Piąta trzydzieści rano, a ja już na nogach… jak ja to zrobiłam? To jakiś cud, że w ogóle wstałam po wczorajszej nocy. Nie mogłam spać, przez tego kretyna. Dobrze, że już dzisiaj mnie tu nie będzie. Francja czeka. W sumie, to zawsze marzyłam żeby tam jechać… ten zakład ma jednak jakieś plusy, bo gdyby nie on to bym się nie zgodziła i teraz nie mogła jechać i grać…
Chowałam jeszcze ostatnie rzeczy do torby i sprawdzałam czy czegoś nie zapomniałam, w końcu długo mnie nie będzie… właściwie to tam chyba są sklepy, a najlepsze jest to, że troche znam francuski. Więc jakoś się dogadam z tamtejszymi ludźmi… jednak na coś się nauka przydała. A raczej przyda…
Jestem nawet trochę podekscytowana tym wszystkim, dzisiaj jadę do Francji, a już po jutrze gramy tam koncert! Za jakiś czas kolejny, a później znowu inny kraj! To musi być niezwykłe przeżycie, jak grasz dla tylu ludzi, a oni się cieszą… kariera też ma swoje plusy. Ale to nie zmienia faktu, że się boję. Czuję się jak taka malutka myszka, zagubiona w wielkim mieście. Nigdy nie grałam w żadnym zespole, a na dodatek tak bardzo sławnym, zdaję sobie sprawę z tego, że muszę być dokładna w każdym calu i nie mogę popełnić najmniejszego błędu. Nadszedł czas, w którym na jakiś czas powinnam zapomnieć o zakładzie i zająć się tylko i wyłącznie grą. Teraz chyba to jest najważniejsze, a może nawet jak zapomne o moim planie, to on jakoś sam się przede mną otworzy? W końcu taka wspólna praca zbliża. Oczywiście ja cały czas będę pamiętała o dystansie, który muszę trzymać, to on ma się zbliżać a nie ja!
-a ty co tak siedzisz?- Usłyszałam pytanie ze strony siostry, która właśnie wkroczyła zaspana do kuchni.
-za wcześnie wstałam, denerwuje się trochę.- Wyznałam, na prawde teraz się denerwowałam. W tej chwili jak na zawołanie zapomniałam zupełnie o wszystkim, o zakładzie o wczorajszym telefonie od Herego… jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam, zawsze byłam pewna siebie i tego co robię… jednak wielki świat, sprawił że stałam się malutka… sprawił, że stałam się człowiekiem. Bo prawdziwy człowiek zawsze się czegoś boi…
-będzie dobrze, będę oglądała cię w telewizji.- Uśmiechnęła się siadając naprzeciwko mnie.
-mam nadzieję, że sobie poradzę.
-oh, siostra! Ty zawsze sobie radzisz! Jesteś niezwyciężona!
#
-gotowa?- Stałam w drzwiach i patrzyłam wielkimi oczyma na Toma, który stał jakiś metr ode mnie i patrzył na mnie pytająco jednocześnie uśmiechając się. Nie mogłam pozwolić, żeby zobaczył jak bardzo się boję… przecież on nie może tego wiedzieć! No ale dlaczego nie? Przecież miałam zapomnieć o wszystkim… tak…
-yhy, tak…- skinęłam twierdząco głową i wzięłam swoje rzeczy, które bez słowa zaraz przejął ode mnie gitarzysta. Pożegnałam się z siostrą, nie płakałam bo wiedziałam, że niedługo wrócę. Nie wyjeżdżam na biegun północny, tylko jadę w trasę koncertową… to jest różnica. Wyszłam z domu, udając się w stronę wielkiego autobusu. Uważnie się rozejrzałam dookoła, wydawało mi się jakby ktoś się na mnie gapił… ale nic dziwnego, jestem tak zdenerwowana, że mogę mieć nawet zwidy…
-no chodź, Carmelko.- Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie głos dredziarza, który wskazywał mi wejście do tourbusa. Uśmiechnęłam się niewyraźnie i niepewnym krokiem weszłam za nim do środka… od razu przeszedł mnie jakiś dziwny dreszcz, takie niezwykłe uczucie… wiele razy widziałam artykuły z Tokio Hotel w gazetach i ten autobus, zawsze byłam ciekawa jak to jest jechać w takim luksusie, spędzać w nim tak dużo czasu… a teraz mogę sama się o tym przekonać. Można powiedzieć, że to też było moje takie małe marzenie… może nie koniecznie, akurat Tokio Hotel ale zawsze chciałam jechać takim „cudem”.
-witaj, Carmen.- Od razu podszedł do mnie David i się przywitał, posłałam mu uśmiech, bo jakoś nie mogłam nic z siebie wydusić…- podobno już wszystko doskonale grasz, to bardzo dobrze. Jednak wybraliśmy idealną zastępczynię Georga! Chłopcy, oprowadźcie Carmen po autobusie.
-jasne. Chodź, najpierw pokaże ci twoje łóżko.- Zakomunikował Tom, skinęłam głową i ruszyłam za nim…ciekawe dlaczego zaczął od łóżka? …
Chłopak oprowadził mnie po całym pojeździe, opowiadając przy tym różne ciekawe historie. Można powiedzieć, że nieco się uspokoiłam, ale cały czas drzemał we mnie jakiś niepokój…
Gdy zakończyliśmy zwiedzanie, usiedliśmy na kanapie, nawet nie zauważyłam kiedy ruszyliśmy… a jechaliśmy już chyba trochę czasu…
W pewnej chwili rozdzwoniła się moja komórka, za nim odebrałam sprawdziłam kto to, w obawie, że może to być znowu Hery, ale na szczęście dzwoniła moja przyjaciółka, wiec bez dłuższego namysłu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Alyson!- Za nim się odezwałam usłyszałam krzyk przyjaciółki, nie wiedziałam co to miało oznaczać… nie potrafiłam wyczuć w tym momencie, żadnych emocji…
-hej, Sara… czemu tak krzyczysz?
-dzwonił do mnie Hery! Pytał o ciebie!
-Boże, no i co mu powiedziałaś?
-nie wiedziałam co mam mu powiedzieć… powiedziałam, że wyjechałaś do Francji i że prędko nie wrócisz…
-powiedziałaś do kąd!?
-no tak… a nie powinnam była?
-nie wiem.. Wczoraj w nocy dzwonił i mi…- przerwałam zdając sobie sprawę że nie jestem sama, spojrzałam na wszystkich, na szczęście byli zajęci swoją zaciętą dyskusją, bynajmniej mi się tak wydawało.- i mi groził.
-no to pięknie… dobrze, że wyjechałaś, przynajmiej jesteś bezpieczna.
-i tak się go nie boję, nic mi nie zrobi.
-no nie powiedziałabym. Uważaj lepiej na siebie.
-nie martw się o mnie. Poradzę sobie.
-okey, ale uważaj. To kończę, pa…
-no, papa- rozłączyłam się i schowałam telefon. Super, nawet do niej dzwonił. Dlaczego on tak się uparł? Czy na tym świecie nie ma innych dziewczyn?
Poczułam na sobie czyjś wzrok, tak, to Tom dziwnie mi się przyglądał… czyżby coś słyszał? Chyba nie… lepiej żeby nie słyszał… posłałam mu delikatny uśmiech i wstałam z miejsca kierując się do toalety… Czy ja powinnam się bać? Nie, no nie mogę już głupieć. Co taki kretyn może? Tym bardziej że mnie już nie ma. Mogę być spokojna, nic mi nie grozi…
#
Droga potwornie się nam dłużyła, każdy miał jakieś zajęcie tylko mi go brakowało. Gustav spał, Bill pisał coś na kartce, Tom słuchał muzyki… a ja? Ja bezmyślnie leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit… a właściwie w dach autobusu… Za jakieś pół godziny mamy postój, Jost mówił, że musimy zjeść coś porządnego… porządnego co jego zdaniem jest porządne?
Ja się chyba zanudzę na śmierć… chciałabym już być na miejscu, w pięknej Francji… oczywiście wiem, że nie jadę tam na wakacje… ale i tak przecież między koncertami będziemy mieli jakieś dwa dni przerwy, przecież cały czas nie będziemy ćwiczyć… wtedy właśnie wykorzystam ten moment i udam się na zwiedzanie kraju… a właściwie miasta…. A w jakim właściwie to mieście będzie? Paryż? O tak… Paryż… będzie pięknie. Przymknęłam powieki i zaczęłam marzyć o wszystkim, aż w końcu zasnęłam…
-Carmen, wysiadamy…- poczułam jak ktoś delikatnie mnie szturcha, otworzyłam oczy i ujrzałam twarz Billa.- Idziemy na obiad.
-yhy, już wstaje.- Podniosłam się i rozciągnęłam, następnie zeskoczyłam z łóżka i udałam się za Billem. Wysiedliśmy wszyscy i poszliśmy do restauracji, w której David sam zamówił nam posiłek, gdyż nie wiedzieliśmy co zamówić, a on twierdził, że i tak zamówilibyśmy nie to co trzeba. A więc, tym samym sposobem zjadłam coś, czego w życiu nie jadłam i nie miałam pojęcia jaką to nosi nazwę. Było nawet dobre…
-to co idziemy do autobusu, czy macie jeszcze jakieś specjalne życzenia?- Zwrócił się do nas David, po skończonym obiedzie. Nikt się nie odezwał co oznaczało, że nikt niczego już nie potrzebuje. Chyba wszystkim się spieszyło i chcieli, aby ta podróż dobiegła jak najszybciej końca. Bynajmniej ja chciałam.
-no to idziemy.- Zarządził i jak powiedział tak też zrobiliśmy. Tyle, że tym razem wszyscy siedzieliśmy razem, to było nawet milsze, niż to jak każdy jest zajęty sobą. Przynajmiej się nie nudziłam, chłopcy żwawo rozmawiali i opowiadali różne rzeczy a ja z przyjemnością tego słuchałam… dzięki temu powoli stawałam się jedną z nich… Czas minął nam dość szybko, byliśmy tak pochłonięci rozmową, że zapomnieliśmy o tym iż w ogóle jedziemy… Dopiero David nas oświecił, oznajmiając że jesteśmy na miejscu. Wtedy wszyscy poderwali się ze swoich miejsc…
-macie jeden z najlepszych hoteli i pokoje osobno.
-yhy…- mruknął któryś z chłopaków, jakoś mało mnie to interesowało byłam zbyt zajęta rozglądaniem się dookoła…
-ej, uważaj Carmelko bo w drzwi wejdziesz!- Szturchnął mnie starszy Kaulitz, za co chyba powinnam mu podziękować bo na prawde prawie zarobiłam w drzwi…. Na szczęście w porę oprzytomniałam…
Weszliśmy do wielkiego, pięknego i eleganckiego hotelu, od razu dostaliśmy klucze od pokoi, wszystkie cztery były koło siebie, udaliśmy się do windy.
-Teraz macie wolne… jutro powiem co dalej, odpocznijcie.- Zarządził Jost, on miał swój pokój na następnym piętrze więc został sam w windzie, a my poszliśmy do pokoi.
- o jak fajnie, że mamy koło siebie pokój…- ucieszył się dredziarz, patrząc na mnie znacząco…- będę miał blisko…
-że co proszę? Co blisko?
-ee… tak sobie powiedziałem, tylko..- Uśmiechnął się niewinnie i wszedł do swojego pokoju. Pokręciłam tylko głową i również zniknęłam za drzwiami swojego…
Wcale nie zdziwiło mnie to, że był piękny i miał wszystko… to było jak królestwo a nie pokój! Od razu rzuciłam się na łóżko…
###
Lady_Nov.: Jakby się tak bardziej przypatrzyć to wszystkie trzy się we mnie wdały xD I jak to jak? Skoro ja jestem podobna do swojej siostry to jej dzieci są podobne do mnie ;D I normalnie jak czytam to Twoje "błehehehe" to sama robię błehehehe xD
Asia: W sumie to dzieci są za małe, żeby porównywać je do takiej... dziewczyny... ależ oczywiscie dzieci są cudowne, nawet jak skaczą po stole ;D i krzyczą w niebogłosy ^^ Czyli wychodzi na to, że muszę częściej odwiedzać siostrę, żeby mieć wenę... ;]
Myślę sobie, że dojdę do dziesiątki i będę publikowała rzadziej... w ogóle jakoś tak to opowiadanie... no.. albo lepiej nie będę nic mówiła ... ;) a ta notka też taka.... *** ;D
pozdrawiam :*
Ps. Lady_November, podoba Ci się nowy skrót Twojeg nicku?? xD