Rozdział
9
Piąta trzydzieści rano, a ja już
na nogach… Jak ja to zrobiłam? To jakiś cud, że w ogóle wstałam po wczorajszej
nocy. Nie mogłam spać, przez tego kretyna. Dobrze, że już dzisiaj mnie tu nie
będzie. Francja czeka. W sumie, to zawsze marzyłam żeby tam jechać… Ten zakład ma jednak jakieś
plusy, bo gdyby nie on to bym się pewnie nie zgodziła na ich propozycję. I jak
wiele by mnie ominęło! W sumie jakby się dobrze temu przyjrzeć, to tych
pozytywów jest naprawdę wiele. Rozwijanie swoich pasji, zdobywanie nowych doświadczeń,
zwiedzanie różnych krajów, poznawanie nowych kultur… Języków! Chociaż z językami
akurat nie mam takich problemów, bo o dziwo pod tym względem jestem nieźle
uzdolniona. Po francusku też trochę mówię, więc jakoś się dogadam z tamtejszymi
ludźmi. Z pewnością lepiej od reszty zespołu, ha. Znowu zabłysnę. Kto wie, może
zrobię pozytywne wrażenie na Inteligencie? W sumie nie do końca wiem, co
mogłoby przyciągnąć jego uwagę. Zaintrygować…
Chowałam jeszcze ostatnie rzeczy
do torby i sprawdzałam czy czegoś nie zapomniałam. W końcu długo mnie nie
będzie… Właściwie to przecież tam są sklepy, w razie jakiegoś wypadku. Ale po
co kupować coś, co się już ma w domu. Niepotrzebna strata pieniędzy. Nie jestem
jeszcze taka bogata jak Bliźniacy, czy Gustav. Właśnie, jeszcze. Wspominałam
już chyba o plusach? Mój Boże, co ja zrobię z tą całą kasą!
Jestem nawet trochę
podekscytowana tym wszystkim. Dzisiaj jadę do Francji, a już po jutrze gramy
tam koncert! Za jakiś czas kolejny, a później znowu inny kraj! To musi być
niezwykłe przeżycie, jak grasz dla tylu ludzi, a oni się tym cieszą. Wiem, że bardziej
się będą cieszyć chłopakami niż mną… ale i tak to jest ekscytujące. Niemniej,
nie zmienia to faktu, że się boję. Czuję się jak taka malutka myszka, zagubiona
w wielkim mieście. Nigdy nie grałam w żadnym zespole, a na dodatek tak bardzo
sławnym. Zdaję sobie sprawę z tego, że muszę być dokładna w każdym calu i nie
mogę popełnić najmniejszego błędu. Nadszedł czas, w którym na jakiś czas
powinnam zapomnieć o zakładzie i zająć się tylko i wyłącznie muzyką. Teraz
chyba to jest najważniejsze, a może nawet jak zapomnę o moim planie, to on
jakoś sam się przede mną otworzy? W końcu taka wspólna praca zbliża. Oczywiście
ja cały czas będę pamiętała o dystansie, który muszę trzymać. To on ma się
zbliżać a nie odwrotnie!
-
A ty co tak siedzisz? - Usłyszałam pytanie ze strony siostry, która właśnie
wkroczyła zaspana do kuchni.
-
Za wcześnie wstałam, denerwuje się trochę - wyznałam, naprawdę się teraz
stresując. W tej chwili jak na zawołanie zapomniałam zupełnie o wszystkim, o
zakładzie o wczorajszym telefonie od Harrego… Jeszcze nigdy się tak nie
denerwowałam, zawsze byłam pewna siebie i tego co robię… Jednak wielki świat, sprawił,
że stałam się taka malutka… Nie ukrywajmy, przede mną coś, z czym nigdy
wcześniej nie miałam do czynienia. I choćbym nie wiem, jak bardzo pewna siebie
była i tak pojawiają się obawy i wątpliwości. Nie chcę zawieść. A jestem tylko
człowiekiem…
-
Będzie dobrze, będę oglądała cię w telewizji - Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco,
siadając naprzeciwko.
