Witam :) Widzę, że zainteresowanie zmalało, ale spodziewałam się tego. Zawsze tak jest :) Niemniej, nie zamierzam się tym razem przejmować, gdyż jak już wspominałam ten blog jest w szczególności dla mnie samej. Cieszę się jednak, że udało mi się zdobyć nowych czytelników, którzy wcześniej jeszcze nie znali historii Carmen i Toma, Mam nadzieję, że zauroczy Was ona tak samo mocno jak mnie! Postaram się publikować odcinki systematycznie, co sobotę. Oczywiście to może ulec zmianie, gdyż poprawianie ich jest naprawdę meczące. Póki co utknęłam na 3 rozdziale i jakoś nie wiem, jak się za niego zabrać xD Mam nadzieję, że zdążę do przyszłej soboty. A tymczasem, przed nami 2 rozdział. Miłego czytania, pozdrawiam!
Rozdział 2
Drugi października – początek zakładu.
Wyliczyłam dokładnie, iż jego koniec nastąpi pierwszego stycznia. Patrząc na to
z tej perspektywy, może wydawać się, że te trzy miesiące to naprawdę niewiele. Z
drugiej strony jednak, czas lubi mieć to do siebie, że się ciągnie jednocześnie
przemijając niezauważalnie niczym błyskawica.
Taki mały paradoks. Jeśli
się chce, w ciągu tych kilku miesięcy można osiągnąć bardzo wiele, albo można
też nie osiągnąć niczego. Wszystko jest zależne od człowieka, od tego jak wiele
wysiłku włoży w to by dotrzeć do swojego celu. Ja z pewnością zrobię wszystko
co w mojej mocy, a może nawet i więcej?
Ochłonęłam już po wczorajszym
dniu. Przez noc doszłam do wniosku, że działałam zbyt impulsywnie. Takie nagłe zmiany
nie działają zbyt dobrze, pewnie dlatego moje wczorajsze zachowanie było zbyt
dziwne. Muszę działać nieco wolniej, stawiać mniejsze, ale za to rozważniejsze
kroki. W ten sposób mogę osiągnąć więcej. Nie chcę być zbyt szybka bo jeszcze
go wystraszę i będę miała problem. Poza tym na mnie sama ma to nienajlepszy
wpływ.
Nie pozwoliłam sobie dziś na zbyt
długi sen. Uwielbiam spać, często wstaję w godzinach południowych. A teraz
zrezygnowałam z tego na rzecz Kaulitza. Muszę coś wymyślić, aby ten Inteligent
się ze mną jakoś umówił. Bo przecież to ja jestem kobietą i nie poproszę go o
spotkanie, to nie w moim stylu. Jeżeli sam się ze mną nie umówi, będę musiała
mu się w delikatny sposób narzucić… Nie wygląda to zbyt kolorowo. Niby z jakiej
racji miałby chcieć mnie gdziekolwiek nagle zapraszać?
W zamyśleniu udałam się do
łazienki z zamiarem wzięcia ciepłej kąpieli. Automatycznie odkręciłam kurki z
gorąca i zimna, by wanna powoli mogła się nią wypełnić. W tym czasie rozebrałam
się do bielizny i podeszłam do lustra. W
prawdzie to nie wiem czyje zobaczyłam w nim odbicie. Tak bardzo się zmieniłam,
a nawet nie wiem czy na lepsze, czy przeciwnie. Byłam przekonana, że jak stanę
się twarda, niezależna kobieta, będzie żyło mi się dużo łatwiej. Tylko dlaczego
mam to dziwne uczucie? Uczucie, które uwiera mnie w środku… które mówi mi, że
coś jest nie tak. Że moja wizja, nowej siebie, jest błędna. Powinna wyglądać inaczej…
Spuściłam bez entuzjazmu wzrok i
odwróciłam się w kierunku półki, z której wzięłam malinowy płyn do kąpieli. Następnie
wlałam go trochę do wody, żeby uzyskać przyjemny zapach oraz pianę. Nie ma to
jak poranna, relaksująca kąpiel, choć i tak wolę odbywać ją wieczorem… wtedy
jest zupełnie inny nastrój. Moja wyobraźnia się budzi i odpływam w krainę
niepoprawnych marzeń. Nie pozwalam sobie na to zbyt często bo przecież powinnam
myśleć trzeźwo… Nie mogłabym ciągle chodzić z głową w chmurach. Kiedyś to robiłam…
I nigdy nie kończyło się dla mnie dobrze.
Zakręciłam wodę i zdjąwszy z
siebie pozostałą bieliznę, zanurzyłam się w pachnącej malinami wodzie… Jak
cudownie jest tak leżeć i zapominać o wszelkich kłopotach, poczuć się na kilka
minut beztrosko. Czasami sobie myślę jakby to było, gdybym ja była taką wielką
gwiazdą, jakbym osiągnęła taką sławę jak te całe Tokio Hotel. W prawdzie to ja
ich podziwiam za to co osiągnęli… Bo Kaulitz, Kaulitzem, ale jeśli chodzi o
ogół to jest co podziwiać. A mi wystarczyłoby tylko, żebym mogła robić to co
lubię i żeby ktoś to w końcu docenił. Może jest w tym część mojej winy,
przecież ja się w ogóle nie staram nikomu pokazać… Nikt nie dostrzeże mnie w jakimś
starym domu kultury, gdzie przychodzi masa amatorów. Może kiedyś, za trzy
miesiące… Może wtedy pomyślę o tym wszystkim poważniej i zacznę działać… bo
teraz mam inne sprawy na głowie… Sprawy, które komplikują mi życie i to na moje
własne życzenie.
Po domu rozległ się donośny
dźwięk dzwonka do drzwi. Oczy, które przed momentem przymknęłam, aby się zrelaksować,
machinalnie otworzyły się. I tylko nasłuchiwałam, czy moja siostra jest w domu,
fajnie by było gdyby była i otworzyła te drzwi. Nie miałam najmniejszej ochoty
wychodzić specjalnie z wody.
-Carmen!
To znaczy Alyson! Otwórz! - usłyszałam znajomy krzyk. Oczywiście, tylko z
jakiego to powodu ona otworzyć nie może? Nie,
żeby mnie to jakoś specjalnie dziwiło. - No otwórz te drzwi! Ja nie
mogę, jestem nieubrana!- krzyknęła jeszcze raz gdy po domu ponownie rozległ się
ten sam dźwięk. Super, ona jest nieubrana, a co ja mam powiedzieć?! Ale dobra,
ja mogę wyjść z tej wanny i tak już mi się odechciało cudownej kąpieli. Ludzie
potrafią wszystko zepsuć.
Wynurzyłam
się niechętnie z ciepłej wody i opuściłam wannę. Moje ciało od razu przeszły
chłodne dreszcze. Wzdrygnęłam się i owinęłam szybko swoje ciało czerwonym,
mięciutkim ręcznikiem, na którym było wyszyte moje imię. No po prostu wpadłam
kiedyś na taki pomysł, żeby podpisać ręcznik… Wszyscy tak robią, nie..? Z
pewnością. To tak wiele ułatwia!
Pospiesznie wyszłam z łazienki
słysząc kolejny raz ten sam dźwięk roznoszący się po domu. Ktoś się wyraźnie
niecierpliwił. Zbiegłam po schodach na boso, gdyż nie zdążyłam założyć kapci. Może
to coś ważnego? A w ogóle kto o tej porze nas odwiedza?! Jak to tylko listonosz
to zabiję! Albo jeżeli to do mojej
siostry to ją zabiję! A jak to do mnie… to też zabiję! Czyli zostanę
morderczynią bez względu na wszystko. Stanęłam przed drzwiami i poprawiłam
jeszcze ręcznik, czułam jak woda kapie z moich włosów i jak ocieka po moim
ciele. Zimno mi się zrobiło, a co będzie jak otworzę te drzwi? Dostanę
dreszczy! I znając moje szczęście zaraz się pochoruję.
Złapałam za klamkę i otworzyłam
je powoli. Zdębiałam. I to wcale nie dlatego, że było mi zimno. Chłód był
niczym w porównaniu z tym, kogo przed sobą ujrzałam. Mogłabym rzec nawet, że na
ten widok zrobiło mi się niepoprawnie gorąco. Nie wierzyłam własnym oczom,
którym ukazała się postać Kaulitza. Ledwie się opanowałam, żeby nie otworzyć
ust ze zdziwienia, bo co on tu robi?! Chyba ściągnęłam go swoimi myślami… Mam jakąś
moc, której dotychczas nie byłam świadoma! To właściwie dobrze, że przyszedł,
ale czemu akurat teraz, gdy ja ociekam wodą!? Stałam wpatrując się w niego, jakby
spadł z księżyca i przy tym czułam się niezręcznie… ale dlaczego ja? Przecież
to on przyszedł do mojego domu i zastał mnie w samym ręczniku… Mógł to
przewidzieć, naprawdę mógł to przewidzieć…
-
Cześć - wydukałam za nim ten zdążył otworzyć usta. A mogłam zaczekać, aż on
zacznie! Gdzie mi się tak spieszy, he? Mogłabym dać mu szansę się wykazać, choć
raz. Tylko, że ta cisza miedzy nami, ta dziwna sytuacja, gdy staliśmy gapiąc
się w siebie nawzajem jak cielęcia w malowane wrota… Musiałam to przerwać.
-
Cześć, nie przeszkadzam? Mam do ciebie sprawę, ale mogę przyjść później… - odezwał
się lustrując mnie jednocześnie swoim czekoladowym spojrzeniem. No dobra już
dobra, kobiety w ręczniku nie widział? ON ma do MNIE sprawę? Czy mnie coś
ominęło? Coś wyraźnie jest nie tak. Zdecydowanie. Niemożliwe, żeby od wczoraj
zmieniło się, aż tak wiele!
-
Nie no co ty, wejdź - Wpuściłam go natychmiast do środka i zamknęłam drzwi.
Może moje zszokowanie nie było, aż tak widocznie. Albo przynajmniej on nie zauważył.
Na pewno, przecież faceci nie dostrzegają takich szczegółów. Tym bardziej, gdy
stoi przed nimi laska w samym ręczniku. Na szczęście się ogarnęłam z tą swoją
mimiką twarzy i wytrzeszczem oczu.
-
Nie zajmę ci dużo czasu. – zapewnił mnie, gdy podążaliśmy już do salonu. Muszę
przyznać, że dzisiaj mnie zaskoczył, nie dość, że do mnie przyszedł to jeszcze
rozmawia ze mną tak spokojnie, tak delikatnie… Jakby, jakby… jakby między nami
było wszystko w porządku. Jakby mnie lubił. Ej chwila! Ja się chyba trochę zagalopowałam…
nie mogę zapominać kim on jest i kim ja jestem. Przeszłość nie znika ot tak!
-
Dobra, usiądź. Ja zaraz przyjdę tylko się jakoś ubiorę - Wskazałam mu miejsce
na kanapie. Jestem ciekawa co się dzieje z moim słownictwem, jakoś tak dziwnie
się wyraziłam. No, ale nieważne… Zupełnie nieważne. To po prostu czyste szaleństwo…
Kaulitz we własnej osobie przyszedł do mojego domu, tak po prostu. Bo nagle ma
do mnie sprawę. To jest zbyt podejrzane.
Skinął
głową i zajął miejsce, a ja udałam się szybko do swojego pokoju. Założyłam na
siebie pierwsze lepsze ciuchy i w szybkim tempie rozczesałam włosy. Nie mogłam
pozwolić, żeby zbyt długo na mnie czekał. Niestety makijażu już zrobić nie
mogłam, bo to za długo by trwało. Chociaż, gdybym była złośliwa… No dobra, dziś
nie będę.
Zeszłam
na dół, gdzie cały czas na mnie czekał. Już ze schodów widziałam ten łeb zakryty
czapką i wystającą spod niej kitę dredów. Odchrząknęłam dając znak, że już
jestem i obeszłam kanapę stając naprzeciwko niego.
-
Napijesz się czegoś? - zaproponowałam kulturalnie. Przecież jest moim gościem…
Jak to dziwnie brzmi. Bardzo dziwnie. Kaulitz moim gościem… Do czego to doszło?
-
Nie, dzięki. Ja naprawdę tylko na chwilę - odmówił równie kulturalnie. On mnie
dzisiaj szokuje. Usiadłam więc na przeciwległym fotelu, bo mogłabym długo nie
ustać z tego ciągłego wrażenia, jakie dziś na mnie wywierał. Byłam strasznie
ciekawa co to za sprawa. Bo skoro on przychodzi do mnie… och, jakie to
niezwykłe!
-
No więc o co chodzi? – wbiłam w niego swój przeszywający wzrok. Mimo wszystko
nie wydawał się być zachwycony. Był raczej ponury, wyraźnie przygaszony. I
zdecydowanie zbyt spokojny.
-
Tak właściwie to przysłał mnie do ciebie mój menadżer - zaczął niepewnie. I
znowu byłam zaskoczona, bo po co jego menadżer miałby go do mnie przysyłać? I zaraz…
Czyli on nie przyszedł do mnie sam z siebie? To nie on czegoś chciał ode mnie? Och…
Smutno… - Bo on, to znaczy my wszyscy mamy dla ciebie propozycję. Niestety, tak
się stało, że Georg, nasz basista ciężko zachorował i nie może z nami grać
przez jakiś czas, a być może ten czas będzie trwał bardzo długo. A my wiemy, że
ty grasz na gitarze basowej… i chcieliśmy cię poprosić, żebyś nam pomogła… to
znaczy, żebyś przez ten czas grała z nami…- mówił jak nakręcony ledwo dając mi
szansę zrozumieć z tego cokolwiek. Za dużo informacji na raz, Kaulitz! Niemniej
powoli przeanalizowałam wszystko w głowie, żeby dojść do jakiegoś ładu i
wynieść z jego chaotycznej wypowiedzi cokolwiek. Dotarło. W końcu dotarło i nie
wiem czemu, ale miałam ochotę się roześmiać. Ja i Tokio Hotel!? Dobre sobie. On
żartuje, prawda? Co z tego, że siedzi tutaj, na mojej kanapie, w moim domu…
potulny jak baranek, a jego mina wyraża… Właśnie, wyraża, jakby został przysłany
tu za karę. Ciekawe czym się tak naraził, że to akurat jego do mnie wysłali. Oczywiście…
O ile to jest prawda.
-
Ale dlaczego akurat ja? - wydałam z siebie pierwsze co przyszło mi do głowy. Nie
zabrzmiało to zbyt inteligentnie… ale co ja właściwie mogłam teraz innego
powiedzieć?
-
Był casting, ale nikt się nie nadawał. Potrzebujemy zaufanej i znanej nam
osoby. A na tobie można polegać… - No on mnie chce zabić tymi swoimi słowami?
Ja wiem, że jestem super, ale bez przesady… skąd wie, że można na mnie polegać?
Mam wrażenie, jakbym przegapiła jakąś część z naszego życia…
-
Jak się zdecydujesz, będziesz traktowana jak członek zespołu. Naprawdę na
ciebie liczymy, jesteś naszą ostatnią szansą. Przemyśl to. Mogłabyś w końcu
pokazać całemu światu swój talent…- Podniósł się powoli z miejsca nie
przestając mówić. Brzmiał przy tym tak przekonująco… - Daj mi znać jak podejmiesz
decyzję. Mam nadzieję, że nastąpi to szybko. Wiesz, my nie mamy zbyt wiele czasu…
- Jego niepewne spojrzenie. Utkwione w
mojej osobie. Jego oczy, w których pierwszy raz dostrzegłam coś więcej. Nadzieję.
Uczucie, które pokładał we mnie. Zamarłam na ten moment.
-
Za... Zadzwonię – Tylko tyle zdołałam wyjąkać odprowadzając go do wyjścia.
On
nie żartował.
Zamknęłam za nim drzwi. Czułam
się tak dziwnie. Boże, co on mi zaproponował? Że niby ja miałabym grać u nich w
zespole… akurat ja… To jest niedorzeczne. Ja… ja jestem tylko zwykłą dziewczyną.
Zwyczajną. A on mnie nawet nie darzy gramem sympatii… W ogóle co za zbieżność
losu! Wczoraj założyłam się z Sara, a dziś takie rzeczy się dzieją! Może to
moja szansa? Szansa nie tylko na wygranie zakładu, ale pokazanie się światu… Czy
nie tego chciałam? Nie o tym myślałam jeszcze wczoraj i dziś rano? Tak… muszę
się zgodzić. To jakaś szalona, niewidzialna siła. Ona po prostu przyciąga to
wszystko do mnie. To chore… Chore, ale prawdziwe.
-
Kto to był? – Znajomy głos wyrwał mnie nagle z zamyślenia. Moja siostra stała
przy wejściu do salonu i wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem.
-Yy…
Tom. Pytał, czy chciałabym grać u nich w zespole na basie - oznajmiłam
wymijając ją jakby nigdy nic. Chociaż na nią nie patrzyłam widziałam w
wyobraźni jej zszokowaną minę. Była zapewne bardziej zaskoczona ode mnie samej.
Ja nadal w to nie wierzę.
-
Zgodziłaś się?! – zawołała niemal piszcząc i w mgnieniu oka znalazła się tuż
przy mnie, a jej oczy wyrażały czyste szaleństwo. Strach się bać.
-
Jeszcze nie. Muszę się zastanowić – odparłam ze stoickim spokojem. Oczywiście
specjalnie udawałam przed nią obojętność podczas, gdy w głębi moje wnętrzności
wręcz przewracały się we wszystkie możliwe strony z ekscytacji.
-
Ale nad czym tu się zastanawiać to wielka szansa! Alyson! Musisz się zgodzić! –
Miałam wrażenie, że za moment chwyci mnie za ramiona i zacznie mną potrząsać
próbując tym sposobem przemówić do rozumu. Nie, nie musiała tego robić. Ja już
podjęłam decyzję… Karuzela się dalej kręci. A ja nie zamierzam z niej wysiadać.
-
No pewnie, że się zgodzę!- okrzyknęłam z
szerokim uśmiechem czując jak to wszystko dopiero teraz tak naprawdę we mnie
uderza. To zupełnie co innego, gdy wypowie się coś na głos, niż gdy się o tym
tylko myśli. Odetchnęłam głęboko i z
mętlikiem w głowie skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Czy ja
coś w ogóle przełknę? Właśnie podjęłam, zapewne jedną z najważniejszych,
decyzji w moim życiu. Pod wpływem impulsu. Czy w ciągu sekundy robi się takie
rzeczy..?
-
No dzwoń do niego!
Drgnęłam
słysząc za sobą znów ten piskliwy głos.
-
Spokojnie Mel, dopiero co wyszedł - stwierdziłam, a po chwili zorientowałam się
że nie mam jego numeru telefonu. No to super. - Zapomniałam wziąć od niego
numer telefonu.
-
Nie no, nie mogę z tobą… wobec tego pójdziesz do ich domu – rzekła jak gdyby
nigdy nic. W ogóle mi się to nie podoba.
-
Yhym… - mruknęłam dla świętego spokoju. Tak naprawdę w życiu bym do nich nie
poszła. Ja chce jeszcze żyć! Wolę nie ryzykować zgnieceniem przez te wszystkie
napalone fanki. Poza tym już sama ta posiadłość przytłacza swoim widokiem. Znajdę
jakiś inny sposób.
-
Dobra, ja wychodzę. I błagam, nie zmarnuj takiej szansy! - powiedziała
szturchając mnie przy tym w ramię i nim zdążyłam się odwrócić w jej stronę,
wyszła. Czasami wydaje mi się, że ona zachowuje się jakby była moją matką. No w
sumie jest ode mnie starsza, jest samodzielna, odpowiedzialna, rozważna… Ech…
też chciałabym być taka jak ona… to jest prawdziwy skarb a nie dziewczyna,
zastanawiam się tylko dlaczego jeszcze jest sama. Chłopacy powinni ustawiać się
w kolejce a ona powinna tylko przebierać… Przydałby jej się ktoś, kto by się
teraz zatroszczył o nią, bo jak na razie ona troszczy się o innych. Ale ileż
można? Nie raz odnoszę wrażenie, że jestem dla niej kłopotem, ale wiem, że ona
nigdy tak nie uważała i nie uważa. To jest chyba jedyne dobro, jakie spotkało
mnie w życiu - taka siostra.
Normalnie
z tego wszystkiego odechciało mi się jeść. Chyba pogram sobie trochę… i tak nie
mam żadnych planów na dzisiejszy dzień. A poćwiczyć zawsze można, tym bardziej
teraz kiedy mam grać w zespole. Ja… Alyson May będę basistką sławnego zespołu.
Tak po prostu. Z dnia na dzień…
###
Cały dzień spędziłam w swoim
pokoju grając. Gdy się jednak ściemniło wolałam to zakończyć, za nim zleciałaby
się połowa sąsiadów z pretensjami, że hałasuję. No nie każdy lubi słuchać
muzyki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chciałam skontaktować się z Sarą,
aby z nią porozmawiać i powiedzieć jej o propozycji którą dostałam od samego
Toma Kaulitza. Już sobie wyobrażam jej minę. Teraz może być już pewna, że
przegrała! Przecież jeśli będę z nim w jednym zespole, w trasach, hotelach… Nie
ma opcji bym go lepiej nie poznała. Gdzie mogłabym go lepiej rozgryźć, jak nie
w miejscach, które są jego życiem?
Umówiłyśmy się z Sarą o
dziewiętnastej w parku. Nie mogłam się już doczekać, aż jej wszystko opowiem. Na
pewno nie spodziewa się, że akcja nabrała takiego tempa! Kiedy tylko wyszłam z
domu, rozdzwonił się mój telefon. Aż podskoczyłam,
rzadko do mnie ktoś dzwoni a jak już, to jest to moja przyjaciółka albo
siostra… Nawet nie spojrzałam na wyświetlacz telefonu, tylko od razu odebrałam
z myślą, że pewnie Sara się już niecierpliwi.
-
Tak?
-
Cześć, Aly. Z tej strony Tom – O matko, dobrze, że mówisz bo wcale nie zdębiałam
na dźwięk twojego głosu, Kaulitz. Jeszcze dziś jakieś niespodzianki..? Nie
wiem, jakiś milion dolarów leżący na ulicy, czy coś? Ja bardzo chętnie. - Dzwonię bo chyba nie masz mojego numeru, a
jakbyś podjęła decyzję to…
-
Już podjęłam – wypaliłam nieco zbyt gwałtownie,
ale nie mogłam się powstrzymać. Ekscytacja na nowo się we mnie zagnieździła i
rozpierała mnie od środka. Poza tym jego głos zdawał się być taki niepewny,
wręcz wyczuwałam w nim nutkę strachu. Może to dziwne, ale nie miałam w tym
momencie serca, by się nad nim znęcać. Och, niemożliwe. Zmiękłam. Tak bardzo zmiękłam… To chyba z tej
radości.
-
Naprawdę? A więc zgadzasz się? - zapytał z nadzieją w głosie. Ach, jak ja lubię
jak komuś zależy… bo właściwie od mojej decyzji zależy ich przyszłość. Skoro
twierdzą, iż ja najlepiej zastąpiłabym im Georga, wobec tego proszę bardzo.
Przy okazji i ja sama rozwinę swoje umiejętności i zdobędę nowe doświadczenia.
Jestem nawet skłonna polubić tego Inteligenta Kaulitza. Czego się nie robi dla
spełnienia marzeń? Tym bardziej, gdy wręcz pchają ci się same w ręce.
-
Tak, zgadzam się - odpowiedziałam pewnie. Byłam ciekawa jego reakcji, chyba się
nie spodziewał bo zaniemówił. Może liczył na to, że jednak odmówię? W końcu nie
pała radością, a jego wypowiedzi są przeważnie w liczbie mnogiej. Wypowiada się
w imieniu całego zespołu. - Jesteś tam?
-
Yy… tak jestem. Bardzo się cieszę, że mimo wszystko się zgodziłaś. Naprawdę
będziemy ci wdzięczni. Wobec tego mogłabyś jutro o szesnastej się z nami
spotkać? – Przeszedł od razu do rzeczy. Na pewno został wcześniej poinstruowany
przez swojego menadżera. W sumie trochę przykre, że to jednak nie jemu na tym zależy.
Spójrzmy prawdzie w oczy, jest tu tylko posłańcem. Bo jako tako mnie zna… Po
prostu uznali, że będzie lepiej, gdy on to załatwi. A ja przez chwilę myślałam…
Właśnie, co ja sobie w ogóle myślałam?
-
Jasne, tylko gdzie?
-
W tej kawiarni koło parku.
-
Dobra, będę.
-
To super. Dzięki. Będziemy czekać, trzymaj się.
-
Pa – rzuciłam rozłączając się i schowałam telefon do kieszeni. W sumie nie wiem
już co mam o tym wszystkim myśleć, mam taki potworny mętlik w głowie. To po
prostu dzieje się zbyt szybko. Miałam zwolnić a tymczasem wciąż pędzę, jak na
złamanie karku. Tyle, że nie mogłam przewidzieć takiego rozwoju sytuacji… Takiej
szansy również nie mogłam zmarnować. Byłabym chyba skończoną kretynką, gdybym odmówiła.
Nie tylko ze względu na mój zakład, ale moje marzenia…
Ruszyłam
z miejsca, automatycznie przyspieszając tempa, nie chciałam się spóźnić na
spotkanie z Sarą. To nie w moim stylu, ja zawsze jestem punktualna… a rozmowa z
Kaulitzem jednak pochłonęła mi dłuższą chwilę. Może moja przyjaciółka jakoś
będzie umiała pomóc mi to wszystko ogarnąć..?
Hm, to się porobiło! Nie wyobrażam sobie kogoś w TH zamiast Georga :D (No dobra, po ostatnim występie w USA może i jestem w stanie to sobie wyobrazić...). Ale dziewczyna w Tokio - tego się nie spodziewałam :) Zaintrygowałaś mnie. I ten Tom... Taki nie-Tomowy trochę... No nic, czekam na kolejny odcinek :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ech, w sumie nie mam racjonalnej odpowiedzi na to, czemu nie komentowałam od samego początku, ale już jestem i nie zamierzam znikać. Cieszę się, że "reaktywowałaś" trzy-miesiace ;) Inaczej jest coś czytać od początku, a inaczej przeżywać to całkowicie na nowo ;) Nie wiem po raz który będę czytać to opowiadanie, ale czuję się z tym świetnie i tak... nostalgicznie. Bo przypominam sobie te czasy, w których po raz pierwszy publikowałaś te odcinki i w ogóle stare FFTH ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że poprawianie rozdziałów nie będzie Ci przysparzać za dużo kłopotów i w każdą sobotę będziemy mogli znaleźć tu coś "nowego" <3
Co do treści, to w sumie nie pamiętam czy coś mi nie odpowiadało w oryginale, ale cieszę się, że ponownie mogę wejść do tego wyobrażonego przez mój mózg domu Aly i Mel, wyobrażać sobie ten park, te spotkania. Aż chciałabym przeczytać wszystko od razu, ale postanowiłam sobie, że będę czytać tu systematycznie i nie robić sobie "spojlerów" ze starego bloga ;)
Czekam! <3
QB
Matko. Serio? Aly w zespole? No nie mogę xd. Nikogo innego sobie w TH nie wyobrażam na basie jak Georga. Pomysł inny, ale za to jaki ciekawy ;). Swoją drogą biedny Geo, szkoda mi go choć nawet nie wiem co mu się dzieje.Zadziwił mnie Tom- taki potulny i niepewny, wręcz jak nie on sam :D. Nie mówię, że miałby być chamski czy coś, ale jednak to facet, który posiada wysokie mniemanie o sobie i pewność. Aly tym razem chociaż nie próbowała być wredna ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nowy rozdział ;D ;*
O ja pierdziu. Alyson w zespole, tego to się kompletnie nie spodziewałam. Tylko czemu akurat ona musi umieć grać na basie? Wyautowała tym Georga, który jest na coś chory. Liczę na to, że niedługo się dowiemy konkretnie na co. W życiu bym nie otworzyła drzwi w samym ręczniku, spaliłabym się ze wstydu. O tak i to bardzo. Cóż, jak widać Aly jest nieprzewidywalna, jak większość bohaterów. Tom ma swoje za uszami także nawet mnie nie dziwi, że to on musiał to załatwić. Jednak wydawał mi się nie być tutaj sobą, takie zachowanie zdecydowanie bardziej pasuje do jego bliźniaka. Ona nie miała jego numeru, ale on jej już tak? Dziwnie podejrzana ta sprawa, jak się postara to może wszystko. U nich jutrzejszego spotkania nie mogę się doczekać, tyle rzeczy może się jeszcze wydarzyć.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że dasz radę z tą przeszkodą. Wystarczy dobrze poszukać, a blokada sama odpadnie. Dużo cierpliwości życzę i czekam na sobotę! :3
Wcześniej nie znałam tego twojego opowiadania, ale czytam to ! Tak pierwsze twoje opowiadanie, które czytam bez opóźnieniem letnim! Yoho. .. Cudownie, pięknie, doskonale ! Czekam na dalszą część !
OdpowiedzUsuńBuziaki RE
Głupia by była gdyby się nie zgodziła na ta propozycje!
OdpowiedzUsuńAhhh. Teraz będzie miała z nim kontakt i zakład...hihihihihi
czekam na nowość!
cukiierkoowaa
Teraz będę Twoja bohaterkę ubóstwiać, zapierdzielać za nią na klęczkach i całować po stopach .. wiesz dlaczego? przedewszystkim dlatego, że gra na basie - uwielbiam basistów, tych płci męskiej jak i żęskiem. ponadto bardzo się ciesze, że zgodziła się, bo fakt, że pomaga zespołowi u mnie schodzi na tor drugi - najważniejsze,że ona może pokazać szerwszej publiczności swoje umiejętności :D
OdpowiedzUsuńOdcinek wciągający, dużo się zadziało !! :D
A Ty osobiscie, prywatnie grasz na basie?
Pozdr, K'Bill