niedziela, 23 grudnia 2012

200. 'Razem mimo wszystko.' - ostatni.

3 lata później


24 grudnia 2022 rok



Jak zwykle nim się obejrzeliśmy nastał grudzień i wigilia. Tego roku urządzaliśmy ją u siebie dla całej rodziny. Mamy duży dom więc nie stanowi to dla nas żadnego problemu. Zaprosiliśmy wszystkie możliwe osoby. Oczywiście te, z którymi jesteśmy spokrewnieni! We wszystkich przygotowaniach pomagała mi moja siostra i jej rodzinka. Mężczyzn wyganiałyśmy na zakupy, a same rządziłyśmy się w kuchni. Na pomoc dzieci nie bardzo mogłyśmy liczyć, ale ważne, że nam nie przeszkadzały. Na szczęście są na tyle duże, że zajmują się już sobą. Przeważnie poza domem. Szczególnie Thomas i Crispin, a Colin trzyma się z nimi więc właściwie całe męskie grono jest poza naszym zasięgiem. Zostają nam jedynie nasze córki, choć i one żyją we własnym świecie. Szczególnie Sara. Jest najstarsza i wyraźnie widać to po jej zachowaniu. Nie da się nie zauważyć, że jest w okresie dojrzewania. Najbardziej odczuwa to Melanie, która nie ma ostatnio z nią najlepszego kontaktu. Nie jest tak łatwo, jak kiedyś…


-Mathew będzie?


-Tak. Dzwonił, że przyjedzie.- Odparłam uśmiechając się do siostry. Bardzo rzadko widywałyśmy się ze swoim młodszym bratem, niestety nie dało się tego jakoś zmienić. On miał swoje życie w Polsce… Jednak dobrze, że raz na jakiś czas przyjeżdżał do nas. Choćby z takiej okazji, jak święta Bożego Narodzenia.-Eh… I kiedy oni ubiorą te choinkę. Mieli się już za to zabrać, a gdzieś się szwendają, jak zwykle.- Westchnęłam ciężko wyglądając przez okno w poszukiwaniu swoich dzieci. Ale na dworze jedynie Lena z Michel lepiły bałwana. Były najmłodsze z całej gromady i najbardziej posłuszne! A przede wszystkim zawsze trzymały się razem. Były zupełnie inne od swojego rodzeństwa.


-To niech same dziewczyny się tym zajmą, przecież lubią.- Melanie wzruszyła ramionami nie widząc problemu.- Sara im pomoże…


-Ja wychodzę, Melanie.- Aż mnie ciarki przeszły, gdy usłyszałam za sobą głos nastolatki, która najwyraźniej była świadkiem naszej rozmowy. Jej głos był taki nieprzyjemny! Zrobiło mi się przykro, choć wcale nie do mnie były kierowane te słowa.


-Dokąd? Jest wigilia, miałaś pomagać.- Stwierdziła niewzruszona Melanie. Naprawdę nie wiem skąd w niej tyle spokoju, ja bym tego nie wytrzymała! Nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko mówiło w ten sposób do mnie.


-Przecież świetnie sobie radzicie, dużo was jest. Nic się nie stanie, jak mnie nie będzie przez parę godzin. Mówiłam ci, że się umówiłam dzisiaj.


-A ja ci mówiłam, żebyś to odwołała.- Odwróciła się w jej stronę przerywając jednocześnie krojenie warzyw.


-A ja ci mówiłam, że nie będziesz mi mówić co mam robić.- Rzekła ze złośliwością. Miałam ochotę się wtrącić i nieco postawić do pionu swoją siostrzenicę, ale postanowiłam poczekać na reakcję Melanie, która raczej nie kwapiła się do „ataku”.- Po pierwsze nie jestem już małym dzieckiem, a po drugie nie jesteś moją matką.


-Oh no nie…- Nie wytrzymałam i chciałam już naskoczyć na dziewczynę, lecz siostra powstrzymała mnie gestem ręki.


-Więc idź do swojego ojca jeśli robi ci tak wielką różnicę, które z nas każe zostać ci w domu.- Powiedziała z ironicznym uśmiechem. Mimo wszystko widziałam, że Mel nadal jest górą i nie pozwala się dominować rozkapryszonej nastolatce.


