Po wykonaniu kilku telefonów do Toma, zrezygnowałam z dalszych prób. Nie wiedziałam, dlaczego nie odbiera, nie chciałam też niepotrzebnie siać paniki. Przecież na pewno wszystko jest w porządku...pewnie poszedł na jakąś imprezę, czy coś. Czasem takie wypady są niezaplanowane. Poza tym nie musi mi składać sprawozdania z tego, co robi... Nie zmienia to jednak faktu, że się o niego martwię. Może go jeszcze nie kocham, ale jest dla mnie bardzo ważny. Nie chce go stracić, ani żeby cokolwiek mu się stało.
Nie czekałam już na niego, położyłam się spać z nadzieją, że nie będę myślała o tym, gdzie może być i co robi. Nie no ufałam mu... mimo wszystko mu ufałam, ale... zawsze jest jakiś niepokój. I tak nie mogłam zasnąć. Leżałam tylko na boku wpatrując się w zasłonięte okno. Czas mi się dłużył i nasłuchiwałam, czy przypadkiem już nie wrócił. Liczyłam się z tym, że może wrócić rano, bo przecież niektóre imprezy trwają całą noc... ale ta chyba tyle nie trwała. W końcu usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju, nie zapalił światła pewnie myśląc, że śpię. No, ale jak ja mogłabym spać nie wiedząc, czy z nim wszystko w porządku... Po chwili położył się koło mnie przytulając się do moich pleców, od razu poczułam woń alkoholu zmieszaną z jakimiś perfumami z pewnością nie należącymi do niego.
-Tom... gdzie byłeś?- Obróciłam się od razu w jego stronę.
-Nie śpisz...trochę się zasiedziałem...
-Martwiłam się o ciebie, czemu nie zadzwoniłeś?
-Przepraszam, miałem wyciszony telefon, wiem, że dzwoniłaś...- Ucałował mnie w czoło.- Byłem u Emi, rozmawialiśmy, trochę wypiliśmy... i tak jakoś nam zeszło, potem musiałem czekać na taksówkę...
-W porządku, ale następnym razem uprzedź mnie... naprawdę się martwiłam.- Westchnęłam cicho. Mimo wszystko nie przeraził mnie fakt, że mój chłopak spędził cały dzień w towarzystwie jakiejś innej dziewczyny w dodatku pijąc alkohol. Może trochę mi to jednak przeszkadzało, ale miałam teraz inne zmartwienia, a zazdrość jest chyba głupia. Tym bardziej, jak wiem, że mnie kocha.
-Dobrze, przepraszam... obiecuję, że już więcej tak nie zrobię.- Zapewnił mnie i musnął moje wargi.
-Yhym... a mógłbyś iść pod prysznic? Pachniesz tą dziewczyną.- Mruknęłam odsuwając się od niego. Jej perfumy były tak mocne, że przeważały nieprzyjemną woń alkoholu. Poza tym ciekawe co on z nią takiego robił, że tak od niego czuć...
-Jasne, zaraz wracam.- Uśmiechnął się do mnie i zwlókł się z łóżka kolejno kierując kroki do łazienki. Westchnęłam cicho i ułożyłam się na plecach. Mam nadzieję, że dobrze robię ufając mu... W sumie jest ze mną szczery, więc nie powinnam mieć wątpliwości. Sam powiedział, gdzie był i co robił... a jeżeli to tylko jakaś podpucha? Eh... ja w niego wierzę.
Wrócił do mnie po jakichś piętnastu minutach, od razu lepiej, gdy ładnie pachniał żelem.
-Lepiej?- Wtulił nos w moją szyję, co wywołało u mnie masę przyjemnych dreszczy.
-Tak.- Potwierdziłam z uśmiechem.
-I teraz dostanę buzi?
-Jasne.- Zaśmiałam się przybliżając do niego swoją twarz. Bez wahania złączyłam nasze usta w słodkim pocałunku.
-Tęskniłem za tobą...- Wymruczał, po czym ponownie obdarzył mnie namiętnym pocałunkiem. I skąd mi w ogóle do głowy przychodziły takie dziwne myśli... przecież on jest tylko mój...mój, mój...tak bardzo mój, że aż trudno w to uwierzyć.- Ale ty się na mnie nie gniewasz prawda?- Oderwał się ode mnie, co już mniej mi się spodobało.
-Nie gniewam, nic się przecież nie stało...
-Jesteś kochana, inna na twoim miejscu pewnie zrobiłaby mi wielką awanturę... a ty nie. Kocham cię bardzo...- Przytulił się do mnie, dla takich chwil warto było wrócić do wspólnej sypialni. W ogóle, odkąd śpimy razem jest o wiele lepiej. Chyba pod każdym względem...
#
Wraz z nowym dniem powrócił problem, o którym zdążyłam w nocy zapomnieć. Nie chciałam psuć atmosfery, dlatego wolałam poczekać z tym do rana. No, ale znowu czemu mam psuć cały dzień? I jak to zrobić, żeby było dobrze. W ogóle po jaką cholerę ten facet tu przychodził i mnie wkurzał, a teraz nie wiem jak mam powiedzieć o tym Tomowi.
-Kotku, co dzisiaj będziesz robiła?- Usłyszałam, gdy Tom wszedł do kuchni.
-Nie wiem... chyba pójdę do domu kultury.- Wzruszyłam ramionami, sama do końca nie byłam pewna swoich planów, ale z drugiej strony tylko to brałam pod uwagę. Chcę trochę odreagować, a to najlepsze miejsce.
-Bo ja nie wiem, o której będę... ale postaram się jak najwcześniej.
-Spokojnie, nie musisz się spieszyć. Znajdę sobie jakieś zajęcie, poza tym taniec czasami może zająć cały dzień.- Stwierdziłam posyłając mu uśmiech. Wiem, że on myśli, że mi się bardzo nudzi, gdy go nie ma... no i może czasami rzeczywiście tak jest, jak mam gorszy dzień i nie wiem co z sobą zrobić. Poza tym i tak to on zawsze będzie największą atrakcją mojego życia.
-No dobrze, ale i tak postaram się być wcześniej niż wczoraj.
-A to akurat by mi nie przeszkadzało.- Przyznałam szczerze.- A wczoraj twoja mama była.- Postanowiłam, że powiem mu przynajmniej o jednej z nieprzyjemnych wizyt.- Chciała się z wami widzieć i chyba nie podobało jej się, że zastała mnie.
-Dlaczego? Powiedziała ci coś niemiłego?
-Niee... ale zachowywała się, jakbym była dla niej jakimś intruzem.- Skwitowałam przypominając sobie wczorajszy poranek.- I raczej mi się nie zdawało...- Dodałam jeszcze na wszelki wypadek, jakby chciał jej bronić, czy coś. Ja wiem, co widzę i nikt mi nie wmówi, że sobie coś ubzdurałam a szanowna pani Simone mnie uwielbia.
-Myślałem, że między wami już okej... przecież mówiła, że cie zaakceptowała.
-Zaakceptowała, nie znaczy, że polubiła.- Przewróciłam oczami.- No, ale cóż... najwyraźniej potrzebuje więcej czasu niż sądziłam. Myślę, że jakoś sobie poradzę z tym, że nie chce mnie w swojej rodzinie... ale od razu mówię, że nie umiem być obojętna na złośliwości.- Zastrzegłam, żeby później nie było żadnych wątpliwości.- Było mi bardzo przykro, kiedy okazywała swoje niezadowolenie z różnych powodów, które nie powinny ją interesować. Poza tym... dała mi wyraźnie do zrozumienia, że nie ma ochoty zostać babcią.- Wyżaliłam się i mi ulżyło.
-Nie wierzę, że znowu tak się zachowuje. Myślałem, że już się z tym pogodziła.- Pokręcił z niedowierzaniem głową.- Ale nie pozwolę, aby wtrącała się do naszego życia. Akurat w tych sprawach nie ma nic do powiedzenia, a ja jestem już dorosły.
-Nie denerwuj się...- Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Nie chciałam wzbudzać w nim złość na matkę.
-Nie chce żebyś się czuła niechciana...
-Ale mi wystarczy, że ty mnie chcesz.- Uśmiechnęłam się do niego gładząc dłonią jego policzek.- Nic innego się nie liczy.
-Wiesz... czuję się jak dawniej. Zupełnie, jakbyś nie miała tego wypadku... Choć mi tego nie mówisz i być może nawet nie odczuwasz, ja czuje że mnie kochasz.- Wyznał wpatrując się we mnie. Wiele bym dała, aby móc teraz powiedzieć mu, że go kocham. I mogłabym, ale to nie byłoby szczere. Ja po prostu muszę być pewna tego uczucia.
-Tom! Zbieramy się.- Głos Billa przerwał ciszę, która zapanowała między nami na krótką chwilę. Obydwoje gdzieś odpłynęliśmy...-I ruszaj się, bo nie mamy czasu. Czekam w samochodzie!
-To do zobaczenia.- Przybliżył się, aby musnąć mój policzek na pożegnanie, ale ja nie miałam zamiaru odmawiać sobie czegoś więcej i wpiłam się w jego usta, po chwili z trudem się od nich odrywając. Uśmiechnął się do mnie, a jego oczy wypełniał tajemniczy błysk.
-Do zobaczenia i jakby ci się zmieniły plany, zadzwoń.
-Dobrze, uważaj na siebie.- On zawsze musi postawić na swoim, zanim wyszedł ucałował mnie w policzek posyłając mi na koniec szeroki uśmiech.
#
Zmierzyła wzrokiem stojącego przed nią mężczyznę, nie zapowiadał swojej wizyty, więc nie przygotowała się. Choć właściwie nie miała na co się przygotowywać, jedynie mogła popracować nad swoją złością, którą w dalszym ciągu do niego odczuwała. Nadal miała mu za złe tamto zdjęcie w gazecie, poczuła się wtedy naprawdę oszukana. Może jest zbyt uparta, może przesadza, ale już taka jest i jakoś nie specjalnie chce się zmieniać. Jakoś nigdy na siebie nie narzekała... a teraz tak naprawdę wszystko ma gdzieś. Nie obchodzi już ją co inni o niej myślą, czy cokolwiek innego... liczy się tylko, to że jest w ciąży i będzie mamą. Mimo wszystko jest z tego powodu szczęśliwa, nie przeraża ją nawet fakt, że może zostać sama. Ale chce tego dziecka...drugi raz nie popełni tego samego błędu. Najwyraźniej Bóg dał jej drugą szansę.
-Co tu robisz?
-Miałem się odezwać, gdy przemyślę sprawę.- Odparł lustrując ją uważnie wzrokiem, jakby już próbował się doszukać pierwszych oznak ciąży.
-Odezwać, nie znaczy przychodzić chyba.- Stwierdziła krzyżując ręce na piersiach.- Mogłeś zadzwonić.
-Po co? Wolałem przyjść i się z tobą zobaczyć.- Wzruszył ramionami i nie czekając na pozwolenie wszedł do jej domu zostawiając ją zdumioną w przejściu. Przewróciła oczami zamykając za nim drzwi i udała się w jego ślady.- Przyniosłem ci czekoladki.- Wręczył jej niewielką bombonierkę, na co się skrzywiła.
-Myślisz, że jak jestem w ciąży, to znaczy, że będę opychała się słodkościami?
-Jak nie chcesz, to nie.- Wyciągnął rękę, aby odebrać jej łakocie jednak nie pozwoliła mu na to odsuwając się.
-Kto daje i zabiera ten się w piekle poniewiera.- Wytknęła mu język i odłożyła pudełko na szafkę poważniejąc przy okazji.- Więc, po co przyszedłeś?
-Ostatnio byłem trochę zajęty, chciałem wcześniej przyjść, ale nie mogłem niestety. Oczywiście nie zmieniłem zdania i nadal chce tego dziecka... znaczy się, chce być ojcem.- Zakomunikował, co dziewczyna przyjęła ze spokojem. Miała nadzieję, że tak właśnie będzie. Może nie czuła do niego nic poza sympatią, ale chciała aby jej dziecko miało ojca. I chciała, żeby to on nim był.
-To fajnie.
-I tylko tyle?- Zdziwił się, spodziewał się raczej trochę innej reakcji. Może bardziej wylewnej...
-A co mam jeszcze powiedzieć?
-Dobra... czy jak cię przeproszę za tamto zdjęcie, przestaniesz mnie tak traktować?
-Nie wiem, możesz spróbować.
-Więc, przepraszam.. ale naprawdę nie miałem na to wpływu, wcale nie zrobiłem tego specjalnie. Uwierz, że o ile ty miałaś jakieś nieprzyjemne uwagi ze strony ludzi, o tyle ja miałem dziesięć razy gorzej, w dodatku moja rodzina się o tym dowiedziała. Trudno im to zrozumieć...
-Nie dziwię się, w końcu uważają mnie za twoją kochankę, dwa razy młodszą od byłej żony.- Mruknęła z niezbyt zadowoloną miną.- W każdym razie miło mi, że nie zostawisz mnie samą z dzieckiem. To też jest dla mnie nowa i niezbyt fajna sytuacja... nie chciałam zostać tak wcześnie mamą, ale cieszę się. Cieszę się, bo wiem, że ojcem mojego dziecka jest dorosły odpowiedzialny facet, a nie jakiś gówniarz, który sam nie wie czego chce. Nigdy nie przypuszczałam, że nasz romans mógłby się tak bardzo rozwinąć i przynieść jakiekolwiek owoce... było mi z tobą dobrze, żaden chłopak mnie tak nie uszczęśliwił...- Sama nie wiedziała, jak to się stało, że z jej ust nagle padł taki potok słów, a ona chciała mówić więcej i więcej. Wszystko nagle zaczęło wyglądać inaczej niż kilka minut wcześniej.
-Ja też nigdy nie sądziłem, że jeszcze kiedyś spotkam kogoś takiego, jak ty i że będę ojcem mając prawie czterdzieści lat.- Uśmiechnął się do niej.- Ale to bardzo odmładza... czuje się jak dwudziestolatek. I ja też się cieszę, choć to może trochę dziwne... wiem, że dziecko wiele zmienia, ale ja... to dla mnie też jest druga szansa. Moje małżeństwo rozpadło się przez brak czasu, mój syn ma do mnie żal za to, że mnie przy nim nie było kiedy powinienem... ale teraz będzie inaczej.- Wyrecytował z przejęciem łapiąc ją za ręce.- Stworzymy prawdziwą rodzinę, nasze dziecko będzie najszczęśliwsze pod słońcem.
-Dziękuję...- Przytuliła się do niego ukrywając wzruszenie jego słowami. Nigdy sobie nie wyobrażała takiej chwili...
#
Z uśmiechem na twarzy zmierzał do wyjścia, dopisywał mu bardzo dobry humor. Myślami był cały czas przy Carmen, nie było chwili, aby nie pojawiała się w jego głowie. Czuł, że już wszystko im się ułoży. Że ona już niedługo na nowo go pokocha, jak kiedyś... był tego pewien. Nie mogło być inaczej, bo ona jest jego największym szczęściem. Już nie ma nikogo, ani nic ważniejszego. Może ta miłość jest mało realna, może wydawać się dziwna, ale on w nią wierzy, bo jeszcze nigdy tak bardzo nie kochał.
Zatrzymał się na chwilę, aby westchnąć cicho z rozmarzeniem i wtedy do jego uszu dotarł głos mężczyzny z radia. Z początku nie interesowały go informacje, jakie przekazywał, aż nie usłyszał, że mowa jest o domu kultury. Szybko posklejał wszystkie fakty, co od razu wzbudziło w nim niepokój.
-Bill, daj głośniej...- Rzucił do brata, który nie bardzo wiedział o co mu chodzi. Gitarzysta z poirytowaniem wymalowanym na twarzy podszedł do odtwarzacza i sam pogłośnił audycję wsłuchując się następnie w słowa prezentera.
-...strażacy właśnie starają się ugasić pożar, nie wiadomo, co z ludźmi, którzy znajdowali się w budynku. W każdym razie sytuacja nie wygląda na...- Dalej już nie słuchał, bo dotarło do niego, co się wydarzyło. Znieruchomiał otwierając szerzej oczy.
-Tom, od kiedy ty się interesujesz wiadomościami?
-Carmen... ona tam jest...- Wykrztusił z przerażeniem w oczach i zanim jego bliźniak zdążył zareagować, chłopak wybiegł.
Nie był w stanie nawet znaleźć kluczyków od samochodu, a co dopiero prowadzić. Przestał w ogóle myśleć. Jeszcze nigdy nie czuł takiego strachu...
Wyskoczył na ulicę zatrzymując pierwszą najeżdżającą taksówkę i rozkazał kierowcy jechać pod dom kultury. Cały się trząsł. Nie mógł znieść myśli, że jego ukochana jest tam w środku, a on nie wie, co się z nią dzieje...
Już z daleka widział tłumy ludzi i kłębiący się dym, co tylko bardziej go przerażało. Rzucił taksówkarzowi pieniądze po czym bez słowa opuścił pojazd. Pierwsze, co chciał zrobić, to wbiec do budynku jednak uniemożliwił mu to strażak...
-Ja muszę! Tam jest moja narzeczona!- Starał się wyrwać, ale mężczyzna był silniejszy, a on sam był w takim szoku, że nie miał siły z nim walczyć.
-Przykro mi, nikt z tego budynku nie przeżył.- Oznajmił spoglądając na niego ze współczuciem. Jednak jego słowa nie bardzo do niego docierały.
-Słucham?- Oprzytomniał nagle patrząc na mężczyznę, jak na idiotę.
-Wszyscy spłonęli... nie zdążyliśmy nikogo ocalić.- Tym razem użył tej bardziej dosłownej wersji.
-To nie prawda!- Odskoczył od niego, jakby co najmniej miał mu zaraz zrobić krzywdę.- Carmen... ona przecież żyje... ona tam jest! Ja muszę po nią iść!
-Proszę się uspokoić. Jeżeli ktoś tam był, już go nie ma... bardzo mi przykro.- Rzekł spokojnie.
-Nie wierzę. Ona żyje, ja wiem, że...- Nie dokończył nie mogąc już wydobyć z siebie głosu. Opadł bezwładnie na kolana wpatrując się w ziemię, na którą po chwili spadły krople jego łez.- Moja Carmen...
###
Znowu coś obiecałam i nie wiem kiedy xd
ale ja wiem ;P :P1. !!! XD
OdpowiedzUsuńOjjjjj! Dobrze, że Tom powiedział Carmen gdzie był i wgl.. No ;) Sielanka na początkuu! Tylko źle, że nie powiedziała mu o tym facecie. Ale koniec to mnie przeraził! Ka.! Ty jesteś brutalna. Mam nadzieję, że Camen nie poszła w końcu tańczyć... Bo przecież ty nie możesz skończyć jeszcze tego opowiadania! I dobrze, że Dawid chce być ojcem. Mel napewno będzie łatwiej. Ciekawe jak to się skończy. ;))Jejku. Czekam na 108-ke, bo ten pożar mnie strasznie zaniepokoił. (jak większość, chyba...)PozdrawiamQueenBlack
OdpowiedzUsuńJa tego po prostu nie skomentuje... bo jestem nakręcona i wgl..ladnie, pieknie, ale ty o tym przeciez wiesz.... ;dIde pisac nową Bilblie... XDpzdr. Xd
OdpowiedzUsuńTy chyba lubisz kiedy jest dramatycznie. heheheAle podoba mi się.Mam nadzieje, że z Carmen się nic nie stało. A najlepiej, żeby w ogóle nie była wtedy w tamtym budynku. ;)Co do postepowania Davida, to bardzo mi się podoba. mam nadzieje, ze tym razem nie zawiedzie.czekam na next
OdpowiedzUsuńjezuuuu tylko nie mówcie mi że Carmen umrze o nieeea miało być tak pięknieee ;(
OdpowiedzUsuńRany! Ale się porobiło ... ja nie mogę ; oo. Aby jakoś cudownie ocalała , tak nie może być ; ((. Tylko no nie wiem co z tym facetem i Emi ... czekam na kolejny.U mnie nowy [gib-mir-luft]
OdpowiedzUsuńW du.pę misia! Nie mów mi, że zabiłaś Carmen, bo zaraz Ci zaspamuję całe GG! Rany boskie, jak przeczytałam tytuł zaczęłam się obawiać, że Tom nie potrafił się powstrzymać i pocałował Emi, a ona dostrzegła stojącą w pobliżu Carmen, ale to jest zdecydowanie gorsze. Błagam Cię, napisz, że Carmen jednak nie poszła do tego domu kultury! Przecież ona musi żyć, musi! Tak poza tym, to ja bym na jej miejscu zirytowała się, gdyby Tom przyszedł cały w perfumach innej dziewczyny, ale mam nadzieję, że na piciu się skończyło.Cieszę się, że David zdecydował się być z Melanie i zostać ojcem jej dziecka. To na pewno ją ucieszyło, razem będzie im łatwiej.Pisz szybko kolejny odcinek, bo nie wytrzymam chyba oO.Całuję ;*
OdpowiedzUsuńO.O to jakiś żart prawda.? o.O takie sobie fiku miku na patyku, coś w stylu zabawy w stary niedźwiedź mocno śpi, prawda.? o.O bo kurde, nie ma mnie trochę a tu już dom kultury się pali, Tom śmierdzi perfumami tej cipolindy Sremi, gardzi się czekoladkami, a jeszcze wcześniej wpada mamusia, stęskniona nie wiadomo jak za synkiem o.O Jezu, kota można dostać. aż strach pomyśleć co by było, jakbym zjawiła się tutaj trochę później O.O Tom wyjechałby jako misjonarz do Kambodży, Bill zabrał się za uprawę buraków cukrowych, Carmen latałaby po świecie jako żuczek [reinkarnacja mrrr <33], że o reszcie to ja już w ogóle wolę nie wspominać O.O jezusiczku.ale napiszesz, że nie wiem... wczołgała się do kanału wentylacyjnego, zrobiła podkop w okolice Missisipi, albo poszła na loda [^^] kiedy ten pożar wybuchł, prawda.? o.Obo taka stypa trochę, no chyba że powróciłaby potem jako duch bezzębnej Carmelindy z krzywym zębem ;> ach, cudowna wizja ;dJezu, ściskam, całuje i ci.ul wie co jeszcze robię, tylko dodaj żesz 108 część.! O.O ;*******
OdpowiedzUsuńi w ogóle motyw M&D mrrrrrr <3333
OdpowiedzUsuńSzczena mi opadła i nie chce wrócić na miejsce! Ja w tym momencie właśnie też przestałam myśleć... Ka. ty jej nie możesz zabić! Ba, ty nie możesz tak skończyć tego opowiadania, a właściwie to ty go wcale nie powinnaś kończyć! Uhhuuu to się nakręciłam... czekam na następny odcinek... Jesteś genialna.
OdpowiedzUsuńnie! może ona wcale tam nie poszła? mam taką nadzieje... biedny Tom :( czekam na kolejny! pozdrawiam ;***
OdpowiedzUsuńHm... Aż mi mowę odebrało. Znaczy czucie w palcach. xP Ale... Smutno mi się zrobiło na końcu. Taka wspaniała, piękna, romantyczna miłość? E. Życie po prostu niesprawiedliwe jest, no. Ale może jednak nic jej się nie stało? ^^Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUcieszył mnie fakt, że Tom był taki szczery z Carmen ;D A Emi może sobie pomarzyć tylko! Ona mnie irytuje! Świetnie, że Jost przyjął taką odpowiedzialność. To świetnie z jego strony ;) fajnie, że się pogodzili xD No i teraz normalnie, to mi serce stanęło! Ty mi Carmen nie zabijaj! Ona ma żyć! Bo ja się popłaczę! I będę miała zapaść, tak jak po zakończeniu zbieglej-ksiezniczki. Nie rób tego mi i Tomowi... ;(
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie odcinki i czuje się fajna. ^^Gott czy Tom nie widzi, że E. robi to wszystko specjalnie?Jost zachował się jak prawdziwy mężczyzna!Przesadziłaś! Aż się popłakałam! Carmen musi żyć! To nie może się tak skończyć!
OdpowiedzUsuńgrrr... kiedy nowy? -.-żadam nowego odc ! Bo u mnie już jest ;PP .Zapraszam:* www.th-th.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń