Tom kupił mi ogromne czekoladowe lody, dokładnie takie jakie mi się marzyły. No i byłam szczęśliwa, jak dziecko. I w ogóle nie przeszkadzało mi, że ludzie się na nas dziwnie patrzyli. Po pysznym podwieczorku udaliśmy się na krótki spacer, było trochę chłodno dlatego prędko wróciliśmy do hotelu, Tom jest teraz przewrażliwiony z powodu mojej ciąży, więc nie ma mowy o spacerach, gdy jest zimno. Ale z tym akurat ma rację, jestem już chora, więc nie mogę pogarszać swojego stanu.
Spędziliśmy ze sobą kolejną upojną noc... jak zawsze było wspaniale, nie wiem w ogóle jak my mogliśmy wcześniej bez tego żyć. Nie jestem żadnym napaleńcem, ale nie ukrywam, że jest to za każdym razem niezwykłe przeżycie. Uwielbiam mu się oddawać, czuję się wtedy tak wyjątkowo. Bo wybrał właśnie mnie, bo to mnie dotyka, całuje, pieści... a mógłby mieć przecież każdą. A nie mam wątpliwości, że każda inna byłaby lepsza ode mnie. Nie wyobrażam sobie teraz, że mogłabym umrzeć... jestem taka szczęśliwa, że w ogóle nie dopuszczam do siebie takiej myśli. Cieszę się z tego, że się zaręczyliśmy, że będziemy mieli dziecko i że mimo wszystko nadal łączy nas tak wielkie uczucie i jesteśmy razem.
Kolejny dzień spędziliśmy na mieście. Chodziliśmy po różnych sklepach, parkach i innych ciekawych miejscach. Tom ściskał mnie mocno za rękę nie spuszczając nawet na moment z oka. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie- bardzo się podobało. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak ważna i tak kochana.
-Właściwie to, dlaczego Jost czepia się tylko nas? Bill i Sara wcale się nie ukrywają, ale o nich nic nie mówi.- Stwierdziłam w pewnej chwili bo naprawdę wydawało mi się to dziwne. I niesprawiedliwe.
-Nie wiem, ale nie mówmy teraz o tym... jest tak miłoo...- Przyciągnął mnie bliżej siebie obejmując ręką w pasie.- Jutro nareszcie wracamy i będziemy mieli spokój. Będziemy mogli zająć się tylko sobą.
-Teraz też się zajmujemy.- Uśmiechnęłam się. Ostatnio zespół spadł na ostatni plan i nie wiem, czy to dobrze. Jednak mimo to nasza popularność wzrasta z każdym dniem...
-Ale w domu, to co innego. Tak bardzo cie kocham...- Zatrzymał się na środku chodnika i przytulił mnie do siebie następnie obdarowując soczystymi pocałunkami. Czasem za nim nie nadążam...- Już się nie mogę normalnie doczekać kiedy weźmiemy ślub. Gdzie chcesz jechać w podróż?
-Tom, spokojnie... jeszcze zdążymy ze wszystkim.- Zaśmiałam się. On to by chciał wszystko od razu... i może to byłoby dobre? Bo co będzie jeżeli w ogóle nie doczekam ślubu? Jeżeli umrę przed tym dniem? Jeszcze nawet nie ustaliliśmy daty... nawet nie rozmawialiśmy o tym, co będzie jeżeli jednak przegram walkę.
-Ej, co tak nagle spoważniałaś?
-Tak jakoś... zamyśliłam się.- Posłałam mu delikatny uśmiech.- Chodźmy bo wszyscy muszą nas omijać i się gapią, jak na ufoludki.
-Ale jakie fajne z nas ufoludki.- Wyszczerzył się i jeszcze raz mnie pocałował. Mogłoby być tak już zawsze. Bez problemów- przynajmniej można by nie myśleć o tych, które tak naprawdę gdzieś się kłębią we wnętrzu. Szczęśliwie zakochani idący naprzeciw życiu, wierzący w swoją miłość i wspólną siłę, którą pokonamy wszystkie przeciwności przebiegłego losu, który już nie pierwszy raz wystawia nasz związek na ciężką próbę. Ale my wciąż walczymy, wciąż razem.
Na zawsze i na wieczność. Może to naiwność? Złudzenie? Ale piękne. Najpiękniejsze i oby trwało wiecznie. Bo nie zniosę rozstania. Teraz już nie...
#
Nadszedł dzień naszego powrotu do Niemiec. Gdy wyjeżdżaliśmy w trasę byłam jedyną kobietą w grupie, a teraz już było nas dwie. I kto wie, być może w moim brzuchu kryje się trzecia? Jeszcze trochę i będę wiedziała, jakie imię wybrać i jakiego koloru kupować ubranka. Obym tylko doczekała.
