sobota, 15 listopada 2014

002. "On nie żartował."

Witam :) Widzę, że zainteresowanie zmalało, ale spodziewałam się tego. Zawsze tak jest :) Niemniej, nie zamierzam się tym razem przejmować, gdyż jak już wspominałam ten blog jest w szczególności dla mnie samej. Cieszę się jednak, że udało mi się zdobyć nowych czytelników, którzy wcześniej jeszcze nie znali historii Carmen i Toma, Mam nadzieję, że zauroczy Was ona tak samo mocno jak mnie! Postaram się publikować odcinki systematycznie, co sobotę. Oczywiście to może ulec zmianie, gdyż poprawianie ich jest naprawdę meczące. Póki co utknęłam na 3 rozdziale i jakoś nie wiem, jak się za niego zabrać xD Mam nadzieję, że zdążę do przyszłej soboty. A tymczasem, przed nami 2 rozdział. Miłego czytania, pozdrawiam! 


Rozdział 2


Drugi października – początek zakładu. Wyliczyłam dokładnie, iż jego koniec nastąpi pierwszego stycznia. Patrząc na to z tej perspektywy, może wydawać się, że te trzy miesiące to naprawdę niewiele. Z drugiej strony jednak, czas lubi mieć to do siebie, że się ciągnie jednocześnie przemijając niezauważalnie  niczym błyskawica. Taki mały paradoks. Jeśli się chce, w ciągu tych kilku miesięcy można osiągnąć bardzo wiele, albo można też nie osiągnąć niczego. Wszystko jest zależne od człowieka, od tego jak wiele wysiłku włoży w to by dotrzeć do swojego celu. Ja z pewnością zrobię wszystko co w mojej mocy, a może nawet i więcej?
Ochłonęłam już po wczorajszym dniu. Przez noc doszłam do wniosku, że działałam zbyt impulsywnie. Takie nagłe zmiany nie działają zbyt dobrze, pewnie dlatego moje wczorajsze zachowanie było zbyt dziwne. Muszę działać nieco wolniej, stawiać mniejsze, ale za to rozważniejsze kroki. W ten sposób mogę osiągnąć więcej. Nie chcę być zbyt szybka bo jeszcze go wystraszę i będę miała problem. Poza tym na mnie sama ma to nienajlepszy wpływ.
Nie pozwoliłam sobie dziś na zbyt długi sen. Uwielbiam spać, często wstaję w godzinach południowych. A teraz zrezygnowałam z tego na rzecz Kaulitza. Muszę coś wymyślić, aby ten Inteligent się ze mną jakoś umówił. Bo przecież to ja jestem kobietą i nie poproszę go o spotkanie, to nie w moim stylu. Jeżeli sam się ze mną nie umówi, będę musiała mu się w delikatny sposób narzucić… Nie wygląda to zbyt kolorowo. Niby z jakiej racji miałby chcieć mnie gdziekolwiek nagle zapraszać?
W zamyśleniu udałam się do łazienki z zamiarem wzięcia ciepłej kąpieli. Automatycznie odkręciłam kurki z gorąca i zimna, by wanna powoli mogła się nią wypełnić. W tym czasie rozebrałam się do bielizny i podeszłam do lustra.  W prawdzie to nie wiem czyje zobaczyłam w nim odbicie. Tak bardzo się zmieniłam, a nawet nie wiem czy na lepsze, czy przeciwnie. Byłam przekonana, że jak stanę się twarda, niezależna kobieta, będzie żyło mi się dużo łatwiej. Tylko dlaczego mam to dziwne uczucie? Uczucie, które uwiera mnie w środku… które mówi mi, że coś jest nie tak. Że moja wizja, nowej siebie, jest błędna. Powinna wyglądać inaczej…
Spuściłam bez entuzjazmu wzrok i odwróciłam się w kierunku półki, z której wzięłam malinowy płyn do kąpieli. Następnie wlałam go trochę do wody, żeby uzyskać przyjemny zapach oraz pianę. Nie ma to jak poranna, relaksująca kąpiel, choć i tak wolę odbywać ją wieczorem… wtedy jest zupełnie inny nastrój. Moja wyobraźnia się budzi i odpływam w krainę niepoprawnych marzeń. Nie pozwalam sobie na to zbyt często bo przecież powinnam myśleć trzeźwo… Nie mogłabym ciągle chodzić z głową w chmurach. Kiedyś to robiłam… I nigdy nie kończyło się dla mnie dobrze.
