-Carmen, nie puszczę cię samej do Warszawy. Wybij to sobie w ogóle z głowy.- Oświadczył stanowczo gitarzysta, gdy tylko przekroczyliśmy próg naszego domu. Ze względu na zaistniałą sytuację musiałam mu powiedzieć o swoich planach i wiedziała, że tak będzie. Nie bez powodu nie chciałam mu o tym nic mówić.
-Ale przecież nic mi nie będzie. Będę tam najwyżej trzy dni.- Starałam się go przekonać. W sumie nie miałam pojęcia jakich mogłabym użyć argumentów, aby się zgodził. Czy to w ogóle możliwe?- Jestem dorosła, poradzę sobie.
-Nie. W ogóle nie rozumiem po co chcesz tam jechać. Po tym czego się dowiedziałaś o swojej matce nie powinnaś chcieć mieć z nią cokolwiek wspólnego.- Stwierdził rzucając plik kopert na stolik w salonie.
-I nie chcę.- Zgodziłam się z nim bez wahania.- Ale chcę dowiedzieć się kim jest mój ojciec.- Spojrzałam na niego uważnie. Czy to takie trudne do zrozumienia?- Tom... przecież nic mi się nie stanie. Wezmę ze sobą jednego ochroniarza...
-Mimo to nie chcę, żebyś tam jechała.- Westchnął ciężko siadając na kanapie i odchylił głowę do tyłu opierając kark o oparcie.
-To jedź ze mną.- Zaproponowałam zajmując miejsce obok niego i chwyciłam go za rękę.- Tom... zależy mi na tym. Proszę cię Kochanie...- Przysunęłam się bliżej, aby się do niego przytulić.- Chce wiedzieć kim jest mój tata... może on też chce wiedzieć kim ja jestem?
-Oh, no już dobrze... Pojedziemy tam razem.- Rzekł w końcu, a ja niemal zapiszczałam z radości i ucałowałam go w usta.
-Kocham cię, jesteś cudowny!
-Ale pod jednym warunkiem.- Zastrzegł z poważną miną przez co mój entuzjazm nieco przygasł. Czemu zawsze musi być jakiś warunek... a już miało być tak pięknie no.- Przejrzysz pocztę.- Wyszczerzył się ukazując rząd białych zębów, a ja przewróciłam teatralnie oczami. Spodziewałam się czegoś gorszego, ale dobrze, że się myliłam.
-No wiesz co, żeby tak żonę wykorzystywać.- Pokręciłam głową mrużąc oczy.- Ale w porządku, zajmę się tym... większość to chyba rachunki.- Odsunęłam się od niego, aby wziąć ze stołu dość pokaźna ilość białych kopert.- Haa... a co my tu mamy?- Uśmiechnęłam się pod nosem zauważając jedną kopertę, która wyróżniała się kolorem.- Błękitna... pewnie jakiś list od twojej fanki.
-Nie piszą na mój prywatny adres.- Stwierdził zabierając mi kopertę z ręki.- I jest zaadresowana do nas obojga.- Dodał.- I jest z kliniki.
-Jakiej?- Zainteresowałam się i usiadłam bliżej niego, żeby mieć lepszy dostęp do koperty.
-Leczenia bezpłodności. Prosiłem, żeby przysłali nam wyniki badań do domu, bo nie mieliśmy kiedy się zgłosić.- Wyjaśnił otwierając kopertę.- Ale to i tak raczej już nieważne... co nam po wynikach, jak leczenie jest w klinice. Musimy znaleźć jakąś u nas.
-No... ale chociaż sprawdź, czy nie wykryto jakiejś choroby, czy coś...
-Ta... tylko ja się na tym nie znam... Zdrowa jesteś.- Uśmiechnął się.- W sensie, że nic ci nie dolega... ale to było dawno robione. Może powinnaś powtórzyć badania?
-Myślę, że to dobry pomysł. I ty też powinieneś się przebadać.
-Pójdziemy razem na badania.- Ucałował mnie w skroń i objął przytulając do siebie.- Jak ja się za tobą stęskniłem...
-Ja za tobą też... ale pokaż mi te wyniki.- Wyciągnęłam rękę po białą kartkę. Była dość dużych rozmiarów, a on wyczytał tylko, że jestem zdrowa. Faceci są tacy mało dokładni...- Gdzie ty przeczytałeś, że jestem zdrowa?- Uniosłam brwi spoglądając na niego z rozbawieniem, bo ja nic takiego nie widziałam na tej karcie.
-No tutaj... pozytywny, to chyba zdrowa nie?- Wskazał palcem w dane miejsce, a ja wczytałam się w treść, czego zapewne on sam wcześniej nie zrobił.
-Przecież to wynik testu ciążowego, a nie tego czy jestem zdrowa głupolu.- Zaśmiałam się kręcąc z dezaprobatą głową.- Trzeba czytać, a nie.
-Robiłaś test ciążowy?
-To było włączone w te badania, zawsze robią testy.- Wzruszyłam ramionami i odłożyłam kartkę na stół, wtedy nagle coś mnie tknęło. Dosłownie znieruchomiałam.
-Carmen? A pozytywny to przypadkiem nie znaczy... że ten... że ty... że to znaczy, że ty... jesteś w ciąży?- Wykrztusił, co dotarło do mnie w spowolnionym tempie. Byłam w szoku... Serce nagle zaczęło mi szybciej bić i zrobiło mi się jakoś słabo. Czy ja na pewno dobrze widziałam? Dobrze przeczytałam?- Kochanie...- Tom położył mi rękę na ramieniu, co w pewnym sensie przywróciło mnie do rzeczywistości i od razu złapałam za kartkę w pośpiechu wyszukując wzrokiem tego badania.
-Pozytywny.- Przeczytałam na głos, jakby to miało mi pomóc w uwierzeniu w tę wiadomość.- Pozytywny... pozytywny... pozytywny...- Powtarzałam w kółko starając się opanować. To było takie dziwne uczucie... Szok pomieszany z radością, a jednocześnie niepokojem.
-Jesteś w ciąży?
-Jestem w ciąży.
-Jesteś?
-Jestem!- Pisnęłam patrząc nieprzytomnie przed siebie i oparłam się o oparcie.- Będziemy mieli dziecko, Tom... będziemy je mieli...- Wyszeptałam czując pod powiekami łzy, które po chwili samowolnie wypłynęły z moich oczu. Nie wierzyłam... jakim cudem?
-Kochanie...- Przyległ do mojego ciała mocno mnie przytulając. Miałam wrażenie, że to jakiś sen... tak bardzo chcieliśmy tego dziecka... Myślałam, że nigdy się nie uda. Że możemy liczyć tylko na adopcje... a okazuję się, że jestem w ciąży. I to od dawna... jak mogłam nic nie zauważyć? A jeśli to pomyłka? Jeśli tak naprawdę nie jestem w ciąży? Nie... nie...
-Czekaj...- Odsunęłam go od siebie jednocześnie uspakajając emocje.- Najpierw musimy to sprawdzić, zrobić badania... nie można tak od razu się cieszyć.
-Ale przecież to są wyniki badań i tu jest napisane, że jesteś w ciąży.
-Tak... ale to było dawno, mogli coś pomylić...
-Carmen to nie jest jakiś test ciążowy z apteki, tylko badanie z świetnej kliniki. Jesteś w ciąży, naprawdę jesteś.- Złapał mnie za ręce patrząc mi w oczy. Chciałam w to wierzyć. Marzyłam, żeby miał racje... ale ja muszę mieć stuprocentową pewność. Ja chce zobaczyć je na własne oczy... chce zobaczyć moje dziecko.
-Nieważne. Chce jechać do lekarza... i to teraz.- Powiedziałam stanowczo i bez namysłu wstałam z miejsca od razu kierując się do wyjścia. Nic mnie już nie obchodziło, chciałam tylko znaleźć się w pierwszej lepszej przychodni, aby wykonać usg.
-Carmen... ale zaczekaj. Przecież trzeba najpierw się umówić...
-Nie będę na nic czekać!- Burknęłam zakładając w pośpiechu buty.- Nie muszę iść prywatnie. Pójdę do przychodni... ja muszę to sprawdzić. Idziesz ze mną, czy nie?- Uniosłam na niego swoje spojrzenie. Nie wiem skąd w nim taki opór. Przecież powinien też chcieć potwierdzić tę wiadomość. Może boi się, że to nieprawda?
-Jasne, że idę.- Rzekł i również zaczął się ubierać.- Ale te badanie to żadna pomyłka... zobaczysz.- Uśmiechnął się do mnie promiennie, co odwzajemniłam czując w sercu radość. Na pewno jestem w ciąży... noszę w sobie nasze dziecko. Musi tak być... ono jest ze mną już od dawna...
#
Wokalista wyminął w wejściu blondynkę podążając prosto do salonu, gdzie bez skrępowania zajął miejsce na kanapie wbijając swój wzrok w ciemny ekran telewizora. Melanie stała jeszcze chwilę przy otwartych drzwiach lekko osłupiała, no z pewnością nie wykazał się tym razem nawet odrobiną kultury. Ale, czy szanowny Bill Kaulitz będzie czekał na zaproszenie? Po co...
-Przynajmniej „dzień dobry” byś powiedział.- Dołączyła do niego z oburzoną miną.- Może jesteśmy w pewnym sensie rodziną, ale jednak są jakieś reguły dobrego wychowania czy coś... już nie wspomnę, że nawet cię nie wpuściłam, bo sam sobie wszedłeś...
-Otworzyłaś przecież drzwi.- Mruknął unosząc na nią swój poirytowany wzrok.- Mówiłem, że tak będzie? Nie chciała mnie nawet widzieć, słowa z nią nie zamieniłem! Jej matka potraktowała mnie jak jakiegoś intruza!- Wypalił zanim ta zdążyła zareagować na jego wcześniejsze słowa.
-No i dobrze.- Prychnęła krzyżując ręce na piersiach.- Na to właśnie między innymi sobie zasłużyłeś.- Dodała z pełnym przekonaniem w głosie, czego Bill nie mógł pojąć. Uważał, że jest niesprawiedliwa.
-To, że ci tam jakieś związki nie wyszyły, nie znaczy że wszyscy faceci na ziemi mają za to odpokutowywać.- Burknął spoglądając na nią urażony.- Nie znasz sytuacji, a jesteś święcie przekonana, że to moja wina...
-A nie twoja?
-Tak jakby... no ale niezupełnie! Ona też jest winna...
-Więc jednak dowiedziałeś się czegoś?- Uśmiechnęła się krzywo i usiadła na fotelu układając dłonie na swoim brzuchu.
-Niezupełnie... bo w ogóle ze mną nie gadała. Jak wychodziłem rzuciła we mnie moim pamiętnikiem...- Odparł spuszczając wzrok.- Można się domyślić, że go przeczytała i to jest powód jej odejścia.
-Pamiętnik?- Zaśmiała się nic nie rozumiejąc.- Musiałeś chyba nieźle się na nią żalić.
-Oj nieprawda... Nie spodobało jej się coś innego.- Westchnął ciężko i podparł plecy o oparcie kanapy.- Ale to było dawno... no dobra, może nie aż tak bardzo bo jeszcze w połowie września.
-To ponad dwa miesiące temu.- Zauważała uznając, że jednak trochę czasu od tamtej pory minęło.- Co ją tak dotknęło?
-Lepiej nie będę o tym mówił.- Stwierdził niepewnie obawiając się jej reakcji, a przede wszystkim tego, że powtórzy wszystko swojej siostrze. W końcu to dotyczy Carmen...
-O nie. Teraz już się nie wykręcaj. Zawracasz mi głowę, przychodzisz tu kiedy chcesz i teraz mam nic nie wiedzieć? Nie ma tak, Kaulitz. Jak już coś robisz, to rób to do końca.- Wbiła w niego swoje niebieskie tęczówki oczekując wyjaśnień. I nie miała zamiaru odpuszczać.
-Ale musisz przyrzec, że to zostanie między nami...- Zastrzegł automatycznie spoglądając na jej duży brzuch.- Na swoje dziecko...
-Faceci... wy nie potraficie nic zrobić bez stawiania swoich warunków.- Pokręciła z dezaprobatą głową i westchnęła ciężko.- Przyrzekam.- Zapewniła po chwili choć była pewna, że przysporzy jej to wiele trudu, ale skoro trzeba... Może nie będzie, aż tak źle.
-Dobra... bo ja kiedyś... podkochiwałem się w twojej siostrze.- Wyznał cicho jakby z nadzieją, że może jednak nie usłyszy, lecz tak nie było. Dotarło to do niej natychmiast i nie widziała w tej chwili różnicy w jego głosie.- To trwało dość długo... myślałem, że mi przejdzie. Myślałem, że to wiesz... tylko dlatego, że jest ładna i pociągająca... ale jak byłem z Sarą zdałem sobie sprawę, że ja kocham je obie... Naprawdę Sarę też kocham! A to z Carmen... to już mi przeszło... jeszcze na jej ślubie coś czułem, ale potem... z czasem to po prostu minęło i przysięgam, że miałem w głowie tylko Sarę, a potem ją i nasze dziecko, naszą wspólną przyszłość.- Powiedział strasznie się przy tym denerwując, na co między innymi wskazywały jego dłonie, którymi nerwowo o siebie pocierał niemalże bez przerwy.
-Wy naprawdę jesteście idiotami. Jak mogłeś... jak mogłeś zapisać to wszystko na papierze?- Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Spodziewał się raczej gorszej reakcji. Myślał, że powie zupełnie co innego... a ona uważa go za idiotę tylko dlatego, że pisał pamiętnik.
-Wiem, że to głupie... teraz żałuję. Ale cholera... było już mi tak ciężko! Nie wiedziałem komu mam o tym powiedzieć... nie miałem komu się wyżalić, rozumiesz? Musiałem to jakoś z siebie wyrzucić...
-Trzeba było przyjść choćby do mnie! A Georg, Gustav? Chyba im też możesz ufać...
-Ale było mi głupio... Tom to mój brat, a ja kochałem jego żonę... To w ogóle wszystko jest chore. A teraz straciłem ukochaną dziewczynę i dziecko.
-Ale to twoja wina.- Stwierdziła nie mając już wątpliwości.- W prawdzie Sara przeczytała twój pamiętnik choć nie powinna... ale to ty ją oszukiwałeś.
-Nie umiałem jej wyznać prawdy. Wiem, że mnie kocha... jak się kogoś kocha trzeba mu wybaczyć prawda? Każdy zasługuje na drugą szansę...- Głos mu się łamał, a w oczach stanęły łzy. Bał się, że naprawdę już stracił wszystko... a właściwie w tej chwili najważniejsze dla niego było dziecko. Nie chciał, aby wychowywało się bez niego...
-Tylko nie każdy ją dostaje.
-Wcale mnie nie pocieszasz... nie bądź taka no!
-Nie wymagaj ode mnie, aż tak wiele.- Uśmiechnęła się ironicznie.- Jestem kobietą, do tego w ciąży... doskonale rozumiem Sarę. Sama bym cię posłała do diabła po takim czymś...
-Po takim czymś? Ty lepiej poślij do diabła Davida, ja w przeciwieństwie do niego nikogo nie zdradziłem.- Wypalił ze złością, co odebrało jej mowę. Doskonale wiedziała, że nie może ufać ojcu swojego dziecka, lecz mimo wszystko łudziła się, że może jednak im się uda i stworzą normalny dom dla swojego dziecka. A teraz zgasła nawet ta ostatnia iskierka nadziei. Wcale nie chciała tego wiedzieć... wolała się oszukiwać, to przynajmniej nie bolało.- Ja może lepiej już pójdę...- Dodał po chwili, gdy zdążył już ochłonąć i dotarło do niego to, co powiedział. Zrobiło mu się przykro i żałował, że nie ugryzł się w porę w język.
-Widziałeś coś?- Zapytała niepewnie uważnie na niego patrząc. Czarnowłosy milczał, co było dla niej jednoznaczne z potwierdzeniem.- Widziałeś go z tą wizażystką, prawda?
-Nic konkretnego nie widziałem...- Mruknął.- Równie dobrze mogli się spotkać w sprawach służbowych...
-No chyba tylko ona, bo on z pewnością w sprawach przyjemnościowych. Pieprzona dziwka.- Syknęła zaciskając zęby.
-Oj no... ale nie denerwuj się. Wcale nie jest powiedziane, że coś ich łączy...
-Nieważne. I tak mnie to nie obchodzi... mam go gdzieś. Nie wiem, co mi w ogóle strzeliło do głowy, żeby mieć z nim romans.- Pokręciła z niedowierzaniem głową.- Mówię, że jesteś idiotą, a sama nie jestem lepsza.
-No, ale to chyba on jest, a nie ty. W końcu to faceci są wszystkiemu winni...
-Ale to ja zaczęłam to wszystko. Byłam chyba cholernie zdesperowana...- Rzekła z goryczą w głosie.- Zachciało mi się seksu z facetem w średnim wieku, ile ja jeszcze błędów popełnię?
-Jesteś młoda, jeszcze wiele przed tobą... nie tylko błędów.- Posłał jej niewyraźny uśmiech. Nie bardzo wiedział jak miałby ją pocieszyć, sam nie był w lepszej sytuacji.- Będziesz miała dziecko i ono ci wszystko wynagrodzi...
-Będzie mi przypominało o najgorszych błędach mojego życia.- Powiedziała cicho wbijając wzrok w podłogę. Nie chciała patrząc na swojego syna czuć ból...
-Nie mów tak... przecież to będzie twój ukochany skarb. Będziesz dzięki niemu szczęśliwa, a nie smutna...
-Ale to akurat z dzieckiem wiążą się najboleśniejsze wspomnienia i nic na to nie poradzę.- Stwierdziła unosząc na niego swoje zaszklone spojrzenie.- Przepraszam, że byłam taka niemiła... zupełnie zapomniałam, że jestem jeszcze gorsza od ciebie i porównując twoje błędy z moimi... ty tak naprawdę nic nie zrobiłeś.
-Ty też przecież nic nie zrobiłaś. To nie twoja wina, że Jost cię zdradza...
-Nie mam na myśli akurat jego, ale to nieważne. Nie będę się nad sobą użalać, to i tak niczego nie zmieni.
-A może powinnaś...
-Nie chcę. Chciałabym w końcu zapomnieć...- Westchnęła cicho.- A może... napijesz się herbaty?- Podniosła się nagle doznając olśnienia.- Chyba coś wspominałam też o dobrym wychowaniu...- Mruknęła nie czekając już na jego odpowiedź i skierowała swoje kroki do kuchni...
###
Kocham momenty, w których mam wenę i wtedy piszę tak lekko i nie chce przestawać xd
Wesołych świąt, życzę ;)
pozdrawiam ;*