wtorek, 25 listopada 2014

004. "Żartowałem."

Taki mały bonus w środku tygodnia (prawie środku :D) ;)
Dziś sprawdzanie poszło mi o wiele szybciej i mam ochotę od razu opublikować. Rozdział nie jest zbyt długi. Niemniej, nie wiem teraz czy w sobotę coś się pojawi. Wszystko zależy, czy się wyrobię ze sprawdzaniem 5. Oby :D
I w sumie to tyle.  Jeśli ktoś jeszcze ma możliwość, nadal proszę od głosy na mojego bloga Miłość z Las Vegas. Zostały ostatnie dni, a niestety przegrywam ;c
Głosy oddajemy pod tym linkiem, w sondzie na dole: http://spisfanfiction.blogspot.com/
Dziękuję i zapraszam na czwóreczkę! ;)


Rozdział 4



Trzech nastolatków oraz mężczyzna w średnim wieku, siedzieli przy jednym ze stolików w niewielkiej kawiarence, rozmawiając o planach na najbliższą przyszłość. Wyczekiwali przyjścia dziewczyny, która miała zastąpić na jakiś czas ich przyjaciela w zespole. Wszyscy byli nastawieni pozytywnie z wyjątkiem Gitarzysty, który siedział z naburmuszonym wyrazem twarzy i nie zwracał na nic uwagi. Jego ignorancja jednak nie dziwiła nikogo. Spędzali ze sobą na tyle dużo czasu, że zdążyli przywyknąć do swoich humorków wszyscy nawzajem.
- Tylko chłopcy, czy ona zdąży przez trzy dni wszystkiego się nauczyć? - zapytał w pewnej chwili mężczyzna, który był ich menadżerem od samego początku kariery. Mógłby być dla nich drugim ojcem, zważywszy, że ich relacje rozwijały się w czasie okresu dojrzewania chłopaków dzięki czemu więzi między nimi łatwiej się umocniły. Wspólne przeżywanie trudnych sytuacji, dzielenie się radościami oraz porażkami, zawsze zbliża. Nie słysząc odpowiedzi, spojrzał na Toma, oczekując, że to właśnie on zechce mu jej udzielić. Sądził, że zna ją najlepiej… Może i znał, ale za nic nie chce się do tego przyznać. Udaje nawet przed samym sobą.
- Na pewno się nauczy. Jest zdolna - zapewnił go szybko Bill. Tak, był pewien, że Carmen sobie poradzi. Słyszał o niej bardzo dużo i to dlatego zaproponował właśnie ją. Sam znał ją właściwie tylko z widzenia. Może wymienili parę razy kilka zdań, ale nigdy nie rozmawiali ze sobą dłużej niż pięć minut. To były takie chwile, przy okazji… Bardzo go intrygowała, lecz nie miał nigdy czasu, żeby ją bliżej poznać. Za to wiedział, że jego brat widuje się z nią niemalże codziennie. Zawsze jak wracał do domu narzekał jaka to ona wredna i jak bardzo go denerwuje. Wiele razy starał się mu coś uświadomić, ale na marne. Bo jego zdaniem, jak się kogoś nie lubi to się z nim za wszelką cenę unika kontaktu, a jego brat nic nie robił w tym kierunku. Bill uważał, że po prostu w jakiś sposób się do niej przywiązał i wręcz nie może żyć choćby nawet bez jej głupich tekstów. Takie nieświadome uzależnienie…
- To super. A jesteście pewni, że można jej ufać?
- Tak. Podobno to porządna i poukładana dziewczyna - Czarnowłosy za wszelką cenę starał się ją przedstawić w jak najlepszym świetle, chociaż tak naprawdę niewiele o niej wiedział.
- Pff. Oczywiście, a na każdej imprezie zarywa innego kolesia… - burknął pod nosem Tom. Wszyscy spojrzeli na niego z niemałym zaskoczeniem. Nie spodziewali się usłyszeć czegoś takiego na jej temat, w szczególności od niego. On chyba sam siebie nie słyszy. Mówi o niej w ten sposób, a sam postępuje znacznie gorzej.
- Która jest godzina? - odezwał się dotąd milczący Gustav. Uwagę Toma, zgodnie puścili mimo uszu. Wiedzieli, że nie ma sensu wszczynać dyskusji, gdy chłopak jest bez humoru. Tym bardziej, gdy nie mogli liczyć z jego strony na żadne pochlebne słowo na temat ich przyszłej koleżanki. Nie potrzebowali by ktoś ich do niej zrażał, nim w ogóle sami ją poznają.
- Za pięć szesnasta - odparł David, kierując swój wzrok na drzwi, w których co jakiś czas pojawiali się ludzie. Jego uwagę przykuła niewysoka blondynka. Była wyjątkowo ładna i bardzo dobrze się prezentowała.
- Właściwie jak wygląda ta dziewczyna? - Zwrócił się do Toma, bo był przekonany, że to akurat on wie najlepiej. Dredziarz uniósł niechętnie głowę i spojrzał na menadżera.
- Szczupła blondynka, zielone oczy, niedługie włosy… nie wiem, no… - mówił jakoś bez przekonania. Po prostu nie potrafił jej opisać. I za wszelką cenę nie chciał przyznać, że jest bardzo ładna. A doskonale to widział. Podobała mu się i zapewne gdyby nie ich złe stosunki, chętnie by się nią zajął po swojemu.
- A to nie ona przypadkiem? - Jost wskazał na tą samą dziewczynę, która jeszcze przed momentem stała w drzwiach a teraz wieszała kurtkę na wieszaku. Tom obrócił się w jej stronę i zlustrował dokładnie swoim wzrokiem. Blondynka, czerwona bluzka z nie za dużym dekoltem, ale podkreślająca jej dość okazały biust, luźne, czarne biodrówki z dużą ilością kieszeni, które sprawiały wrażenie, że jej nogi są nieco bardziej zbudowane… Ta dziewczyna bardzo mu się podobała, jednak nie wierzył w to, że to jest właśnie Carmen. W prawdzie była podobna, ale ona przecież się tak nie ubiera…
- Nie, to nie ona - zaprzeczył odwracając głowę z powrotem w stronę mężczyzny.- Ona na pewno się spóźni…
- Jesteś tego pewien? Ona idzie w naszą stronę…
- Pewnie po autograf.
 Na jego twarzy zagościł cwany uśmiech.


Weszłam do kawiarni, w której byłam umówiona na spotkanie z zespołem oraz menadżerem. Bardzo przyjemne miejsce. Przyszłam nawet kilka minut przed czasem. To dobrze, że jestem punktualna, takie cechy się ceni. Przynajmniej ja je cenię u innych.
Zdjęłam z siebie kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu osób, które mnie wyczekują. Spostrzegłam jedną zainteresowaną twarz moją osobą. Czułam na sobie wzrok jakiegoś mężczyzny, nie wyglądał na zbyt starego. Może to on? Tak to on. Gdyby nie ten idiota w czapce, siedzący naprzeciwko niego, zapewne bym nie wiedziała. Ale tego Inteligenta poznałabym wszędzie. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę stolika, przy którym siedziała cała czwórka. Może trochę się denerwowałam, ale na pewno nie było tego po mnie widać. Jak trzeba, to potrafię chować swoje emocje. Gdy już się zbliżałam, wszystkie spojrzenia ze stolika zostały skierowane na mnie. A jednak jestem interesująca. Super, bo zrezygnowałam z olbrzymiego dekoltu. Nie mam zamiaru robić z siebie Bóg wie kogo. Wolę się ładnie ubrać, tym też można zwrócić na siebie uwagę. Dzisiaj jeszcze zrobiłam sobie wyjątkowo porządny makijaż. Jestem idealna w każdym calu. Przynajmniej na razie.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się przyjaźnie do, najprawdopodobniej, menadżera zespołu. Mężczyzna od razu wstał i odwzajemniając mój uśmiech, wyciągną rękę w moją stronę.
- Witam. Ty zapewne jesteś Carmen. David Jost, menadżer zespołu, bardzo miło cię poznać.
- Pana również - Uścisnęłam jego dłoń. Czułam na sobie wzrok reszty osób. Najbardziej mnie ciekawił Tom, który jak na niego ukradkiem spojrzałam patrzył na mnie jakby zaskoczony. Czyżby mi się udało zwrócić jego uwagę? Jestem niezwyciężona!
- Och, jaki tam pan. Mów mi David. W końcu mamy razem współpracować - Ten facet mi się podoba. Oczywiście w sensie ogólnym. Nie jest jakimś sztywniakiem. Odpowiada mi jego podejście.
- A jednak, Tom. Dziwne że jej nie poznałeś - Odezwał się Gustav patrząc dziwnie na Toma. A następnie wstał i również podał mi rękę, przedstawiając się przy tym. Billa już poznałam kiedyś więc nie było potrzeby, żeby to powtarzać drugi raz. Usiadłam obok niego, bo tylko tam było wolne miejsce. Za bardzo nie wiedziałam jak mam się zachować i co mówić, lecz moje obawy były zbędne. David sam zaczął i wcale nie zabrzmiało to zbyt poważnie.
- No więc, bardzo fajnie, że się zgodziłaś. Właściwie uratowałaś nam zespół. Niestety Georg zachorował i nie może w najbliższym czasie z nami grać. Wystarczy, że podpiszesz tę umowę i będziesz tymczasowym członkiem zespołu Tokio Hotel. Oczywiście wcześniej się zapoznaj z jej treścią, żeby było wszystko jasne… - Podsunął mi kartkę formatu a4, na której znajdowało się ze sto wypisanych punktów. Jak tylko zobaczyłam ile musiałabym czytać, odechciało mi się… No bez jaj. Nie będę teraz tego czytać, chyba zajęłoby mi to pół dnia. Chyba mogę im ufać..? To tylko umowa. Kto w ogóle je czyta w dzisiejszym świecie.
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. I tak się na tym nie znam. Po prostu podpiszę - stwierdziłam z lekkim uśmiechem. Nie byłam za bardzo pewna swoich poczynań, ale co takiego może być w takiej umowie? Na pewno nic strasznego. Najwyżej będę spłacać ich do końca swojego marnego życia…
- No skoro tak uważasz. Na pewno nie będziesz żałowała - Jost podał mi jakiś długopis, a ja bez dłuższego namysłu podpisałam się w wyznaczonym miejscu. - a więc panno Carmen, witamy w zespole! – rzucił z entuzjazmem szczerząc się przy tym od ucha do ucha. -  Acha, tylko czy zdajesz sobie sprawę z tego, że musisz w ciągu trzech dni wszystko załapać jeżeli chodzi o piosenki?
- W trzy dni? - zapytałam lekko zaskoczona. Nie przerażało mnie to jednak. Jak ja się na coś uprę to potrafię dokonać cudów. Więc i to nie problem. A to zaskoczenie, które odczuwałam to chyba z tego powodu, że to wszystko tak szybko poszło. Nawet nie pytał o nic szczególnego… najwyraźniej jestem ich ostatnią deską ratunku i wierzą na słowo… Tylko czyje słowo?
- Tak, za trzy dni wyjeżdżamy w trasę. I potem to już tylko jedynie próby – wyjaśnił krótko.
- Rozumiem, nie ma problemu - Uśmiechnęłam się pewnie. Czuję, że swoją postawą przekonuję go do siebie coraz bardziej.
- To od jutra zabierajcie się do roboty. Tom, daj Carmen akordy do wszystkich piosenek, czy co tam trzeba… Ty tam wiesz najlepiej zresztą.
- Yhym…- mruknął chłopak. Odczułam od niego bijącą niechęć, albo mi się tylko wydawało? Mam nadzieję, że moje wysiłki nie pójdą na marne… Bo jego wyraz twarzy mnie niepokoi.
- No dobra, to ja się zbieram, a wy nie wiem… może jakoś się poznajcie? W końcu już niebawem będziecie razem grali - rzekł David wstając jednocześnie ze swojego miejsca. - No to do zobaczenia za niedługo – Posłał nam swój pożegnalny uśmiech i ruszył w stronę drzwi.
Teraz poczułam się bardziej niezręcznie niżeli na początku. No cóż… Ja jedna, ich trzech. I co ja mam mówić? Halo, gdzie moja pewność siebie? Chyba odeszła razem z Davidem…
- Ekhem… długo grasz? - Cisza została przerwana przez Billa. Kto by się spodziewał, że to właśnie on przełamie pierwsze lody.
- W sumie od kilku lat – Odpowiedziałam mu uprzejmie. Naprawdę jakoś dziwnie się czułam. Tak nieswojo? Nie spodziewałam się, że to może być dla mnie takie trudne. Chyba gdzieś w głębi liczyłam na jakieś wsparcie ze strony Kaulitza, ale ten był cały czas obojętny. Coś ewidentnie mnie ominęło, bo jeszcze wczoraj wąchałam od niego kwiatki.
- To jutro wpadnij do nas o dziesiątej, okej? - Wyskoczył nagle Gustav, który został zgromiony spojrzeniem przez czarnowłosego.
- Chyba do nas, Gustav - zwrócił mu uwagę, a ten uśmiechnął się niewinnie. Super, ale co to znaczy „do nas” ? – Wiesz gdzie mieszkamy?
- Jasne, że wiem. Tam gdzie pełno różowych lalek - Jakoś szybko pożałowałam tego co powiedziałam. To chyba nie najlepiej zabrzmiało… w końcu teraz należę do tego zespołu. Te „różowe lalki” będą również częścią mojego, nowego życia. Och… W sumie większość z nich jest bardziej czarna niż różowa… Czy to jest odpowiedni czas, żeby się nad tym zastanawiać?
- No właśnie - Ku mojemu zdziwieniu żaden się nie zbulwersował. Odetchnęłam cicho. Zastanawiało mnie dlaczego Tom milczy? Coś jest nie tak. On w ogóle psuje mój genialny plan! To ja tu główkuję jakby się ubrać, a on milczy! I co ja mam zrobić? Zaczynam się powoli tym frustrować. Nie lubię być ignorowana.
Nasza rozmowa z biegiem czasu stawała się coraz luźniejsza, opowiedziałam im trochę o tym co robię na co dzień i tym podobnym, a oni słuchali uważnie. Ja także dowiedziałam się czegoś o nich. Zeszła nam dobra godzina a nawet może więcej? Nie liczyłam czasu. Tom mówił niewiele, właściwie odzywał się tylko wtedy, jeśli ktoś go o coś zapytał, a jego wypowiedzi też nie były zbyt długie. Może ma zły humor? To znaczy, wyraźnie widać, ze ma. Tylko, dlaczego? O co tutaj chodzi? Nie wiem. Ale wcale mi się to nie podoba. Nie lubię jak ktoś mnie tak olewa. W co on w ogóle pogrywa?! Najpierw przychodzi i prosi, potem dziękuję i przeprasza, a teraz co?! Nagle mu wszystko przeszło? Udawał tylko, żebym się nie rozmyśliła, bo inaczej jego kariera mogłaby się skończyć?!
- Dobra, to chodź z nami. Tom przekaże ci to co trzeba - rzekł Bill podnosząc się z krzesła. Wszyscy poszli w jego ślady wraz ze mną. Nie miałam większego wyboru. Teraz mam odpowiedzialna pracę. Muszę się do niej odpowiednio przygotować. Wzięliśmy swoje kurtki i opuściliśmy kawiarnię.
Na dworze było już ciemno i zrobiło się zdecydowanie chłodniej niż po południu. W sumie jesień to niezbyt fajna pora roku. Na pewno nie należy do moich ulubionych. Może trasa z Tokio Hotel zmieni coś pod tym względem. Kto wie, a nuż będę miała tak wspaniałe wspomnienia, dzięki którym jesień będzie mi się miło kojarzyć? Z jednym na pewno. Moim zwycięstwem!
Szliśmy wolnym krokiem rozmawiając ze sobą właściwie o niczym, ale najważniejsze, że w ogóle potrafimy jakoś się dogadać. Było zabawnie i poważnie. Mogę już stwierdzić, że są fajni. Przynajmniej Bill i Gustav. A pan Tom? Ten się chyba obraził na cały świat, bo w ogóle się nie odzywał. Nie wiem co oni mu zrobili, ale to musiało być coś naprawdę strasznego. Żeby takiego focha strzelić? Nigdy go takiego jeszcze nie widziałam.
Kiedy nareszcie doszliśmy do posesji Kaulitzów, o dziwo nie było przed nią żadnych fanek. Pewnie poszły na kolację. Bo one chyba się czymś odżywiają, nie?
- To ja tu zaczekam – oznajmiłam nie chcąc przekraczać nawet ich bramy. To wszystko budziło respekt! Oczywiście Bill zaraz zaczął nalegać, żebym weszła z nimi, jednak ja twardo stałam przy swoim. Jakoś nie chciałam tam wchodzić. To zbyt wiele jak na pierwszy dzień znajomości z nimi,  ale z drugiej strony zrobiłam to specjalnie. Wiedziałam, że jak Tom przyniesie mi na zewnątrz wszystkie zapisy piosenek, to będzie wtedy sam. A o to mi właśnie chodzi. Może uda mi się wówczas coś wywęszyć.
Stałam więc tak pod ich bramą, jak ten kołek i czułam się normalnie jak te ich fanki. W sumie nie wiem, jak one się czują, bo nigdy nie miałam takiego fioła na punkcie Tokio Hotel. I raczej mieć nie będę… Teraz wypadałoby, żeby ktoś miał fioła na moim punkcie. Hm… Na przykład taki Kaulitz. Ten starszy. I o wilku mowa, na szczęście długo czekać mi na siebie nie kazał, gdyż zaraz pojawił się z teczką w dłoni. Stanął obok mnie i patrzył przez chwilę na mnie w jakiś dziwny sposób. Więc i ja spojrzałam się wyczekująco na niego spod uniesionych brwi. O co ci chodzi, Inteligencie?
- Proszę - Wręczył mi nagle teczkę niemal wciskając mi ją przy tym w ręce. - I jutro o dziesiątej - dodał chcąc też natychmiast odejść, widziałam to! Ale nie mogłam na to pozwolić. Nie podoba mi się jego stosunek do mnie. Nie podoba mi się to wszystko!
- Tom! - zawołałam zanim zdążył się wycofać z powrotem do domu. – Sądziłam, że miedzy nami już jest wszystko okej. Sam pisałeś, że chcesz zakopać ten topór wojenny… - wypaliłam prosto z mostu. Nie mam zamiaru dłużej się z nim bawić w kotka i myszkę. Co to w ogóle ma być. Niech wyłoży kawę na ławę.
- Żartowałem – Na jego twarz wpłynął ironiczny uśmiech. Jakbym dostała cegłą w głowę. Poczułam się jak idiotka. Bo właśnie o to mu chodziło. Zrobił ze mnie idiotkę! Miałam ochotę go uderzyć, albo wykrzyczeć mu coś podłego. Opanowałam się jednak, nie będę się poniżała do jego stopnia. W ogóle nie będę mu okazywać, że zrobiło to na mnie jakiekolwiek wrażenie. Co z tego, że najchętniej bym się teraz rozpłakała. Tak bardzo naiwna… Tak bardzo głupia. Jak mogłam mu uwierzyć? Jak mogłam zaufać komuś takiemu, jak on! Przecież nie znam go od dzisiaj! Jestem idiotką.
- Dziękuję za kwiaty - Powiedziałam spokojnie patrząc mu przy tym prosto w oczy. Jeśli umiał czytać ze spojrzenia, na pewno wiedział co czuję. Dlatego nie musiałam się niczego obawiać, bo z pewnością tej umiejętności nie posiadał. Dupek.
Odwróciłam się od niego zamierzając po prostu odejść…

5 komentarzy:

  1. Ach, ta pewność siebie Toma. Od razu założył, że Carmen nie może wyglądać inaczej niż zwykle. Typowe dla faceta. Podobnie jak Carmen nie czytam umów :D Ani żadnych regulaminów etc. Na chusteczkę to komu? xD No nie wiem. W każdym razie zachowanie T. w restauracji mi się nie podobało (w sumie pod bramą też nie, ale do tego zaraz dojdę). Niby taki kobieciarz, a nie potrafi się porządnie zachować. Haha, i te różowe lalki. Od razu skojarzyły mi się z 1D lub JB xD
    No i w ostatniej scenie palnęłabym mu w łeb. Co za dupek! Żartował. Dobre sobie. Już mniej lubię Kaulitza. Ugh. Jak on mógł w taki sposób ,,rozmawiać" z dziewczyną? Ale cieszę się, że Carmen wyszła z tej sytuacji obronną ręką. Zuch dziewczyna!

    Pozdrawiam i życzę natchnienia do korekcji kolejnych odcinków! :) :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki cham! No po prostu nie wierze! Ale mnie zdenerwował! Teraz taki wredny, a później pewnie będzie za nią latał jak pies ;). I ona wtedy powinna doprowadzić swój zakład do zwycięstwa, a później kopnąć go za to w dupe xD.
    No nic, nie będę się denerwować jakimś głupim, pewnym siebie i cholernie seksownym Kaulitzem :D
    Czekam na następny i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłam się tego po nim spodziewać. Jedyne określenie jakie mi się na myśl nasuwa to to powyższe. Ja rozumiem, że można kogoś nie lubić, nie tolerować, ale chociaż pozory uprzejmości zachować. Żartowałem, bo jak ja mu zaraz jakimś żartem rzucę to do jutra nie będzie mógł się z podłogi pozbierać. Aly się postarała, nie ma co. Tylko, że Tom nic sobie z tego nie zrobił. Muszę kończyć, bo siostra mi tu nieprzyzwoite rzeczy w zeszycie rysuje. Czekam na ciąg dalszy i dużo wytrwałości życzę! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. No co to miało znaczyć z tym "żartowałem" PFFFFFFF. Jestem zła na niego o.
    Czekam na nowość ;*
    cukiierkoowaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale dupek z tego Toma ! Az się zapowietrzyłam .. :D
    Carmen będzie miała dość spory orzech do zgryzienia, by zmiękczyć gitarzystę, ale wierze w jej talent :)

    OdpowiedzUsuń