Zakręciłam wodę i zdjąwszy z siebie pozostałą bieliznę, zanurzyłam się w pachnącej malinami wodzie… Jak cudownie jest tak leżeć i zapominać o wszelkich kłopotach, poczuć się na kilka minut beztrosko. Czasami sobie myślę jakby to było, gdybym ja była taką wielką gwiazdą, jakbym osiągnęła taką sławę jak te całe Tokio Hotel. W prawdzie to ja ich podziwiam za to co osiągnęli… Bo Kaulitz, Kaulitzem, ale jeśli chodzi o ogół to jest co podziwiać. A mi wystarczyłoby tylko, żebym mogła robić to co lubię i żeby ktoś to w końcu docenił. Może jest w tym część mojej winy, przecież ja się w ogóle nie staram nikomu pokazać… Nikt nie dostrzeże mnie w jakimś starym domu kultury, gdzie przychodzi masa amatorów. Może kiedyś, za trzy miesiące… Może wtedy pomyślę o tym wszystkim poważniej i zacznę działać… bo teraz mam inne sprawy na głowie… Sprawy, które komplikują mi życie i to na moje własne życzenie.
Po domu rozległ się donośny dźwięk dzwonka do drzwi. Oczy, które przed momentem przymknęłam, aby się zrelaksować, machinalnie otworzyły się. I tylko nasłuchiwałam, czy moja siostra jest w domu, fajnie by było gdyby była i otworzyła te drzwi. Nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić specjalnie z wody.
-Carmen! To znaczy Alyson! Otwórz! - usłyszałam znajomy krzyk. Oczywiście, tylko z jakiego to powodu ona otworzyć nie może? Nie,  żeby mnie to jakoś specjalnie dziwiło. - No otwórz te drzwi! Ja nie mogę, jestem nieubrana!- krzyknęła jeszcze raz gdy po domu ponownie rozległ się ten sam dźwięk. Super, ona jest nieubrana, a co ja mam powiedzieć?! Ale dobra, ja mogę wyjść z tej wanny i tak już mi się odechciało cudownej kąpieli. Ludzie potrafią wszystko zepsuć.
Wynurzyłam się niechętnie z ciepłej wody i opuściłam wannę. Moje ciało od razu przeszły chłodne dreszcze. Wzdrygnęłam się i owinęłam szybko swoje ciało czerwonym, mięciutkim ręcznikiem, na którym było wyszyte moje imię. No po prostu wpadłam kiedyś na taki pomysł, żeby podpisać ręcznik… Wszyscy tak robią, nie..? Z pewnością. To tak wiele ułatwia!
Pospiesznie wyszłam z łazienki słysząc kolejny raz ten sam dźwięk roznoszący się po domu. Ktoś się wyraźnie niecierpliwił. Zbiegłam po schodach na boso, gdyż nie zdążyłam założyć kapci. Może to coś ważnego? A w ogóle kto o tej porze nas odwiedza?! Jak to tylko listonosz to  zabiję! Albo jeżeli to do mojej siostry to ją zabiję! A jak to do mnie… to też zabiję! Czyli zostanę morderczynią bez względu na wszystko. Stanęłam przed drzwiami i poprawiłam jeszcze ręcznik, czułam jak woda kapie z moich włosów i jak ocieka po moim ciele. Zimno mi się zrobiło, a co będzie jak otworzę te drzwi? Dostanę dreszczy! I znając moje szczęście zaraz się pochoruję.
Złapałam za klamkę i otworzyłam je powoli. Zdębiałam. I to wcale nie dlatego, że było mi zimno. Chłód był niczym w porównaniu z tym, kogo przed sobą ujrzałam. Mogłabym rzec nawet, że na ten widok zrobiło mi się niepoprawnie gorąco. Nie wierzyłam własnym oczom, którym ukazała się postać Kaulitza. Ledwie się opanowałam, żeby nie otworzyć ust ze zdziwienia, bo co on tu robi?! Chyba ściągnęłam go swoimi myślami… Mam jakąś moc, której dotychczas nie byłam świadoma! To właściwie dobrze, że przyszedł, ale czemu akurat teraz, gdy ja ociekam wodą!? Stałam wpatrując się w niego, jakby spadł z księżyca i przy tym czułam się niezręcznie… ale dlaczego ja? Przecież to on przyszedł do mojego domu i zastał mnie w samym ręczniku… Mógł to przewidzieć, naprawdę mógł to przewidzieć…
- Cześć - wydukałam za nim ten zdążył otworzyć usta. A mogłam zaczekać, aż on zacznie! Gdzie mi się tak spieszy, he? Mogłabym dać mu szansę się wykazać, choć raz. Tylko, że ta cisza miedzy nami, ta dziwna sytuacja, gdy staliśmy gapiąc się w siebie nawzajem jak cielęcia w malowane wrota… Musiałam to przerwać.
- Cześć, nie przeszkadzam? Mam do ciebie sprawę, ale mogę przyjść później… - odezwał się lustrując mnie jednocześnie swoim czekoladowym spojrzeniem. No dobra już dobra, kobiety w ręczniku nie widział? ON ma do MNIE sprawę? Czy mnie coś ominęło? Coś wyraźnie jest nie tak. Zdecydowanie. Niemożliwe, żeby od wczoraj zmieniło się, aż tak wiele!
- Nie no co ty, wejdź - Wpuściłam go natychmiast do środka i zamknęłam drzwi. Może moje zszokowanie nie było, aż tak widocznie. Albo przynajmniej on nie zauważył. Na pewno, przecież faceci nie dostrzegają takich szczegółów. Tym bardziej, gdy stoi przed nimi laska w samym ręczniku. Na szczęście się ogarnęłam z tą swoją mimiką twarzy i wytrzeszczem oczu.
- Nie zajmę ci dużo czasu. – zapewnił mnie, gdy podążaliśmy już do salonu. Muszę przyznać, że dzisiaj mnie zaskoczył, nie dość, że do mnie przyszedł to jeszcze rozmawia ze mną tak spokojnie, tak delikatnie… Jakby, jakby… jakby między nami było wszystko w porządku. Jakby mnie lubił. Ej chwila! Ja się chyba trochę zagalopowałam… nie mogę zapominać kim on jest i kim ja jestem. Przeszłość nie znika ot tak!
- Dobra, usiądź. Ja zaraz przyjdę tylko się jakoś ubiorę - Wskazałam mu miejsce na kanapie. Jestem ciekawa co się dzieje z moim słownictwem, jakoś tak dziwnie się wyraziłam. No, ale nieważne… Zupełnie nieważne. To po prostu czyste szaleństwo… Kaulitz we własnej osobie przyszedł do mojego domu, tak po prostu. Bo nagle ma do mnie sprawę. To jest zbyt podejrzane.
Skinął głową i zajął miejsce, a ja udałam się szybko do swojego pokoju. Założyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i w szybkim tempie rozczesałam włosy. Nie mogłam pozwolić, żeby zbyt długo na mnie czekał. Niestety makijażu już zrobić nie mogłam, bo to za długo by trwało. Chociaż, gdybym była złośliwa… No dobra, dziś nie będę.
Zeszłam na dół, gdzie cały czas na mnie czekał. Już ze schodów widziałam ten łeb zakryty czapką i wystającą spod niej kitę dredów. Odchrząknęłam dając znak, że już jestem i obeszłam kanapę stając naprzeciwko niego.
- Napijesz się czegoś? - zaproponowałam kulturalnie. Przecież jest moim gościem… Jak to dziwnie brzmi. Bardzo dziwnie. Kaulitz moim gościem…  Do czego to doszło?
- Nie, dzięki. Ja naprawdę tylko na chwilę - odmówił równie kulturalnie. On mnie dzisiaj szokuje. Usiadłam więc na przeciwległym fotelu, bo mogłabym długo nie ustać z tego ciągłego wrażenia, jakie dziś na mnie wywierał. Byłam strasznie ciekawa co to za sprawa. Bo skoro on przychodzi do mnie… och, jakie to niezwykłe!
- No więc o co chodzi? – wbiłam w niego swój przeszywający wzrok. Mimo wszystko nie wydawał się być zachwycony. Był raczej ponury, wyraźnie przygaszony. I zdecydowanie zbyt spokojny.
- Tak właściwie to przysłał mnie do ciebie mój menadżer - zaczął niepewnie. I znowu byłam zaskoczona, bo po co jego menadżer miałby go do mnie przysyłać? I zaraz… Czyli on nie przyszedł do mnie sam z siebie? To nie on czegoś chciał ode mnie? Och… Smutno… - Bo on, to znaczy my wszyscy mamy dla ciebie propozycję. Niestety, tak się stało, że Georg, nasz basista ciężko zachorował i nie może z nami grać przez jakiś czas, a być może ten czas będzie trwał bardzo długo. A my wiemy, że ty grasz na gitarze basowej… i chcieliśmy cię poprosić, żebyś nam pomogła… to znaczy, żebyś przez ten czas grała z nami…- mówił jak nakręcony ledwo dając mi szansę zrozumieć z tego cokolwiek. Za dużo informacji na raz, Kaulitz! Niemniej powoli przeanalizowałam wszystko w głowie, żeby dojść do jakiegoś ładu i wynieść z jego chaotycznej wypowiedzi cokolwiek. Dotarło. W końcu dotarło i nie wiem czemu, ale miałam ochotę się roześmiać. Ja i Tokio Hotel!? Dobre sobie. On żartuje, prawda? Co z tego, że siedzi tutaj, na mojej kanapie, w moim domu… potulny jak baranek, a jego mina wyraża… Właśnie, wyraża, jakby został przysłany tu za karę. Ciekawe czym się tak naraził, że to akurat jego do mnie wysłali. Oczywiście… O ile to jest prawda.
- Ale dlaczego akurat ja? - wydałam z siebie pierwsze co przyszło mi do głowy. Nie zabrzmiało to zbyt inteligentnie… ale co ja właściwie mogłam teraz innego powiedzieć?
- Był casting, ale nikt się nie nadawał. Potrzebujemy zaufanej i znanej nam osoby. A na tobie można polegać… - No on mnie chce zabić tymi swoimi słowami? Ja wiem, że jestem super, ale bez przesady… skąd wie, że można na mnie polegać? Mam wrażenie, jakbym przegapiła jakąś część z naszego życia…
- Jak się zdecydujesz, będziesz traktowana jak członek zespołu. Naprawdę na ciebie liczymy, jesteś naszą ostatnią szansą. Przemyśl to. Mogłabyś w końcu pokazać całemu światu swój talent…- Podniósł się powoli z miejsca nie przestając mówić. Brzmiał przy tym tak przekonująco… - Daj mi znać jak podejmiesz decyzję. Mam nadzieję, że nastąpi to szybko. Wiesz, my nie mamy zbyt wiele czasu… - Jego niepewne spojrzenie. Utkwione w mojej osobie. Jego oczy, w których pierwszy raz dostrzegłam coś więcej. Nadzieję. Uczucie, które pokładał we mnie. Zamarłam na ten moment.
- Za... Zadzwonię – Tylko tyle zdołałam wyjąkać odprowadzając go do wyjścia.
On nie żartował.
Zamknęłam za nim drzwi. Czułam się tak dziwnie. Boże, co on mi zaproponował? Że niby ja miałabym grać u nich w zespole… akurat ja… To jest niedorzeczne. Ja… ja jestem tylko zwykłą dziewczyną. Zwyczajną. A on mnie nawet nie darzy gramem sympatii… W ogóle co za zbieżność losu! Wczoraj założyłam się z Sara, a dziś takie rzeczy się dzieją! Może to moja szansa? Szansa nie tylko na wygranie zakładu, ale pokazanie się światu… Czy nie tego chciałam? Nie o tym myślałam jeszcze wczoraj i dziś rano? Tak… muszę się zgodzić. To jakaś szalona, niewidzialna siła. Ona po prostu przyciąga to wszystko do mnie. To chore… Chore, ale prawdziwe.
- Kto to był? – Znajomy głos wyrwał mnie nagle z zamyślenia. Moja siostra stała przy wejściu do salonu i wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem.
-Yy… Tom. Pytał, czy chciałabym grać u nich w zespole na basie - oznajmiłam wymijając ją jakby nigdy nic. Chociaż na nią nie patrzyłam widziałam w wyobraźni jej zszokowaną minę. Była zapewne bardziej zaskoczona ode mnie samej. Ja nadal w to nie wierzę.
- Zgodziłaś się?! – zawołała niemal piszcząc i w mgnieniu oka znalazła się tuż przy mnie, a jej oczy wyrażały czyste szaleństwo. Strach się bać.
- Jeszcze nie. Muszę się zastanowić – odparłam ze stoickim spokojem. Oczywiście specjalnie udawałam przed nią obojętność podczas, gdy w głębi moje wnętrzności wręcz przewracały się we wszystkie możliwe strony z ekscytacji.
- Ale nad czym tu się zastanawiać to wielka szansa! Alyson! Musisz się zgodzić! – Miałam wrażenie, że za moment chwyci mnie za ramiona i zacznie mną potrząsać próbując tym sposobem przemówić do rozumu. Nie, nie musiała tego robić. Ja już podjęłam decyzję… Karuzela się dalej kręci. A ja nie zamierzam z niej wysiadać.
- No pewnie, że się zgodzę!-  okrzyknęłam z szerokim uśmiechem czując jak to wszystko dopiero teraz tak naprawdę we mnie uderza. To zupełnie co innego, gdy wypowie się coś na głos, niż gdy się o tym tylko myśli. Odetchnęłam głęboko  i z mętlikiem w głowie skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Czy ja coś w ogóle przełknę? Właśnie podjęłam, zapewne jedną z najważniejszych, decyzji w moim życiu. Pod wpływem impulsu. Czy w ciągu sekundy robi się takie rzeczy..?
- No dzwoń do niego!
Drgnęłam słysząc za sobą znów ten piskliwy głos.
- Spokojnie Mel, dopiero co wyszedł - stwierdziłam, a po chwili zorientowałam się że nie mam jego numeru telefonu. No to super. - Zapomniałam wziąć od niego numer telefonu.
- Nie no, nie mogę z tobą… wobec tego pójdziesz do ich domu – rzekła jak gdyby nigdy nic. W ogóle mi się to nie podoba.
- Yhym… - mruknęłam dla świętego spokoju. Tak naprawdę w życiu bym do nich nie poszła. Ja chce jeszcze żyć! Wolę nie ryzykować zgnieceniem przez te wszystkie napalone fanki. Poza tym już sama ta posiadłość przytłacza swoim widokiem. Znajdę jakiś inny sposób.
- Dobra, ja wychodzę. I błagam, nie zmarnuj takiej szansy! - powiedziała szturchając mnie przy tym w ramię i nim zdążyłam się odwrócić w jej stronę, wyszła. Czasami wydaje mi się, że ona zachowuje się jakby była moją matką. No w sumie jest ode mnie starsza, jest samodzielna, odpowiedzialna, rozważna… Ech… też chciałabym być taka jak ona… to jest prawdziwy skarb a nie dziewczyna, zastanawiam się tylko dlaczego jeszcze jest sama. Chłopacy powinni ustawiać się w kolejce a ona powinna tylko przebierać… Przydałby jej się ktoś, kto by się teraz zatroszczył o nią, bo jak na razie ona troszczy się o innych. Ale ileż można? Nie raz odnoszę wrażenie, że jestem dla niej kłopotem, ale wiem, że ona nigdy tak nie uważała i nie uważa. To jest chyba jedyne dobro, jakie spotkało mnie w życiu - taka siostra.
Normalnie z tego wszystkiego odechciało mi się jeść. Chyba pogram sobie trochę… i tak nie mam żadnych planów na dzisiejszy dzień. A poćwiczyć zawsze można, tym bardziej teraz kiedy mam grać w zespole. Ja… Alyson May będę basistką sławnego zespołu. Tak po prostu. Z dnia na dzień…

###

Cały dzień spędziłam w swoim pokoju grając. Gdy się jednak ściemniło wolałam to zakończyć, za nim zleciałaby się połowa sąsiadów z pretensjami, że hałasuję. No nie każdy lubi słuchać muzyki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chciałam skontaktować się z Sarą, aby z nią porozmawiać i powiedzieć jej o propozycji którą dostałam od samego Toma Kaulitza. Już sobie wyobrażam jej minę. Teraz może być już pewna, że przegrała! Przecież jeśli będę z nim w jednym zespole, w trasach, hotelach… Nie ma opcji bym go lepiej nie poznała. Gdzie mogłabym go lepiej rozgryźć, jak nie w miejscach, które są jego życiem?
Umówiłyśmy się z Sarą o dziewiętnastej w parku. Nie mogłam się już doczekać, aż jej wszystko opowiem. Na pewno nie spodziewa się, że akcja nabrała takiego tempa! Kiedy tylko wyszłam z domu,  rozdzwonił się mój telefon. Aż podskoczyłam, rzadko do mnie ktoś dzwoni a jak już, to jest to moja przyjaciółka albo siostra… Nawet nie spojrzałam na wyświetlacz telefonu, tylko od razu odebrałam z myślą, że pewnie Sara się już niecierpliwi.
- Tak?
- Cześć, Aly. Z tej strony Tom – O matko, dobrze, że mówisz bo wcale nie zdębiałam na dźwięk twojego głosu, Kaulitz. Jeszcze dziś jakieś niespodzianki..? Nie wiem, jakiś milion dolarów leżący na ulicy, czy coś? Ja bardzo chętnie. -  Dzwonię bo chyba nie masz mojego numeru, a jakbyś podjęła decyzję to…
- Już podjęłam – wypaliłam  nieco zbyt gwałtownie, ale nie mogłam się powstrzymać. Ekscytacja na nowo się we mnie zagnieździła i rozpierała mnie od środka. Poza tym jego głos zdawał się być taki niepewny, wręcz wyczuwałam w nim nutkę strachu. Może to dziwne, ale nie miałam w tym momencie serca, by się nad nim znęcać. Och, niemożliwe.  Zmiękłam. Tak bardzo zmiękłam… To chyba z tej radości.
- Naprawdę? A więc zgadzasz się? - zapytał z nadzieją w głosie. Ach, jak ja lubię jak komuś zależy… bo właściwie od mojej decyzji zależy ich przyszłość. Skoro twierdzą, iż ja najlepiej zastąpiłabym im Georga, wobec tego proszę bardzo. Przy okazji i ja sama rozwinę swoje umiejętności i zdobędę nowe doświadczenia. Jestem nawet skłonna polubić tego Inteligenta Kaulitza. Czego się nie robi dla spełnienia marzeń? Tym bardziej, gdy wręcz pchają ci się same w ręce.
- Tak, zgadzam się - odpowiedziałam pewnie. Byłam ciekawa jego reakcji, chyba się nie spodziewał bo zaniemówił. Może liczył na to, że jednak odmówię? W końcu nie pała radością, a jego wypowiedzi są przeważnie w liczbie mnogiej. Wypowiada się w imieniu całego zespołu. - Jesteś tam?
- Yy… tak jestem. Bardzo się cieszę, że mimo wszystko się zgodziłaś. Naprawdę będziemy ci wdzięczni. Wobec tego mogłabyś jutro o szesnastej się z nami spotkać? – Przeszedł od razu do rzeczy. Na pewno został wcześniej poinstruowany przez swojego menadżera. W sumie trochę przykre, że to jednak nie jemu na tym zależy. Spójrzmy prawdzie w oczy, jest tu tylko posłańcem. Bo jako tako mnie zna… Po prostu uznali, że będzie lepiej, gdy on to załatwi. A ja przez chwilę myślałam… Właśnie, co ja sobie w ogóle myślałam?
- Jasne, tylko gdzie?
- W tej kawiarni koło parku.
- Dobra, będę.
- To super. Dzięki. Będziemy czekać, trzymaj się.
- Pa – rzuciłam rozłączając się i schowałam telefon do kieszeni. W sumie nie wiem już co mam o tym wszystkim myśleć, mam taki potworny mętlik w głowie. To po prostu dzieje się zbyt szybko. Miałam zwolnić a tymczasem wciąż pędzę, jak na złamanie karku. Tyle, że nie mogłam przewidzieć takiego rozwoju sytuacji… Takiej szansy również nie mogłam zmarnować. Byłabym chyba skończoną kretynką, gdybym odmówiła. Nie tylko ze względu na mój zakład, ale moje marzenia…
Ruszyłam z miejsca, automatycznie przyspieszając tempa, nie chciałam się spóźnić na spotkanie z Sarą. To nie w moim stylu, ja zawsze jestem punktualna… a rozmowa z Kaulitzem jednak pochłonęła mi dłuższą chwilę. Może moja przyjaciółka jakoś będzie umiała pomóc mi to wszystko ogarnąć..?

7 komentarzy:

  1. Hm, to się porobiło! Nie wyobrażam sobie kogoś w TH zamiast Georga :D (No dobra, po ostatnim występie w USA może i jestem w stanie to sobie wyobrazić...). Ale dziewczyna w Tokio - tego się nie spodziewałam :) Zaintrygowałaś mnie. I ten Tom... Taki nie-Tomowy trochę... No nic, czekam na kolejny odcinek :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, w sumie nie mam racjonalnej odpowiedzi na to, czemu nie komentowałam od samego początku, ale już jestem i nie zamierzam znikać. Cieszę się, że "reaktywowałaś" trzy-miesiace ;) Inaczej jest coś czytać od początku, a inaczej przeżywać to całkowicie na nowo ;) Nie wiem po raz który będę czytać to opowiadanie, ale czuję się z tym świetnie i tak... nostalgicznie. Bo przypominam sobie te czasy, w których po raz pierwszy publikowałaś te odcinki i w ogóle stare FFTH ;)
    Mam nadzieję, że poprawianie rozdziałów nie będzie Ci przysparzać za dużo kłopotów i w każdą sobotę będziemy mogli znaleźć tu coś "nowego" <3
    Co do treści, to w sumie nie pamiętam czy coś mi nie odpowiadało w oryginale, ale cieszę się, że ponownie mogę wejść do tego wyobrażonego przez mój mózg domu Aly i Mel, wyobrażać sobie ten park, te spotkania. Aż chciałabym przeczytać wszystko od razu, ale postanowiłam sobie, że będę czytać tu systematycznie i nie robić sobie "spojlerów" ze starego bloga ;)
    Czekam! <3
    QB

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko. Serio? Aly w zespole? No nie mogę xd. Nikogo innego sobie w TH nie wyobrażam na basie jak Georga. Pomysł inny, ale za to jaki ciekawy ;). Swoją drogą biedny Geo, szkoda mi go choć nawet nie wiem co mu się dzieje.Zadziwił mnie Tom- taki potulny i niepewny, wręcz jak nie on sam :D. Nie mówię, że miałby być chamski czy coś, ale jednak to facet, który posiada wysokie mniemanie o sobie i pewność. Aly tym razem chociaż nie próbowała być wredna ;)
    Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział ;D ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja pierdziu. Alyson w zespole, tego to się kompletnie nie spodziewałam. Tylko czemu akurat ona musi umieć grać na basie? Wyautowała tym Georga, który jest na coś chory. Liczę na to, że niedługo się dowiemy konkretnie na co. W życiu bym nie otworzyła drzwi w samym ręczniku, spaliłabym się ze wstydu. O tak i to bardzo. Cóż, jak widać Aly jest nieprzewidywalna, jak większość bohaterów. Tom ma swoje za uszami także nawet mnie nie dziwi, że to on musiał to załatwić. Jednak wydawał mi się nie być tutaj sobą, takie zachowanie zdecydowanie bardziej pasuje do jego bliźniaka. Ona nie miała jego numeru, ale on jej już tak? Dziwnie podejrzana ta sprawa, jak się postara to może wszystko. U nich jutrzejszego spotkania nie mogę się doczekać, tyle rzeczy może się jeszcze wydarzyć.
    Jestem pewna, że dasz radę z tą przeszkodą. Wystarczy dobrze poszukać, a blokada sama odpadnie. Dużo cierpliwości życzę i czekam na sobotę! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcześniej nie znałam tego twojego opowiadania, ale czytam to ! Tak pierwsze twoje opowiadanie, które czytam bez opóźnieniem letnim! Yoho. .. Cudownie, pięknie, doskonale ! Czekam na dalszą część !


    Buziaki RE

    OdpowiedzUsuń
  6. Głupia by była gdyby się nie zgodziła na ta propozycje!
    Ahhh. Teraz będzie miała z nim kontakt i zakład...hihihihihi
    czekam na nowość!
    cukiierkoowaa

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz będę Twoja bohaterkę ubóstwiać, zapierdzielać za nią na klęczkach i całować po stopach .. wiesz dlaczego? przedewszystkim dlatego, że gra na basie - uwielbiam basistów, tych płci męskiej jak i żęskiem. ponadto bardzo się ciesze, że zgodziła się, bo fakt, że pomaga zespołowi u mnie schodzi na tor drugi - najważniejsze,że ona może pokazać szerwszej publiczności swoje umiejętności :D

    Odcinek wciągający, dużo się zadziało !! :D

    A Ty osobiscie, prywatnie grasz na basie?


    Pozdr, K'Bill

    OdpowiedzUsuń