Witam, przed nami ostatni odcinek w tym roku :) Zostawiam Was z tym o to jakże intrygujacym rozdziałem i mam nadzieję, że będziecie czekać na pojawienie się 11 w styczniu :) Nie będę życzyć Wam wesołych świat bo jeszcze zobaczymy się na moich pozostałych blogach, na które serdecznie zapraszam oczywiście :D
Również zapraszam do śledzenia mojej strony na facebooku, gdzie udzielam się właściwie codziennie przy czym i Wy także możecie się czegoś dowiedzieć np. o opowiadaniach xD Tyle ode mnie i wracamy z Alyson oraz Tomem w styczniu, w razie gdyby ten termin uległ jakimś zmianom na pewno Was poinformuję. Pozdrawiam i miłej lektury :)
Rozdział
10
Szłam przez park. Było już późno,
wracałam do hotelu. Otaczająca mnie ciemność i cisza, były dosyć przerażające. Miałam
wrażenie, że wyskoczy mi zaraz zza krzaka jakiś zwierz, czy psychopata.
Wszędzie było pusto. Żadnej żywej duszy, tylko ja wracam po nocy, w dodatku
sama. Czemu nie ma teraz ze mną takiego Inteligenta..? Coś tu chyba jest nie
tak…
Kiedy wyszłam z parku, mogłam
odetchnąć. Uliczne lampy sprawdzały się świetnie rozświetlając mi drogę. Zbliżałam
się już do hotelu, dostrzegałam go z daleka. Moja głowa zaczynała powoli
tworzyć jakieś chore wizje, więc chciałam przyspieszyć kroku, by jak
najszybciej dotrzeć na miejsce… Wtedy poczułam, jak ktoś łapie mnie od tyłu.
Serce podeszło mi do gardła i automatycznie wydałam z siebie pisk. W tym
momencie oprawca zasłonił mi usta swoją ręką i zaciągnął w jakiś zaułek.
Trzymał mnie tak mocno, że nie byłam w stanie się mu wyrwać. Wierzgałam,
kopałam nogami, szarpałam się z całych sił. Nic z tego. W oczach stanęły mi
łzy, a w mojej głowie zaczęły przewijać się obrazy z przeszłości. Ta sytuacja
była mi już dobrze znana i nie mogłam uwierzyć, że to znowu mnie spotyka… Strach
zaczynał mnie paraliżować.
Wydałam z siebie zduszony pisk,
gdy mężczyzna brutalnie przygniótł mnie do ściany. I wszystko stało się jasne.
Znałam go. Odnalazł mnie… Oddychałam ciężko patrząc na niego z przerażeniem.
Minęła dobra chwila nim zdołałam wydobyć z siebie głos.
-
Harry…
-
Niegrzeczna jesteś, wiesz? Miałaś się ze mną spotkać, a tymczasem urządzasz
sobie wycieczki po świecie z tymi gwiazdeczkami od siedmiu boleści – wysyczał
mi prosto w twarz. Mimo strachu jaki się we mnie przez niego zalęgnął, udało mu
się wzbudzić we mnie również gniew. Byłam wściekła, że odstawia te swoje
żałosne sceny, wtrąca się do mojego życia. W nosie mam to, czego on chce!
-
Nic ci do tego! Mówiłam już, że się z tobą nie będę spotykała! – warknęłam
wściekle. Miałam ochotę go rozszarpać. Szkoda tylko, że nie bardzo mam
możliwość ruszenia się.
-
Do prawdy? A ja ci mówiłem, że będziesz! Myślisz, że tak łatwo się mnie
pozbędziesz?!
-
Tak! - Szarpnęłam rękami, żeby mnie puścił, lecz to nie poskutkowało. Nie
zamierzałam się jednak poddawać. Użyłam nóg. Kopnęłam go z całej siły w
piszczel. Zasyczał z bólu puszczając mnie, lecz tylko na krótki moment. Zaraz
znowu poczułam mocny ucisk na swoich nadgarstkach.
-
Nie zaczynaj ze mną! Bo już nie będziesz taka śliczna, jak jesteś! Zrobię z
tobą wszystko na co będę miał ochotę!
-
Chyba śnisz! Odpieprz się! - Szarpałam się z nim, ale nie miałam wystarczająco
siły. Byłam już zbyt wyczerpana. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Harry
przypominał mi człowieka sprzed lat. Największy koszmar mojego życia…
-
Uspokój się szmato! - Teraz to on krzyknął i wyciągnął z kieszeni mały nóż.
Przystawił mi go do gardła. Przełknęłam z trudem ślinę. - I co teraz? Nie
wiesz? To ja ci powiem. Zrobisz wszystko to co będę ci kazał.
-
Nigdy…- szepnęłam ledwo wydobywając z siebie głos. Poczułam jak po mojej twarzy
staczają się krople zimnych łez… nie umiałam ich powstrzymać.
-
Widzę, że ci życie niemiłe! - Zaczął jeździć nożem z góry na dół najpierw po
mojej szyi, a potem po całym ciele. Mógł mi grozić śmiercią, czy cokolwiek
chciał, ale nigdy mu nie ulegnę. Choćbym miała tu umrzeć!
-
No to jak będzie? - zapytał ponownie przystawiając mi nóż do gardła. Jeśli
myśli, że uda mu się mnie przekonać w ten sposób, to jest w wielkim błędzie…
Przeszłam w życiu więcej niż mu się wydaje. Nie zastraszy mnie czymś takim!
-
Nic nie będzie! Wole umrzeć niż mieć cokolwiek z tobą wspólnego! – Zdawałam
sobie sprawę, że takimi słowami tylko bardziej go prowokuję, ale nie mogłam
inaczej. Nie pozwolę by kolejny psychol zniszczył mi życie i jeszcze z
przekonaniem, że ma do tego prawo.
-
Sama tego chciałaś… - Tylko tyle zdołał powiedzieć, jak w tej samej chwili
niespodziewanie mnie puścił. Nie wiedziałam co się dzieje. Ktoś trzeci
odciągnął go ode mnie, zobaczyłam tylko jak zaczynają się ze sobą szarpać. Nie
potrafiłam rozpoznać tej drugiej osoby. Nie wiedziałam co mam robić… ale nie
mogę pozwolić, żeby on coś mu zrobił, kimkolwiek mój wybawca jest!
Widziałam jak Harry wymachuje
nożem. Serce drżało mi za każdym razem na ten widok. Nadal stałam przyklejona
do zimnej ściany, choć już nikt mnie nie blokował. Nikt poza mną samą. Moim
strachem. Taka odważna jesteś, Alyson!?
Wstrzymałam oddech, gdy w pewnej
chwili obydwaj mężczyźni stanęli tak, że oświetlało ich światło latarni. Tom… To
był Tom. Mój oddech przyspieszył jeszcze bardziej. Nie mogłam pozbierać swoich
myśli. Gitarzysta był w niebezpieczeństwie. Przecież ten popieprzony Harry jest
nieobliczalny! Zrobi mu krzywdę! Nie mogę do tego dopuścić! Nie mogę!
Widząc jak Harry zbliża się do
Kaulitza z nożem, po prostu rzuciłam się na niego w ogóle się nad tym nie zastanawiając.
To był odruch. Nie wybaczę sobie jeśli coś mu zrobi. Mój wysiłek i tak poszedł
na marne, bo zostałam z całej siły odepchnięta. W skutek czego wylądowałam z
powrotem pod murem, uderzając jeszcze o niego głową. Przeszył mnie potworny ból, nie mogłam się już
podnieść by zrobić cokolwiek…
-
Pomocy! - Zaczęłam krzyczeć z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy. Moja naiwność.
Jak na złość nie ma żywej duszy. Gdzie są ci wszyscy ludzie! - Zostaw go!
Przecież to ja… przecież to mnie chciałeś! – wyjęczałam żałośnie, obraz już mi
się zamazywał… - Proszę…
-
Za późno, Carmen - usłyszałam z jego ust i w tym samym momencie powalił Toma na
ziemię, wbijając mu nóż w brzuch…
-
Tom, nie!
Obudziłam
się przeraźliwie krzycząc. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się
znajdowałam… To był tylko sen… Cała drżałam, to było takie realne… Tak bardzo…
Mój Boże…
W pokoju panowała ciemność, zupełnie jak w tym
parku. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić która jest godzina…
Było po północy. Jeszcze do końca nie uświadomiłam sobie, że to był tylko zły
sen. Miałam wrażenie, że to działo się naprawdę… Że jemu cos się stało.
Poważnie się bałam. W jednej chwili stanęły mi przed oczami wszystkie chwile, w
których z nim rozmawiałam, kiedy się z nim kłóciłam… Jak bardzo się
nienawidziliśmy… Każde słowo, każde spojrzenie, każdy gest…
A jeżeli to prawda… przemknęło mi przez myśl, której
za nic w świecie nie potrafiłam od siebie odgonić. Teraz widziałam przed oczami
najgorszy scenariusz… Te wszystkie emocje i uczucia ze snu, wciąż we mnie
tkwiły. Odruchowo dotknęłam swojej głowy, by sprawdzić, czy nie mam na niej
rany od uderzenia… Rany nie było, ale czułam jakby faktycznie coś mnie bolało.
Drgnęłam nerwowo, słysząc nagle
głośne pukanie do drzwi… Z przerażeniem w oczach spojrzałam w ich stronę… Bałam
się, że wszystko co mi się śniło, za chwilę stanie się rzeczywistością. Serce
nadal mi waliło jak oszalałe. Może ja przesadzam? Pewnie obudziłam kogoś
krzykiem i chce sprawdzić, czy wszystko w porządku… a jeżeli nie? Jeżeli to
wcale nie był sen? Teraz wiem, jak bardzo boli samotność… Jakbym nie była sama,
miałabym się do kogo przytulić i mogłabym poczuć się bezpiecznie. Silne, męskie
ramiona w mig odgoniłyby ode mnie te czarne myśli, negatywne emocje.
Pukanie
powtórzyło się teraz jeszcze głośniej… Odetchnęłam głęboko i zrzuciłam z siebie
kołdrę. Muszę się wziąć w garść. Jestem już za stara, żeby bać się swoich snów.
Wstałam powoli i ostrożnie, wręcz na palcach podeszłam do drzwi. Najpierw
zapaliłam światło i jeszcze raz rozejrzałam się dookoła, jakbym chciała
sprawdzić czy na pewno jestem sama… Paranoja. Ogarnij się, Aly. Ogarnij się. Przekręciłam kluczyk w drzwiach
kolejno pociągając za klamkę. Jestem pewna, że w moich oczach malował się
jedynie ogromny strach.
-
Tom? - Poczułam wielką ulgę widząc przed sobą sylwetkę chłopaka. To znaczy, że
naprawdę miałam tylko zły sen! W tej chwili zapragnęłam się na niego wręcz
rzucić i go uściskać. W ostatnim momencie się od tego powstrzymałam,
stwierdzając, że to jednak nie byłby najlepszy pomysł…
-
Coś się stało? – zapytał od razu, spoglądając na mnie z niepokojem.
-
Bo…ja…bo… - Zaczęłam dukać nie wiedząc co właściwie mu odpowiedzieć. Przecież
jak mu powiem, że miałam zły sen to mnie wyśmieje. Zachowuję się, jak małe
dziecko… Zresztą już pewnie tak wyglądam stojąc przed nim, jak ta sierota. - Nic…
-
Ej, co się stało? Jesteś cała roztrzęsiona… Słyszałem jakiś hałas, dlatego
przyszedłem. Carmen, co się dzieje? – Dotknął mojego ramienia nie spuszczając
ze mnie swojego wzroku. Trudno było mi w tej chwili wyczytać z jego oczu, co
wyrażają. Bo miałam uporczywe wrażenie, że troskę. Ale czy to w ogóle możliwe?
-
Miałam tylko… Zły sen… - Spuściłam głowę odwracając się od niego i wycofałam
się w głąb pokoju. Było mi głupio. Ale co mu miałam niby powiedzieć? Nawet nie
byłam w stanie wymyślić niczego sensownego na poczekaniu. Trudno, najwyżej
stracę w jego oczach.
Położyłam się na łóżku, tyłem do
wejścia, w którym wciąż stał. Wolałam na niego nie patrzeć. I właściwie mógłby
już sobie iść, bo przecież… nic tu po nim. Dowiedział się, czego chciał.
Okazałam przed nim swoją słabość. Powoli już się opanowywałam, lecz moje serce
było jeszcze trochę niespokojne…
Kaulitz
zamknął drzwi, ale od środka. Spodziewałam się raczej, że wyjdzie. Jedynym
pocieszeniem było to, że mnie nie wyśmiał.
W ogóle wydawało się, jakby się zawiesił czy coś…
-
Co ci się śniło? – Poczułam jak materac łóżka ugina się, a chłopak siada obok
mnie. Na samo wspomnienie o tym śnie robiło mi się słabo… naprawdę mam mu to
teraz wszystko opowiedzieć?
Obróciłam
się w jego stronę i usiadłam. Chyba pierwszy raz w życiu widział mnie nie dość,
że w takim stanie zewnętrznym, to jeszcze z brakiem pewności siebie, brakiem
odwagi. Nie potrafiłam teraz udawać, że jest super. Przyznałam się tym samym
sama sobie, że jestem słaba, że tak naprawdę zależy mi na innych… Nawet na
nim. Nie jestem egoistką. A Kaulitz nie
jest mi obojętny. Trudno jest się do tego przyznać… ale fakty mówiły same za
siebie.
-
Wracałam w nocy do hotelu i ktoś mnie napadł – zaczęłam niepewnie nie
zdradzając przy tym tożsamości mojego napastnika. Nie musiał znać, aż takich
szczegółów. To i tak by nic nie zmieniło. – Mówił, że mam robić to co on sobie
zażyczy. Groził mi. Oczywiście ja musiałam się sprzeciwiać… Wtedy wyjął nóż.
Chciał mnie skrzywdzić… ale nagle… nagle pojawiłeś się ty – uniosłam na niego
swoje zaszklone spojrzenie. Cały czas patrzył na mnie uważnie słuchając. To
była bardzo dziwna sytuacja. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek, my dwoje, się
w takiej znajdziemy. - I go ode mnie odciągnąłeś. Zaczęliście się szarpać… ja
chciałam ci pomóc, ale on mnie odepchnął. Upadłam, uderzyłam się w głowię, nie
mogłam wstać… Nie mogłam nic zrobić. Błagałam go, żeby przestał… Że przecież to
mnie chciał… ale on powiedział że już za późno i… wbił ci nóż… - dokończyłam
bardzo cicho, drżącym głosem. To był wielki skrót tego co tak naprawdę
przeżyłam w tym koszmarze. - Może to głupie, ale ja naprawdę się bałam… a
raczej boje. I uwierz, wcale nie jest mi łatwo przyznać się do tego właśnie
przed tobą, a jeszcze trudniej jest przed samą sobą…
-
To wcale nie jest głupie – Niespodziewanie poczułam na swojej ręce jego dłoń. Dziwne
ciepło rozeszło się po moim ciele, a ja sama zamilkłam, nie wiedząc co
powiedzieć, a już na pewno co zrobić… Boże, co się ze mną dzieje? Jestem
całkowicie rozstrojona. Realne groźby Harrego musiały nieźle namieszać mi w
psychice, że nawet śnią mi się tak okrutne rzeczy. I jeszcze Kaulitz… Ostatnia
osoba, której spodziewałabym się u siebie w środku nocy. - Więc jednak tylko udawałaś, że mnie nie
lubisz – dodał uśmiechając się chytrze. Tak, zdecydowanie mógł dojść do takich
wniosków. Sama do nich już dziś doszłam…
-
Nie wiem…- spuściłam głowę, wlepiając wzrok w bordową pościel. Cały czas czułam
jego dłoń na swojej… Przecież mu się nie przyznam do tego otwarcie. Poza tym
pogubiłam się w tym wszystkim… Już sama nie wiem co czuję, co myślę. Może
powinnam to wszystko przemyśleć? Bo jeżeli tego nie zrozumiem, wiem, że mogę
popełnić błąd który zaważy na moim życiu… a tego nie chcę…
-
Ale ja wiem – usłyszałam jego pełen przekonania głos. Nie brzmiał jednak wcale
jakby się z tego powodu wywyższał. Był bardzo ciepły, powiedziałabym nawet, że
aż czuły. Naprawdę zaczynam się dziwnie z tym wszystkim czuć. - Jak chcesz, zostanę
z tobą…
-
Dziękuję – szepnęłam dość nieśmiało. Nadal było mi głupio, tym bardziej, że
chciał teraz ze mną zostać. Wspierał mnie choć nie musiał. Wspierał mnie choć
zawsze byłam dla niego wredna, nigdy nie pałaliśmy do siebie sympatią. Potrafił
przełamać to wszystko, by być tu teraz ze mną. Był w stanie tak po prostu
przyjść i mnie uspokoić. A odkryłam właśnie, że jego obecność jest niesamowicie
kojąca…
#
Pierwszy poranek w Paryżu. Gdy
się przebudziłam nie miałam pojęcia gdzie jestem. Pierwsze wrażenie to szok… No
cóż, zazwyczaj nie sypiam w takim ładnym pokoju. Minęła dłuższa chwila za nim
wszystko skojarzyłam… Od razu humor mi się poprawił. Ale chwila… czy to
przypadkiem nie dzisiaj mamy pierwszy koncert!? Spokojnie. Na razie nie myślmy
o tym. Teraz przydałoby się wstać.
Rozciągnęłam
się na łóżku, wszystko było super, dopóki nie dotknęłam czegoś ręką… a
mianowicie to był czyjś brzuch… automatycznie podniosłam się do pozycji
siedzącej i spojrzałam na osobę leżącą obok.
To ja tak szybko go
złapałam? Coś mnie ominęło?
Przemknęło mi przez myśl, ale zaraz to od siebie odgoniłam przypominając sobie
szczegóły z zeszłej nocy. Superman przyszedł z pomocą… To całkiem miłe z jego
strony. Aż dziwne, że nawet ja umiem to przyznać. Cóż… Zdecydowanie pozytywnie
mnie zaskoczył. Niemniej, zła noc minęła a on wciąż śpi w moim łóżku. Czy nie
powinnam go obudzić? Co będzie jak ktoś go tu zobaczy? Nikt nie uwierzy w prawdę… Mi samej się wierzyć nie chce…. Jak człowiek
się boi to czasami głupoty gada… I robi…
Cholera,
czy on musi tak słodko wyglądać gdy śpi?! Tak niewinnie… Zupełnie, jak nie on.
Uspokój się, Aly.
Skarciłam sama
siebie, naprawdę zaczynam wariować. Czy ja w ogóle zdaje sobie sprawę z tego,
że obok mnie leży Kaulitz!? No jak ja w ogóle mogłam do tego dopuścić… przecież
miałam na jakiś czas zapomnieć o zakładzie, więc nie ma mowy o spaniu w jednym
łóżku! Nie mówiąc już o innych rzeczach… pełen dystans.
Już
miałam zacząć go budzić, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że zawału
dostanę. Zerwałam się z łóżka jak oparzona, potykając się przy tym o śpiącego chłopaka,
tym samym wylądowałam z impetem na podłodze. Mało brakowało a zaryłabym o nią
twarzą… narobiłam trochę hałasu, budząc tym Toma a sama jęknęłam z bólu…
-
Carmen? Co ty robisz na podłodze? – usłyszałam jego zaspany głos i ujrzałam
wychylającą się znad łóżka głowę.
-
Opalam się, wiesz!? - fuknęłam masując swoje kolano. Głupio się pyta! -
Wstawaj, ktoś pukał. Musisz się schować, nie mogą cię tu zobaczyć… w tym
stroju! - Zlustrowałam go wzrokiem z dołu do góry, bo tak było mi najwygodniej
z obecnej pozycji… Wcześniej zupełnie nie zwróciłam uwagi na jego wygląd. W
nocy nie miałam do tego głowy, a dziś widziałam go do tej pory pod kołdrą. A
ten mi tu teraz gołą klatą świeci! Może w innej sytuacji ten widok byłby
całkiem przyjemny…
Dredziarz
wygramolił się z łóżka i stanął nade mną wyciągając w moją stronę rękę. Niechętnie
ją złapałam a on pociągnął mnie tak mocno, że w ułamku sekundy stałam już na nogach.
Tyle, że bardzo blisko niego. Dzieliły nas zaledwie milimetry… a ja nieświadomie
wlepiłam swój wzrok w jego oczy i tak stałam zahipnotyzowana do czasu, aż po
pokoju rozległo się po raz kolejny pukanie… Zamrugałam szybko powiekami i
odsunęłam się od niego. Nic nie zauważył, na pewno nic nie zauważył! Wcale się
nie patrzyłam na niego jak zaczarowana, wcale!
Odetchnęłam
głęboko kilka razy i wskazałam skinieniem głowy na łazienkę, dając mu do zrozumienia, że ma się w niej schować. Kaulitz
w odpowiedzi wywrócił tylko teatralnie oczami, ale nie dyskutował. Bez słowa
wykonał moje nieme polecenie. Gdy już zniknął w pomieszczeniu, poprawiłam swoje
włosy i koszulkę, po czym podeszłam do drzwi otwierając je od razu.
-
Już myślałem, że umarłaś. Co to był za hałas? - Moim oczom ukazała się postać
Billa.
-
Yy… no zrzuciłam przypadkiem…ee… książkę !- Wymyśliłam coś na poczekaniu, nie
chcąc przyznawać się do własnego upadku. To mogłoby wydać się zbyt głupie.
-
Książkę? - Powtórzył wyraźnie zdziwiony, zresztą nie dziwię mu się. Bo niby po
co mi książka na trasie koncertowej? Żebym jeszcze miała czas na takie rzeczy,
jak czytanie…
-
Ta… e… a właściwie po co przyszedłeś? - Zmieniłam temat, nie chcą się już z
tego tłumaczyć. I tak był zbyt podejrzliwy. Dociekliwe to takie!
-
Żeby cię obudzić. I zapytać czy nie widziałaś Toma… Przypadkiem… - oznajmił i
rozejrzał się po moim pokoju jakby kogoś szukając… Przepraszam bardzo, na
jakiej podstawie on myśli, że jego braciszek miałby tu być!?
-
No to już się obudziłam - Uśmiechnęłam się wesoło, przynajmniej tak zamierzałam.
- a Toma nie widziałam… - Skłamałam odwracając gdzieś wzrok. Ja oczywiście potrafię
kłamać w żywe oczy, ale nie wszystkim. Z Billem
tak nie umiem. No cóż… dobrzy ludzie nie zasługują na to by być
okłamywanym… Źle mi z tym. Bardzo źle.
-
Ok. To zejdź na śniadanie, czekamy na ciebie - zakomunikował i posyłając mi
swój zniewalający uśmiech odszedł… Tak sobie teraz myślę, że on jest chyba
lepszy od swojego brata. Byłoby mi łatwiej, gdyby to on był celem zakładu… ale
przecież jego nie byłabym w stanie skrzywdzić. Nie mówiąc już o tym, że z niego
nie trzeba wyciągać żadnych dobrych cech, bo przecież on cały jest nimi
przesiąknięty. A przede wszystkim niczego przed nikim nie udaje w
przeciwieństwie do swojego bliźniaka. Czemu oni się tak różnią? Ech…
Teraz
muszę wygonić tego Inteligenta z mojej łazienki. Boże, mam nadzieję, że nie
będzie mi wypominał tej nocy do końca życia… Na co mi to było? No na co…
Przeklęty Harry. Przeklęte sny…