sobota, 1 sierpnia 2009

73. '...a on nadal jest...'

 

Siedziałam w gabinecie lekarskim oczekując jakiejś diagnozy ze strony lekarza. Tom też był ze mną. I szczerze, dziwię się mu... nie wiem, czy na jego miejscu chciałabym siebie jeszcze po tym wszystkim oglądać. Bardzo się wystraszył, gdy straciłam przytomność. Może sądził, że to przez niego? Ale najwyraźniej wcale tak nie było. Zrobili mi wszystkie badania jakie tylko można by zrobić. Trwało to dość sporo czasu... wydawało mi się, że to nic takiego, bo przecież zawsze było wszystko dobrze, to omdlenie zdarzyło mi się pierwszy raz. Ale w sumie było mi wszystko jedno, mogłabym nawet umrzeć.

-Nie wiem od czego zacząć, zwykle ta wiadomość sprawia wiele radości nawet młodym kobietą, ale w tym przypadku...

-Co mi jest?- Wtrąciłam się chcąc wiedzieć jak najszybciej. Już chyba nie może być nic gorszego od straty Toma... To jest zdecydowanie najgorszy dzień w całym moim życiu. Nie wiem, za co Bóg mnie tak ukarał. Czy naprawdę jestem, aż tak złym człowiekiem, że zasługuję na to wszystko? Od zawsze miałam pecha i to takiego z prawdziwego zdarzenia. Nie zdarzały mi się jakieś małostkowe problemy, ale jak już to takie, które niezwykle mieszały mi w życiu. Może panuje nade mną jakaś klątwa? Kiedyś przecież spotkałam wróżkę, która właściwie przepowiedziała mi prawdę... pamiętam jak mówiła, że się zakocham... ale mówiła też, abym nie bawiła się uczuciami. Ale chyba się nie bawię? Może to ona rzuciła na mnie jakiś czar?

-Jest pani w ciąży, aczkolwiek...

-W ciąży!? Pan się chyba pomylił, ja nie mogę mieć dzieci.- Ponownie mu przerwałam patrząc na niego jak na idiotę. Co za głupia pomyłka. I po to mnie tu tyle trzymają? Mogłabym ich zaskarżyć. W ogóle nie wiem, co oni sobie wyobrażają. Tracę tylko czas, a mogłabym... właśnie, co bym mogła? Spakować się i odejść? Wiele osób na pewno byłoby szczęśliwych z tego powodu, na przykład Jost, albo nawet ta nieszczęsna fanka, która mi groziła. No proszę, Carmen uszczęśliwia ludzi...

-Nie mylę się, niestety.- Odparł nieco surowszym tonem, co mnie zupełnie zbiło z tropu. To w ogóle nie wchodziło w grę. Świetnie pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się, że nigdy nie zostanę mamą. Nie ma możliwości, aby było inaczej...

-Jak? Przecież... powiedzieli mi, że nie będę mogła mieć dzieci...- Wydukałam zszokowana patrząc to na lekarza, to na Toma. Jeszcze mógłby pomyśleć, że go oszukałam... a wcale tak nie było! Sama nie byłam gotowa na macierzyństwo, choć chyba zawsze podświadomie o tym marzyłam... jednak nie tak szybko!

-Najwyraźniej coś się zmieniło.- Stwierdził w dalszym ciągu trzymając się swojej wersji, a ja nadal nie byłam w stanie uwierzyć. Bałam się. Wszystkiego. Bałam się jednocześnie, że to może być tylko pomyłka i tego, że to jest prawda...

-Ale...

-Kiedy pani ostatnio robiła jakieś badania?- Tym razem sam mi przerwał już wyraźnie zniecierpliwiony i może nawet zbulwersowany moim zachowaniem. To był dla mnie naprawdę wielki szok, nie byłam przygotowana na takie wielkie zmiany... to zbyt wiele. Za dużo!

-Nie robiłam...- Przyznałam skruszona.

-No właśnie. Ale to nie wszystko...

-Który to tydzień?- Po raz kolejny została mu przerwana wypowiedź, jednak teraz to Tom się wtrącił. Wiedziałam o co mu chodzi... chciał wiedzieć, czy dziecko jest jego. Chyba bym umarła, gdyby tak nie było. Nie wiem, czy potrafiłabym urodzić dziecko kogoś kogo nie kocham...

-Pierwszy.- Odparł spoglądając na Toma, ten wyglądał na nieco zdezorientowanego.- Podać panu dokładny czas poczęcia?

-Nie...nie trzeba...- Pokręcił głową. Wydawał się być lekko zdenerwowany, albo może to tylko szok? Wiem, że to dziecko jest jakimś cudem, szkoda tylko, że niechcianym...

-Jednak jest pani poważnie chora i wskazane jest usunięcie ciąży, aby podjąć leczenie.*- Mężczyzna wyrecytował w końcu oddychając głęboko. Zabrzmiało to, jakby chciał się tej wiadomości jak najszybciej pozbyć przekazując ją mi. Nie wiele z tego zrozumiałam... ja, chora? Poważnie? I co jeszcze? Zaczynam się w tym wszystkim gubić. Przed chwilą dowiedziałam się, że zostanę mamą, a teraz, że powinnam zabić własne dziecko, dla zdrowia. Nie wierzę, że może być, aż tak źle...

-Boże, do cholery o czym pan mówi?! Najpierw jestem w ciąży, teraz jestem poważnie chora!? Co jest do cholery!?- Emocje wzięły górę, już nie wiedziałam, jak mam mówić... to było straszne.

-Ma pani białaczkę*.- Oświadczył poważnym głosem, a ja zamarłam wpatrując się w niego jak w obraz.-Więc, albo będzie pani żyła, albo będzie żyło dziecko, przykro mi.- Dodał co mnie totalnie zszokowało. Tom podniósł się z miejsca i bez słowa opuścił gabinet, a ja dalej patrzyłam na mężczyznę, jak na Boga który właśnie wydał mi wyrok. Albo ja, albo dziecko? Ja chcę się obudzić, to na pewno jest chory sen.- Może się pani zastanowić...


#


Wyszłam z budynku, z trudem trzymając się na nogach. W oczach cały czas stały mi łzy. Zupełnie nie wiedziałam, jak sobie poradzę... nie wiedziałam, co będzie, co mnie czeka. Nie dość, że nienawidziłam siebie z całego serca, teraz los sprawił, że to co niemożliwe stało się prawdziwe. Byłam przekonana całe życie, że nie będę nigdy miała dzieci, a teraz dowiaduję się, że jestem w ciąży... w dodatku jestem chora i szanse, abym wyzdrowiała bez leczenia są... żadne. Albo moje życie, albo życie dziecka. Wiem, że nie mogłam postąpić inaczej. Podjęłam dobrą decyzję. Przecież nie mogę zabić tego, co jest owocem mojej jedynej miłości... nie zabiję dziecka, którego miało nigdy nie być. Mam gdzieś swoje zdrowie. Mogę umrzeć, byleby tylko urodzić...

-Carmen.- Nagle wyrósł przede mną Tom. Sądziłam, że wrócił do hotelu... nie spodziewałam się, że na mnie czeka. A może wcale nie czeka? Może chce tylko dokończyć rozmowę. Powiedzieć, to na co zasłużyłam.- Co chcesz zrobić?- Wlepił we mnie swój jeszcze przestraszony wzrok. Trudno było cokolwiek odczytać z jego oczu... były tak nienaturalnie wielkie i ciemne...

-Chodzi ci o dziecko?- Zapytałam spoglądając na niego nieprzytomnym wzrokiem. Sama nie byłam pewna, czy nadal wiem, co się dzieje... Skinął twierdząco głową.- Urodzę, jeżeli będzie mi dane dożyć.

-Jak, to!? Chcesz ryzykować własne życie?!- Spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Dlaczego on taki jest? Dlaczego jeszcze mu zależy? Po tym co mu zrobiłam... zniszczyłam wszystko, a on nadal jest.

-Nie usunę ciąży, podjęłam już decyzję i jej nie zmienię. Przynajmniej to ci po mnie zostanie, dziecko będzie cie kochało i nigdy cie nie skrzywdzi, a ja i tak nie mam po co żyć...

-Co ty gadasz do cholery!?- Złapał mnie mocno za ramiona patrząc prosto w oczy.- Musisz żyć, rozumiesz!?

-Lekarz powiedział, że szanse są niewielkie i..

-Przestań! Nie możesz mi tego zrobić, potrzebuję cię, Carmen. Nie możesz odejść, nie możesz mnie zostawić!- Przerwał mi. Mówił tak głośno, tak bardzo stanowczo, że aż brakowało mi słów, aby cokolwiek powiedzieć. Czułam się tak dziwnie... najgorsze, że w ogóle nie rozumiała jego postępowania. Czy to jeszcze jest miłość?

-Tom, nie mogę zabić tego dziecka, rozumiesz? Nie potrafię. Zrobię wszystko, aby je urodzić nawet kosztem swojego życia.- Wykrztusiłam w końcu równie stanowczym tonem, co on. Chyba wszystko było już jasne, za żadne skarby świata nie przekona mnie do zmiany decyzji.- Pójdę już, puść mnie...

-Dokąd ty chcesz iść?! Czy ty w ogóle wiesz, co ja do ciebie mówię? Czy ty słyszysz?- Nie pozwolił zrobić mi nawet kroku, jeszcze mocniej zacisną ręce na moich ramionach i nawet na chwilę nie spuścił ze mnie wzroku. A ja nadal nie rozumiem...

-Wiem, co zrobiłam i wiem, że nie ma dla mnie już miejsca w twoim życiu.- Powiedziałam drżącym głosem. Tak trudno było mi się pogodzić z prawdą.

-Chcesz mnie zostawić?!- Zapytał, jakby to było coś dziwnego. Coś, czego by się nie spodziewał, ale to chyba jest oczywiste, że po tym, co mu zrobiłam nie mam po co w ogóle prosić o wybaczenie...a już na pewno o to, aby wciąż ze mną był.

-Przecież...

-Nie pozwolę ci odejść.- Przerwał mi.- Za bardzo cię kocham, żeby cie zostawić, nie mógłbym żyć bez ciebie. Jesteś mi potrzebna, musisz ze mną być...

-Dlaczego ty nadal chcesz ze mną być?! Dlaczego nie powiesz, jaką jestem podłą...

-Nie jesteś. Przestań już. Zapomnij o tym, to nie była tylko twoja wina.- Już sama nie wiedziałam, czy to rzeczywistość, czy może moja wyobraźnia coś sobie ubzdurała. Nie spodziewałam się tego...

-Ja cie zdradziłam, Tom!- Cały czas wydawało mi się, że on o tym nie wie. Bo zachowywał się, jakby nic się nie stało... a to cholernie bolało. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas...

-Przecież wiem, że tego nie chciałaś... przecież wiem, jak bardzo mnie kochasz. Może to on cie wykorzystał? Może cie sprowokował? Nie byłaś świadoma tego co robisz... nawet nic nie pamiętasz. A ja cie kocham i potrzebuję, jesteś dla mnie wszystkim.- W dalszym ciągu stał przy swoim w dodatku był tak bardzo przekonujący... wydawał się w ogóle nie przejmować tym, co się stało. Jakby wszystko było w porządku, a jedyną zmianą w naszym życiu była ciąża.

-Nie umiem zapomnieć... czuję się tak okropnie...- Wyszeptałam przez łzy spuszczając głowę.

-Obejmij mnie...- Puścił moje ramiona, ale ja nie umiałam tak po prostu go dotknąć... czułam się taka brudna, taka beznadziejna... nie zasługiwałam na jego miłość.- No, obejmij mnie!- Powtórzył trochę głośniej. Nie chciałam się mu sprzeciwiać, nie chciałam już nic mówić... Wykonałam jego polecenie, gdy tylko poczułam ciepło jego ciała jeszcze bardziej się rozpłakałam. Tak mocno mnie przytulał... tak bardzo mocno trzymał w swoich ramionach... tak mocno przyciskał do swojego serca, które cały czas biło... i nadal mnie kochało...- Nie płacz już... kocham cię i nic tego nie zmieni... Pamiętasz? Obiecaliśmy, sobie, że będziemy ze sobą mimo wszystko.

-Ale są chyba jakieś granice...- Szepnęłam w materiał jego bluzy starając się opanować łzy.

-Dla mnie nie ma. Bo wiem, że już nigdy więcej mnie nie skrzywdzisz. Bo wiem, że nie chciałaś tego zrobić.- Było mi tak dobrze. Znowu było mi dobrze... Nie da się opisać tego, co czułam, gdy tak po prostu mnie do siebie tulił, gdy nie wyzwał mnie od najgorszych i nie zostawił. Gdy powiedział, że muszę żyć, że mnie kocha...że mnie potrzebuje.- Obiecaj, że będziesz walczyła, że nie poddasz się chorobie...

-Obiecuję...- Chyba tylko to mogłam dla niego zrobić. Spełnić każdą prośbę, choć i tak to za mało.

-Nie mówmy na razie nikomu o tym wszystkim, najlepiej będzie jak najdłużej utrzymać to w tajemnicy, nie możesz teraz być zamęczana mediami...- Odsunął się ode mnie spoglądając w zapłakane oczy. Serce mocniej mi zabiło, gdy się uśmiechnął. Uśmiechnął się do mnie i otarł mi łzy z policzków.- Wszystko będzie dobrze, Carmelko.


#


Każde słowo i gest z jego strony było ukojeniem na mój ból. Nie mogłam się z tym wszystkim pogodzić, to zbyt wiele, jak na jeden dzień. Nie rozumiałam dlaczego mi wybaczył, chyba ja przeżywałam to znacznie bardziej niż on sam, a to on został pokrzywdzony. Naprawdę przez chwilę chciałam umrzeć, była chwila kiedy cieszyłam się z choroby... bo jeżeli miałabym żyć bez niego wolałabym nie żyć wcale.

Obydwoje zgodziliśmy się, że lepiej będzie jeżeli na razie nikt nie będzie wiedział, ani o mojej chorobie, ani o ciąży. Nie chcieliśmy robić zamieszania i niepotrzebnie martwić przyjaciół. Jost natomiast na pewno by się ucieszył, teraz mógłby mnie wywalić z zespołu pod pretekstem ciąży, albo nawet choroby... Tom też namawiał mnie, abym zrobiła sobie przerwę, ale nie chciałam. Dopóki czuję się dobrze i mam siłę będę grała, nie poddam się tak łatwo. Nie pozwolę, aby choroba mnie zniszczyła.


Z każdym kolejnym dniem próbowałam odbudować nasze szczęście, robiłam wszystko, aby naprawić to, co zniszczyłam. Tom podchodził do mnie przez pewien czas z dystansem, jednak szybko to minęło. Sam się przyznał, że nie potrafi mnie traktować inaczej niż kiedyś, bo zawsze będę dla niego najważniejszą kobietą w życiu. A mi nadal trudno w to uwierzyć...

Pierwsze tygodnie ciąży były dość nieprzyjemne, bardzo często źle się czułam i trudno było to ukryć przed zespołem, a nawet Davidem. Jednak zawsze jakoś wybrnęłam cało z sytuacji. Oczywiście z Sarą sobie wszystko wyjaśniłyśmy, starałam się zaakceptować ten dziwny związek między nią a Billem, w końcu są w życiu poważniejsze problemy...

Było mi ciężko, ale świadomość, że cały czas mam przy sobie ukochaną osobę, która mimo wszystko nadal ze mną jest i mnie kocha zawsze mobilizowała mnie do życia. I do walki. Bo obiecałam mu, że będę walczyła i że go nie zostawię.


-Po jutrze wracamy do Niemiec, koniec trasy.- Oświadczył Tom wchodząc do pokoju. Szczerze, myślałam, że przynajmniej przez jakiś czas nie będzie chciał dzielić ze mną jednego łóżka, ale on jak gdyby nigdy nic spał obok mnie, przytulał mnie, całował... czasami wydawało mi się, że zapomniał, lecz nie wiem, czy to możliwe? Bo ja nadal się z tym męczę...- Nareszcie trochę wolnego, będziesz mogła bardziej zadbać o swoje zdrowie.- Usiadł obok mnie.- Przez to wszystko nawet nie mam czasu zastanowić się nad tym, że będę ojcem.- Uśmiechnął się pod nosem.

-Trzeba wymyślić jakieś imiona...- Stwierdziłam niepewnie. To był zaledwie początek drugiego miesiąca, ale... lepiej wcześniej niż wcale. Poza tym lubię rozmawiać o naszym dziecku...

-Fajnie by było gdybyśmy wiedzieli kto tam siedzi...- „Zastukał” palcem w mój jeszcze płaski brzuch. Takie chwile sprawiały, że naprawdę czułam się szczęśliwa. I naprawdę wierzyłam, że może nam się udać.

-Tom, chciałeś żebym usunęła tę ciążę?- Zapytałam nagle. Chciałam to wiedzieć. Na początku, gdy lekarz wydał na mnie ten „wyrok”, odniosłam wrażenie, jakby właśnie tego chciał... i nie wiem, czy ze względu na moje zdrowie... może po prostu nie chciał dziecka?

-Nie, ale jeżeli miałoby ci to uratować życie...Carmen, ja nie chce być samotnym ojcem, dlatego nie możesz odejść. Nasze dziecko będzie potrzebowało matki i nikt mu ciebie nie zastąpi, ani mi też.

-Tak bardzo cie kocham...wcale nie chcę umierać, ale nie chce też, aby nasze dziecko umarło...- Przytuliłam się do niego z załzawionymi oczami... chyba nie można mieć wszystkiego.

-Wiem, dlatego będziecie żyli obydwoje...i stworzymy rodzinę, taką prawdziwą.- Pocałował mnie w czoło.- Zanim jeszcze to wszystko się wydało... zaczekaj, zaraz wrócę.- Podniósł się nagle przerywając swoją wypowiedź i skierował się do swojej torby szukając czegoś w niej, a po chwili wrócił do mnie...


###


*nie wiem, jak w rzeczywistości przebiega białaczka, ale ja robię po swojemu, w końcu to tylko fikcja i wszystko zależy od mojego umysłu ;>

 

Miałam sobie zrobić przerwę z własnej woli, jednak wyjeżdżam, więc na jedno wychodzi. I nie mam pojęcia kiedy wrócę... mam nadzieję, że za tydzień ;> Jakoś wcale nie mam ochoty, ale cóż... czasem po prostu trzeba.

No i to tyle, idę spać ;D pozdrawiam ;*

 

16 komentarzy:

  1. Podziwiam Toma za to, że potrafi traktować Carmen tak jak kiedyś. Ale mimo wszystko to dobrze, bo znaleźli się w bardzo nieciekawej sytuacji... Pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Czegoś takiego to się w ogóle nie spodziewałam oO. To, że Carmen jest w ciąży, zaczynałam podejrzewać, ale że ma białaczkę... Myślę, że uda jej się przezwyciężyć tą chorobę i urodzić dziecko. I naprawdę cieszę się, że Tom wybaczył tą zdradę, bo faktycznie, Carmen w ogóle jej nie pamięta, może została wykorzystana. Czekam niecierpliwie na next :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże! ;O Nie wierze że Carmen jest chora! ;( Ale ciesze się że będą mieli dziecko xD Podziwiam Toma, bo nie jeden facet nie potrafił by żyć po zdradzie a On jest taki dzielny ;)Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja pierd.ole oO. Wybacz za słownicto, ale normalnie wgięłaś mnie w ziemie tą notką oO. Jestem w szoku i pewnie już do końca dnia pozostane OO. Wiesz, ta sytucja mi się skojarzyła z ś.p. siatkarka Agatą Mróz. Nie wiem czy słyszałaś, ale ona również tak jak bohaterka miała biaczke oraz zaszła w ciąże... Urodziła zdrowe dziecko, ale zaledwie kilka dni (może tygodni) po tym, zmarła...:(. Bardzo podoba mi się postawa Toma. To, że tak bardzo ją kocha, że nawet zdrada (choć nie perfidna) nie może tego zmienić. Nie pozwolił jej odejść i to się liczy. Carmen ma wielkie szczęście, że ma w nim tak wielkie oparcie... Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży. Że urodzi zdrowe dziecko, ale zarazem i sama wyzdrowieje. O. Właśnie. Miałam napisać o tym lekarzu. Pfff jaki on szorstki i bezuczuciowy. Zero delikatności. 'Albo umrze pani, albo dziecko'. Nie no to już przegięcie. Jak można komuś coś takiego powiedzieć w oczy-.-. Rozumiem, że musiał powiedzieć jej prawde, i powiadomić co jej dolega, no ale chyba mógłto zrobić w inny, LEPSZY sposób oO. Dobra kończe.OO.I przyznam, że boje się nowej notki:P. W tej tyle rzeczy uległo zmianie, więc nie mam pojęcia co przyniesie kolejna...Ech.. pozdrawiam ;*;*I oczywiście ogółem odcinek wyśmienity. Masz talnet. ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku przepraszam, że dopiero teraz komentuję i tyle rozdziałów ominęłam...Kurde aż mi się płakać chciało...Szczególnie, jak dowiedziałam się o tej białaczce, i o tym, że Carmen musi decydować- ona albo dziecko...To jest straszne gdy trzeba podjąć taką decyzję...A Tom naprawdę świetnie się zachował...Podziwiam go, gdyż wiem, że męskie ego nie wytrzymuje takiej "zniewagi" po zdradzie choć faceci zdradzając kobiety twierdzą, że nic takiego się nie wydarzyło, gdyż nie miało to takiego znaczenia... A Tom tak łatwo wybaczył Carmen tą zdradę...Ja robiłam "audycję radiową" na biologię o białaczce w szkole i przebieg też tam był...Przed chwilą sprawdziłam do zakładek, gdzie zapisywałam strony potrzebne do szkoły i strony, które jak coś mogły by ci pomóc to:www.sciaga.pl/tekst/45014-46-bialaczka_przebieg_choroby_rodzaje_i_leczeniewww.bryk.pl/teksty/liceum/biologia/cz%C5%82owiek/19182-bia%C5%82aczka_przyczyny_przebieg_leczenie.html....PS: czasem dobrze jest mieć wymagającą nauczycielkę...Czekam na next...Kaśka[lonely-tears]

    OdpowiedzUsuń
  6. Carmen w ciąży ; OTo dziecko H?! Dobrze zrozumiałam?Carmen ma białaczkę ; O ;( Jezus Maria! ;( jejku... to takie... niesprawiedliwe...Popłakałam się... ja nie mogę...Podziwiam Toma.Przepraszam, ale nie jestem w stanie napisać czegoś sensowniejszego...

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialnie!! Mam nadzieję, że jej nie uśmiercisz... nie takiego zakończenia wszyscy oczekują ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. ach, dopiero teraz sobie przypomniałam o pewnej ważnej rzeczy: zabójczy szablon *.* te zdjęcie na nagłówku jest śliczne ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurcze..myślałam, że wkońcu popłacze się sama. =="Myślałam, że Tom zostawi 'Carmelke'( xD ) i jeszcze ją nawyzywa a tu proszę On ją jeszcze błagał, żeby została. Super notka. ; ]]

    OdpowiedzUsuń
  10. uff długo nie czytałam bo mnie nie było ale po nadrabiałam.Odcinek cudny a Tommy zachował się fantastycznie normalnie jak nie Tom. xD Mam nadzieję, że Carmen przeżyje czekam na kolejny odcinek i pozdrawiam . :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak... to kolejny komentarz tego dnia, ale chciałam się przypomnieć, bo istnieje taka możliwość, że nie przeczytałaś mojego komentarza pod poprzednią notką, więc piszę ;)http://my-story-with-tom.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Super.Ciąża, choroba i do tego jeszcze trudny wybór, ale dobrze, że postanowiła urodzić. W końcu ma przy sobie Toma, który jak widać dba o nią i mam nadzieje, że z jego pomocą wszystko będzie dla niej łatwiejsze. Oj, coś mi się zdaje, że Tom da jej teraz ten pierścionek.Aaa...jestem happy xDczekam an nexxt

    OdpowiedzUsuń
  13. Carmen chora? o_O i do tego w ciąży? o_O nie wierze... dlaczego akurat ona? musi przeżyć i to dziecko też! ;) odcinek cudowny :)) pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń