środa, 23 kwietnia 2008

9. 'Będę miał blisko...'

Piąta trzydzieści rano, a ja już na nogach… jak ja to zrobiłam? To jakiś cud, że w ogóle wstałam po wczorajszej nocy. Nie mogłam spać, przez tego kretyna. Dobrze, że już dzisiaj mnie tu nie będzie. Francja czeka. W sumie, to zawsze marzyłam żeby tam jechać… ten zakład ma jednak jakieś plusy, bo gdyby nie on to bym się nie zgodziła i teraz nie mogła jechać i grać…

Chowałam jeszcze ostatnie rzeczy do torby i sprawdzałam czy czegoś nie zapomniałam, w końcu długo mnie nie będzie… właściwie to tam chyba są sklepy, a najlepsze jest to, że troche znam francuski. Więc jakoś się dogadam z tamtejszymi ludźmi… jednak na coś się nauka przydała. A raczej przyda…

Jestem nawet trochę podekscytowana tym wszystkim, dzisiaj jadę do Francji, a już po jutrze gramy tam koncert! Za jakiś czas kolejny, a później znowu inny kraj! To musi być niezwykłe przeżycie, jak grasz dla tylu ludzi, a oni się cieszą… kariera też ma swoje plusy. Ale to nie zmienia faktu, że się boję. Czuję się jak taka malutka myszka, zagubiona w wielkim mieście. Nigdy nie grałam w żadnym zespole, a na dodatek tak bardzo sławnym, zdaję sobie sprawę z tego, że muszę być dokładna w każdym calu i nie mogę popełnić najmniejszego błędu. Nadszedł czas, w którym na jakiś czas powinnam zapomnieć o zakładzie i zająć się tylko i wyłącznie grą. Teraz chyba to jest najważniejsze, a może nawet jak zapomne o moim planie, to on jakoś sam się przede mną otworzy? W końcu taka wspólna praca zbliża. Oczywiście ja cały czas będę pamiętała o dystansie, który muszę trzymać, to on ma się zbliżać a nie ja!

-a ty co tak siedzisz?- Usłyszałam pytanie ze strony siostry, która właśnie wkroczyła zaspana do kuchni.

-za wcześnie wstałam, denerwuje się trochę.- Wyznałam, na prawde teraz się denerwowałam. W tej chwili jak na zawołanie zapomniałam zupełnie o wszystkim, o zakładzie o wczorajszym telefonie od Herego… jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam, zawsze byłam pewna siebie i tego co robię… jednak wielki świat, sprawił że stałam się malutka… sprawił, że stałam się człowiekiem. Bo prawdziwy człowiek zawsze się czegoś boi…

-będzie dobrze, będę oglądała cię w telewizji.- Uśmiechnęła się siadając naprzeciwko mnie.

-mam nadzieję, że sobie poradzę.

-oh, siostra! Ty zawsze sobie radzisz! Jesteś niezwyciężona!

 

#

 

-gotowa?- Stałam w drzwiach i patrzyłam wielkimi oczyma na Toma, który stał jakiś metr ode mnie i patrzył na mnie pytająco jednocześnie uśmiechając się. Nie mogłam pozwolić, żeby zobaczył jak bardzo się boję… przecież on nie może tego wiedzieć! No ale dlaczego nie? Przecież miałam zapomnieć o wszystkim… tak…

-yhy, tak…- skinęłam twierdząco głową i wzięłam swoje rzeczy, które bez słowa zaraz przejął ode mnie gitarzysta. Pożegnałam się z siostrą, nie płakałam bo wiedziałam, że niedługo wrócę. Nie wyjeżdżam na biegun północny, tylko jadę w trasę koncertową… to jest różnica. Wyszłam z domu, udając się w stronę wielkiego autobusu. Uważnie się rozejrzałam dookoła, wydawało mi się jakby ktoś się na mnie gapił… ale nic dziwnego, jestem tak zdenerwowana, że mogę mieć nawet zwidy…

-no chodź, Carmelko.- Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie głos dredziarza, który wskazywał mi wejście do tourbusa. Uśmiechnęłam się niewyraźnie i niepewnym krokiem weszłam za nim do środka… od razu przeszedł mnie jakiś dziwny dreszcz, takie niezwykłe uczucie… wiele razy widziałam artykuły z Tokio Hotel w gazetach i ten autobus, zawsze byłam ciekawa jak to jest jechać w takim luksusie, spędzać w nim tak dużo czasu… a teraz mogę sama się o tym przekonać. Można powiedzieć, że to też było moje takie małe marzenie… może nie koniecznie, akurat Tokio Hotel ale zawsze chciałam jechać takim „cudem”.

-witaj, Carmen.- Od razu podszedł do mnie David i się przywitał, posłałam mu uśmiech, bo jakoś nie mogłam nic z siebie wydusić…- podobno już wszystko doskonale grasz, to bardzo dobrze. Jednak wybraliśmy idealną zastępczynię Georga! Chłopcy, oprowadźcie Carmen po autobusie.

-jasne. Chodź, najpierw pokaże ci twoje łóżko.- Zakomunikował Tom, skinęłam głową i ruszyłam za nim…ciekawe dlaczego zaczął od łóżka? …

Chłopak oprowadził mnie po całym pojeździe, opowiadając przy tym różne ciekawe historie. Można powiedzieć, że nieco się uspokoiłam, ale cały czas drzemał we mnie jakiś niepokój…

Gdy zakończyliśmy zwiedzanie, usiedliśmy na kanapie, nawet nie zauważyłam kiedy ruszyliśmy… a jechaliśmy już chyba trochę czasu…

W pewnej chwili rozdzwoniła się moja komórka, za nim odebrałam sprawdziłam kto to, w obawie, że może to być znowu Hery, ale na szczęście dzwoniła moja przyjaciółka, wiec bez dłuższego namysłu nacisnęłam zieloną słuchawkę.

-Alyson!- Za nim się odezwałam usłyszałam krzyk przyjaciółki, nie wiedziałam co to miało oznaczać… nie potrafiłam wyczuć w tym momencie, żadnych emocji…

-hej, Sara… czemu tak krzyczysz?

-dzwonił do mnie Hery! Pytał o ciebie!

-Boże, no i co mu powiedziałaś?

-nie wiedziałam co mam mu powiedzieć… powiedziałam, że wyjechałaś do Francji i że prędko nie wrócisz…

-powiedziałaś do kąd!?

-no tak… a nie powinnam była?

-nie wiem.. Wczoraj w nocy dzwonił i mi…- przerwałam zdając sobie sprawę że nie jestem sama, spojrzałam na wszystkich, na szczęście byli zajęci swoją zaciętą dyskusją, bynajmniej mi się tak wydawało.- i mi groził.

-no to pięknie… dobrze, że wyjechałaś, przynajmiej jesteś bezpieczna.

-i tak się go nie boję, nic mi nie zrobi.

-no nie powiedziałabym. Uważaj lepiej na siebie.

-nie martw się o mnie. Poradzę sobie.

-okey, ale uważaj. To kończę, pa…

-no, papa- rozłączyłam się i schowałam telefon. Super, nawet do niej dzwonił. Dlaczego on tak się uparł? Czy na tym świecie nie ma innych dziewczyn?

Poczułam na sobie czyjś wzrok, tak, to Tom dziwnie mi się przyglądał… czyżby coś słyszał? Chyba nie… lepiej żeby nie słyszał… posłałam mu delikatny uśmiech i wstałam z miejsca kierując się do toalety… Czy ja powinnam się bać? Nie, no nie mogę już głupieć. Co taki kretyn może? Tym bardziej że mnie już nie ma. Mogę być spokojna, nic mi nie grozi…

 

#

 

Droga potwornie się nam dłużyła, każdy miał jakieś zajęcie tylko mi go brakowało. Gustav spał, Bill pisał coś na kartce, Tom słuchał muzyki… a ja? Ja bezmyślnie leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit… a właściwie w dach autobusu… Za jakieś pół godziny mamy postój, Jost mówił, że musimy zjeść coś porządnego… porządnego co jego zdaniem jest porządne?

Ja się chyba zanudzę na śmierć… chciałabym już być na miejscu, w pięknej Francji… oczywiście wiem, że nie jadę tam na wakacje… ale i tak przecież między koncertami będziemy mieli jakieś dwa dni przerwy, przecież cały czas nie będziemy ćwiczyć… wtedy właśnie wykorzystam ten moment i udam się na zwiedzanie kraju… a właściwie miasta…. A w jakim właściwie to mieście będzie? Paryż? O tak… Paryż… będzie pięknie. Przymknęłam powieki i zaczęłam marzyć o wszystkim, aż w końcu zasnęłam…

 

-Carmen, wysiadamy…- poczułam jak ktoś delikatnie mnie szturcha, otworzyłam oczy i ujrzałam twarz Billa.- Idziemy na obiad.

-yhy, już wstaje.- Podniosłam się i rozciągnęłam, następnie zeskoczyłam z łóżka i udałam się za Billem. Wysiedliśmy wszyscy i poszliśmy do restauracji, w której David sam zamówił nam posiłek, gdyż nie wiedzieliśmy co zamówić, a on twierdził, że i tak zamówilibyśmy nie to co trzeba. A więc, tym samym sposobem zjadłam coś, czego w życiu nie jadłam i nie miałam pojęcia jaką to nosi nazwę. Było nawet dobre…

-to co idziemy do autobusu, czy macie jeszcze jakieś specjalne życzenia?- Zwrócił się do nas David, po skończonym obiedzie. Nikt się nie odezwał co oznaczało, że nikt niczego już nie potrzebuje. Chyba wszystkim się spieszyło i chcieli, aby ta podróż dobiegła jak najszybciej końca. Bynajmniej ja chciałam.

-no to idziemy.- Zarządził i jak powiedział tak też zrobiliśmy. Tyle, że tym razem wszyscy siedzieliśmy razem, to było nawet milsze, niż to jak każdy jest zajęty sobą. Przynajmiej się nie nudziłam, chłopcy żwawo rozmawiali i opowiadali różne rzeczy a ja z przyjemnością tego słuchałam… dzięki temu powoli stawałam się jedną z nich… Czas minął nam dość szybko, byliśmy tak pochłonięci rozmową, że zapomnieliśmy o tym iż w ogóle jedziemy… Dopiero David nas oświecił, oznajmiając że jesteśmy na miejscu. Wtedy wszyscy poderwali się ze swoich miejsc…

-macie jeden z najlepszych hoteli i pokoje osobno.

-yhy…- mruknął któryś z chłopaków, jakoś mało mnie to interesowało byłam zbyt zajęta rozglądaniem się dookoła…

-ej, uważaj Carmelko bo w drzwi wejdziesz!- Szturchnął mnie starszy Kaulitz, za co chyba powinnam mu podziękować bo na prawde prawie zarobiłam w drzwi…. Na szczęście w porę oprzytomniałam…

Weszliśmy do wielkiego, pięknego i eleganckiego hotelu, od razu dostaliśmy klucze od pokoi, wszystkie cztery były koło siebie, udaliśmy się do windy.

-Teraz macie wolne… jutro powiem co dalej, odpocznijcie.- Zarządził Jost, on miał swój pokój na następnym piętrze więc został sam w windzie, a my poszliśmy do pokoi.

- o jak fajnie, że mamy koło siebie pokój…- ucieszył się dredziarz, patrząc na mnie znacząco…- będę miał blisko…

-że co proszę? Co blisko?

-ee… tak sobie powiedziałem, tylko..- Uśmiechnął się niewinnie i wszedł do swojego pokoju. Pokręciłam tylko głową i również zniknęłam za drzwiami swojego…

Wcale nie zdziwiło mnie to, że był piękny i miał wszystko… to było jak królestwo a nie pokój! Od razu rzuciłam się na łóżko…

 

###

 

Lady_Nov.: Jakby się tak bardziej przypatrzyć to wszystkie trzy się we mnie wdały xD I jak to jak? Skoro ja jestem podobna do swojej siostry to jej dzieci są podobne do mnie ;D I normalnie jak czytam to Twoje "błehehehe" to sama robię błehehehe xD

Asia: W sumie to dzieci są za małe, żeby porównywać je do takiej... dziewczyny... ależ oczywiscie dzieci są cudowne, nawet jak skaczą po stole ;D i krzyczą w niebogłosy ^^  Czyli wychodzi na to, że muszę częściej odwiedzać siostrę, żeby mieć wenę... ;]

 

Myślę sobie, że dojdę do dziesiątki i będę publikowała rzadziej... w ogóle jakoś tak to opowiadanie... no.. albo lepiej nie będę nic mówiła ... ;) a ta notka też taka.... *** ;D

pozdrawiam :*

 

Ps. Lady_November, podoba Ci się nowy skrót Twojeg nicku?? xD

 

poniedziałek, 21 kwietnia 2008

8. ' Nikt mnie nie zje, nie martw się.'

-no pięknie! Ja tu zrywam się z samego rana z łóżka, bo moja przyjaciółka chce ze mną pogadać, a ty co?! Śpisz sobie w najlepsze!- Nagle usłyszałam pretensjonalny głos swojej przyjaciółki która wparowała do mojego pokoju niczym burza, od razu pozbawiła mnie mojej kołdry i odsłoniła zasłony. Nie ma to jak „miła” pobudka… no ja ją po prostu uwielbiam, moja najlepsza przyjaciółka…. Jak to się w ogóle stało, że ona nią jest?

-Sara, nie krzycz. Już przecież wstaje.- Jęknęłam podnosząc się niechętnie z cieplutkiego łóżka…

-no to masz dziesięć minut.- Stwierdziła, a ja ze skrzywioną miną zabrałam swoje ciuchy i skierowałam się do łazienki. Dziesięć minut… to ja w tym czasie zęby umyję i się ubiorę, a co z makijażem!? Czy ona myśli, że mam taki guziczek „TURBO dopalanie” ? No to ją rozczaruję, bo nie mam.

Zmobilizowałam się i wykonałam poranne czynności najszybciej jak tylko potrafiłam, ale oczywiście musiało mnie jeszcze coś tego dnia wkurzyć i to z samego rana. Czasami wolałabym być chłopakiem. A dokładnie raz w miesiącu przez te pare dni… i to akurat dzisiaj musiały nadejść te dni… nic dziwnego, że mam zły nastrój. Zawsze tak mam. Zrobiłam wszystko co trzeba, pominęłam makijaż i wróciłam do pokoju gdzie czekała na mnie Sara.

-no więc o czym chciałaś pogadać?

-y… o mnie chyba…- zastanowiłam się, bo już sama nie wiedziałam o czym chcę z nią porozmawiać… jeszcze wczoraj to wiedziałam, ale obawiam się że jak jej powiem o swoich wątpliwościach to ona pomyśli że się poddaję, ale tak nie jest! Nie, no mimo wszystko to moja przyjaciółka, na pewno mnie zrozumie, albo przynajmniej spróbuje.

-oho, czyżbyś już się zakochała?- Zapytała rozsiadając się na moim fotelu. Przewróciłam oczami, ona znowu zaczyna…

-nie. Chodzi mi o ten zakład. Tylko mi nie przerywaj!- Rozkazałam, przewidując iż Sara będzie miała ochotę wtrącić się ze swoją wypowiedzią. Teraz musiałam powiedzieć wszystko bez przerywania i bez względu na skutki czekać na jej reakcję…- na początek mówię, że na pewno nie zrezygnuję, ale skoro jesteś moją przyjaciółką, chciałam się z tobą podzielić moimi przemyśleniami i tym co do tej pory zauważyłam, nie tylko u niego, ale i u siebie!- Zaczęłam, a blondynka tylko uważnie na mnie patrzyła i nawet nie myślała, żeby się odezwać…- Bo… ja się chyba trochę przeliczyłam, on jest strasznie trudny! I taki tajemniczy! Taki dziwny! A najgorsze jest to że mnie cholernie intryguje to jego zachowanie i sama jego osoba! Gdyby nie to, zapewne bym zrezygnowała…. Ale wiesz co? Nie zrezygnuję. Dopnę swego. Za trzy miesiące będę wiedziała o nim wszystko, będę go znała lepiej od jego brata.- Zakończyłam i opadłam na łóżko. Odziwo Sara milczała. Może z nią coś nie tak?

-aha. To czekam. A tak zmieniając temat… dlaczego nasyłasz na mnie jakiś gościów?- Odezwała się po chwili, od razu skojarzyłam o co chodzi…a raczej o kogo…

-yy… wiesz co… ja już muszę się zbierać. Wiesz, próba.- Uśmiechnęłam się niewinnie i jak najszybciej potrafiłam opuściłam swój pokój. Sara coś tam za mną jeszcze wołała, ale nie zrozumiałam… wpadłam do łazienki i się w niej zamknęłam, tak uciekam przed własną przyjaciółką… w sumie to nie wiem czy ona jest zła za to czy nie… nieważne…

Zrobiłam sobie delikatny makijaż, zajęło mi to trochę czasu, miałam nadzieję że w tym czasie Sara sobie poszła… a jednak się myliłam, gdy wyszłam akurat ją napotkałam…

-jeżeli już ze mną nie masz o czym rozmawiać, to spadam. Pa.- Rzekła i zeszła po schodach. Odetchnęłam z ulgą, ona też mnie zaskakuje… ale skoro na mnie nie krzyczała, to znaczy że ten chłopak nie jest taki zły i wcale jej to za bardzo nie przeszkadza, że ośmieliłam się go skierować do niej…

 

#

 

Znowu musiałam przebrnąć przez tą ochronę za nim znalazłam się w domu Kaulitzów, dzisiaj na szczęście wpuścili mnie bez żadnych oporów. No i to na ich szczęście, bo ja dzisiaj jestem w złym humorze i wszystko mnie drażni, więc lepiej żeby uważali… nie tylko ci ochroniarze… no cóż, raz w miesiącu mam prawo na takie „wyskoki”, w końcu to ja się z tym męczę!

-To co Carmen, zaczynamy?- Zapytał uśmiechnięty Bill, najchętniej to powiedziałabym: nie. No ale bez przesady… przecież nie jestem obłożnie chora, a to że mnie brzuch boli to już szczegół…

-jasne.- Skinęłam głową i wzięłam swoją gitarę. Wszyscy stanęli na swoich miejscach i się zaczęło… Kolejne godziny męki… przez ten czas starałam się unikać jakich kolwiek rozmów, po prostu nie chciałam przypadkiem na kogoś się złościć, bo w sumie to czemu oni mają „dostawać” za moje humorki? Nie lubię się wyżywać na ludziach… chociaż kiedyś, bardzo chętnie robiłam to na Tomie, teraz nie mogę…

-dobra, chwila przerwy.- Zarządził Gustav po jakiś trzech godzinach grania. Odłożyliśmy instrumenty i każdy chwycił za swoją szklankę z wodą, ja też. Strasznie chciało mi się pić… to granie jest chyba bardziej męczące od sportu. Nigdy jeszcze nie grałam w takich długich ilościach czasu…

-muszę do toalety, zaraz wracam.- Zakomunikowałam moim towarzyszom i biorąc swoją torbę udałam się do łazienki. Dzisiaj byłam bardzo mało rozmowna, właściwie to tylko przytakiwałam albo odpowiadałam krótkimi zdaniami…

Dużo czasu nie spędziłam w tym jakże pięknym i eleganckim pomieszczeniu, szybko do nich wróciłam. Jakoś specjalnie się tym nie przejęli siedzieli i o czymś sobie gadali… mnie też to nie obchodziło… usiadłam sobie pod ścianą i odpoczywałam rozmyślając… zupełnie się od nich odcięłam, byłam tylko ja i moje myśli…

-Alyson, wiesz że jutro wyjeżdżamy, nie?- Na ziemie sprowadził mnie głos wokalisty. No i całkiem drastycznie mnie sprowadził, aż zadrżałam… bo jakoś tak zapomniałam że to już jutro… skinęłam twierdząco głową… trochę niepewnie, ale chyba tego nie zauważył…

-jutro nieco wcześniej, bo o siódmej po ciebie przyjedziemy.- Tak, to rzeczywiście „nieco” wcześniej… tylko trzy godziny… super.

-jedziemy do Francji jakbyś nie wiedziała.- Kontynuował, a ja tylko mu przytakiwałam, powiedział jeszcze coś o koncertach i próbach… właściwie to mnie trochę wprowadził do tego świata… nie wyglądało to aż tak strasznie, ale jednak łatwo nie będzie…

-dobra to co wracamy do próby?

-yhy…

 

#

 

-tylko nie mów, że mnie odprowadzisz!- Uprzedziłam chłopaka, za nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Domyślałam się, że znowu będzie chciał ze mną iść, tyle, że ja na prawde nie potrzebuję ochrony. Tyle razy wracałam w nocy sama do domu i nic się nie działo, a teraz tak mi dziwnie jak codziennie jestem odprowadzana pod sam dom i to jeszcze przez Kaulitza…

-a czemu nie?

-bo dzisiaj ide sama. Nie masz lepszych zajęć? Nikt mnie nie zje, nie martw się. A po za tym umiem się bronić.- Zakomunikowałam i skierowałam się w stronę wyjścia.

-ale dzisiaj jest już znacznie później niż wczoraj.- Zauważył udając się za mną.

-idź spać inteligencie. Poradzę sobie.- Zapewniłam go i nie czekając na jego reakcję wyszłam. Chyba wiadomo, że dzisiaj wolałam wracać sama, jeszcze bym powiedziała mu coś niemiłego, co zepsułoby mój plan i miałabym trudniejszą drogę do zwycięstwa. Ale to nawet miłe, że mu tak zależy na moim bezpieczeństwie…co ja gadam!? To wcale nie jest miłe, nie zapominaj się Carmen! Chyba potrzebuję jakiegoś psychologa, bo czuję że kiedyś zwariuję…

Jutro wyjazd, a ja jeszcze nawet się nie spakowałam, będę miała co robić w nocy… właściwie to strasznie się tego boję… boję się tych koncertów, reakcji fanów… w końcu zastępuję im Georga! Takiego wielkiego chłopa, zastąpi niewielka dziewczynka… już się boję reakcji tych wszystkich dziewczyn… mam nadzieję, że mnie nie zabiją… ja chce jeszcze żyć. No przynajmiej przez te trzy miesiące. Jak wygram zakład to będę mogła spokojnie odejść z tego świata…

Nawet nie zauważyłam jak znalazłam się pod swoim domem, prawie go ominęłam, na szczęście w porę się zorientowałam, że jestem na miejscu. Weszłam ostrożnie do budynku z obawą, że zaraz wyskoczy skądś moja przyjaciółka, jak to zwykle bywało… ale tym razem nie. W domu panowała cisza. Czyżby Melanie nie było? Niemożliwe. Nie zostawiłaby otwartego domu. Udałam się do swojego pokoju, sądziłam że moja siostra jest u siebie, nie chciałam jej przeszkadzać. Bóg jeden wie, co ona tam robi…

Po chwili bezczynnego stania na środku pokoju, zaczęłam pakować swoje rzeczy do dużej torby. Zajęło mi to wszystko strasznie dużo czasu, skończyłam chyba koło dwudziestejtrzeciej. Miałam już iść się myć, ale odziwo zadzwonił telefon… o tej porze? Ktoś spać nie może czy co? Byłam już potwornie zmęczona, a myśl że musze wstać jutro przed szóstą żeby się wyrobić, dobijała mnie… Niechętnie zeszłam po schodach na dół i odebrałam…

-witaj Carmen.- Usłyszałam po drugiej stronie męski głos, który doskonale znałam. Tylko skąd on wiedział, że to ja skoro nawet nie zdążyłam się odezwać.?- Dobrze, że nie śpisz, skarbie.- Po tych słowach myślałam, że wybuchnę ze złości. Jak on śmie do mnie dzwonić i jeszcze tak mówić?! Przecież wyraźnie mu powiedziałam, że nic między nami nie będzie!

-czego chcesz!?- Warknęłam do słuchawki, byłam na prawde wściekła.

-oj co tak niemiło? No ale skoro tak chcesz, ja też będę niemiły. Bo jak ostatnio się widzieliśmy trochę niegrzecznie mnie potraktowałaś.

-pff. Nie rozumiesz co to znaczy : nie!?

-mi się nie odmawia kochanie, no ale pewnie nie wiedziałaś, to mogę ci to wybaczyć.

-jesteś żałosny!- Zironizowałam, ten człowiek potrafił wyprowadzić z równowagi bardziej niż Kaulitz.

-oh… nie denerwuj się tak. Z resztą nieważne. Nie po to dzwonię…

-to czego do cholery chcesz!?

-jutro u mnie o dwudziestej, pasuje?

-Nie, nie pasuje!- Fuknęłam. Teraz na prawde przegiął, za kogo on mnie ma!?

-a to dlaczego? Bo wiesz, mi pasuje. Więc lepiej, żeby tobie też pasowało.!

-co ty sobie wyobrażasz!? Nie jestem dziwką! Odwal się ode mnie! Nigdy z tobą nie będę!- Oświeciłam go krzycząc przy tym.

-to się jeszcze okaże czy nie będziesz, bo ja sądzę inaczej. Radzę ci się nie sprzeciwiać i przyjść jutro.

-chyba śnisz! Nawet jakbym chciała, nie mogę bo wyjeżdżam!

-to nie wyjedziesz, proste. Jutro o dwudziestej, inaczej wcześniej czy później tego pożałujesz.

-myślisz, że jestem taka głupia?! To się mylisz.- Oznajmiłam opanowywując swoje emocje, nie czekałam już na odpowiedź, nie miałam zamiaru dłużej go słuchać, rozłączyłam się…

Cała wręcz drżałam ze złości… wcale się go nie bałam, on mi nie może nic zrobić… nie odważy się… a po za tym i tak mnie już tu nie będzie… w sumie to nie wiem do czego on mógłby być zdolny, ale chyba nic mi nie zrobi? Nie, no przecież nie mogę się go bać. Nie ja. Teraz nie mogę się tym dręczyć, jutro wyjeżdżam i wracam za kilka tygodni, w tym czasie na pewno o mnie zapomni! Dupek…

 

###

 

Lady_N.: Taaaaaaaa... pierwszy raz w życiu ^^

Leila: Wszystko w swoim czasie xD Chyba byłoby nudno jakby już byli razem? No ale może nastąpi to szybciej, a może wcale ? ;D Bo kto w ogóle powiedział, że oni bedą razem?? xD

 

Jak mnie długo nie było. ^^ Te kilka dni wystarczyło, żeby sobie pomyśleć i zaczekać na wenę, ta notka akurat była pisana bardzo dawno temu, ale tak czy inaczej pisać muszę... To na pewno moja siostra i jej 'walnięte' dzieci tak na mnie zadziałały... no, nie... słodkie dzieci ;D Słodkieee... tak samo jak słodka Carmen xD

 

czwartek, 17 kwietnia 2008

7. 'A prawdziwy facet nie pozwoli dziewczynie wracać samej.'

-Super, Carmen. Na prawde szybko się nauczyłaś.- Stwierdził Bill, gdy zrobiliśmy sobie kolejną przerwę podczas próby. Od kąd przyszłam, cały czas graliśmy w ich garażu, który odziwo stał pusty. Było to trochę męczące, a po całym dniu stawało się nudne… chyba muszę się do tego powoli przyzwyczajać… nie będzie łatwo, zazwyczaj jak grałam to tylko tak dla siebie, żeby się nie nudzić… a tutaj, takie wielkie wyzwanie. Jeszcze chyba nie jestem do końca świadoma tego, że to co będę robiła, będzie nie dla mnie, ale dla milionów fanek Tokio Hotel. Nigdy nie grałam dla tak dużej publiczności, jednak nie boję się tego. A może powinnam? Nie mam pojęcia jak to jest być gwiazdą. W sumie to ja nie chce nią być. Moim celem cały czas jest jedno- wygrać zakład. I wierzę, że mi się to uda. W końcu to nie jest takie trudne, omamić chłopaka… tylko dlaczego założyłyśmy się akurat o to?

-ej, a dlaczego ja mam mówić do ciebie Alyson, a on może Carmen?- Za nim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałam wielkie oburzenie ze strony Toma, który równie zmęczony jak wszyscy usiadł pod ścianą. Skierowałam na niego swoje spojrzenie, zastanawiając się nad odpowiedzą. Bo właściwie jakoś tak przestało mnie drażnić moje imię… a może dlatego, że Bill wypowiadał je w taki niezwykły sposób? Nikt tak go jeszcze nie wypowiadał jak on.

-bo to wyjątek.- uśmiechnęłam się szeroko. Chłopak zmierzył mnie swoim wzrokiem…

-oh, mój brat wyjątkiem?! Nie zgadzam się.- Zaprotestował… czułam, że robi się jakoś dziwnie. Nikt oprócz nas się nie odzywał, wszyscy się przysłuchiwali w milczeniu. Czyżby nasza dyskusja była aż tak ciekawa? Nie powiedziałabym.

-ale ty tu nie masz nic do gadania. To moje imię. Dla ciebie jestem Alyson, a dla niego Carmen. Ja jakoś nie widzę żadnego problemu.- Wzruszyłam ramionami nie spuszczając z niego wzroku. Bowiem to już trzeci dzień od kiedy został zatwierdzony mój plan. Kontakt wzrokowy był bardzo ważny, ale najważniejszą zasadą było to, żeby nie dać złapać się na to jego „cudowne” spojrzenie. On akurat oczy miał niezwykłe, dlatego muszę bardzo uważać. Co innego, Bill, w jego oczy mogę się gapić bo to nie on jest moim celem. Ale to też chyba tak nie za normalnie patrzeć w czyjeś oczy bez opamiętania…

-ale ja widzę. Carmen, to bardzo ładne imię i słodko brzmi.

-no właśnie, a ja nie chcę żeby brzmiało słodko. Jeżeli ktoś nie umie wypowiadać mojego imienia tak jak ja sobie tego bym życzyła, to nie wypowiada go wcale.- Oznajmiłam, wiedziałam, że na tym się nie skończy.

-to jak ja mam je wypowiadać?

-zapytaj brata.- Wskazałam głową na zasłuchanego Billa, który teraz jakby się ocknął z transu.

-jacy wy jesteście śmieszni.- Skwitował Gustav- jak dzieci.

-Gutek, nie porównuj mnie do dziecka. Ja jestem już pełnoletnia. I to w jaki sposób jest wypowiadane moje imię wcale nie jest zabawne, to bardzo poważna sprawa.-Zwróciłam się do niego robiąc poważną minę, jednak w środku wręcz pokładałam się ze śmiechu. Oczywiście, że Gustav ma racje. Takie rozmowy nie są w moim stylu, że też ja zwracam uwagę na to jak ktoś wypowiada moje imię… normalnie jakby nie było lepszych tematów do rozmowy…

-mam!- Okrzyknął nagle dredziarz, jakby w ogóle nie słuchał naszej rozmowy. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco…- Carmelka! Sam to wymyśliłem.- Wyszczerzył się, ale ja nie za bardzo rozumiałam co on chce przez to powiedzieć… że niby na mnie będzie tak mówił? To jakiś żart?

-łaał…- Gustav udał zachwycenie wymysłem Toma i wstał z miejsca zmierzając do drzwi- a więc, jeżeli na dzisiaj koniec, to ja idę. A wy kontynuujcie sobie tą inteligentną rozmowę. Przyjdę jutro o tej samej porze.

-na razie!- Rzucił na pożegnanie Bill w jego stronę, a blondyn wyszedł. Nastała chwilowa cisza, którą to ja miałam zamiar przerwać, tylko musiałam poukładać słowa w całość, aby odpowiedzieć Tomowi.

-To już wolę Carmen.- Rzekłam krótko, rezygnując ze swojego monologu, który miałam zamiar wypowiedzieć…

-już za późno, Carmelko- Uśmiechnął się dumnie. Chyba będzie lepiej jak zakończę to rozmowę i pójdę do domu. Późno się zrobiło…

-okey, inteligencie. Mów sobie jak chcesz. Ja też już będę lecieć…- podniosłam się z podłogi i schowałam swoją gitarę do pokrowca.

-a nie będziesz jeszcze ćwiczyła?- Zapytał czarny, wyprzedzając tym samym swojego brata, który również chciał coś powiedzieć, jednak mu się to nie udało…

-może trochę w domu. Ale późno już, muszę wracać, siostra się będzie martwić.

-dla ciebie dwudziesta to późno?

-jak nie jestem u siebie to tak.

-ale należysz teraz do zespołu i…

-i ide do domu.- Przerwałam za nim moim zdaniem powiedziałby za dużo. Niech oni się tak do mnie lepiej nie przywiązują, ja miałam zranić jednego a nie ich wszystkich! Ja sobie chyba nie poradzę… przeceniłam swoje siły? …

-no jak chcesz.- Westchnął Bill i wstał równocześnie z Tomem.-A skoro już tak baardzo późno, to Tom cię odprowadzi.- Wyszczerzył się w stronę brata, który spojrzał na niego zaskoczony i jednocześnie zdenerwowany. - Ja niestety nie mogę.. Muszę… ee... Wziąć tabletki na gardło, tak na wszelki wypadek…

-sama pójdę.- Stwierdziłam podchodząc do drzwi garażu, które prowadziły od razu na zewnątrz.

-nie, no i tak muszę iść do sklepu…- odezwał się Tom i ruszył w moje ślady. Wzruszyłam tylko obojętnie ramionami i wyszłam…

 

#

 

Przez całą drogę byłam pogrążona w swoich myślach, zupełnie zapomniałam, że obok mnie idzie Tom, czułam na sobie jego wzrok, który jakby chciał coś do mnie powiedzieć, jednak nie zwracałam na to uwagi, a może to mój błąd? Skoro mam niby go w jakiś sposób zdobyć, to powinnam się nim interesować, a to, że on na mnie patrzy to chyba powinno być dla mnie jakąś szansą? Tylko dlaczego ja nie potrafię jej wykorzystać? Czemu z innym poradziłabym sobie od razu, a z nim ledwie co potrafię normalnie rozmawiać…?

-yy…a ty przypadkiem nie miałeś iść do sklepu?- Przypomniałam sobie w końcu o jego obecności. Może i bym o to nie pytała gdyby nie to, że już dawno minęliśmy sklep…

-pójdę jak będę wracał.

-ale potem może być zamknięty.- Zauważyłam. Jak mi trudno… muszę nad tym popracować. O czym ja mogę z nim rozmawiać?

-Car…Alyson, ty nie masz lepszych zmartwień?- Zapytał poprawiając się przy tym. Albo mi się wydaje, albo mu się popsuł humor. Ja go już na prawde nie rozumiem! Jak byłam u nich w domu to zachowywał się tak fajnie, a teraz?! Czy jego zachowanie zależy od czyjejś obecności?? Chyba powinnam wycofać się z tego zakładu, jak tak dalej pójdzie to nie dość że przegram, ale na prawde się zaangażuję w to żeby go „rozgryźć”, on mnie cholernie intryguje! Wiem! Powiem mu prosto z mostu o co mi chodzi! Tylko najpierw muszę sama się zmienić… może po udaję trochę… ? Inaczej to ja do niego nie dotrę… a co ja się martwię?! Przecież wiadomo, że mi się uda. Bo odwaga i pewność siebie to ja!

-Tom?- Zaczęłam swoją jakże mądrze zapowiadającą się wypowiedź, jednak gdy tylko poczułam na sobie jego spojrzenie, wszystko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozprysło się…

-no, co?

-a..e..Już nieważne…- spuściłam wzrok przyśpieszając kroku, myślałam, że zaraz zapadnę się pod ziemię, ale wcale nie ze wstydu, bo przecież nie mam czego się wstydzić…ale…JA nie potrafiłam nic z siebie wydusić! Jak to możliwe?! Co się ze mną dzieje?! Na moje szczęście już prawie dochodziliśmy pod mój dom…

-dobra…- stanęłam tak, że oświetlało mnie światło latarni stojącej obok, to był zupełny przypadek, wcale nie chciałam być aż tak widoczna…- dzięki, że mnie odprowadziłeś.

-przecież to nic takiego.- Wzruszył ramionami i przeniósł na mnie swój wzrok.

-jasne, ale dobrze wiem, że nie chciałeś iść. Bill cię w to…

-nie prawda.-Przerwał mi- Ja sam decyduję co robię a czego nie, Bill nie ma tu nic do rzeczy. Może miałem ochotę cię odprowadzić? Przecież jest ciemno, a prawdziwy facet nie pozwoli dziewczynie wracać samej.- Dodał bardzo poważnym tonem. Ledwie powstrzymałam się, żeby nie wytrzeszczyć oczu, to byłoby bardzo widoczne w tym świetle. Prawdziwy facet… tylko dlaczego on mnie tak zaskakuje?! To zły znak… albo dobry?

-wobec tego, dzięki prawdziwy facecie.- Posłałam mu swój uśmiech. A jednak nie jest tak źle… umiem być miła dla niego a on dla mnie. Nie pozabijamy się, to jest pewne.

-to do jutra, Carmelko.- Wyszczerzył się i zawrócił w stronę swojego domu. I co ja mam o tym wszystkim myśleć? Chyba muszę zrobić małe podsumowanie zmian, które same wtargnęły do mojego życia od dnia tego głupiego zakładu. Nigdy bym nie pomyślała, że ja i on możemy żyć w zgodzie…

 

#

 

-bum!- Właśnie wchodziłam do kuchni kiedy nagle wyskoczyła Sara, myślałam, że zawału dostanę. Jak ona mnie może tak straszyć? I to jeszcze w moim własnym domu?! A w ogóle co ona tu robi? Ja już za nią nie nadążam, zawsze jak wychodzi mówi żebym to ja się do niej odezwała, a tymczasem nawiedza mnie codziennie, nie żebym miała coś przeciwko, ale mogłaby przynajmniej mnie nie straszyć, a co najważniejsze nie gadać głupot tak jak wczoraj… no ale ona chyba przyszła, żeby mnie zjechać, za tego chłoptasia, co mu dałam jej numer… no cóż.. Jakoś to przeżyję…

-co ty tu robisz?

-jeszcze pytasz? Dzisiaj przecież miałaś próbę u Kaulitzów. Musiałam sprawdzić czy wrócisz do domu.- Oznajmiła rozsiadając się na krześle. Spojrzałam na nią z litością, na prawde miałam już dość tych jej zagadnień, które w ogóle nie miały podstaw, bo niby z jakiej racji miałabym nie wrócić?

Nie odpowiedziałam jej, nie miałam zamiaru się wysilać i denerwować, byłam bardzo zmęczona, w końcu te próby dają w kość… Nalałam sobie do szklanki wody i opadłam na przeciwko niej, oczywiście na krzesło. Chyba zauważyła moje wyczerpanie, bynajmniej miałam taką nadzieję… bo jakoś nie chciało mi się słuchać jej ględzenia…

-zmęczona? Jak było?

-jestem wykończona. Normalnie było, jak na próbie.- Stwierdziłam mocząc usta w bezbarwnej cieczy. Przymknęłam oczy z nadzieją, że już nie zada więcej pytań… a jednak nadzieja poszła…

-a zakład? Są jakieś postępy?

-wiesz co, chyba musimy porozmawiać… mam problem.- Otworzyłam oczy prostując się na krześle, tak miałam zamiar powiedzieć jej o moich wątpliwościach. Przecież to moja przyjaciółka a nie wróg, to że się z nią założyłam, nie znaczy, że jest dla mnie kimś obcym. Ten zakład miał być właściwie dla zabawy… ale nie wiem co z tego wyjdzie… -przyjdź do mnie jutro o ósmej proszę… dzisiaj nie mam siły na rozmowę…

-jasne. Coś się stało?

-nic się nie stało, ale chcę pogadać po prostu…

-okey, przyjdę jutro. To spadam, bye! Idź spać.- Uśmiechnęła się promiennie i wyszła z kuchni…

-pa!- Rzuciłam jeszcze w jej stronę i usłyszałam tylko dźwięk zamykających się drzwi… Westchnęłam ciężko i leniwie podniosłam się z miejsca kierując kroki w stronę schodów… teraz miałam zamiar rzucić się na łóżko i najlepiej już z niego nie wstawać...

 

###

 

CDN. kiedyś tam...

piątek, 11 kwietnia 2008

6. ' Nie pszeszłam z panem na "ty"! '

…Zerwałam się z łóżka jak oparzona, miałam jakiś koszmar nocny, a właściwie już poranny…i oczywiście z tego strachu już wszystko zapomniałam, nie mam pojęcia co mi się śniło. W każdym razie, dobrze, że to tylko sen. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, była dopiero ósma. Normalnie nie wiem co się ze mną dzieje. W nocy nie mogłam zasnąć, śnią mi się jakieś koszmary i budzę się za wcześnie, a zazwyczaj śpię jak najdłużej się tylko da. Denerwuje się? Raczej nie. A może jednak? Nie wiem czemu, ale odnosze wrażenie, że denerwuje się bardziej tym zakładem niżeli tym iż jestem w zespole. To na pewno przez Sarę, nagadała mi jakiś głupot wczoraj na temat mnie i Toma i teraz są oto efekty. Koszmary to rozumiem, ale żebym ja się denerwowała? Przecież jeszcze niedawno byłam pewna w stu procentach że wygram zakład...