-Ugh… Przecież go nie ma! Zresztą i tak wyjdę! Nie będziesz mi rozkazywać i na pewno mnie nie powstrzymasz! Zajmij się swoimi dziećmi i im sobie rozkazuj.- Fuknęła rozzłoszczona po czym chciała się wycofać, lecz napotkała przeszkodę w formie swojego ojca, który akurat wrócił z siatkami zakupów.


-Już jest.- Na twarzy Melanie ponownie pojawił się uśmiech i zachowując swoją obojętność powróciła do poprzedniego zajęcia w ogóle nie przejmując się na stałą atmosferą. Czułam się dosyć dziwnie, liczyłam teraz wyłącznie na reakcję Billa,  w którego wpatrywałam się jak w obrazek.


-Kupiliśmy chyba wszystko. Bill weź nie stój w przejściu…- Mój mąż zjawił się również z pełnymi torbami.- Zgarnąłem po drodze chłopaków. Thomas, Crispin! Chodźcie rozpakować zakupy i brać się za choinkę.- Zawołał odkładając zakupiony towar na stół. Jego bliźniak uczynił to samo kolejno podchodząc do swojej dziewczyny. Westchnęłam ciężko zaprzestając gapienia się na niego i rzucając jedynie mrożące spojrzenie Sarze powróciłam do swojego zajęcia postanawiając się w to nie wtrącać.


-Co się stało tym razem?- Wokalista oparł się o blat spoglądając najpierw na Melanie, a następnie na swoją córkę, która stała z obrażoną miną wciąż w tym samym miejscu.


-Wyczuwam spięcie.- Mruknął Tom.- Pójdę pomóc z choinką.- Dodał wyraźnie uciekając z „pola bitwy”. Też bym chętnie sobie gdzieś wyszła! Nie lubię takich sytuacji. Osobiście bym sobie nieźle nagadała tej małolacie. Ale okej, to nie moje dziecko…


-Nic nowego.- Mel wzruszyła ramionami.- TWOJA córka tylko oczekuje TWOJEJ zgody na wyjście.- Oznajmiła dobitnie podkreślając słowa „Twoja”.


-Jakiej znowu zgody Sara?- Chłopak skrzyżował ręce na piersi spoglądając z zapytaniem na nastolatkę.- Rozmawiałaś o tym z mamą?


-Tak właśnie wybieram się na cmentarz, żeby z nią to przedyskutować.- Odparła z ironią, a moja siostra parsknęła śmiechem, co mnie zadziwiło wręcz. Jej naprawdę to zwisa?


-Mhm… Chodź.- Mruknął z posępną miną i ruszył do wyjścia nakazując jej uczynić to samo.


-Ale ja jestem już spóźniona. Nie możemy innym razem?


-Nie!- Warknął wyraźnie rozzłoszczony i pociągnął ją za rękę. Widocznie Bill nie ma  w sobie tyle spokoju, co moja siostra. Matko, a jak on ją tam pobije!? Nie, bez przesady! Już tego po prostu nie ogarniam. Chyba wiele rzeczy mnie ominęło z ich życia. Może to i lepiej? Ale czemu Melanie mi się nie żali, ani nic?


-Ej… Czemu nie powiedziałaś, że jest aż tak źle?- Zapytałam przerywając chwilową ciszę, którą i tak zaraz przerwali bliźniacy wbiegając do kuchni. Wywróciłam oczami wzdychając ciężko.- Idźcie do salonu ubierać choinkę.- Nakazałam chcąc w spokoju porozmawiać z siostrą.


-Ale tata nam kazał pomóc.


-Nie trzeba, poradzimy sobie. Później was zawołamy, a teraz sio mi stąd.- Wskazałam im wyjście skinieniem głowy, a gdy wyszli ponownie utkwiłam swoje spojrzenie w siostrze.


-Daj spokój, o czym tu mówić?- Stwierdziła nie wykazując zbytniego przejęcia.- Każdy przechodzi buntowniczy okres. A Bill uświadamiając swoją córkę o jej biologicznej matce, dolał tylko oliwy do ognia. Zawsze ją rozpieszczał, na wszystko pozwalał. A ona w końcu zaczęła dorastać i się buntować, bo już nie ma takiej samowolki. Szczególnie ze mną! Ciągle muszę jej czegoś zabraniać, bo ma głupie pomysły. No, a teraz ma taki świetny argument na wszystko, który podsunął jej sam tatuś. Mówiłam mu, żeby z tym poczekał, ale nie… To niech teraz się z nią męczy. Ja nie mam zamiaru psuć sobie nerwów.


-Nie jest ci przykro?


-Oczywiście, że jest. Kocham ją jak własne dziecko, bo dla mnie nim jest. I gówno mnie obchodzi, że nie jestem jej biologiczną matką. To ja ją wychowuję i daję z siebie wszystko, co tylko mogę. Rozumiem Billa, że chciał, aby jego córka wiedziała o tym, co stało się z jej matką. Nie mam mu tego za złe… Chociaż jakby mnie posłuchał i poczekał z tym jeszcze z trzy lata, może byłoby inaczej.


-No na pewno. To nie jest dobry wiek na takie wieści. Widocznie ona kompletnie tego nie rozumie. Ty Colinowi chyba nie powiesz tego tak wcześnie…


-Colin nigdy się nie dowie.- Rzekła ze stanowczością zdumiewając mnie jednocześnie. Nie spodziewałam się, że moja siostra nie zamierza mówić synowi o jego biologicznym ojcu. Sama przez tyle lat nie znałam swojego taty…


-Dlaczego?


-Carmen… Bill jest dla niego ojcem i już zawsze tak pozostanie. Jost raz na zawsze zniknął z naszego życia i nigdy nie wróci, rozumiesz? Nie pozwolę, aby niszczył nam rodzinę. Powiedziałam mu kiedyś, że to nie jest jego dziecko, a on w to uwierzył. Dał nam spokój i tak jest dobrze.


-Bill o tym wie?


-Tak. Zgodził się na to. Tak jest dobrze.


-Skoro podjęliście taką decyzję… Ale z Sarą powinien poważnie porozmawiać.


-Rozmawia za każdym razem bez efektu, ale się stara. Nie pozwala mną pomiatać, nie martw się.- Uśmiechnęła się lekko.- Jestem dla niego wszystkim, dlatego Sara jeszcze dziś będzie mnie przepraszała.- Stwierdziła z przekonaniem. Teraz chyba rozumiem, czemu zachowywała taki spokój. Skoro przerabiała to już tyle razy… Ale i tak podziwiam ją za tą cierpliwość i to, że potrafi wybrnąć z takich sytuacji! Mam genialną siostrę.


 


#


 


Tego wieczoru w moim salonie był gwar, jak nigdy. Dawno nie było w nim tylu ludzi. Trudno było mi to wszystko ogarnąć, ale mój mąż i Melanie bardzo mi pomagali i wspólnymi siłami wszystko doprowadzaliśmy do porządku. Dzięki czemu wigilijny wieczór przebiegł zgodnie z planem i było naprawdę miło. Naprawdę cudownie było spędzić ten czas z najbliższymi w takiej dobrej atmosferze, bez żadnych spięć. Nawet Sara odpuściła sobie na ten czas.


-Jezusie! Tato! No wiedziałem! Boże! No dzięki, dzięki, dzięki!- Thomas zaczął niemal piszczeć i skakać po całym salonie na widok swojego prezentu w ogóle nie zważając na to, że jego młodsza siostra jeszcze wierzy w Świętego Mikołaja! Ale jednak jego radość mnie wzruszała…- Kocham was normalnie!- Zwykła gitara, a może sprawić taką radość. W końcu doczekał się swojego ukochanego modelu, o który się tak prosił od kilku miesięcy.


-Daj spokój Thoomas! Zobacz lepiej, moja lalka sama chodzi.- Oznajmiła z dumą Lenka, na co wszyscy zareagowali śmiechem.- Oh, nie znacie się. To jest dopiero najnowszy model! Zobacz Michel!- Nie, my wcale ich nie rozpieszczamy! Tylko troszeczkę… Trudno jest odmawiać swoim dzieciom, a szczególnie, gdy stać nas praktycznie na wszystko. Wtedy pojawia się myśl, czemu mam im tego nie dać, skoro mam za co to kupić… Oh, trudno być rodzicem! Ale nic mi nie zastąpi tej ich radości. Czuję się spełniona, gdy widzę te uśmiechnięte buzie.


-Ah… Teraz będziemy mieli spokój, aż do stycznia.- Tom objął mnie ramieniem.- To może zmajstrujemy sobie jeszcze jedno dziecko?


-No chyba oszalałeś.- Zaśmiałam się.- Jeszcze nie wychowaliśmy tej trójki.


-W sumie. Alee… to miała być tylko motywacja do upojnych nocy.- Wymruczał mi do ucha.- W takim razie motywacją będzie spalenie świątecznych kalorii.


-O tak. Musimy zacząć już dziś, bo chcę się wcisnąć w swoją sukienkę na sylwestra.- Stwierdziłam z przerażeniem.


-Kupimy nową.- Wyszczerzył się i zamknął mi szybko usta pocałunkiem.- Kocham cię.


 


#


 


Sylwester


 


Szczupły mężczyzna opierał się o balustradę ogromnego balkonu, popijając czerwone wino. Potrzebował chwili ciszy i spokoju, ostatnio coraz bardziej brakowało tego w jego życiu. Dziwił się sam sobie. Niegdyś mógł żyć na pełnych obrotach i nie tęsknił za odpoczynkiem, teraz oddałby wiele by każdego dnia móc pobyć choć pół godziny sam na sam ze swoimi myślami.


Sylwester zawsze był dla niego czasem podsumowań. Próbował zaczynać od nowa, z nowymi postanowieniami, celami, żegnając stare nawyki, a nawet osoby, by zrobić miejsce na to, co dopiero ma nadejść. Kilkanaście lat temu myślał, że będąc człowiekiem dorosłym i dojrzałym, jego życie będzie nadal pełne emocji, podróży i muzyki, ale jednocześnie na swój sposób ustatkowane. Tymczasem wszystko jest inaczej. Dopiero teraz wie, co to znaczy mieć dzieci i zaczyna rozumieć swoją własną matkę. Wszystko ciągle się zmienia, ciągle stają przed nim nowe wyzwania, a przecież jest dorosłym mężczyzną, po trzydziestce, z domem, kilkunastoma drzewami wokół i aż czwórką dzieci w środku! Zrobił wszystko, co podobno mężczyzna zrobić powinien, a mimo to ciągle jeszcze musi się uczyć i podejmować coraz to nowsze wyzwania. Przez to częściej wraca myślami do przeszłości, kiedy był beztroski. Wtedy uważał, że ma wiele zobowiązań... Dopiero z perspektywy czasu zauważył, jak bardzo się mylił.


– Bill, co ty tu robisz? Oszalałeś? - Blondwłosa kobieta w granatowej sukience podeszła do niego i z wyrzutem spojrzała na jego pogrążoną w zamyśleniu twarz. - Co ci jest?


–  Nic, kochanie. Po prostu potrzebowałem chwili na zebranie myśli.


–I o czym myślałeś? - Zapytała. Ostatnio wiele się działo i mimo ciągłych rozmów, potrzebowali ich jeszcze więcej. Dzieci dawały im w kość, a praca Billa stawała się coraz mniej wygodna.


– O Sarze. To znaczy, o matce Sary... Wiesz, Melanie, nie rozumiem, jak mogłem sobie wmówić, że ją kocham. To wszystko było takie pokręcone. Byłem głupi... Ja... To ona umarła, nie ja, i chyba przez to mam wrażenie, że to ja ją wykorzystałem, ja zniszczyłem jej życie, że to wszystko moja wina. - Westchnął głęboko i utkwił spojrzenie gdzieś w oddali. Bał się spojrzeć w oczy żony. Bardzo ją kochał, ale mimo to nie miał odwagi powiedzieć jej o swoich niepokojących myślach. Dręczyło go to od niedawna, od kiedy zauważył, że jego córka jest tak bardzo podobna do matki. Pod każdym możliwym względem. Mała Sara już dawno zniknęła, teraz mają w domu nastoletnią buntowniczkę, z którą chyba nie do końca dają sobie radę.


–Bill… Nie cofniesz tego. Ja wiem, że nie jest idealnie, szczególnie teraz… Sara jest w trudnym wieku i na każdym kroku chce mi pokazać, że nie jestem jej matką…


– Ale ty nią jesteś! – Przerwał jej. -Nie możesz nawet myśleć, że jest inaczej. Myślisz, że krew w jej żyłach znaczy więcej, niż twoje uczucia? Ona cię kocha, tylko teraz po prostu próbuje odnaleźć siebie… Myśli, jak każda nastolatka, że my jesteśmy przeciwko niej. Zastanawia się, jaka byłaby Sara… Rozumiem ją… Ja też miałem taki okres, w którym przestałem być zapatrzony w moją matkę i, mimo wielkiej urazy do ojca, chciałem z nim mieszkać. Przeszło mi… Jej też przejdzie.


– Dobrze… Ale to nie znaczy, że łatwo mi na to patrzeć. Bill, ja cię teraz potrzebuję…– Spuściła wzrok, kiedy dotarło do niej to, co sama powiedziała. – Ja wiem, że ty ciągle jesteś… Jesteś świetnym ojcem, najlepszym na świecie bratem, wujkiem… Ale proszę, trochę częściej bądź mężem, tylko mężem. – Spojrzała mu w oczy i znów ugryzła się w język: - Bądź moim mężczyzną…


– Melanie… Wiesz, miałem z tym poczekać do rocznicy naszego pierwszego spotkania, chciałem zrobić ci niespodziankę, ale chyba jednak dzisiejszy wieczór jest lepszym momentem. Kochanie, trochę poczytałem, sprawdziłem w kilku miejscach i okazało się, że mieliśmy błędne informacje. Ludzie wprowadzali nas w błąd, a my nawet tego nie sprawdziliśmy. I w związku z tym Melanie Mai kurwa, chcesz zostać moją żoną?


Klęknął na zimne płytki balkonu i na tle miliona gwiazd włożył na jej palec pierścionek zaręczynowy. Spełnił ich wspólne marzenie, ich rodzina będzie pełna i w zupełności legalna, nikt nie będzie mógł im nic zarzucić.*


 


#



-Pamiętasz nasze pierwsze noworoczne postanowienie?- Uniosłam swoje spojrzenie na Toma, który obejmował mnie mocno ramieniem.. Staliśmy wpatrując się w niebo, które błyszczało różnymi kolorami od fajerwerków.


-No przecież powtarzamy je co roku od tamtej pory.- Zaśmiał się uroczo i ucałował mój policzek.- Razem mimo wszystko.- Dodał nieco ciszej. – To pierwsze i ostatnie postanowienie w moim życiu, którego dotrzymuję za każdym razem.


-Udało nam się, co?- Uśmiechnęłam się opierając głowę o jego ramię.- Wszystkie nasze marzenia się spełniają… My je spełniamy i wciąż jesteśmy razem. My naprawdę… Zobacz jak wiele przeszliśmy i jeszcze tyle przed nami. A ja ciągle tak strasznie cię kocham i czuję,  jak ty kochasz mnie.


-To prawda. I wiesz, co? Tak już będzie do końca naszego życia. Bo te słowa miały moc… I mają nadal. Nic nie jest w stanie nas rozdzielić.- Rzekł z przekonaniem i to mi wystarczyło. Wystarczyło, aby być pewną swojej przyszłości. Naszej przyszłości… Tom to moje całe szczęście, spełnienie najskrytszych pragnień, marzeń. Taki czarodziej, który wypowiadając słowa „razem mimo wszystko” uczynił mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Mam wszystko, co jest w życiu najważniejsze, a dodatkowo pewność, że będę miała to zawsze. Aż do śmierci. Bo tak naprawdę jeśli się chce, jeśli się kocha… Nie ma siły, która mogłaby to wszystko zniszczyć. A ja jestem pewna, że razem przezwyciężymy jeszcze nie jeden problem… I kiedy już to zrobimy, znowu będziemy cholernie szczęśliwi.



15 lat wcześniej…


-Kochanie, może jakieś noworoczne postanowienie?- Głos Toma wyrwał mnie z zamyślenia, spojrzałam na niego uśmiechając się ciepło.


-Nie mam pojęcia...


-Może po prostu... będziemy razem mimo wszystko?- Zaproponował, a moje serce zabiło mocniej. Właśnie tego potrzebowałam.


-Mimo wszystko. Kocham cię.- Pocałowałam go. Jest idealnie, jak w filmie... a nawet lepiej. Najlepsze jest, że to życie, a nie film.


 


Koniec.



Jest na pewno wiele kwestii, które was ciekawią, a które nie zostały zawarte w tych ostatnich odcinkach :D Trudno jest zakończyć coś, co pisze się kilka lat i ma 200 odcinków… Może dlatego Moda na sukces trwa do tej pory! xD Nie jest łatwo zakończyć swoje najstarsze „dziecko”. Kocham to opowiadanie ponad wszystko, choć dawno już straciło swój urok. Będę do niego wracać i wspominać. Jestem z siebie dumna, że tak długo tu wytrwałam! I jestem pewna, że mogłabym pisać to jeszcze dłużej, jakbym tylko chciała. Stać mnie na to. Jednak podjęłam inną decyzję. Po prostu czas już na coś innego… Teraz pozostają mi inne opowiadania, o które muszę się zatroszczyć. Mam nadzieję, że przyniosą mi tyle satysfakcji, co to opowiadanie. O matko, poznałam tu tylu ludzi! Większość zniknęła gdzieś po drodze… i najlepsze jest to, że ja nadal tu jestem. Zastanawiam się, czy jest ze mną ktoś, kto czytał te historię od początku? Naprawdę jestem ciekawa. A szczególnie, ilu was tu jeszcze zostało, ilu was jeszcze to w ogóle czyta ;) Ale to dylematy każdej autorki tak myślę xD Cóż, nie będę się żegnać bo wciąż jestem na innych blogach :D Więc zapraszam tam serdecznie ;) Najnowsze opowiadanie jest w linku pod nagłówkiem ;) Być może powstanie jeszcze jedno, ale póki co skupiam się na tych co już są xD


*Przedostatni wątek zawdzięczacie Marcie, która nieco urozmaiciła życie Billowi i Melanie xD I choć jej się on nie podoba, mi przeciwnie. I i tak Ci dziękuję.


Cóż więcej mogę rzec? Dziękuje tym, którzy są i tym którzy byli ;) Bez was to nie byłoby to samo ;D


I tak o to Trzy miesiące trwały ponad 5 lat :D Macie pojęcie ile to jest czasu z mojego życia? ;)


Pozdrawiam ;**


 

11 komentarzy:

  1. mimo, ze jestem na ciebie zla, to chciałam byc pierwsza ten ostatni raz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem druga! Jezu ja placze no! To nie moze być ostatni! Nie, ja się z tym nie pogodze! Kocham tego bloga no!

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mogę uwierzyć że już koniec... zżyłam się z tym opowiadaniem i nie chcę myśleć że już nie będzie żadnego odcinka... po tych wszystkich epizodach z życia Bila i Toma cieszę się że wreszcie wszystko skończyło się happy endem ;P szczerze mówiąc myślałam że jeszcze będzie jakiś wątek z Bilem i Jostem, ale cieszę się że wyszło jak wyszło...jestem pewna że twoje pozostałe blogi będą równie dobre co trzy miesiące...;* pozdrawiam i życzę wesołych świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany... koniec... :O Okropnie dziwna rzecz, tak bez powiadomień o kolejnym odcinku na tym blogu. Ale cóż, wszystko co dobre, musi się skończyć xd A te koniec był całkiem przyjemny. tylko zastanawiam się, po co to mięso w oświadczynach :D No i szkoda mi Billa z tymi jego rozmyślaniami... no i kontaktów z córką mi szkoda, a zwłaszcza jej stosunku do Mel. Ale cóż, dobrze,. że już wszystko ma być pięknie c: Bo o pozostałej dwójce nawet nie wspomnę: cud miód i orzeszki. już Tom o to dba :D No nic, czekam na kolejne twoje dzieła i pozdrawiam! C:

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze? Nie tylko Ty będziesz wracać do TM. Ja będę. Bo dzięki temu opowiadaniu się poznałyśmy. I mimo, że nie komentowałam TM na bierząco, tak jak to mam w zwyczaju z ZF to i tak zawsze starałam się być ogarnięta w notkach i ich ilościach. Podziwiam Cię za tą wytrwałość Kam, i chyba już Ci to mówiłam ;) TM się skończyło, a może nadal trwa w naszej wyobraźni. Bo w Twojej na bank. Jestem jakoś tak duchowo przywiązana do tego opowiadania i tak jak z MIMK czy ZK będę do niego często wracać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm... wypadałoby chyba coś napisać. Coś elokwentnego! Bo moje komentarze s zazwyczaj co najmniej denne.
    Nie jest mi szkoda TM. W ogóle nie wzruszyłam się, ani nie próbowałam Cię nawet szantażować, żebyś tu jeszcze została. Dołączyłam tu około 130 odcinków temu... 130 razy kilka wordowskich stron, to nie tylko historia miłości Carmen i Toma, ale też naszej przyjaźni. Zdjęcie mówi samo za siebie :D
    Oddaliłam się od blogów i chyba dlatego nie czuję żalu, jak przy MIMK i ZK, po której rozpaczałam. Ale lubię to opowiadanie. Rzecz jasna rzygam na myśl o przesłodzonych dialogach głównych bohaterów, albo tych dziwnych wydarzeń, wyjętych prosto z tanich romansideł, ale dobrze wiesz, że to nadawało TM taki specyficzny urok. I jeśli jakiś wielki fan tego bloga zechce mnie zhejtować, trudno, nie uważam, żeby moje słowa były formą krytyki, i mam nadzieję, że Ty o tym wiesz.
    Nadal brakuje mi Sary, ten zmarłej oczywiście, no i strasznie podoba mi się motyw Billa jako ojca zbuntowanej nastolatki. Chyba mam wenę... ale ona ostatnio jest nieprzydatna :D
    Trudno, przynajmniej wykorzystałam go na komentarz! Obszerny komentarz!!! Patrz, jakich ja mądrych wyrazów użyłam ! A szyk tego zdania popsuł cały efekt :( Nikt już nie pomyśli, że jestem... No wiesz jaka :D


    Tak mi tu pasuje "So long and good night", tak dla TM ;D


    DOBRANOC KA. :D

    PS: to samo wyszło, z tą dobranocką xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazwyczaj pisałam bardzo mało więc może teraz rozpiszę się bardziej.
    Nie byłam z Tobą od początku powstania blogu, wydarzyło się to jednego dnia kiedy wpadłam i przeczytałam jeden odcinek był cudowny że przeczytałam wcześniejsze i wiedziałam że ten blog będzie genialny. Może i nie dodawałam do każdego odcinak komentarza ale na pewno go przeczytałam. Zawsze musi byc kiedy koniec blogu ale na pewno zostanę przy Twoich innych blogach i na pewno będę je czytac tak jak ten.Ostatni odcinek był najpiękniejszy, bo ukazał miłośc która przetrwała wszystko

    OdpowiedzUsuń
  8. czytałam twoje opowiadanie do samego końca i je kocham ; *
    pomyśl o wydaniu tego opowiadania w formie książki, wiem że może być trudno ale spróbuj ; )))
    pozdrawiam Czikita

