środa, 27 stycznia 2010

108.'Nie, no spoko, możesz zostać i popatrzeć...'

 

Szłam wraz z Amelią do domu kultury, uparła się, że chce popatrzeć jak tańczę. Przed tym jeszcze wyciągnęła mnie na kawę i ciasto, nie mogłam jej odmówić. I w sumie... nie żałuję, bo to co zobaczyłam, gdy dotarłyśmy na miejsce przeszło moje wszelkie wyobrażenie. Z domu kultury zostały same gruzy... a wokół było pełno zszokowanych ludzi, którzy wyglądali, jakby ktoś zabrał im powietrze.

-O mój Boże... to chyba sobie dzisiaj nie potańczysz..- Mruknęła brunetka patrząc z niedowierzaniem w to samo miejsce co ja. Byłam w szoku. - Ty... a jak ty byś tak tam była?! Przecież... to... Boże... ale fart.

-Ty mi życie uratowałaś.- Spojrzałam na nią, na co zamrugała powiekami.

-A no...możliwe... wiesz, miałam dzisiaj takie przeczucie, że muszę z tobą pogadać i masz! Dobrze, że go posłuchałam.

-Zadzwonię do Toma...

-Chyba nie musisz...- Stwierdziła wskazując na chłopaka klęczącego na ziemi. Od razu go rozpoznałam. Boże, co on tu robi? Pewnie myślał, że tam jestem... przecież mówiłam mu, że będę. Nie zastanawiając się dłużej zostawiłam Amelię i ruszyłam w jego stronę. Nie był chyba w najlepszym stanie...

-Tom...- Położyłam mu rękę na ramieniu zwracając na siebie jego uwagę. Uniósł głowę spoglądając na mnie mokrymi od łez oczami, po czym podniósł się gwałtownie. Nie bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać, jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Musiał być w większym szoku ode mnie...- Kochanie...

-Carmen...- Szepnął wpatrując się we mnie.- Mówiłaś, że tam będziesz... ja... oni powiedzieli mi, że nie żyjesz...że wszyscy nie żyją... myślałem, że to koniec...- Wstrząsnęły mną jego słowa.

-Tom, skarbie...przepraszam...- Przytuliłam się do niego mocno. Nie wyobrażam sobie, jak on musiał się czuć. Przecież tak bardzo mnie kocha. Już nie mam najmniejszych wątpliwości, że jestem dla niego wszystkim... a on dla mnie. Tak, jest dla mnie wszystkim...chyba...może już go kocham....pamiętam to uczucie, które zawsze mi przy nim towarzyszyło, pamiętam... i czuje...- Spotkałam Amelię i poszłam z nią... nie miałam pojęcia, że coś się stało...

-Boże, tak bardzo się bałem...- Ścisnął mnie mocniej w swoich ramionach. Poczułam się taka potrzebna, tak bardzo kochana, jak jeszcze nigdy. I jest mi głupio, że dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak wiele nas łączy. Jak bardzo jesteśmy sobie potrzebni i ile dla siebie znaczymy. Bo wiem, że na jego miejscu byłabym w takim samym stanie. I czuję, że z każdą chwilą wszystko wraca. Wraca Carmen, o której zapomniałam...

-Jak ja was kocham...- Ciszę między nami przerwało łkanie Amelii, która nie wiedzieć czemu była zalana łzami. Oderwaliśmy się od siebie patrząc w jej stronę.

-My też cie kochamy...- Zaśmiałam się i przygarnęłam ją do siebie przytulając.

-Jesteś niesamowita, dziewczyno!- Tom, dołączył do nas, czy powinnam być zazdrosna? Może nie w tej sytuacji i nie o Amelie...

Zapewne nie wyglądaliśmy zbyt normalnie, ale teraz mało nas to obchodziło. To trochę egoistyczne z naszej strony, bo w ogóle nie myślimy o tych, którzy tam zginęli, a przecież mogli tam być moi znajomi... jednak mimo wszystko jestem cholernie szczęśliwa, że mnie tam nie było. Że mam taką roztrzepaną przyjaciółkę, jak Amelia i cudownego mężczyznę, jak Tom. Ja chyba go kocham... normalnie kocham! I miałabym to wszystko stracić? Nie wyobrażam sobie...

-Wiecie, co? Chodźmy stąd, już nie chce oglądać tego miejsca.- Skwitował po chwili gitarzysta i złapał mnie za rękę przy okazji całując w czoło.

-Chętnie bym z wami poszła, ale muszę wracać do siebie... umówiłam się, a nie wyglądam najlepiej, cała się rozmazałam...- Brunetka skrzywiła się wyciągając z torby chusteczki.- A to wszystko przez was bo jesteście tacy słodcy...

-Co w nas słodkiego?

-Wszystko. Jesteście dla siebie stworzeni normalnie...- Uśmiechnęła się do nas promiennie.- Uciekam już... uważajcie na siebie.

-Jasne, ty też.- Pożegnaliśmy się, Amelia poszła w swoją stronę, a ja z Tomem ruszyliśmy do domu...

Po całym zdarzeniu Tom, nie wrócił już do studia. Powinnam chyba czuć się winna, ale jakoś nie mam wyrzutów. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że mam go tylko dla siebie. I jesteśmy sami. Tak, lubię być z nim, sam na sam... i szczerze... mam ochotę iść z nim do łóżka. Jeszcze nie dawno wolałam z tym poczekać, ale teraz... nie no, on za bardzo mnie pociąga. Mogłabym go zgwałcić, ha. Ale nie muszę, on jest mój. Wyłącznie mój.

-Tom...- Uśmiechnęłam się do niego słodko.- Bo tak sobie myślę, że skoro jesteśmy sami...

-Hm? Co tam ciekawego wymyśliłaś?- Oplótł mnie rękoma w pasie przyciągając do siebie z chytrym uśmieszkiem. Chyba nie tylko ja mam dzisiaj kosmate myśli...

-W sumie, nic oryginalnego.- Wyszczerzyłam się.- Ale... chciałabym się z tobą kochać...- Nie ma to jak moja konkretność. Jestem po prostu genialna.

-Ym... tak teraz?- Zdziwił się lekko, ale nie wierzę, że nie myślał o tym samym. Jego uśmiech mówił sam za siebie. A może ja sobie coś uroiłam?

-Teraaz.- Potwierdziłam całując go w usta, aby być bardziej przekonującą.- Chyba, że ty nie masz ochoty...

-Szczerze mówiąc... już od dawna, o niczym innym nie myślę. Brakuje mi twojej bliskości...- Wyznał niewinnie.

-Więc musimy dużo nadrobić.- Skwitowałam z entuzjazmem i pociągnęłam go w stronę schodów. Czy ja jestem napalona? Niee... ja po prostu mam swoje potrzeby, a Tom bez problemu może je zaspokoić... tak, w to nie wątpię. Chce sobie przypomnieć jak to jest uprawiać seks z gitarzystą Tokio Hotel, a jednocześnie mężczyzną, który mnie kocha i którego kocham ja. Ja go kocham! Zapomniałam mu o tym wspomnieć... ale to nic... nadrobię to, później...

Zamknęłam za nami drzwi od sypialni i natychmiast wpiłam się zachłannie w jego słodkie usta, a moje ręce same powędrowały pod jego koszulkę. Przeszedł mnie dreszcz, gdy czułam jego ciepły tors...

Nasze namiętne pocałunki, jak dla mnie mogłyby trwać wiecznie, ale Tom chyba nie ma tyle cierpliwości. Mimo wszystko nie oderwał ode mnie swoich ust, to mu wcale nie przeszkadzało, aby poprowadzić nas na łóżko. Już po chwili czułam pod sobą miękki materac i jedwabną pościel, na którą opadłam. Nie wiem, jak on to robi, że już same pocałunki doprowadzają mnie do szału... w międzyczasie, kiedy między nimi łapaliśmy oddech, zdjął z siebie koszulkę pozwalając mi napawać się widokiem jego wspaniałego torsu. Tym razem to jego ręce błądziły pod materiałem mojej bluzki, sprawiając, że robiło mi się niesamowicie gorąco. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu pozbędziemy się tych zbędnych nam ubrań. Od zerwania ich z nas powstrzymywały mnie jedynie jego gorące pocałunki, którym nie mogłam się oprzeć. Nie, my wcale nie musimy doprowadzać tego do końca... ja i bez tego będę miała orgazm...

On się nade mną po prostu znęca. Jego usta doprowadzają mnie do obłędu, a on wcale nie zamierza przestawać... gdy zostawił moje usta w spokoju przeniósł się na szyję, potem na dekolt... podwinął mi do góry bluzkę i obdarowywał pocałunkami mój brzuch, a ja wiłam się pod nim z podniecenia, jakie mnie rozpierało...i chciałam więcej. Cały czas było mi mało... i nie mogłam wytrzymać tej zabawy. Pragnęłam go całą sobą... każdą częścią mego ciała i umysłu...

-Carmen! Tom!?- Nagle czar prysł, gdy dotarło do nas czyjeś wołanie. Tylko nie to...- Gdzie jesteście!?

-Szlag, co on tu robi...- Mruknął z niezadowoleniem Tom i zszedł ze mnie z rezygnacją opadając obok. I koniec przyjemności, a jeszcze nawet dobrze się nie rozkręciliśmy...może to i lepiej, tak na pewno lepiej... bo jakby zaszło to dalej, nawet Bill by mnie nie powstrzymał.

Nie minęła minuta, jak po pokoju rozległo się pukanie. Teraz nie miałam wątpliwości, że to Bill. Od wypadku zawsze puka.- No właź.- Rzucił gitarzysta i oboje wlepiliśmy wzrok w drzwi, w których stanął czarnowłosy.

-Do diabła, czy ty w ogóle myślisz?!- Od razu naskoczył na brata i nie bardzo wiedzieliśmy o co mu chodzi...- Myślisz, że tylko ty się możesz martwić o Carmen?! Powiedziałeś, że jest w tym cholernym domu kultury i wybiegłeś, nawet nie raczyłeś zadzwonić!

-Nie pomyślałem...

-Spokojnie, Bill. Nic mi nie jest, nie było mnie tam...- Wyjaśniłam i wstałam poprawiając bluzkę.

-Teraz już wiem, ale... co ja miałem myśleć, jak Tom powiedział, że tam jesteś, a w radiu mówili, że nikt nie przeżył...- Patrzył na mnie wielkimi oczyma, jakby jeszcze nie dowierzał, że żyję.

-Na szczęście nic mi się nie stało. Masz racje, Tom powinien był do ciebie zadzwonić, ale już trudno. Nie złość się.- Położyłam mu rękę na ramieniu, aby się uspokoił, a on przytulił się do mnie, co mnie trochę zaskoczyło. Nie wiedziałam, że im wszystkim tak na mnie zależy...

-Cieszę się, że cię tam nie było...

-No już wystarczy tych czułości.- Tom wręcz wyrwał mnie z jego objęć przyciągając w swoją stronę z oburzoną miną.- Skoro już wszystko jasne, możesz nas teraz zostawić samych...

-Samych? Po co?- Wokalista spojrzał na niego krzywo.

-Nie, no spoko możesz zostać i popatrzeć... nie mamy nic przeciwko w sumie...- Zironizował a ja szturchnęłam go łokciem w bok posyłając karcące spojrzenie. Co on w ogóle... czy wszyscy muszą wiedzieć, że mamy zamiar się kochać...- No, co?

-Aaa... ja wam przeszkodziłem? Sorry... nie wiedziałem... ale żeby tak w biały dzień?- Wycofał się do wyjścia.- Już mnie nie ma, miłej zabawy.- Rzekł na koniec, po czym wyszedł zostawiając nas samych.

-Tom, czy ty musisz być taki... bezpośredni?

-Bezpośredni? Przecież nic takiego nie powiedziałem...

-Nic, a jednak doskonale wiedział o co ci chodzi.- Stwierdziłam niezbyt zadowolona tym faktem.

-Oj tam, przecież to rodzina...

-Ale mimo wszystko jest to dla mnie krępujące...- Zakomunikowałam. Tak, wiem, że to dziwne... ale wolałabym, żeby to co dzieje się w naszej sypialni zostało między nami.

-Oj no dobrze już kotku, przepraszam...- Pocałował mnie w policzek.- Ale możemy już wrócić do tego, co zostało nam przerwane?

-Jak najbardziej.- Uśmiechnęłam się do niego wyrażając zgodę. Mimo tego, że Bill nam przerwał i tak nie straciłam zapału. Wręcz przeciwnie, teraz miałam jeszcze większą ochotę...


#


Uśmiechając się pod nosem podążył do drzwi, aby otworzyć. Był bardzo zaskoczony widząc przed sobą swoją dziewczynę. Nie, żeby mu to przeszkadzało, nawet przeciwnie, ucieszył się, ale po prostu nie spodziewał się jej wizyty. Przecież była ostatnio taka zapracowana, ledwo znajdywała chwilę, aby do niego zadzwonić. Można powiedzieć, że miała więcej pracy, niż on sam.

-Bill? Co ty tutaj robisz?- Wypaliła na wstępie, co go nieco zszokowało. Takiego powitania, to już na pewno się nie spodziewał i to od kogokolwiek, w końcu to jego dom.

-Jak to co?- Zmarszczył brwi patrząc na nią z niezrozumieniem.

-No bo myślałam, że ciebie nie ma... bo ja do Carmen przyszłam.- Wyjaśniła orientując się, jak musiały zabrzmieć jej wcześniejsze słowa. Była bardzo zdenerwowana i trochę przestała myśleć...

-Ale Carmen... jest zajęta teraz. Więc może jednak do mnie przyjdziesz?- Zasugerował.

-Jasne... przepraszam...- Uśmiechnęła się przepraszająco i cmoknęła go w usta.- Trochę jestem dzisiaj dziwna...- Przyznała i weszła do środka kierując się do salonu.

-Właśnie widzę. Stało się coś?- Zamknął drzwi i podążył za nią spoglądając z troską w jej stronę.

-Nie... a właściwie... odeszłam z pracy!- Okrzyknęła siadając na kanapie. Jeszcze cała wrzała w środku. Wokalista teraz kompletnie nic już nie rozumiał. Ten dzień jest zdecydowanie zbyt emocjonujący, jak dla niego. Wszystko go zaskakuje, albo martwi.

-Jak to?

-Normalnie. Miałam już dosyć...- Westchnęła z rezygnacją.

-Ale myślałem, że sobie radzisz...

-Radziłam, było nawet fajnie... ale szef.. mam go dość! On się do mnie dobiera Bill!- Wyznała tonem męczennicy, co już w ogóle przeszło jego najśmielsze oczekiwania.

-Co?! Co to znaczy!?

-No... jak to, co znaczy...

-Zrobił ci coś?!

-Nie...

-Nie?

-Nie!- Zaprzeczyła głośno i wyraźnie.- I uspokój się, bo wyglądasz, jakbyś miał zaraz kogoś zabić tym swoim wzrokiem.

-Więc, jak się do ciebie dobierał?- Opanował swoje nerwy i zajął miejsce obok blondynki oczekując sprawozdania. Nie mógł uwierzyć, że ktoś chciał mu odbić dziewczynę. I to zapewne w jakiś okropny sposób. Do tego, to był człowiek, któremu ufał. Nie pomógłby jej znaleźć tam pracy, jakby go nie znał...

-No podrywał mnie, cały czas wykorzystywał każdą okazję, aby ze mną być i jeszcze nalegał na spotkania poza pracą... w końcu skończyły mi się wymówki, a bałam się, że jemu też się to znudzi i zacznie robić coś gorszego, dlatego nie wytrzymałam i powiedziałam, że odchodzę.- Wyrecytowała z wielkim przejęciem.- Jeszcze nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło...to jest obrzydliwe.- Skrzywiła się i przytuliła do niego.- Ja się chyba do niczego nie nadaje...

-Jesteś po prostu taka śliczna, że nikt nie może się oprzeć twojemu urokowi.- Skwitował z uśmiechem.- Bardzo dobrze, że zostawiłaś tę robotę. Zasługujesz na coś więcej...- Pocałował ją w czoło. Jego słowa bardzo ją motywowały, a przede wszystkim cieszyły. Przynajmniej on jeden ją ceni. Choć to chyba oczywiste, skoro jest jego dziewczyną...- Niedługo zaczniesz studia, a tymczasem możesz wprowadzić się do mnie.

-Bill, rozmawialiśmy już o tym.- Skarciła go wzrokiem.- I chyba ustaliliśmy, że mieszkam z koleżanką.

-Ale ja nie rozumiem!- Odsunął się od niej gwałtownie krzyżując ręce na piersi, jak mały oburzony chłopiec.- Dlaczego nie? Nie wiem, co w tym złego.

-Nie ma w tym nic złego, ale nie chce żyć na twój koszt. Poza tym takie wspólne mieszkanie... to zdecydowanie za wcześnie.- Rzekła z pełnym przekonaniem. Oczywiście, że wolałaby spędzać z nim więcej czasu, ale dla niej był to zbyt poważny krok. Bała się, że przez to mogłoby się coś zmienić, co nie wyszłoby im na dobre.- Kocham cię i chce z tobą być, ale nie uważam, abyśmy byli na takim etapie, żeby dzielić jeden dom. Zresztą, nie mogę zostawić koleżanki na lodzie... opłacamy wszystko we dwie, a jakbym odeszła, to miałaby duży problem.- Dodała z nadzieją, że chłopak w końcu sobie odpuści. Nie chciała, aby za każdym razem, gdy nadarzy się okazja wracał do tego tematu.

-Ale teraz nie masz pracy, więc jak będziesz płaciła?

-Znajdę nową, na razie mam jeszcze jakieś oszczędności.- Wzruszyła ramionami, chociaż szczerze nie miała, aż tak pozytywnych wizji.

-Nie wiem, jak chcesz pogodzić pracę ze studiami i nauką, wtedy to już w ogóle nie będziesz miała dla mnie czasu.

-Ja jakoś nie narzekam na twój zespół.- Mruknęła z niezadowoleniem. Jej też go brakowało i na pewno jakby mogła poświęcałaby mu więcej uwagi, jednak dorosłe życie nie jest takie proste jak jej się wydawało. Czasem trzeba z czegoś zrezygnować, przynajmniej w jakimś stopniu.

-Super, jestem ciekaw, jak dalej będzie wyglądał nasz związek. Może w ogóle ograniczymy się do sms'ów i będziemy patrzeć na swoje zdjęcia. Jak szaleć, to szaleć!

-Nie wiem, o co ci teraz chodzi.

-To szkoda.- Burknął w dalszym ciągu nie zmieniając swojej pozycji, która okazywała jego obrażenie na cały świat.

-Będzie lepiej, jak już sobie pójdę.- Podniosła się i nawet na niego nie patrząc ruszyła do wyjścia.- Cześć!- Rzuciła przed wyjściem, a potem mógł już tylko usłyszeć charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi. Jednak nie zrobiło to na nim wrażenia. Nawet nie drgnął, a jego mina nadal była naburmuszona, jak u pięciolatka.


###

 

Wiem, że wiedzieliście, że tak będzie... bo ja nie zabijam swoich bohaterów haaa xd Przynajmniej niektórych xd Poza tym to jeszcze nie koniec, więc Carmen ma czas na śmierć ^^

To tyle z mojej strony ;D

pozdrawiam ;*

 

 

15 komentarzy:

  1. jestem pierwsza! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. druga xd...?Pięknie.Ale Bill to naprawdę ma wyczucie, no xddJak mi się to miło czytało. Jak to dobrze, że oni już są razem RAZEM xddAle Bill z (skleroza nie boli, nie pamiętam xd) swoją dziewczyną to naprawdę się dziwnie zachowuje. Jak to tak można. Przecież ten jej były szef siędo niej dobierał, a Bill tak reaguje. No nie! xd.Ale dobrze, że puka xddCzekam na nowe; pPaa ;)PozdrawiamQueenBlack

    OdpowiedzUsuń
  3. No kurcze... Bill znow wyszedł na chama... i znow bede przezywac...Carmen wymiata!Kocham ją XDi... przypomina mi ciebie XDszczególnie z tym "moj i tylko mój" XDco ja mam ci więcej napisac... ehh? XDdobra, tyle wystarczy ^^ XDpzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. hura ;D i dobrze, że nic jej się nie stało ;)) biedny Tom, tyle wycierpiał... ;) świetny rozdział ;) pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. ONA ŻYJE !! . ;D :Dwiedziałam ^ ^ Ale niech Bill się z nią niekłuci :( A bedzie z tego dzidzia? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ŁaaaŁ.... Tyle ode mnie na temat tego odcinka ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super. ;)Dobrze, że w tym czasie, gdy to wszystko się paliło i w ogóle, Carmen tam nie było...no i kiedy zobaczyła Toma, a później to wszystko, co się tam działo, to rzeczywiście on ją kocha. No i jak ona to stwierdziła, to musi być to prawda.Szkoda tylko, że w najlepszym dla nich momencie pojawił się Bill, ale cóż, zdarza się. Z resztą. Oni zapewne ze dwojoną siłą wszystko nadrabiali. ;)No i co dalej z Billem i ""jego"" dziewczyną. Chyba nie będą kłócić się o taką błahostkę ?czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  8. AAAAAAAAAAAAAAA.! nosz w du.pę szaranowicza, niech ja Cię wyściskam mordo Ty moja nooo ;*****. wiedziałam wiedziałam wiedziałam, a i tak się teraz jaram jak osieeeeł O.O mrrr <3333 naprawdę, ale to naprawdę podoba mi się ta notka O.O jezuu nawet tego Billa PRZERYWAJĄCEGO W NAJLEPSZYM MOMENCIE jakoś mogę zdzierżyć o.O martwił się bidulinka, no co można na to poradzić o.O jaa o rzeczach +18 nie chcę słyszeć.! nie dzisiaj o.O bo głu.pi, patison mój brat obudził mnie w NAJLEPSZYM MOMENCIE mojego GENIALNEGO snu o.O myślałam, że go puszczę z wiatrem przez okno o.Oaaaaa czyli co.? nowa jutro.?dzisiaj.?!ach Ka, ale Ty nas rozpieszczasz ^;**************

    OdpowiedzUsuń
  9. hopeinheart@amorki.pl28 stycznia 2010 17:31

    Kurczę, no! Masz szczęście xD. Jakbyś zabiła Carmen, to chyba bym Cię też zabiła, bez kitu ^^ Biedny Tom, pewnie się załamał, jak pomyślał, że jego ukochana zginęła w tym pożarze... Jak to dobrze, że zjawiła się Amelia! Bóg wie jakby się to skończyło. Mmm, jak Carmen napalona, kurde xD Ale jakbym miała takiego faceta przy swoim boku, to też bym się chyba nie umiała powstrzymać ;P I cieszę się, że ona w końcu znów poczuła, że go kocha...Dobrze, że Sara rzuciła tą pracę, bo skoro ten jej szef jest taki obleśny i zachowywał się w taki sposób, to najlepiej trzymać się od niego z daleka. Ja tam Sarę rozumiem, nie chce, żeby Bill ją utrzymywał, bo chciałaby zachować trochę samodzielności, ale może faktycznie wspólny dom ze swoim chłopakiem by jej pomógł?Pozdrawiam ;**Julk@

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaaaaa. Nie no ja jestem cudowna oO. Całkowicie zapomniałam o ostanim odcinku oO. Powinnaś mnie zrzucić z prapetu bez kitu. Ale, ale, ale. Jak przeczytałam poprzedni odcinek...! Normalnie aż mnie wcieło oO. Chyba Bóg nade mną czuwał i pozwolił mi zapomnieć o ostatnim odcinku, żebym w oczekiwaniu na kolejną nie padła na zawał xD. Jezu, jak dobrze, że nie ubzdurało Ci się nic ze śmiercią afff... Nie wiem jakbym to przyjęła ? oO.A ten odcinek to juz w ogóle genial.! Amelie od dziś ubóstwiam, jest dla mnie niczym Batman bohater oO. Naprawdę całować ją po rękach.Carmen jaka naplona mrrr xD. Słodko wręcz. ( O i tu się zgadzam z bohaterką xD, Carmen i Tom są słodcy^).Bill nie ma wyczucia, weeeź-.- No, ale okej martwił się, co zrobić oO. Każdy na jego miejcu pewnie ta by postąpił xD.No, ale na końcu Bill pojechał... Pfff-.- Obrażonego buraka będzie zgrywał.! Jej argumenty do mnie przemówiły.! Powinien ją zatrzymać, a nie siedzieć jak oburzony buraczek;> Pf.Podobało mi się.! <3 Czekam na next.! xD:*:*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach, jaka gorąca i romantyczna scena w połowie rozdziału. ^^ A ten początek... No cóż. Tak myślałam, ale to dobrze. Cieszę się razem z nimi, że Carmen żyje. xDKońcówka... No cóż. Wspólne mieszkanie faktycznie trochę by zmieniło. Ale może faktycznie jest to jakieś rozwiązanie, w końcu przynajmniej by się widywali codziennie. No nic. Mam nadzieję, że się pogodzą.Świetny rozdział, pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  12. u mnie coś nowego :) Zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. ~AgaTom / eroTOManka31 stycznia 2010 20:25

    Ooh, bardzo dobrze że jej tam nie było... Ale Bill... no ja go ukatrupię normalnie! Jak tak można przerywać, no wiecie co. Ale i tak jak czytałam moment między Tomem a Carmen to miałam mokre gacie xDDobry odcinek, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń