzył, nie miał ukochanej osoby, która leżała nieprzytomna kilka pomieszczeń dalej... nie był nieprzytomny, a jego stan zdrowia nie był krytyczny...- Zaczęła wyliczać wszystko, a z każdym słowem pojawiało się więcej łez. Choć nie powinna, czuła się po części winna. A przecież nie miała na to, żadnego wpływu. Nic nie zrobiła...

-Ale Carmen jest od niego silniejsza. Naprawdę będzie dobrze.

-Chciałabym móc przynajmniej się z nią pożegnać...

-Przestań. Nie będzie w ogóle takiej potrzeby. Jeszcze trochę i będzie z nami.- Rzekł stanowczo.- I nie płacz już. To nic ci nie da, masz być silna, tak jak twoja siostra. Ona na pewno się nie podda i ty też nie możesz.

-Cholera, on chciał ją uratować, a nic z tego nie wyszło...

-Wyszło, Melanie. Gdyby jej nie osłonił, być może wcale nie byłoby szansy, aby wyzdrowiała, bo już by jej nie było.

-Jakby tego nie zrobił, chyba bym go zabiła. Przecież to wszystko jest jego wina, dobrze wiedział, że ma mnóstwo fanek, które są w stanie zrobić dla niego wszystko...

-Wiem, że gdy się kogoś wini, jest lżej...- Położył jej rękę na ramieniu chcąc dodać otuchy.-Wszyscy chcemy, aby zarówno Carmen, jak i Tom do nas wrócili i byli zdrowi.

-Jestem okropna... myślę tylko o sobie, a tobie też nie jest na pewno łatwo... tak w ogóle, co z Tomem?

-W porządku, lekarz mówił, że jego stan z dnia na dzień się poprawia. Już niedługo powinien się obudzić...- Uśmiechnął się nikle na tę wiadomość.

-Przynajmniej jedno z nich ma pewne życie...


###


Dedykacja dla  Zakazanej^^

No bo chciała, no xD I czekam na nowy odcinek u Ciebie! ;p

 

Kolejna pewnie za tydzień, choć nie jestem pewna bo mam chrzest. Oczywiście nie ja, tylko moja siostrzenica xD

Ale może w piątek, ewentualnie w niedzielę ^^ A jak nie to za 2 tyg., niestety w ciągu tygodnia nie mam czasu-uroki szkoły ;/ Chyba, że znowu KTOŚ będzie umierał i zarzucał mi, że wyląduje przeze mnie w szpitalu psychiatrycznym xD

pozdrawiam ;*


14 komentarzy:

  1. no dobra, to tak szybko, bo chca mnie wyrzucic zprzed komputera XDświetnby oidcinek, choc gdyby nie watek billa, to wzszyscy by sie w kólko nawzajem pocieszali, ale wiem, wiem... odrazu nie mozesz ich wybudzic, ty po prostu kochasz doprowadzac ludzzi do szalu, a mnie to chyba w szczególnosci ;P no ale to nic, wyszlo super i czekam na new ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. a tak w ogóle to pierwszy raz jestem pierwszai mam ogromny zaciesz i chce napisac ci jak najwiec komentów, bo ci sie to nalezy ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też szczerze mówiąc z leksza dobija pesymistyczne podejście do Billa, bo ja wierzę z całych sił, że Tom i Carmen wyjdą z tego i znów będą mogli być szczęśliwi. A choć stracili dziecko, to na pewno będą się cieszyć, że mają siebie nawzajem, całych i zdrowych. Wszyscy muszą się teraz trzymać razem i po prostu mieć nadzieję. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutna ta notka. Aż mi się łezka w oku zakręciła, jak czytałam. A Bill dobrze zrobił, że poszedł do Sary. ^^ Czekam na kolejną notkę, pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Powtórzę się pewnie, ale zajeb.ista notka! Oni przeżyją?! Prawda!? Muszę przeżyć.. Bede płakać, jak któreś umrze ;chlip; T____T. W ogóle czuje się fajna, wiesz?:D , mam tu dede yaaay ! <3 ;D. Moge sie czuć fajna xd. 3m się i do kolejnej notki ^^ ;*** [rette--mich--opko]

