piątek, 18 września 2009

85. '...on umrze razem z nią.'

 

-Ja oczywiście nie muszę o niczym wiedzieć!- Fuknęła rozzłoszczona kobieta spoglądając z wielkim wyrzutem na syna.- Wiem, że się pokłóciłam z Tomem, ale... ale to nie powód, abym dowiadywała się o takich rzeczach z telewizji. To jest mój syn!

-Mamo, przepraszam... w ogóle o tym nie pomyślałem.- Bill spuścił głowę. Rzeczywiście w ogóle nie myślał o tym, aby kogokolwiek informować o całej sytuacji. Ale może to i lepiej, że dowiedziała się teraz, a nie wcześniej? Przynajmniej nie musiała razem z nim tak bardzo przeżywać...

-To przez tą dziewczynę. Gdyby nie ona, nic by się nie stało.- Rzekła głosem wypełnionym goryczą, a czarnowłosy spojrzał na nią z zaskoczeniem. W pierwszej chwili nie wiedział o kim mówi, ale prędko wszystko zrozumiał i nie mógł uwierzyć, że mówi to jego matka.

-Jak możesz? Carmen, nie jest niczemu winna.

-To przecież ją chcieli zabić! A mój głupi syn naraził własne życie!

-Przestań, on ją kocha!- Uniósł się z trudem nad sobą panując.- Nie masz pojęcia ile razem przeszli i ile teraz przechodzą. Nie masz prawa jej oceniać, bo nawet jej nie znasz. A twój „głupi syn”, zrobi dla niej wszystko. A jeżeli ona teraz umrze, on umrze razem z nią.

-Co ty mówisz! Na pewno na to nie pozwolę, ona nie zabierze mi syna!

-Jesteś okropna, w ogóle cie nie poznaję! Ta dziewczyna walczy o życie, a ty... nie wierzę, że jesteś moją matką.- Pokręcił głową odchodząc od niej. Nie miał już siły dłużej z nią rozmawiać, to zbyt wiele... Carmen, dla niego też była bardzo ważna i również zrobiłby dla niej wiele. Choćby ze względu na brata.

-Bill, w porządku?

-Tak, po prostu...nie wiem, co się z nią dzieje.- Odparł spoglądając na blondynkę.- Niech to wszystko już się skończy...- Przytulił się do niej mocno.

-Jeszcze trochę...Wytrzymamy, Bill. A potem już będzie dobrze.- Pogładziła go po plecach.-Idziesz do Toma?- Odsunęła się od niego, zaprzeczył kręcąc głową.

-Już dzisiaj wystarczy mu mojego towarzystwa, chciałbym pojechać z tobą. Właściwie nie mieliśmy okazji porozmawiać...

-A o czym ty tak chcesz ze mną rozmawiać? Mówisz o tym już od wczoraj.- Zmarszczyła brwi przyglądając mu się uważnie.

-Porozmawiamy w domu.- Stwierdził łapiąc ją za rękę. To nie było według niego odpowiednie miejsce na takie rozmowy. Poza tym, ma już serdecznie dosyć zapachu szpitala.

-W czyim domu?

-Z tego co się orientuję, z nas dwojga, tylko ja mam dom, skarbie.- Przypomniał jej i poprowadził ją w stronę windy. Blondynka już nic nie powiedziała. Wydawało jej się, jakby trochę przeszkadzało mu to, gdzie mieszka. Choć wczorajszej nocy nie miało, to znaczenia...


#


Gitarzysta omiótł zaspanym wzrokiem pomieszczenie. Nic się nie zmieniło, nadal był w szpitalu, a miał nadzieję, że gdy się obudzi wszystko okaże się tylko snem. Bardzo tęsknił za Carmen i mimo tego, że przyjaciele zapewniali go, że wszystko jest w porządku on czuł niepokój. Bo odkąd się obudził, nie widział jej nawet przez chwilę... dlaczego? Chyba mogłaby na kilka minut opuścić swoją salę i do niego przyjść. Czułby się znacznie spokojniej.

-Synku...- Dopiero teraz spostrzegł, że nie jest sam. Zdziwił go widok matki, choć to chyba normalne, że interesuje się swoim dzieckiem.- Okropnie mnie wystraszyłeś... co ci w ogóle strzeliło do głowy?- Jej głos wypełniony był troską, jednak wcale mu się to nie podobało. Już wiedział, że ona nic nie rozumie, a przede wszystkim nie zmieniła zdania, co do jego związku.

-A co jest dziwnego w tym, że chroniłem swoją przyszłą żonę?- Specjalnie podkreślił ostatnie słowa. Chciał jej uświadomić, że choćby nie wiadomo jakich argumentów użyła, on nie zmieni decyzji, a już na pewno się nie odkocha. I przykre, że jego własna matka, tak bardzo go zawiodła.

-Tom, jesteś naprawdę nieodpowiedzialny. Naraziłeś własne życie.- Pokręciła głową z niedowierzaniem.

-Twoim zdaniem miałem pozwolić, aby ją zastrzelili? Miałem patrzeć, jak kobieta którą kocham umiera wraz z moim dzieckiem!?- Spojrzał na nią z żalem, który wypełniał go całego i było mu z tym naprawdę źle. Nie chciał się tak czuć.

-Nie wiedziałam, że była w ciąży...- Rzekła cały czas spokojnym głosem i dopiero po chwili zorientowała się, że użyła czasu przeszłego.- Oczywiście rozumiem, że ją kochasz, ale żeby od razu się żenić?- Szybko zmieniła temat, aby przypadkiem nie domyślił się, że coś jest nie tak. Wiedziała, że nie może się denerwować, a taka wiadomość, na pewno by mu nie pomogła.

-O co ci chodzi? Zawsze narzekałaś, że nie mam dziewczyny i że nigdy się nie ustatkuję, a teraz kiedy naprawdę kocham i jestem szczęśliwy, masz pretensje.

-Bo uważam, że nie jesteś jeszcze na tyle dojrzały, aby robić tak ważne kroki.

-Nie jestem tobą mamo, to że ty pomyliłaś się co do ojca, nie znaczy, że ja robię błąd chcąc żenić się z Carmen. Kocham ją ponad wszystko, jest dla mnie najważniejsza i nie wyobrażam sobie bez niej życia.- Oświadczył stanowczo, co ją wręcz przeraziło. Bo jeżeli ta dziewczyna umrze?

-Postaram się uszanować twoją decyzję, jesteś moim synem.- Westchnęła cicho.

-Zależy mi, abyś poznała i zaakceptowała Carmen. Było jej przykro, że tak od razu ją przekreśliłaś.

-Nie przekreśliłam jej!- Zaprzeczyła gwałtownie.-Nie chciałam, żeby tak wyszło. Przemyślałam wszystko i naprawdę chciałabym naprawić swój błąd.

-W takim razie idź do niej.

-Jeszcze nie teraz synku, najpierw oboje musicie dojść do zdrowia.- Uśmiechnęła się do niego ciepło.

-Wiesz, że będziesz babcią?- Obdarzył ją swoim radosnym spojrzeniem. Nie mogła tego znieść...czuła, że zaraz wszystko mu powie. On naprawdę był szczęśliwy. Jej niedojrzały syn, dorósł. I chciał zostać ojcem... tak bardzo tego chciał. Nic nie mówiąc uśmiechnęła się tylko do niego przytakując mu głową.

-Śpij synku...śpij...- Otuliła go kołdra i pogłaskała go po głowie. Chłopak zamknął powieki bardzo szybko oddając się w objęcia morfeusza. Nieświadomy niczego... ale tak podobno miało być lepiej.


#


Weszła za chłopakiem do zupełnie pustego domu, zwykle gdy tu przychodziła zawsze ktoś się kręcił, a teraz cisza...ostatni raz była tu, gdy chciała porozmawiać z Carmen, tego dnia też dowiedziała się o jej chorobie. To był zdecydowanie jeden z tych najgorszych dni, albo może jedyny.

-Zrobię nam herbaty.- Odezwał się czarnowłosy podążając do kuchni. Dziewczyna bez słowa udała się za nim i usiadła przy stole przypatrując się uważnie jego czynnością. Przypomniała sobie pewien wieczór, kiedy przyszła do niego, a on robił jej kakao... wtedy jeszcze byli przyjaciółmi. Więc może jednak to prawda, że kobieta i mężczyzna nie mogą się przyjaźnić?


-cześć. Nie przeszkadzam?

-nie!-zaprzeczył głośno, otwierając szerzej drzwi, aby mogła wejść.-proszę...wejdź...

-a wszystko w porządku?-zapytała spoglądając na jego rękę, którą natychmiast opuścił spostrzegając na czym spoczywa jej wzrok.

-tak, tylko miałem mały wypadek.-mruknął zamykając drzwi. Było mu trochę głupio, bo pewnie nie wyglądał najlepiej z czerwonym nosem. A to wszystko przez głupiego Toma.

-Jezu, a co się stało?

-Tom...a nieważne wiesz...chodź do środka. Napijesz się czegoś?-zmienił temat nie chcąc opowiadać o swoich niemiłych przeżyciach z bratem.-zimno na dworze. Zrobię ci gorące kakao.

-dzięki- uśmiechnęła się serdecznie w jego stronę zdejmując buty, po czym podążyła za nim do kuchni.-wydaje mi się, czy Tom daje ci nieźle popalić?-Oparła się o szafkę uważnie obserwując jego zwinne ruchy. Jak na chłopaka, całkiem nieźle poruszał się w kuchni. A to przecież nie taki zwykły chłopak.

-i to jeszcze jak. Cały czas chodzi jakiś nadąsany i ma do mnie pretensje.-odparł z grymasem zalewając ciemną substancję w niebieskim kubku, gorącym mlekiem.

-myślisz, że chodzi im o to co zrobiliśmy?

-im? Czyli Carmen też jest dziwna?- obrócił się w jej stronę, a ona skinęła twierdząco głową na potwierdzenie. To dopiero pierwsza część ich planu, a już odczuwają na sobie jego konsekwencje. -jakby mogła zabiłaby mnie przez telefon...chciała się jeszcze spotkać, ale wolałam nie ryzykować..

powiedziałam, że nie mogę.

-muszą ochłonąć, wtedy wcielimy w życie drugą część planu.-stwierdził stawiając kubek na stole- siadaj.- polecił po czym sam zajął miejsce na krześle- powinniśmy mieć chyba jeszcze plan B.

-no wypadałoby. Ale teraz twoja kolej. Masz jakiś pomysł?


Uśmiechnęła się do siebie na samo wspomnienie tamtego dnia. Chyba trochę się zmieniła... a może nawet bardziej niż trochę.

-Bill, pamiętasz jak chcieliśmy, aby Tom i Carmen byli razem?- Zapytała spoglądając z rozbawieniem na chłopaka, który również się rozpromienił.- To było takie dziecinne... a oni i tak sami sobie poradzili. I proszę... teraz nie widzą świata poza sobą.

-Ale chyba fajnie się wtedy bawiliśmy, zresztą gdybyśmy nie próbowali może byśmy się tak dobrze nie poznali i teraz nie byli razem.- Stwierdził.- A to byłaby wielka strata dla świata.- Puścił jej oczko i odwrócił się, aby zalać herbatę. Po chwili znowu ujrzała jego uśmiechniętą twarz, postawił dwie szklanki na stole i usiadł naprzeciwko niej wlepiając w nią swoje czekoladowe tęczówki.- Kocham cię.- Szepnął łapiąc ją za rękę.- Dlatego chce, żebyś była szczęśliwa. Nie zrozum mnie źle, zupełnie nie przeszkadza mi to, gdzie pracujesz i gdzie mieszkasz, bo właściwie nie to się liczy, ale... chciałbym, abyś robiła to, co naprawdę lubisz.- Starał się odpowiednio dobierać słowa, aby nie powiedzieć, czegoś co mogłoby zaszkodzić. Nie chciał jej w żaden sposób urazić...- A na pewno nie marzyłaś o tym, aby sprzątać i martwić się, czy wystarczy ci pieniędzy, aby zapłacić swoją połowę czynszu. Wiem, że chciałaś się usamodzielnić i w żadnym wypadku nie chce ci tego zabraniać, ani cie ograniczać.

-O czym ty mówisz?- Patrzyła na niego zdumiona nie mając pojęcia do czego tak naprawdę zmierza. Dziwnie się czuła, gdy mówił w ten sposób...

-Chciałbym ci pomóc...żebyś mogła pójść na studia, tak jak chciałaś.- Odparł niepewnie obawiając się jej reakcji.

-Naprawdę?

-Mam możliwości, aby ci pomóc dlatego ci to proponuję. Jesteś moją dziewczyną, chcę dla ciebie jak najlepiej...

-Jesteś kochany, ale...

-Sara, proszę nie mów, że nie możesz. Mogę zrozumieć, że chcesz mieszkać z koleżanką, ale pozwól mi znaleźć ci odpowiedniejszą pracę i opłacić studia.- Przerwał jej spodziewając się, co chciałaby powiedzieć.

-To za wiele, Bill... nie chcę być od ciebie uzależniona. Nie czułabym się dobrze przyjmując od ciebie jakiekolwiek pieniądze...

-Ależ nie dam ci żadnych pieniędzy, po prostu sam za wszystko zapłacę.- Wzruszył ramionami,a blondynka uśmiechnęła się mimowolnie. Cały Bill, zawsze znajdzie jakieś wyjście z sytuacji...- A co do pracy, to jest propozycja w redakcji jakiejś gazety. Wysyłałabyś maile i coś tam jeszcze, nie musisz mieć nawet żadnych kwalifikacji.

-Jasne, wystarczy, że ty nią jesteś.

-Czym jestem?

-Moja kwalifikacją.- Zaśmiała się i podniosła się z miejsca podchodząc do niego.- Kocham cię.- Pocałowała go krótko w usta.- Przemyślę to, ale nie twierdzę, że się zgodzę.

-Mnie się nie odmawia.- Wyszczerzył się i pociągnął ją na swoje kolana.-A co do mieszkania, to moja propozycja też jest aktualna... chętnie podzielę się swoim pokojem...

-Bill!

-Tak tylko mówię... jakby co...- Zrobił niewinną minkę opierając głowę na jej ramieniu.- Bo fajnie by było, jakbyśmy mieszkali sobie tutaj we czworo...

 

###

 

Alleluja xD Mam mało czasu, więc się streszczam ;D A właściwie to nie mam nic szczególnego do powiedzenia...

I w ogóle to jestem zadowolona ze swojej inteligencji, nie ma to jak nie być blondynką(bez urazy, jakby co ;p) xD

I chyba zmienię nick, na Tortura... xD Nawet fajnie brzmi ^^

pozdrawiam ;*

 

11 komentarzy:

  1. Hmm... Cieszę się, że matka Toma na razie dała mu spokój. Chociaż i tak twierdzę, że rodzice nie powinni ingerować w tak intymne sprawy, jakim są związki. Niby ich zdanie jest ważne, ale skoro my wiemy, że to właściwa osoba, to oni powinni to po prostu zaakceptować. A Bill naprawdę kochany jest. ^^ Pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Tortura jest piękne i bardzo pasuje, ale możesz też zmienić nick na: 'Kat' . O. Wprost idealnie. I wcale nie duża zmiania.! Wystarczy, że dodasz jedną literkę xD. Co Ty na to?:D.Boże oO. Jak mnie irytuje matka bliźniaków. I wcale nie zmieniłam o niej zdania, gdy podczas rozmowy z Tomem wydawała się zmienić do tego wszystkiego podejście. Ona jest niemożliwa.! Nosz szczyt cha.mstwa. Wrrrr.Jeju Kacie drogi.! Jak mi szkoda Toma. On taki biedny, nic nie wie. Z jednej strony to może rzeczywiście lepiej (bynajmniej narazie)... Nie chiałabym być na miejscu tych wszystkich innych, którzy wiedzą o stanie Carmen, kiedy Tom się dowie. Przecież on ich zatłucze oO. Kacie, powiedz, że ona wyzdrowieje. Nie wiem jak bym to przeżyła, gdyby było inaczej aaa oO.Bill jest boski oO. Uwielbiam go takiego jakim go stworzyłaś^^Zdecydowanie za bardzo wczuwam się w tę sytuację.! No, ale nie umiem inaczej.Czekam :> ;*P.S. Oj bardzo mi się podoba, że ostatnie dwa odcinki ukazały się w takim krótkim odsępie czasowym^^ Naprawdę byłabym niezmiernie szczęśliwa, gdyby kolejna też ukazała się tak szybko^^.Pozdrawiam ;);*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby matka bliźniaków coś zrozumiała? Oby. Może w końcu zmieni się jej stosunek do Carmen. W końcu dla dobra syna mogła by ją zaakceptować, a nie skreślać już na samym początku.I oczywiście mam nadzieję, że z Carmen będzie wszystko w porządku, bo zapewne Tom nie da za wygraną i będzie chciał wszystko wiedzieć.A co do Billa i Sary, to widać, że jakoś się układa...i oby tak było dalej. I może rzeczywiscie powinna skorzystać z jego propozycji.czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie wiem dlaczego czytam to dopiero teraz, bo patrzylam sie na twoj opis, ale jakos nie pomyslalam, zeby przeczytac notke.Jest mi strasznie przykro, kiedy mysle o tym, ze tom nie wei co z carmen... bedny, ale to samo tyczy sie billa, bo on chyba to najbardziej przezywa.No i to jedne z nielicznych opowiadanian, gdzie legendarna simone, która urodzila dwojkę najwspanialszych blizniaków we wszechświecie nie jest taka milutka i slodka. i w sumie to fajnie, bo jest inaczej, ale szkoda mi carmen, bo ma z nią ciężko....Moze uda ci sie dodac gdzies odcinek w ten weekend?? Fajnie by bylo, a w ogóle to mam nadzieje, że nie planujesz jeszcze zakonczyc tego opowaiadania, bo jeszcze wiele mozna napisac.... a z twoja wyobraznią i talentem, mozesz pisac w nieskonczonosc ;PI czekam, pod kolejna notką ( niekoniecznie na tym blogu na odpowiedz, na moje pytanie, mam nadzieje, ze rozwiejesz moje watpliwosci XDpzdr ;D;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, Tortura to idealny nick dla Ciebie xD Nie koncz tego!!!Matko... tak żal mi Toma... biedaczek... prawie płakałam jak rozmawiał o tym dziecku ze swoja matką... ;( I cieszy mnie to że Bill zaproponował kasę Sarze bo należało jej się ;)Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. No ja już tylko czekam kiedy obudzi się Carmen!.Strasznie szkoda mi Tom'a , że ma taką matkę ... No ale cóż , matki się nie wybiera ; pp.Bill postąpił bardzo rozsądnie proponując to Sarze .

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże, jak mi jest żal Toma... Biedak, nie zdaje sobie z wszystkiego sprawy. Ale jak widać, zaczyna podejrzewać, że z Carmen jest coś nie tak. Kiedy ona się wreszcie obudzi? :(Pani Kaulitz jest strasznie denerwująca. Jak może mieć pretensje do Carmen o to, co się stało z Tomem? -.-Bill jest naprawdę kochanym chłopakiem. Taka pomoc na pewno przyda się Sarze, więc powinna to od niego przyjąć.Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. och ta matka bliźniaków... niech ona wreszcie zmieni podejście do Carmen! ;) przecież ta dziewczyna nic jej nie zrobiła ;) ciekawe kiedy Tom dowie się o tym, że nie będzie ojcem... no i jak zareaguje... ;) pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń