poniedziałek, 20 lipca 2009

69.'Prawie zwątpiłam w miłość...'

 

Chwila samotności bardzo dobrze mi zrobiła. Dla mnie była to chwila, byłam zbyt zajęta swoimi myślami, aby zwracać uwagę na czas. Tak naprawdę nie mam pojęcia ile czasu przesiedziałam na hotelowym dachu. Nie wiem skąd w ogóle w mojej głowie wziął się pomysł, aby udać się na dach i właśnie tam przemyśleć pewne sprawy.

Siedziałam w bezpiecznej odległości od krawędzi i miałam całkiem dobry widok na miasto, szkoda tylko, że nie jest to wieczór... byłoby znacznie przyjemniej. Gdy tak zaczynam myśleć, mam ochotę skoczyć... w głowie mi się nie mieści, jak to wszystko może się dziać. Los usilnie próbuje mi zaszkodzić w życiu, nie wiem co jeszcze się wydarzy... może mój, niby ojciec, zmartwychwstanie?

Albo okaże się, że wcale nie umarł, a matka chciała tylko się do mnie zbliżyć, bo usłyszała o swojej córce w radiu, czy telewizji.

A ja ich tak nienawidzę... nawet nie jestem w stanie wrócić do przeszłości i przypomnieć sobie, jak było, gdy z nimi mieszkałam. To był chyba najgorszy czas w moim życiu. I nie chcę tego pamiętać.

-Wiedziałem, że cie tutaj znajdę.- Drgnęłam słysząc za sobą głos Toma, skąd on się tutaj wziął...- Wiem, że chciałaś być sama, ale ta twoja samotność trwa już pół dnia...będziesz chora, zobaczysz- Usiadł obok mnie i narzucił mi na ramiona bluzę, od razu zrobiło mi się cieplej. Siedząc tu w ogóle nie myślałam o zimnie, które przeszywało moją skórę.- Nie jesteś głodna?

-Nie. Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?

-Na naszej pierwszej wspólnej trasie, też zdarzyło ci się zwiać na dach.- Uśmiechnął się obejmując mnie ramieniem.-Musiałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.

-Tak, trochę się zasiedziałam...i chyba zepsułam nam walentynki.- Stwierdziłam przytulając się do niego. Normalnie ja wszystko psuję. Że też on jeszcze ze mną wytrzymuje i znosi te wszystkie głupie problemy.

-Nic nie zepsułaś, mamy jeszcze pół dnia, no i całą noc.- Pocałował mnie we włosy.- I mam nadzieję, że zechcesz spędzić ten czas ze mną.

-Jasne, że tak...nic nam tego nie zepsuje.

-No, i to mi się podoba. Chodź, idziemy stąd.- Podniósł się i podał mi swoją rękę, którą chwyciłam i wstałam bez większych problemów. Razem zeszliśmy po schodach na nasze piętro, po drodze minęliśmy naburmuszonego Davida, który raczył obdarzyć nas tylko swoim wściekłym spojrzeniem. Nie skomentowaliśmy tego, przynajmniej dzisiaj chciałabym odłożyć wszystkie problemy na półkę.- Ubierz się ciepło i idziemy.

-A dokąd?

-Zabieram cię na obiad, a potem walentynkowy spacer...- Gdy tylko skończył mówić rozdzwonił się mój telefon, uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i złapałam za urządzenie, tak jak przypuszczałam dzwoniła Melanie. Domyślałam się też z jakiego powodu, ale cały czas miałam nadzieję, że zapyta tylko co u mnie słychać...

-Halo?- Odebrałam niepewnie, szczerze nie miałam najmniejszej ochoty na dyskusję z nią, której tematem miałaby być nasza matka i pogrzeb ojca.

-Cześć, widziałaś się już z mamą?- Dziewczyna nie owijała w bawełnę, od razu przeszła do sprawy i to jeszcze takim tonem, jakby mówiła o czymś zupełnie normalnym. Czasami jej nie rozumiem.

-Tak, raczyła złożyć mi wizytę rano i zepsuć tym samym cały dzień. A co?- Burknęłam z niezadowoleniem, nawet nie chciałam sobie przypominać naszej porannej rozmowy.

-Powiedziałam jej, gdzie jesteś... pojechała do Rosji specjalnie po to, aby powiadomić cię o śmierci ojca...

-Oh, jaka ona kochana, naprawdę... kurcze, a ja nawet jej nie podziękowałam... no po prostu, czuję się z tym okropnie.- Zironizowałam najlepiej jak potrafiłam, aby dać jej wyraźnie do zrozumienia, co o tym wszystkim myślę.

-Carmen, przestań. Dorośnij w końcu, ona chciała cie przeprosić.

-Przeprosić? Coś jej chyba nie wyszło.- Prychnęłam z pogardą, czułam jak na nowo zbiera się we mnie złość, ta sama co przy spotkaniu z matką. I szkoda, że wywołuje ją u mnie moja własna siostra, ta która zawsze była po mojej stronie...

-Nie dziwię się, skoro rozmawiałaś z nią w ten sam sposób, co ze mną. Doskonale wiesz, że ona też jest wybuchowa, dokładnie tak jak ty, to po niej odziedziczyłaś to swoje roztrzepaństwo...

-Daruj sobie te gadki. Po co dzwonisz? Już jej wyraźnie wyjaśniłam, że nie mam zamiaru mieć z nią, ani z jej zmarłym mężem cokolwiek wspólnego.- Przerwałam jej stanowczo, moja cierpliwość właśnie zbliżała się do niebezpiecznej granicy. Nie chciałam się z nią kłócić, wystarczy, że zrobiłam to już ze swoją przyjaciółką.

-Słuchaj, schowaj tę swoją pieprzoną dumę do kieszeni i oprzytomnij w końcu! Każdy ma prawo popełniać błędy, oni też. Wydaje ci się, że tylko tobie wolno!? Za kogo się w ogóle uważasz, co?! Ci ludzie dali ci życie! Mieszkałaś z nimi pod jednym dachem prawie całe swoje życie, może warto przestać się już użalać nas sobą, co? Nikt ci nie każe od razu wybaczać, mogłabyś przynajmniej być na pogrzebie. Skąd możesz wiedzieć, że on nie żałuje tego jaki był? I skąd możesz wiedzieć, dlaczego właśnie było tak, a nie inaczej? Może są jakieś powody, o których nie masz pojęcia. Carmen, nie możesz całe życie udawać, że nic cie nie dotyczy i że nie masz rodziny.- Wyrecytowała ze złością, wydawało mi się, jakby stała przede mną i na mnie krzyczała. Tylko, co ja takiego zrobiłam? Niby z jakiej racji ona zwraca mi uwagę? Ja nie kwestionuję tego, że będzie na pogrzebie i nie odradzam jej tego, uszanowałam tę decyzję.

Nie byłam w stanie nic jej odpowiedzieć, miałam ochotę się po prostu rozłączyć. Teraz ona odwróciła się przeciwko mnie, stanęła po stronie ludzi, którzy mnie skrzywdzili.- Chce cię tam widzieć, Carmen. Bo jesteś ich córką, a to, że oni nie potrafili wywiązać się ze swoich obowiązków, nie znaczy, że ty masz nie wywiązywać się ze swoich.- Usłyszałam na koniec, po czym już tylko dudnił mi w uszach nieznośny sygnał przerwanego połączenia. Nienawidzę, gdy ktoś prawi mi kazania i zwraca uwagę. Byłam na nią wściekła jak nigdy, co nie znaczy, że jej słowa nie dały mi do myślenia. Jestem przekonana, że doskonale wiedziała, co mówi i zdawała sobie sprawę, że nie spłynie to po mnie. Znała mnie bardzo dobrze i zapewne jest z siebie zadowolona, bo będę się teraz dręczyła przez najbliższe dwa dni, a potem wsiądę w pierwszy samolot do Warszawy i pojawię się na tym całym pogrzebie.

-Kochanie, może powiesz mi o co tak właściwie chodzi?- Tom stanął koło mnie i odebrał mi telefon odkładając go na szafkę.

-O to, że jestem dumną egoistką.- Odparłam sucho wpatrując się w pościel na łóżku.- Wiesz, to wszystko nie ma sensu... nic nie wyjdzie z tych walentynek, przepraszam cię. Ja muszę iść do Davida...

-Ale po co?

-Potrzebuję kilku wolnych dni, jadę do Warszawy.- Oznajmiłam sama nie wiedząc, kiedy podjęłam taką decyzję. Bo to mój obowiązek, a obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka jak oni... tymczasem z dnia na dzień staję się coraz bardziej podobna do niego i choć jeszcze mi daleko, coraz częściej zaczynam postępować tak jak on.

-Jak to do Warszawy? Carmen, wcale mi się to nie podoba... w ogóle nic mi nie mówisz...

-Przecież mówię, jadę do Warszawy.- Powiedziałam nieco ostrzejszym tonem, jeszcze tylko brakowało, żebym się z nim pokłóciła.- Przepraszam, ale lepiej będzie, jeżeli nie będziesz wiedział więcej. Mam już dosyć obarczania cię własnymi problemami... to wszystko odbija się na naszym związku, a ja nie chcę aby tak było, dlatego pozamykam wszystkie swoje sprawy i wrócę.- Wyjaśniłam krótko i całując go delikatnie w usta wyszłam kierując się na piętro, gdzie miał pokój nasz menadżer. Czekała mnie ciężka rozmowa, ale trudno... jak będzie trzeba wyjadę nawet wbrew jemu. Mam gdzieś, jego głupie humory. W końcu jestem dumną egoistką...


#


Sara w osłupieniu wpatrywała się w wielki bilbord wiszący na jednym z budynków, z wrażenia nie była w stanie wykrztusić z siebie, żadnego słowa. Nigdy w życiu, by się czegoś takiego nie spodziewała, choć wiedziała, że Bill ma różne szalone pomysły... jednak chyba bardziej zaskoczył ją widniejący tam napis, niżeli sam pomysł. Za to czarnowłosy stał obok niej z szerokim uśmiechem na twarzy i obejmował ją delikatnie w pasie, jakby w obawie, że zaraz zemdleje z szoku, jakiego doznała. Miał nadzieję, że nie straci jej po raz kolejny...przecież nie o to mu chodziło. Chciał w końcu nazwać to coś, co było między nimi i uznał, że ten dzień będzie najodpowiedniejszy.

-Powiesz coś?- Zapytał, a jego uśmiech zastąpił niepokój. Był przygotowany chyba na wszystko, jednak miał nadzieję, że sprawdzi się pozytywny scenariusz tego wydarzenia.

-Oszalałeś?!- Wypaliła nagle zupełnie nie wiedząc, jak ma się zachować. Chłopak postawił ją w niezwykle trudnej sytuacji, a ogromny napis jeszcze do końca nie mógł dotrzeć do jej przyćmionej świadomości.

-No...wiesz...ja...chciałem, jakoś...- Zaczął dukać nie wiedząc, w jaki sposób się wysłowić. Jak zawsze zbiła go z tropu i znowu poczuł się przy niej, jak mały, niewiele znaczący, zagubiony chłopiec.-Nie wiedziałem jak mam ci to powiedzieć...myślałem, że może... wiesz, ostatnio tyle się wydarzyło, wiele się między nami zmieniło i w ogóle... w pewnej chwili przestałem panować nad uczuciami no i właśnie... sama widzisz...

-To, tak na serio?- Spojrzała na niego z lekkim przerażeniem w oczach. Nie miała pojęcia co o tym myśleć, z jednej strony sprawiło jej to ogromną radość, ale z drugiej powodowało wielką panikę. Chyba nikt tak jak ona nie bał się deklaracji, czy obowiązków wobec drugiej osoby.

-Nie jestem typem chłopaka, który praktykuje wolne, niezobowiązujące związki. Wiem, że między nami nie miało się nic zmieniać i zgodziłem się na to, tylko dlatego, żebyś mnie nie zostawiła... ale nie mam zamiaru cię oszukiwać. Po prostu cię kocham i chyba powinnaś o tym wiedzieć.

-Ale...po co to wszystko? Nie mogłeś zwyczajnie mi tego powiedzieć?

-Nie chciałem, aby było zwyczajnie... i ja niczego od ciebie nie oczekuję, chce tylko, żebyś wiedziała.

-Ty, tyle dla mnie robisz...a ja nawet nie mogę powiedzieć ci, co do ciebie czuję...

-Nie musisz, ważne, że ze mną jesteś.- Uśmiechnął się do niej ciepło.

-Nie zasługuję na ciebie, a już na pewno nie na twoją miłość...


Wiem to, co wiem,

Mam to, co mam,

Lecz wiem, o co gram…

Bądź blisko,

To wszystko,

Nikt nie chce być sam,

Nie będziesz sam.*



-Zasługujesz na dużo więcej, Sara.- Złapał ją za dłonie spoglądając w niebieskie, błyszczące od łez oczy.-I jestem bardzo szczęśliwy będąc z tobą, naprawdę czuję, że dzięki tobie jest po prostu lepiej niż było...

-Ale co ja takiego mogę ci dać? Jestem zwykła... nawet głupia, pusta! Mógłbyś mieć każdą inną, lepszą, ładniejszą...

-Nie chce mieć każdej, chce mieć ciebie! Tylko ciebie... bo to dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko, to za tobą skoczę w ogień...

-Nie chciałabym, abyś przeze mnie cierpiał...ty też jesteś dla mnie bardzo ważny, ale zawsze traktowałam cię jak przyjaciela, a potem coś się zmieniło...i podobają mi się te zmiany, tylko że ja bardzo się boję nowych doświadczeń...tak dawno nie miałam chłopaka, już zapomniałam na czym polega związek...- Wyznała cicho, nie miała odwagi nawet spojrzeć mu w oczy. To wszystko było dla niej nowe, nikt jeszcze nie wyznawał jej miłości, a już na pewno nie w taki sposób.

-Jeżeli nie chcesz nie musisz nic zmieniać, tylko ze mną bądź. Nawet nie musisz uważać mnie za swojego chłopaka, skoro jest to dla ciebie problemem...- Powiedział spokojnie, zgodziłby się dosłownie na wszystko.

-I widzisz? Zawsze mi ustępujesz, a ja? Ja nie robię nic. Czy kiedykolwiek zgodziłam się na coś, co ty zaproponowałeś? Nie...

-Oj, daj spokój... ja naprawdę nie narzekam. Jest bardzo miło. Chodźmy już stąd, to nie wszystkie atrakcje na ten dzień...- Uśmiechnął się tajemniczo łapiąc ją za rękę. Nie było tak strasznie, jak sądził... najważniejsze, że go nie odrzuciła, bo tego by nie zniósł.


#


Weszłam do pokoju Josta nie czekając na zaproszenie, jakoś nie specjalnie się stresowałam tą rozmową, chciałam odwalić swoje i iść się spakować. W sumie mogłabym mu nic nie mówić i po prostu sobie wyjechać, ale... lepiej, żeby wiedział i odwołał niektóre sprawy związane ze mną dotyczące zespołu.

-A ty co? Pukać nie umiesz?- Usłyszałam na wstępie, starałam się zignorować jego nieprzyjemny ton.

-Pukałam, ale najwyraźniej nie słyszałeś.- Skłamałam z niewinnym wyrazem twarzy.- Przyszłam, aby poinformować cię, że wyjeżdżam na kilka dni.- Oświadczyłam, a jego twarz przybrała koloru purpury.- Na pogrzeb ojca.- Dodałam szybko zanim ten zdążył otworzyć usta.

-Jasne, w ogóle powinienem się chyba cieszyć, że mnie uprzedzasz.- Stwierdził z kpiną. Szczerze myślałam, że zaraz wyskoczy z jakimiś kondolencjami, ale chyba na tym skończyła się nasza przyjazna rozmowa.

-Daruj sobie. Coś ci nie odpowiada, to mnie wywal.

-Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić, a ty bardzo dobrze to wykorzystujesz.

-Przestań, w ogóle nie wiem o co ci chodzi. Niby co ja takiego robię?! Raczej nie szkodzę zespołowi, a na pewno nie specjalnie.- Rzekłam stanowczo wpatrując się w niego ze złością. Irytuje mnie na każdym kroku.

-Oczywiście, bo ty jesteś święta i niewinna. Owinęłaś sobie tego durnego Kaulitza wokół palca i jesteś z siebie zadowolona, bo możesz wszystko. Mam nadzieję, że w końcu przejrzy na oczy i zacznie robić, to co do niego należy, a nie bawi się w jakieś chore związki.- Wyrecytował mierząc mnie nieprzychylnym spojrzeniem, trudno było mi się powstrzymać od wybuchu. Dzisiaj mam naprawdę bardzo zły dzień i na pewno nie ma już dobrej, potulnej Carmen. Chyba naprawdę zacznę wykorzystywać swoją pozycję, bo on już nie zasługuje na jakikolwiek szacunek z mojej strony.

-Co ty możesz wiedzieć.

-Jego jedyna miłość to muzyka, a ty wpieprzyłaś się do jego życia i niszczysz mu marzenia! Niby do czego jesteś mu potrzebna, skoro on może mieć wszystko? Chyba jedynie do łóżka, bo na nic więcej nie ma czasu. Nie sądzisz raczej, że kiedykolwiek wyjdzie z tego coś więcej?- Jego głos przepełniony był kpiną. Ściskało mnie coś w środku, jakbym znowu poczuła się winna. Prawie zwątpiłam w miłość...

-Widzę, że bardzo cie boli, to że Tom nie skupia się wyłącznie na zespole, ale również na mnie. I to, że nigdy nie stanął po twojej stronie, nigdy cie nie poparł bo bronił mnie. Ale to się nie zmieni David, więc lepiej weź się opamiętaj, albo odejdź na wcześniejszą emeryturę zanim się wykończysz.- Prychnęłam zachowując swoją obojętność do jego słów. Przynajmniej mogłam udawać, że mnie to nie rusza... on na szczęście nie zna mnie na tyle, aby wiedzieć co tak naprawdę czułam słuchając tego wszystkiego.

-Zrobię wszystko, abyś to ty odeszła pierwsza.

-Powodzenia, a tymczasem żegnaj. Wrócę zanim się obejrzysz.- Uśmiechnęłam się ironicznie, po czym wyszłam. Udało mi się nad sobą zapanować i nie trzasnęłam drzwiami, choć miałam ogromną ochotę. Nie chciałam pokazywać mu, że wyprowadził mnie z równowagi. Ten człowiek oszalał. Chyba kiedyś naprawdę doprowadzi do tego, że odejdę... a może to ja będę silniejsza od niego?


###


*Ewa Farna - „Nie będziesz sam”

 

I znowuuu ^^ Jak tak dalej pójdzie to skończę, to opowiadanie do końca wakacji ;>

Chyba, że coś mi strzeli do głowy i będę ciągnąć je w nieskończoność... u mnie wszystko możliwe. Jednak mam w zanadrzu jeszcze kilka historii, więc być może, gdy skończę tę, pojawi się nowa. Ale strasznie trudno jest się rozstać z historią Carmen i Toma... to jest moje ulubione opowiadanie, bo właściwie tutaj wykorzystałam chyba wszystkie pomysły jakie przyszły mi do głowy ;]

Ale niestety nic nie trwa wiecznie... jednak na razie nie będę odbiegała, aż w tak daleką przyszłość. Skupię się na tym co jest, a jest 69. ;D

pozdrawiam.

 

16 komentarzy:

  1. Pierwsza XD. Przeczytam potem ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. kinga pokemonie.! xD spadaaj.! ja miałam być pierwsza jooo ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Haaa! Bo to trzeba mieć refleks we krwi !! xD;*

    OdpowiedzUsuń
  4. pff toś teraz szczeliła ;d toć ty masz refleks żelu we włosach boskiego Żorża ;> hahahaha ;d ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Żebym ja przypadkiem Twojego refleksu nie znalazła we włosach Billa, ale tych... dolnych?xD

    OdpowiedzUsuń
  6. juliaheh@onet.eu20 lipca 2009 20:37

    Też lubisz Ewę Farnę ? ;> xD W każdym razie: odcinek świetny, naprawdę. Walentynki niezbyt się udały, ale cóż na to poradzić... Muszę przyznać, że Melanie ma dar przekonywania i szczerze mówiąc na miejscu Carmen też bym chyba poleciała na ten pogrzeb. Zresztą nie wiem, czasem potrafię urazę trzymać w sercu bardzo długo. Ależ ten Jost jest paskudny : Ale dobrze, że Carmen nie dała mu się wyprowadzić z równowagi. Pozdrawiam ;* Julk@.

    OdpowiedzUsuń
  7. aahahhaha oplułam się chlebem xDD co ty chcesz od włosów billa co.? ;d przecież on podobno jest 'sexi-pleksi' o.O aahahhaha i tak poprawiłaś mi swoim dzisiejszym nastawieniem do niego, humor do końca tygodnia xDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Ty, Ty, Ty nie wyśmiewaj się tu xD. Updobania mogą się czasem zmienić, nie?xD Nie marnuj chleba !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. hahahahahahahahhaha xD leże ;dd ejj może nie róbmy Ka wiochy co.? ;d teraz walniemy ładne i niezwykle kulturalne komentarze odnoście notki xDD bo sie dziewczyna załamie nad poziomem naszej billowożorżowointeligencji xDD

    OdpowiedzUsuń
  10. no to co do notki. jaaaa. jedzie.? o.O ja tam bym za uja nie ruszyła się z pokoju hotelowego, w którym siedziałabym z przetomem o.O tosz to świętokradztwo o.O tym bardziej w walentynki. ale że ja to dziecko bez uczuć [pokłony w kierunku pewnej pani xD] więc wiesz. zresztą z tego co czytałam osoby urodzone w moim dniu są zimne i niezbyt towarzyskie ;d takie tam sr.anie w banie xDD ale David to mi działa na nerwy -.- niech se człowiek coś na uspokojenie weźmie, albo coś ;| przecież to kosmos jakiś jest. -.- jakbym miała takiego wkurza.jącego menadżera, to bym go w kosmos gołymi rękami wyje..rzuciła [xD] ż.en na szynach o.O no i Bill jak zwykle romantik, cukierki karmelki i uj wie co jeszcze o.O ;d przynajmniej komplemenciarz z niego niezły ;d i bajerant dodatkowo xD ech.. jak mi się podoba to, że nowa notka ukarze się jutro xDD wprost niebiańskie uczucie ;ddd ;************pEeS: wybacz nasze chwilowe zachwianie emocjonalne o.O czasami to się wyrywa poza obręby gadu gadu aaahahahahha ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj niestety dopiero wieczorem skomentuje pięknie, ślicznie, cudownie, fantastycznie, extra, bosko, słodziutko ,bo teraz koleżanka u mnie oO. I tak się dziewczyna bulwersuje, że nie poświęcam jej wystarczająco czasu . :*:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Oby Bill i Sara byli razem. W końcu Billowi zależy i może Sarze też, tylko nie wie, jak to okazać?i te wszystkie rozmowy z Davidem zawsze koncza sie kłótnią.ehh...między nimi się chyba nic nie ułoży.

    OdpowiedzUsuń
  13. Melanie mnie wkurzyła! Co ona będzie Carmen dyktować, co ma robić?! :/ Ale za to Bill okazał sie taki słodki xD I Sara wreszcie się nie zgrywała ;) I ten Jost to taki zgryźliwy staruch i mam nadzieje że Carmen nie odpuści i będzie z nim walczyć i to on pierwszy odejdzie! Głupi palant!Czekam na next ;)Pzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Współczuję Carmen fatalnego dnia, ale moim zdaniem Melanie dobrze zrobiła, mówiąc jej to wszystko. Czasami trzeba schować swoją dumę i wypełnić obowiązki. A Davidowi bym przywaliła w twarz. xD Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak tak, Carmen będziesz silniejsza od niego ! Dasz radę i wytrzymasz!!!! xD.No to było tak na gorąco^^ A teraz po kolei;D.Jezuu już się przestraszyłam,że jej odbije i skoczy z tego dachu. W sumie w życiu Carmen dużo się dzieje. Melanie mnie... zadziwiła? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Może trochę ma racji z tym, że to jednak był ich ojciec... Ale uważam, że i tak przegięła. Bo matka wcale nie była milutka dla Carmen i jej nie przepraszała oO. Przecież ona była wyjątkowo opryskliwa i wredna oO. Jeszcze piep.rzyła coś, żeby Carmen zrzekła się swojej części spadku oO. Chyba na jej cześć-.- Nie, nie, nie, Melanie przesadziła. Pan Jost jest irytującym typkiem. Boże nawet słowa 'zmarł mój ojciec' nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Za to co powiedział o Tomie... Nie dziwie się Carmen, że ją to zabolało. Nie przyjemnie się słucha takich rzeczy... Mam jednak nadzieję, że nie będzie się tym zadręczać, tylko wyrzuci z pamięci. Bo Tom kocha tylko ją i nie może w to wątpić !!! xD.Bill oO. Ten to zaszalał. Bilbord ;D. Spontaniczne, a zarazem romantyczne. No i oczywiście pomysłowe. Hah. Przetypek xD. Nawet pani Sara się wzruszyła... Ewietnie boi się tego uczucia, ale sądzę, że prędzej czy później ulegnie mu:).Dobra kończę, bo się rozpisałam^^. I co now jutro? *aaa* Normalnie bosko xD.Wybacz za chwilowe zapomnienie, czyt. komentarze moi i Niki na temat... eee no właśnie na żaden temat xD.Pozdrawiam:*:*

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojej... i znów wszystko się sypie... Biedna Carmen tyle się nacierpiała... I moim zdaniem dobrze, że siostra doprowadziła ją do porządku, powinna jechać na pogrzeb.Dobrze, że wreszcie Sara porozmawiała z Billem. I wydaje mi się, że to idzie w coraz lepszym kierunku ^^No nie! No nie! Jost jest po prostu głupszy niż ustawa przewiduje! Co on sobie wyobraża!? De.bil jeden! kurde, ale mnie wkurzył! już ja bym mu pokazała! No normalnie szczyt bezczelności!!!!I nie kończ trzech miesięcy *.* ja wiem, że na wszystko przychodzi koniec, ale już strasznie zżyłam się z Carmen i Tomem ;)) i jakoś nie widzę końca tego opowiadania..

    OdpowiedzUsuń