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmm.. Nie wiem od czego zacząć xd Nie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz, ale miło mi jeśli tak ;)
    To tak, weszłam tutaj w sumie nie wiem dlaczego 25 grudnia. Jakoś tak siedziałam przed kompem i nie wiedziałam co robić, przypomniałam sobie, że dawno u Ciebie nie byłam, a przecież informowałaś mnie o nowych odcinkach. I bach, wchodzę, a tu co?! Ostatni. Jakoś nie przypuszczałam. Oczywiście wiem, że kiedyś to zawsze przychodzi koniec, ale jakoś tak nie myślałam, że trzy-miesiące mogą się skończyć, a jednak. Ale rozumiem Cię i nie neguję Twojej decyzji :) Ale tak mnie wzięło na wspomnienia, że postanowiłam przeczytać to opowiadanie od początku. I tak w wolnej chwili czytałam po parę odcinków, a teraz, jak mam ferie i całe wolne dni, to przez dwa prawie cały czas czytałam. I doszłam do końca. Ale ciesze się, że przeczytałam drugi raz Twoje opowiadanie, bo przypominałam sobie te wszystkie chwilę z Carmen i Tomem, Billem i Mel i Twoje z Martą :)) Od 2009 roku, odkąd pierwszy raz tu zajrzałam dużo rzeczy w moim życiu się pozmieniało, już TH nie jest dla mnie tym co kiedyś, ale nadal mam sentyment do tego bloga :) I może to dziwne, ale na pewno dla mnie fajne, że mimo tego że nie wchodziłam tutaj za często i nie byłam czasami na bieżąco z odcinkami to cały czas pamiętałam o tym opowiadaniu ;) Dziękuję Ci za wszystkie radości z tego co czytałam, i łzy czasami (no niektóre momenty dostarczały takich wrażeń xd), ale przede wszystkim za to, że Ci się chciało to pisać i wychodziło Ci to nie najgorzej ;)) Nie spodziewałam się takiego końca, ale cieszę się, że wszystko się im poukładało i że po tylu mocnych wrażeniach stworzyli normalną, kochającą (no, do tego to nie miałam wątpliwości xd) rodzinę. Wszyscy, i para numer jeden (Tom z Carmen) i para numer dwa (Bill z Mel). Zastanawiam się mnie co chciałabyś "zrobić" z resztą ich znajomych, ale w końcu to tylko opowiadanie, więc nie ma co xd Ale w sumie to ciekawe jak pokierowałabyś życiem Andreasa, Amelii, Georga i w ogóle. Ciekawi mnie jeszcze jak po tych wszystkich latach skończyły się stosunki z mamą bliźniaków, chyba, że to tam gdzieś jest, a ja jestem lamą i nie ogarnęłam xd Co też jest możliwe xd
    Dobra. Kończę, bo nigdy nie skończę tego komentarza. Ale w sumie nie dziw się, 200 odcinków to dużo, jak sama podkreślałaś, więc ja też mam dużo wspomnień xd
    Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że uda mi się nadrobić inne blogi i że nie będę tego musiała robić już po ich zakończeniu xd
    QB

    OdpowiedzUsuń
  10. O raaaany... Weszłam tutaj dzisiaj, po jakimś roku nieobecności w świecie FFTH i wgl TH. I proszę, Trzy miesiące zakończone... Gratuluję Ci. Serdecznie i z całego serca, cholernie Ci gratuluję, a jeszcze bardziej cholernie zazdroszczę! Skąd w Tobie taki potencjał i siła, na napisanie dwustu odcinkowego opowiadania? 5 lat to masa czasu..
    Nie przeczytałam - przyznam się bez bicia. Ale pamiętam to, co mi streściłaś o tym opowiadaniu, kiedy je znalazłam :) I pamiętam to, co czytałam sama. Bardzo lubiłam Trzy miesiące. Wgl lubiłam opowiadania o TH. Dlatego pewnie do tej pory wracam czasami na blogi, patrze na nie, przeglądam, a potem otwieram worda i piszę stronę, czasem więcej, czasem mniej. Ale to nigdy nie daje żadnego skutku. We mnie się już to wypaliło. Został tylko sentyment, który mam nadzieje, nie zniknie. Ale w Tobie to pozostało! Przez długie 5 lat cały czas jesteś w tym świecie :) Tylko silni ludzie tak potrafią, takie jest moje zdanie. Jej. Gratuluje! Wiem, że się powatrzam ale... Ranyyy ! Aż mi się łezka zakręciła w oku... Zobaczyć, że jednak komuś się udało. Skończył swoją "modę na sukces". To jak.... nie wiem sama.. Ale to coś pięknego.Wiem, że jest milion innych blogów, które zostały zakończone, ale ty jesteś pierwszą autorką, z którą miałam jakikolwiek kontakt (emocjonalny również).
    Mam nadzieje, że nadal masz w sercu cały ten świat FFTH i mam również nadzieje, że ten świat jednak nie umarł, tak jak myślałam kiedyś. Życzę Ci dużo szczęścia i radości, bo, cholera, 5 lat dbałaś o tą historię i na pewno zasłużyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Chociaż jestem tą, która zniknęła gdzieś po drodze, to dzisiaj przypomniałam sobie o Twoim blogu, o tym opowiadaniu i postanowiłam przeczytać ten ostatni rozdział. Nigdy nie byłam fanką Tokio Hotel, ale Twoje opowiadanie było cudowne, inne, wspaniałe. Z pewnością nadrobię zaległości, bo warto.

    OdpowiedzUsuń