Gdy już szedł do Carmen, zauważył, że nie jest sama. Ktoś siedział przy niej i nie byłoby w tym nic złego, ani dziwnego, gdyby tą osobą nie był chłopak. Już z daleka miał złe przeczucia, a gdy wszedł do środka myślał, że ma przewidzenia...
-Co ty tutaj robisz?-Wysyczał w stronę bruneta, który natychmiast wstał odwracając się w jego stronę z lekkim przerażeniem.
-Chciałem ją zobaczyć...- Odparł niepewnie i cicho, jakby się czegoś obawiał. To trochę nie w jego stylu, ale przecież się zmienił... dla niej. Tyle, że ona go nie chce.
-Z tobą jest chyba coś nie tak, powiedziałem wyraźnie, że masz się trzymać od nas z daleka. Nie zrozumiałeś czegoś?- Spojrzał na niego z mordem w oczach.
-Daj spokój, czuję do niej to samo, co ty i w życiu bym jej nie skrzywdził.
-Gówno mnie to obchodzi! Wynoś się stąd.- Warknął ze złością. Powoli tracił już cierpliwość, nie był w stanie nawet na niego patrzeć. Był jedyną osobą, której tak bardzo nienawidził. I którą byłby w stanie zabić.
-W porządku, ale przekaż jej... gdy się obudzi... że nic między nami nie zaszło.
-A co niby miało zajść?- Prychnął z pogardą. Nie miał pojęcia, że to z nim Carmen spędziła noc podczas pobytu w Warszawie. Właściwie sam nie chciał tego wiedzieć. Chciał po prostu zapomnieć i żyć tak jak zawsze.
-Gdy się obudziła, musiało to pewnie wyglądać dość dziwnie... ale ona była pijana, sama się rozebrała w ogóle mnie nie słuchała... Przysięgam, że nawet jej nie dotknąłem.- Zapewnił go z przejęciem. Do gitarzysty z trudem docierały fakty, w ogóle nie chciał dopuścić do siebie myśli, że to właśnie z nim Carmen miałaby go zdradzić.- I nawet nie patrzyłem... nie ukrywam, że przyszło mi to z trudem, ale nie mógłbym jej skrzywdzić, wiem, że cie kocha. Choć nie mam pojęcia, co w ogóle w tobie widzi.
-Spałeś z nią?- Wlepił w niego swoje nienaturalnie ciemne tęczówki. Chciał usłyszeć prostą odpowiedź, która wyjaśniłaby wszystkie wątpliwości. I oby jego nadzieja się spełniła, bo chyba nic nie będzie w stanie go powstrzymać.
-Tylko spałem, nic więcej. Nie powiedziała ci?
-Oczywiście, że powiedziała.- Odparł bez wahania.- Ale nie powiedziała, że to byłeś ty, a wiesz dlaczego? Bo zabiłbym cię własnymi rękami.- Podszedł do niego patrząc mu prosto w oczy.
-Dobra, odpuść sobie. Carmen, jest dla mnie ważna i doskonale o tym wie, spotykała się ze mną z własnej woli, do niczego jej nie zmuszałem.- Stwierdził już z większą pewnością w głosie.
-Czasem ma zbyt dobre serce, ale ty chyba nie potrzebujesz litości, więc zniknij z naszego życia. Naprawdę nie jesteś jej potrzebny. Poza tym, nie dopuszczę do tego, abyście się widywali.- Oświadczył ze spokojem. Starał się nad sobą panować, nie chciałby potem odpowiadać za jakiegoś nic nie znaczącego chłoptasia, który sam szuka guza.
-Zabronisz jej?
-Żebyś wiedział! Już więcej jej nie zobaczysz, gwarantuję ci.- Jego głos przepełniony był pewnością i stanowczością, której nie mógłby podważyć żaden argument.
-I myślisz, że będzie szczęśliwa, gdy będziesz jej rozkazywał?
-Nie muszę jej rozkazywać, wystarczy, że poproszę. I nie masz pojęcia, jak bardzo jesteśmy razem szczęśliwi.
-Tak bardzo, że pozwalasz, aby lądowała w szpitalu przez twoje chore fanki.- Zakpił nie spuszczając z niego swojego wzroku. Nie miał zamiaru tak łatwo odpuszczać.
-Nie chce mi się ciebie słuchać, wyjdź stąd i nie wracaj.
-Wyjdę, ale myślę, że jeszcze się zobaczymy. Może wpadnę na wasz ślub?- Sam dobrze wiedział, że przegina, ale nie mógł się opanować. Darzył go taką samą nienawiścią, jak on jego. A może nawet gorszą. Do tego dochodziła jeszcze ta okropna zazdrość, że to jego wybrała Carmen.
-Ty chyba naprawdę chcesz wylądować w szpitalu, ale jeżeli liczysz na to, że będziesz miał bliżej do Carmen, to się mylisz.
-Nie rozśmieszaj mnie, przecież ty nawet nie potrafisz się bić. Wielka gwiazdka od siedmiu boleści.- Prychnął mierząc go z politowaniem wzrokiem.
-Masz szczęście, że jesteśmy w...
-Nie możecie ciszej? Obudziliście mnie...- Obydwaj zastygli w miejscu zupełnie się dezorientując. Nagle zabrakło im słów. Żaden nie był pewien, czy naprawdę usłyszał kobiecy głos dochodzący z łóżka. A to nie mógł być głos nikogo innego, jak Carmen.
Odwrócili się w jej stronę, patrzyła na nich swoimi niebieskimi oczyma, które były jeszcze lekko ospałe.
-Carmen!
Czułam się, jak jakiś obiekt muzealny, gdy tak gapili się na mnie... tylko, kim oni właściwie są?
-Który z was to Tom?- Zapytałam trochę zachrypniętym głosem przyglądając im się uważnie. Wiedziałam, że znam ich obydwóch, ale nie wiedziałam, który to, który. Miałam jakieś luki w pamięci... i w ogóle za bardzo nie wiedziałam, co się dzieje. Jakbym wróciła z dalekiej podróży...
-Ja... nie pamiętasz mnie?- Chłopak z dredami podszedł do mnie szybko. Wiedziałam, że jest przystojny, ale zapomniałam, że aż tak...
-Pamiętam...- Szepnęłam niepewnie. Tak naprawdę nie wiedziałam do końca kim on jest, ale byłam pewna, że go kocham. To było dziwne uczucie... czułam się, jakbym kochała obcą osobę.- Wiem, że mnie kochasz...a ja kocham ciebie.- Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i złapałam jego rękę.
-Zawołaj lekarza...- Zwrócił się do chłopaka, który w dalszym ciągu stał przed moim łóżkiem. Brunet skinął głową i zaraz zniknął za drzwiami zostawiając nas samych.- Kochanie, wiedziałem, że się obudzisz...
-Długo spałam?
-Bardzo... bardzo długo, ale najważniejsze, że już jesteś z nami. Tęskniłem...- Przytulił się do mnie, poczułam jego zapach, brakowało mi go. Dopiero teraz dotarło do mnie uczucie tęsknoty...
Uniósł głowę, aby na mnie spojrzeć, dostrzegłam na jego twarzy łzy. Zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu, poczułam się szczęśliwa i nie wiem, dlaczego. Może po prostu, że ze mną jest.
-Kocham cię...tylko, trochę nie pamiętam...
-Czego nie pamiętasz, kochanie?- Pogłaskał mnie po głowie, a ja za bardzo nie wiedziałam, jak mam odpowiedzieć na to pytanie. Trudno było mi wytłumaczyć, to co działo się w mojej głowie. I na szczęście nie musiałam już nic mówić, bo przyszedł lekarz wraz z brunetem, który był, jeżeli nie Tomem, to Herrym... tak właśnie! Jakiś Herry... ale co on tu robi?
-Nareszcie, a ja już traciłem nadzieję...- Mężczyzna podszedł do mnie i zaczął mnie badać.- Jak się pani czuje? Boli panią coś?
-Nie... tylko, ja trochę zapomniałam... nie wiem, w ogóle jak się tutaj znalazłam.
-Spokojnie, to normalne w takiej sytuacji. Będzie miała pani jakieś małe luki w pamięci, ale to się z każdym dniem będzie wyjaśniać. Naprawdę nie ma co się martwić. I cieszę się, że pani się obudziła, była pani naszą najtrudniejszą pacjentką. I chyba możemy panią zaliczyć, do cudu.- Wyrecytował z wielkim przejęciem.
-A czy ja jestem na coś chora?- Spytałam, coś mi świtało w głowie, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć.
-Kilka dni temu zrobiliśmy pani przeszczep szpiku kostnego i musimy teraz czekać, aby wiedzieć, czy się przyjął.- Wyjaśnił, co mi wiele pomogło. Przypomniałam sobie, że miałam, albo właściwie nadal mam białaczkę.-Zaraz zabieramy panią na badania, proszę nie męczyć pacjentki.- Zwrócił się do Toma i zaglądając mi ostatni raz w oczy opuścił salę.
-Co ty tutaj robisz? Przecież mieszkasz w Polsce.- Odezwałam się po chwili do Herryego, który stał gdzieś z boku i tylko mi się przyglądał. Tom, od razu uniósł na niego swoje nieprzychylne spojrzenie, jednak nic nie powiedział.
-Miałem kilka spraw, poza tym... chciałem się z tobą zobaczyć i wszystko wyjaśnić, ale okazało się, że jesteś w szpitalu.
-Co wyjaśnić?
-Nieważne już. Powiedziałem o wszystkim Tomowi, odpoczywaj. Ja już pójdę, zadzwonię kiedyś. Wracaj szybko do zdrowia.- Uśmiechnął się do mnie i w szybkim tempie wyszedł. Nie miałam siły, aby brnąć w to, o co mu właściwie chodziło. W ogóle czułam się jakoś dziwnie... jakbym nie była sobą.
„[...]-Carmen!- Znowu usłyszała swoje imię, tym razem nieco głośniej, a potem jakiś huk i zanim zdążyła się zorientować leżała już na ziemi przytłoczona jego ciałem...
Zupełnie nie wiedziała, co się stało... Poczuła ból przeszywający jej rękę, która otarła się o twardy beton. Po chwili dotarły do niej czyjeś głosy, ale było ich tak wiele, że nic nie zrozumiała... była w szoku, nie wiedziała, co się dzieje. Czuła cały czas na sobie ciężar ciała Toma i jego dłonie osłaniające jej ciało. Wyglądało to, jakby chciał ją przed czymś ochronić...przed upadkiem?
-Tom?- Uniosła lekko głowę spoglądając na niego, patrzył cały czas na nią i uśmiechał się delikatnie, jednak jego wyraz twarzy nie był taki jak zawsze.-Co się stało?
-Już wszystko dobrze...- Szepnął, a jego głowa opadła na jej ramie...myślała, że tylko się do niej przytulił, często tak robił...
Chciała pogładzić go po plecach, jednak kiedy przejechała po nich ręką poczuła coś mokrego i lepkiego, a gdy spojrzała na swoją dłoń momentalnie zrobiło jej się słabo, jak rozpoznała, że to krew... i z pewnością nie była to jej krew... Jej serce zaczęło mocniej bić ze strachu, to nie był zwykły upadek, ani zwykły huk... On też nie trzymał jej w swoich ramionach bez powodu... z trudem uświadamiała sobie, co się wydarzyło i nadal nie mogła tego pojąć...
-Tom...Tom, słyszysz mnie?- Chciała powiedzieć głośniej, ale nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Jakby coś utknęło jej w gardle...-Tom!- Pisnęła ze wszystkich sił czując, jak spod powiek wydostają jej się łzy...
-Kocham cię, Carmen...[...]
Ujęła jego twarz w dłonie i uniosła, aby móc na niego spojrzeć... był taki blady, a jego oczy nie świeciły tak jak zawsze...nie było w nich tych iskierek, które tak kochała...
-Ja też cie kocham... obiecaj, że mnie nie zostawisz...- Uśmiechnęła się do niego przez łzy, ale nie usłyszała już odpowiedzi. [...]”
-Boże...- Spojrzałam z przerażeniem na chłopaka, który cały czas był obok mnie. Wspomnienie, które przed momentem stanęło mi przed oczami wstrząsnęło mną. Przecież...- Nic ci nie jest? Tom...
-Wszystko w porządku, kochanie.- Pocałował mnie w czoło. Niewiele myśląc objęłam go mocno przyciągając do siebie. Nie miał nawet kiedy zareagować, przytuliłam się do niego z całych sił... Kilka łez wypłynęło z moich oczu, już nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać.
-Uratowałeś mnie...- Szepnęłam nawet na chwilę go nie puszczając. Nie chciałam nawet myśleć, co by było, jakby przeze mnie... jakby umarł.- Głupi jesteś...strasznie głupi...
-Kocham cię...
-Carmen! Boże, Carmen!- Nagle ktoś wpadł do sali. Nie rozpoznałam tej osoby po głosie, a nie bardzo mogłam ją zobaczyć tuląc się cały czas do Toma. Wiem, jedynie, że był to kobiecy głos i z pewnością go skądś znałam. Tom, z trudem się ode mnie oderwał, ale ledwie zdążyłam złapać oddech kiedy znowu zostałam przez kogoś przygnieciona.- Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy. Jak mogłaś mi to zrobić?- Musiałam się bardzo wysilić, aby zrozumieć co do mnie mówi.
-Mel, delikatniej, ona niedawno co się obudziła, jest jeszcze słaba...- Tom zwrócił jej uwagę, za co jestem mu wdzięczna, gdyby nie to pewnie nadal bym się dusiła pod blondynką.
-Moja siostra słaba? Chyba sobie żartujesz.- Zaśmiała się wlepiając we mnie swój wzrok. Moja siostra! No przecież! Co ja mam z tą głową? Żeby własnej siostry nie rozpoznać...
-Dobrze, wystarczy na razie tej radości. Zabieramy panią na badania, a państwo w tym czasie mogą poinformować resztę rodziny, przyjaciół i znajomych.- Zakomunikował lekarz, nikt nawet nie zauważył kiedy wszedł. Wszyscy byli skupieni wyłącznie na mnie, byłam w centrum uwagi i czułam się dość wyjątkowo. Za to ja byłam skoncentrowana na Tomie... nie mogłam oderwać od niego swojego wzroku, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Niestety byłam zmuszona zmienić obiekt zainteresowania, gdy mnie wywieźli z sali... czemu on nie może iść ze mną?
###
Dedykacja dla... dla kogo to miało być? ;o
Dla kota, Marty ! Który został ostatnio przechrzczony i nadano mu imię Bill. Ho, ciekawe dlaczego akurat tak ^^ Dla mojego psa, bo wybiera się ze mną na koncert Tokio Hotel, który być może się kiedyś odbędzie, gdzieś na terenie skromnej Polski. ^^ Ktoś mnie musi bronić przed wandalami, a poza tym Bill lubi psy! xD No i dla Marty... i dla dzieci Twoich i moich( znaczy się, oczywiście osobno Twoich i osobno moich, żeby nie było xD)!
Chyba nic nie pomieszałam? ;D
lukrowa: nie musisz przepraszać, nikt się do niczego nie zobowiązuje czytając, a ja tym bardziej nie oczekuję, aby ktokolwiek za wszelką cenę znajdywał chwilę, aby to przeczytać :) Jednak nie ukrywam, że chciałabym, abyś miała czas, bo brakuje mi Twoich opowiadań. Wbrew pozorom, nie zapomniałam ;* (Nie wiem, czy to przeczytasz, ale napisałam.)
znoodzona: Jeszcze raz przeczytam w Twoim komentarzu(jakimkolwiek): „przepraszam”, to się chyba obrażę xD Bo ja nie wiem, w ogóle, za co Ty przepraszasz ^^
Więc moi Drodzy, żeby nie było- nie oczekuję za każdym razem przeprosin z Waszej strony, jeżeli nie skomentujecie odcinka, czy coś ;D Naprawdę nie to jest najważniejsze :) No chyba, że już czujecie taką potrzebę xD
Pozdrawiam gorąco, bo mi zimno ;**