Znowu dałam radę ze sprawdzaniem, możecie być ze mnie dumni :D
I nawet publikuję odcinek, gdy mnie nie ma w domu, taka zdolna jestem xD
Ciekawe, czy po tym rozdziale Tom zyska choć trochę w Waszych oczach ;>
Jeśli ktoś jeszcze ma możliwość, nadal proszę od głosy na mojego bloga Miłość z Las Vegas. Zostały ostatnie dni.
Głosy oddajemy pod tym linkiem, w sondzie na dole: http://spisfanfiction.blogspot.com/
Dziękuję i zapraszam na rozdział 5! ;)
Rozdział 5
- Zaczekaj! – zawołał za mną, a na
mojej twarzy automatycznie pojawił się triumfalny uśmiech. Ja zawsze wiedziałam,
że jak chcę to nikt mi się nie oprze. - Odprowadzę cię – Podszedł do mnie żwawym
krokiem.
-
Nie no, nie fatyguj się - Postanowiłam udawać, że jest mi przykro przez to co
powiedział wcześniej. Może się nabierze? Mój głos był wyraźnie przygaszony. I o
to mi chodziło. Nie, żeby naprawdę mi było… - Na pewno masz lepsze rzeczy do
roboty niż odprowadzanie swojego wroga numer jeden.
-
Nie jesteś moim wrogiem, Aly – zaprzeczył z taką łagodnością, że aż mną wstrząsnęło.
I to jego pieprzone „Aly”. Serio? Przed chwilą zachowywał się wobec mnie, jak
ostatni dupek. Przestaję nadążać, rozumieć cokolwiek. - Po prostu… Jakoś nie
potrafię sobie wyobrazić, że będziesz z nami grała…- dodał podczas, gdy ja
milczałam jak zaklęta. Okej, to nieco rozjaśnia sytuację. Już mniej więcej
wiem, co go tak dręczy i boli.
-
Ja też – Przyznałam zachowując ten sam ton. Bo sama nie wiem, czy jestem do
końca świadoma swoich poczynań. Wpakowałam się w coś, z czego nie wyjdę tak
łatwo. A wyjść będę musiała, bo tego wymaga między innymi mój zakład. Nie
odpowiedział już nic. W milczeniu ruszyliśmy w kierunku mojego domu a właściwie
to parku, bo właśnie ta droga prowadzi do mojego domu. Ten park jest jakiś
niezwykły, wszystko się z nim wiąże. Gdziekolwiek nie idę, prędzej czy później
muszę w nim wylądować.
-
Wiesz, że teraz będziesz gwiazdą? – odezwał się w pewnym momencie, a w jego
głosie mogłam wyczuć lekkie rozbawienie. Jego humor zdecydowanie się poprawił.
-
E tam… to wy jesteście gwiazdami, ja jestem tą niechcianą. Wiesz jaki to będzie
szok jak wasze fanki zobaczą na koncercie mnie, a nie Georga? - Starałam się
rozmawiać z nim jak najbardziej normalnie. Zapomniałam na tę chwilę o zakładzie
i o wszystkich innych przykrościach z nim związanych. Jak chcę, to potrafię być
miła. I teraz byłam naprawdę szczera. Uważałam ich za gwiazdy i zdawałam sobie
sprawę z tego, że ich fanki nie będą zadowolone, gdy się o mnie dowiedzą. Nie
wszystko jest takie proste, jak się maluje. Powiedziałabym nawet, że nic takie
nie jest.
-
No na pewno będą zaskoczone, ale muszą zaakceptować tą nową sytuację. W końcu
należysz do zespołu i to nie one o tym decydują, tylko my - Jego głos również
był jakiś opanowany. Dokładnie taki jak wtedy, gdy rano do mnie przyszedł. Taki zagubiony… Wiedziałam jednak, że to chwilowe… To niemożliwe, żeby on był dla mnie miły na stałe. Dopiero co się o tym boleśnie przekonałam. Pewnie to znowu część jego głupiej gry… Nie powinnam być tak łatwowierna. Myślałam, że może teraz tak jest bo jesteśmy sami… A przy kimś nie chce pokazywać, że tak naprawdę nic do mnie nie ma. Nie rozumiem go, tak samo jak w tej chwili nie rozumiem siebie… Po tym co odstawił, nie powinnam się z nim patyczkować. Niemniej, nie umiem być w tym momencie wredna, jak zawsze. Nie wtedy kiedy on nie jest…
-
Dlaczego dzisiaj byłeś taki milczący? - Zmieniłam temat. Jakoś na myśl
przyszedł mi mój zakład, ja chyba za szybko chcę osiągnąć swój cel. To dopiero
drugi dzień, powinnam być bardziej cierpliwa, przecież i tak mi się uda… Skoro
on umie czasami być miły, to będzie potrafił takim być zawsze… za te trzy
miesiące taki będzie. A nawet wcześniej.
-
Bo było mi głupio - wyznał niepewnie. Godzina szczerości? - Odkąd się znamy jest między nami źle, a teraz tak nagle
mam cię o coś prosić i będziesz z nami w zespole… dla mnie jest to nowa
sytuacja i jakoś dziwnie to odbieram…
-
Mi też nie jest łatwo. I gdyby nie moja siostra, w życiu bym się na to nie
zgodziła i to właśnie ze względu na ciebie - oznajmiłam zatajając pewien fakt,
bo przecież moja siostra prawie wcale nie miała wpływu na moją decyzję,
zgodziłam się przez ten zakład. Bo chcę go wygrać. Muszę…
- A więc to twojej siostrze zawdzięczamy, że nie musimy odwoływać trasy? Dziwne,
że jeszcze jej nie poznałem…
-
Jak nie? Przecież ją znasz - Oświeciłam go. Bo to oczywiste, że zna moją
siostrę tyle, że nie wie iż Melanie właśnie nią jest. Najwyraźniej nie było
takiej potrzeby, żeby mu mówić, że jesteśmy spokrewnione, a sam się nie
domyślił. Inteligent.
-
Nie przypominam sobie - Zastanowił się przez chwilę. Nie mogę z niego… Takie to
głupie, takie to puste. Takie to niemyślące.
-
Melanie May, to moja siostra.
-
Naprawdę?! - Prawie podskoczył z zaskoczenia. Z nim będzie ciężej niż myślałam.
On serio jest taki głupi, czy tylko
udaje? Bo ja już zwątpiłam. Zbyt wiele niejasności w tej naszej relacji.
- A co? Tak bardzo się różnimy, że nie możesz uwierzyć?- Zatrzymałam się, aby
spojrzeć w jego oczy. Właściwie na celu miałam, żeby to on wpatrywał się w moje,
ale jakoś tak wyszło, że obydwoje patrzyliśmy z takim samym zaangażowaniem. Mam
wrażenie, że pakuję sama siebie we własne zasadzki… I zdarza się to coraz
częściej… Co się ze mną dzieje?
Trwało
to dość długo, jednak w porę się opanowałam i odwróciłam szybko głowę. Jeszcze
by mnie zaczarował… wolałam tego uniknąć. Zdecydowanie wolałam tego uniknąć.
Och, Alyson weź się w garść.
-
Nie no… zależy czym… - wydukał również nieco speszony. Przecież ja jestem
bardzo podobna do mojej siostry, jak można było w ogóle się nie domyślić?
Nawet
nie zauważyłam jak przeszliśmy przez park. No cóż, w końcu byłam pochłonięta
jakże ciekawą rozmową… z jakże ciekawą osobą.
-
Już jesteśmy - zakomunikowałam mu zatrzymując się. Przy okazji też wybrnęłam z
tego trudnego tematu, przynajmniej dla niego jest on trudny… ale nie ma się co
dziwić. Gdybym była naprawdę wredna, drążyłabym go dalej!
-
No. To jutro o dziesiątej, nie zaśpij. I przejrzyj to sobie jeszcze dzisiaj.
-
Dobra. To do jutra – Jakimś cudem uśmiechnęłam się do niego. Jego to chyba
bardziej zaskoczyło niż mnie, niepewnie odwzajemnił mój gest. Tyle, że jego
uśmiech jest zupełnie inny od mojego… I zawsze jest taki sam, no prawie zawsze…
ale ja chyba przesadzam. No mówiłam, że mnie zaczaruje! Też nie mam o czym
myśleć, tylko o jego uśmiechu.
Schodzisz
na psy, Alyson. Skarciłam się w myślach.
-
To pa - Pożegnał się szybko i zawrócił w stronę swojego domu. A ja stałam
jeszcze chwilę przy furtce i patrzyłam na jego oddalającą się sylwetkę, aż w
końcu zniknął mi z pola widzenia. I po co? Jak na tych chorych filmach, gdzie
główna bohaterka patrzy na odchodzącego faceta utęsknionym wzrokiem… Okej, ja i
moje filozofie.
Weszłam do domu, rzuciłam gdzieś
swoją kurtkę i zdjęłam buty. Udałam się do salonu, gdzie siedziała moja siostra
i oglądała jakiś film w telewizji.
-
Sara czeka na ciebie w pokoju - oznajmiła od razu nawet na mnie nie
spoglądając. Na mojej twarzy pojawił się niewielki grymas. Nie jestem do końca
pewna, czy z powodu tej bezinteresowności wobec mnie siostry, czy z powodu
wizyty mojej przyjaciółki. Ja dziś niczego już nie jestem pewna. Poza tym, że
jestem cholernie zmęczona. Tymi wszystkimi niezrozumiałymi uczuciami, emocjami,
myślami… a to dopiero początek.
Skierowałam
się w stronę schodów i wspięłam po nich na piętro. Za nim jednak weszłam do
swojego pokoju, wzięłam kilka głębokich oddechów. Trzeba jakoś nabrać sił do
kolejnego starcia. Sara siedziała znudzona przy moim biurku, podpierając głowę
rękoma. Cóż, mogła wcześniej zadzwonić to by nie przychodziła za wcześnie i
czekała. Na mój widok od razu się ożywiła.
-
No i jak? – Wyprostowała się jak struna.
-
Super. Od dzisiaj jestem basistką zespołu Tokio Hotel. Chcesz autograf? -
Poruszyłam śmiesznie brwiami. Sara patrzyła na mnie jakby z rozbawieniem, a jednocześnie
z powagą, nie wiem jak ona to robiła… miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na widok
tej bliżej nieokreślonej miny.
-
Boże… ty naprawdę się zgodziłaś?! - Wyskoczyła nagle robiąc wielkie oczy z
niedowierzania. Jak ja lubię zaskakiwać! Choć na dobra sprawę, zarówno moja
siostra jak i Sara wiedziały o decyzji, którą podjęłam. To co ją tak znowu
dziwi? Ona chyba naprawdę nie wierzy w moje możliwości. A może miała nadzieję,
że odmówię i moje szanse na wygranie zakładu zmaleją… Ha, nie ma tak dobrze.
-
No raczej. Nie mogłam zaprzepaścić takiej szansy! - rzekłam kładąc teczkę, którą
dostałam od Toma, na biurko a sama opadłam na swoje łóżko wzdychając przy tym
głęboko. - Jeszcze trochę i będę wiedziała o tym Inteligencie wszystko – dodałam
nieco rozmarzonym głosem, a moja twarz ozdobił błogi uśmiech.
- A on o tobie…- mruknęła blondynka z podejrzanym wyrazem twarzy. Znałam tę minę.
Znałam ją. Ona coś sugeruje.
-
Sara, daj spokój. To tylko zakład. Przecież mnie znasz, potrafię być podła.
Potrafię być egoistką, potrafię kłamać i doskonale udawać - wymieniłam, moje
bardziej wady niżeli zalety, ale w pewnym sensie te cechy były dobre. Przynajmniej
w tym wypadku. Przeważnie w życiu tak często nie korzystam z tych moich
umiejętności, bo wolę być szczera. I przede wszystkim zawsze sobą. Ale teraz
przez te trzy miesiące, mogę sobie bezkarnie udawać przed Kaulitzem jego dobrą
przyjaciółkę… Nawet mogę dać mu więcej, żeby tylko wygrać ten idiotyczny
zakład. No właśnie, to jest tak głupie, że aż sama się sobie dziwię, że się
zgodziłam… Że niby co więcej mu dam?
-
No, ale przecież on ma w sobie jakiś urok. Teraz jak będziecie spędzać ze sobą
tyle czasu…
-
Lepiej nie kończ tej wypowiedzi! - Przerwałam jej podnosząc się gwałtownie do
pozycji siedzącej. - Doskonale wiesz jak bardzo się z nim nie lubimy, od
zawsze. Nie rozumiem w ogóle, jak mogłaś pomyśleć, że ja mogłabym …Ugh… - Te
słowa nie chciały nawet przejść mi przez gardło. Co ona wymyśla! Moja własna
przyjaciółka!
-
Niby się nie lubicie, ale widujecie się często i wcale wam to tak naprawdę nie
przeszkadza! Jakbyście się widywali dwadzieścia cztery godziny na dobę, też
bylibyście szczęśliwi – skwitowała bez wahania, na co aż się zapowietrzyłam z
wrażenia.
-
Pogięło cię? Przecież ja się nie zakochuję – uświadomiłam ją, bo najwyraźniej
nagle przestała mnie znać, tak jak myślałam, że mnie zna… ale jednak mnie wcale
nie zna, bo jak… Och!
-
a może tak ci się tylko wydaje? Serce nie sługa.
Irytowało
mnie przekonanie w jej głosie. Ta pewność siebie. Jakby nie miała grama
wątpliwości. Jakby znała moją przyszłość. Irytowała mnie myśl, że mogłaby mieć
rację. Irytowała mnie nawet najmniejsza, najdrobniejsza możliwość, żeby to co
mówiła się urzeczywistniło…
-
I tak wygram ten zakład - powiedziałam stanowczo i ponownie opadłam na pościel
wlepiając swój wzrok w sufit. Muszę się ogarnąć. Zmienić nastawienie.
Cokolwiek…
-
Jak się zakochasz to go nie wygrasz.
Trzymajcie
mnie. Ona to robi specjalnie, chce mnie wyprowadzić z równowagi. A ja dziś już
nie mam w sobie tyle cierpliwości… Wdech, wydech, wdech, wydech… Spokojnie,
Aly. O nie, nie, nie… Jaka Aly! Jestem Alyson! Alyson! Głupi Kaulitz. Głupi!
-
Gadasz głupoty – bąknęłam pod nosem starając się ukryć swoje emocje, które
zebrały się we mnie w ciągu ostatnich minut. Nie chciałam przed nią wybuchnąć,
bo jeszcze pomyślałaby, że ma rację!
-
Jeszcze zobaczymy kto tu gada głupoty.
-
Sara, proszę cię daj spokój. Ja i on? Nie sądzisz, że to jest za bardzo
nierealne? – spojrzałam na nią, z irytacją. Nudzi mnie już ten temat i te
bzdury, którymi mnie raczy. Przecież to idiotyczne. Czy ona siebie w ogóle
słyszy?
-
Nie. Wszystko jest możliwe. Obydwoje jesteście nieprzewidywalni. I ja czuję, że
przegrasz przez miłość.
-
Nie przegram! Alyson nigdy nie przegrywa! Alyson nigdy się nie zakochuje! Alyson
nie lubi Kaulitza! – wyrecytowałam głośno i wyraźnie. Może w ten sposób to do
niej dotrze.
-
Jasne. To się okaże – rzekła nieporuszona i wstała ze swojego miejsca. – Będę
już lecieć. Wpadnę jeszcze w tygodniu. Będziemy w kontakcie.
-
Ok, to cześć - rzuciłam w stronę drzwi, przy których już stała. Za nim jednak wyszła
jeszcze obróciła się w moją stronę i przez chwile mi się przyglądała. Co
znowu..?
-
Widziałam was przed domem… ciągnie swój do swego - Myślałam, że wyjdę z
siebie i stanę obok. Chciałam przywalić jej poduszką, ale nie zdążyłam bo zaraz
zniknęła za drzwiami.
Co
ona w ogóle gada? Jakieś głupie przypuszczenia. Przecież to jest niemożliwe. Ja
jeszcze nigdy się nie zakochałam. Najwyżej zauroczyłam… nigdy nie czułam
prawdziwej miłości. I jak już miałabym kogoś tak naprawdę pokochać, to raczej
nie Kaulitza. Co ja gadam, nie raczej, ale na pewno. Gdzie mi do niego? Albo
gdzie jemu do mnie!? My razem? No to jest po prostu śmieszne.
Wstałam i podeszłam do szafy, aby
wyjąć z niej mój bas. Miałam zamiar zapoznać się z utworami chłopaków.
Chciałam, żeby jutro przynajmniej trochę było mi łatwiej. Mam tylko trzy dni,
żeby wszystko załapać. Zapewne mi się uda bez problemów, bo to nie jest takie
trudne.
Och, czas się wyżyć. Należy mi
się po tym wszystkim.
#
Późnym wieczorem, gdy skończyłam już
męczyć mój bas i w miarę ogarnęłam chwyty, zeszłam na dół. Melanie krzątała się
po kuchni. Może teraz będzie bardziej zainteresowana moją osobą. Nie żeby coś,
ale ja dziś jednym podpisem odmieniłam całe swoje życie… Nic nadzwyczajnego,
nie?
-
Mel, jakbym zaspała to obudź mnie jutro przed dziewiątą, okej? - Zwróciłam się
do niej wchodząc do pomieszczenia.
-
Jasne - Kiwnęła głową i zalała dwie szklanki z herbatą, wrzącą wodą. Skoro
dwie, to chyba trochę o mnie jeszcze myśli. Zajęłam miejsce przy stole a moja siostra
uczyniła to samo, stawiając wcześniej szklanki z gorącym napojem, na jego
blacie. - A więc już niedługo pozna cię cały świat – zaczęła spoglądając na
mnie z lekkim uśmiechem. No w końcu jakieś zainteresowanie!
-
Niestety…- mruknęłam biorąc do ręki małą łyżeczkę i wsadziłam ją do cukierniczki.
- A jacy są ci chłopacy? – drążyła temat. Wydawała się być szczerze zaciekawiona.
Lepiej późno niż wcale!
-
Normalni - odpowiedziałam krótko jednocześnie bardzo wolno nabierając cukier na
łyżeczkę, następnie całą jej zawartość wsypałam do szklanki, powtórzyłam tę
czynność jeszcze jeden raz po czym zaczęłam dokładnie mieszać swoją herbatę. To
było dużo bardziej fascynujące od opowiadania, jacy są chłopcy z Tokio Hotel.
Co ja mogłam jej powiedzieć po jednym dniu znajomości z nimi? Pomijając
oczywiście Kaulitza - Inteligenta.
-
No nie mogę uwierzyć, że będziesz z nimi grała. Teraz będziesz sławna tak jak
oni!
-
Ja jakoś nie widzę w tym nic ekscytującego
– stwierdziłam obojętnie. Mój zapał zdecydowanie opadł. To z pewnością
wina Sary, która zamiast mnie wspierać, skutecznie miesza mi w głowie tymi
swoimi chorymi wymysłami. Poza tym jestem już taka zmęczona…
-
Na razie nie widzisz, ale jak tylko zagrasz na pierwszym koncercie, zobaczysz.
-
Wątpię - Westchnęłam próbując upić trochę herbaty, ale była zdecydowanie za gorąca.
- Dobra ja idę spać – powiedziałam podnosząc się od razu z miejsca, za nim
siostra zaczęłaby kolejne zdanie. Wiem najpierw narzekam na brak
zainteresowania z jej strony a potem sama ją olewam… ale co ja poradzę, że
jestem padnięta. Nawet mówić mi się już nie chce, a rano muszę wstać… Moja
pierwsza próba z Tokio Hotel. To będzie dzień!
Wzięłam
swoją herbatę i udałam się na górę, do swojego pokoju.