-
Mam nadzieję, że sobie poradzę – westchnęłam cicho.
-
Och, siostra! Ty zawsze sobie radzisz! Jesteś niezwyciężona! – zawołała hardo,
co chyba miało mnie zmotywować. Żeby to było takie proste! Jestem przerażona.
Zbyt wiele myśli kłębi się w mojej głowie. Boję się, że to wszystko za dużo dla
takiej osoby, jak ja. Powinnam wziąć się w garść. Aly, przecież dasz sobie radę. Zawsze dajesz. Aly… No masz. Udzieliło
mi się. Ech, Kaulitz… mącisz mi w głowie. To ja miałam namącić w twojej…
#
Stałam w drzwiach patrząc
wielkimi oczyma na Toma stojącego przede mną. Spoglądał na mnie pytająco z
uśmiechem przylepionym do tej swojej idealnej twarzy. A ja jedyne o czym myślałam
to to, że nie mogę pozwolić, żeby zobaczył jak bardzo się boję… Przecież on nie
może tego wiedzieć! Chociaż w sumie… Miałam zapomnieć na razie o zakładzie. Zapomnieć
o wszystkim…
-
Gotowa?
-
Yhy, tak…- skinęłam twierdząco głową, co nie do końca mogło wyglądać
przekonująco. Pierwszy raz mam takie trudności z ukryciem swoich emocji. Miałam
jednak nadzieję, że niczego nie zauważył. Ja w każdym razie nie zamierzałam
czekać na jego ewentualną reakcję. Wzięłam od razu swoje rzeczy, które po
chwili zostały mi wręcz wyrwane przez Gitarzystę.
Może gdybym nie była tak zestresowana, przejęłabym się jego kulturą i tym, jaki
z niego dżentelmen. Ale byłam! I nie dało rady skupiać się teraz na jego
uprzejmym zachowaniu.
Pożegnałam
się z siostrą. Nie płakałam bo wiedziałam, że niedługo wrócę. Nie wyjeżdżam na
Biegun Północny, tylko jadę w trasę koncertową… to jest różnica. Chociaż z
drugiej strony, trochę płakać mi się chciało, ale to bardziej z nerwów. Wyszłam
z domu, udając się w stronę wielkiego autobusu. Uważnie się rozejrzałam dookoła,
wydawało mi się jakby ktoś się na mnie gapił… ale nic dziwnego, jestem tak
zdenerwowana, że popadam już w paranoję. Poza tym, to Tokio Hotel. Bardzo
możliwe, że w okolicy kręci się jakiś paparazzi albo jakaś fanka, czy nawet
kilka…
-
No chodź, Carmelko - Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie głos Dredziarza, który
wskazywał mi wejście do tourbusa. Nawet to jego słodkie zdrobnienie dziś mnie
nie drażniło. Przeciwnie, brzmiało dziwnie przyjemnie dla mojego ucha. Posłałam
mu niewyraźny uśmiech i niepewnym krokiem weszłam za nim do środka… Od razu
przeszedł mnie jakiś dziwny dreszcz. Może to z ekscytacji? Wiele razy widziałam
artykuły z Tokio Hotel w gazetach i ten autobus, zawsze byłam ciekawa jak to
jest jechać w takim luksusie, spędzać w nim tak dużo czasu… a teraz mogę sama
się o tym przekonać. Można powiedzieć, że to też było moje takie małe marzenie…
może niekoniecznie, akurat Tokio Hotel ale zawsze chciałam jechać takim
„cudem”.
-
Witaj, Carmen - Od razu podszedł do mnie David witając się ze mną. Jemu także
posłałam tylko uśmiech, bo jakoś nie mogłam nic z siebie wydusić… - Podobno już
wszystko doskonale grasz, to bardzo dobrze. Jednak wybraliśmy idealną
zastępczynię Georga! Chłopcy, oprowadźcie Carmen po autobusie – dodał z entuzjazmem,
wydając przy tym polecenie dla chłopaków.
-
Jasne. Chodź, najpierw pokaże ci twoje łóżko – Tom wyrwał się jako pierwszy. Skinęłam
więc głową i ruszyłam za nim…ciekawe dlaczego zaczął od łóżka. Czy naprawdę
chcę to wiedzieć? Przynajmniej nieco się rozluźniłam. Tym bardziej, że Gitarzysta
oprowadzając mnie po cały pojeździe opowiadał mi różne historie z poprzedniej
trasy. To mnie znacznie uspokoiło. Poza tym, był bardzo miły. Traktował mnie
zupełnie normalnie. Czy to nie jest jakieś podejrzane? A może on też postanowił
na czas trasy coś zmienić..? Bardzo możliwe. W sumie, wiele mi tym ułatwi.
Gdy zakończyliśmy zwiedzanie,
usiedliśmy na kanapie w głównym pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy
ruszyliśmy… a jechaliśmy już chyba trochę czasu. Chłopcy już zdążyli zająć się
swoimi sprawami. Dla nich taka podróż była na porządku dziennym. Cóż, ja pewnie
też niebawem przywyknę. Najgorszy jest pierwszy raz. Autobus był dosyć ciasny,
więc nawet siedząc na kanapie, czy rozdzieleni, byliśmy w zasięgu swojego
wzroku. W każdym razie, bardziej się skupiałam teraz na tym, że siedzę tak
blisko Kaulitza. Stykaliśmy się ramionami i to było dziwne. Nie rozumiem
zupełnie, czemu miałam to bliżej niezidentyfikowane uczucie, gdy był tak
blisko. W dodatku zrobiło się znacznie cieplej… Ja chyba już totalnie fiksuję.
Zerkałam na niego ukradkiem, gdy
udzielał się w dyskusji z chłopakami. Miałam jego twarz tak blisko, że idealnie
widziałam jej profil. Mogłam dostrzec każda zmarszczkę mimiczną, czy każdy inny
detal na jego skórze. I nie, wcale nie było dziwne, że dostrzegam takie rzeczy.
Dziwne było, że w ogóle się na niego gapię i go obserwuję. I ten mój cięższy
oddech…
Ocknęłam
się, gdy rozdzwoniła się moja komórka. Chyba pierwszy raz ktoś wybrał
odpowiedni moment. Bo gdybym jeszcze trochę bezczynnie patrzyła się na Kaulitza,
mogłoby to się dla mnie źle skończyć. Co się ze mną dzieje? Zamrugałam powiekami
i sięgnęłam do kieszeni, wyciągając z niej dzwoniące urządzenie. Przeczytałam na
wyświetlaczu imię mojej przyjaciółki i ze spokojem, odebrałam połączenie.
-
Alyson! - Za nim się odezwałam usłyszałam krzyk przyjaciółki. Boże święty, czy
ona chce mnie przyprawić o zawał nawet przez telefon?
-
Hej, Sara… czemu tak krzyczysz?
-
Dzwonił do mnie Harry! Pytał o ciebie! – wypaliła a mi, daję słowo, serce na
moment zamarło. Nie wierzę. Nawet do niej? Zaraz zacznę się naprawdę obawiać
tego typa. Co z nim jest nie tak?
-Boże,
no i co mu powiedziałaś?
-
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć… Powiedziałam, że wyjechałaś do Francji i
że prędko nie wrócisz… Nie wiem, czemu on w ogóle do mnie dzwonił, skoro
wypytywał o ciebie.
-
Powiedziałaś dokąd!? – niemal zapiszczałam ignorując już pozostałe jej słowa. Skoro
ten facet jest jakiś walnięty, wolałabym, żeby nie wiedział nic na temat mojej
trasy z Tokio Hotel. Kto wie, co jeszcze mu strzeli do głowy. Myślałam, że
podczas podróży, będę miała od niego święty spokój. Ale on nawet wydzwania do
mojej przyjaciółki.
-No
tak… a nie powinnam była?
-
Nie wiem.. Wczoraj w nocy dzwonił i mi…- przerwałam przypominając sobie, że nie
jestem sama. Zlustrowałam ukradkiem, po kolei wszystkich chłopaków. Na
szczęście byli zajęci swoją zaciętą dyskusją i nie zwracali na mnie uwagi.
Przynajmniej tak mi się wydawało. - I mi groził – dokończyłam niezbyt głośno.
-
No to pięknie… Dobrze, że wyjechałaś, przynajmniej jesteś bezpieczna. Czego on
w ogóle od ciebie chce?
-
A jak myślisz? Ma jakąś obsesję na moim punkcie. I tak się go nie boję, nic mi
nie zrobi.
-
Uważaj lepiej na siebie. Myślałam, że mi się tylko wydaje… ale po tym, co mi
powiedziałaś, zaczynam się poważnie martwić. Brzmiał dosyć dziwnie.
-
Nie martw się o mnie. Poradzę sobie – zapewniłam ją, nie chcąc by się
niepotrzebnie przejmowała. Na razie przecież nie ma czym. Nie warto brać
wszystkiego tak na serio. Jestem pewna, że to jeden z tych, którzy maja więcej
do powiedzenia, niż cokolwiek zdolni są zrobić. Poza tym ja będąc z Tokio
Hotel, jestem bezpieczna. Na każdym kroku towarzyszy nam ochrona. Nic mi się
nie stanie.
-
No dobrze, ale i tak uważaj. Odezwij się, gdy będziecie na miejscu. Trzymaj
się.
-
No okej, papa – Pożegnałam się i zakończyłam połączenie chowając z powrotem
telefon. Przyznam, ta rozmowa znowu mnie rozstroiła. Nie wierzę, że zadzwonił nawet
do Sary. Dlaczego on tak się uparł? Czy na tym świecie nie ma innych dziewczyn?
Przecież nie ma we mnie nic nadzwyczajnego…
Westchnęłam głęboko i nagle zdałam
sobie sprawę, że ktoś uporczywie mi się przygląda. Kaulitz. Czyżby coś słyszał..?
Chyba nie… Lepiej żeby nie słyszał. Posłałam mu delikatny, niepewny uśmiech i
wstałam z miejsca kierując się do toalety… Kto wie, jeszcze zechciałby zacząć jakąś
niewygodną dla mnie rozmowę.
Czy ja powinnam się bać? Po
prostu już głupieję od tego wszystkiego. Naprawdę, brakowało mi tylko pogróżek
od jakiegoś psychola! Boże, jak dobrze, że niedługo będę całkowicie poza jego zasięgiem.
Nie mam czym się przejmować. Muszę się skupić na trasie. Tak będzie najlepiej.
#
Droga potwornie się nam dłużyła.
Każdy miał jakieś zajęcie tylko mi go brakowało. Gustav spał, Bill pisał coś na
kartce, Tom słuchał muzyki… a ja? Ja bezmyślnie leżałam na łóżku i gapiłam się
w sufit… a właściwie w dach autobusu. Za jakieś pół godziny mamy postój. Jost
mówił, że musimy zjeść coś porządnego… porządnego, co jego zdaniem jest
porządne?
Ja
się chyba zanudzę na śmierć… Chciałabym już być na miejscu, w pięknej Francji.
Oczywiście wiem, że nie jadę tam na wakacje… ale i tak przecież między
koncertami będziemy mieli jakieś dwa dni przerwy. I przez ten cały czas nie
będziemy tylko ćwiczyć. Wtedy właśnie wykorzystam ten moment i udam się na
zwiedzanie kraju… a właściwie miasta. A w jakim właściwie to mieście będzie?
Paryż? O tak… Paryż… będzie pięknie. Przymknęłam powieki rozmarzona. Wyobraźnia
zaczęła mnie ponosić, aż w końcu zasnęłam…
- Carmen, wysiadamy…- poczułam jak
ktoś delikatnie mnie szturcha. Otworzyłam oczy i ujrzałam twarz Billa. Dobrze,
że nie miał nastroszonych włosów, bo mogłabym się przerazić. A tak przyjemnie
mi się spało… - Idziemy na obiad.
-
Yhy, już wstaję - Podniosłam się i rozciągnęłam, następnie zeskoczyłam z łóżka udając
się za Billem. Wysiedliśmy wszyscy i poszliśmy do restauracji, w której David
sam zamówił nam posiłek, gdyż stwierdził, że za długo się zastanawiamy a on nie
ma na to czasu. I dodał również, że i tak byśmy wybrali coś niedobrego i
niezdrowego… A więc, tym samym sposobem zjadłam coś, czego w życiu nie jadłam i
nie miałam pojęcia jaką to nosi nazwę. Najważniejsze, że było dobre i sycące.
-
To co idziemy do autobusu, czy macie jeszcze jakieś specjalne życzenia? -
Zwrócił się do nas, po skończonym obiedzie. Nikt się nie odezwał co oznaczało,
że nikt niczego już nie potrzebuje. Chyba wszystkim się spieszyło i chcieli,
aby ta podróż dobiegła jak najszybciej końca. Przynajmniej ja chciałam.
-
No to idziemy - Zarządził i jak powiedział tak też zrobiliśmy. Tyle, że tym
razem wszyscy siedzieliśmy razem, to było nawet milsze, niż to jak każdy jest
zajęty sobą. Przynajmniej się nie nudziłam. Chłopcy żwawo rozmawiali i
opowiadali różne rzeczy a ja z przyjemnością tego słuchałam… Dzięki temu powoli
stawałam się jedną z nich. Czas minął nam razem dużo szybciej, byliśmy tak
pochłonięci rozmową, że zapomnieliśmy o tym, iż w ogóle jedziemy. Dopiero David
nas oświecił, oznajmiając, że jesteśmy
na miejscu. Wtedy wszyscy przeszczęśliwi poderwaliśmy się ze swoich miejsc. Nareszcie!
Szkoda tylko, że jestem zbyt wyczerpana by się zachwycać teraz Paryżem… ale
może jutro to nadrobię. Z pewnością!
-
Macie jeden z najlepszych hoteli i pokoje osobno.
-
Yhy…- mruknął któryś z chłopaków, jakoś mało mnie to interesowało byłam zbyt zajęta
rozglądaniem się dookoła. Te wszystkie dekoracje, zdobienia i wszystko inne, raziło
wręcz w oczy. To na pewno hotel, a nie jakiś pałac..?
-
Ej, uważaj Carmelko bo w drzwi wejdziesz – Poczułam nagle, jak czyjaś ręka
obejmuje mnie w pasie zatrzymując przed zrobieniem kolejnego kroku. Coś
wywróciło mi żołądek do góry nogami, gdy odwróciłam głowę i ujrzałam przed sobą
twarz starszego Kaulitza. A miejsce, w którym mnie trzymał zdawało się zacząć płonąć
od jego dotyku. Na szczęście chłopak zaraz mnie puścił, dzięki czemu szybko
oprzytomniałam i mogłam powrócić do normalności. Choć tego na pewno długo nie zapomnę…
Weszliśmy do wielkiego, pięknego
i eleganckiego hotelu, gdzie od razu dostaliśmy klucze od pokoi. Wszystkie
cztery były koło siebie, na jednym piętrze. Nie zwlekając, udaliśmy się do
windy. W normalnych warunkach, chyba bym wyciągnęła telefon i zaczęła robić
zdjęcia. Bo nawet sam hol powalał swoim wystrojem. Ale to w końcu Paryż! Pięciogwiazdkowy
hotel. Nic dziwnego, że panuje tu taki przepych i bogactwo.
-
Teraz macie wolne… jutro powiem co dalej, odpocznijcie - Zarządził Jost. On
miał swój pokój na następnym piętrze więc został sam w windzie, a my
wysiedliśmy na czwartym i skierowaliśmy się pod swoje pokoje. Każdy z nas chyba
marzył już tylko o gorącym prysznicu i ciepłym łóżku. Choć chłopcy pewnie
jeszcze o dobrej kolacji. Oni strasznie dużo jedzą.
-
O jak fajnie, że mamy koło siebie pokój… - ucieszył się Dredziarz, spoglądając
na mnie wymownie. Również uniosłam na niego swoje spojrzenie. Co to niby miało
znaczyć? - Będę miał blisko.
-
Że co proszę? Co blisko? – zamrugałam powiekami, próbując go jakoś ogarnąć. Naprawdę,
nie ma już normalnych facetów na tym świecie. Nie ma.
-
Ee… tak sobie powiedziałem, tylko... - Uśmiechnął się niewinnie i nim się
obejrzałam, wszedł do swojego pokoju. Stałam jeszcze przez chwilę analizując
jego dziwne zachowanie. Ale nie, nie udało mi się dojść do żadnych pożytecznych
wniosków. Pokręciłam tylko z dezaprobatą głową i również zniknęłam za drzwiami,
tyle że sąsiednimi. I wcale nie zdziwiło mnie to co ujrzałam. Pierwsze co
przykuło moja uwagę, to wielkie łóżko. Boże, całe życie o takim marzyłam! Musi
być niesamowicie miękkie! To jest istne królestwo, a nie pokój!
Od
razu rzuciłam się na nie wdychając zapach świeżej pościeli. I wszystko inne
poszło w zapomnienie.
Witaj Paryżu! Witaj
sławo!
Jedno mnie intryguje w Alyson- to w jaki sposób reaguje na Kaulitza. Na jego twarz, jego głos i ogólnie na jego osobę, której podobno tak nie znosi. Przestała się nawet z nim ''przekomarzać''.
OdpowiedzUsuńA Tom. Hmm... Jest miły, po prostu. Nic więcej na razie nie mogę powiedzieć na jego zachowanie. Miły, uprzejmy, zabawny i trochę... Trudny do zrozumienia.
Wydaje mi się, że z tego zakładu chyba nic nie wyjdzie xD. Jak Aly już tak na niego reaguje to co to dopiero będzie w trasie. Będą ze sobą codziennie, można powiedzieć, że 24h na dobę, będą razem pracować, będą mieli okazję się poznać może z tych lepszych stron? Może się zbliżą... Tym bardziej, że szanowny pan Kaulitz potrafi być bardzo czarujący jeśli chodzi o stosunek do kobiet :D.
Więc jeśli Carmen chcę dopiąć swego i wygrać ten zakład to musi mieć się na baczności ;).
Pozdrawiam ;*
A się akcja rozwija ;). Obawiam się tylko tego Harrego, bo nie pamiętam do końca, jak ta historia z nim się skończyła. Fajnie jest tak, to wszystko odczuwać i przeżywać na nowo <3
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się wtorku ;)
QB
Nienawidzę nie mieć czasu i komentować na drugi dzień, to takie irytujące.
OdpowiedzUsuńPiąta trzydzieści? Da się przyzwyczaić, na tą godzinę to ja muszę codziennie się zrywać do szkoły, ale i tak współczuję Aly, że musiała o takiej porze wstać. Wiesz, mam takie nieodparte wrażenie, że czegoś zapomniała, nie wiem dlaczego..Tak jakoś mnie naszło. Ogólnie Harry teraz stał się niebezpieczny (co prawda od początku dla mnie taki był, ale cicho :D). Tym bardziej, że teraz wie, gdzie ona się znajduje. Miejmy nadzieję, że w żaden sposób do niej nie dojdzie, a jeśli ją znajdzie to przecież ma rzeszę chłopaków po swojej stronie. I zaczyna dziwnie reagować na Kaulitza, ktoś tu się chyba zauroczył. Jeszcze o tym nie wie, ale zaczyna go lubić, w sumie to nawet musi darzyć go sympatią. Do tego, gdy Tom się do niej zwraca tym swoim Carmelko to mam jakąś dziwną głupawkę, ale to i tak jest najmniej ważne. Paryż czeka, więc niech szybko idzie go zwiedzać.
Czekam na wtorek i dużo cierpliwości Ci życzę! :3
Moja droga Kamilko dziękuję Ci za wszystko ( odcinek ).
OdpowiedzUsuńJest cudowny ja zwykle. Ten tekst intelogenta... będę miał blisko ! Zniszczył mnie doszczędnie! Więcej takich sytuacji !
Wiesz ze cie koffam :*
Buzki :*
Re