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu, ale Ty lubisz trzymać ludzi w niepewności. Wchodząc na bloga, miałam nadzieję, że już chociaż część sprawy polepszy się. Wtedy by mi ulżyło... Ulżyło. Naprawdę oO. Bo ja to przeżywam aż nadto. Podczas czytania coś mnie ściska w żołądku. Kuwa za bardzo się wczuwam xD. No, ale to Twoja zasługa, bo piszesz tak genialnie, że z łatwością wszystko sobie wyobrażam w tej głupiej głowie oO. Po ostatnim odcinku miałam wrażanie, że z Tomem jest już lepiej. No i co prawda jest lepiej niż z Carmen, ale nie sądzę, że mogę nazwać jego stan dobry:>. Czekam tak jak Bill na jego przebudzenie. I zastanawiam się co zrobi, gdy dowie się o Carmen... To takie smutne kuźde. No i szkoda mi Melanie. Carmen musi wyzdrowieć dla Toma, ale dla swojej siostry również. W ogóle ja sobie nie wyobrażam co by to było, gdyby któreś z nich umarło:(. Nie będzie tak, prawda?:> Nie zabijesz Carmelki, ani Tomusia?:> Och, no i znowu to robie. Znowu się wczuwam oO. No, ale nie umiem inaczej. Zresztą jak skończe pisać ten komentarz to chyba musze wyjść i zaczerpnąć świeżego (i zimnego!) powietrza oO. Ha, ha, nie no może tak tragicznie jeszcze ze mną nie jest. Wybacz, że tak pi.tolę bez sensu oO.Podoba mi się podejście do tej sytuacji Andreasa. Chłopak trzeźwo myśli. I bardzo dobrze radzi Billowi. Musi wspierać swojego brata, racja, ale niech nie zapomina o Sarze. Szkoda by było, gdyby teraz, kiedy wreszcie zaczęło im się układać, zaprzepaściliby to. No i potrzebne jest im wzajemne wsparcie w tej trudnej sytuacji... Nie wiem jak ja wytrzymam do nowego odcinka oO. Jeszcze coś wspominasz o 2 tygodniach. O Dżizys. To jest spóźniony zawał serca, wiesz?xDxD.Będziesz chrzestną może? xD. Aaa ja jestem już *lol*Odcinek fenomenalny! Pozdrawiam gorąco:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  7. super odcinek ;)) oni muszą przeżyć, muszą. jak nie to nie wiem co zrobię ;p ach ten Bill... jak można zapomnieć, że ma się dziewczynę? cóż... ;p pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. na początku stwierdzę, że nowy szablon bardzo mi się podoba.A co do notki, to mam nadzieje, że Tom jak i Carmen wydobrzeją,a później będą żyli długo i szczęsliwie.Dobrze, że "dzięki" Andreasowi Bill zrozumiał, jak bardzo zaniedbuje Sarę. I w ogóle wszystko super

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam już wczoraj, ale komentarz nie chciał się dodać. -,-Jessu oni muszą przeżyć! Przecież tak się kochają, niech walczą dla siebie, bo ja wiem,że jeśli przeżyje tylko jedno z nich to drugie nie będzie miało żyć dalej dla kogo. No tak w sumie Carmen ma siostrę, a Tom ma brata, ale Bill miał rację to nie to samo. Niech walczą dla swej miłości, która przeżyła już wiele wzlotów i upadków.Bardzo mi się podobało!

    OdpowiedzUsuń
  10. ~KTOŚ_lub_16marta0510 września 2009 19:11

    No to tak... mam natchnienie, wiec pisze, a nie ma cie na gg wiec pisze tutaj. Rospisalam sie na moim ulubionym blogu ( mam nadzieje, ze wiesz o którym mówie), bo uwazam, ze ta decyzje nie jest nieodwolalna i ze nbiedlugo znów sie coś pojawi... Nie umieram, bo zaczelam czytac twoje inne story, a w psychiatryku nie wyląduje, bo przynajmniej wiem, ze tom przezyje. No ale przeciez sie nie obraze jak dodasz new, naprawde, bede cie nawet coraz bardziej lubic XD dobra, wiem ze nie masz czasu, a rozkazywac ci nie bede, bo wiem ze to irytujace, ale wiec ze czekam i sprawdzam codziennie, czy nie nabralas naglej ochoty na dodawanie notek. mam nadzieje, ze niedlugo bedzie 84 ;*****

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale mi się zaległości narobilo ale wszystko już przeczytałam i płakałam już dwa razy przez Ciebie wiesz? Tom zachował się tak pięknie że osłonił ją własną piersią. Niezmiernie się cieszę że Bill i Sara są znów razem i mam nadzieję że teraz już na stałe. No i Carmen poroniła ;( a tak chciałam by urodziła to dziecko... ;( normalnie Twoje opowiadanie wywołuje u mnie ogromne pokłady rozmaitych emocji. Raz płaczę, innym razem się śmieję a jeszcze innym ręce trzęsą mi się ze zdenerwowania... Jesteś doprawdy cudowną pisarką i nawet nie waż mi się kończyć tego opowiadania wcześniej niż na setnym odcinku, zrozumiano? Wiesz o tym że jak zakończysz to opowiadanie to ja będę miała depresję i zapaść przez około miesiąc? Jak będziesz chciała to zakończyć kiedyś, to pomyśl o mnie i nie rób tego jeszcze. No i błagam Cię... niech Carmen i Tom wybudzą się z tej śpiączki a ta s*ka co ich zaatakowała, niech będzie złapana i nie wiem co jej tam zrobią, ważne by cierpiała tak jak Tom i Carmen oraz ich bliscy. Pozdrawiam ;*PS. Jeszcze muszę nadrobić zbiegłą księżniczkę xD ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam Twój bloga , ale zawsze wstydziłam się napisać komentarz .. w końcu się odważyłam i chciałabym zapytać , czy mogę dodać Twój blog do linków na moim blogu [gib-mir-luft.blog.onet.pl] byłabym wdzięczna gdybyś zrobiła to samo. O ile dobrze kojarzę masz też drugi wspaniały blog - zbiegla-ksiezniczka ... czy jego również mogłabym dodać do linków? Bardzo mi zależy aby w linkach mieć zaprzyjaźnione blogi które regularnie odwiedzam i osoby , które potrafią te blogi pisać. Jeśli chcesz możesz napisać na moje gg : 4070125

    OdpowiedzUsuń
  13. Dlaczego ja mysle że to Amelia ? Amelia ją chciała zastrzelić ? Lubię Amelie ale to takie me przeczucie. Ide dalej czytać xd.

    OdpowiedzUsuń