No proszę, jednak udało mi się dziś spożytkować trochę czasu i dopracować ten rozdział. Powiem Wam, że okropnie kiedyś pisałam. Tak bardzo, że teraz, gdy do tego wracam czasem po prostu nie mam pojęcia, jak się za to zabrać. ale jakoś dałam radę! Mam nadzieję, że uratowałam ten odcinek :D Choć i tak uważam, że nie należy do najlepszych. Moga zdarzyć się literówki, moje "a" wciaż nie działa, a nie mam sokolego wzroku.
No nic, zapraszam na rozdział trzeci :)
Rozdział 3
Blondwłosa dziewczyna stojąca
przede mną, patrzyła w tym momencie na mnie, jak na Boga. Tak jak się spodziewałam, była w szoku. Cóż… Nie codziennie jej przyjaciółka dostaje ofertę pracy, jako basistka
sławnego zespołu. Ja za to mogłam być z siebie dumna, bo w końcu mam przewagę.
I z góry mogę założyć, że wygram. Nie widzę innej opcji. A nie dość, że wygram
to jeszcze stanę się znaną osobą i będę rozwijała swoją pasję. Życie jednak
potrafi być piękne.
-
Ale to jeszcze nie znaczy, że wygrałaś! Zobaczymy w styczniu - Odezwała się po
chwili, gdy powróciło do niej trzeźwe myślenie i przestała gapić się na mnie z
otwartymi ustami.
-
Teraz, gdy tak często będę z nim przebywać, to nie ma szans żebym przegrała - stwierdziłam
z cwanym uśmiechem. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo pewna siebie jak teraz.
Cały świat leżał u moich stóp.
-
To się zobaczy – mruknęła bez entuzjazmu. Na pewno przeczuwała już swoja
porażkę. Ja ją czułam na kilometr! Ha. – Ja muszę już spadać. Odezwij się na
dniach – dodała zaraz całując mnie w policzek na pożegnanie, by następnie
odejść. I zostawiła mnie samą w pustym, ciemnym parku. Bardzo miło. Tym
bardziej, że po świecie plącze się teraz tylu psychopatów. Jestem
nieustraszona! Przecież ja się nie boję ciemności! O czym ja w ogóle myślę?!
Czas wrócić do domu. Jutro wielki dzień. Nie no, normalnie się cieszę, już
nawet mi nie przeszkadza ten Kaulitz. Myślę, że jestem w stanie się z nim
dogadać. Mam do tego teraz dużo większą motywację niż wcześniej, bo chcę
również mieć z tego coś dla samej siebie. Już miałam zamiar ruszyć do domu,
kiedy znowu zadzwonił mi telefon.
-
Halo? – odebrałam bez wahania widząc na wyświetlaczu imię należące do mojej
siostry. Przez moment miałam nadzieję, że to może znowu Kaulitz… jakimś cudem.
Kolejnym cudem. Ale nie. Nie mą, aż tak dobrze!
-
Czy ty masz zamiar wrócić dzisiaj do domu?! - Usłyszałam jej pretensjonalny
głos. Czyżby się martwiła? To już tak późno?
-
Tak, właśnie wracam. A co?
-
A wiesz która jest godzina? Gdzie ty łazisz?!
-
A wiesz ile ja mam lat? - I nastała cisza. Tak, moja siostra czasami się
zapomina. Dla niej już chyba na zawsze pozostanę szesnastoletnią Carmen. - Już
wracam - powiedziałam na koniec i się rozłączyłam. Spojrzałam jeszcze na ekran
telefonu, aby sprawdzić, która godzina. Już po dwudziestej drugiej… jak ten
czas szybko zleciał. Teraz dom, łazienka i łóżko… idealny plan!
Z uśmiechem na twarzy, który
malował się zupełnie bez powodu, udałam się w stronę mojego domu. Plusem było
to, że nie miałam daleko. Zupełnie nie rozumiem skąd ta nagła bulwersacja u
Mel. Ja niedługo będę kilką tysięcy kilometrów z dala od domu, ciekawe co wtedy
będzie robić?
#
Piękny jesienny poranek. Nic dziwnego,
że nie mogę spać. Czuję się jak małe dziecko, które nie może się doczekać
swojego pierwszego występu w przedstawieniu. Z jednej strony się cieszy, a z
drugiej odczuwa strach. I żadne z tych uczuć nie jest na tyle silne by móc
przebić się przez drugie. Jestem niesamowicie ciekawa co tym razem zgotuje dla
mnie los. Ostatnie dni bowiem były czystym szaleństwem. Wydarzyło się więcej
niż przez pół roku mojego życia!
-
Carmen! Alyson! - Po domu rozległ się głos mojej siostry przerywając moje
rozmyślenia.
Czego
ona znowu chce? Z samego rana?
Zwlekłam się niechętnie z
ciepłego łóżka i wyszłam z pokoju chcąc dowiedzieć się o co chodzi. Daleko jednak
iść nie musiałam, gdyż Melanie się pofatygowała i zdążyła wleźć już na górę.
Szczerzyła się od ucha do ucha, a w rękach trzymała niewielki bukiet kwiatów.
Co było najbardziej zaskakujące, te kwiaty to konwalie. Moje ulubione. ale skąd
wzięła konwalie w październiku? Ogrodnikiem nie jestem, ale przecież one rosną
na wiosnę, w maju.
-
Co jest? – Zmarszczyłam swoje brwi wpatrując się w nią uważnie. Jej zadowolenie
było wystarczająco podejrzane, by domyślić się, że coś tutaj jest nie tak.
-
Dostałaś kwiaty - oznajmiła wciskając mi przy tym pachnący bukiet w ręce.
-
Ja?! - Mało co nie podskoczyłam z wrażenia. Czy ja o czymś zapomniałam? Mam
urodziny? Albo imieniny? Co jest grane? - Od kogo? – To było chyba najistotniejsze
pytanie ze wszystkich. Ponieważ nie nasuwała mi się na myśl żadna żywa istota,
która mogłaby zdobyć się na taki gest
wobec mnie.
-
Nie wiem, nie czytam cudzych listów. Karteczek też nie - stwierdziła i zaczęła wymownie
mi się przyglądać. Ja już wiedziałam na co ona czeka. Ciekawskie to takie! Ale
i tak nic jej nie powiem. Ha! Uśmiechnęłam się niewinnie i wraz z moimi
pięknymi kwiatkami odwróciłam się, by po chwili zniknąć za drzwiami swojego pokoju.
A moja siostra, cóż… Musiała obejść się smakiem. Przynajmniej dopóki ja sama
nie dowiem się, kto taki chciał sprawić mi tę małą przyjemność.
Dostałam
kwiaty. W dodatku moje ulubione. I z pewnością trudno dostępne w okresie
jesiennym.
Od
kogo?
Dlaczego?
W
jakim celu?!
Zaczęłam
pospiesznie szukać karteczki nie mogąc się już doczekać, aż uzyskam odpowiedzi
na wszystkie nurtujące mnie w tym momencie pytania.
„Dziękuję, że mimo
naszych nienajlepszych stosunków, zgodziłaś się. Naprawdę uratowałaś nasz
zespół. Jestem Ci wdzięczny, zresztą nie tylko ja. Mam nadzieję, że przynajmniej
przez czas, w którym będziesz z nami, zakopiemy ten „topór wojenny”, który
powstał zupełnie niepotrzebnie. Przepraszam, że Ci dogryzałem. Podobno lubisz
konwalie… dziękuję. Tom”
Przeczytałam
w myślach treść białej karteczki i z wrażenia musiałam usiąść, bo długo bym
pewnie nie postała. Myślałam, że nic bardziej zaskakującego od tego, że sam
Kaulitz przyszedł wczoraj do mojego domu z prośbą, już mnie nie spotka. Myliłam
się. ON mi dziękuje i przeprasza? I to
jeszcze w taki sposób? Skąd on wziął te kwiaty? Nie wierzę. Ja chyba śnię… Zdecydowanie
śnię, od paru dni. Nieustannie. Bo to co nagle zaczęło dziać w moim życiu
przechodzi ludzkie pojęcie.
-
Zaskakujesz mnie Kaulitz – mruknęłam pod nosem sama do siebie, mimowolnie się
uśmiechając. Bez względu na to, od kogo dostałabym te kwiaty i tak czułabym
pewną radość, mimo wszystko jest to miłe. Ten facet chyba naprawdę zna się na
kobietach. Trzeba mu to przyznać… No, ale to nie zmienia faktu, iż nadal czuję
do niego jakąś niechęć. Mam trzy miesiące, żeby to zmienić. I trzy miesiące,
żeby zmienić jego. A potem? Potem pokazać mu kto tak naprawdę jest górą. I
wtedy nawet kwiatki nie pomogą.
Nie zatracając się dłużej w
swoich myślach, wstałam i biorąc z pułki niewielki wazon, udałam się do łazienki, aby napełnić go zimną
wodą. Gdy już to zrobiłam, wsadziłam do niego konwalie i postawiłam je na etażerce
obok łóżka i tak jakoś się ładniej zrobiło? Tak cieplej… a to tylko zwykłe
kwiatki. Zwykłe kwiatki od Toma Kaulitza.
#
Młody Gitarzysta siedział na
swoim łóżku brzdąkając coś w zamyśleniu na akustycznej gitarze, gdy z
zamyślenia wyrwało go nawoływanie brata, który zaraz też wpadł do pokoju niczym
burza.
-
Tom!
Przeniósł
na niego swoje znudzone i jednocześnie pytające spojrzenie oczekując, że dowie
się zaraz co jest powodem jego wybuchowego zachowania.
-
Co z tą basistką? Carmen? Zgodziła się?
-
Yhym - mruknął ledwie dosłyszalnie od razu tracąc resztki swojego entuzjazmu.
Zupełnie nie rozumiał dlaczego jego brat tak bardzo panikuje. I dlaczego mu tak
zależy… to tylko dziewczyna, a że się znają to nie zmienia faktu, iż równie
dobrze mogliby znaleźć kogoś innego na miejsce Georga. W końcu każdego mogliby
lepiej poznać. To, żeby Carmen go zastępowała było pomysłem Billa, który zawsze
o wszystkim myśli… a jak już coś wymyśli, to oczywiście Tom musi wszystko
załatwiać, bo niby on ma z nią dobry kontakt. Przez to wszystko musiał jej
dziękować i ją przepraszać. Przecież to nie w jego stylu. Nie miał jednak za
bardzo innego wyjścia, w końcu teraz ona będzie jedną z nich. Przynajmniej do
powrotu Georga. Oby szybko wrócił.
-
Super. Już myślałem, że będzie trzeba odwołać trasę – Bill odetchnął z ulgą i
usiadł obok niego.
-
No i będzie trzeba, jak w te trzy dni nie nauczy się grać – skwitował wcale nie
zamierzając podnosić brata na duchu. Nie będzie udawał, że to wszystko mu
odpowiada, gdy w ogóle tak nie jest. Czuje się z tym okropnie. Musiał się przed
nią płaszczyć. Nigdy nie płaszczył się przed żadną dziewczyną, a co dopiero taką!
-
Oj nauczy się. Co ty taki źle do niej nastawiony? – zapytał zupełnie jakby nie
wiedział, że ich kontakty wcale nie są takie dobre.
-
Bill przecież my się „żremy” ze sobą odkąd się poznaliśmy! A teraz nagle
każecie mi do niej chodzić i ją prosić! Na dodatek teraz będziemy razem grać!
Ty wiesz jak ja się wczoraj czułem!? Myślisz, że to takie proste udawać miłego?
– wyrzucił z siebie nie ukrywając swojej złości.
-
Daj spokój, Tom. Po prostu podchodź do niej, jak do każdej innej laski. Przecież jest
całkiem ładna, a nawet bardzo – stwierdził nie przejmując się zbytnio jego
reakcją. Może coś w tym było. Może jakby traktował ją jak każdą inną, byłoby mu
łatwiej?
-
Jasne, jak każda inną. Jej się nie da tak traktować, Bill! Co z tego, że jest
ładna. Uroda jeszcze o niczym nie świadczy.
-
Och, jakiś ty się zrobił dogłębny! Nie mów, że cię interesuje jej dusza! Bo o
ile w ogóle coś cię w niej interesuje, to tylko i wyłącznie jej ciało! Tylko
bardzo mi przykro, ale nie będziesz mógł z niego skorzystać. Ona teraz będzie
grała w tym samym przedstawieniu. I nawet nie waż się z nią kłócić! A tym
bardziej się do niej dobierać – fuknął zirytowany już zachowaniem swojego
bliźniaka i podniósł się gwałtownie ze swojego miejsca, by następnie opuścić
jego pokój.
Zarówno Carmen, jak i Tom żyją w
swoich własnych światkach odgrywając jakieś wyznaczone przez siebie role.
Zasłaniając prawdziwe twarze maskami. Obydwoje są święcie przekonani, że
intencje jednego w stronę drugiego są szczere i dobre. I obydwoje się mylą…
-
Ja miałbym się do niej dobierać!? I jeszcze czego…? - burknął pod nosem i odłożył
gitarę na bok, a sam opadł na pościel.
Pamiętał jak ją poznał. Już za
pierwszym razem się pokłócili o jakąś błahostkę, a z biegiem czasu ich zacięte
dyskusje stały się normą. I już nawet nie myśleli o tym, czy się ranią czy nie,
po prostu mówili pod wpływem emocji to co im przyszło na myśl. Niby się nie
znoszą i nie lubią swojego towarzystwa, ale mimo to zamiast trzymać się od
siebie z daleka, za każdym razem gdy tylko nadarzy się okazja, jedno drugiemu
chce jakoś dopiec. On sam nigdy nad tym się nie zastanawiał, bo właściwie
dlaczego tak jest między nimi? Przecież mogliby się zachowywać jak normalni
ludzie, może nie jak przyjaciele, ale przynajmniej znajomi… nawet dalecy
znajomi. Ale jak ludzie.
Wczoraj, jego zdaniem, ona bardzo
dziwnie się zachowywała. Nawet przez chwilę sam się zapomniał i stał się
milszy, czego później żałował. Z wielkim trudem poszedł do niej złożyć tę
propozycję. Mówił, że mu zależy a tak naprawdę wolałby, aby odmówiła.
-
Oj Georg, wróć szybko, bo ja tu zwariuję…- westchnął ciężko zamykając oczy. Już
sobie wyobrażał jak będą wyglądały ich wspólne koncerty, nie potrafił myśleć o
niej pozytywnie. Zawsze próbował doszukiwać się w niej wad i przez to nie
widział żadnych pozytywnych cech. I teraz też myśli, że jej się nie uda. Nie
wierzy w jej siły… wszyscy uważają, że jest utalentowana, ale nie on. - Carmen…
normalnie jak słodka idiotka – prychnął z pogardą.
Czuł
pewną złość. Może bał się, że ona będzie stanowić dla niego jakieś zagrożenie?
Że będzie w czymś lepsza od niego? Zupełnie nie rozumiał, czemu w ogóle kogoś
takiego, może uważać za swojego rywala.
-
Bzdura! Przecież to ja jestem najlepszy.
#
-
Alyson, co zakładasz? - Do mojego pokoju bezczelnie wlazła siostra, która nie
raczyła nawet zapukać. W tym domu nie można mieć nawet odrobiny prywatności.
Chyba, że zamknęłabym się w łazience. No, ale zapewne długo bym w niej nie
posiedziała, bo zaraz znowu by coś mi przeszkodziło.
-
Nie wiem. Potrzebuję czegoś porządnego a jednocześnie wyzywającego i
eleganckiego, odważnego… - Zaczęłam wymieniać wywalając z szafy wszystkie
ubrania jak leci. Oczywiście porządne i eleganckie, musiało być, żeby pokazać się
z jak najlepszej strony menadżerowi, a wyzywające i odważne, żeby zrobić wrażenie
na tym Inteligencie. Nigdy nie myślałam, że będę starała się zwracać na siebie
uwagę kogokolwiek, tym bardziej takiego Kaulitza. I po co ja się zakładałam?!
Okropnie się czuję ze świadomością, iż to ja mam się starać o jego względy!
Grr… okropność! To wbrew wszelkim zasadom świata. Wbrew moim zasadom.
-
Może jakąś sukienkę? - zaproponowała a ja miałam nieodpartą chęć, by wybuchnąć
śmiechem. Sukienkę?! A gdzie ja idę? Na bankiet? To tylko zwykłe, luźne
spotkanie… Moja siostra ma tylko dziewiętnaście lat, a czasami wydaje mi się jakby
miała co najmniej dwa razy tyle!
-
Bez przesady! Wystarczy rzucająca się w oczy bluzka z dekoltem i jakieś
spodnie…
-
A w ogóle dlaczego to ma być wyzywające?
-
Ee…no bo tak - Przecież nie powiem jej o zakładzie. A tak w ogóle od kiedy to
się wzbudza zaufanie u chłopaka poprzez dekolt? No akurat u tego osobnika to
jest jedyne wyjście, jak sadzę. Chyba się staczam.
-
To się lepiej pospiesz, masz tylko godzinę – oznajmiła obrzucając mnie
przelotnym spojrzeniem, po czym wyszła z pokoju zostawiając mnie samą z górą
ubrań. Nie mam pojęcia co mam na siebie włożyć. Jak można być jednocześnie
porządnym i wyzywającym? Przecież ja nie lubię jak się na mnie gapią… Boże, jak
ja muszę się poświęcać i to tylko po to żeby ten idiota zechciał się zmienić…
ale za to potem jaką będę miała satysfakcję ze zwycięstwa i z jego miny, jak
tak po prostu go zostawię… Muszę o tym myśleć. Niech to będzie moją motywacją.
Myśl o wygranej… Wiem, jestem podła… Tak samo jak on…
W końcu nowy odcinek :) Teraz jeszcze coś nowego na Miłości z Las Vegas i będzie cacy xD (Nie żebym poganiała, czy coś :))
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pewność siebie Carmen. Jest tak pewna siebie, że wygra tylko dlatego, że będzie bliżej Kaulitza. Już ją lubię! xD Fiu, fiu kwiaty od Toma? Tego Toma? Wow, no to się Tomeczek postarał. Jego też lubię :D Nie każdego faceta stać na taki gest... Nawet jeśli do ich wysłania nakłonił go Bill (Chyba że sam wpadł na ten pomysł? Wtedy ma u mnie plusa).
Podobał mi się ten odcinek. Błędów nie dostrzegłam i doskonle Cię rozumiem - mnie też ,,a" nie działa i muszę nieźle się namęczyć, by coś napisać.
No nic, czekam na więcej i życzę weny! :-*
Wredny ten Tom... W sumie oboje są wredni i fałszywi. Niby tu miłe słówka, chęć zmiany, podziękowania, kwiaty a tu takie niecne zamiary :D.
OdpowiedzUsuńAle ogólnie podoba mi się ta ich gra. Carmen i jej pewność siebie- idealne. Mam nadzieje, że ta cecha powali w końcu Kaulitza na kolana xd. Bill jak zawsze oczywiście optymista, człowiek idealista i opanowany, dba o wszystko, dociąga każdy detal, próbuje dociągnąć wszystko do perfekcji. I takiego właśnie Billa sobie wyobrażam od ponad 10lat ;).
Rozdział jest okej i czekam na następny ;)
Weny życzę ;*
Zwykłe niezwykłe kwiatki. Czytając karteczkę od Toma czułam, że jest ona pisana na siłę. Takie rzeczy da się wyczuć. Aly ma niemałe zadanie do wykonania, ale wierzę, że sobie z nim poradzi. Trudno jest znaleźć elegancki, a zarazem wyzywający strój. Jest i Bill, który jak zawsze przeżywa. Perfekcjonista się znalazł, niech uważa, bo jeszcze coś się zepsuje i biedak tego nie wytrzyma. Oboje, Tom i Aly robią rzeczy wbrew sobie. Aly dla zakładu, Tom z przymusu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tamte słowa i rozmowę, przydała mi się i to bardzo.
Czekam na ciąg dalszy, dużo cierpliwości na poprawkę czwórki i wielu pomysłów na inne opowiadania. :3
Uhuhuuu. Kwiatki ♡ to najbardziej mnie chwycilo. A Tom zawsze będzie od czarnej roboty ha ha
OdpowiedzUsuńczekam na nowość!
cukiirkoowaa
Tom taki romantyczny ♡ :D Nie no podoba mi się taki. Stanowczo podbija moje serce jeszcze bardziej :)
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział dość zabawny. Kwiaty, rozmowa bliźniaków i to wybieranie stroju dla Carmen. Mam nadzieję, że nie odwali czegoś głupiego na spotkaniu, bo przez tą swoją pewność siebie może się sparzyć :)
Swoją drogą czytałam to już kiedyś i muszę przyznać, że po poprawkach na razie wygląda to lepiej :) Ach i przepraszam, że zaniedbałam 3 rozdziały, ale wiesz... Studia -.-
Pisz, pisz, bo nie mogę się doczekać kolejnych części :)
Hm, nie podoba mi się, że to wszystko jest udawane częściowo ze strony Toma, jednak z drugiej strony może i dobrze, że Bill go to takich "poświęceń" zmusił, bo może Tom i Alyson się w końcu dogadają .. ? w głębi duszy licze na to ! :)
OdpowiedzUsuń