niedziela, 19 lipca 2009

68. 'Jestem piątkiem trzynastego...'

 

Spałam sobie smacznie, śniąc o niebieskich migdałach, kiedy do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach porannej kawy. Trochę mnie to zdziwiło, że w moim śnie pojawiła się kawa. Byłam sobie właśnie na zielonej łące, miałam na sobie letnią białą sukienkę, a na niebie świeciło słońce. Było pięknie, brakowało tylko Toma... byłam zupełnie sama, jedynym towarzystwem były zwierzątka skaczące po trawie. Szłam boso ścieżką i wdychałam świeże powietrze, nie wiem jaki był cel mojej drogi, ale gdy tylko poczułam zapach kawy zmieniłam kierunek i udałam się za nim... z każdą chwilą robiło się, coraz ciemniej i ciemniej, aż w końcu ujrzałam jasność...

-Dzień dobry.- Usłyszałam nad sobą. Zamrugałam powiekami jeszcze nie w pełni przytomna. Odczekałam chwilę, aż widok mi się wyostrzy i zobaczyłam zadowolonego Toma.- Myślałem, że już się nie obudzisz...

-Miałam taki miły sen.- Wymruczałam rozciągając się.- Tylko nie wiem, gdzie ty byłeś w czasie, kiedy ja tam byłam?

-Może w recepcji?

-A po co tam byłeś?- Zapytałam ciekawa. Jak można rano nie spać, tylko siedzieć w recepcji... może mu się spodobała ta baba co tam pracuje?

-Miałem ważną sprawę. Ale zamówiłem też śniadanie do pokoju...- Uśmiechnął się do mnie.-Pamiętasz, że dzisiaj walentynki?- Zapomniałam. Zupełnie zapomniałam! I nic mu nie kupiłam... a jeszcze wczoraj pamiętałam... gdzie ja mam głowę? Nasze pierwsze wspólne walentynki! A ja zapomniałam...

Nie odpowiedziałam nic, odwróciłam głowę w drugą stronę... i co? Kwiaty! Piękne czerwone róże...Ale ja jestem głupia, jak mogłam nic mu nie kupić... co ze mnie za dziewczyna!? Normalnie wyskoczę przez okno.

-Zapomniałaś.- Skwitował z rozbawieniem, a mi było okropnie, głupio. Nie mam dla siebie żadnego wytłumaczenia... no chyba, że liczy się to, iż zaprzątałam sobie głowę Sarą...- Ale będziesz moją walentynką, prawda?

-Przepraszam cię, jeszcze wczoraj rano myślałam o dzisiejszym dniu i miałam iść coś ci kupić, tylko, że jakoś tak...

-Carmen, daj spokój... dobrze, że zapomniałaś, nie potrzebne są żadne prezenty. Mam na dzisiejszy dzień inne plany.- Pocałował mnie w policzek, po czym postawił mi tace ze śniadaniem.- Smacznego.

-Kocham cię.

-No cóż, nie dziwie ci się...- Rzekł cwaniacko i zbliżył się do mnie ponownie tym razem składając pocałunek na moich ustach.- Ja ciebie też.

-A ja ci się dziwię.- Zaśmiałam się, a w tym samym czasie po pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Tom zmarszczył brwi, nikogo się nie spodziewaliśmy o tej porze...

-Otworzę, może to Gustav zobaczył znowu jakąś zjawę.- Przewrócił teatralnie oczami i poszedł otworzyć. Ja w ten czas zajęłam się swoim śniadaniem... cudownie, jest się tak budzić tym bardziej, że ma się takiego chłopaka przy boku. Jeszcze nigdy nikt nie przyniósł mi śniadania do łóżka.... bynajmniej nie pamiętam takiej sytuacji. Mimo wszystko i tak kupię mu jakiś drobiazg... dzień zapowiada się naprawdę wspaniale. W końcu to walentynki...

-Kochanie, jakaś pani... do ciebie.- Uniosłam głowę spoglądając ze zdziwieniem na chłopaka, do mnie? Pani? Przecież ja tu nikogo nie znam...- Czeka przy drzwiach.- Skinęłam niepewnie głową i wygrzebałam się spod pościeli, w pośpiechu założyłam jakieś spodnie i pierwszą lepszą bluzkę, nie chciałam się pokazywać w samej koszulce. Poprawiłam ręką włosy i udałam się do wejścia, a moim oczom ukazała się niewysoka, dość zgrabna i elegancka kobieta o kasztanowych, krótkich włosach. Wyglądała na około czterdzieści lat... Jakoś nie bardzo przypominam sobie, abym ją znała choć może gdzieś już widziałam tą twarz...

-Słucham panią?- Zwróciłam się do niej, od razu spojrzała na mnie lustrując mnie uważnie wzrokiem. Miała takie dziwne spojrzenie, aż się trochę skrępowałam bo nie wyglądam dość zachęcająco.

-Chciałam porozmawiać...

-Ale o czym? Znamy się, w ogóle?- Uniosłam brwi spoglądając na nią.

-Tak się złożyło, że jestem twoją matką.- Odparła, a ja w pierwszej chwili miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Nie widziałam swojej matki od jakichś trzech lat i właściwie zapomniałam o jej istnieniu... zresztą ona nigdy nie była moją matką. Nienawidziłam jej tak samo jak ona mnie. Zastygłam na moment nie wiedząc, jak się zachować. No bo co mam zrobić? Pojawia się nagle i mówi, że chce porozmawiać... ale jest dla mnie zupełnie obca.

-Ja nie mam matki.- Stwierdziłam sucho patrząc jej prosto w oczy. Chciałam zamknąć drzwi, ale tak się złożyło, że nie stała za nimi...

-Carmen, twój ojciec nie żyje.- Zignorowała moje słowa, jednak to co powiedziała nie wywarło na mnie żadnego wrażenia. Założyłam ręce na piersi i wlepiłam wzrok w jakiś punkt na podłodze, żeby tylko na nią nie patrzeć.

-Nie obchodzi mnie to, ja nie mam ojca. W ogóle jakim prawem tutaj przychodzisz?

-Przestań już robić z siebie biedną sierotkę. Pogrzeb jest za trzy dni, w Warszawie.- Oznajmiła surowo, jakby sądziła, że jej posłucham. A myślałam, że to ja jestem naiwna.

-I tak mnie nie będzie, szkoda twojego czasu.

-Twoja siostra przyjedzie.

-Ale ja nie! I jeżeli to już wszystko, co miałaś mi do powiedzenia, odejdź i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy!- Nakazałam ze złością. Trudno było mi uwierzyć, że Melanie tam pojedzie... ale przecież to jej decyzja, a ja muszę ją uszanować. W końcu ona zawsze miała lepsze kontakty z rodzicami... była ich pierworodnym dzieckiem, a właściwie nadal jest.

-Ojciec spisał testament, wiem, że także i ty tam jesteś. Powinnaś być obecna przynajmniej na odczytaniu.

-Mam gdzieś jego i jego testament! Nic od was nie chcę, jedynie żebyście dali mi spokój. Mam swoje życie, a was w nim nie ma i nigdy nie będzie. Dla mnie nie istnieliście i istnieć nie będziecie. Rozumiesz?!- Wyrecytowałam głośno i wyraźnie, tak aby dokładnie wszystko zrozumiała.

-Carmen, wiem, że masz do nas żal, ale... mimo wszystko ten człowiek był twoim ojcem, wychowywał cię przez kilkanaście lat...

-Gówno, a nie wychowywał. Tak mnie kochał, że przez niego chciałam się zabić! Zresztą ty nie byłaś lepsza, nigdy nie potrafiłaś stanąć w mojej obronie, zawsze byłaś po jego stronie, a potem stałaś się taka sama jak on! Tylko czym ja wam zawiniłam? Nie chcieliście, mieć dziecka, trzeba było się zabezpieczać, albo usunąć ciążę! Przecież aborcja to dla was nic wielkiego.- Wyrzuciłam z siebie, w oczach miałam już łzy ze złości. Nie było we mnie nawet najmniejszej odrobiny współczucia. Ani ona, ani on, nie zasługiwali na to. Zbyt wiele zła mi wyrządzili, abym mogła wybaczyć...- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak trudno jest dziecku żyć w świadomości, że jest niechciane. Potępialiście wszystko co robiłam i nic was nie obchodziły moje uczucia, czy problemy... nie pamiętam, ani jednej chwili, którą mogłabym wspomnieć z uśmiechem na twarzy. Pamiętam tylko płacz i żal, bo nic innego nie czułam. A zamiast miłości od rodziców, byłam tylko winiona za błędy, z którymi w większości nie miałam nic wspólnego. Więc jakim prawem, teraz przychodzisz do mnie i zapraszasz mnie na pogrzeb człowieka, który zniszczył mi całe dzieciństwo?!- Zakończyłam, nawet nie spostrzegłam kiedy po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Nic nie czułam, wpadłam w jakąś furię. Miałam chęć się na nią rzucić i zabić gołymi rękami. Jakbym stała przed największym wrogiem swojego życia.

-Nie przyszłam tu, aby słuchać twoich wyrzutów. Masz do nas żal, w porządku, ale zawsze będę twoją matką i nikt tego nie zmieni. I sądziłam, że powinnaś wiedzieć o śmierci ojca, bo jesteś jego córką i to, też się nie zmieni. A jeżeli nic od nas nie chcesz, zrezygnuj ze swojej części spadku. I tak naprawdę nie mam pojęcia, po co on zapisał ci cokolwiek, przecież na nic sobie nie zasłużyłaś. A teraz potrafisz tylko wypominać, gdyby nie my, byłabyś nikim.

-Wyjdź stąd.- Powiedziałam spokojnie, aczkolwiek stanowczo. Miałam już dosyć, w głowie mi się nie mieściło jak można być tak bezczelnym... ona w ogóle nie wie, co mówi. Ja nic im nie zawdzięczam. Zupełnie nic. Ale domyślam się, że jedyne o co jej chodzi, to pieniądze. Pieprzona materialistka.

-Na pewno znajdziesz czas na formalności związane z rezygnacją z części spadku, w końcu i tak nie potrzebujesz teraz pieniędzy, a nie chcesz mieć z nami nic wspólnego. Ktoś powiadomi cię o terminie odczytania testamentu.- Oświadczyła na koniec i wycofała się stając na korytarzu.- Gratuluję kariery, obyś się nie stała taka jak twój ojciec, bo przecież pieniądze go zmieniły, a ty teraz raczej nie narzekasz. Oh, pewnie nie zaprosisz mnie na ślub, więc może od razu będę życzyła ci szczęścia na nowej drodze życia... a kto poprowadzi cię do ołtarza, co?

-Jesteś żałosna, ty w ogóle nie masz serca... nawet nie wiesz, co to jest miłość. - Pokręciłam głową nie mogąc wyjść z szoku jakiego doznałam słuchając tych bzdur. Wszystkie te słowa bolały, jednak wiedziałam, że nie mają znaczenia.- Nigdy więcej do mnie nie przychodź.- Zatrzasnęłam drzwi i odetchnęłam kilka razy, aby się uspokoić... To przerosło moje wszelkie oczekiwania, zwyczajnie nie potrafiłam w to uwierzyć... I jak do cholery ona mnie znalazła!?

-Kochanie...

-Przepraszam cię, ja muszę być teraz sama...- Przerwałam mu zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i wyszłam. Miałam teraz tylko jeden cel... i znowu jest mi przykro, że wszystko się sypie przeze mnie i moje chore problemy. To ja jestem w tym związku powodem do płaczu i wszelkich zmartwień... jestem piątkiem trzynastego...


#


Leżał na łóżku wpatrując się w sufit i myśląc nad tym, gdzie jest Sara. Gdy się obudził jej już nie było... na szczęście zostawiła swoje rzeczy, więc opcję, iż wróciła do domu, może spokojnie odrzucić. U Gustava też jej nie było, w hotelu też jej nikt nie widział. Zostawiła go samego! I to jeszcze w taki dzień, a on miał tyle planów... pozostaje mu tylko czekać, gdyż jej telefon nie odpowiada.

Żeby tylko wróciła, chyba nic się nie stało... jeszcze wczoraj miała całkiem dobry humor. Zresztą, ani ona, ani on nie narzeka. Zaczyna im się chyba układać, choć w dalszym ciągu trudno nazwać, uczucie, którym się darzą.

-Hej, leniu!- Zamrugał ślepiami słysząc damski głos, a zaraz po tym trzask drzwi.- Jak zwykle nic nie robisz, zupełnie nie wiem, po czym jesteś taki zamęczony?- Kontynuowała, a on w tym czasie podniósł się, aby móc ją zobaczyć.- Myślałam, że może zaczniesz mnie szukać, albo coś... ale tobie się oczywiście nie chciało.- Przewróciła teatralnie oczami.

-Nie mówiłaś, że bawimy się w chowanego.- Stwierdził podążając za nią wzrokiem. Blondynka w bardzo szybkim tempie przemieszczała się po pokoju i doprowadzała go do porządku. Jak można tak szybko sprzątać? I jej się chce!? On by tego nigdy nie ruszył...- Gdzie byłaś? Myślałem, że mi uciekłaś, czy coś...

-Jasne, niby dlaczego miałabym uciekać? Chciałam się przejść po okolicy i przy okazji wstąpiłam do paru sklepów. Widziałam mnóstwo fajnych rzeczy...i kupiłam ci coś.- Uśmiechnęła się podchodząc do niego.-Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek.- Wręczyła mu niewielką kolorową torebeczkę, którą przyjął z zadowoleniem i natychmiast wyjął jej zawartość. Była to czerwona koszulka wyróżniająca się tym, że z przodu miała wielką, wypukłą mordkę psa, a z tyłu zwisał jego ogon.-A jak naciśniesz na jego nos, to zaszczeka... podoba ci się?

-Bardzo fajne. Jednak wolałbym zamiast tego psa, ciebie tutaj...

-Mnie masz na żywo.- Poczochrała go po włosach i pocałowała w policzek, następnie powracając do poprzedniego zajęcia, a mianowicie, ogarniania bałaganu.

-Jeju, ty nie masz już co robić? Zostaw to, no... dzisiaj walentynki, nie będziemy chyba siedzieć w hotelu.- Podszedł do niej i złapał ją za rękę ciągnąc w stronę wyjścia.-Ja też mam dla ciebie prezent...

 

###

 

Nie lubię mieć dużych zapasów odcinków na komputerze, bo nie dość, że go zaśmiecam to ja jestem daleko z przodu i zaczynam się sama gubić w tym wszystkim... mam nadzieje, że nie przeszkadza wam częstotliwość dodawania notek?

I powoli zbliżamy się do trochę mniej przyjemnych części, przecież nie może być aż tak kolorowo, chociaż znając mnie i tak będzie ^^ No ja nie umiem inaczej xD

Swoją drogą, jest jeden taki odcinek, który przyprawił mnie samą o niezłe emocje, ale to u mnie normalne ^^ Zresztą, nie będę nic mówić... bo wiem, że jestem potworem...

 

Nikusia: A Ty też mogłabyś coś opublikować ;p

 

pozdrawiam.

 

8 komentarzy:

  1. Ojej, a tak się te walentynki dobrze zapowiadały...Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach...I mi osobiście podoba się częstotliwość dodawania przez Ciebie notek ^^Przepraszam, że ten komentarz jest tak krótki i nietreściwy, ale mam podły nastrój..pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie nie przeszkadza częstotliwość dodawania notek. ^^ A jeśli chodzi o dzisiejszy rozdział... No, nie uznaję walentynek, ale miło jest spędzić ten dzień z osobą bardzo nam bliską. A jeśli chodzi o to zajście z matką Carmen... Ja bym ją chyba zmiotła z powierzchni ziemi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny odcinek ;)) jak ta jej matka w ogóle śmie do niej przychodzić? ;/ nie dziwie się jej, że tak zareagowała ;)) hah xD Sara i ten jej prezent xDD pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze: cudowny nowy wyglądpo drugie: mnie nigdy nie będzie przeszkadzać że tak często dodajesz notkipo trzecie: jestem zbulwersowana zachowaniem tej idiotki która uważa sie za matkę Carmen! Ona jest tak głupia i irytująca że aż brak mi słów! A miał byc taki piękny dzień... A Sara jaka wesolutka była :D No na serio xD

    OdpowiedzUsuń
  5. co za... co za... su.ka z tej matki! Jak śmiała w ogóle przyjść po tym wszystkim, co ona i jej mąż zrobili Carmen? Myślałam, że chociaż ją przeprosi, będzie próbowała nawiązać kontakt, ale widocznie się nie zmieniła. Nadal jest podła. Nie dziwię się Carmen, że tak zareagowała. Mmm, ciekawa jestem, o Bill kupił Sarze^^Ej, ja tylko mam nadzieję, że w swoim opowiadaniu nie przewidujesz rozstania Toma i Carmen?A co do częstotliwości dodawania notek, to mi jak najbardziej odpowiada, bo uwielbiam Twoje opowiadanie ;) Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. ha ;d jakby się miało napisane na zapas tak jak ty to może i bym dodała ;d na razie moja wena poleciała na wakacje na Honolulu i za chol.erę nie chce wrócić o.O żenada konkretna xD. ale co do notki. jaka @$^$#$#@% z tej matki o.O że też w ogóle miała czelność stanąć w drzwiach i z takimi tekstami wyskakiwać o.O przecież to żenujące jest o.O pfff. myślała, że testamentem ją przekona -.- typowa płytka sierota boża -.- ale co zrobić ;d. ale co tam matka ;d Tom jaki kurcze miły i w ogóle cukierkowy. normalnie szał ciał. ;d i jak zwykle jego wybitna, wrodzona skromność ;d żyć nie umierać ;d ech..kurde nadal mało do mnie dociera i piszczy mi w uszach o.O przebywanie na stadionie żużlowym podczas derbów nie jest najlepszym wyjściem o.O ale przynajmniej Unibax rozjechał bydgoszcz [ładniej brzmi tyfusowo ;ddd] ;d no to co.? nowa jutro.? ;ddddddd;*******

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że nie komentowałam...Musiałam nadrobić te parę notek...Ja się wcale nie dziwię Carmen, że nie chce znać swoich rodziców...Po takim czymś...Ech naprawdę strasznie jej współczuję...Dla kobiety jedną z najgorszych rzeczy jest to, że nie może mieć dzieci...do tego gwałt.Straszne przeżycie, które na zawsze zostawia ślady w psychice...Czekam na next...Wierzę, że będzie równie szybko jak te...;P

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale miałam zaległości! To wszystko przez mój wyjazd. Ale już nadrobiłam.I podoba mi się szablon ;*[glaub-an-dich]

    OdpowiedzUsuń