Już przez sen czułam, że za oknem świeci słońce. Choć okna były szczelnie zasłonięte promienie i tak wpychały się na siłę do pokoju, żeby bezczelnie wybudzić mnie ze spokojnego snu. A spałam tak dobrze pierwszy raz od kilku dni. Bez stresu, zupełnie jakby nie było już żadnego problemu. Właściwie nie do końca obudziły mnie same promienie, raczej przyczynił się do tego czyjś natarczywy wzrok. Czułam dobre dwadzieścia minut, jak ktoś się we mnie wpatruje, a gdy w końcu zaprzestał zostałam obdarzona czułym muśnięciem w czoło. Nie chciałam otwierać oczu i dawać mu do zrozumienia, że wcale nie śpię i jestem świadoma, tego co zrobił, żeby go nie spłoszyć. Chyba czasem warto poudawać, że się o niczym nie wie. W każdym razie w tym przypadku to na pewno nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie. Obydwoje mamy z tego jakąś przyjemność, z tym, że może ja nieco inną niż on. Ale może ta różnica wcale nie jest tak duża, jak mi się wydaje. Byłoby na pewno prościej, gdybyśmy sobie wszystko wyjaśnili. Nie musiałby wtedy wpatrywać się we mnie, czy całować mnie, gdy śpię. Tylko, że jak ja mam mu to wyjaśnić?
Podniosłam powieki dopiero, gdy wyszedł. Wiem, że to głupie... chyba obydwoje zachowujemy się trochę, jak jakieś niedojrzałe dzieci, które pierwszy raz w życiu są w związku. W sumie, w moim przypadku jest to pierwszy raz. Przecież nigdy wcześniej nie byłam z nikim na poważnie... ale mimo wszystko to nie powód, żeby zachowywać się, jak dzikusy. No, ale to jest raczej moja wina. Nie dziwię się, że on nie wie, jak ze mną postępować. Długa droga przed nami... jednak widzę tę szansę. I byłabym głupia, jakbym ją odrzuciła. Wiem, że bym żałowała. A popełniłam w swoim życiu wiele błędów, dlatego teraz chce postępować kierując się swoimi uczuciami. Bo wydaje mi się, że najważniejsze jest, to co kryje się w głębi. Dawniej nie zwracałam na to uwagi, ale teraz wszystko się zmieniło. Przez jeden głupi wypadek... zaczynam życie na nowo. Ktoś postanowił dać mi czystą kartę, abym mogła jeszcze raz wypełnić ją swoimi losami. Najwyraźniej zrobiłam kiedyś coś, co sprawiło, że zasłużyłam sobie na nowy start. Na początku jedyne co czułam to złość. Nie podobało mi się to wszystko. Nie chciałam być Carmen. Nie chciałam mieć nic wspólnego z Tomem, z jego bratem, ze wszystkimi ludźmi, których poznałam. Denerwowało mnie, że ktoś znał moją historię lepiej ode mnie. Że to oni wiedzieli lepiej, co lubię, a czego nie. Potrzebowałam trochę czasu, aby się z tym oswoić i przezwyciężyć swoją zbuntowaną naturę. W rzeczywistości było to tylko kilkadziesiąt godzin, a dla mnie... prawie cała wieczność. Męczyłam się z każdą myślą...aż w końcu zrozumiałam, że nie mam prawa żyć po swojemu. Wiem, że to absurd, ale jednak. Nie mogę wszystko zniszczyć przez jakiś kaprys. Bo zanim zapomniałam, coś zbudowałam. Do czegoś się zobowiązałam. Oczywiście nic na siłę, ale... przecież ja czuje, jak bardzo chce. Chce spróbować, chce zasmakować tego, czego już nie pamiętam. Jeszcze raz. A jeżeli mi się nie uda... jeżeli jednak nie będę umiała z nimi żyć... mam nadzieję, że pozwolą mi odejść. Wolę zniknąć niż pozwalać, aby cierpieli widząc mnie każdego dnia, a ja cierpiałabym razem z nimi...
Wykonałam poranną toaletę, ubrałam się i zeszłam na dół. W salonie siedział Bill, więc udałam się do kuchni, gdyż nie byłam zainteresowana jego towarzystwem. Mam prawo się na niego obrażać skoro mnie obwinia nie wiadomo za co. A w kuchni zastałam jego brata. I kto by pomyślał, że to właśnie on jest bardziej wyrozumiały od Billa...
-Cześć...- Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego, tak jakoś samo wyszło. Chyba mam dzisiaj dobry humor. Może nawet zbyt dobry, no ale co... to chyba w niczym nie przeszkadza? Wręcz przeciwnie. Lepiej jest być pozytywnie nastawionym niż na odwrót, choć do końca nie wiem, jak to się ma do dobrego humoru...
-Cześć, właśnie będę robił śniadanie. Na co masz ochotę?- Oparł się o szafkę wpatrując się we mnie wyczekująco.
-Dzięki, nie jestem głodna.- Odmówiłam grzecznie i usiadłam przy stole.
-Mało ostatnio jesz...- Stwierdził.- To może chociaż się czegoś napijesz?
-Tom, nie musisz mnie obsługiwać.- Uniosłam na niego swój wzrok. Czuję się trochę, jak w restauracji, a chyba nie tak powinno być.
-Ale ja chce, poza tym to żadna fatyga, skoro robię to przy okazji.- Wzruszył ramionami.- To jak? Sok? Herbata?
-Kawa.- Uśmiechnęłam się, na co skinął głową i zaraz zajął się przyrządzaniem napoju. Ja w tym czasie zdążyłam zauważyć gazetę. Musiała być stara, bo byliśmy na niej z Tomem, raczej jeszcze jako szczęśliwa para. Nawet fajnie wyszliśmy...nie wyglądamy razem tak źle. Nie, no naprawdę całkiem nieźle prezentuję się u jego boku... albo może mi się coś wydaje.- Idziesz, gdzieś dzisiaj?- Zapytałam odrywając wzrok od pisma.
-Tak, mamy jakiś wywiad w telewizji.
-Aha... a zabrałbyś mnie ze sobą? To znaczy, ja tylko popatrzę sobie z daleka... nie będę przeszkadzała...- Wyjaśniłam od razu. Nie chciałam znowu siedzieć sama w domu. Jeżeli on będzie tam, a ja tu to nigdy nie dojdziemy to właściwego porozumienia.
-Jasne, jeżeli chcesz.- Zgodził się bez żadnych problemów, można nawet powiedzieć, że wyglądał na zadowolonego. Podał mi kawę i usiadł naprzeciwko.- Tylko może ci się trochę nudzić.
-Nie szkodzi, wole to niż siedzieć bezczynnie w domu. Dziękuję za kawę.- Po raz kolejny posłałam mu swój uśmiech, następnie zanurzając usta w ciepłej cieczy. Jak się okazało nie musiałam nawet słodzić... ciekawe czy zrobił to za mnie z rozpędu, czy świadomie.
-Chciałbym robić dla ciebie o wiele więcej, niż zwykłą kawę.
-Ja ci nie bronię, więc nie wiem co cie powstrzymuje.- Spojrzałam na niego znacząco. Mam nadzieję, że zrozumiał o co mi chodzi.
-Nie wiem na ile mogę sobie pozwolić...
-Z tego co się orientuję, jestem chyba twoją narzeczoną... wiem, że coś się zmieniło, ale to nie znaczy, że nie może być jak dawniej. Wszystko jest możliwe, trzeba tylko chcieć.- Wyrecytowałam powoli, nie wiem w jaki jeszcze sposób mam mu zasugerować, że jestem gotowa na wiele dla tego związku.-Obiecaj mi, że dzisiaj mi wszystko powiesz. Albo przynajmniej część...
-Obiecuję.- Położył niepewnie dłoń na mojej przez, co przeszedł mnie dziwny dreszcz. Dziwny, ale przyjemny.-Zrobię wszystko, co chcesz.
-Uważaj, bo to wykorzystam.- Zaśmiałam się.
-Nie mam nic przeciwko temu.
-Hej, wam!- Drgnęłam słysząc nagle damski znajomy głos. Też ma dziewczyna wejście i zepsuła taką fajną chwilę. Albo może raczej atmosferę... było tak przyjemnie i miło, a gdy tylko się pojawiła Tom zabrał rękę.- Carmen, jak się czujesz?
-Dobrze, przecież nie jestem chora.- Przypomniałam jej gromiąc ją przy tym spojrzeniem. No, irytujące...
-No ja wiem... ale chodziło mi raczej o to, czy już sobie coś przypomniałaś.
-Nie.- Zaprzeczyłam, a mój nastrój się nieco pogorszył. Czy ciągle muszą mi uświadamiać, że ulotniły mi się z pamięci najpiękniejsze chwile z życia?
-Ale radzicie sobie jakoś?
-Sara, daj spokój. Wszystko jest w porządku, nie musimy sobie z niczym radzić.- Oświadczyłam stanowczo dając jej wyraźnie do zrozumienia, że nie mam ochoty na takie dyskusje.
-Właśnie widzę, że coś się zmieniło od dnia, w którym dowiedziałaś się, że straciłaś pamięć. Zmieniłaś jakoś nastawienie, czy coś...- Zauważyła. Co za spostrzegawczość.
-Przyszłaś po to, aby rozmawiać o moim nastawieniu? To z góry mówię, że nie mam ochoty na zwierzenia.
-Niee, no przyszłam do Billa, ale tak przy okazji chciałam zapytać o ciebie. W końcu jesteś moją przyjaciółką.- Stwierdziła, jakby z lekkim zawahaniem.
-Więc tym bardziej traktuj mnie, jak człowieka.
-Przecież traktuję. Jak nie chcesz, żebym się tobą interesowała, to nie... nic na siłę.- Uniosła ręce w geście obronnym i zniknęła w salonie. Raczej się nie obraziła... ale dobrze, że dała spokój.
-Czemu jesteś dla niej taka niemiła?
-Nie wiem...ale nie chce być traktowana jakoś inaczej. Przecież wszystko jest dobrze...
-Jest lepiej niż dobrze.- Uśmiechnął się wstając od stołu.- Idę się przebrać, za jakąś godzinę musimy jechać.
-W porządku.- Przytaknęłam, po czym wyszedł. Chyba go lubię? Hm... trudno to określić. W każdym razie, jak na razie jest jedyną osobą, która niczego nie próbuje na mnie wywrzeć. I to mi całkowicie odpowiada.
#
Oglądanie wywiadu, wcale nie jest takie nudne. Przynajmniej dla mnie. Siedziałam sobie z boku na widowni i bezkarnie lustrowałam wszystkich wzrokiem, a najszczególniej Toma. Obserwowałam, każdy jego ruch, gest... wszystko. I z każdą chwilą dostrzegłam zmiany, jakie w nim zaszły. Już nie był taki jak kiedyś, naprawdę nie był. Czy to jest właśnie chłopak, którego powinnam kochać?
-...Tom, czy to prawda, że oświadczyłeś się basistce z waszego zespołu?- Wypaliła nagle dziennikarka, mnie wmurowało, jednak chłopak nie wydawał się być poruszony. Zupełnie, jakby to pytanie nie sprawiało mu żadnych trudności.
-Carmen, już nie gra z nami w zespole, ale to prawda. Poprosiłem ją o rękę.- Wyznał, a ja nie wiem czemu uśmiechnęłam się pod nosem. Czyżby mi się to podobało? Ale najwyraźniej tylko mi, bo na widowni zapanował lekki chaos. Miałam ochotę się gdzieś schować, tak na wszelki wypadek, jakby ktoś miał mnie rozpoznać... no, ale bez przesady. Nic mi chyba nie grozi, a przynajmniej nie tutaj.
-Co cię skłoniło do tak poważnego kroku?
-No raczej miłość? Poza tym skoro jestem pewien, że to kobieta na całe życie, po co mamy zwlekać? Przecież nigdy wcześniej nie kochałem, to się nie zdarza każdego dnia. A jeżeli wiem, że właśnie dla niej byłbym w stanie poświęcić wszystko co mam... to chcę, aby łączyło nas coś więcej niż zwykły związek.
-A co z wolnością?
-Małżeństwo, to nie więzienie.- Uśmiechnął się, a ja razem z nim. Kompletnie nie wiem, jak on to robi... tak niezwykle dobiera słowa, jego wypowiedzi mają w sobie coś niezwykłego. Przyciągają uwagę, mogłabym go słuchać bez końca. Nie spodziewałam się, że właśnie on będzie umiał mówić w taki sposób o miłości... w dodatku naszej miłości, o której ja zapomniałam. Ale dzięki temu, co tu słyszę... jeszcze bardziej chce sobie przypomnieć, a nawet zakochać się jeszcze raz. To byłoby jak spełnienie marzeń. Bo brakuje mi tylko tego, żebym mogła powiedzieć „Kocham cię”.
-A wracając do starej sprawy... jak skomentujesz zamach na wasze życie? Obydwoje trafiliście do szpitala, ty zostałeś postrzelony, twoja narzeczona zapadła w śpiączkę... dlaczego to wszystko w ogóle miało miejsce?
-Po prostu... chyba zapomniałem, do czego mogą posunąć się... właśnie, nawet nie wiem, jak je nazwać, bo według mnie ta dziewczyna, która to zrobiła w najmniejszym stopniu nie była fanką. I jest mi przykro, że ktoś jest takim potworem, mam nadzieje, że ją znajdą i za wszystko odpowie, choć to i tak nie zwróci mi tego, co przeżywałem patrząc, jak moja narzeczona walczy o życie. Bo gdyby nie ten głupi upadek, nic by się nie stało...- Wyczułam w jego głosie, że nie jest mu łatwo o tym mówić. Trudno było mi uwierzyć, że mówi o mnie. Nie miałam pojęcia o żadnym wypadku... jeszcze tak wiele nie wiem...a on naprawdę mnie kocha. Nie pamiętam, aby ktoś kiedykolwiek mówił o mnie z takim uczuciem.
-Myślę, że twoje zachowanie... to, jak ochroniłeś ją przed strzałem świadczy o tym, jak bardzo ją kochasz. Wasz związek wzbudza wiele kontrowersji i chyba nikt nie spodziewał się, że będziecie razem tak długo, ale wszystko wskazuje na to, że nic się nie zmieni z czego bardzo się cieszymy... życzymy wam szczęścia teraz no i na nowej drodze życia. Dziękuję bardzo.- Zakończyła i uścisnęła jego dłoń.- Moimi gośćmi byli Bill i Tom Kaulitz z Tokio Hotel, a ja zapraszam już za tydzień na kolejny program pełen emocji. Do zobaczenia.- Wyrecytowała do kamery po czym puścili napisy. Siedziałam jeszcze dłuższą chwilę w miejscu nie ruszając się nawet. Nie wiem, czemu to wszystko było dla mnie lekkim szokiem. Nigdy nie myślałam, że w naszym związku mogło być, aż tak źle. Że tyle razem przeżyliśmy... a z pewnością to tylko kawałki tego, co było. Już sama nie jestem pewna, czy chce wiedzieć wszystko...
###