No dobra skoro tak wcześnie wstałam, mogę zrobić dobry uczynek i iść do sklepu po świeże bułki. Melanie zapewne jeszcze śpi… a to się zdziwi.

Wstałam i po wykonaniu wszystkich porannych czynności zeszłam na dół. Wzięłam swoją torbę, komórkę i portfel, a następnie ubrałam się i wyszłam. Sklep był tylko jedną ulice dalej. Właściwie to z mojego domu wszędzie było blisko… ma się to szczęście…

-e..Sorry mała, gdzie tu jest sklep?- Nagle na mojej drodze wyrósł jak z pod ziemi jakiś typ. Nie znałam go, chyba nie jest z tąd. Ale w ogóle co to za tekst? Do mnie się tak nie mówi.

-Duży, idź za mną to dojdziesz.- Odpowiedziałam mierząc go wzrokiem i bez namysłu ruszyłam w dalszą drogę. Słyszałam za sobą jego kroki, to znaczy, że mnie posłuchał. Bardzo dziwne, że nic nie powiedział. Z resztą co mnie to obchodzi… pytał tylko o drogę. Ale nie zaprzeczę, że jest przystojny. Dobrze zbudowany, wygląda na inteligentnego, tylko te jego teksty… no w sumie to za wiele nie powiedział, nie powinnam go oceniać nie znając.

Dotarłam pomyślnie do sklepu, nieznajomy chłopak wszedł tuż za mną. Minęła zaledwie chwila, a ja już zapomniałam, że w ogóle ktoś mnie o coś pytał. Nie mogę się zajmować takimi błahostkami… nawet jak te błahostki, będą najprzystojniejsze na świecie…

Zapłaciłam za swoje zakupy i wyszłam, przyspieszyłam nieco tępa, chciałam mieć więcej czasu, żeby się przygotować za nim pójdę do Kaulitzów.

-ej mała! Zaczekaj!- Ktoś zawołał za mną. Niechętnie się zatrzymałam i obróciłam w jego stronę. To był ten sam koleś co mnie zaczepił w przeciwnej drodze. Czego on chce?

-może mogłabyś mi pomóc?

-sorry, nie mam czasu.- Chciałam go spławić, na prawde nie miałam czasu na pomaganie, może gdyby moje życie dzisiaj było takie jak dwa dni temu, chętnie bym go wspomogła, ale nie jest. Teraz nie mogę. Dopiero zaczynam a już czuję smak tej całej kariery, którą krótko mogę określić- brak czasu.

-ej no mała, nie daj się prosić. Ja chce tylko pare wskazówek.

-Alyson jestem.- Automatycznie się przedstawiłam swoim drugim imieniem, gdy poraz kolejny usłyszałam to głupie określenie. Chociaż… nawet fajnie to brzmiało. Mała… tyle, że ja nie jestem mała.- Jakie wskazówki?

-bo niedawno się tu przeprowadziłem i zabardzo się nie orientuję gdzie co jest…

-no dobra, dam ci trzy najważniejsze wskazówki.- Zaczęłam uważnie na niego patrząc.-Po pierwsze: Nigdy nie zadzieraj z osobami, które wyglądają z pozoru sympatycznie. Po drugie: pełna kultura. A po trzecie: Skontaktuj się z Sarą. Ona ma dużo wolnego czasu, na pewno chętnie pokaże ci miasto.- Wycedziłam i szybko wyjęłam z torby jakąś kartkę i długopis, aby zapisać mu numer do mojej przyjaciółki. Na pewno się ucieszy… o ile mnie nie zabije z tej radości. Tak, lubię na nią zwalać coś czego ja nie mogę.- No, tylko zwracaj się do niej uprzejmie.- Wcisnęłam mu kartkę i schowałam długopis.- Pa!- Obróciłam się szybko i ruszyłam w swoją stronę.

-dzięki mała!- Usłyszałam jeszcze na koniec. Tuman. Ale dobra, mogę to jeszcze wybaczyć i tak już więcej go nie zobaczę… Biedna Sara…

 

#

 

Niewiarygodne, że zrobiłam śniadanie. Tak jak myślałam, moja siostra była nieźle zaskoczona, ale pozytywnie. Zjadłam szybko coś lekkiego, nie to co przygotowałam, bo ja nie jadam takich posiłków… a więc śniadanie zrobiłam tylko dla mojej siostry, jaka ja jestem uczynna!

Było już po dziewiątej, a ja dopiero robiłam sobie makijaż, jakoś specjalnie się nie spieszyłam… przecież mam sporo czasu. Na pewno się nie spóźnię, nie ma w ogóle takiej opcji. Tak się zastanawiam jakim cudem nie dzwoniła jeszcze do mnie Sara, powinna zadzwonić ze swoimi pretensjami… chyba, że ten chłopak jej się spodobał… ciekawe… chociaż, jak rozmawiał z nią tak jak ze mną to raczej mało możliwe, żeby zrobił na niej pozytywne wrażenie. Sara jest bardzo wymagająca…

-Carmen! Jest za dwadzieścia dziesiąta!- Usłyszałam krzyk siostry, tak się wystraszyłam, że podskoczyłam i strąciłam przy tym butelkę z perfumami, która staczając się ze stolika powywracała wszystkie kosmetyki lądując na końcu na podłodze w kawałkach… i po perfumach.

-cholera!- Zaklęłam pod nosem, patrząc na kawałki szkła. Te perfumy były moimi ulubionymi! Dostałam je na urodziny i nie mam pojęcia gdzie można dostać takie same. Wielka strata… i jak ja teraz zabłysnę przed Kaulitzem!? To wszystko wina mojej siostry. Nie prosiłam ją, żeby mówiła mi która jest godzina!

Chyba już późno. Zostawiłam po sobie bałagan i wzięłam wszystko to co mi potrzebne, a najważniejsze bas. Zeszłam na dół, gdzie napotkałam Melanie…

-posprzątaj po mnie. Nie wiem kiedy wrócę..- Rozkazałam i z cwanym uśmiechem wyszłam z domu. Wolałam nie czekać na jej reakcję. No cóż, to przez nią nabałaganiłam, więc niech teraz sprząta…

-może powróżyć?- Nagle nie wiadomo skąd wyskoczyła przede mną jakaś starsza kobieta, zagradzając mi drogę. Wróżka? Dobre sobie. Ja niby miałabym się nabrać na jej czary?

-nie, dziękuję.- Odmówiłam próbując ją wyminąć, teraz na prawde mi się spieszyło. Jak bym się spóźniła to byłoby coś potwornego, dla mnie.

-ale ja nie chcę pieniędzy.- Kobieta tak łatwo mi nie odpuściła, co było bardzo ciekawe. Bo po co chce mi wróżyć, skoro nie chce za to kasy?- To nie zajmie dużo czasu.

-dobra, ale szybko.- Po chwili namysłu zgodziłam się, nie chcąc się z nią kłócić.

-daj mi rękę-Obojętnie podałam jej swoją dłoń, zaczęła jej się uważnie przyglądać. Dosyć zabawnie to wyglądało… ja nie wierzę w takie rzeczy…

-osiągniesz sukces, twój talent zostanie doceniony…- zaczęła mówić, patrzyłam na nią uważnie i słuchałam. Może kiedyś mi się to przyda?- Nie powinnaś bawić się czyimiś uczuciami, będziesz tego żałowała.

-co? Ale ja się nie bawię…- przerwałam jej, lekko się bulwersując. Niby czyimi uczuciami miałabym się bawić? Chyba nie chodzi jej o Toma? Nie, no nie dajmy się zwariować. Przecież to brednie…

-miłość i tak zwycięży, słuchaj rad swojej przyjaciółki. Trzy miesiące to bardzo dużo i wiele się może zmienić w tym czasie…

-trzy miesiące?- Powtórzyłam po niej. Jeszcze chwila i jej na prawde uwierzę… skąd ona to wie? Pewnie Sara ją na mnie nasłała! Zapewne chciała, żebym wycofała się z zakładu. Ale nie ze mną te numery.- Przepraszam, ale musze już iść.- Dodałam nie czekając na jej odpowiedź…

-nie wierzysz mi? Rozumiem cię, czasami sama sobie nie wierzę, ale to jest prawda. I do tego wcale nie trzeba magii…

-dziękuję bardzo, na pewno przemyślę pani słowa. Dowidzenia.- Pożegnałam się szybko i ruszyłam w swoją stronę. Muszę przyznać, że ta cała „wróżka” mnie zaintrygowała… ale przecież nie mogę jej uwierzyć. Nie jestem aż tak naiwna… rady przyjaciółki? Miłość silniejsza? Sukces? Co to w ogóle ma być? Nic dosłownego, żadnych konkretów…namąciła mi tylko w głowie…

Westchnęłam głośno i wyjęłam z torby telefon, aby sprawdzić która jest godzina. Mimo wszystko trochę czasu minęło gdy rozmawiałam z tą kobietą…. Za dziesięć, dziesiąta. Chyba powinnam zdążyć, jeszcze tylko dwie ulice i będę na miejscu, o ile nie zatrzyma mnie jakiś czarodziej…

Przeszłam szybkim krokiem ostatnie metry dzielące mnie od bramy do domu Kaulitzów i już po chwili stałam przed furtką. Niestety nie ma tak łatwo, wielcy bliźniacy Kaulitz mają ochroniarzy, którzy jak zwykle pomylili mnie z jakąś fanką. Powinni zacząć mnie już kojarzyć… ja nie jestem zwykłą dziewczyną, czy fanką Tokio Hotel. Ja teraz jestem basistką tego zespołu i nie życzę sobie, żeby ktoś mnie legitymował!

-a więc jak masz na nazwisko?- Usłyszałam pytanie ze strony wielkiego „goryla”, aż mnie coś w środku ścisnęło ze złości. Przez tego palanta się spóźnię, a stoję pod ich domem!

-człowieku, nie: „masz”, tylko: „ma pani”! Nie przeszłam z panem na „ty”!- Syknęłam, mężczyzna uśmiechnął się głupio wymieniając spojrzenia ze swoim towarzyszem.- Jestem umówiona z zespołem, na próbę. I jak panowie mnie zaraz nie wpuszczą, będę spóźniona, a tego bardzo nie lubię.- dodałam nieco spokojniej, ignorując ich głupie uśmiechy.

-jaką próbę?

-zaraz mnie szlag trafi. Nie mam ochoty tłumaczyć wszystkiego takiemu tumanowi! Zapytaj Kaulitzów, czy na mnie czekają i będziesz miał problem z głowy.

-za kogo ty się uważasz, żeby mi rozkazywać? Nie wspominając już o tym, że zwracasz mi uwagę, a sama mówisz mi na ‘ty’, nie jestem twoim kolegą!- Teraz to on się zbulwersował. Ale wcale mi się nie zrobiło głupio, może i popełniłam mały błąd w wypowiedzi, ale to nie ja go dręczę tylko on mnie. Zostały mi dwie minuty, jak mnie zaraz nie wpuszczą to wybuchnę. Czy zawsze ktoś musi mnie zatrzymać?!

-to co mam zadzwonić do Kaulitza i powiedzieć, że się spóźnię bo jego ochroniarz przetrzymuje mnie przed furtką do jego własnego domu, w którym jesteśmy umówieni?!

-niech ci będzie, ale jeżeli okaże się, że kłamiesz będziesz miała kłopoty.- Zagroził i otworzył tą nieszczęsną furtkę. Prychnęłam tylko i podążyłam za nim do drzwi. Mężczyzna nacisną na dzwonek…

-„też mi coś, ochrona a sama wejść do domu nie może”- pomyślałam w złości. Ten typ popsuł mi humor. Naskarżę na niego…

Nagle drzwi otworzyły się i staną w nich, nie kto inny jak Tom Kaulitz, a spodziewałam się jakiejś służącej prędzej…

-o Carmen, punktualna jesteś.- Posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam, widziałam jak na twarzy ochroniarza pojawia się grymas niezadowolenie, że nie miał racji.

-ja nigdy się nie spóźniam.- Zapewniłam go i weszłam za nim do środka…

 

###

 

Lady_November: JESTEŚ DALTONISTKĄ ;P

 

No i jest sześć, cyferka piękna, notka niekonieczie ;p Mam nadzieję, że nie jest najgorzej... kolejna może pojawi się w tym miesiącu, a może nie... wszystko się może zdarzyć... ;)) za dużo tych może, ale niczego nie można być pewnym xD

pozdrawiam :*

wtorek, 8 kwietnia 2008

5. 'Jakbyście się widywali dwadzieściacztery godziny na dobę, też bylibyście szczęśliwi.'

-zaczekaj! Odprowadzę cie…- teraz to on mnie zatrzymał. A na mojej twarzy nieświadomie pojawił się triumfalny uśmiech. Ja zawsze wiedziałam, że jak chcę to nikt mi się nie oprze.

-nie no, nie fatyguj się.- Postanowiłam udawać, że jest mi przykro przez to co powiedział wcześniej. Może się nabierze? Mój głos był wyraźnie przygaszony. I o to mi chodziło.

-na pewno masz lepsze rzeczy do roboty niż odprowadzanie swojego wroga numer jeden.

-nie jesteś moim wrogiem, Aly. Po prostu… Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że będziesz z nami grała…

-ja też. - Przyznałam zachowując ten sam ton. Bo sama nie wiem, czy jestem do końca świadoma swoich poczynań. Wpakowałam się w coś z czego nie wyjdę tak łatwo.

-wiesz, że teraz będziesz gwiazdą?- Zapytał z lekkim rozbawieniem, gdy ruszyliśmy w stronę mojego domu. A właściwie w stronę parku, bo to jest właśnie droga, która prowadzi do mojego domu. Ten park jest niezwykły, całe życie się z nim wiąże, gdziekolwiek nie będę szła, muszę przejść przez park…

-e tam… to wy jesteście gwiazdami, ja jestem tą niechcianą. Wiesz jaki to będzie szok jak wasze fanki zobaczą na koncercie mnie, a nie Georga?- Starałam się rozmawiać z nim jak najnormalniej. Zapomniałam na tą chwilę o zakładzie i o wszystkich innych przykrościach z nim związanych. Jak chcę to potrafię być miła. I teraz byłam na prawde szczera. Uważałam ich za gwiazdy i zdawałam sobie sprawę z tego, że ich fanki nie będą zadowolone, gdy się o mnie dowiedzą.

-no na pewno będą zaskoczone, ale muszą zaakceptować tą nową sytuację. W końcu należysz do zespołu i to nie one o tym decydują, tylko my.- Jego głos również był jakiś opanowany. Dokładnie taki jak wczoraj rano do mnie przyszedł. Taki zagubiony… wiedziałam, że to chwilowe… to niemożliwe, żeby on był dla mnie miły. Może teraz tak jest bo jesteśmy sami? A przy kimś nie chce pokazywać, że tak na prawde nic do mnie nie ma? Nie rozumiem go, tak samo jak w tej chwili nie rozumiem siebie… dlaczego jestem taka opanowana? Powinnam być wredna, jak zwykle… ale… nie umiem?

-dlaczego dzisiaj byłeś taki milczący?- Zmieniłam temat. Jakoś na myśl przyszedł mi mój zakład, ja chyba za szybko chcę osiągnąć swój cel… to dopiero drugi dzień, powinnam być bardziej cierpliwa, przecież i tak mi się uda… skoro on umie czasami być miły, to będzie potrafił takim być zawsze… za te trzy miesiące taki będzie. A nawet wcześniej.

-bo było mi głupio.- Wyznał niepewnie.- Od kąd się znamy jest między nami źle, a teraz tak nagle mam cię o coś prosić i będziesz z nami w zespole… dla mnie jest to nowa sytuacja i jakoś dziwnie to odbieram…

-mi też nie jest łatwo. I gdyby nie moja siostra w życiu bym się na to nie zgodziła i to właśnie ze względu na ciebie.- Oznajmiłam zatajając pewien fakt, bo przecież moja siostra prawie wcale nie miała wpływu na moją decyzję, zgodziłam się przez ten zakład. Bo chcę go wygrać. Muszę…

-a więc to twojej siostrze zawdzięczamy to, że nie musimy odwoływać trasy? Dziwne, że jeszcze jej nie poznałem…

-jak nie? Przecież ją znasz.- Oświeciłam go. Bo to oczywiste, że zna moją siostrę tyle, że nie wie iż Melanie jest moją siostrą. Najwyraźniej nie było takiej potrzeby, żeby mu mówić, że jesteśmy spokrewnione, a sam się nie domyślił. Inteligent.

-nie przypominam sobie.- Zastanowił się przez chwilę. Nie mogę z niego…

-Melanie May, to moja siostra.

-na prawde?!- Prawie podskoczył z zaskoczenia. Z nim będzie ciężej niż myślałam. On na prawde jest taki głupi, czy tylko udaje?

-a co tak bardzo się różnimy, że nie możesz uwierzyć?- Zatrzymałam się, aby spojrzeć w jego oczy. Właściwie na celu miałam, żeby to on wpatrywał się w moje, ale jakoś tak wyszło, że oby dwoje patrzyliśmy z takim samym zaangażowaniem. Trwało to dość długo, jednak w porę się opanowałam i odwróciłam szybko głowę. Jeszcze by mnie zaczarował… wolałam tego uniknąć.

-nie…no… zależy czym…- wydukał również nieco speszony. Przecież ja jestem bardzo podobna do mojej siostry, jak możnabyło w ogóle się nie domyślić?

Nawet nie zauważyłam jak przeszliśmy przez park… No cóż, w końcu byłam pochłonięta jakże ciekawą rozmową…

-już jesteśmy.- Zakomunikowałam mu zatrzymując się, przy okazji też wybrnęłam z tego trudnego tematu, bynajmniej dla niego jest on trudny… ale nie ma się co dziwić…

-no. To jutro o dziesiątej, nie zaśpij. I przejrzyj to sobie jeszcze dzisiaj.

-dobra. To do jutra. - Jakimś cudem uśmiechnęłam się do niego, jego to chyba bardziej zaskoczyło niż mnie, niepewnie odwzajemnił mój gest, tyle, że jego uśmiech jest zupełnie inny od mojego… i zawsze jest taki sam, no prawie zawsze… ale ja chyba przesadzam. No mówiłam, że mnie zaczaruje! Też nie mam o czym myśleć, tylko o jego uśmiechu.

-schodzisz na psy, Alyson.- Skarciłam się w myślach.

-to pa.- Pożegnał się i zawrócił w stronę swojego domu. Stałam jeszcze chwile przy furtce i patrzyłam na jego oddalającą się sylwetkę, aż w końcu zniknął mi z pola widzenia.

Weszłam do domu, rzuciłam gdzieś swoją kurtkę i zdjęłam buty. Udałam się do salonu, gdzie siedziała moja siostra i oglądała jakiś film w telewizji. Nudy.

-Sara, czeka na ciebie w pokoju.- Oznajmiła od razu nawet na mnie nie spoglądając. Na mojej twarzy pojawił się niewielki grymas. Nie jestem do końca pewna, czy z powodu tej bezinteresowności wobec mnie mojej siostry, czy z powodu wizyty mojej przyjaciółki.

Skierowałam się w stronę schodów i weszłam na górę. Za nim weszłam do swojego pokoju wzięłam kilka głębokich oddechów.

Sara siedziała znudzona przy moim biurku, podpierając głowę rękoma, na mój widok od razu się ożywiła.

-no i jak?

-super. Od dzisiaj jestem basistką zespołu Tokio Hotel. Chcesz autograf?- Poruszyłam śmiesznie brwiami, Sara patrzyła na mnie jakby z rozbawieniem, a jednocześnie z powagą, nie wiem jak ona to robiła… miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na widok tej bliżej nieokreślonej miny.

-boże… ty się na prawde zgodziłaś?!- Wyskoczyła nagle robiąc wielkie oczy z niedowierzania. Jak ja lubię zaskakiwać!

-no raczej. Nie mogłam zaprzepaścić takiej szansy!- Rzekłam kładąc się na swoim łóżku.- Jeszcze trochę i będę wiedziała o tym inteligencie wszystko.

-a on o tobie…- mruknęła blondynka z jakąś podejrzaną miną na twarzy. Znałam tą minę, ona coś sugeruje.

-Sara, daj spokój. To tylko zakład. Przecież mnie znasz, potrafię być podła. Potrafię być egoistką, potrafię kłamać i doskonale udawać.- Wymieniłam, moje bardziej wady niżeli zalety, ale w pewnym sensie te cechy były dobre, przynajmniej w tym wypadku. Przeważnie w życiu tak często nie korzystam z tych moich umiejętności, bo wolę być szczera i zawsze sobą. Ale teraz przez te trzy miesiące mogę sobie bezkarnie udawać przed Kaulitzem, jego dobrą przyjaciółkę… nawet mogę dać mu więcej, żeby tylko wygrać ten idiotyczny zakład. No właśnie, to jest tak głupie, że aż sama się sobie dziwię, że się zgodziłam…

-no, ale przecież on ma w sobie jakiś urok. Teraz jak będziecie spędzać ze sobą tyle czasu…

-lepiej nie kończ tej wypowiedzi!- Przerwałam jej podnosząc się- doskonale wiesz jak bardzo się z nim nie lubimy, od zawsze. Nie rozumiem w ogóle, jak mogłaś pomyśleć, że ja mogłabym …Ugh…

-niby się nie lubicie, ale widujecie się często i wcale wam to tak na prawde nie przeszkadza! Jakbyście się widywali dwadzieściacztery godziny na dobę, też bylibyście szczęśliwi.

-pogięło cię? Przecież ja się nie zakochuję.

-a może tak ci się tylko wydaje? Serce nie sługa.

-i tak wygram ten zakład.- Powiedziałam stanowczo i znowu się położyłam wlepiając swój wzrok w sufit.

-jak się zakochasz to go nie wygrasz.

-gadasz głupoty.

-jeszcze zobaczymy kto tu gada głupoty.

-Sara, proszę cie daj spokój. Ja i on? Nie sądzisz, że to jest za bardzo nierealne?

-nie. Wszystko jest możliwe. Oby dwoje jesteście nieprzewidywalni. I ja czuję, że przegrasz przez miłość.

-nie przegram! Carmen nigdy nie przegrywa! Carmen nigdy się nie zakochuje! Carmen nie lubi Kaulitza!

-jasne. To się okaże. Ide już, spotkamy się jak będziesz miała czas.

-to cześć.- Rzuciłam w stronę drzwi, przy których już stała, za nim wyszła jeszcze obróciła się w moją stronę i przez chwile na mnie patrzyła.

-widziałam was przed domem… przeciwieństwa się przyciągają.- Myślałam, że uderzę ją poduszką, ale nie zdążyłam bo zaraz zniknęła za drzwiami. Co ona w ogóle gada? Jakieś głupie przypuszczenia. Przecież to jest niemożliwe. Ja jeszcze nigdy się nie zakochałam. Najwyżej zauroczyłam… nigdy nie czułam prawdziwej miłości. I jak już miałabym tak na prawde się zakochać, to raczej nie w Kaulitzu. Co ja gadam, nie raczej, ale na pewno. Gdzie mi do niego? Albo gdzie jemu do mnie!? My razem? No to jest po prostu śmieszne.

Wstałam i podeszłam do szafy, aby wyjąć z niej mój bas. Miałam zamiar zapoznać się z utworami chłopaków. Chciałam, żeby jutro przynajmiej trochę było mi łatwiej. Mam tylko dwa dni, żeby wszystko załapać. Zapewne mi się uda, bo to nie jest takie trudne… w prawdzie to niewiele czasu, ale ja jak chcę to potrafię osiągnąć wszystko…

 

#

 

-Mel, jakbym zaspała to obudź mnie jutro przed dziewiątą, okey?- Zwróciłam się do siostry, która krzątała się po kuchni.

-jasne.- Kiwnęła głową i zalała dwie szklanki z herbatą, wrzącą wodą. Następnie postawiła je na stole i usiadła na przeciwko mnie.- A więc już niedługo pozna cie cały świat.

-niestety…- mruknęłam biorąc do ręki małą łyżeczkę i wsadziłam ją do cukierniczki.

-a jacy są ci chłopacy?

-normalni.- Odpowiedziałam krótko nabierając bardzo wolno cukier na łyżeczkę, następnie całą jej zawartość wsypałam do szklanki z gorącą herbatą i zaczęłam mieszać.

-no nie mogę uwierzyć, że będziesz z nimi grała. Teraz będziesz sławna tak jak oni!

-ja jakoś nie widzę w tym nic ekscytującego. - Stwierdziłam obojętnie.

-na razie nie widzisz, ale jak tylko zagrasz na pierwszym koncercie, zobaczysz…

-wątpię.- Westchnęłam próbując upić trochę gorącej cieczy, jednak szybko z tego zrezygnowałam obawiając się iż się poparzę. Byłam jakoś dziwnie zmęczona… może dlatego, że było już późno? Możliwe. Nie wyspałam się.

-dobra ja ide spać.- Oznajmiłam za nim siostra zaczęłaby kolejne zdanie. Wzięłam swoją herbatę i poszłam do swojego pokoju…

 

###

 

Lady_November: Dlaczego Tom byłby głupi gdyby ją pocałował? Przecież Ty lubisz takie sceny xD Tamta była za krótka a ta jeszcze krótsza ;p Ty zrzędo xD

Asia: Urodziny... hm... pięknego majowego dnia ;D szczęśliwego, bo siódmego ;p

 

Miała być po 10, ale zachciało mi się wcześniej... bo nie mam co robić to publikuję notkę ;D ( ale ze mnie kłamczucha, przecież mam pełno roboty ;p) Taka zwyczajna, nic ciekawego... dlatego też kolejna pojawi się znacznie szybciej... Boże, jak te dni mi się dłużą... ^^ pozdrawiam :*

wtorek, 1 kwietnia 2008

4. 'Żartowałem.'

Trzech nastolatków i jeden mężczyzna siedzieli przy stoliku rozmawiając o planach na najbliższą przyszłość. Wyczekiwali przyjścia dziewczyny, która miała zastąpić na jakiś czas ich przyjaciela. Byli nastawieni pozytywnie z wyjątkiem Toma, który siedział jakby naburmuszony i nie zwracał na nic uwagi.

-tylko chłopcy, czy ona zdąży przez dwa dni wszystkiego się nauczyć?- Zapytał w pewnej chwili Jost i spojrzał na Toma, oczekiwał odpowiedzi właśnie od niego, choć pytanie zostało skierowane do wszystkich. Sądził, że to właśnie Tom zna ją najlepiej… może i znał, ale za nic nie chce się do tego przyznać, udaje nawet przed samym sobą…

-na pewno się nauczy. Jest zdolna.- Zapewnił go szybko Bill. Tak, był pewien, że Carmen sobie poradzi. Słyszał o niej bardzo dużo i to dlatego zaproponował właśnie ją. Sam znał ją właściwie tylko z widzenia, może wymienili pare razy kilka zdań, ale nigdy nie rozmawiali ze sobą dłużej niż pięć minut. To były takie chwile, przy okazji… Jednak bardzo go intrygowała, ale on nie miał niestety czasu, żeby ją bliżej poznać. Za to wiedział, że jego brat widuje się z nią niemalże codziennie. Zawsze jak wracał do domu narzekał jaka to ona wredna i jak bardzo go denerwuje. Wiele razy starał się mu coś uświadomić, ale na marne. Bo jego zdaniem jak się kogoś nie lubi to się z nim za wszelką cenę unika kontaktu, a jego brat nic nie robił w tym kierunku. Bill uważał, że po prostu w jakiś sposób się do niej przywiązał i wręcz nie może żyć choćby nawet bez jej głupich tekstów. Takie nieświadome uzależnienie…

- to super. A jesteście pewni, że można jej ufać?

-tak. Podobno to porządna i poukładana dziewczyna.- Czarnowłosy za wszelką cenę starał się ją przedstawić w jak najlepszym świetle, chociaż tak na prawde nie wiele o niej wiedział.

-pff. Oczywiście, a na każdej imprezie zarywa innego kolesia…- burknął pod nosem Tom, wszyscy spojrzeli na niego z niemałym zaskoczeniem. Nie spodziewali się usłyszeć coś takiego na jej temat, w szczególności od niego. On chyba sam siebie nie słyszy. Mówi o niej w ten sposób, a sam postępuje znacznie gorzej.

-która jest godzina?- Odezwał się do tąd milczący Gustav. David spojrzał na swój zegarek, jako jedyny go posiadał.

-za pięć szesnasta.- Odparł kierując swój wzrok na drzwi, w których co jakiś czas pojawiali się ludzie. Jego uwagę przykuła niewysoka blondynka. Była wyjątkowo ładna i bardzo dobrze się prezentowała.

- Właściwie jak wygląda ta dziewczyna?- Zwrócił się do Toma, bo był przekonany, że to akurat on wie najlepiej. Dredziarz uniósł niechętnie głowę i spojrzał na menagera.

-szczupła blondynka, zielone oczy, niedługie włosy… nie wiem, no…- mówił jakoś bez przekonania. Po prostu nie potrafił jej opisać. I za wszelką cenę nie chciał przyznać, że jest bardzo ładna. A doskonale to widział. Podobała mu się i zapewne gdyby nie ich złe stosunki, chętnie by się nią zajął po swojemu…

-a to nie ona przypadkiem?- Jost wskazał na tą samą dziewczynę, która jeszcze przed momentem stała w drzwiach a teraz wieszała kurtkę na wieszaku. Tom obrócił się w jej stronę i zlustrował dokładnie swoim wzrokiem. Blondynka, czerwona bluzka z nie za dużym dekoltem, ale podkreślająca jej dość okazały biust, luźne, czarne biodrówki z dużą ilością kieszeni, które sprawiały wrażenie, że jej nogi są nieco bardziej zbudowane… Ta dziewczyna bardzo mu się podobała, jednak nie wierzył w to iż to jest właśnie Carmen. W prawdzie była podobna, ale to niemożliwe, żeby ona tak wyglądała…

-nie to nie ona.- Zaprzeczył odwracając głowę z powrotem w stronę menagera.- Ona na pewno się spóźni…

-jesteś tego pewien? Ona idzie w naszą stronę…

-pewnie po autograf.- Na jego twarzy zagościł cwany uśmiech…

 

#

 

Weszłam do kawiarni, w której byłam umówiona na spotkanie. Bardzo przyjemne miejsce. Jestem nawet kilka minut przed czasem. To dobrze, że jestem punktualna, takie cechy się ceni. Bynajmniej ja je cenię u innych.

Zdjęłam z siebie kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu osób, które mnie wyczekują. Spostrzegłam jedną zainteresowaną twarz moją osobą, czułam na sobie wzrok jakiegoś mężczyzny, nie wyglądał na zbyt starego. Może to on? Tak to on. Gdyby nie ten idiota w czapce, siedzący naprzeciwko niego, zapewne bym nie wiedziała. Ale tego inteligenta poznałabym wszędzie. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę stolika, przy którym siedziała cała czwórka. Może trochę się denerwowałam, ale na pewno nie było tego po mnie widać. Jak trzeba to potrafię chować swoje emocje. Gdy już się zbliżałam, wszystkie spojrzenia ze stolika zostały skierowane na mnie. A jednak jestem interesująca. Super, bo zrezygnowałam z olbrzymiego dekoltu. Nie mam zamiaru robić siebie bóg wie kogo, wolę się ładnie ubrać, tym też można zwrócić na siebie uwagę. Dzisiaj jeszcze zrobiłam sobie wyjątkowo porządny makijaż. Jestem idealna w każdym calu. Bynajmniej na razie.

-dzień dobry. -Uśmiechnęłam się przyjaźnie do najprawdopodobniej menagera zespołu. Mężczyzna od razu wstał i odwzajemniając mój uśmiech wyciągną rękę w moją stronę.

-witam. Ty zapewne jesteś Carmen. David Jost, menager zespołu, bardzo mi miło cię poznać.

-mi pana również.- Uścisnęłam jego dłoń. Czułam na sobie wzrok reszty osób. Najbardziej mnie ciekawił Tom, który jak na niego ukradkiem spojrzałam patrzył na mnie jakby zaskoczony. Czyli mi się udało? Jestem niezwyciężona!

-oh, jaki tam pan. Mów mi David. W końcu mamy razem współpracować.- Ten facet mi się podoba. To znaczy nie w tym sensie… chodzi o to, że ogólnie jest miły i sympatyczny. Nie jakiś sztywniak…

-a jednak, Tom. Dziwne że jej nie poznałeś.- Odezwał się Gustav patrząc dziwnie na Toma. A następnie wstał i również podał mi rękę, przedstawiając się przy tym. Billa już poznałam kiedyś więc, nie było potrzeby żeby to powtarzać drugi raz. Usiadłam obok Billa, bo tylko tam było wolne miejsce. Za bardzo nie wiedziałam jak mam się zachować i co mówić, jednak moje obawy były zbędne. David sam zaczął i wcale nie zabrzmiało to zbyt poważnie.

- no więc, bardzo fajnie, że się zgodziłaś. Właściwie uratowałaś nam zespół. Niestety Georg zachorował i nie może w najbliższym czasie z nami grać. Wystarczy, że podpiszesz tą umowę i będziesz tym czasowym członkiem zespołu Tokio Hotel. Oczywiście wcześniej się zapoznaj z jej treścią, żeby było wszystko jasne…- podsunął mi jakąś kartkę. Jak tylko zobaczyłam ile musiałabym czytać, odechciało mi się… nie przeczytam tego! Chyba oni sa uczciwi?

-myślę, że nie będzie takiej potrzeby. I tak się na tym nie znam. Po prostu podpisze.- Stwierdziłam z lekkim uśmiechem. Nie byłam za bardzo pewna swoich poczynań, ale co takiego może być w takiej umowie? Na pewno nic strasznego.

-no skoro tak uważasz. Na pewno nie będziesz żałowała.- Jost podał mi jakiś długopis, a ja bez dłuższego namysłu podpisałam się w wyznaczonym miejscu.- a więc panno Carmen, witamy w zespole! Acha, tylko czy zdajesz sobie sprawę z tego, że musisz w ciągu dwóch dni wszystko załapać jeżeli chodzi o piosenki?

-w dwa dni?- Zapytałam lekko zaskoczona. Jednak nie przerażało mnie to. Jak ja się na coś uprę to potrafię dokonać cudów. Więc i to nie problem. A to zaskoczenie, które odczuwałam to chyba z tego powodu iż to tak szybko poszło, nawet nie pytał o nic szczególnego… najwyraźniej jestem ich ostatnią deską ratunku i wierzą na słowo…

-tak, za dwa dni wyjeżdżamy w trasę. I potem to już tylko jedynie próby.- Wyjaśnił.

-aha, nie ma problemu.- Uśmiechnęłam się pewnie. Czuję, że swoją postawą przekonuję go do siebie coraz bardziej.

-to od jutra zabierajcie się do roboty. Tom daj Carmen nuty do wszystkich piosenek, czy co tam trzeba… ty tam wiesz najlepiej z resztą. Ja się nie znam..

-yhym…- mruknął chłopak. Odczułam od niego jakąś niechęć, albo mi się tylko wydawało? Mam nadzieję, że moje wysiłki nie pójdą na marne…

-no dobra, to ja się zbieram, a wy nie wiem… może jakoś się poznajcie? W końcu już niebawem będziecie razem grali.- Rzekł David wstając z miejsca- no to do zobaczenia za niedługo.- Uśmiechnął się na pożegnanie i ruszył w stronę drzwi. Teraz poczułam się bardziej niezręcznie niżeli na początku. No cóż… ja jedna, ich trzech… i co ja mam mówić? Halo, gdzie moja pewność siebie? Chyba odeszła razem z Davidem…

-ehem… długo grasz?- Cisza została przerwana przez Billa. On taki spokojny…

-no dość długo.- Odpowiedziałam. Na prawde jakoś dziwnie się czułam. Jakoś nieswojo? Przecież muszę się przyzwyczaić…

-to jutro wpadnij do nas o dziesiątej, okay?- Wyskoczył nagle Gustav, który został zgromiony spojrzeniem przez czarnowłosego.

-chyba do nas Gustav.- Zwrócił mu uwagę, a ten uśmiechnął się niewinnie. Super, ale co to znaczy „do nas” ? - Wiesz gdzie mieszkamy?

-jasne, że wiem. Tam gdzie pełno różowych lalek.- Jakoś szybko pożałowałam tego co powiedziałam. To chyba nienajlepiej zabrzmiało… w końcu teraz należę do tego zespołu…

-no właśnie.- Ku mojemu zdziwieniu żaden się nie zbulwersował. Odetchnęłam cicho. Zastanawiało mnie dlaczego Tom milczy? Coś jest nie tak. On w ogóle psuje mój genialny plan! To ja tu główkuję jakby się ubrać, a on milczy! I co ja mam zrobić?

Nasza rozmowa z biegiem czasu stawała się coraz luźniejsza, opowiedziałam im trochę o tym co robię na co dzień i tym podobnym, a oni słuchali, ja także dowiedziałam się czegoś o nich. Zeszła nam dobra godzina a nawet może więcej? Nie liczyłam czasu. Tom mówił niewiele, właściwie odzywał się tylko wtedy jeśli ktoś go o coś zapytał, a jego wypowiedzi też nie były zbyt długie. Może ma zły humor? Nie wiem. Ale wcale mi się to nie podoba. Nie lubię jak ktoś mnie ignoruje. W co on w ogóle pogrywa?! Najpierw przychodzi i prosi, potem dziękuję i przeprasza, a teraz co?! Nagle mu wszystko przeszło? Udawał tylko, żebym się nie rozmyśliła, bo inaczej jego kariera mogłaby się skończyć?!

-dobra, to chodź z nami, Tom przekaże ci to co trzeba.- Rzekł Bill podnosząc się. Wszyscy poszli w jego ślady wraz ze mną. Wzięłam swoją kurtkę i wyszliśmy.

Na dworze było już ciemno i zrobiło się zdecydowanie chłodniej niż było po południu. No w końcu mamy jesień… nic dziwnego.

Szliśmy wolnym krokiem rozmawiając ze sobą właściwie o niczym, ale najważniejsze, że w ogóle potrafimy jakoś się dogadać. Było zabawnie i poważnie. Mogę już stwierdzić, że są fajni. Bynajmniej Bill i Gustav. A pan Tom? Ten się chyba obraził na cały świat, bo w ogóle się nie odzywał.

Doszliśmy do posesji Kaulitzów, odziwo nie było żadnych fanek. Pewnie poszły na kolację. Bo one chyba się czymś odżywiają, nie?

-to ja tu zaczekam.- Oznajmiłam, oczywiście Bill zaraz zaczął gadać żebym weszła z nimi jednak ja twardo stałam przy swoim. Jakoś nie chciałam tam wchodzić nie wiem czemu, ale z drugiej strony nie chciałam specjalnie, gdyż wiedziałam, że jak Tom przyniesie mi to co ma przynieść to będzie sam. A o to mi właśnie chodzi. Może uda mi się coś wywęszyć.

Stałam tak pod ich bramą i czułam się normalnie jak te ich fanki. Dziwne uczucie…

Na szczęście długo czekać nie musiałam, gdyż zaraz pojawił się Tom z jakąś małą reklamówką. Stanął koło mnie i przez chwile w jakiś dziwny sposób na mnie patrzył.

-proszę. -Wręczył mi nagle to co trzymał w ręce- i jutro o dziesiątej.- Dodał i już miał odchodzić. Ale nie mogłam na to pozwolić. Nie podoba mi się jego stosunek do mnie.

-Tom!- Zawołałam za nim, a on się zatrzymał i zwrócił w moją stronę. –Sądziłam, że miedzy nami już jest wszystko okey. Sam pisałeś, że chcesz zakopać ten topór wojenny…

-żartowałem.- Uśmiechnął się ironicznie. Poczułam się jak idiotka. Bo właśnie o to mu chodziło. Zrobił ze mnie idiotkę! Miałam ochotę go uderzyć, albo wykrzyczeć mu coś mocnego. Jednak się opanowałam, nie będę się poniżała do jego stopnia.

-dziękuję za kwiaty.- Powiedziałam spokojnie i odwracając od niego swój wzrok miałam zamiar odejść…

 

###

 

E.. nie komentuje tej notki... ja się tam nie znam na tych całych umowach i koncertach, więc wybaczcie jeżeli coś jest nie tak jak być powinno ;D

Jeszcze nie wiem kiedy kolejna notka... chyba w maju :D W moje urodziny xD Nie, no... żartuję... w tym miesiącu będą jeszcze dwie :D Aż dwie xD No dobra, a więc do napisania! :))

pozdrawiam :*