środa, 24 marca 2010

117.'I tak zniszczę ci ten żałosny związek.'

Byłam przekonana, że to Tom. Już od dobrej godziny chodzą mu po głowie sprośnie myśli. Bardzo mi się to spodobało... nie przeszkadzało mi nawet, że Emi leżała pół przytomna na podłodze. Miałam ją gdzieś. Odchyliłam głowę i zamknęłam oczy pozwalając mu składać pocałunki na mojej skórze... chłopak błądził dłońmi po materiale mojej sukienki, która wyraźnie mu przeszkadzała, bo w pewnej chwili jedną rękę włożył mi w dekolt zsuwając ją na pierś i jednocześnie doprowadzając mnie tym do stanu podniecenia, wolną rękę natomiast wsunął pod sukienkę masując moje udo. Napierałam plecami na jego tors poddając się pieszczotom, było mi cudownie... chciałam zrobić z nim to tu i teraz, bez względu na wszystko. Co z tego, że to miejsce publiczne... rozpalił wszystkie moje zmysły... Już zupełnie przestałam myśleć. Chciałam tylko więcej... a gdy poczułam, jak jego dłoń przekracza granicę moich majtek, myślałam, że za chwilę zerwę z siebie i z niego ubrania. Jednak w pewnej chwili wrócił mi zdrowy rozsądek, bo coś było nie tak... poczułam paznokcie... a najważniejsze, nie czułam kolczyka w wardze, który powinnam czuć!

Natychmiast podniosłam powieki i z przerażaniem odskoczyłam od chłopaka, którym okazał się być... Bill! Patrzyłam na niego jak na ducha, a on stał ze zdezorientowaną miną i wpatrywał się we mnie zawzięcie.

-Chybaaa mnie... terazz nie zostawisz?- Wybełkotał mrugając powiekami. Boże, co alkohol robi z ludźmi... co ja w ogóle zrobiłam? Jak mogłam do tego dopuścić... przecież prawie zdradziłam Toma z jego bratem! W dodatku... podobało mi się! To jest niedorzeczne. Jak mogłam nie wyczuć alkoholu!? Przecież on jest nawalony.

-Jasne że nie.- Stwierdziłam wzdychając ciężko. Poprawiłam swoją sukienkę i podeszłam do niego chwytając go za ramię.- Idziemy do domu.

-I tam będziemyyy się pieprzyć do ranaa?

-Ehe...- Mruknęłam i poprowadziłam go do Toma. Sama sobie z nim nie poradzę.. nie ma to jak pijany, napalony Bill... po prostu nie wierzę.-Tom...pomóż mi.- Zwróciłam się do chłopaka, który natychmiast podniósł się z miejsca przejmując ode mnie swojego bliźniaka.

-Ej... ale ja chce się kochać z Carmen, a nie z tobą...- Oburzył się czarnowłosy, na co Tom się zdumiał.

-Ale żeś się schlał.- Skrzywił się i pociągnął go do wyjścia, a ja podążyłam za nimi. Miałam małe wyrzuty sumienia... naprawdę nie wiem, jak mogłam nie rozpoznać, że to był Bill, a nie mój Tom... no ale skąd miałam wiedzieć, że Billowi strzeli coś takiego do łba? Przecież zawsze tylko Tom mnie dotykał...

Wsiedliśmy do samochodu, Bill nieco się opierał, ale Tom i tak go wepchnął. Siedział pomiędzy nami i teraz wyraźnie czułam woń alkoholu. Po co on tyle pił? Nie dość, że będzie miał kaca, to ja się teraz źle czuje przez to całe zdarzenie...

-Ale jesteś piękna... uratowałaś mnie przed kosmitą i terazz będziesz ze mną...- Wokalista oparł głowę o moje ramię i objął mnie rękoma w pasie przytulając się do mnie.

-Ehm... nie ma tak dobrze.- Tom odciągnął go ode mnie.- Zamienimy się miejscami...

-Ale ja nie chce!- Zaprotestował głosem małego chłopca.- Ja chce tylko Carmen...

-Bill, nie przeginaj bo cie skrzywdzę.- Zagroził poważnym tonem i złapał go za ramiona trzymając w bezpiecznej odległości ode mnie. Nie chciałam się już odzywać, miałam dosyć wrażeń, jak na tą noc... było mi naprawdę głupio... nie wiem, co by było, jakbym w porę się nie zorientowała, że to nie Tom. Myślę, że mimo wszystko bym się opamiętała, ale to nie byłoby takie proste wbrew pozorom, przecież w takim momencie zupełnie przestaje się myśleć, a liczy się tylko przyjemność.

-Ale ja tylko... Toom, ja tylko będę się z nią kochał... ale weź ty nic nie mów mojemu bratu...- Powiedział szeptem, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. On już w ogóle nie kontaktuje z rzeczywistością. Biedactwo...

Dojechaliśmy do domu bez większych problemów. Wyciągnęliśmy Billa z auta i z niemałym trudem poprowadziliśmy go do środka, chłopak sam ledwo trzymał się na nogach. Jutro będzie miał wielkiego kaca... współczuję.

-Zaprowadzę go do pokoju...- Zadeklarowałam widząc, że czarnowłosy nie raczy się ode mnie odkleić. Tom, skinął tylko głową, a ja ruszyłam do sypialni Billa. Był chudy, ale i tak musiałam się nieźle namęczyć. W rezultacie wylądowałam razem z nim na łóżku...

-Carmen...- Przyciągnął mnie do siebie mocno.- Nie możesz mnie zostawić...

-Jesteś pijany, opamiętaj się...- Mruknęłam odsuwając się od niego tym samym unikając zetknięcia się z jego ustami.

-Ale kocham cię... zostań ze mną...- Objął mnie przytulając się do mojego brzucha. Nie miałam już siły protestować. Położyłam się obok niego pozwalając mu, aby się do mnie tulił... w końcu to nic takiego...- Jesteś najlepszą kobietą na ziemi...

-Śpij już...- Głaskałam go po włosach i nuciłam cicho jakąś melodię, aby ułatwić mu zasypianie. Jeszcze nie widziałam go w takim stanie... to było dla mnie coś nowego i zaskakującego. Poza tym... to wszystko co mówił, było takie dziwne... wiem, że jest pijany i plecie co mu przyjdzie do głowy, ale mimo wszystko...

Zostałam przy nim, aż zasnął i wróciłam do Toma, który również już spał. Uśmiechnęłam się na jego widok i przykryłam go kołdrą, sama udając się do łazienki. To były męczące urodziny... chyba nie tak miały się skończyć, ale cóż...


#


Rano obudziły mnie czyjeś głosy, nie słyszałam ich zbyt wyraźnie, ale wystarczająco, aby mnie to drażniło i nie pozwalało spokojnie spać. Przetarłam zaspane oczy i chciałam się podnieść, jednak uniemożliwił mi to Tom, który spał smacznie z głową na moim brzuchu i obejmował mnie mocno rękami. Nie miałam serca go budzić. Westchnęłam tylko cicho i położyłam głowę z powrotem na poduszce. Zsunęłam rękę na jego nagie plecy drapiąc go po nich delikatnie, to było jedyne ciekawe zajęcie na tą chwilę.

-Nie mów tak głośno bo mi głowa pęka...- Usłyszałam głos Billa, prawdopodobnie stał za drzwiami.- Oni śpią teraz... i w ogóle nie wiem na jakiej podstawie twierdzisz, że to Carmen...

-Ja już mam swoje podstawy!- Od razu rozpoznałam ten głos. Emi. I przypomniały mi się również wydarzenia z poprzedniej nocy... czy mogę mieć kłopoty? Nie, no. Nie ma dowodów!

-Nie wyglądasz tak źle w sumie...

-Zamknij się.- Fuknęła, a po chwili drzwi naszej sypialni otworzyły się z rozmachem i ujrzałam wściekłą blondynkę, patrzyła na mnie jakby chciała mnie zabić.

-Puka się, a ja ciebie nie zapraszałam.- Mruknęłam obojętnie spoglądając na Toma, który nadal spał.

-Myślisz, że wygrałaś?- Skrzyżowała ręce na piersi patrząc na mnie wyzywająco.- Więc, grubo się mylisz. Włosy mi odrosną, ale związek odrasta znacznie wolniej.- Dodała nie spuszczając ze mnie swojego wzroku. Czy to była groźba?

-Nie boję się ciebie, nie jesteś dla mnie żadnym zagrożeniem. Jesteś zbyt słaba, aby walczyć z czymś tak potężnym jak miłość.- Oświadczyłam z pewnością w głosie. Ani trochę się nie przeraziłam. A może powinnam?

-Nie będę z nią walczyć, wiem, też że jej nie zniszczę... ale nie łatwo jest ją oczyścić.

-Co to ma znaczyć?

-Szczęścia życzę.- Rzuciła nie odpowiadając na moje pytanie i posyłając mi swoje ostatnie ironiczne spojrzenie wyszła. Serce, zaczęło mi mocniej bić, poczułam nagły lęk. To było okropne... nie mam pojęcia, co ona chce zrobić.

-Czego ona chciała?- W drzwiach stanął Bill, który wyglądał fatalnie, jak nigdy. Będzie miał nauczkę na całe życie...- Twierdziła, że obcięłaś jej włosy...- Podrapał się po głowie patrząc na mnie. Ja tylko roześmiałam się pozostawiając to pytanie bez odpowiedzi.

-Czy ja już nie mogę się wyspać we własnym domu?- Nagle poczułam, jak Tom podnosi głowę i zaspanym wzrokiem lustruje cały pokój zatrzymując się na Billu.- Mógłbyś odłożyć swoją wizytę na kiedy indziej?

-No już idę... ale jest już jedenasta.- Stwierdził czarnowłosy i wycofał się na korytarz nie chcąc się narażać bratu.

-Czego on chciał?-Spojrzał na mnie. Dobrze, że nie słyszał Emi... choć może gdyby wiedział, już nigdy nie powiedziałby, że jest sympatyczną osobą.

-Nic, tak przyszedł sprawdzić czy żyjemy.- Uśmiechnęłam się do niego.- Wstajemy?

-Aleee, ty nadal jesteś moim prezentem.- Rzekł szczerząc się przy tym. Jakoś nie umiałam przejmować się wizytą Emi. Co ona może? Sądzę, że nic. A jeśli nawet coś zrobi, przecież to nie będzie nic przed czym nie będziemy mogli się obronić. Nie mam zamiaru się tym zadręczać. Jestem szczęśliwa.- Wczoraj tego nie wykorzystałem, przez Billa.

-Jeszcze masz całe życie, żeby mnie wykorzystać.- Cmoknęłam go w nos.- Zrobię ci śniadanie.

-No dobra...ale i tak jeszcze coś wymyślę.- Zapewnił mnie zadowolony, a ja wygramoliłam się z ciepłego łóżka. Posłałam mu jeszcze swój uśmiech i udałam się do łazienki.


#


Blondynka ze złością wpatrywała się w okładkę gazety, gdzie znajdowała się szczęśliwa para i wielki nagłówek zapowiadający ich ślub. Media ostatnio o niczym innym nie mówiły, a ona za każdym razem gotowała się w środku. Tak naprawdę nie chodziło jej o Kaulitza, ale o jego dziewczynę. Za wszelką cenę chciała pozbawić ją szczęścia. Chciała się zemścić, bo to przez nią, ona straciła swojego chłopaka. Wtedy też przestały się dla niej liczyć wszelkie uczucia.

-I tak zniszczę ci ten żałosny związek.- Mruknęła pod nosem i wrzuciła gazetę do kosza na śmieci. Rozejrzała się dookoła wypatrując swojego byłego partnera. Nadal łudziła się, że może jednak wrócą do siebie... choć to i tak nie zmieniało faktu, że się zemści.

Uśmiechnęła się pod nosem widząc zbliżającego się bruneta. Od razu wyszła mu naprzeciw, aby tylko ją zauważył.

-Hej.

-Emi? Co tu robisz?- Chłopak skrzyżował ręce na klatce patrząc na nią podejrzliwie.

-Chciałam się z tobą zobaczyć... wiesz, że tęsknię...

-Przestań. Już dawno nie jesteśmy razem, myślałem, że to do ciebie dotarło.- Stwierdził poirytowany.

-Ale ja cie kocham!

-Ale ja ciebie nie.- Odparł spokojnie.

-Ja nie wiem co ona w sobie ma! Wszyscy ją chcą, nawet ten durny wokalista.- Prychnęła z pogardą.- W czym jest lepsza ode mnie?

-Nie o to chodzi. Po prostu ją kocham i tyle, nie musi być wcale lepsza.- Wyjaśnił.- I jeżeli ci to jakoś pomoże, to powiem ci, że nigdy się z nikim nie zwiążę, bo tylko ją kocham. Chyba, że ona zechce ze mną być...

-Po moim trupie.- Syknęła.- Nie będzie, ani z tobą, ani z nikim innym!

-Emi, nie wariuj.- Skarcił ją lekko wystraszony tymi słowami. Wcale nie chciał, aby dziewczyna jakoś zaszkodziła jego ukochanej. Zależało mu na jej szczęściu...

-Nie daruje jej tego, że mi ciebie zabrała.- Zadeklarowała bez wahania. Jej ton był tak przekonujący, że chłopak nawet na chwilę nie uznał tego za żart.

-Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Zostaw ją w spokoju, rozumiesz?

-Nie.- Zaprzeczyła z ironicznym uśmiechem.- Pożałuje, że się pojawiła w twoim życiu.- Dodała i odwróciła się napięcie odchodząc.

-Emi! Ja nie żartuje!- Zawołał za nią. Kompletnie nie wiedział, co ma robić. Nie sądził, że jego była dziewczyna mogłaby być tak okrutna.


###


Odcinek dla tych, którzy lubią złą Emi, pewnie znajdą się i tacy ;D


Ehm... nie podoba mi się, że mam tak domyślnych czytelników ^^ xd


Tak jakoś ostatnio zapomniałam o blogach i dzisiaj mi się przypomniało, że może wypadałoby coś opublikować xd Ale ostatnio nic mi się nie chce i pisać też mi się nie chce, a za tydzień wyjeżdżam, więc... pisać raczej też nie będę, ale o ile moje zapasy mi pozwolą w weekendy będą pojawiały się odcinki, chyba że komuś powierzę to zadanie xd Choć co za dużo to nie zdrowo ;p

Jednak, póki co nadal jestem i przez święta też właściwie będę, a potem się zobaczy xd W każdym razie jak wyjadę to pewnie zauważycie, siłą rzeczy xd Ale w żadnym wypadku nie znikam! xD 


wtorek, 16 marca 2010

116.'Jesteś mój.'

 

Wszystko powoli wracało do normy. Emi, prawie na dobre zniknęła z naszego życia. Jedyne miejsce, gdzie mogliśmy ją jeszcze spotkać to studio, gdzie Tokio Hotel nagrywało płytę. Niestety musieli ją najpierw skończyć, aby ją zwolnić. Jakoś to przeżyłam, tym bardziej, że Tom już się z nią nie widuje tak jak dawniej.

Dzień naszego ślubu też zbliża się wielkimi krokami. Dzisiaj już pierwszy września, czyli urodziny bliźniaków. Zostały nam jeszcze dwa tygodnie i w sumie niezupełnie...bo tak dokładnie, to jedenaście dni. Jakby ktoś mnie zapytał, dlaczego akurat jedenasty września, nie umiałabym na to odpowiedzieć. Po prostu to był najbliższy wolny termin... a chyba zależało nam na czasie. Może nie zaszkodziłoby jeszcze poczekać, ale po co? Nie musimy mieć jakiejś specjalnej daty. Ten dzień i tak stanie się wyjątkowy, gdy tylko wymienimy się obrączkami i będziemy wspominać go każdego roku. A tymczasem, podczas gdy Tom jest w studiu- nawet we własne urodziny musiał się tam stawić, biedactwo moje... ale ja mam zamiar wieczorem mu to wynagrodzić. W sumie nie wymyśliłam do tej pory żadnego prezentu... więc pozostało mi wykorzystać pomysł siostry i schować się do tego pudła... to wcale nie jest takie głupie. Będzie miał niespodziankę! Może jeszcze oprócz tego, zabiorę go gdzieś. Ale to po imprezie... Nie tylko ja chce świętować urodziny chłopaków, są też inni. Gustav, zorganizował imprezę w klubie. Więc chyba powinnam „wręczyć się” Tomowi, jeszcze przed wyjściem. Tak, będę jego prezentem i niech sobie robi co chce. Muszę się poświęcić. To będzie przyjemne poświęcenie... ale tak bywa, gdy się nie wie co kupić chłopakowi.

Do klubu są zaproszeni wszyscy przyjaciele i znajomi, jedynie zabraknie Amelii i Andreasa, którzy od niedawna bawią się na Malediwach... naprawdę nas zaskoczyli, ale bardzo dobrze. Dziewczyna w końcu zmądrzała.

-Carmen... znalazłam ładny wisiorek, pomyślałam, że ci się spodoba.- Moja siostra złożyła mi dzisiaj wizytę. Chciała mi pomóc w przygotowaniach... a właściwie to miała taki obowiązek. To ona jest pomysłodawcą.

-Ładnyy... to prawdziwe?- Przyjrzałam się uważnie błyskotce i przyłożyłam ją sobie do szyi, aby zobaczyć, jak się prezentuje. Był ze srebra i miał na łańcuszku malutkie kryształki, ale najładniejsze było niewielkie serce, które dodawało mu uroku.

-Ale to nie dla ciebie...- Melanie, zmarszczyła brwi patrząc na mnie.- Sądziłam, że dasz to Tomowi... chyba on ma dzisiaj urodziny, nie?

-No... ja od niego też dostałam serce.- Uśmiechnęłam się pokazując siostrze swój wisiorek.- Ale ja mam tam jego zdjęcie...

-Świetne. Widzisz, twój chłopak jest bardziej pomysłowy od ciebie.

-Mój narzeczony.- Poprawiłam ją z wielką dumą.- Dam mu to... żeby nie wyjść na totalną egoistkę. Bo przecież, jak dostanie mnie w prezencie, to ja będę miała z tego mnóstwo korzyści.- Zaśmiałam się pod nosem.

-Dobra, to weź załóż tę sukienkę i zrobię ci makijaż.- Poleciła, a ja skinęłam głową i chwytając za ciemnoczerwony materiał udałam się do łazienki, aby się przygotować. Nie trwało to zbyt długo. W ekspresowym tempie pozbyłam się z siebie ubrań i włożyłam na siebie wcześniej wybraną kreację. Sukienka kończyła się przed kolanami i nie miała ramiączek, co mi w niej odpowiadało... łatwiej będzie zdjąć... ehm. Do tego jeszcze czerwone szpilki i byłam prawie gotowa.- Może posypie cie brokatem, będziesz świeciła...- Blondynka wyszczerzyła się do mnie, gdy wróciłam do pokoju.

-Ee... nie wiem... po co mam świecić?

-Żeby cię widział!

-No, zabawne.- Mruknęłam.- Rób mi ten makijaż, bo nie zdążę się schować.


#


Nie wiem, jakim cudem wcisnęłam się w pudło, które przywlekła ze sobą moja kochana siostrzyczka... nie było takich rozmiarów jakie powinno być, więc byłam niczym sardynka w puszce. I modliłam się w duchu, aby Tom jak najszybciej mnie uwolnił. Miałam niewielki otwór, aby jakoś oddychać, ale to i tak było mało, jak dla mnie. Melanie ozdobiła pudło z wierzchu i zostawiła mnie w mojej sypialni, samą! Ale spokojnie. Jestem prezentem. Jestem prezentem... tylko kiedy on tu przyjdzie? Mam nadzieję, że Melanie postara się, żeby zrobił to jak najprędzej. Liczę na nią... już mnie wszystko zaczyna boleć. Nie chcę być uszkodzonym prezentem...

Westchnęłam cicho nasłuchując z uwagą, czy ktoś nie nadchodzi. Czas mi się dłużył okropnie... byłam niemal pewna, że siedzę w tym pudle już dobre pół godziny. Uśmiechnęłam się do siebie słysząc, jak drzwi sypialni się otwierają i ktoś wchodzi. To musiał być Tom, poznałam jego charakterystyczny krok.

-Ooo... a to, co?- Teraz byłam pewna, że to on.- Eh... i po co ona mi kupiła taki wielki prezent.- Westchnął ciężko i prawdopodobnie wziął do ręki karteczkę, która była przyczepiona do kokardki, wnioskuję tak, gdyż zamilkł na moment. Więc chyba czytał... niechże mnie już stąd wypuści! Miałam ochotę się odezwać, ale nie chciałam psuć niespodzianki... mam nadzieję, że sukienka mi się nie wygniotła.-Hm... ciekawe...- Dalej prowadził ze sobą, jakże ciekawą rozmowę, a moja cierpliwość zaczynała przekraczać granice. Jak jest ciekawy, to niech otwiera, bo się uduszę.

Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam jak rozplątuje kolorowe kokardki i po chwili do moich oczu dotarło światło...- Carmen?!

-Wszystkiego najlepszego, kochanie.- Z trudem podniosłam się do pionu i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Patrzył na mnie wielce zdumiony i chyba nie bardzo wiedział, co zrobić.- Jestem twoim prezentem urodzinowym.- Dodałam jeszcze dla jasności... mógł się przecież nie domyślić, nie?

-Wariatka.- Zaśmiał się, a ja wyciągnęłam do niego ręce, aby pomógł mi wyjść i tak też zaraz zrobił, a ja uwiesiłam mu się na szyi składając na jego ustach soczystego całusa.-Moja kochana...- Przytulił mnie mocno.

-Nie wiedziałam co ci kupić...- Mruknęłam w jego koszulkę.- Ale możesz ze mną robić co tylko chcesz, aż do północy.- Zaznaczyłam zadowolona.- No i jeszcze... taki drobiazg.- Odpięłam z szyi wisiorek, który przyniosła Melanie i wręczyłam mu go.

-Dziękuję...- Pocałował mnie. Chyba był zadowolony... mam nadzieję, że go nie zawiodłam.- Jesteś ślicznym prezentem.

-Starałam się.- Uśmiechnęłam się do niego.- Musimy już iść do klubu.

-No tak, impreza... nie wypada się spóźnić na własne urodziny. Ale jestem już stary...- Zrobił zmarnowaną minę, a ja się zaśmiałam. No, naprawdę taki z niego dziadek, że w ogóle nie wiem, jak mogę być z kimś takim...- Ale nie zostawisz mnie?

-Nigdy.- Zapewniłam go z poważną miną i musnęłam jego wargi.- Chodźmy już...- Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę drzwi. Wyszliśmy z domu, na dworze już czekał na nas samochód z kierowcą. Ktoś przecież musi nas później odwieźć. Wsiedliśmy do pojazdu i po jakichś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Wszyscy już byli w środku, więc brakowało tylko nas... ale się nie spóźniliśmy, to oni przyszli wcześniej.



Impreza trwała w najlepsze. Wszyscy świetnie się bawili, ale przecież nie mogłoby być inaczej. Ja wraz z Tomem, byłam pochłonięta jakimś dzikim tańcem... cóż, ale tak bywa jak dobierze się ktoś, kto robił to prawie całe życie i amator. Jednak bardzo dobrze się z nim bawiłam, a urodziny na pewno nie są zabawą na, której trzeba się popisywać swoimi umiejętnościami. Po prostu byliśmy naturalni, a najważniejsze, że razem.

Najbardziej lubiłam tańczyć do wolnych kawałków, bo to dobry pretekst do przytulania się, a ja najchętniej w ogóle nie odklejałabym się od mojego mężczyzny. I akurat tak się złożyło, że często puszczali coś spokojnego, zupełnie jakby czytali mi w myślach. Było wspaniale. Poruszaliśmy się w rytm muzyki i jednocześnie napawaliśmy się swoją bliskością.

Mój znakomity nastrój jednak nieco przygasł, gdy moim oczom ukazał się ktoś znajomy. Najpierw w ogóle jej nie poznałam, bo zmylił mnie nowy kolor włosów, lecz bardzo szybko dotarło do mnie, że Emi zaszczyciła nas swoją obecnością.

-Co jest?- Tom, spostrzegł moje chwilowe zasępienie i spojrzał w tym samym kierunku co ja.- Carmen... ja jej tutaj nie zapraszałem, naprawdę nie wiem...

-Spokojnie...- Uciszyłam go odwracając w swoją stronę.- W porządku.- Uśmiechnęłam się do niego gładząc dłonią jego policzek.- Jesteś mój. Tylko mój i nikt mi ciebie nie zabierze.- Wyszeptałam wprost do jego ust następnie całując go z czułością.

-A ty moja.- Przycisnął mnie do siebie wtulając twarz w moje włosy. Tak bardzo go kocham... nawet obecność, tej dziewczyny nie zepsuje mi tego wieczoru. Tej nocy.- Kocham cię...

-Ja ciebie też. Chodźmy do stolika...- Złapałam go za rękę i ruszyłam w stronę stolika, gdzie siedział Bill i ta cała Emi. Pewnie już złożyła mu życzenia, a teraz czeka na mojego Toma. Cóż, nie zabronię jej.

-Hej.- Przywitała się z nami, gdy znaleźliśmy się przy nich. Ten jej durny uśmiech... aż mi niedobrze.- I wszystkiego najlepszego, Tom.- Dodała szczerząc się jeszcze bardziej. I tak mnie nie wkurzy, ja się nie dam.

-Zmieniłaś kolor włosów.- Odezwałam się z ironicznym wyrazem twarzy. Emi stała się blondynką... tak jak ja, tyle że sporo nas różni. Ona raczej należy do tego typu blondynek z kawałów.- Pięknie ci, naprawdę...

-Dzięki.- Mruknęła.- Bill, zatańczymy?- Zwróciła się do czarnego, na co on się zgodził bez żadnych wątpliwości. No nie, teraz się za Billa wzięła? Co ona sobie w ogóle wyobraża. I tak nie pozwolę jej go tknąć. Sary dzisiaj nie ma, bo się rozchorowała, ale to nie znaczy, że Bill jest sam. Ja go obronię przed tą szmatą.

-Kotku... a może wrócimy już do domu?- Tom, objął mnie ramieniem. Chętnie bym stąd wyszła, gdyby nie przeklęta Emi. Dobrze wiem, co ona kombinuje. I nie mam zamiaru pozwolić jej na zniszczenie związku moich przyjaciół.

-Zostańmy jeszcze troszkę, co?

-Jak chcesz...- Musnął mój policzek.- Ale później będę mógł wykorzystać swój prezent?

-Wykorzystać?- Zaśmiałam się spoglądając na niego.- Co ty chcesz ze mną zrobić?

-Hm... może zatańczysz na róże?

-Jeżeli chcesz... nie mam nic przeciwko, męska część gości na pewno się ucieszy.- Stwierdziłam uśmiechając się szeroko.

-O nie... nikt nie będzie cię oglądał. Jesteś tylko moja... zainstaluje rurę w naszej sypialni!- Oświadczył zadowolony ze swojego pomysłu. On naprawdę mnie zadziwia...

-Oczywiście.- Cmoknęłam go w usta.- Idziemy jeszcze potańczyć?- Zapytałam. Chciałam mieć na oku Billa i Emi, im będę bliżej tym lepiej. W ogóle nieciekawie wyszło... bo przez tą dziewczynę zamiast się dobrze bawić ze swoim partnerem będę pilnowała, żeby nie dobrała się do Billa. Eh... ale trzeba się poświęcić.

Wróciliśmy na parkiet, a ja prawie cały czas obserwowałam Billa i jego towarzyszkę. Nie było łatwo w ten sposób tańczyć, więc po kilku minutach nawet nie zauważyłam, jak przestałam się na nich skupiać. Tom skutecznie potrafił się mną zająć. Zupełnie jakby doznał nagłego przypływu energii...


Pochłonął nas taniec i zapomnieliśmy o całym świecie, nie wiem nawet jak długo bojowaliśmy na parkiecie, ale w końcu musieliśmy przestać, aby trochę odetchnąć. Byłam wykończona, ale szczęśliwa. Już dawno tak się nie bawiłam.

-Słońce, ja już mam dość...- Wysapał opadając na siedzenie i od razu opróżnił całą szklankę z jakimś drinkiem.- Wracamy?

-Dobrze... tylko skocze do toalety.- Posłałam mu swój uśmiech i skierowałam się w stronę łazienek. Mój oddech jeszcze nie zdołał się uspokoić. Dawno tyle się nie natańczyłam...

Ledwo weszłam na korytarz, a moje oczy przybrały rozmiarów pięciozłotówek. Po prostu nie wierzyłam w to co widzę...

Bill, stał podparty o ścianę, a Emi właśnie ściągała mu spodnie! Nie chce wiedzieć, co ona chce mu zrobić.. ale on nie ma nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Uśmiecha się jak głupek! Nie zwlekając dłużej podeszłam do nich i odciągnęłam tą szmatę od czarnowłosego, który nadal wyglądał na zadowolonego. Był kompletnie pijany, zresztą podobnie jak ona... co by było jakbym w porę nie przyszła?

Blondynka była bardzo zaskoczona nagłym szarpnięciem, jednak mało mnie to obchodziło. W ogóle nie myślałam, po prostu zaciągnęłam ją do łazienki i rzuciłam pod ścianę jak jakiś przedmiot. Jęknęła z bólu, ale mnie to nie wzruszyło. Mogłabym ją teraz zabić. Jednak daruję to sobie. Patrzyłam tylko na nią z wściekłością, a ona leżała pod ścianą jak jakaś kłoda. Mogłabym zrobić z nią teraz dosłownie wszystko i nikt by o tym nie wiedział. Westchnęłam tylko ciężko i odwróciłam się w stronę lustra, chciałam przemyć twarz wodą, ale mój wzrok przykuło coś metalowego leżącego na blacie. Nożyczki. W mojej głowie od razu pojawił się nowy pomysł. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem i wzięłam je do ręki, następnie podchodząc do dziewczyny. Przykucnęłam przy niej... mogłabym wbić jej te nożyczki w serce... ale zrobię coś innego. Nie minęła chwila, jak zrobiłam jej nową fryzurę. Zwyczajnie pozbawiłam ją jej długich, pięknych włosków na głowie.

Byłam wręcz dumna ze swojego dzieła. Wyglądała „wspaniale”. Chciałabym zobaczyć jej minę, gdy wytrzeźwieje. Wstałam i odłożyłam „narzędzie zbrodni” na miejsce. Nie mogłam się oprzeć, aby sobie na nią jeszcze trochę nie popatrzeć... więc stałam wpatrując się w nią z satysfakcją, czułam się cudownie. Już miałam uciec z miejsca „zbrodni”, kiedy poczułam, jak ktoś od tyłu kładzie dłonie na moich piersiach, a szyję obdarza czułymi pocałunkami...


###

 

Podoba się? xd Bo mi tak ;D A teraz coś intymnego, że tak to ujmę xd

Dla Marty :

  • Za każde słowo, każdą literkę, każdy znaczek, każdą emotikonę.
  • Za wszystkie chwile, za wszystkie emocje.
  • Za wsparcie, za sympatię, za to, że zjawiłaś się w moim życiu zmieniając jego barwę.
  • Za to, że dzięki Tobie zapominam o problemach, cieszę się z życia i dostrzegam pozytywy.
  • Za to, że mogę się śmiać i płakać pisząc z Tobą,
  • za to, że ze mną wytrzymujesz pomimo moich wad.
  • Za moje urojone dzieci.
  • Za Toma :)
  • Za troskę.
  • Za psyciatrę... xd
  • Za to, że zastępujesz mi tych, którzy powinni przy mnie być, a ich nie ma.
  • Za to, że mnie znalazłaś w tym wielkim internetowym świecie.
  • Za to, że rozpoczęłaś tą znajomość.
  • Za to, że uśmiecham się gdy słyszę dźwięk sms-a i wiem, że to od Ciebie,
  •  za to, że nie mogę się doczekać kiedy wejdę na gg,aby napisać do Ciebie.
  • Za to, że tęsknię(za Tobą oczywiście xd).
  • Za to, że się od Ciebie uzależniłam.
  • Za to, że jesteś dla mnie najwspanialszą osobą na świecie.
  • Za Twoją wrażliwość(za Twoje SERCE),
  • za każdą Twoją ceche.
  • Za to, że potrafisz do mnie przemówić.
  • Za Twoją mądrość.
  • Za to, że dzięki Tobie żyję.
  • Za to, że gdy jest źle, jesteś.
  • Za to, że gdy potrzebuje rozmowy, jesteś.
  • Za to, że gdy mam dylemat, jesteś.
  • Za to, że o mnie myślisz.
  • Za to, że zadzwoniłaś w ten jeden tak ważny dzień.
  • Za to, że dzielisz się ze mną swoimi złościami, radościami i innymi xd.
  • Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało i nigdy nikt ci nie dorówna, nawet Boski.
  • Zawsze będziesz najważniejsza.
  • A każdy twój smutek(czy radość xd), będzie moim bo choć tego nie planowałaś związałaś mnie ze sobą emocjonalnie, psychicznie i w każdy inny możliwy sposób.
  • Czy Ci się to podoba czy nie, kocham Cię xD
  • I nie wiem co jeszcze mam Ci napisać xd Jesteś cudowna o. xD To chyba najlepsze podsumowanie xd


czwartek, 11 marca 2010

115.'Tom, ja...odejdę. Rozumiesz? Albo ona, albo ja.'

 

Obudziłam się z nieprzyjemnie drażniącym bólem głowy spowodowanym wylanymi łzami wczorajszego dnia. Gdy zamknęłam się w łazience wyszłam z niej dopiero po kilku godzinach i od razu położyłam się spać.

Nie umiałam, nie chciałam... pogodzić się z myślą, że jakaś dziewczyna dotykała ust mojego Toma. Że całowała go w najlepsze nie zważając na to, że on ma mnie. Za każdym razem, gdy o tym myślę, przechodzą mnie okropne dreszcze. Boję się, że go stracę. Popełniłam błąd ufając tej dziewczynie, ale drugi raz tego nie zrobię. Nie pozwolę, aby ktokolwiek wpieprzył mi się do mojego związku. Byłam za miła. Za dobra. Chciałam pokazać jak mu ufam i jak mi na nim zależy, dlatego zgadzałam się na te wszystkie wyskoki z „przyjaciółką”. Byłam przekonana, że ona nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. A on? Przecież nigdy by mnie nie skrzywdził. Nie wykręciłby mi takiego świństwa. Ale nie musiał nic robić, wystarczy, że ona zrobiła. Tym samym trafiła na listę moich wrogów, którą założyłam wczoraj w swojej głupiej główce. Ten wypadek bardzo mnie zmienił, może jeszcze do tego przyczyniła się miłość, bo dawniej w życiu nie patrzyłabym spokojnie na to jak mój chłopak spędza czas z jakąś dziewczyną. Nadszedł czas na kolejne zmiany. Muszę ratować swój związek, bo zdrady nie wybaczę...

Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, aby wykonać poranne czynności i zrobić sobie porządny makijaż, który miał ukryć moje zmęczenie. Spojrzałam ostatni raz w lustro i odetchnęłam głęboko. Opuściłam pomieszczenie i zeszłam na dół stawiając niepewne kroki. Wiedziałam, że są w kuchni. Nie wiem w ogóle jaki ta dziewczyna ma tupet, aby po tym wszystkim jeszcze przebywać w moim domu. W sumie dom należy do Toma, może zbyt szybko sobie przywłaszczyłam do niego jakieś prawa?

-Może powinnam ją przeprosić?

-Nie radziłbym.- Zanim wkroczyłam do kuchni usłyszałam krótką wymianę zdań. Uśmiechnęłam się ironicznie pod nosem i bez słowa podeszłam do lodówki wyciągając z niej zimny sok, który wlałam sobie do szklanki. Obydwoje milczeli, czułam na sobie jedynie ich spojrzenia. Odwróciłam się w ich stronę opierając się o szafkę i powoli sączyłam swój sok. Nie mogłam patrzeć na tą szmatę. Siedziała sobie jak, gdyby nigdy nic i udawała wielce niewinną. Ale okej, mogę zagrać w tę żałosną grę.

-Zjesz śniadanie?- Tom, odezwał się niepewnie na mnie spoglądając. Zaprzeczyłam kręcąc głową. Mogłabym się do niego nie odzywać, ale to dziecinne. W sumie nie na niego jestem wściekła, choć może powinnam, bo nie wyrzucił tej dziewuchy z domu.

-Nie powinniście przypadkiem, być w studiu?- Zapytałam ledwo powstrzymując się od ironii.

-Mamy wolne...

-Ah, to pewnie macie jakieś plany. Cóż, bawcie się dobrze, a ja może zajmę się naszym ślubem, bo w końcu zostało niewiele czasu...- Odstawiłam szklankę na blat i nie zwracając na nich uwagi, wyszłam. To nie było miłe, ale nie miało być... to, że nie jestem na niego zła, nie znaczy, że nie mogę go trochę po stresować.

-Carmen...- Wyszedł za mną, więc spojrzałam w jego stronę z zapytaniem. Chyba jeszcze nigdy nie byłam wobec niego tak obojętna. Wyobrażam sobie, jak musiał się czuć... no, na pewno nie tak, jak ja wczoraj. I wcale nie twierdzę, że to z mojej strony nie jest dziecinne.- Wiesz, że to wczoraj... to nic nie znaczyło. Emi, mnie przeprosiła... nie gniewaj się już.

-Ale ja się nie gniewam, kochanie.- Stwierdziłam ze sztucznym uśmiechem.- Muszę sobie kupić pantofle na ślub i wybrać kwiaty. Zostały nam trzy tygodnie... chcesz znowu to przekładać?

-Nie...

-Więc może wraz ze swoją „świętą przyjaciółką” zajmij się przygotowaniami. Bo wypadałoby już rozesłać zaproszenia.- Oznajmiłam wpatrując się w niego uważnie.

-Czemu taka jesteś?

-Jaka? Ja tylko martwię się o nasz ślub. Bo zaczynam mieć wątpliwości, czy on w ogóle się odbędzie?

-Oczywiście, że tak.- Podszedł do mnie bliżej, ale ja się odsunęłam.

-Pójdę znaleźć te buty...- Mruknęłam i poszłam na górę zostawiając go zawiedzionego na środku salonu. Zaczynam się obawiać, czy jeszcze będę umiała zwyczajnie go pocałować...


#


-Carmen...- Siedziałam tempo wpatrując się w ekran laptopa, kiedy Tom zaszczycił mnie swoją obecnością. Miałam szukać butów, a tymczasem gapiłam się bez celu w jakąś stronę, która nawet nie była z artykułami ślubnymi.- Porozmawiaj ze mną.

-Za trzy tygodnie bierzemy ślub, a jeszcze nic nie jest gotowe...- Mruknęłam nawet na niego nie spoglądając.- To tak szybko zleciało...

-Trzeba tylko wysłać zaproszenia, reszta jest gotowa... tylko muszę sobie kupić garnitur.- Podszedł do mnie kładąc mi ręce na ramionach.- Chyba nie myślałaś, że będę czekał na ostatnią chwilę? Kochanie, ja niczego bardziej nie pragnę, jak mieć cię za żonę.- Przejechał ustami po moim policzku składając na nim delikatne pocałunki.

-Nie chcę jej tu widzieć.- Podniosłam się gwałtownie z miejsca. I mało mnie obchodziło, że mówię nie na temat.- Nie chcę jej widzieć koło ciebie. Ma zniknąć, rozumiesz? Zniknąć.- Dodałam cały czas na niego patrząc i wcale nie żartowałam. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak poważna. Nie interesowało mnie, co on ma do powiedzenia w tej sprawie. Zwyczajnie nie chce znać tej dziewczyny.

-Mówisz o Emi?

-W moim życiu nie ma miejsca dla was obydwojga. Ja wybrałam ciebie, a jeżeli ty wolisz ją... Tom, ja... odejdę. Rozumiesz? Albo ona, albo ja.- Nie było mi łatwo każąc mu wybierać, ale nie widziałam innego rozwiązania. Nie zniosłabym świadomości, że on po tym pocałunku z jej inicjatywy, nadal miałby się z nią widywać. Choć mam do niego zaufanie, nie mogłabym spokojnie funkcjonować.

-Ale... jak ja mam to zrobić... przecież ona gra z nami w zespole, nie mogę się z nią nie widywać..- Stwierdził lekko przerażony. Wyraźnie przejął się tym co powiedziałam i słusznie. Bo jeżeli za chwilę powie mi, że nie zakończy tej znajomości, spakuję torbę i wyjdę.

-Zwolnij ją.- Odpowiedź była prosta.

-To nie zależy ode mnie...poza tym ktoś musiałby ją zastąpić.

-Wrócę do was, tylko ją zwolnij!- Traciłam już cierpliwość. Nie rozumiem, dlaczego on tak to przeciąga. Dlaczego nie powie, że tak zrobi. Woli ją ode mnie?

-Dobrze...będzie, jak chcesz.- Rzekł po chwili lekko przyciszonym głosem. I nie, wcale nie zrobiłam wielkiego szumu wokół niczego. Dobrze, wiem, że ta dziewczyna by sobie nie odpuściła.

-Dziękuję.- W głębi odetchnęłam z ulgą. Ona musi zniknąć, po prostu musi.- Cieszę się, że jestem dla ciebie ważniejsza...

-Jesteś najważniejsza.- Ujął moją twarz w dłonie i ucałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się do niego trochę niewyraźnie, ale za to szczerze.


#


Brunetka z ulgą zatrzasnęła za sobą drzwi i czym prędzej podążyła w stronę samochodu przy, którym czekał na nią Andreas. Uśmiechnęła się do niego szeroko wręczając mu swój bagaż.

-Tak mało?- Zdziwił się. Spodziewał się raczej kilku potężnych walizek.

-Po co mi więcej na plaży? Jak coś będę chodziła nago.- Puściła mu oczko.- Ale już myślałam, że nie wyjdę... moja matka oszalała, marudziła cały dzień, aż nie wywaliłam jej na stół, swojego dowodu osobistego, książeczek zdrowia, kremu do opalania i paczki prezerwatyw.- Przewróciła oczami wyliczając przedmioty.

-E... a po co prezerwatywy?

-Moja mama uważa, że jadę tam, żeby uprawiać dziki seks z Malediwczykami i ona nie chce zostać babcią.- Oświadczyła z pełną powagą.

-Czemu z Malediwczykami, a nie ze mną?- Zmarszczył brwi czując się nieco urażonym. W końcu, to on z nią jedzie.

-Ciebie uważa za grzecznego chłopca i jest pewna, że mnie nie tkniesz.- Wbiła mu wskazujący palec w klatkę piersiową.

-Ahaa...

-I nie tkniesz mnie?- Uśmiechnęła się zawadiacko przybliżając do niego. Ostatnio wszystko się zmieniło. Wszelkie problemy i kaprysy rozpłynęły się w powietrzu, a co najważniejsze, Alex przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.

-Jeżeli masz zamiar chodzić nago, to nie licz na to, że przejdę obok tego obojętnie... jestem tylko facetem.- Wzruszył niewinnie ramionami.

-Wieśniaczkiem.- Szepnęła całując delikatnie jego usta. Uśmiechnął się pod nosem zadowolony z przebiegu sytuacji. Jeżeli ma go tak całować, może być nawet orangutanem. Z jej ust i tak to brzmi jak pochlebstwo.

-A Alex? Chyba zapomniałaś z nim zerwać...- Przypomniał krzywiąc się lekko na wspomnienie chłopaka.

-Zadzwonię do niego z lotniska... na Malediwach...

-Świetny pomysł.- Zaśmiał się.- Wskakuj do samochodu, Królowo.- Otworzył jej kulturalnie drzwi od strony pasażera i dziewczyna zajęła swoje miejsce. Blondyn wrzucił jej torbę do bagażnika i usiadł na miejscu dla kierowcy.- Zapnij pas.


#


Ani trochę nie było mi żal Emi. Mało mnie obchodziło dokąd pójdzie, chciałam jedynie, aby opuściła mój dom. Tomowi, zapewne nie było łatwo, ale po co mu jakaś głupia przyjaciółka skoro ma mnie? Niech się przyjaźni z Amelią, albo z Sarą... z kimkolwiek byle nie z tą całą Emi, lub kimś w jej kroju. To przebiegła lisica. Ona tylko gra niewinną, a w rzeczywistości cały czas coś knuje. Ale teraz już mi nie zagraża i mogę być spokojna. Nie ma jej. Mogę zapomnieć, że w ogóle kiedykolwiek ktoś taki istniał. W prawdzie jeszcze została formalność, z wywaleniem jej z zespołu, ale i tak jestem już zadowolona. Poza tym wiem, że Tom dopilnuje, aby ta dziewczyna opuściła Tokio Hotel. Odebrała mi moje miejsce w zespole, ale nie odbierze mi miejsca u boku Toma.

-Chyba nie jest ci jej szkoda?- Stanęłam nad Tomem krzyżując ręce na piersi. Na szczęśliwego nie wyglądał.

-Ona nie jest zła...

-Zawsze możesz do niej iść. Ja cie nie trzymam.- Stwierdziłam ze złością. Niech sobie do niej leci, jak ma mi tu wielce się smucić z powodu braku jej towarzystwa. Tak bardzo mu zależy?

-Przestań. Dobrze wiesz, że chce być tylko z tobą.

-Więc daj sobie z nią spokój. Nie wiem, jak możesz widzieć w niej kogoś dobrego.- Prychnęłam i usiadłam na łóżku z naburmuszoną miną.

-Rozumiem, że jej nie lubisz... ale chyba trochę przesadzasz.

-Jasne. Wczoraj cie całowała, a następnym razem zaciągnęłaby cie do łóżka. Ale co z tego... przecież nic by się nie stało! Bo ty kochasz tylko mnie, a taki skok w bok, by nic nie znaczył.- Wyrecytowałam z ironią. Ciekawe, co jeszcze usłyszę od swojego kochanego partnera na temat „świętej” Emi. Co ta dziewczyna ma w sobie?

-Przeprosiła i obiecała, że to się nie powtórzy. Naprawdę uważasz, że jest tak podła?

-Tak!- Potwierdziłam bez wahania.- Doskonale wiedziała, że stoję w drzwiach.

-Wydaje mi się, że naprawdę przesadzasz.

-Świetnie.- Mruknęłam. Jak on w ogóle może jej bronić?! Dlaczego nie jest po mojej stronie?!- Nie chce mi się z tobą gadać. Nie wiem, co ona ci zrobiła.- Pokręciłam z rezygnacją głową i wstałam z miejsca kierując się do wyjścia.

-Nic mi nie zrobiła.

-Wolisz bronić ją, niż zająć się mną. Zamiast zapewniać mnie, że mnie kochasz i że więcej to się nie powtórzy, ty wmawiasz mi, że ja przesadzam. A wcale tak nie jest. Bo kocham cię i ci ufam, pozwoliłam jej być blisko ciebie i przejechałam się na tym. Ciekawe, jak ty byś się czuł, jakbym ja całowała się z jakimś chłopakiem. Z przyjacielem!- Odwróciłam się w jego stronę zatrzymując się.

-Carmen, nie kłóćmy się o takie bzdury. Przecież to nie ma już znaczenia.- Podniósł się i podszedł do mnie.- Zapomnij o tym.

-Łatwo ci powiedzieć... to było obrzydliwe.- Skrzywiłam się. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.

-Kocham cię. Nie myśl już o tym.- Przysunął się do mnie muskając ustami mój policzek.

-Czy ty zdajesz sobie sprawę, że za trzy tygodnie bierzemy ślub?- Westchnęłam cicho opierając czoło o jego ramię. Najlepsza w tej sytuacji była zmiana tematu. Szczerze nie miałam już ochoty dłużej tego drążyć. Już wystarczająco się na złościłam.

-Zdaję i bardzo mnie to cieszy... a ciebie nie?

-Cały czas wydaje mi się, że coś pójdzie nie tak...

-Ale wszystko jest już prawie gotowe. Nie ma się czym przejmować, najważniejszy jest ksiądz i obrączki.- Stwierdził ze spokojem. Skoro tak, to po co my w ogóle urządzamy przyjęcie... możemy wziąć ślub bez gości i wesela... wyjdzie taniej.- Chodźmy już do łóżka....

-Wiesz, że mam okres...

-Wiem, ale spać chyba możesz.- Zaśmiał się ciągnąc mnie w stronę łóżka.- Tobie to tylko jedno w głowie...- Dodał uśmiechając się chytrze.

-Bo to zabrzmiało, jakbyś proponował seks.- Przewróciłam oczami.- Wypadałoby się jednak najpierw umyć i przebrać.- Dodałam, gdy Tom, już opadł na pościel.

-Oj tam... nie chce mi się... to był wyjątkowo ciężki dzień.

-Uwierz, że dla mnie sto razy bardziej.

-Moje biedactwo... chodź tu...- Wyciągnął do mnie rękę, którą zaraz pochwyciłam lądując obok niego.- Zamknij oczka i zapomnij o wszystkim.- Objął mnie przyciskając do siebie. Z przyjemnością wykonałam jego polecenie w zupełności się odprężając. Było mi przy nim niezwykle dobrze. Mam nadzieję, że zapomnę o tym całym zdarzeniu.

 

###

 

sobota, 6 marca 2010

114."Szmata."

 

Gdy obudziłam się rano, Toma przy mnie już nie było. Za to na jego miejscu leżała czerwona róża z niewielką białą karteczką. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko i podniosłam się do pozycji siedzącej biorąc kwiat do ręki, pięknie pachniał. Na kartce było napisane, że mnie kocha i wróci za jakieś trzy godziny. Bardzo mi się to spodobało. Ciekawe kiedy wyszedł...

Zerknęłam na zegarek, który wskazywał za pięć dziesiątą. Dość długo spałam, nie słyszałam nawet, gdy wychodził. Pewnie nie chciał mnie budzić, ale ja wole się z nim zawsze pożegnać. Wstałam z łóżka i odłożyłam różę na szafkę, aby zasłać łóżko. Następnie wzięłam wazon i poszłam do łazienki, żeby wypełnić go wodą, wróciłam i włożyłam do niego kwiat zostawiając go na nocnej szafce, aby mi umilał sen.

Odświeżyłam się i ubrałam, po czym zeszłam na dół. W domu panowała cisza, można by się zdołować. Nawet psy nie hałasowały. Właściwie przez ostatnie dni tak się rozleniwiły, że niemalże cały czas śpią. Bill, też nie ma dla nich zbyt wiele czasu. Ale ja za to staram się dostarczać im atrakcji, byłoby łatwiej, gdyby im się chciało. Aktualnie kochane zwierzaki smacznie sobie spały na kanapie zajmując ją całą. Na wygodę narzekać, nie mogą.

Przeszłam przez salon i wkroczyłam do kuchni, gdzie na stole leżały przygotowane przez kogoś kanapki. I była też karteczka z napisem : „Smacznego”. Mam dzisiaj dziwnie za miły poranek. Co mu się stało? Może jak wróci jeszcze na rękach będzie mnie nosił... tak, teraz się przymila a po ślubie będzie miał mnie gdzieś. A jeżeli naprawdę tak będzie? Tyle się słyszy, że małżeństwo wiele zmienia... no, ale co takiego się zmieni? Tylko tyle, że będziemy mieli obrączki na palcach. Bo my raczej zostaniemy tacy sami. I w sumie już żyjemy, jak małżeństwo, więc nie ma się czym przejmować. Ten ślub to tylko formalność no i najpiękniejszy dzień w naszym życiu.

Gdy tak patrzyłam zamyślona w te kanapki, przypomniałam sobie coś. Już za kilka dni, Tom ma urodziny! Bill, zresztą też. Gdzie ja mam głowę? Znając życie będę pół dnia siedziała w centrum handlowym i pewnie nic nie wybiorę. Usiadłam na krześle zastanawiając się kogo wyciągnąć na zakupy, pierwsza na myśl przyszła mi Amelia, ale z nią chyba za często się widuję. Nie, żeby to było złe, ale może czas na przykład zobaczyć się z ciężarną siostrą? Chyba jeszcze nie jest w takim stanie, aby zakupy miały ją męczyć. Wstałam i udałam się do salonu po telefon, wykręciłam numer siostry i miałam nadzieję, że odbierze... chyba już nie śpi?

-Tak?

-Cześć, Mel.- Przywitałam się.

-O, przypomniałaś sobie, że masz siostrę?- Zdziwiła się, a ja przewróciłam oczami. Wiedziałam, że zaraz zacznie mi wypominać.

-To samo mogę powiedzieć o tobie, wiesz gdzie mieszkam.- Odgryzłam się.- Ale nie po to dzwonię.

-Więc o co chodzi? Zapewne masz jakiś interes.

-Wybrałabyś się ze mną do centrum?

-Jasne... i najlepiej teraz póki Davida nie ma.

-To wy już razem mieszkacie?

-Nie, ale zawsze po pracy wpada i mi kontrole robi.

-Aha... no dobra, to pogadamy jak się zobaczymy. Zaraz u ciebie będę.- Oznajmiłam i się rozłączyłam. Widzę, że moja siostra ma teraz ciekawe życie z menadżerem Tokio Hotel. Jost, jako opiekuńczy przyszły tatuś...

Wróciłam do kuchni i wzięłam karteczkę ze stołu. Obok „Smacznego”, dopisałam, że wyszłam z siostrą do miasta i odłożyłam ją na miejsce.

Wzięłam swoją torbę, założyłam buty i wyszłam z domu kierując się prosto do Melanie.


#


Chłopak uśmiechnął się na widok nadchodzącej brunetki. Obawiał się, że może nie przyjdzie, ale jak się okazuje, zupełnie niepotrzebnie. Przecież Amelia jest słowna, jak coś powie, tak robi. Powinien już to wiedzieć, w końcu zdążył ją dobrze poznać.

-Cześć.- Przywitał się z nią całując jej blady policzek.-Fajnie, że przyszłaś.

-Przecież się umówiliśmy.- Mruknęła nie wykazując zbytniego entuzjazmu.- Choć nie wiem, po co.

-Amelia... rozmawialiśmy wczoraj, myślałem, że...

-Że co?- Przerwała mu wlepiając w niego swoje rozzłoszczone spojrzenie.-Nie masz o niczym pojęcia. Uważasz się za mojego przyjaciela, chcesz mnie chronić, a tak naprawdę nic nie wiesz.- Powiedziała rozgoryczona i usiadła na trawie spoglądając przed siebie. Nie miała już siły. Nie była sobą. Już dawno przestała być, Amelią. Nie sądziła, że kiedykolwiek w jej życiu pojawi się ktoś, kto tak bardzo ją zniszczy. A tak trudno jest odnaleźć siebie wśród poplątanych myśli i uczuć.

-Nie wiem, bo nie chcesz mi powiedzieć...- Stwierdził cicho i przysiadł obok niej.- Amelia...- Chwycił jej rękę, jednak szybko ją puścił zauważając, że sprawił jej tym ból. Jego uścisk był delikatny, więc nie miał pojęcia, dlaczego tak zareagowała.- Co ci się stało?

-Nic.- Mruknęła nie patrząc na niego.

-Co on ci znowu zrobił?!

-Oj, nic mi nie zrobił.

-Masz sine nadgarstki.- Podciągnął jej rękaw bluzki ukazując jej ręce.-Amelia?

-Chciał tylko... chciał się ze mną kochać, ale ja nie chciałam...- Spuściła wzrok. Wstydziła się tego i sama nie wiedziała, co ma myśleć. Bo w końcu to jej chłopak... powinna liczyć się z tym, że kiedyś nadejdzie ten moment, w którym będzie chciał się do niej zbliżyć...

-Skrzywdził cie?!

-Nie. Zaczęłam krzyczeć i mnie zostawił.

-Proszę cie, zakończ ten związek zanim stanie się coś złego.- Objął ją ramieniem przyciskając do siebie. Nie wiedział już w jaki sposób ma ją przekonać...

-Ale ja nie umiem, to nie jest takie proste...

-Boisz się?

-Nie wiem. Nic już nie wiem... mam tego dosyć. Czuję się okropnie... chciałabym zniknąć.- Wyszeptała drżącym głosem. Najchętniej by się teraz rozpłakała... tylko po co? Przecież on nie jest tego wart.

-Wiesz co zrobimy? Zerwiesz z nim. Pójdę z tobą, zakończysz ten związek, a potem... wyjedziemy.- Oznajmił nagle. Był przekonany, że to najlepsze rozwiązanie. Chyba im obydwojgu przyda się odpoczynek.

-Dokąd?

-Nie wiem. Gdziekolwiek. Zrobimy sobie wakacje...

-Przysięgasz?

-Przysięgam.- Wierzyła w każde jego słowo. Tylko przy nim czuła się bezpiecznie i dobrze, a przede wszystkim, jak kobieta. Alex nigdy nie dorówna jej Wieśniakowi.


#


Tak, jak przewidziałam nic nie kupiłam. Naprawdę nie znalazłam nic oryginalnego i wyjątkowego na prezent dla mojego narzeczonego. Nie chcę dawać mu żadnej tandety. Melanie była dzisiaj bardzo zirytowana moim wybredzaniem, ale cóż... to są tylko uroki ciąży. Na pewno nie byłaby zła, gdyby nie miała w sobie dziecka. Ale za to wymyśliła coś innego. A mianowicie stwierdziła, że powinnam sama się zapakować do pudła i ozdobić kokardkami... ciekawy pomysł. Może skorzystam? Ale czy Tom byłby zadowolony z takiego prezentu? Nie powinnam w to wątpić, w końcu jestem jego narzeczoną. Kogo może chcieć bardziej ode mnie?

Wróciłam do domu padnięta, dosłownie nie czułam nóg. Mogłam przecież poszukać czegoś w internecie... czy ja jestem głupia?

Pokręciłam z niedowierzaniem głową sama do siebie i zdjęłam buty wchodząc w głąb domu. Było dopiero po południu, ale i tak marzyło mi się łóżko. Chyba nic się nie stanie, jak wcześniej się położę?

-Tomm?- Zawołałam oczekując, że zaraz zobaczę swojego ukochanego, bo przecież miał wrócić po trzech godzinach... jednak nikt się nie zjawił. W ogóle w domu panowała cisza, jakby nikogo nie było. Westchnęłam ciężko i wspięłam się po schodach na górę. Zauważyłam, że drzwi od pokoju Emi są uchylone... czyli jednak są już w domu? Ale skoro ona już jest... to gdzie Tom? Zajrzałam do naszej sypialni, lecz tam go nie było... Najlepiej będzie, gdy zapytam Emi. Sądzę, że ona będzie najlepiej poinformowana. Udałam się więc do gościnnego pokoju, stanęłam w drzwiach otwierając usta, lecz zastygłam w miejscu. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania...

Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Stałam jak kołek i patrzyłam na brunetkę, która zachłannie całowała mojego Toma. Nie wiem ile to trwało, ale cholernie bolało. Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.

-Co ty robisz...-W pewnej chwili Tom odsunął się od niej, stał do mnie plecami więc nie mógł mnie zauważyć. Co z tego, że ją odtrącił skoro się całowali...- Emi, to nie powinno mieć miejsca. Dobrze wiesz, że mam narzeczoną, dlaczego to zrobiłaś?

-Ale odwzajemniłeś pocałunek.

-Zaskoczyłaś mnie! Byłem w szoku. Tak się nie robi.

-Oh, przestań. Nie chciałam nic złego... to tylko pocałunek.

-Może dla ciebie, jednak dla mnie jest ważne, aby całowała mnie wyłącznie kobieta, którą kocham.

-Cóż... więc zapomnij o tym.- Uśmiechnęła się niewinnie. Zauważyła mnie, jednak ja nadal milczałam patrząc na to wszystko z łzami w oczach. Nie wiedziałam co czuję... wszystko stało się takie beznadziejne. Straciło sens. Jaka ja jestem naiwna! Jestem skończoną idiotką! Jak mogłam jej zaufać!

-Myślę, że tak będzie najlepiej. Mam nadzieję, że więcej to się nie powtórzy.- Stwierdził spokojnym głosem. On był opanowany, a ja miałam ochotę krzyczeć. Wrzeszczeć i walić pięściami. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek tak mnie zrani „pocałunek”.

-Oczywiście.- Przytaknęła mu z tym swoim żałosnym uśmieszkiem. Nie mogłam dłużej tego wytrzymać. Weszłam do środka ledwo trzymając się na nogach. Tom od razu spojrzał zaskoczony, a jednocześnie przerażony w moją stronę. Ale ja na niego nie patrzyłam. Jedynym obiektem mojego zainteresowania była ONA. Nie spuszczałam z niej swojego zimnego wzroku nawet na chwilę. Podeszłam do niej na odpowiednio bliską odległość, aby następnie wymierzyć jej siarczystego policzka.

-Szmata.- Wysyczałam zaciskając dłonie w pięści, a z moich oczu wypłynęło kilka łez, które szybko starłam.

-Carmen...- Usłyszałam cichy głos Toma, lecz nie miałam zamiaru teraz go słuchać. Musiałam zostać sama. Odwróciłam się napięcie i skierowałam do wyjścia nie pozwalając, aby mnie zatrzymał... jednak ruszył za mną.

-Zostaw mnie.-Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.- Zostaw.

-Carmen, proszę cię...nie rób mi tego...

-Ale ja nic nie robię!- Krzyknęłam sfrustrowana. Bo czy ja coś robię? Nic. Zupełnie nic. A może powinnam. Może powinnam wyjść i już nie wrócić.

-Kotku, proszę... porozmawiaj ze mną...

-Nie chce...- Szepnęłam spuszczając głowę.- Jestem taka naiwna... ufałam jej, pozwoliłam zamieszkać w naszym domu... a ona chce mi ciebie zabrać!- Wykrzyczałam dławiąc się już łzami. Nie chciałam płakać, ale nie umiałam przestać. To było silniejsze ode mnie... Ja tak bardzo go kocham...

-Kochanie, nikt mnie nie zabierze... przecież jestem tylko twój. Tylko ciebie kocham...- Przycisnął mnie do siebie nie pozwalając się wyrwać.

-Ale ona chce mi ciebie zabrać..- Szepnęłam. Wiedziałam, że zachowuję się jak jakaś histeryczka, ale jak tak stałam w tych drzwiach i patrzyłam na nich jak się całują... to było takie straszne. Jakby ktoś zrzucił mnie z mostu wprost do lodowatej wody. To był otrzeźwiający prysznic. Byłam zaślepiona tą miłością. Nie widziałam, żadnego zagrożenia. Wystarczyło mi, że ufam swojemu ukochanemu, a nie zwracałam uwagi na innych ludzi.

-Wiesz, że cie kocham?- Tom ujął moją twarz w swoje dłonie i uniósł ją delikatnie spoglądając mi w oczy. Skinęłam twierdząco głową.- I żadna inna dziewczyna nie będzie na twoim miejscu.

-Chcę być teraz sama...- Powiedziałam cicho i zostawiłam go kierując się do łazienki, w której się zamknęłam na klucz. Ja naprawdę jestem beznadziejna...


###

 

Aż się prosiłyście, aby Emi była zła xd Więc proszę bardzo ;D