Podróż minęła nam w przyjemnej atmosferze, z Sarą jest o wiele lepiej niż bez niej. Mogłaby związać się na poważnie z Billem i już zawsze z nami jeździć...
Pożegnaliśmy się wszyscy, każdy chciał jak najprędzej znaleźć się w swoim domu. Oczywiście za wyjątkiem mnie i Toma... chłopak próbował przekonać mnie, abym od razu zabrała swoje rzeczy i się do niego przeprowadziła, jednak to było dla mnie za szybko. Chciałam porozmawiać jeszcze z siostrą... nasze ostatnie spotkanie nie zakończyło się fajnie...
-Ale jutro się przeprowadzisz?- Spojrzał na mnie słodko kładąc mi ręce na biodrach. Nie sposób było mu odmówić, poza tym chyba nie warto zwlekać.
-Tak, jutro już będziemy razem.- Zapewniłam go z uśmiechem i obdarzyłam czułym pocałunkiem.- A teraz już idź, Bill pewnie czeka.
-Bill polazł za Sarą...- Przewrócił oczami.- Już sam nie wiem na czym oni stoją... można się pogubić...
-Yhym.... wejdziesz?- Zaproponowałam uśmiechając się delikatnie, miałam nadzieję, że i on mi nie odmówi. Chętnie spędzę z nim kolejną noc, przy nim czuję się taka bezpieczna... a jak mnie przytula, to w ogóle nie jest potrzebna mi kołdra.
-Wejdę.- Odparł po chwili muskając mój policzek.
-A zostaniesz?
-Zostanę, zostanę.- Tym razem złożył pocałunek na mojej szyi. Ostatnio bez przerwy mnie prowokuje, muszę mu wytłumaczyć, że podczas ciąży hormony buzują... nawet sobie nie wyobraża, jak na mnie działają jego usta.
-No to chodź...- Pociągnęłam go za rękę w stronę domu. Drzwi były otwarte więc bez problemu weszliśmy do środka.- Wróciłam.- Oświadczyłam zauważając siostrę siedzącą w salonie.
-Fajnie.- Mruknęła spoglądając na nas znad gazety.
-Co za radość, nie ma co... widzisz? Nie chcą mnie tutaj.- Poskarżyłam się Tomowi, który cały czas oplatał mnie rękoma w pasie stojąc za mną. Dostałam od niego całusa w policzek i od razu humor mi się poprawił, on to wie, co mnie zawsze uleczy.
-Nie wiem, jak wy możecie non stop tak się do siebie kleić.- Melanie odłożyła gazetę patrząc na nas z krzywą miną.- Ja rozumiem, miłość to miłość, ale nie znudziło się wam jeszcze to migdalenie się?
-E,e...- Pokręciłam przecząco głową i zaraz się wyszczerzyłam. Nagle wpadłam na genialny pomysł, aby poinformować siostrę o tym iż jestem już narzeczoną, a nie dziewczyną. Byłam ciekawa jej reakcji...- Przedwczoraj się zaręczyliśmy.- Wypaliłam powodując, że moja siostra roztwarła buzię z wrażenia patrząc na mnie jak na ułomną. To był dopiero szok, oczywiście dla niej.-No, haloo! Mowę ci odjęło?
-Że niby... bo...że...co...gdzie...że... jak !?
-To chyba znaczy, gratuluję?- Uśmiechnęłam się wesoło i odchyliłam trochę głowę do tyłu, aby móc cmoknąć Toma, gdzieś w okolicach ust.- Cieszę się, że się cieszysz, siostro moja droga. Jutro się wyprowadzam, więc masz cały dom dla siebie. I z góry mówię, cieszę się, że się cieszysz.- Wyszczerzyłam się do niej. A Melanie tylko siedziała i mrugała oczami jak opętana.-Ale dzisiaj jeszcze prześpimy się tutaj.- Dodałam prowadząc Toma w stronę schodów. Nie łatwo się szło, gdy był do mnie przyklejony...- Kocham cie!- Rzuciłam przez ramię, co zostało źle zinterpretowane przez wszystkich za wyjątkiem mnie.
-Ja ciebie też.- Usłyszałam szept koło ucha.
-To nie było do ciebie!- Zaśmiałam się, na co zrobił zaskoczoną minę.- Melanie, to do ciebie.
-Mam być zazdrosny o twoją siostrę?
-Nie bo ciebie kocham, kocham, kocham, kocham, kocham, strasznie, bardzo, okropnie, nad życie, mocno!- Wyrecytowałam całując do góry nogami jego usta. No jakby nie mógł stanąć przede mną, wszystko utrudnia...
-Dzwonie do psychiatry!- Krzyknęła nagle Mel, co wprawiło mnie tylko w śmiech. Naprawdę, aż tak dziwnie się zachowuję? Nieee....
#
-No, too... dzięki i cześć.- Blondynka uśmiechnęła się do chłopaka z zamiarem odejścia, na co ten przewrócił oczami. Czasami wydaje mu się, że związał się z małą dziewczynką, która jeszcze nie zna życia.
-Ekhm, Sara.- Chrząknął zwracając na siebie jej uwagę.- A zdajesz sobie sprawę z tego, że mam twój bagaż?
-Ah, zapomniałam...przepraszam...- Powiedziała szybko i złapała za swoją torbę chcąc wyrwać ją z uścisku czarnowłosego, jednak ten nie miał zamiaru puścić, co jej znacznie utrudniło zadanie.-Może byś tak mi to oddał?
-A może nie?- Uniósł brwi przechylając lekko głowę i spoglądając na nią.
-O co ci znowu chodzi?- Nie mogła ukryć swojego zdenerwowania całą sytuacją. Właściwie bardziej obawiała się, że ktoś ich razem zobaczy niżeli nie odzyska bagażu.
-Może byś mnie zaprosiła do środka?- Zasugerował nie spuszczając z niej wzroku.
-Nie mogę... moi rodzice są w domu.- Stwierdziła oddychając głęboko. Żeby tylko już nie drążył tego tematu.
-Więc przedstawisz mnie im, jako swojego chłopaka.- Wzruszył ramionami nie widząc w tym nic złego. Dla niego to żaden argument. I przestawało mu się podobać to wszystko, nie chce czuć się nie chciany.
-To chyba nie jest najlepszy pomysł.
-Mam rozumieć, że masz zamiar mnie ukrywać, tak? I najlepiej, żebyśmy w ogóle nie pokazywali się razem publicznie. Jasne, wszystko rozumiem.- Wyrecytował poirytowany i oddał jej własność po czym cofnął się do tyłu.
-Bill, to nie tak... po prostu...
-Wiesz, co? Ja nie mam już siły. Myślałem, że skoro mnie pokochałaś, coś się zmieni... na lepsze! Ale tak nie jest... a właściwie było, tylko teraz nagle się zmieniło. Nie chcę być twoim chłopakiem, tylko wtedy kiedy jesteśmy sami.- Przerwał jej stanowczo, a ten ton nie był już przyjemny i na pewno nie wskazywał na to, żeby chciał jej wysłuchać i może zrozumieć.- Wstydzisz się mnie? Zresztą nieważne. W każdym razie, skoro masz zamiar mnie ukrywać, to ja serdecznie dziękuję za taki związek.
-Bill...
-Nie mów już nic i nie przepraszaj, to był mój błąd. Szkoda, że to wszystko tak się skończyło. Zakochałem się w tobie, jak jakiś wariat w ogóle nie zwracałem na nic uwagi i najwyraźniej zrobiłem źle, bo teraz mam tego skutki. Bo nie powinno być tak, że lepiej się czuję w twoim towarzystwie, jako mojej przyjaciółki niż dziewczyny.- Mówił nie pozwalając jej nawet na chwilę otworzyć ust. Jego głos był przepełniony żalem i goryczą, już nie był taki słodki i kochany. I na pewno nie miał zamiaru po raz kolejny powiedzieć : „nic nie szkodzi”...- Tak dla formalności, to koniec. Nigdy nie zrywałem z dziewczyną, nie jestem w tym dobry, więc wybacz jeżeli coś zabrzmiało nie tak. Cześć.- Zakończył z trudem przełykając ślinę i odszedł pozostawiając ją samą sobie. Zacisnęła powieki nie potrafiąc w to wszystko uwierzyć. Nawet nie chciał posłuchać, co ona ma do powiedzenia... chyba naprawdę musiała zachowywać się nieznośnie, skoro ma już jej dosyć.
-Sara! Dlaczego stoisz przed domem? Chodź do środka, czekamy na ciebie.- Nagle usłyszała za sobą głos matki. Najchętniej chwyciłaby swoją torbę i uciekła, jak najdalej. Odwróciła się i zrobiła kilka niepewnych kroków w jej stronę, aż w końcu znalazła się obok.- Enrique, przyjechał.- Rodzicielka uśmiechnęła się do niej znacząco.
-Nienawidzę cię, mamo.- Szepnęła niewyraźnie wymijając kobietę...
###
Może nic nie powiem...
1!
OdpowiedzUsuńHahaha ta akcja z Melanie hahaha prze świetna!Bill zerwał z Sarą?! W sumie to ja mu się trochę nie dziwię, ale szkoda, że nie dał jej dojść do głosu..I wgl co to za Enriqe?!
OdpowiedzUsuńZERWAŁ?!.. Wkręciło mnie to <3 ;dwyznania-pesymistki
OdpowiedzUsuńCholera! Jak tylko zobaczyłam tytuł odcinka to się przestraszyłam, że chodzi o Toma i Carmen, a tu Bill i Sara... co wcale nie znaczy, że się cieszę. Ja się nie dziwię Billowi, że już nie wytrzymał, ale mógł dać dojść Sarze do głosu. Mam nadzieję, że jednak się zejdą, w końcu są w sobie zakochani. Niech teraz Sara zawalczy o chłopaka. A Carmen i Tom to taka piękna para, że tylko pozazdrościć ^^ Bardzo ładny odcinek, pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńsuper rozdział :) och... to koniec :( nie! dlaczego?:( to wszystko przez Sarę. nie dziwie się Billowi, że tak zareagował :( mam tylko nadzieje, że się pogodzą ;) pozdrawiam ;***
OdpowiedzUsuńKurde no! U Carmen i Toma tak fajnie się układa a u Billa i Sary wręcz przeciwnie... ;/ Ale Bill miał rację! Ja też bym nie wytrzymała na jego miejscu! Ta Sara zachowuje się jak jakaś... dzikuska! No bo chłopak ją kocha a ona go za każdym razem spuszcza na drzewo! A ten Enrique, to kto niby?! Jakiś kretyn, czyli pupielk rodziców Sary? ;/Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńHm... Bardzo dobrze, że Tomowi i Carmen się układa. ^^ A jeśli o Sarę i Billa... Hm... Może to i lepiej, że jej to wszystko powiedział. Był wyrozumiały i cierpliwy, więc może faktycznie ona nie powinna mieć do niego żalu o to wszystko. Pozdrawiam. ;]
OdpowiedzUsuńa kto to jest ten cały Enrique (dobrze napisalam? oO). Może się już kedyś pojawił, ale nie pamiętam. Po przeczytaniu tytułu, moja pierwsza myśl to: Tom zerwał z Carmen oO. Okazało się, że między nimi nadal jest słodko i przyjemnie (a to bardzo, ale to bardzo dobrze), a piep.rzy się u Billa i Sary. A już sądziłam po ostatnim odcinku, że wszstko się ułoży! W końcu wreszcie się przemogła i wyznała mu miłość...a tu nagle takie coś. Oczywiście wcale nie jestem zszokowana zachowaniem Billa. Każdy na jego miejscu w końcu by nie wytrzymał. No, bo ile można? On naprawdę tak długo się o nią starał... kiedy w końcu odwzajemniła jego uczucia i miało być pięknie, zachowuje się nie w porzdku. Rzeczywiście to wygląda, jakby się go wstydziła...Mam nadzieję, że jednak teraz wszystko sobie przemyśli i teraz to ona będzie starała się zdobyć jego. Albo raczej odzyskać, bo przecież wiadome, że ją kocha nadal. Odkochać nie da się w jednej chwili..No cóż... czekam na kolejny odcinek^^ ;****Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńU Toma i Carmen widać, ze wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zero kłótni...same przyjemności ;)Ale za to u Billa i Sary za to nie bardzo. Ciekawe dlaczego Sara nie powiedziała mu, dlaczego go nie zaprosiła i, kto to ten Enriqe?Czekam na next...
OdpowiedzUsuńDobrze, że Carmen i Tomowi się jak na razie układa...Mam nadzieję, że choroba tego nie zniszczy...I da im się sobą nacieszyć.A co do Sary i Billa...Ech rozumiem, czemu to powiedział...Już długo był wyrozumiały i w końcu nie wytrzymał...Ale za tym, że Sara nie chciała go wpuścić musi się coś kryć! i kim jest ten Enrique ?Czekam na next...Kathy
OdpowiedzUsuńodcinek Cud miód.! ^^na początku jak przeczytałam tytuł to się wystraszyłam bo myślałam, że to dotyczy Toma i Carmen .. Na szczęście okazało się inaczej.Szkoda mi, że Bill z Sarą zerwali.No ale faktycznie Billy miał trochę racji, szkoda, że nie dał jej dojś cdo słowa.Zapraszam do mnie http://rubinowy-sen-dreptusia-z-deutschlandu.bloog.pl
OdpowiedzUsuń